Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.
Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!
Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.
Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!
(2605.) GRECKA SAGA, CZYLI KTO UMIE LICZYĆ?
Kto umie liczyć, niech liczy… Już nawet “The Economist” przyznaje, że redukcja greckiego długu jest nieuchronna i podkreśla, co głoszę od dawna, że Grexit byłby dużo bardziej kosztowny również dla wierzycieli Grecji: “The need for debt relief, the totemic issue for Mr Tsipras, is underscored by the IMF, and—privately, at least—acknowledged by most European politicians who can count. (…) Grexit will hit Greece’s economy harder than staying in and it will cost the creditors a lot more money.” (“The way ahead”, http://www.economist.com/news/leaders/21657394-deal-between-greece-and-its-creditors-would-be-best-if-there-has-be-grexit-here).
Fakt, że piszą o “ulżeniu” w zadłużeniu (“debt relief”), a nie o redukcji długu, a restrukturyzacja polegająca na wydłużeniu okresu spłaty zobowiązań jest też interpretowana jako “ulżenie”. Tak właśnie przedstawia to prezydenrt Francji, Francois Hollande: “French President Hollande says ‘there will be a re-profiling of Greek debt by extending the maturities”.” To ciekawe, że coraz częściej politycy i eksperci uwikłani w grecki syndrom używają zaproponowanego przeze mnie już pół roku temu, także na tej stronie, określenie „reprofiling” (zob. „The turning point of the Greek drama?”, http://www.wedrujacyswiat.pl/blog/kolodko/).
Kanclerz Niemiec, Angela Merkel kategorycznie stwierdza, że redukcja długu jest poza dyskusją (“Greek debt forgiveness ‘out of the question'”). I to jest wielki błąd, który może spowodować, że dzisiejsze brukselskie porozumienie okaże się raz jeszcze wielkim nieporozumieniem. Nie ma wyjścia z greckiego kryzysu bez stosownego zmniejszenia długu i tylko pod takim warunkiem może – może, nie musi – być wykonalny program skrajnie twardych dostosowań narzuconych Grecji przez trojkę, czyli Unię Europejską, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy.
(2604.) BEZ MAŁA PRZESTĘPSTWO…
“… Nie było żadnych rozmów pomiędzy Bankiem Grecji, rządem oraz instytucjami regulującymi i bankami komercyjnymi Grecji o szczegółach technicznych opuszczenia obszaru euro i przyjęcia nowej waluty. To jest zdumiewające – a niektórzy twierdzą, że to bez mała przestępstwo – biorąc pod uwagę, że w środę prezydent Unii Europejskiej, były polski premier Donald Tusk, powiedział wyraźne, że negocjacje w ten weekend będą o tym, czy Grecja pozostanie w strefie euro. “Nie było absolutnie żadnych rozmów z władzami w sprawie tego, co chcemy zrobić, jeśli opuścimy euro; żadnego przygotowania technicznego, nic, czego bylibyśmy świadomi”, powiedział jeden poważny bankier. Tak więc Grexit byłby paskudny dla banków. Byłby również koszmarny dla Europejskiego Banku Centralnego (EBC).” (Robert Peston, “Could euro survive temporary exit of Greece?” http://www.bbc.com/news/business-33497877)
“…there have been no conversations between the Bank of Greece, the government or regulators and Greece’s commercial banks about the technicalities of leaving the euro and adopting a new currency. This is astonishing – and some would say pretty close to criminal – given that on Wednesday night the president of the European Union, former Polish prime minister Donald Tusk, was explicit that this weekend’s negotiations were all about whether Greece would stay in the eurozone. “There have been absolutely no talks with the authorities on what we would do if we leave the euro – no technical preparations, nothing that we are aware of,” said one senior banker. So Greek exit from the euro would be hideous for banks. It would also be nightmarish for the European Central Bank (ECB).” (Robert Peston, “Could euro survive temporary exit of Greece?” http://www.bbc.com/news/business-33497877)
(2603.) EUROPEJSKIE MITY, CZYLI GRECKIEGO SYNDROMU c.d.
Greckie mity są zdecydowanie bliższe prawdy niż mit o wspólnych europejskich wartościach i solidarności.
„A summit of all European Union members planned for Sunday has been cancelled as “very difficult” talks over a third bailout deal for Greece continue. Without a deal, it is feared Greece could crash out of the euro (…) rarely have EU meetings been cancelled at such short notice and with such a terse announcement. Marathon talks on Saturday had ended without agreement (…). („Greece debt crisis: EU summit cancelled as talks continue” http://www.bbc.com/news/world-europe-33497353).
(2600.) GRECJI, EURO W POLSCE I OBIETNICACH PRZEDWYBORCZYCH MÓWIĘ W ONET.PL
Kołodko: za sytuację Grecji bardziej od Greków odpowiedzialni są ich wierzyciele (http://biznes.pl/kolodko-za-sytuacje-grecji-bardziej-od-grekow-odpowiedzialni-sa-ich-wierzyciele/d9jzne)
„- Narzucony Grecji program oszczędności nie spełnił swoich założeń. Zamiast wprowadzić gospodarkę na ścieżkę wzrostu dającą nadwyżkę, którą można by podzielić na spłatę długu i poprawianie warunków życia, wprowadzono ją na równię pochyłą. Mamy 25-proc. recesją w ciągu ostatnich sześciu lat, ponad 25-proc. bezrobocie i ponad 25-proc. odsetek osób żyjących w biedzie – mówi prof. Grzegorz W. Kołodko, były minister finansów i wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego.”
Kołodko: gdybym był Grekiem, w referendum głosowałbym na „nie”
http://biznes.pl/kolodko-gdybym-byl-grekiem-w-referendum-glosowalbym-na-nie/edk6xp
„- Nie mógłbym głosować za programem, który nie rozwiązuje problemu. Zmieniłby on tylko nieco istotę, rozłożyłby trochę inaczej akcenty, coś by zamiótł pod dywan. W 1994 roku osobiście podpisałem dokument, który zdjął z barków Polaków połowę długu, ale to było oparte na realistycznym, uzgodnionym z nami programem dostosowań – mówi prof. Grzegorz W. Kołodko, były minister finansów i wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego.”
Kołodko: polski naród zagłosował za członkostwem w strefie euro
http://biznes.pl/kolodko-polski-narod-zaglosowal-za-czlonkostwem-w-strefie-euro/0dbdse
„- Beata Szydło apeluje, aby PO wycofała się z pomysłu euro w Polsce, ale PO nie ma się z czego wycofywać. My mamy prawo i obowiązek wejścia do strefy euro – mówi prof. Grzegorz W. Kołodko, były minister finansów i wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego. Dodaje, że w referendum społeczeństwo polskie opowiedziało się za wejściem do UE, a więc zgodnie z traktatem również do strefy euro. Jeśli chcemy się rozmyślić, to powinno w tej sprawie odbyć się kolejne głosowanie.”
Kołodko: część postulatów PiS jest sensowna, ale część jest niedorzeczna
(http://biznes.pl/kolodko-czesc-postulatow-pis-jest-sensowna-ale-czesc-jest-niedorzeczna/hkth97)
„- Specjalne opodatkowanie banków i supermarketów to nie jest właściwy kierunek – uważa prof. Grzegorz W. Kołodko, były minister finansów i wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego. – Trzeba konsekwentnie stosować obowiązujące instrumenty, żeby zwiększyć wpływy podatkowe z handlu wielkopowierzchniowego i z bankowości. Ale być może takie zapowiedzi to tylko pogróżki: handlowcy i bankierzy, wy się zreflektujcie, płaćcie podatki, bo inaczej wam damy łupnia – zaznacza.”
(2599.) O CO PYTAJĄ CHIŃCZYCY
Podczas tygodniowego pobytu w Chinach wygłosiłem kilka wykładów i odbyłem seminaria na czołowych pekińskich uniwersytetach – Beijing, Tsinghua, Renmin, Normal – oraz w kilku instytutach, m .in. w Center for China and Globalization. Miałem też spotkania autorskie z czytelnikami ostatnio wydanej książki po chińsku, „Shi Jie Qu Xiang He Fang: Wei Lai De Zheng Zhi Jing Ji Xue” (http://product.dangdang.com/23660795.html). To tłumaczenie opublikowanej również w innych językach książki pt. „Dokąd zmierza świat. Ekonomia i polityka przyszłości” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008). Przy tej okazji udzieliłem też kilku wywiadów dla prasy, radia i telewizji. Bardzo zainteresowały mnie pytania, które mi zadawano. Zapamiętałem je, spisałem i teraz dzielę się nimi, bo naprawdę warto bliżej się im przyjrzeć i głębiej się zastanowić nad tym, o co – i dlaczego – pytają Chińczycy. Oczywiście, są to pytania skierowane do mnie – autora kilku książek i kilkudziesięciu artykułów opublikowanych w języku chińskim oraz byłego polskiego wicepremiera i ministra finansów, którego polityka reform i rozwoju oraz jej skutki są znane i cenione przez chińskich ekonomistów i polityków, a także wielu menedżerów i przedsiębiorców. Tym bardziej warto się im przyjrzeć. O co zatem pytają Chińczycy?
I. O globalizację i strategie gospodarcze
I.1 Jak powinno się definiować globalizację? Czy jako proces trwający nieprzerwanie od czasów Imperium Rzymskiego, czy raczej jako proces uzależniony od polityki gospodarczej danego kraju?
I.2 Jak bardzo proponowany przez pana profesora Nowy Pragmatyzm różni się od dotychczasowej strategii ekonomicznej Chin kierujących się koncepcją „czarnego i białego kota”?
I.3 Czy w perspektywie globalizacji myśl marksistowska staje się coraz silniejsza czy coraz słabsza?
I.4 Na czym polega rola zwykłych ludzi w czynieniu świata lepszym?
I.5 W jakim stopniu postęp techniczny przyczynia się do rozwiązywania problemów związanych z nierównościami, ekologią oraz bezpieczeństwem?
I.6 Profesor zwraca uwagę na konieczność osiągnięcia równowagi ekonomicznej, społecznej oraz ekologicznej. Jakie są najważniejsze przeszkody w dążeniu do takiej potrójnej równowagi i jak je rozwiązać?
I.7 W tym roku uczestniczy pan profesor w „Fourth Global Think Tank Summit”. Jakie podejmowane tam zagadnienia najbardziej profesora interesują?
II. O integrację regionalną i organizacje międzynarodowe
II.1 Mając na uwadze zaangażowanie Chin w takie projekty, jak Partnerstwo Transpacyficzne (TPP) oraz Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji (TTIP), jaki proces jest istotniejszy: globalizacja czy regionalizacja?
II.2 Która z inicjatyw jest ważniejsza: Partnerstwo Transpacyficzne (TPP) czy program „One Belt, One Road”?
II.3 Jakie Pan profesor ma zdanie w kwestii Azjatyckiego Banku Inwestycji Infrastrukturalnych (AIIB)?
II.4 Co pan profesor sądzi o chińskiej inicjatywie „Nowego Jedwabnego Szlaku”? Jakie to przynosi wyzwania dla Chin?
II.5 Mówi się o „Nowej Europie” i „Starej Europie”. Czy istnieje jakaś finansowa albo polityczna bariera pomiędzy tymi dwoma grupami krajów?
III. O transformację i jej efekty
III.1 Co pan sądzi o “konsensusie waszyngtońskim” i “terapii szokowej”?
III.2 Jakie szoki się pojawiły i jakie korzyści wyłoniły podczas procesu integracji “Nowej Europy” z Unią Europejską?
III.3 Jak należy ocenić proces transformacji polskiej gospodarki i czy można uznać go za zakończony?
III.4 Czego Chiny mogą się nauczyć z ostatnich 5 lat doświadczeń Polski i krajów Europy Środkowo-Wschodniej?
III.5 Czy proces transformacji na Węgrzech znalazł się na wstecznym kursie?
III.6 Jaki był wpływ geopolitycznej sytuacji Europy Wschodniej na rozwój gospodarczy i polityczny krajów transformacji?
III.7 Czy jest jakaś zmiana statusu krajów wschodnioeuropejskich na scenie międzynarodowej po zwieńczonej powodzeniem transformacji?
IV. O Chiny
IV.1 Czy Chiny stanowią zagrożenie dla świata?
IV.2 Z jednej strony wiele mówi się o tym, że Chiny niebawem wyprzedzą największą gospodarkę świata, a z drugiej strony nie milkną głosy o słabościach chińskiej gospodarki. Jak to skomentować?
IV.3 Czy Chiny będą w stanie utrzymać wysokie tempo wzrostu gospodarczego w ciągu najbliższych 10 lat?
IV.4 W jaki sposób Chiny mogą utrzymać wysokie tempo wzrostu gospodarczego, który byłby dobry zarówno dla Chin, jak i dla świata?
IV.5 Czy zdaniem profesora Chiny wyprzedzą USA i jakie będą tego globalne konsekwencje?
IV.6 Czy chińska waluta, Renminbi, wejdzie w skład koszyka walut SDR? Czy to ważne dla Chin?
IV.7 W jaki sposób można rozwiązać problem rozwarstwienia dochodowego w Chinach? Czy to możliwe?
IV.8 Czy korupcja powinna być postrzegana jako jeden z najważniejszych problemów Chin?
IV.9 Czego dzisiejsze Chiny mogą nauczyć się od niewielkich krajów, takich jak Polska czy Singapur?
V. O Europę i Polskę
V.1 Jaki jest obecny stan stosunków między Chinami i krajami Europy Środkowo-Wschodniej i jak w przyszłości będą kształtowały się te relacje?
V.2 Jak wygląda sytuacja krajów Europy Środkowo-Wschodniej w kwestii reindustrializacji?
V.3 Jak prezentuje się Polska klasa średnia w porównaniu do chińskiej i jak sprawić, aby dochód był dzielony w bardziej sprawiedliwy sposób?
V.4 Jaki jest udział płac w PKB Polski?
V.5 Jak zmieni się polityka gospodarcza Polski w perspektywie wyborów prezydenckich i parlamentarnych?
V.6 Jak otwarty i zliberalizowany system finansowy Polski zareagował po kryzysie finansowym 2008 roku?
V.7 Jaki wpływ na polską gospodarkę wywierają sankcje nałożone na Rosję przez Zachodnią Europę i USA?
VI. O stosunki gospodarcze z Polską i Europą Środkowo-Wschodnią
VI.1 Jaki jest obecny stan stosunków między Chinami a krajami Europy Środkowo-Wschodniej i jak w przyszłości będą kształtowały się te relacje?
VI.2 Jak należy ocenić obecny stan współpracy handlowej pomiędzy Polską i Chinami?
VI.3 Jak będzie wyglądała przyszłość współpracy handlowej między Polską i Chinami w kontekście nowych rządów w Polsce?
VII. O Grecję i Ukrainę
VII.1 Co pan profesor sądzi na temat obecnego kryzysu greckiego?
VII.2 Czy i z jakiego powodu Chiny powinien interesować problem Grecji?
VII.3 Czy Grecja wypadnie ze strefy euro?
VII.4 Co pan myśli i kryzysie i konflikcie na Ukrainie?
