Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,862 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (2564.) O spotkaniu z papieżem

    …raz tylko spotkałem się osobiście z papieżem Janem Pawłem II.

    Zapewne przy okazji którejś z jego pielgrzymek do kraju?

    – Bynajmniej. To było osobiste, specjalne spotkanie w Watykanie. Przygotowując gospodarkę do integracji europejskiej, odwiedziłem w latach 2002–03 wszystkie 15 państw członkowskich, tocząc tam merytoryczne rozmowy i negocjacje. Oczywiście na trasie był także Rzym. Pomyślałem sobie, że to jest okazja do odwiedzenia papieża, gdyby tylko znalazł czas i ochotę na spotkanie. Uruchomiłem więc jako wicepremier kanał dyplomatyczny i poprzez nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych oraz panią ambasador w Watykanie, Hannę Suchocką, poprosiłem o oficjalne wystąpienie o spotkanie z Janem Pawłem II. Niestety, nic z tego nie wyszło. Pani ambasador powiedziała mi, że się bardzo starała, ale się nie udało. Nie jestem pewien co do determinacji tych starań, bo pierwszego dnia mego pobytu w Rzymie poleciała do Warszawy, na wesele córki swej przyjaciółki i imienniczki – Hanny Gronkiewicz-Waltz.

    Small world…

    – Ja mówię o wielkim świecie. Ale starając się o spotkanie w Watykanie, skorzystałem również ze swoich bezpośrednich kontaktów, konkretnie z arcybiskupem Józefem Kowalczykiem, wtedy nuncjuszem apostolskim, a obecnie prymasem Polski. I on to załatwił. Informacja o tym, że papież oczekuje, zastała mnie na krótko przed audiencją w dopiero co odnowionej Kaplicy Sykstyńskiej.

    I o co pytał papież?

    – To ciekawe, ale wpierw zapytał: „Panie premierze, to jak się mają polskie finanse?”. Odpowiedziałem, a potem rozmawialiśmy. O globalizacji i o tym, co może Kościół, a co nauka i polityka, aby nadawać jej w miarę ludzkie oblicze. Ja zaś zapytałem – bo byłem bardzo ciekaw odpowiedzi – czy to grzech być optymistą. Bo niektóre opiniotwórcze media w naszej ojczyźnie obwiniają mnie, że jestem nadmiernym optymistą co do naszych możliwości i perspektyw rozwojowych, co do zapowiadanego przyspieszenia tempa wzrostu gospodarczego i poprawy warunków życia. Papież odpowiedział, że to dobrze, iż jestem optymistą, bo „ma pan wiedzę i jest młody”. Tak, byłem o dziesięć lat młodszy…

    Widziałem zdjęcie, na którym wręcza Pan papieżowi swoje książki o globalizacji i transformacji. A co otrzymał Pan w zamian?

    – Dostałem różaniec dla mojej matki. A co do zdjęć z papieżem, to trzeba było za nie zapłacić. To ciekawe, czyż nie?

    Cóż, jedni powiadają, że nie istnieje coś takiego jak darmowy lunch, to inni mogą uważać, że darmowych zdjęć też nie ma, no bo przecież kosztują.

    Fragment książki „Droga do teraz. Z profesorem Grzegorzem W. Kołodko rozmawia profesor Paweł Kozłowski”, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014, s.258-259 (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,71473)