(2598.) GRECKI KRYZYS, AMERYKAŃSKIE OBAWY
Amerykańscy eksperci powtarzają moje ostrzeżenia (vide http://www.economonitor.com/blog/author/gkolodko/) odnośnie do możliwych – możliwych, nie nieuniknionych – politycznych następstw nierozważnego rujnowania Grecji w wypadku kontynuacji fatalnej polityki trojki, której nieskuteczność widać coraz wyraźniej: „Zdaniem eksperta CFR [waszyngtońska Rada Stosunków Międzynarodowych] ds. międzynarodowej gospodarki Sebastiana Mallaby’ego za utrzymaniem Grecji w eurolandzie przemawiają głównie “obawy natury politycznej”, a nie finansowej. To obawy, że Grecy, jeśli znajdą się w rozpaczliwej sytuacji finansowej, mogliby np. dokonać przewrotu wojskowego, albo zawrzeć sojusz z Rosją, czy też otworzyć się na pomoc z Chin – wymieniał. “To te obawy są moim zdaniem największym bodźcem dla liderów europejskich, czyli wierzycieli, by utrzymać Grecję w eurolandzie” – dodał.” (http://biznes.onet.pl/wiadomosci/ue/eksperci-cfr-grexit-moglby-umocnic-strefe-euro/04g6bh)
(2597.) OBAMA DZWONI DO MERKEL, CZYLI GRECKIEGO KRYZYSU CIĄG DALSZY
W zeszłym tygodniu pisałem: „Politykom pozbawionym wyobraźni – w Brukseli i Berlinie, w Paryżu i Warszawie – warto uzmysłowić, że jeśli ich błędy zmuszą Grecję do wyjścia ze strefy euro, to prawdopodobne stanie się opuszczenie przez nią również Unii Europejskiej. Dalej, za cenę uzyskania sowitej pomocy finansowej, na którą Rosję pomimo jej kłopotów gospodarczych stać, Grecja może zechcieć wystąpić z NATO. Bo po co im taki Zachód, który pozbawia ich bezpieczeństwa ekonomicznego i społecznego?” [(2590.) Afrykanizacja Grecji] Niestety, nadal nie starcza nie tylko tej tak potrzebnej w polityce wyobraźni, lecz również odpowiedzialności i umiejętności pragmatycznego podejścia do sprawy. Tak jest w Europie.
A jak jest w USA? Tam rozumieją, co się dzieje. Gdy tylko w eterze pojawiło się hasło NATO, amerykańska administracja – Biały Dom, Departamenty Stanu i Skarbu – zareagowały. Wykorzystując swą dominującą pozycję w Międzynarodowym Funduszu Walutowym, wymogli na jego nieugiętym wcześniej kierownictwie istotną zmianę kursu. MFW ogłasza nagle, że zasadnicza redukcja długu Grecji, co proponuję od dawna, jest nieodzowna i apeluje do partnerów z trojki, czyli do Unii Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego, aby też zmienili swoje podejście do rozwiązywania problemu na bardziej elastyczne i praktyczne: poważna redukcja długa w zamian za prowzrostowe dostosowanie fiskalne. Niestety, nie dociera to do nich… W tej sytuacji prezydent Brack Obama dzwoni do kanclerz Angeli Merkel (no bo nie do Donalda Tuska), aby wyperswadować jej zmianę kursu, zanim będzie za późno. Wciąż jeszcze nie jest…
“Obama talks to Merkel and Tsipras
President Barack Obama spoke by telephone to German Chancellor Angela Merkel on Tuesday about the Greece debt crisis before talks with Greek Prime Minister Alexis Tsipras, the White House said. “We continue to encourage all sides to participate constructively in those conversations,” White House spokesman Josh Earnest said, renewing calls for an agreement between Greece and its creditors.” (http://www.bbc.com/news/live/business-33383653)
(2596.) POMYSŁ NA GRECJĘ
„Kołodko ma pomysł na Grecję: część długu powinna być zamrożona i umorzona po wprowadzeniu reform” – tak anonsuje moje propozycje TVN24 Biznes i Świat (http://tvn24bis.pl/z-kraju,74/kolodko-zasadnicza-czesc-greckiego-dlugu-powinna-byc-zamrozona,557884.html)
Grecki dług musi być sprowadzony do poziomu spłacalności. Jego zasadnicza część musi być zamrożona i odłożona na 20 lat. Potem należy to umorzyć pod warunkiem wprowadzenia reform – uważa Grzegorz Kołodko. W programie “Bilans” w TVN24 Biznes i Świat były minister finansów ocenił, że “Grecja ma kłopoty, bo zachowywała się nieodpowiedzialnie”. – To jeszcze nie będzie rozstrzygające spotkanie (dzisiejszy euro szczyt – red.). W tej fazie kryzysu tak, ale sytuacja jest tak dynamiczna, że bardziej przypomina wojnę niż pokój. Zmieniają się obrazy dosłownie, na ulicach i ekranach telewizorów – podkreślił Kołodko, oceniając możliwe efekty wtorkowego szczytu. Jego zdaniem obecnie trwają naciski na USA, Berlin i Paryż, by zmienić podejście do Grecji.
(2601.) Droga Pani, Szanowny Panie,
Odnosze wrazenie, ze Pani «kuma ekonomie » z powtarzanej w Polsce, przez liczne « papugi », propagandy anty-Greckiej.
Przypomne, ze wszelkie « przywileje » to Grecy ustanowili jeszcze przed przyjeciem euro (!).
Tak wowczas jak i dzis (wg Eurostatu) Grecy naleza do najpracowitszych europejczykow !
Prosze poczytac co pisze o Grekach pan profesor Grzegorz KOLODKO.
Ponadto do roku 2007 ich gospodarka i warunki zycia ciagle czynily postep. Po kryzysie z roku 2008 ich sytuacja ulegla zmianie i…jak po rowni pochylej jada i jada. Mimo dwoch lat gdy zanotowali wzrost gospodarczy na poziomie 2,5% to aktualnie sa w sytuacji jak w roku 1999.
Do tego wykonali wiele zalecen UE i jaki efekt : ich deficyt wzrosl ze 110% do 180%. Jedyny realny efekt to, ze pieniadze « dla Grecji » z europejskiego funduszu stabilizacyjnego od UE (czyli od podatnikow) przeplynely do…Bankow prywatnych (z Niemiec, Francji i Wloch – glownie). Problemyè Grekow – systematyczne ubozenie znacznych mas ludnosci – tylko wzrosly.
Propozycja, ktora Grecy odrzucili zakladala…dalsze posuwanie sie dotychczasowa droga.
To tak jak czlowiekowi majacemu petle na szyi, ale wciaz stojacemu na krzeselku, proponowac aby sprobowal…zeskoczyc z tej podporki. Tak wyglada stanowisko UE i jej propozycje.
NIE Grekow w referendum to sukces PRAWDZIWEJ
DEMOKJRACJI !
Grecy, tak jak i…niektorzy z nas maja w pamieciu rok 1953.
Wowczas to zwycieskie panstwa europejskie – w tym i GRECJA (!) – zredukowaly o 62% przedwojenne zadluzenie NIEMIEC !
Do tego Niemcy, na rozruszanie gospodarki, korzystaly z funduszy oferowanych przez « plan Marshala ».
Jakby tego bylo malo, panstwa bloku wschodniego (wsrod nich i Polska) z rekomendacji ZSRR – ZREZYGNOWALY z rzadania od NIEMCOW odszkodowan/reparacji za szkody wojenne im wyrzadzone wlasnie przez Niemcow.
GRECY TO PAMIETAJA i maja cicha (poki co!) NADZIEJE na podobne potraktowanie ICH PROBLEMOW.
Kibic-emigrant (emeryt)
z Reims, 8.07.
(2592.) NEOLIBERALNE KŁAMSTWA O GRECKIM KRYZYSIE, CZYLI GRECKIEGO DRAMATU CIĄG DALSZY…
Niestety, jak to można wnioskować z jednego z poniższych komentarzy (vide @Adam Jasinski), bywają oni podatni na wpływy doktrynerstwa L. Balcerowicza i innych neoliberalnych i libertariańskich ekonomistów, zwłaszcza tych medialnych. Proszę czytać uważnie, co piszę o Grecji. Po pierwsze, za początkową fazę kryzysu odpowiadają żyjący ponad stan i źle gospodarujący Grecy, za jego niebywałą eskalację fatalną polityka “zaciskania pasa” narzucana przez bogatych (i niemądrych) wierzycieli. Po drugie, abstrahując na chwilę od tego, kto w jakim stopniu jest współwinny obecnej fazy kryzysu (w zdecydowanie większej mierze tzw. trojka reprezentująca interesy bogatych wierzycieli), najważniejsze jest wyjście z tej sytuacji. Otóż każdy światły – powtarzam, światły – ekonomista wie, że jest to możliwe wyłącznie na drodze głębokiej redukcji greckiego długiego i porozumienia się z greckim rządem – demokratycznie wybranym – co do zakresu i tempa dostosowań fiskalnych. Doprowadzenie do upadku rządu Syrizy (na czym zależy prawej stronie europejskiej i amerykańskiej polityki) i ewentualnego wyjścia Grecji z obszaru euro (na czym zależy niedouczonym ekonomistom) to nie polityka, to awanturnictwo, które będzie dużo bardziej kosztowne niż dogadanie się z Grekami.
Co zaś do wysokości emerytur w Grecji, to warto sobie uzmysłowić, że od 2010 roku zostały one już realnie obniżone o około 20 proc. i ich obecny poziom w zasadzie koresponduje w poziomem dochodu narodowego (co nie oznacza, że nie należy dokonać w systemie emerytalnym kilku konkretnych, domykających go rozsądnie zmian). Proszę więc nie powtarzać mumbo-jumbo za Balcerowiczem i innymi medialnymi ekonomistami, lecz sięgnąć do prawdziwych danych i rzetelnych analiz, jak choćby nawet do tej, co ciekawe, przedstawionej przez „Wall Street Journal”: „Greece’s Pension System Isn’t That Generous After All” (http://blogs.wsj.com/brussels/2015/02/27/greeces-pension-system-isnt-that-generous-after-all/). Gazeta informuje, że: „Adjusting for the fact that Greece has a lot of older people, its pension spending is below the eurozone average. In fairness to Germany and other scolds of Greece, this only happened after major cuts imposed on the pension system by the European Commission, the International Monetary Fund and the European Central Bank — the troika representing its international creditors. But it’s also worth remembering that 15% of older Greeks were at risk of poverty in 2013, above the eurozone average of 13% and a figure that has almost certainly risen over the last year.”
Gdzie indziej Joseph E. Stiglitz, laureat Nagrody Nobla w ekonomii, pisze pod znamiennym tytułem “Europe’s Attack On Greek Democracy” (http://www.socialeurope.eu/2015/06/europes-attack-on-greek-democracy/): “Of course, the economics behind the program that the “troika” (the European Commission, the European Central Bank, and the International Monetary Fund) foisted on Greece five years ago has been abysmal, resulting in a 25% decline in the country’s GDP. I can think of no depression, ever, that has been so deliberate and had such catastrophic consequences: Greece’s rate of youth unemployment, for example, now exceeds 60%. It is startling that the troika has refused to accept responsibility for any of this or admit how bad its forecasts and models have been. But what is even more surprising is that Europe’s leaders have not even learned. The troika is still demanding that Greece achieve a primary budget surplus (excluding interest payments) of 3.5% of GDP by 2018.”
Radzę bardziej wnikliwie wczytywać się w myśli doświadczonych, mądrych ekonomistów o światowej renomie, a nie słuchać wykazujących się a to swym dyletanctwem, a to złą wolą nadwiślańskich neoliberałów.
(2593.) Panie profesorze jestem również roczniki 1949 byłem od 1992 roku do 1998 roku prezesem jednoosobowej spółki skarbu państwa w której przeszedłem wszystkie szczeble kariery od 1973 roku uratowałem ją poprzez prywatyzację z inwestorem strategicznym w ramach bankowego postępowania ugodowego ile przeszedłem i jakie kłody rzucane mi pod nogi m.innymi banki fiskus urząd celny po kilkanaście różnych kontroli rocznie to nadaje to się tylko na książkę nie mogąc się dogadać z inwestorem na temat strategii rozwoju firmy roz staliśmy w 1998 roku .W roku 2007 firma została zlikwidowana .Ja w roku 1998 wygrałem konkurs na dyrektora administracyjnego jednej z bydgoskich uczelni następna nazwa stanowiska to kanclerz do roku 2010 dokonałem bezprecedensowego rozwoju infrastruktury uczelni w wysokości ponad 100 mln zł usprawniłem zarządzanie uczelnią informatyzacji która była archaiczne a finanse na plus przepłaciłem natężenie pracą i stresem zawałem w 2009 roku po powrocie na drugi dzień po powrocie do pracy nowy rektor podziękował mi za współpracę i następnie odwołał ze stanowiska oczywiście opinię dostałem nawet o bezprecedensowym władze w rozwój uczelni czyli to co napisałem o sobie to był cytat i 01.01.2010 Bardzo cenię sobie Pana fachowość i poglądy mam kilka Pana książek a Rok w polityce która po przecenienia ksztowała 2 zł dostałem gratis przy zakupie większej ilości innych książek.Jest Pan najlepszym polskim ekonomistą teoretykiem i praktykiem o zdrowych poglądach na gospodarkę i dziwię się że nikt w Polsce z tego nie korzysta zgadzam się z Pana poglądami prawie w 100 procentach.Dzisiaj oglądałem Pana wypowiedź w tvp info na temat Grecji i obietnic wyborczych i wcześniej muwiłem żonie jota w jotę to samo oczywiście nie tak zgrabnie jak Pan ciekawe czy któryś z ważnych polityków to wysłuchał. Teraz taki problem teoretyczny czy jeżeli deficyt budżetowy był 17 miliardów zł mniejszy za 2014 rok i przy planowanym takim samym na 2015 jak na 2014 a w 2015 będzie mniejszy też o 17 mld to chyba były budżety wyborcze a przyszły rząd ma do wydania w roku 2016 dodatkowe 34mld oczywiście chyba zapisów księgowych się nie cofa ale to moja taka bzdura filozofia.Ale dlaczego to wszystko piszę w tym w skrócie o sobie ponieważ generalnie w Polsce zwycięzcy tak mój rektor w wyborach który wygrał obietnicami i demagogią nie ceni się fachowości i do wiadczenia czego przykładem jest Pan z olbrzymią stratą dla Polski i skromnie ja na prezesów wszystkich spółek publicznych nawet najmniejszych stawia się ludzi zaufanych w i dyspozycyjnych wobec partii ustala się dla nich kontrakty omijając ustawę kominowe bardzo wysokie wynagrodzenia i odprawy za haracze na rzecz partii większość bez kompetencji i doświadczenia a na kierowniczych i nawet szeregowych stanowiska prezes musi zatrudniać swoich czyli rodziny i znajomych w pierwszej kolejności znam to bo uczestniczyłem w walnym zgromadzeniach takich spółek. Teraz jestem na mocno zasłużonej dość słabej emeryturze i mam wszystko w d upie ale przykro.Pozdrawia gorąco i życzę dalszych sukcesów
(2594.) Ps Nawet w dużych spółkach czy bankach gdzie prezesi pełnili funkcję przez 3 miesiące do roku i wzięli duże odprawy to równie dobrze a nawet lepiej bo nie narobił by zamieszania durni decjami żeby się wykazać mógłby pełnić orangutan oczywiście nie ubliżając mu a wynagrodzenie tona bananów na miesiąc i odprawa 100 ton
(2595.) Panie Profesorze,
W wyniku trwającego dramatu greckiego mam następujące rozwiązanie dla Grecji: Obywatele przede wszystkim Niemiec ale również innych krajów UE, otrzymają dopłaty do turystycznych wyjazdów do Grecji. Taki program trwałby np przez kilka lat. Czy taki program nie jest o niebo lepszy dla gospodarki greckiej aniżeli pompowanie miliardów euro w system banksterski co skutkuje tylko bardziej pogrążaniem długu publicznego Grecji z 120% zadłużenia PKB do 180% ? Co Pan Profesor o tym pomyśle myśli?
(2602.) Nowe Mity Greckie
Sytuacja w Grecji rozbudzila fantazje europejczykow,
ktorzy opowiadaja tyle klamstw o sytuacji i zwyczajach
panujacych w tym kraju, ze mozemy mowic o narodzeniu
sie NOWYCH MITOW GRECKICH.
Ze zdziwieniem i zalem musze stwierdzic, ze « polskie
media » nalezaly do najbardziej « tworczych »
w wymyslaniu i rozpowszechnianiu zwyklych klamstw o
Grecji i Grekach.
Tuz przed referendum greckim, nasze media
rozpowszechnialy opinie, ze rzekomo wynik glosowania
jest « niepewny », i decyzja zapadnie « mala roznica
glosow »…«
Fakt, ze w Grecji media nawolywaly do glosowania na
« TAK ».
Niemniej w innych krajach, media – jak, u mnie
we Francji – zludzen nie pozostawialy, ze zwolennikow
NIE jest wiecej !
61% Grekow – a wiec zdecydowana wiekszosc –
wybralo opcje NIE !
To mi przypomina sytuacje, ktora miala miejsce przed
pierwsza tura wyborow prezydenckich kiedy to
zastanawiano sie czy urzedujacy Prezydent, pan Bronislaw
Komorowski wygra w pierwszej rundzie czy bedzie
dogrywka…
Po wygrnej pana Andrzeja Dudy winiono instytucje sondazowe za zla prognoze…
Kto zawinil tym razem, ze zapowiedzi « polskich
mediow » okazaly sie calkowiccie oderwanymi od
realiow ?
Winni korespondenci z Aten ???
Mym zdaniem :
pan Pawel KUKIZ ma racje gdy wzywa
do ograniczenia uzaleznienia polskich mediow
(telewizja gazety i czasopisma, internet)
od zagranicznego kapitalu.
Przeciez tak zaklamanej prasy jak dzis nie bylo w PRLu !
Wowczas, mimo oficjalnej cenzury, dziennikarze potrafili przemycac, miedzy wierszami, to czego oczekiwali Czytelnicy.
Obecnie auto-cenzura i poczucie
« poprawnosci poltycznej » dziennikarzy w Polsce
prowadzi do tego, ze rozpowszechniane sa klamstwa !
Jak dealeko polskim mediom do poziomu i wolnosci reprezentowanej przez ICH odpowiednikow w Anglii czy Francji.
Innm klamstwem propagandowym – przekutym wrecz w MIT – bylo opowiadanie, ze« Grecy sa leniwi i malo pracuja ! ».
Tymczasem wg Eurostatu – a wiec instytucji europejskiej –
Grecy pracuja 42 godziny tygodniowo czyli…najwiecej obok Brytyjczykow w Europie. Dla kontrastu : we Francji tydzien pracy to…35 godzin !
Kolejne « przeinaczenie » i kolejny MIT :« Grecy nie
placa podatkow… ».
Jak jest faktycznie ?
Wszyscy na posadzie panstwowej tak jak i emeryci placa
podatek « u zrodla » czyli jest im potracany przy co
miesiecznej wyplacie (!).
Idziemy dalej… « Rzad Grecki nie chce oblozyc podatkami swych ARMATOROW ».
Tymczasem wlasnie taka ewentualnosc byla wsrod propozycji reform, zlozonych przez Rzad grecki – w proponowanym pakiecie – przedstawionych Komisji Europejskiej.
To Komisja (FMI i Bank europejski) odrzucila propozycje podatku dla armatorow… !!
Milczeniem okrywa sie fakt, ze w Grecji jest 27%
bezrobocie , ktore w 60% dotyka ludzi mlodych.
Milczy sie, ze do 2007 roku produkt narodowy Grecji
wzrastal. Natomiast po swiatowym kryzysie finansowym
z roku 2008 sytuacja Grecji ulegac zaczela degradacji
GRECY co do joty wykonywali zalecenia Komisji
Europejskiej i korzystali z funduszy stabilizacyjnych.
Realizujac zalecenia znalezli sie na…rowni pochylej !
Zauwazmy takze jak, z dnia na dzien, zmieniaja sie oceny
i sugestie europejskich elit. Ci co kilka dni temu wolali,
aby przestac Grecji pomagac i « wyprowadzic » ten kraj ze
strefy euro dzis zajmuja odmienne stanowisko.
Natomiast ich oponenci…zamieniaja sie miejscami i
wzywaja do « twardej postawy ».
Zaczyna tez coraz glosniej brzmiec zapytanie :
« Czy duet Niemiecko – Francuski nadal jest zgodny do wspolnego kierowania Europa ? »
Kibic-emigrant (emeryt)
z Reims, 10.07.2015
(2591.) AFRICANIZATION OF GREECE
In the early 1990s – during the infamous shock without therapy, which resulted in Poland’s national income fall by nearly 20 percent, over 3-million unemployment and budget deficit 6.9 percent of GDP in 1992 – there was a talk about “Latinization” of my country, pointing to the increasing similarities with the then dysfunctional economies of South America. One prominent newspaper article wore eloquent title “In a moment like in Chile”. Now you can talk about the danger of “Africanization” of Greece. The country has been placed in an extremely difficult situation, de facto without the possibility of getting out of the escalating crisis by itself. Since 2010 GDP fell by over 25 percent, more than 25 percent of population lives below the poverty line, unemployment exceeds 25 percent, and among the younger generation alarming 50 percent. In addition alone this year more refugees from the Middle East and Africa have arrived to Greece than to Italy. They will soon may feel there like in their own home…
Backchat
In the face of the inability to communicate with the so-called ‘troika’ (European Union, European Central Bank and International Monetary Fund), Greece has not regulated its obligations to the IMF. Although the amount is modest, just €1.6 billion, thus negligible 0.5 percent of total debt of Greece, the matter is significant. In this way Greece joined just three other states that are considered by the IMF to be insolvent. This are three African countries: Somalia, Sudan and Zimbabwe. Apart from the former failed country, in two other they cling to authoritarian regimes, while the economy is still somehow functioning due to the increasing presence of China. I’ve been there, I’ve seen it…
It’s already very bad, and will be even much worse. The recriminations who bears the responsibility for this nightmare exacerbates. In the initial phase of the crisis, when Greece’s public debt approached 100 percent of GDP, essentially the Greeks were to be blamed, because they had been living beyond their means. For the subsequent explosion of the crisis and its present culmination far more than the Greeks themselves responsible is the rich West, with its banks and financiers, with its incompetent politicians and biased technocrats.
At my profile http://www.facebook.com/kolodko a surfer asks: “Why EU leaders, the President of France, Chancellor of Germany, head of the IMF, etc., still insist on their position of wishful thinking and want Greece fully repaid its debt? I assume one must be aware that in the current state the debt is unpayable, and policy being enforced on Greece calls into question the possibility of repaying even half of the obligations.” Isn’t it bizarre that what an internet surfer firmly understands the leaders of troika are not able to comprehend? Or they don’t want to do so?
Why such irrationality?
The troika politicians behave irrationally because they are fivefold slaves of: (1) their reckless earlier announcements that they will not give up to Greece; (2) caring for their own interests and special interest groups, especially speculating financiers, which are corrupting politics; (3) surrounding media, which are stupefying public opinion and painting a negative stereotypes of “lazy and profligate” Greeks; (4) technocrats of the European Commission, and in particular the IMF, nominated in non-democratic manner and thus politically irresponsibility; (5) their advisers, supposedly knowledgeable on the technical side of the public finances and monetary policy, but understanding not much of the relationship of these policies with cultural and social spheres.
This does not mean that all major politicians of “troika” behave identically. A greater sense and the ability to seek a pragmatic compromise shows president of France, Francois Hollande, when he says “Let’s be clear. The solution can be found right now, it does not have to wait” than his compatriot, doctrinaire head of the IMF, Christine Lagarde, when she says that “… it is not clear what are the latest proposals” of Greece. Everybody knows but the IMF does not know? Somehow wiser behaves Italian Prime Minister, Matteo Renzi – who seems to understand that if Greece falls, then his country, with public debt exceeding 120 percent of GDP and with stagnant economy, can quickly find itself in the grip of devastating wave of crisis – than the German Chancellor, Angela Merkel, who is sitting on a barricade until that moment when it will be clear what prevails. Such “pragmatism” is quite peculiar, though it must be remembered that Greece owes Germany (indirectly, through the European institutions) over €62 billion. I would advise to recover in a civilized manner rather €30 billion than chaotically no more than €20 billion.
A request of Greece Prime Minister Alexis Tsipras for another bailout of € 29.1 billion for next two years, is not considered because the political situation is extremely dynamic; as in a war, not in times of peace. Syriza government may soon fall. The situation is complicated immeasurably due to convened ad hoc referendum, after which the controversies what its outcome implies will only multiply.
Someone may say again that this madness is a method, but is it? The Greek society is increasingly divided into the “for” and “against” camps, but the curiosity of situation lies in the fact that different people differently interpret “for” and “against”. No matter which answer will take over on Sunday, July 5th referendum, “Yes” or “No”, there will be plenty of interpretations what that means. Politicians will argue, the media will prey, and the Greek people will increasingly suffer. If only there were no tanks under the Acropolis in Athens and at the Sparta’s market; one can’t be sure will it be possible to maintain public order by democratic methods. In the eyes of the world the great idea of European integration is being discredited…
How to cut the Greek debt?
The Greek syndrome is becoming more and more rather political than economic challenge. The cradle of democracy is shattering; in Europe, in the country that the history of civilization owes so much. But let’s leave the ancient Greek history where it belongs – at the spotlight of history – and let’s concentrate at the present and a lack of vision for the future. As for the economic aspect of the case, the matter should be clear for every enlightened economist. Greece is insolvent and hence there is the pragmatic question how to reduce its still growing debt and how to reverse the falling output trend. In another words, how to raise the output and cut the debt.
What has led us to the current state of affairs, has been the ineffectiveness of adjustment policy imposed by troika, which assumed unrealistically that such policy is able to bring debt to 120 percent of GDP by 2020 on the a path of economic growth. It was troika illusory as it soon turned out, because the policies enforced upon Athens instead have led to a rapid increase in debt as a result of the cumulative economic recession. The years 2010-16 are indeed seven very lean years for the Greeks.
Thus the Greek debt must be reduced to sustainable level. There is no other realistic way out from the current mess. The debt consists in almost 80 percent of commitments to troika’s public institutions, such as the European Union’s financial vehicles, European Central Bank and International Monetary Fund. It is so, because the troika subsequent “assistance” packets for Greece were mainly provided for the purpose to enable Greece to repay the debts to private banks of the rich West. It is true that in the meantime part of Greek obligations to these banks have already been reduced, but too little, too late.
Now we are faced with the alternative: reduce the Greece debt, currently amounting to €323 billion, by at least half, that is to less than 90 percent of GDP, in an organized manner in return for agreed, economically viable and socially acceptable adaptation on the side of Greek public finances, or let’s face a chaos. In the latter case, the Greeks will pay at the end of the day up to one-third of their obligations, if not even less than that. One more bail-out wouldn’t change much, because the debt is simply in default and must be cut, provided that the Greeks will go a bit further in disciplining their finances and to pro-growth economic regulation.
What’s next? Russia and China?
The national income of getting poorer and poorer Greeks makes just 0,25 percent of global ouptu. In other words, the world produces 400 times more than 10 million Greeks. And now this world, already plagued by enormous difficulties, has one more trouble, because the syndrome of Greece is not only a problem at local and regional level; it is a global case. Thus it is understandable that President Barack Obama has urged the ineffective politicians-bureaucrats from Brussels and major European capitals to find a solution, because the US have enough troubles and by all means do not need a greater turmoil in the euro zone, the second reserve currency of the world. To prudence urged Chinese Premier Li Keqiang, with whom I met last week in Beijing, while saying: “Is Greece remaining in the euro, it is not a matter which concerns only Europe, but also it concerns China (…) [and] the stability of global finance and economic growth.”
I do not think Chinese are passively watching the Greek disaster. If there is a chaotic and fatal Grexit, then China has more than enough funds to help Greece, for example by investing tens of billions of dollars in the Greek tourism sector, and significant segments of the logistics infrastructure. To the Chinese ports the Chinese ships will call, and we will rest in Chinese hotels. And as someone likes, he or she might even be eating at the island of Crete with chopsticks…
Either way, the Chinese, with their far-reaching policies, already invest in Greece. But China won’t save the day. If the European Union can’t do it, than there still is Russia. Recently, not without a reason, the elements of the cultural kinship, in the form of the Orthodox religion in both countries, has been emphasized. But this is of little importance. Politicians devoid of imagination – in Brussels and Berlin, in Paris and Warsaw – ought to realize that if their continuing mistakes will force Greece to exit the euro zone, it becomes probable that Greece vacates the European Union too. Further, the price of obtaining a hefty financial aid, of which Russia despite its economic problems is capable, Greece may turn its back against the West which indeed deprives Greeks from social and economic security.
What next, thus? Now all the scenarios looks black. One must escape forward from the darkest shade of blackness: from far-right fascist government or military dictatorship and Africanization of the Greek economy.
(2590.) Afrykanizacja Grecji
Na początku lat 1990. – podczas niechlubnego szoku bez terapii, w wyniku którego dochód narodowy w Polsce spadł o prawie 20 proc., lawinowo powstało 3-milionowe bezrobocie i załamał się budżet, którego deficyt w 1992 roku wyniósł aż 6,9 proc. PKB – mówiono o latynizacji Polski, wskazując na narastające podobieństwa z ówczesnymi dysfunkcjonalnymi gospodarkami Ameryki Południowej. Jeden ze znaczących artykułów prasowych, opublikowany w „Życiu Gospodarczym”, nosił wymowny tytuł “Za chwilę jak Chile”. Teraz można mówić o niebezpieczeństwie afrykanizacji Grecji. Kraj ten został postawiony w skrajnie trudnej sytuacji, de facto bez możliwości samodzielnego wyjścia z narastającego kryzysu. Od roku 2010 PKB spadł o ponad 25 proc., z górą 25 proc. ludności żyje poniżej progu ubóstwa, bezrobocie przekracza 25 proc., a wśród młodego pokolenia zatrważające 50 proc. Dodatkowo do Grecji tylko w tym roku dopłynęło więcej niż do Włoch uchodźców z Bliskiego Wschodu i Afryki. Być może, poczują się tam jak we własnym domu…
Wzajemne oskarżenia
W obliczu niemożności porozumienia się z kredytującą Grecję ‘trojką’ (Unia Europejska, Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy) nie uregulowała ona w terminie zobowiązań wobec MFW. Choć kwota to skromna, bo 1,6 miliarda euro, a więc znikome 0,5 proc. całego zadłużenia Grecji, to fakt znaczący. W ten bowiem sposób Grecja dołączyła do zaledwie trzech innych państw, które są uznane przez MFW za niewypłacalne. To trzy afrykańskie kraje: Somalia, Sudan i Zimbabwe. Abstrahując od tego pierwszego upadłego kraju, w dwu pozostałych nieźle trzymają się autorytarne reżimy, bo gospodarka jako tako jeszcze funkcjonuje ze względu na coraz wyraźniejszą obecność Chin. Byłem, widziałem…
Już jest bardzo źle, a będzie jeszcze dużo gorzej. Tym bardziej potęgować się będę wzajemne oskarżenia, kto za ten koszmar ponosi odpowiedzialność. Otóż w większym stopniu bogaty Zachód, z jego bankami i finansjerą, z jego nieudolnymi politykami. W początkowej fazie kryzysu, kiedy to dług publiczny Grecji dopiero przekraczał 100 proc. PKB, zasadniczo winni byli żyjący ponad stan i źle się rządzący Grecy. Za późniejszą eksplozję kryzysu i obecną jego kulminację w zdecydowanie większym niż sami Grecy stopniu odpowiadają ich wierzyciele i stający za ich interesami politycy.