  2. (2563.) Neoliberalizm upada i ma przed sobą tylko przeszłość, gdyż skompromitował się ostatecznie, doprowadzając do kryzysu nie tylko gospodarkę amerykańską, ale bynajmniej nie był przyczyną kryzysu greckiego. Jednakże mówienie w tym przypadku o “realizowaniu keynesowskiej polityki zadłużania państwa”, jak czyni t jeden z dyskutantów pod moim wpisem na FB (https://www.facebook.com/kolodko), jest nonsensem, gdyż ani Keynes, ani Keynesiści nigdy nie postulowali zadłużania państwa ponad miarę, a jedynie kreowanie poprzez emisję umiarkowanego długu publicznego w fazie słabnięcia koniunktury lub recesji dodatkowego popytu, aby wykorzystywać istniejące moce wytwórcze i zapobiegać narastaniu bezrobocia, co na dłuższą metę ożywia gospodarkę i przyczynia się do poprawy stanu finansów państwa.
    Inflacja jako jedna “z nieuniknionych konsekwencji ustawowego podwyższania płacy minimalnej” to kolejna fałszywa teza neoliberalizmu i libertariańskiej ekonomii. Nie ma żadnego automatycznego związku między kategorią płacy minimalnej a wysokością inflacji. Płaca minimalna funkcjonuje od lat nawet w USA, gdzie mówi się ostatnio (z przesadą) o zagrożeniu deflacją, a nie inflacją, W Polsce też podwyższono płacę minimalną, a inflacja spadła. Wprowadzenie minimum płacowego w Niemczech bynajmniej nie pchnęło cen w górę, natomiast poprawiło sytuację materialną najniżej uposażonych i poprawiło koniunkturę dzięki wzrostowi popytu efektywnego gospodarstw domowych. Płaca minimalna nie ma wpływu na tempo wzrostu cen, o ile nie jest uzasadniona na nieracjonalnie zawyżonym poziomie.
    Tak więc obie fałszywe tezy – o “realizowaniu keynesowskiej polityki zadłużania państwa” oraz “o inflacji będącej jedną z nieuniknionych konsekwencji ustawowego podwyższania płacy minimalnej” to nic nowego. To po prostu powtarzanie neoliberalnego mumbo-jumbo z braku logicznych argumentów. Myślący ekonomicznie ludzie nie dają się na to nabrać, ale niestety nie jeden ulega neoliberalnej demagogii i dlatego warto wyjaśniać powstające przy okazji wątpliwości.

  3. (2560.) POLSKI EKONOMISTA W ŚWIATOWEJ CZOŁÓWCE

    W artykule pt. “Ekonomiści w światowej czołówce. Część polskich ekonomistów może pochwalić się oceną swojego dorobku naukowego na najwyższym poziomie. Prym wiedzie prof. Grzegorz Kołodko”, “Rzeczpospolita” ogłosiła ranking polskich ekonomistów. Pod uwagę wzięto “liczbę cytowań, czyli ile razy publikacje danej osoby były wykorzystywane przez innych specjalistów, a także tzw. h-indeks, który powszechnie na świecie uważany jest za najbardziej miarodajny wskaźnik dokonań i dorobku naukowca. Wskaźnik ten został pomyślany tak, aby lepiej odzwierciedlać znaczenie publikacji danego autora niż sama liczba publikacji czy sumaryczna liczba cytowań. Indeks na poziomie ponad 25 pkt jest w Polsce bardzo rzadki, bez względu na dyscyplinę naukową. Jego osiągnięcie oznacza miejsce w światowej czołówce. Grzegorz Kołodko, profesor nauk ekonomicznych, były wicepremier i minister finansów, stoi na czele rankingu, z najwyższym indeksem (wynoszącym 27) i najwyższą liczbą cytowań.” (“Rzeczpospolita”, 16.III.2015, s. B9)

    W istocie, mam h-indeks na poziomie 27, a więc nie tylko najwyższy wśród polskich ekonomistów, lecz i jeden z najwyższych w odniesieniu do wszystkich uczonych w kraju, a także najwyższy wskaźnik cytowań, bo aż 3562 (o ponad 50 proc. więcej niż druga na liście osoba pod względem h-indeks). Jest tak między innymi dlatego, że znajduję się również na pierwszym miejscu odnośnie do liczby zagranicznych publikacji, których ukazało się w sumie kilkaset w 25 językach (vide lista publikacji http://www.tiger.edu.pl/kolodko/GWK-Publikacje.pdf oraz wykaz publikacji w języku angielskim
    http://www.tiger.edu.pl/english/kolodko/list-of-publications-ENG.pdf).