Na moim profilu http://www.facebook.com/kolodko internauta Dariusz Dziedzic pyta: „Dlaczego przywódcy UE, prezydent Francji, kanclerz Niemiec, szefowa MFW itp. nadal obstają przy swoim życzeniowym stanowisku, aby Grecja w pełni spłaciła swój dług? Zakładam, że są świadomi tego, że zadłużenie w obecnym stanie jest niespłacalne, a kontynuowanie dotychczasowej polityki w Grecji stawia pod znakiem zapytania możliwość spłacenia choćby i połowy zobowiązań.”
Skąd ta nieracjonalność
Zachowują się tak, ponieważ są pięciokrotnymi niewolnikami: (1) swoich nierozważnych wcześniejszych zapowiedzi, że nie ustąpią Grecji; (2) narzucających troskę o swoje interesy i korumpujących politykę grup interesów, zwłaszcza spekulującej finansjery; (3) otaczających ich i ogłupiających opinię publiczną niektórych mediów, które z lubością kreślą negatywne stereotypy leniwych i rozrzutnych Greków; (4) nieponoszących odpowiedzialności politycznej, bo niepochodzących z demokratycznego nadania technokratów Komisji Europejskiej, a zwłaszcza MFW; (5) swoich doradców rzekomo znających się świetnie na technicznej stronie finansów publicznych i polityki monetarnej, lecz niewiele rozumiejących z powiązań tych polityk ze sferą kulturowo-społeczną.
To nie oznacza, że wszyscy znaczący politycy „trojki” zachowują się jednakowo. Większym rozsądkiem i zdolnością do poszukiwania pragmatycznego kompromisu wykazuje się ostatnio prezydent Francji, Francois Hollande, gdy powiada „Postawmy sprawę jasno. Rozwiązanie można znaleźć teraz, ono nie musi czekać”, niż jego rodaczka, doktrynerska szefowa MFW, Christine Lagarde, gdy mówi, że „…już nie wiadomo, na czym polegają ostatnie propozycje” Grecji. Wszyscy wiedzę, tylko MFW nie wie? Rozsądniej zachowuje się premier Włoch, Matteo Renzi – skądinąd rozumiejący, że jeśli upadnie Grecja, to i jego kraj, z długiem publicznym przekraczającym 120 proc. PKB i stagnacyjną gospodarką, szybko może znaleźć się w szponach dewastujących fal kryzysu – niż kanclerz Niemiec, Angela Merkel, która stara się siedzieć na barykadzie to chwili, gdy wyjaśni się, co bierze górę. Dość swoisty ten pragmatyzm, choć też należy pamiętać, że Grecja jest winna Niemcom (pośrednio, poprzez struktury europejskie) ponad 62 miliardy euro. Radzę odzyskać w sposób cywilizowany 30 miliardów niż chaotycznie nie więcej niż 20.
W tych dniach nie ma już szans na porozumienie. Środowy (1.VI) wniosek premiera Grecji, Aleksisa Tsiprasa, o kolejny pakiet pomocowy (bailout) w wysokości 29,1 miliarda euro na dwa następne lata, może w ogóle nie być rozpatrywany, bo sytuacja polityczna jest nadzwyczaj dynamiczna; jak na wojnie, a nie w czasach pokojowych. Zresztą rząd Syriza może szybko upaść. Sytuacja komplikuje się niepomiernie przed ad hoc zwołanym referendum. Nawet jeśli się ono odbędzie, nawet jeśli będzie ono konstytucyjnie ważne – a można mieć co do tego wątpliwości – to mnożyć będą się kontrowersje co do jego wyniku.
Ktoś może znów powiedzieć, że w tym szaleństwie jest metoda, ale czy jest? Przecież greckie społeczeństwo pęka od środka, coraz wyraźniej dzieli się na tych „za” i na tych „przeciw”, ale kuriozum sytuacji polega na tym, że różni ludzie różnie sobie to „za” i „przeciw” interpretują. Obojętnie która odpowiedź weźmie w niedzielę górę – „tak” czy „nie” – to wykluczających się interpretacji będzie mnóstwo. Politycy będą się kłócić, media ze smakiem na tym żerować, a lud grecki coraz bardziej cierpieć. Byleby nie było czołgów pod Akropolem w Atenach i w Sparcie na rynku, bo nie wiadomo, czy uda się utrzymać ład publiczny demokratycznymi metodami. Tak oto kompromitują się na oczach świata wielka idea europejskiej integracji…
Jak oddłużać Grecję?
Syndrom grecki staje się wyzwaniem coraz bardziej politycznym niż ekonomicznym. Z iskry rozgorzał płomień, ale nie taki, o jaki powinno nam chodzić. Wali się kolebka demokracji, w Europie, w kraju, któremu w dziejach zawdzięczamy jakże wiele. Ale zostawiając te dzieje tam, gdzie ich miejsce – na świeczniku historii – przygniata nas teraźniejszość i brak wizji przyszłości. Co do gospodarczego aspektu sprawy, to dla każdego światłego ekonomisty sprawa musi być jasna. Grecja jest niewypłacalna i dziś stoi pytanie, w jaki sposób zredukować narastający wciąż dług. Do takiego stanu rzeczy doprowadziła przede wszystkim nieskuteczność polityki „dostosowawczej” narzucanej przez „trojkę”, która od początku zakładała nierealistycznie sprowadzenie długu do 120 proc. w roku 2020 na ścieżce iluzorycznego, jak się okazało, wzrostu gospodarczego, podczas gdy wymuszana na Atenach polityka prowadziła do szybkiego zwiększania się zadłużenia w wyniku kumulującej się recesji gospodarczej, przed czym niektórzy ekonomiści przestrzegali. Lata 2010-16 to zaiste siedem bardzo chudych lat dla Greków. Następne lat siedem – i więcej – może być jeszcze chudsze.
Teraz należy zasadniczo zmniejszyć grecki dług. Są to zobowiązania w prawie 80 proc. wobec instytucji publicznych „trojki”, ponieważ kolejne pakiety „pomocowe” dla Grecji służyły głównie spłacie długów wobec prywatnych banków bogatego Zachodu. To prawda, że w międzyczasie część greckich zobowiązań wobec tych banków już została zredukowana, ale za mało i za późno. Teraz stoimy wobec alternatywy: zmniejszyć w sposób zorganizowany, o co najmniej połowę, czyli poniżej 90 proc. PKB, wynoszące obecnie 323 miliardy euro zadłużenie Grecji w zamian za uzgodnione, ekonomicznie uzasadnione i społecznie akceptowane dostosowanie po stronie greckich finansów publicznych albo chaos, w wyniku którego Grecy z czasem spłacą maksymalnie jedną trzecią swych zobowiązań. Kolejny bailout niewiele zmieni. Dług jest niespłacalny i należy go zmniejszyć pod warunkiem, że Grecy pójdą nieco dalej niż dotychczas w dyscyplinowaniu swoich finansów oraz wobec prowzrostowej regulacji gospodarczej.
Co dalej? Rosja czy Chiny?
Dochód narodowy biedniejących Greków to zaledwie ¼ proc. światowej produkcji. Innymi słowy, świat wytwarza 400 razy więcej niż 10 milionów Greków. I teraz ten świat, i tak już nękany ogromnymi trudnościami, ma jeszcze jeden kłopot, bo sprawa Grecji to nie jest problem tylko lokalny i regionalny; to problem globalny. Rozumie to prezydent Barack Obama, gdy namawia nieskutecznych polityków-biurokratów z Brukseli i ważniejszych europejskich stolic, aby znaleźli rozwiązanie, bo USA dość ma kłopotów i do niczego niepotrzebne im jest jeszcze większe zawirowanie w strefie euro, drugiej rezerwowej walucie świata. Do rozwagi namawia Premier Chin Li Keqiang, z którym spotkałem się w zeszłym tygodniu w Pekinie. Gdy gościł kilka dni temu w Brukseli, powiedział: “Czy Grecja pozostanie w euro, to nie jest sprawa, która dotyczy tylko Europy, ale również dotyczy ona Chin (…) to także dotyczy stabilności światowych finansów i wzrostu gospodarczego.” Nie sądzę, aby Chińczycy biernie przyglądali się greckiej katastrofie. Jeśli dojdzie do chaotycznego i fatalnego w skutkach grexit, to Chiny mają aż nadto środków, aby pomóc Grecji, choćby poprzez zainwestowanie dziesiątek miliardów dolarów w grecki sektor turystyczny oraz znaczące segmenty struktury logistycznej. Do chińskich portów zawijać będą chińskie statki, a my będziemy wypoczywać w chińskich hotelach. I jak ktoś lubi, to może nawet będzie na Krecie jeść pałeczkami…
Tak czy inaczej, Chińczycy, ze swoją dalekosiężną polityką, już inwestują w Grecji. Ale ratować jej nie będą. Jeśli nie potrafi tego zrobić Europa, to jest jeszcze Rosja. Nie bez powodu podkreśla się elementy wspólnoty kulturowej w postaci prawosławnego wyznania w obu krajach. Ale to ma małe znaczenie. Politykom pozbawionym wyobraźni – w Brukseli i Berlinie, w Paryżu i Warszawie – warto uzmysłowić, że jeśli ich błędy zmuszą Grecję do wyjścia ze strefy euro, to prawdopodobne stanie się opuszczenie przez nią również Unii Europejskiej. Dalej, za cenę uzyskania sowitej pomocy finansowej, na którą Rosję pomimo jej kłopotów gospodarczych stać, Grecja może zechcieć wystąpić z NATO. Bo po co im taki Zachód, który pozbawia ich bezpieczeństwa ekonomicznego i społecznego?
Co dalej? Teraz wszystkie wchodzące w rachubę scenariusze są czarne. Trzeba uciekać do przodu od najczarniejszego odcienia czerni: od wojskowej dyktatury i afrykanizacji greckiej gospodarki.
(2589.) GRECKI DRAMAT (c.d.n.)
Tutaj http://www.polskieradio.pl/7/129/Artykul/1468784,Grzegorz-Kolodko-wyjscie-Grecji-z-eurostrefy-oznaczaloby-chaos jest moja rozmowa o greckim kryzysie i chińskiej potędze (poniedziałek, 29.VI.2015, “Sygnały Dnia”, I Program Polskiego Radia).
Ze strony internetowej Radiowej Jedynki:
“Grzegorz Kołodko: wyjście Grecji z eurostrefy oznaczałoby chaos.
– Ewentualne opuszczenie eurostrefy przez Grecję może być tylko chaotyczne. Mylą się, ci którzy myślą, że tym procesem da się sterować. Może on być kosztowny nie tylko dla Greków – ostrzegał w Jedynce prof. Grzegorz Kołodko.
W wyniku zawirowań cała Unia Europejska, nie tylko obszar strefy euro, może wejść w sferę recesji – dodał ekonomista. Jak stwierdził, wyjście Grecji ze strefy euro położy się cieniem na Unii Europejskiej, byłoby to potężne uderzenie w pomysły integracyjne.
Prof. Grzegorz Kołodko stwierdził, że Ateny są niewypłacane i pytanie brzmi, czy nie spłacą części tego długu w sposób chaotyczny, czy też będzie to uporządkowane i zaplanowane.
Gość “Sygnałów dnia” ocenił, że coraz mniejsze jest prawdopodobieństwo uratowania Grecji – pogarsza się klimat rozmów, Ateny i wierzyciele coraz ostrzej wzajemnie się oskarżają. Jak dodał, sytuacja nie jest jednak jednoznaczna i przyszły tydzień będzie ”dramatyczny”, jeśli chodzi o rozwiązanie greckiego problemu.”
Rozmowę prowadził: Krzysztof Grzesiowski
(2588.)
Widzę dużo dobrego w inicjatywie Pawła Kukiza. Jest to “facet z krwi i kości”, nie “robocop” ograniczony różnego rodzaju przekonaniami “tak musi być”, “to niemożliwe”. Takimi ludźmi jak on, a nie na przykład ograniczonymi powinnościami wobec różnych grup interesu jest większość Polaków. Kukiz ma jednak na razie więcej odwagi i “nie wie, że pewne rzeczy są niemożliwe”. A jak się tego “nie wie”, to czasem dochodzi się dalej. Nie jest też ograniczony wizerunkowo, że tego a tego mu nie wypada. I ma spore zaufanie społeczne. A skoro tak, to warto to wykorzystać dobrze
Jego działania mogą wg mnie pomóc właśnie w pokazaniu ludziom tego, na co Pan tak liczy. Tego, że sprawy należy brać w swoje ręce. Sprawy na różnego rodzaju szczeblach. To, że możemy dowolnie wybierać polityków. To, że od nas wszystko zależy, że nic nie jest “nad i poza nami”. Że możemy namawiać naszych kandydatów do startu w wyborach, głosować na nich, a oni jeśli będą autentycznie zainteresowani interesem wspólnym, wskażą dobrych kandydatów na premiera czy ministrów, niekoniecznie nawet spośród siebie
Jeśli nawet w tej chwili Kukiz wierzy panom Sadowskiemu i Gwiazdowskiemu, nie oznacza, że nie może się to zmienić, że nie można przekonać go, jak jest naprawdę
Jeśli zaś nie on, to ktoś inny naprawi jego ewentualne błędy i w końcu ruszymy do celów właściwą ścieżką
I ludzie zaczną krok po kroku zmieniać oblicze polityki, brać sprawy w swoje ręce, nie głosować na tego co “ma szanse”, “jest od dawna”, do głosu dojdą uczciwi ludzie i dobrzy eksperci
Wiem, że ładnie brzmi, że nie osiągniemy stanu idealnego, nie będzie bezprobleomowo, będzie bardzo kręto, ale…
Póki co moim zdaniem warto wspierać tych, którzy chcą zmieniać sytuację i świadomość społeczną w Polsce, jednocześnie tłumacząc im, jakie robią błędy, a co robią dobrze
(2587.) TO CHINA, AGAIN…
Following the publication of my book “Whither the World: the Political Economy of the Future” („Shi Jie Qu Xiang He Fang: Wei Lai De Zheng Zhi Jing Ji Xue” http://product.dangdang.com/23660795.html), I’m visiting Beijing with a series of lectures, seminars and book talks:
June 23
09:30 Lecture on the world economy challenges in Central Compilation & Translation Press. The event takes place on No. 36, Xixie Jie 36, Xicheng district, Beijing.
14:30 “Transition to Market Economy in Poland and East Central Europe”, lecture on at the Tsinghua University in Beijing. The event takes place on No. 1, QingHuaYuan Road, Haidian District.
19:00 Lecture on “Whither the World: The Political Economy of the Future” at the Renmin University of China. The event takes place on No. 59, Zhong GuanCun DA, Haidian District.
June 24
10:30 Seminar on the global affairs at Center for Globalization. The event takes place on No. 7, Guanghua Road, Chaoyang District, Beijing.
14:30 Lecture on “Whither the World: The Political Economy of the Future” and the book presentation at Polish Embassy in Beijing. Lecture will be held in Polish Embassy, No. 1, Ritan Road, Chaoyang district.
June 25
14:30 “Globalization, Crisis and What Next? Toward the New Pragmatism”, lecture on at the Beijing Normal University. The event occurs No. 19, Xinjiekou WaiDaJie, Haidian District.
June 26
16:30 A keynote speech on the world future challenges at the Fourth Global Think Tank Summit hosted by the China Center for International Economic Exchanges. Venue: China World Hotel, No. 1, Janguomen Wai Road.
(2586.) Kilku internautów dopytywało się ostatnio o sens zastosowania tzw. podatku przychodowego. M. in. na moim profilu https://www.facebook.com/kolodko Pan Krzyś Lipinski pisze: “zależy mi na Pana opini na teamt postulatow cm im Adama Smitha dotyczacych likwidacji podatku dochodowego i zastepienia go podatkiem przychodowym.” Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że Centrum im. Adama Smitha, CAS, to dobrze płatna grupa lobbystyczna i zarazem konserwatywny, prawicowy ośrodek ideologiczny. Smith musi przewracać się w grobie, jeśli słyszy, jak w bezczelny sposób szarga się jego imię i podszywa pod jego wielką myśl rozmaite neoliberalne i libertariańskie pseudoteorie i pomysły. Zadaniem CAS jest lansowanie koncepcji gospodarczych, które mają służyć przede wszystkim wzbogacaniu nielicznych kosztem większości. Jeśli zatem CAS coś proponuje odnośnie do podatków – a to na ich temat najczęściej wypowiadają się jego “eksperci”, potem nagłaśniani w niektórych mediach o zbliżonej orientacji politycznej – to koniec końców na pewno służy to przesuwaniu należności podatkowych od zamożniejszych grup ludności, zwłaszcza związanych z kapitałem, do uboższych, zwłaszcza związanych z pracą i świadczeniami społecznymi.
CAS postuluje w istocie zastąpienie podatkiem obrotowym podatek dochodowy płacony przez przedsiębiorstwa. Nie bez powodu na świecie nie stosuje się takiego instrumentu, bo jest niesprawiedliwy w stosunku do tych, którzy mają wysokie koszty uzyskania przychodów. Płaciliby go również przedsiębiorcy, którzy przejściowo mogą nie mieć żadnych zysków i ponosić straty. Oczywiście, ubrane jest to w pozorną troskę o przedsiębiorczość, konkurencyjność, wzrost, etc. Taki „podatek przychodowy”, byłby prostszy w obsłudze, ale wcale nie bardziej dogodny dla wielu firm, które są skooperowane licznymi więzami z innymi przedsiębiorstwami. Przez iluż to producentów i dostawców przechodzi na przykład materiał do obicia siedzenia w samochodzie, zanim stanie się jako fotel częścią samochodu? Taki sam podatek – procentowo, od obrotu – płaciłaby wielka firma ze stopą zysku, dajmy na to, 20 procent, jak i małe przedsiębiorstwo z zyskiem 4 proc. Przejście od CIT-u do lansowanego przez CAS „podatku przychodowego” wyższego tempa wzrostu by nie dało, natomiast znaczniejsze dysproporcje majątkowe na pewno.
Podatek proponowany przez CAS – który od czasu do czasu musi wyjść z jakimiś propozycjami, aby uzasadniać swoje istnienie – ma jeszcze inne wady, w szczególności
– nie musi pokazywać kosztów, więc w przypadku jego zastosowania mogłaby wzrosnąć szara strefa, gdyż firmy nie potrzebowałyby umów i faktur wykazujących ponoszone koszty;
– uderza w firmy o dużym obrocie i niskiej marży;
– nie skłania do inwestycji.
Skoro pomimo tych dyskwalifikujących taki pomysł ułomności jakiś polityk bezkrytycznie opowiada się programem gospodarczym CAS, to jako laik najzwyczajniej nie wie, co powiada. Skoro coś musi mówić, nie znając się na rzeczy, to podchwytuje pewne cudze stare pomysły i wychodzi z nimi do publiczności, wierząc, że ona to kupi. Nie kupi, bo Kukiz pasuje do Centrum im. Adama Smitha tak jak Korwin-Mikke do Instytutu Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu (w którym skądinąd kiedyś pracował Balcerowicz). W tym wszystkim najmniej dziwię się Kukizowi, bo on bynajmniej nie ukrywa, że jest showmanem.
(2584.) PRACODOWCY CZY ZYSKOBIORCY?
Niektórym “znanym ekonomistom” i wtórującym im dziennikarzom – raz lobbingowo, kiedy indziej bezmyślnie, a jeszcze innym razem ideologicznie – wydaje się, że jeśli nagminnie używać będą terminu “pracodawcy”, to i inni też zdystansują się od takich określeń jak „kapitaliści” i w ogóle zapomną o czymś takim jak wyzysk, a będą jedynie wdzięczni tym słynnym pracodawcom za to, że nam robotę dają. Bo wiadomo; w ich ulubionym neoliberalnym kapitalizmie nie ma wyzysku. Jest tylko zysk, zawsze jak najbardziej – jakże by inaczej! – uzasadniony, bo uczciwie zdobyty profesjonalną i uczciwą przedsiębiorczością, która innym daje pracę. Tak bywa często, ale niestety nie zawsze, a już na pewno nie za czasów prawicowych rządów – i w okresie szoku bez terapii na początku lat 1990., i w trakcie bezsensownego przechłodzenia gospodarki w ich końcu (to dwa razy Balcerowicz), i w pierwszych latach rządów PO.
Wystarczy porównać, jak w Polsce w przeciągu minionego ćwierćwiecza, w latach 1990-2015, rosły wynagrodzenia w porównaniu do tempa zwiększania się PKB. Otóż, średnio biorąc, podczas gdy te pierwsze zwiększyły się tylko o 84 proc., ten drugi wzrósł o 111 proc. Innymi słowy, wzrost wydajności pracy został w czasie ostatniego pokolenia wynagrodzony zaledwie w trzech czwartych, w 75 procentach. Stosownie dużo szybciej powiększały się zyski “pracodawców”, którzy skądinąd hojnie tym dawaniem pracy nie szastali, skoro w czasach dorywania się do władzy nadwiślańskich neoliberałów i prawicowych post-solidarnościowych populistów bezrobocie oscylowało nawet wokół 20 proc. Pracodawcy to przeto czy zyskobiorcy, skoro kosztem płac udział zysku w PKB zwiększył się w tym czasie o ponad 10 punktów procentowych, w tym także odczuwanie w latach “zielonej wyspy”?
Nie trzeba dodawać, że za tymi średnimi kryją się zgoła inne tendencje w latach realizacji “Strategii dla Polski”, 1994-97, oraz “Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej”, 2002-04, kiedy to płace nadążały za wzrostem wydajności pracy, bo skuteczna polityka gospodarcza nie tolerowała niesprawiedliwego społecznie i, co podkreślam, ekonomicznie szkodliwego z punktu widzenia długofalowej rozwoju procesu przechwytywania przez pracodawców-zyskobiorców lwiej części owoców rosnącej wydajności pracy przez kapitał, tak krajowy, jak i zagraniczny.
Oczywiście, trzeba pilnować równowagi i troszczyć się o zachowanie konkurencyjności polskiej gospodarki na światowym rynku, ale to bynajmniej nie wymaga aż takiej eksploatacji „pracobiorców”. Wzrost gospodarczy nie musi odbywać się ich kosztem po to, aby poprawiać ponad uzasadnioną miarę pozycje ekonomiczną „zyskobiorców”. Na pewno źle by się działo, gdyby było odwrotnie, to znaczy gdyby wzrost wydajności pracy w dłuższym okresie opłacony był aż w 125 procentach, ale na pewno wszyscy mielibyśmy się odczuwalnie lepiej, gdyby nie było to tylko 75 procent. Wszyscy, z wyjątkiem pracodawców-zyskobiorców.
(2585.) Mam spore watpliwosci wobec miernika jakim jest PKB. Od kiedy Bruksela chcąc uzyskac wieksze składki czlonkowskie nakazała wliczac – ku konsterancji GUS- handel narkotykami i prostytucje do PKB , ów miernik raczej nie zyskuje zbytniego poważania. Czyli jesli bedzie wiecej narkotyków na rynku to powinnismy sie cieszyć ze wzrostu PKB ? A owe nieszczęsne ”kupy kamieni ” budowane na kredyt w 50 % (wkład własny) jak chocby ekrany akustyczne, które równo zjechała Najwyższa Izba Kontroli ? ( m.in.. autostrada A2) Aby dopelnic miary groteski dodam, ze kilka dni temu zaczęła sie wymiana owych ekranów bo zaczęla zżerać je rdza…. Szef NIK sie załamie. A PKB pewnie znowu wzrosnie w Excellu pana ministra z PSL czy z PO…. Obawiam sie, ze gdyby Rosja miała nieszczęscie przynależec do UE to Bruksela kazałaby im wliczać do PKB korupcje . Wszak łapówki to 15 % PKB Rosji… Dla Brukseli to smakowity kąsek statystyczny . Wiecej łapowek wieksze PKB. A u nas jaki to procent, biorac pod uwage przetargi ? FIFA pokazuje ze korupcja ma rozmach proporcjonalny do budżetu….
(2583.) OD STAROMODNEJ.PL NIE KUPIŁBYM NAWET UŻYWANEJ HULAJNOGI
Otrzymałem list z pytaniem: “Czy Pan oddałby głos na nową partię?”. Chodzi o Nowoczesna.pl. Pan Grzegorek pisze:
“Witam serdecznie.
Od niedawna jestem słuchaczem Pańskich wykładów, które można znaleźć w internecie. Nie jestem ekonomistą, ale postanowiłem trochę zagłębić się w temat, bo jest to nasza wspólna sprawa, a po drugie nadchodzą wybory i ja właśnie w tej sprawie. Szukam autorytetu. Temat dotyczy stowarzyszenia Nowoczesna.pl. Nigdy nie głosowałem, bo nie miałem na kogo, a głosowanie na złość innym jest moim zdaniem bez sensu. Mam wątpliwości w kompetencje założyciela, pana Petru. Trochę celebryta, ale niestety tak się wygrywa wybory.
Czy Pan oddałby głos na nową partię? Wiem, że zbyt mało wiadomo na temat programu oraz ludzi, których miałby zaprosić do współpracy, ale potrzebuję zdania specjalisty, bo nowa partia zawsze potrzebuje wsparcia finansowego, a nie chciałbym topić pieniędzy na bezsensowne inicjatywy.
Jeśli znajdzie Pan czas na odpowiedź, to z góry dziękuję.
Rozumiem również, że może Pan nie chcieć zabierać głosu w tej sprawie. Oczywiście każdą decyzję szanuję.
Z wyrazami szacunku,
Grzegorek Maciej”
Czy oddałbym głos na “nową partię”? Odpowiedziałem, że absolutnie nie. Nowoczesność tej partii kończy się na nazwie i można by ją przechrzcić na Staromodna.pl, skoro jej szef, w ślad za swoim “mistrzem”, do którego się przyznaje, głosi stare neoliberalne poglądy. Gdyby je wdrażać, polska gospodarka znowu by się cofnęła, podobnie jak w czasie szoku bez terapii na początku lat 1990. i przechłodzenia bez potrzeby w końcu tamtej dekady; wystarczy spojrzeć na załączony wykres. Nowoczesna.pl głosi trochę ekonomicznych banałów, sporo nadwiślańskiego neoliberalizmu; co nowe to niesłuszne, a co słuszne to nienowe. Nic oryginalnego, tylko żerowanie i próba zdyskontowania narastającego niezadowolenia z jakże bliskiej programowo tej „nowoczesności” Platformy Obywatelskiej.
Warto przypomnieć, że PO powstała na gruzach swoich poprzedniczek, Unii Wolności, oraz AWS, Akcji Wyborczej Solidarności, których rządy z Balcerowiczem jako wicepremierem-ministrem finansów sprowadziły tempo wzrostu gospodarczego z osiągniętego wskutek realizacji mojej „Strategii dla Polski” rekordowego poziomu 7,5 proc. na wiosnę 1997 roku do stagnacyjnego 0,2 proc. w końcu roku 2001. Warto też przypomnieć, że Balcerowicz, współpracą z którym R. Petru się chlubi, jako ówczesny partyjny przywódca Unii Wolności w kampanii wyborczej w roku 1997 obiecywał podwojenie PKB w ciągu dziesięciu lat. Wystarczyłoby utrzymanie tempa wzrostu, z jakim zostawiałem wtedy gospodarkę, ale zamiast tego zdołowano ją zupełnie, bez mała zerując wzrost i ponownie dotkliwie dla ludności zwiększając bezrobocie. Oczywiście, przy okazji nieliczni wzbogacili się kosztem licznej większości, bo o to właśnie chodzi neoliberałom, obojętne staromodnym czy nowoczesnym.
Co najważniejsze, jeśli ta „nowa partia” rozwinęłaby skrzydła i weszła do Sejmu, i tak nic z tego co obiecuje, nie byłaby w stanie zrobić. W koalicji z kim? Ale nie rozwinie, bo ludzie nie dadzą się na to nabrać, choć niektórzy się zastanawiali, tak jak autor listu, który słusznie ma „wątpliwości w kompetencje założyciela” i „nie chciałby topić pieniędzy na bezsensowne inicjatywy”. A kto by chciał? Czy ktoś kupiłby używaną hulajnogę od “znanego ekonomisty”, który w sytuacji skrajnie przewartościowanego złotego zapowiadał dalszy wzrost jego kursu i w efekcie zachęcał do zadłużania się we frankach szwajcarskich wtedy, gdy były one po około 2 złote? To bardzo ciekawe, że nawet “Gazeta Wyborcza”, która przecież w dezinformowaniu opinii publicznej bynajmniej nie jest bez winy, przypomina teraz:
“Rok 2008. Główny ekonomista banku BPH Ryszard Petru mówi w “Polska The Times”: – Złoty będzie się wzmacniał. Kredyty we frankach jeszcze długo pozostaną bezpieczne i opłacalne. 5 sierpnia tamtego roku frank szwajcarski kosztuje nieco ponad 1,9 zł, a tysiące Polaków zaciągają kredyty mieszkaniowe w tej walucie. Doradcy finansowi i ekonomiści tacy jak Petru tłumaczą im, że to właściwie najrozsądniejszy wybór. Pół roku później za franka trzeba zapłacić ponad 3,2 zł. (…) Nie jesteśmy w stabilnej sytuacji, ale jesteśmy w takiej sytuacji, że spać możemy wszyscy spokojnie.”
(http://wyborcza.pl/duzyformat/1,145319,18037029,Kolysanka_Petru.html)
(2582.) Already four years ago “The Economist” published my opinion on Greece (“Poland’s lesson for Greece”, May 12th 2011, http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2011/05/Economist_Polands_lesson_for_Greece_May_12th_2011.pdf), and more than three years ago my article appeared in influential “Financial Times'” (‘ECB must rescue Greece – or pay more later”, February 22, 2012, http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2012/02/ECB_must_rescue_Greece_or_pay_more_later_Financial_Times_21_02_12.pdf) . It’s amazing how one could ignore those suggestions and lead to a more complicated situation and much more serious crisis now…
(2581.) Jeden z internautów podesłał mi znaleziony w sieci komentarz a propos wyborów prezydenckich i obecnej sytuacji politycznej w kraju: ‘Kiedyś w podobnych okolicznościach wyborów prezydenckich – ni[e]jaka… H.G.W. kandydująca do tejże funkcji obiecywała…, że “będzie matką i ojcem dla całego narodu” – na co Grzegorz Kołodko powiedział – “to ja chcę zostać obustronnym sierotą”.’ Tak właśnie powiedziałem. Wtedy – w 1995 roku – H.G.W., czyli Hanna Gronkiewicz-Waltz, która potem zaktywizowała się w teraz upadającej Platformie Obywatelskiej, kandydowała przeciwko Lechowi Wałęsie i Aleksandrowi Kwaśniewskiemu z ramienia prawicowo-nacjonalistycznej partii ZChN, Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, otrzymując 2,76 proc. głosów. Podobnie jak 20 lat później Magdalena Ogórek 2,38. Po drodze, w roku 2005 roku, neoliberalna Henryka Bochniarz uzyskała 1,26 proc. Tylko nie zwalajmy tego na antyfeminizm. Polacy słuchają i myślą, a przecież słyszeli co te panie opowiadały i opowiadają…
(2580.) Niektórym “znanym ekonomistom” i wtórującym im dziennikarzom – raz lobbystycznie, kiedy indziej bezmyślnie, a jeszcze innym razem ideologicznie – wydaje się, że jeśli nagminnie używać będą terminu “pracodawcy”, to i inni też zdystansują się od takich określeń jak „kapitaliści” i w ogóle zapomną o czymś takim jak wyzysk, a będą jedynie wdzięczni tym słynnym pracodawcom za to, że nam robotę dają. Bo wiadomo; w ich ulubionym neoliberalnym kapitalizmie nie ma wyzysku. Jest tylko zysk, zawsze jak najbardziej – jakże by inaczej! – uzasadniony, bo uczciwie zdobyty profesjonalną i uczciwą przedsiębiorczością, która innym daje pracę. Tak bywa często, ale niestety nie zawsze, a już na pewno nie za czasów prawicowych rządów – i w okresie szoku bez terapii na początku lat 1990., i w trakcie bezsensownego przechłodzenia gospodarki w ich końcu (to dwa razy Balcerowicz), i w pierwszych latach rządów PO.
Wystarczy porównać, jak w Polsce w przeciągu minionego ćwierćwiecza, w latach 1990-2015, rosły wynagrodzenia w porównaniu do tempa zwiększania się PKB. Otóż, średnio biorąc, podczas gdy te pierwsze zwiększyły się tylko o 84 proc., ten drugi wzrósł o 111 proc. Innymi słowy, wzrost wydajności pracy został w czasie ostatniego pokolenia wynagrodzony zaledwie w trzech czwartych, w 75 procentach. Stosownie dużo szybciej powiększały się zyski “pracodawców”, którzy skądinąd hojnie tym dawaniem pracy nie szastali, skoro w czasach dorywania się do władzy nadwiślańskich neoliberałów i prawicowych post-solidarnościowych populistów bezrobocie oscylowało nawet wokół 20 proc. Pracodawcy to przeto czy zyskobiorcy, skoro kosztem płac udział zysku w PKB zwiększył się w tym czasie o ponad 10 punktów procentowych, w tym także odczuwanie w latach “zielonej wyspy”?
Nie trzeba dodawać, że za tymi średnimi kryją się zgoła inne tendencje w latach realizacji “Strategii dla Polski”, 1994-97, oraz “Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej”, 2002-04, kiedy to płace nadążały za wzrostem wydajności pracy, bo skuteczna polityka gospodarcza nie tolerowała niesprawiedliwego społecznie i, co podkreślam, ekonomicznie szkodliwego z punktu widzenia długofalowej rozwoju procesu przechwytywania przez pracodawców-zyskobiorców lwiej części owoców rosnącej wydajności pracy przez kapitał, tak krajowy, jak i zagraniczny.
Oczywiście, trzeba pilnować równowagi i troszczyć się o zachowanie konkurencyjności polskiej gospodarki na światowym rynku, ale to bynajmniej nie wymaga aż takiej eksploatacji „pracobiorców”. Wzrost gospodarczy nie musi odbywać się ich kosztem po to, aby poprawiać ponad uzasadnioną miarę pozycje ekonomiczną „zyskobiorców”. Na pewno źle by się działo, gdyby było odwrotnie, to znaczy gdyby wzrost wydajności pracy w dłuższym okresie opłacony był aż w 125 procentach, ale na pewno wszyscy mielibyśmy się odczuwalnie lepiej, gdyby nie było to tylko 75 procent. Wszyscy, z wyjątkiem pracodawców-zyskobiorców.
(2624.) No właśnie Panie profesorze
moim zdaniem najwiekszą głupotą jest tworzenie spółek ,, hybryd”
co to znaczy – przedsiębiorstwo staje się spółką zoo z menagerem ,statut się nie zmienia ma działać na rzecz np mieszkańców, pacjentów (np firma komunikacyjna, szpitale etc…/czyli konflikt kpa z ksh /
no i kiedy taki szef ma być dyrektorem a kiedy menagerem
/no dla porównania np mamy kpa które jest ukoronowaniem usytuowania władzy na danym terytorium i bez kpa nie zadziała kk, kpc,kro ,ksh czyli żaden z kodeksów(bo nie będzie administracji okalającej)/ zwykle jak np mamy doczynienie z dwoma powództwami w jednym pozwie to się je rozdziela np na administracyjne i cywilne
czyli kodeksów się nie miesza i jak można zmieszać formę prawną przedsiębiorstwa -statut nie zgodny z możliwościami do funkcjionowania /nie mieszać form organizacyjno-prawnych/
(2579.) “Roubini Global Economics” has published my comments on the Greek crisis. See “Don’t play with fire, yet too don’t sweep under the carpet, Roubini Global Economics, http://www.economonitor.com/blog/2015/06/greece-dont-play-with-fire-but-dont-sweep-it-under-the-carpet/
(2577.) Szanowny Panie Profesorze,
Od ponad 10 lat piszę artykuły na temat Europy Środkowej (rozumianej jako obszar między Rosją, Niemcami, Włochami i Turcją, od Nord Kapu do Salonik). Artykuły zamieszczałem w periodykach katolickich, ludowych, lewicowych (magazyn Dziś), a ostatnio znów w lewicowych (Nowe Perspektywy). Przeczytałem ostatnio, że wymiana handlowa na tym obszarze nie rozwija się. Nie jestem ekonomistą, raczej politologiem, choć ekonomia mnie interesuje. Cenię bardzo to co w tej dyscyplinie ma Pan do powiedzenia i śledzę z zainteresowaniem wywiady z Panem w Telewizji, a także w prasie (ostatnio w Trybunie). Ponieważ “zależy mi” na integracji tego regionu, z przyjemnościa poznałbym Pana opinię co do ewentualnego powołania regionalnego Banku Europy Środkowej (lub Środkowowschodniej), który miałby na celu wspieranie współpracy gospodarczej, lub Funduszu na rzecz współpracy gospodarczej w tym regionie. Pana zdanie na ten temat, za Pańską zgodą, umieściłbym w kolejnym artykule, z podaniem źródła. Z Szacunkiem, Maksymilian Podstawski
(2576.) NIE IGRAĆ Z OGNIEM, ALE I POD DWYAN NIE ZAMIATAĆ
Lewicowy rząd Grecji ma całkowitą rację, że nie daje się zmusić do szkodliwych społecznie i¬¬ na dłuższą metę nieracjonalnych ekonomicznie cięć wydatków budżetowych i podnoszenia podatków obciążających ludność po to, aby miał środki na niekończące się spłacanie długu zagranicznego. Już udało się przez kolejne manewry „pomocowe” przerzucić jego zasadniczy ciężar z prywatnych banków, współodpowiedzialnych za grecki kryzys, na organizacje publiczne – Unię Europejską oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Obecnie aż około 80 proc. długu to zobowiązania wobec instytucji UE, Europejskiego Banku Centralnego i MFW. I o to przede wszystkim chodziło podczas kryzysu trwającego już siedem lat, jakże chudych dla Greków!
Podczas gdy z jednej strony grecki dług publiczny zwiększył się z nieco ponad 100 proc. PKB w 2010 roku do prawie 180 proc. w roku 2015 i Grecja została wepchnięta poprzez zewnętrzne naciski i kolejne etapy „pomocy” w syndrom potrójnego 25 – 25 proc. recesja od 2010 roku, ponad 25 proc. bezrobocie, 25 proc. ludności poniżej progu ubóstwa – bogate banki, głównie niemieckie, francuskie, szwajcarskie, austriackie i cypryjskie, wyłgały się od współodpowiedzialności, przerzucając koszty swej lekkomyślności w udzielaniu kredytów na europejskich podatników. Fakt, że niektóre z nich musiały już spisać w straty niektóre nieodzyskane środki, ale kosztowało to je dużo mniej, niż wyniosły ich zyski z tego całego procederu.
Kto ma teraz ponieść koszty nieroztropności i nierozważnej polityki? Zdecydowanie większą dozę odpowiedzialności aniżeli Grecja ponosi „trojka” – Komisja Europejska, MFW i Europejski Bank Centralny. Oczywiście, tak poprzednie rządy w Atenach (no bo przecież nie rząd Syrizy), jak i część greckiego społeczeństwa jest współwinna. Zbyt długi okres życia ponad stan, unikanie płacenia należnych podatków, nieadekwatny system fiskalny, nader miękka polityka finansowa to pierwotne przyczyny kryzysu. Jednakże Grecja, w odróżnieniu od większości krajów UE, także Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch, Hiszpanii i Polski, już ma pierwotną nadwyżkę budżetową, tzn., że nie licząc kosztów obsługi długu publicznego, więcej do kasy publicznej ściąga, niż z niej wydaje. I polityka Syrizy gwarantuje to na następne lata, przy czym jednym z istotnych punktów spornych w twardych negocjacjach między dłużnikiem i wierzycielami jest to, że rząd grecki zamierza ukształtować nadwyżkę budżetu pierwotnego na poziomie 0,8 proc. w tym roku i 1,0 proc. w 2016 roku, podczas gdy „trojka” chce wymusić odpowiednio 1,0 i 2,0 proc.
Nie należy Greków szantażować i nadmiernie przypierać do muru. A tak właśnie się dzieje. Tak postępuje „trojka”, przy czym szczególną rolę w tym procederze odgrywają Niemcy, którym Grecja jest winna 56 miliardów euro. Jeśli Niemcy – i inni – chcą odzyskać swoje pieniądze, to muszą wreszcie pojąć, że może tom dotyczyć jedynie ich części, Grecja jest bowiem niewypłacalna. I to w dużym stopniu z ich winy, bo narzucali – bezpośrednio i pośrednio, poprzez „trojkę”, gdzie wraz z Francją mają ogromne wpływy – złą i szkodliwą politykę „zaciskania pasa” ponad wszelką rozsądną miarę. I teraz Grecy mieliby zmniejszać sobie emerytury i podnosić ceny, m. in. dostarczanej gospodarstwom domowym elektryczności, aby spłacać wyśrubowany dług? Mówiąc językiem ulicy: głupi by byli!
Na tym tle “Decyzja greckiego rządu, aby nie spłacać MFW w piątek (tj. 5.VI.15, gwk), jest interpretowana w całej Europie jako deklaracja polityczna, a nie rozpaczliwa ekonomiczna konieczność… jest rozumiana jako ostatni komunikat buntu z Grecji do jej międzynarodowych wierzycieli: „Nie popychajcie nas zbyt daleko. Prędzej zerwiemy, niż się złamiemy.” (“Don’t push us too far. We’d rather snap than bend.”; BBC, 5.V.2015 “Greece PM Tsipras to face MPs’ anger over debt talks” http://www.bbc.com/news/world-europe-33020420).
Nie wolno igrać z ogniem, a to się dzieje. Ale nie należy też udawać i raz jeszcze zamiatać pod dywan. Już od dłuższego czasu postuluję przeprofilowanie greckiego długu zagranicznego poprzez skreślenie jego połowy. Wówczas zostałby sprowadzony z obecnych 320 miliardów euro do 160 miliardów, czyli względnie, w stosunku do PKB poniżej 90 proc. To i tak byłoby wciąż o połowę więcej, niż zezwala fiskalne kryterium z Maastricht, dług wszakże w takiej wysokości byłby spłacalny.
Takie dostosowanie poziomu zadłużenia do możliwości jego obsługi w dłuższym okresie musi być, co zrozumiałe, oparte na kontynuacji twardego programu finansowego oraz stosownych reformach strukturalnych. Akurat my, Polacy, wiemy coś na ten temat, gdyż 21 lat temu, we wrześniu 1994 roku, jako wicepremier i minister finansów RP podpisałem z wierzycielami z banków prywatnych skupionych w Klubie Londyńskim porozumienie o warunkowej redukcji naszego długu o połowę. Twarde to były warunki, a postęp w ich spełnianiu był nieubłaganie monitorowany przez MFW. Gdyby nie tamte decyzje i idące w ślad za nim procesy dostosowawcze i rozwojowe, powodziłoby się nam dużo gorzej, gdyż nie byłyby możliwe ani normalne stosunki handlowe z zagranicą, ani korzystny dostęp do światowych rynków finansowych, a przecież jedno i drugie miało istotny wpływ na naszą dynamikę rozwojową.
Krótko mówiąc: Grecja nie spłaci całego obecnego długu. Nie ma się co łudzić i brnąć w próby nierealistycznych rozwiązań, jak to się z uporem godnym lepszej sprawy próbuje czynić. Odsuwanie pragmatycznego rozstrzygnięcia tylko zwiększa koszty kryzysu. Stoimy wobec ostrej alternatywy: albo Grecja nie spłaci istotnej części swoich zewnętrznych zobowiązań w sposób zorganizowany, podyktowany rozsądkiem i realizmem, albo w sposób chaotyczny. Tylko taki jest wybór. Dalsze naciskanie na Greków, aby się wykrwawiali po to, aby wzbogaceni już nieźle w przeszłości na „pomaganiu” im wierzyciele wzbogacali się dalej jest ekonomicznym, społecznym i politycznym nonsensem.
Rozumne przeprofilowanie greckiego długu poprzez jego redukcję do progu spłacalności musi być dokonane, gdyż w innym przypadku nie tylko Grecja wejdzie w koszmarną fazę swego kryzysu, lecz rozleje się on po całym obszarze Europy i poza strefę wspólnej waluty euro. Do Polski też dotrze. Po co płacić więcej, skoro można mniej? Po co poddawać się chaosowi, skoro można procesem posterować?i
(2574.) W Polsce obecnie PKB na mieszkańca wynosi 24,4 tys. USD (wg parytetu siły nabywczej), a średnia płaca (brutto) nieco ponad 4 tys. złotych. Gdyby nie ewidentne błędy szoku bez terapii, kiedy to PKB spadł o prawie 20 proc. (według założeń ówczesnego ministra finansów, Balcerowicza, miał obniżyć się zaledwie o 3,1 proc.), przechłodzenia bez potrzeby w końcu lat 1990. (znowu partie solidarnościowe i ten sam minister finansów…), kiedy to sprowadzono tempo wzrostu z 7,5 proc. do 0,2 proc. oraz błędów i niedociągnięć polityki gospodarczej pierwszych lat rządów PO-PSL, to obecnie mielibyśmy PKB na głowę w wysokości około 36 tys. USD, a średnia płaca oscylowałaby wokół 6 tys. złotych. To ilustruje “dorobek” nadwiślańskiego neoliberalizmu.
Czy to nie ciekawe, że autorzy takiej szkodliwej polityki nie tylko nie zapadają się ze wstydu pod ziemię, lecz jeszcze brylują w mediach i odgrażają się politycznie, że znowu będą nas urządzać? I to pod hasłem ‘nowoczesna Polska’, choć opierają się na starych, skompromitowanych koncepcjach…
P.S. Na stronie http://www.facebook.com/kolodko Marek Marecki zadał mi pytanie: “Czy Pan mysli o emigracji do Londynu?” Odpowiedziałem: Wykluczone! Drzewa powinny rosnąć tam, gdzie mają korzenie, a nie gdzie więcej słońce świeci.
(2575.) Na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko jeden z internautów zadał mi pytanie, jak to zostało wyliczone. Szerszej o tym piszę w artykule artykule “Sukces na dwie trzecie. Polska transformacja ustrojowa i lekcje na przyszłość” opublikowanego w “Ekonomiście” (http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/gwk_EKONOMISTA_No6_2007.pdf; w języku angielskim „A Two-thirds Rate of Success Polish Transformation and Economic Development, 1989-2008”, http://www.tiger.edu.pl/kolodko/working/wider/RP2009-14.pdf; zob, także „Two Decades of Great Postsocialist Transformation – and What Next?”, “Acta Oeconomica” 2010, Vol. 60, No. 4, http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2011/03/Transformation_and_What_Next_No4_2010.pdf).
Szacunek potencjalnego poziomu dochodu narodowego (PKB) i płac jako jego kluczowego elementu opiera się na kilku założeniach, w tym na przyjęciu, że możliwe było takie tempo wzrostu, a na początku lat 1990. spadku PKB, jak wówczas przewidywał to rząd i jego ekonomiści. Natomiast co do lat późniejszych, to przyjąłem, że po roku 2008 tempo wzrostu mogło nie spaść poniżej 3,5 proc., gdyby rząd i NBP inaczej zareagował na skutki światowego kryzysu gospodarczego, przede wszystkim gdyby nie usiłowano, zresztą nieskutecznie, ograniczyć zagregowanego popytu, głównie poprzez cięcia wydatków budżetowych, a w odniesieniu do NBP zawyżone stopy procentowe. Więcej o tym piszę w książce “Świat na wyciągnięcie myśli” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,53178) w rozdziale V. “Globalne perturbacje i ich konsekwencje dla Polski” (s. 94-115) i VII. “Rozwój i postęp. W poszukiwaniu strategii dla Polski” (s. 128-139). Dla uproszczenia zakładam też w powyższym komentarzu, że płace zmieniałyby się proporcjonalnie do zmian PKB na mieszkańca, choć być może nawet bardziej w górę, o ile nie spadłby tak jak to się stało ich udział w dzielonym dochodzie narodowym.
Polecam też pracę doktorską Wojciecha Przychodzenia z Akademii Leona Koźmińskiego pt. “Wzrost gospodarczy w Polsce w okresie transformacji systemowej – uwarunkowania, czynniki, potencjał”, w której autor posłużył się wyrafinowanymi metodami analizy matematycznej i ekonometrycznej (m. in. analiza spektralna; analiza falkowa; analiza harmoniczna; testy pierwiastka jednostkowego; funkcja wzajemnej gęstości spektralnej), dowodząc, jak znacznie wyższy mógł być wzrost produkcji w okresie transformacji. Podjął on ciekawą próbę oszacowania potencjału wzrostu gospodarczego w Polsce w dwudziestoleciu 1990-2009 oraz określenia czynników minimalizacji skali jego niewykorzystania. W rezultacie doszedł do wniosku: „Dla całego dwudziestolecia 1990-2009 potencjalne średnioroczne tempo wzrostu w Polsce wyniosło nieco poniżej 4,4 procent. W okresie transformacji zaprzepaszczono zatem szansę na dużo większy przyrost PKB, niż to udało się osiągnąć w rzeczywistości. Prawie 80 procent skumulowanej utraty potencjalnego tempa wzrostu gospodarczego w Polsce przypada na lata 1990-93, 1999-2001 i 2008-09. Mieliśmy wówczas do czynienia z błędną polityką gospodarczą, której wpływ na dynamikę dochodu narodowego był negatywny. Dla porównania w latach 1994-97 i 2003-07 dzięki właściwej polityce ekonomicznej utracono jedynie około 8 procent skumulowanej potencjalnej dynamiki PKB okresu transformacji systemowej.”
(2578.) Panie profesorze, Pan jako jedyny znany mi wybitny ekonomista nie skrytykował w czambół program zmian proponawany przez prezydenta elekta Andrzeja Dudę tylko powiedział że te zmiany są możliwe, trzeba tylko metorycznej dyskusji i Pan może w tym pomóc i należy pomóc naszemu prezydentowi. To jest postawa godna prawdziwego polaka. Za taką postawę bardzo Panu dziękuję.Dzięki Panu podniosłem się na duchu i dzięki Panu uwierzyłem że w naszym pięknym kraju będzie lepiej bo myślę że takich mądrych ludzi będzie więcej w naszej gospodarce niż znawców-krytykantów i pospolitych sabotażystów, niszczących dobre polskie firmy.Jeszcze raz Panu dziękuję. Z wyrazami szacunku Jerzy Wiejski.
(2573.) Niektórzy mają problem z pamięcią i wiedzą o tym, jak oraz dzięki czemu i komu minione ćwierćwiecze polskiej gospodarki to okresy marności, jak szok bez terapii na początku lat 1990. i szkodliwe jej przechłodzenie w końcu tamtej dekady, oraz wysokiego tempa rozwoju wtedy, gdy sterowałem polską gospodarką. Na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko pojawił się taki oto komentarz:
Mariusz Czarny: “Pan Kołodko miał swoje 5 minut w polskiej gospodarce i nie przypominam sobie aby jakoś był orłem, a odwrotnie”.
Odpowiedziałem: No to ma Pan poważne problemy z pamięcią i jeszcze większe z rzetelną wiedzą o polskiej gospodarce… Za pierwszym razem bowiem, gdy byłem wicepremierem i ministrem finansów w latach 1994-97, PKB na mieszkańca zwiększył się aż o 28 proc., inflacja spadła o 2/3, bezrobocie o 1/3, o ponad milion, Polska przystąpiła do OECD, a wskutek pomyślnej realizacji “Strategii dla Polski” („Więcej zob. „Od szoku do terapii” http://tiger.edu.pl/ksiazki/ekonomiapolitykatrans.pdf) do kraju więcej osób wracało w latach 1996-97, niż z stąd emigrowało. Nic dziwnego, skoro zostawiłem gospodarkę z rekordowym tempem wzrostu aż 7,5 proc.
Za drugim razem, w wyniku uruchomienia “Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” (więcej zob. „O Naprawie Naszych Finansów” http://www.tiger.edu.pl/…/O_Naprawie_Naszych_Finansow.pdf), tempo wzrostu dochodu narodowego, PKB, skoczyło ze stagnacyjnego 0,2 proc. w IV kwartale 2001 roku (skutek rządów koalicji AWS-UW z ministrem finansów Balcerowiczem) do 7,0 proc. w I kwartale 2004 roku. Bezrobocie znowu spadło odczuwalnie poprawiały się warunki życia, Polska przystąpiła na korzystnych warunkach do Unii Europejskiej. A działo się tak dlatego, gdyż polityka gospodarcza i strategia zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego zmierzały do właściwie nakreślonych celów i opierały się na poprawnej teorii ekonomicznej.
(2572.) Kandydaci na prezydenta zachowują się nieodpowiedzialnie w odniesieniu do głoszonych postulatów gospodarczych. Formułowane przez nich obietnice w większości przypadków oderwane są od twardej rzeczywistości i niejednokrotnie pozbawione ekonomicznego uzasadnienia.
Więcej obiecuje, bez pokrycia w możliwościach finansowych państwa i realnych perspektywach rozwojowych gospodarki, Andrzej Duda, ale nie mniej negatywnie trzeba ocenić niektóre propozycje Bronisława Komorowskiego, który po pięciu latach urzędowania jako Prezydent RP, nie powinien wykonywać gestów pod wyborczą publiczkę w postaci wysyłania do Sejmu w przeddzień głosowania projektu ustawy w sprawie wieku emerytalnego. Tak zasadniczymi sprawami nie wypada grać na emocjach wahającego się elektoratu…
Prezydent RP powinien dbać o równowagę w Państwie, społeczeństwie i, tak, tak, także w gospodarce. Z jednej strony ma blokować niedorzeczne ekonomicznie propozycje rządów oraz ustawy Sejmu, z drugiej zaś wychodzić – rzadko, w sprawach fundamentalnych i długookresowych – z kierunkowymi propozycjami. Od rządzenia jest rząd, a nie Prezydent. Kandydaci na to stanowisko nie powinni opowiadać ekonomicznych mumbo-jumbo, tylko pokazać społeczeństwu, że rozumieją istotę procesów społeczno-gospodarczych i na tyle, na ile ich urząd pozwala, są zdeterminowani sprzyjać ich racjonalizacji.
Być może, Andrzej Duda nawet wierzy w poprawność niektórych swoich postulatów, choć nie powinien, bo gdyby wygrał wybory, to musiałby się z większości z nich chyłkiem wycofać. Być może, prezydent Komorowski wie, że i tak nie będzie pociągnięty do odpowiedzialności za nieurzeczywistnienie ekonomicznych obietnic z kampanii wyborczej teraz, podobnie jak nie odpowiada za te składane pięć lat temu.
Cóż, następne wybory już za pięć lat…
(2570) Co do Transatlantic Trade and Investment Partnership (Transatlantyckie Partnerstwo w dziedzinie Handlu i Inwestycji), znanego pod skrótem TTIP, to choć nasuwają się pewne wątpliwości ze względu na brak pełnej informacji odnośnie do ostatecznego kształtu tego porozumienia, jest to krok we właściwym kierunku. Jak piszę m. in. w książce „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008), logicznym następstwem regionalnych integracji w warunkach globalizacji (którą uważam za proces nieodwracalny) są integracje ‘wyższego rzędu’, tzn. między ugrupowaniami integracyjnymi, takimi jak na przykład NAFTA i Unia Europejska czy Mercosur i ASEAN.
Główną przesłanką TTIP jest utworzenie strefy wolnego handlu pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Unią Europejską. Teoretycznie jest to uzasadnione, gdyż powinno poprawić konkurencyjność obu gospodarek i przyśpieszyć wzrost gospodarczy tak na ich obszarze, jak i na całym świecie ze względu na fakt, że wytwarzają one w sumie prawie 40 proc. światowej produkcji (choć liczą tylko niespełna 12 proc. ludności globu).
W praktyce problem polega na tym, że bariery taryfowe między USA i UE są już bardzo niskie, a zatem TTIP dotyczył będzie przede wszystkim zniesienia rozmaitych barier pozataryfowych, jak dostęp do usług publicznych, normy ochrony środowiska i zdrowej żywności, regulacje sektora finansowego, zasady pomocy publicznej dla sektora audiowizualnego. Obie strony zabiegają o wyłączenie pewnych dziedzin; na przykład Unia Europejska chce wyłączyć usługi ochrony zdrowia oraz audiowizualne, a USA usługi finansowe. Jeżeli tego rodzaju wyjątków będzie zbyt wiele, to korzyści z Partnerstwa mogą okazać się raczej umiarkowane, zdecydowanie poniżej zapowiedzi polityków i oczekiwań. Natomiast całkowita rezygnacja z niektórych uzasadnionych wyłączeń może prowadzić do niekorzystnych następstw, chociażby w postaci zakazu pomocy publicznej dla europejskiego sektora audiowizualnego, co oznaczałoby jego upadek i całkowity monopol Hollywoodu.
Pewne obawy co do faktycznych rezultatów wdrożenia TTIP może wzbudzać też sposób prowadzenia konsultacji. Niepokojące jest to, że konsultacje prowadzone są przez rządy i Komisję Europejską przede wszystkim z wielkimi korporacjami, podczas gdy nadrzędny musi być interes gospodarstw domowych, czyli ludności po obu stronach Atlantyku. W Polsce też.
W sumie wszakże jestem za wprowadzeniem w życie TTIP, tyle że powinno to być w jak największym stopniu skorelowane z rozwojem gospodarczym przebiegającym zgodnie z zasadami Nowego Pragmatyzmu. Chodzi zwłaszcza o troskę o zintegrowany, potrójnie zrównoważony rozwój – ekonomicznie, społecznie i ekologicznie – oraz o właściwą synergię regulacyjnych funkcji rynku oraz rządów i porozumień międzyrządowych.
(2569.) Dzień dobry Panie Profesorze
Chciałbym Panu zadać pytanie, co sądzi Pan o porozumieniu TTIP? Ostatnio na jego rzecz lobbowało 14 think tanków: 1. Academy of Liberalism, Estonia
2. Centre for Liberal Studies, Czechy
3. CETA – Centre for Economic and Market Analyses, Czechy
4. Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR), Polska
5. F. A. Hayek Foundation, Słowacja
6. Fundacja Industrial (Liberté!), Polska
7. Hungarian Free Market Foundation, Węgry
8. Institute for Market Economics, Bułgaria
9. Institute of Economic and Social Studies, Słowacja
10. Lithuanian Free Market Institute, Litwa
11. Projekt: Polska, Polska
12. Republikon Institute, Węgry
13. Svetilnik – Association for Promotion of Freedom, Słowenia
14. Visio Institute, Słowenia
Czy ta umowa z mechanizmem ISDS faktycznie może okazać się dla Polski niekorzystna? Już to, iż lobbuje na jej rzecz FOR może budzić grozę…
(2566.) SPOTKANIE Z KISSINGEREM
Na moim profilu http://www.facebook.com/kolodko Pan Jacek Nowak zapytał: “Czy możemy liczyć na poznanie wymiany poglądów obu Panów na tematy współczesnego świata? Rozmowa dwóch wizjonerów musiała być niezwykle interesująca.” Odpowiedziałem, że tak, była bardzo interesująca. Jak zawsze zresztą, bo było to już nasze szóste spotkanie podczas minionych 20 lat, a więc była i sposobność to przypomnienia sobie, co uważaliśmy za słuszne dekadę czy dwie temu. A propos wzrastającej potęgi Chin, to mieliśmy rację, także co do tego, że w zasadniczym stopniu przyczynia się do tego mądra polityka chińskich przywódców, którzy nie dali się zwieść na neoliberalne manowce. To właśnie umiejętne łączenie potęgi państwa ORAZ rynku jest podstawą chińskiego sukcesu. Przy okazji pojawiła się raz jeszcze kwestia jakże skomplikowanych związków pomiędzy demokracją bądź jej brakiem a sukcesem gospodarczym. Także w przypadku Singapuru. Kissinger był parę tygodni temu na pogrzebie Lee Kuan Yew, singapurskiego niedemokratycznego przecież przywódcy, ale z pewnością wielce zasłużonego w tamtejszym sukcesie gospodarczym. Znali się osobiście pół wieku…
Rozmowę zacząłem od tego, że świat jest współcześnie bardziej skomplikowany i bardziej niebezpieczny niż 20 czy 40 lat temu, w czasie zimnej wojny i wkrótce po jej, jak się wtedy wydawało, zakończeniu. Kissinger zapytał, dlaczego tak uważam, jakby nie był przekonany, że tak właśnie jest. Cóż, wie on więcej niż inni, co tak naprawdę się działo w Waszyngtonie i innych newralgicznych miejscach tego wędrującego świata w latach 1960., 1970 i 1980. Widział z bliska możliwość eskalacji konfliktów, których przecież i wtedy nie brakowało.
Kissinger nawiązał do mojej najnowszej książki “Whither the World…”, w której jest rozdział zatytułowany “An Asian era with the Euro-Atlantic civilization as a background?”, a ja zwróciłem uwagę na to, że w jego najnowszej – i znakomitej – książce “World Order” nie ma nic o ekonomicznym ładzie świata. Odparł, że to ja mam jeszcze więcej, niż już to jest w książce, powiedzieć jemu i wszystkim innym, jak ten ład powinien wyglądać.
No i zgodziliśmy się w pełni co do nieużyteczności sankcji wobec Rosji (Kissinger podkreślił, że ich charakter bardzo utrudni Zachodowi i USA wycofanie się z sankcji), jak i co do tego, że Ukraina nigdy nie powinna być przyjmowana do NATO. Rozwiązanie konfliktu może być tylko polityczne, na drodze dyplomatycznej, a kto jak kto, ale Kissinger wie, co to jest – i co może – mądra dyplomacja.
(2568.) Pekin robi wrażenie nawet w hutongah Dongcheng lepsze niż w biednych dzielnicach Baltimore. Czy da się przewidzieć co Chiny zrobią ze swoją rosnącą potęgą? Pojęcia kapitalizm, socjalizm rozmywają się – czy w Polsce ludzie zdają sobie z tego sprawę? Nie każdy widział Sentosa Island i Fort Siloso w Singapurze, zdobycie przez Japończyków Brytyjskiej koloni było przełomem – ale historia prze dalej do przodu i pytanie co nam przyniesie?
(2565.) NADCHODZĄ WYBORY: DEMOKRACJA CZY DEKORACJA?
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie przeczytał, dokąd zmierza świat, a wraz z nim my? Wciąż nie jest za późno!
„Od czasu do czasu miewa się wybory tak we własnej ojczyźnie, jak i na obczyźnie, więc trzeba uważać na ich wyniki, aby właściwe siły sprawowały rządy. Współcześnie jednak można w niejednej sprawie tak ustawiać demokratyczne mechanizmy, że rozstrzygają sprawy niekoniecznie zgodnie z interesem ogólnospołecznym, a po myśli grup interesów. Ponadto ze względu na postępującą globalizację władze państwowe mają coraz mniej do powiedzenia. Coraz więcej natomiast decyduje się w szerokim świecie, a tu nie ma demokracji, a tym bardziej wyborów, na które trzeba byłoby uważać. Prywatny kapitał ma w niedemokratycznym świecie dużo więcej swobody niż w państwie demokracji, z czego skrzętnie korzysta we własnym interesie.
A to ci chochlik! Nie ma jeszcze maszyn myślących, a więc i nie ma dowcipnych komputerów, ale jakby złośliwie w tym miejscu słowo „demokracji” zamieniło się na „dekoracji”. A nam przecież chodzi nie o dekorowanie powiązanej rozmaitymi współzależnościami zglobalizowanej gospodarki jakimiś namiastkami vox populi, lecz o poszukiwanie sposobów jej regulacji, przy której będzie ona służebna wobec całej ludzkości. Autentyczna demokratyzacja świata może w tym dopomóc.
Po części demokratyczne mogą być organizacje międzynarodowe, które powstały wskutek oficjalnych porozumień wielu państw. I tak bardziej demokratyczna jest Światowa Organizacja Handlu niż Międzynarodowy Fundusz Walutowy, większej dozy demokracji można dopatrzyć się w Organizacji Narodów Zjednoczonych aniżeli w Banku Światowym. Z pewnością sporo demokratycznych wartości i procedur zdarza się w międzynarodowych i globalnych organizacjach pozarządowych. Jednakże to zaledwie marny paliatyw globalnego ładu instytucjonalnego, który ktoś mógłby ośmielić się nazwać demokracją. Z tych obserwacji wynikają dwie istotne konstatacje co do oceny istniejącego stanu rzeczy i, co ważniejsze, co do pożądanych kierunków zmian instytucjonalnych.
Po pierwsze, liderom najbardziej wpływowych politycznie i ekonomicznie kręgów jest wygodnie w sytuacji, w której wskutek globalizacji słabnie pozycja państwa demokratycznego. To wzmacnia ich pozycję, zarówno absolutną, jak i względną, przy której dalej mogą werbalnie deklarować bezwarunkowe poparcie dla demokracji, łącznie z takimi jej atrybutami, jak prawa człowieka czy wolność mass mediów. Pełna poprawność polityczna, a jakże! Obowiązuje powszechnie, bardziej niż uczciwość autentycznych postaw i zachowań. Szczególną pozycję – a wraz z nią także wpływy polityczne w sferze stanowienia i egzekwowania prawa – mają obecnie liderzy sektora finansowego, który wyparł z pierwszego miejsca kompleks militarno-przemysłowy królujący w czasach gorącej i zimnej wojny. To pokazuje, gdzie toczyć będzie się chyba najtrudniejsza potyczka między pragnieniem zachowania aktualnego bałaganu instytucjonalnego – dla niektórych bardzo korzystnego, choć i wielce ryzykownego – a wymogiem uregulowania i poddania zorganizowanemu nadzorowi światowego rynku finansowego. Wysiłki na rzecz rozsądnej reinstytucjonalizacji fragmentu zaledwie, jakim jest rynek finansowy Unii Europejskiej, sygnalizują, jak wielkie będą opory przeciwko takim krokom w wymiarze ogólnoświatowym. Tym bardziej trzeba o to zabiegać.
Po drugie, te same wpływowe kręgi, de facto decyzyjne, przy wyznawanych wartościach nie mają żadnego naturalnego interesu we wspieraniu ogólnoświatowej demokracji. A to dlatego że nie bez słuszności są przekonane, iż mogłaby zaszkodzić ich agendzie, usiłując narzucić pewne standardy, i ograniczyć możliwość robienia interesów bez oglądania się na efekty zewnętrzne i potrzebę uwzględnienia interesów ogólnych, tym razem już globalnych. Obecnie największą przeszkodą w stopniowym konstruowaniu demokratycznego ładu globalnego nie są jacyś anarchiści czy terroryści, populiści czy antyglobaliści – choć, rzecz jasna, na nich też należy baczyć – lecz tzw. elity, którym się wydaje, że już „rządzą światem”.
Z tym rządzeniem to duża przesada, bo światem rządzić się nie da ani demokratycznie, ani autorytarnie, ani w żaden inny sposób zza zamkniętych lub uchylonych drzwi. Ale wpływać na to, co i jak na nim się dzieje – można. Stąd też trzeba tworzyć i wzmacniać globalne instytucje systematycznie poszerzające kręgi sterujących tym wspólnym światem, który wszyscy niby chcą naprawić, podczas gdy w rzeczywistości nie brakuje takich, co chcieliby go skłócić, jak i takich, którym marzy się jego zawłaszczenie.
Najważniejsze i najciekawsze wszakże pozostaje to, czy przyszłe procesy nasycania globalizacji demokratyzacją będą sprzyjać ekonomicznej racjonalizacji, czy też jej przeszkadzać. Tejże racjonalizacji w szczególności sprzyjać może praworządność, która powinna panować nie tylko w poszczególnych krajach, lecz i na całym integrującym się świecie. Słyszymy na ten temat niekończące się kazania – i politycznych liderów, i postępowych myślicieli, a zwłaszcza prawniczych guru – ale gdy dokładniej się przyjrzeć realiom ponadnarodowej polityki, łatwo dostrzec, że toczą się nieustanne potyczki albo wręcz globalna wojna o narzucenie swoich norm prawnych innym. Ma rządzić prawo, ale takie, które jest korzystne dla tych, którzy głośno za nim się opowiadają. Tak jak nie ma jednego jedynego, idealnego systemu wartości, tak i nie ma jednego jedynego, idealnego systemu regulacji prawnych.
Jeśli świat przyszłości ma być światem praworządnym, to jakie – czyli czyje – prawo ma rządzić? Amerykańskie czy unijne (UE)? A może chińskie albo japońskie? No bo chyba nie islamskie albo poradzieckie? W tej sprawie zdania są głęboko podzielone, bo podzielone są nie tylko poglądy, lecz przede wszystkim interesy. Toczy się przeto swoista wojna prawna określana jako lawfare. Obok prób zdominowania regulacji międzynarodowych ujęciem norm prawnych stosowanych we własnym kraju, przejawia się ona w wykorzystywaniu różnic interpretacyjnych rozmaitych przepisów prawa na swoją korzyść, często kosztem innych. Im zatem bardziej udawać będzie się w przyszłości globalizacja norm prawnych, tym mniej konfliktogenna będzie ogólna sytuacja.
W takim kontekście z całą mocą staje nie tylko pytanie, czy światowy demokratyczny ład jest możliwy, lecz przede wszystkim czy jest potrzebny. A jeśli potrzebny, to komu i po co? Długo można by na ten temat dyskutować, ale nas interesują głównie ekonomiczne aspekty zagadnienia. Skoro demokracja jest wartością samą w sobie, to – wydawałoby się – powinna stawać się jeszcze bardziej wartościowa, nabierając planetarnego rozmachu. Na to jednak się nie zanosi, co nie oznacza, że nie pojawiają się nowe obszary demokratycznie podejmowanych decyzji i że nie zdarzy się ich więcej tam, gdzie demokracja zawitała już wcześniej. Niechybnie idziemy w tym kierunku, ponieważ coraz trudniej o dictum największych mocarstw, jak chociażby grupy znanej pod skrótem G-7, czyli luźnego stowarzyszenia najwyżej rozwiniętych dużych państw Zachodu (USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja, Japonia, Włochy i Kanada) […]
Coraz więcej mają do powiedzenia emancypujące się gospodarki. I ta tendencja – przesuwania się punktu ciężkości decyzji zapadających w sprawach globalnych z G-7/G-8 na szersze forum – będzie trwała. W jakiejś mierze jest to przejawem demokratyzacji, gdyż bierze się pod uwagę zdanie większej niż w przeszłości liczby krajów. Interesujące, że również niedemokratycznych. Tak więc jeszcze jeden paradoks, okazać się może bowiem, że współudział kraju niedemokratycznego w decydowaniu o sprawach świata jest krokiem ku jego demokratyzacji. Przecież także ci, którzy nie bez powodu traktują Chiny jako państwo niedemokratyczne, nie zaoponują przeciwko poglądowi, że udział tego wielkiego kraju w globalnych debatach i decyzjach przyczynia się do postępu w sferze demokratyzacji świata. Z pewnością przyczynia się on również zwrotnie do wlokącej się demokratyzacji Chin.
Newralgiczny punkt kształtowania nowego instytucjonalnego ładu współzależnej gospodarki światowej sprowadza się do takiego uregulowania przepływu ludzi, kapitału i towarów w przestrzeni ponadnarodowej, aby obowiązujące w zasadzie wszystkich uczestników wymiany reguły rynkowej gry zapewniały efektywną alokację kapitału i uczciwą konkurencję między podmiotami gospodarczymi, bez względu na ich geograficzną lokalizację. Regulacje muszą ponadto sprzyjać równoważeniu strumieni gospodarczych w skali globalnej. Wymaga to nowej struktury organizacji międzynarodowych, przy czym szczególne uprawnienia władcze powinna uzyskać formuła G-20. Ktoś powie, że zdecydowanie bardziej demokratyczne byłoby wzmocnienie w prerogatywach decyzyjnych ONZ, lecz z pewnością byłoby też (od dawna już jest) mniej funkcjonalne. Na ołtarzu konfrontacji formalnej demokracji (wszystkie niezależne państwa są reprezentowane w ONZ) z pragmatyzmem poświęcić trzeba tę pierwszą. Zdecydowanie łatwiej uzgadnia się stanowiska w gronie 20 niż 195 uczestników. Co więcej, nie ma żadnych przeszkód, aby państwa uczestniczące w procedurach G-20 reprezentowały także interesy innych krajów, z którymi łączą je ideologia, interesy, sąsiedztwo.
Pamiętajmy, że G-20 to w istocie G-19 oraz G-28, gdyż formuła ta obejmuje 19 krajów oraz 28 państw członkowskich Unii Europejskiej (licząc już z Chorwacją), przy czym cztery największe spośród nich – Niemcy, Wielka Brytania, Francja i Włochy – uwzględnione są podwójnie: jako państwa narodowe i jako członkowie UE. Tak więc w istocie G-20 to G-43, jeśli uznamy – a powinniśmy – że UE dobrze reprezentuje interesy wszystkich swoich członków, także małych gospodarek, jak Finlandia czy Portugalia, nie mówiąc już o Malcie czy Estonii. Przy takim ujęciu G-20 zamieszkuje około 68 procent ludności świata, które wytwarza blisko 87 procent światowej produkcji.
Potrzebny tu jest dodatkowy komentarz. Otóż niektóre z państw członkowskich UE jeszcze długo kwalifikować będą się do grona gospodarek emancypujących się. Bywa tak, że Słowacja albo Rumunia mają interesy bardziej wspólne z Kolumbią albo Tajlandią niż z Niemcami albo Włochami. W konsekwencji na forum G-20 bywa reprezentowany pogląd Unii Europejskiej, który wyraża w zasadzie interesy „starej” UE-15, a więc piętnastu krajów wysoko rozwiniętych, a nie nowych członków, głównie emancypujących się gospodarek posocjalistycznych. Paradoksalnie, czasami Malezja albo Brazylia mogą zadbać lepiej o ich interesy niż Austria albo Francja.
Przy wszystkich swych ułomnościach – a dokładniej po to, by było ich jak najmniej – G-20 sama musi się solidnie zinstytucjonalizować i zorganizować wewnętrznie. Nie obejdzie się bez swoistej konstytucji lub co najmniej stosownego regulaminu działań, nie obejdzie się też bez stałego sekretariatu. Nie da się funkcjonalnie udrożnić G-20 bez sprawnej biurokracji.
Mechanizm G-20 musi opierać się na klarownych regulacjach obowiązujących wszystkie porozumiewające się kraje członkowskie. Ta wciąż bardzo luźna struktura powinna zostać wsparta instytucją wymuszającą realizację zadań wynikających z podejmowanych decyzji. Niezbędny jest mechanizm nadzoru i egzekucji postanowień w nieprzekraczalnych terminach, aby unikać nadmiernie przeciągających się i przez to nierzadko jałowych debat. Nie da się przerobić G-20 na wzór jej najważniejszego obok USA i Chin członka, czyli Unii Europejskiej (a w tych kryzysowych latach niejeden powątpiewałby w sens takiego przedsięwzięcia), ale korzystanie z jej doświadczeń w sferze ponadnarodowej instytucjonalizacji, w odniesieniu do tworzenia grupowych regulacji co do ustalania wspólnych reguł gry – jest wielce wskazane. W obu wymiarach: co, jak i dlaczego robić, i czego unikać.”
„Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości”, fragment rozdziału VI pt. „Gospodarka bez wartości jest jak życie bez sensu”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014, s. 184-188 (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008)