    Taka wiadomość to zapewne potężny cios w naszych neoliberalnych i libertariańskich przyjaciół. Powinni się cieszyć z faktu, że – jak słusznie zauważa “Rzeczpospolita”, polski ekonomista wspiął się na “miejsce w światowej czołówce” – ale pewnie się zamartwiają. Cóż poradzić? Tym bardziej wędrujemy dalej, bo jest dokąd…

  4. (2558.) Triller „DGB” – Na tropie Kołodki

    Oto w dzisiejszym wydaniu „Dziennik Gazeta Prawna” głosi: „Kołodko współpracuje z Rosjanami. W tle poszukiwany listem gończym kasjer Janukowycza”. Dalej tekst zredagowany jest tak, że sugeruje jakąś tajemniczą współpracę z naszymi wschodnimi sąsiadami. Gazeta wprawdzie przytacza moje słowa: „Nigdy nie otrzymywałem z tego tytułu jakiegokolwiek wynagrodzenia. Nigdy też nie pobierałem wynagrodzenia za jakiekolwiek prace doradcze, eksperckie, konsultingowe, zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie”, ale bynajmniej tego nie eksponuje, bo i po co, skoro chodzi jej o coś innego. Natomiast zaraz obok mego nazwiska akcentuje, że listem gończym poszukuje się kogoś tam, z kim nie mam żadnych kontaktów.
    Tak, współpracuję – naukowo – nie tylko z Rosjanami i Ukraińcami, lecz również z Amerykanami i Anglikami, Niemcami i Chińczykami, Izraelitami i Arabami, Turkami i Francuzami, Afrykanami i Latynosami, Włochami i Węgrami, Japończykami i Hindusami; z całym bez mała światem. I nie czynię z tego żadnego sekretu, a wręcz odwrotnie – informuję szeroko na swoich stronach internetowych (www.tiger.edu.pl, http://www.wedrujacyswiat.pl, http://www.facebook.com/kolodko).
    Gdy otrzymałem z redakcji „DGP” kilka pytań, rzeczowo na nie odpowiedziałem. Zamiast tego ukazał się artykuł tendencyjnie manipulujący cytatami z moich odpowiedzi, poutykanymi w rozmaite sugestywne wywody na tematy, z którymi nie mam nic wspólnego. Cóż, pamiętam, jak w czasach, gdy pełniłem funkcję wicepremiera i ministra finansów Polski, „Gazeta Prawna” była znana z tego, że kierowano tam najwięcej sprostowań w związku z publikowaniem nieprawidłowych informacji prawnych, wadliwych interpretacji przepisów, błędnych opinii (istnieje w tej sprawie specjalna „Czarna Księga”). I chyba niewiele się zmieniło… Można mieć tylko nadzieję, że obecnie strony prawno-finansowe redagowane są tam z większą rzetelnością i szacunkiem dla prawdy.
    I od razu informuję, że nie zamierzam ze współpracy rezygnować. Nie wycofam z księgarni swoich książek po rosyjsku, z których uczą się o globalizacja i rozwoju, o reformach i polityce gospodarczej tysiące studentów w Rosji i innych republikach poradzieckich. Nie zerwę współpracy z rosyjskimi ekonomistami, którzy chcą się od nas dowiedzieć jak najwięcej na temat transformacji. Przyjmę zaproszenie na Moskiewskie Forum Gospodarcze, choć nie wiadomo, kto za tym – oprócz Uniwersytetu Łomonosowa – stoi. A ten Łomonosow choć przecież prowadził wprawdzie wiekopomne badania, ale – o zgrozo! – w carskiej Rosji. Tak, jestem członkiem rady naukowej dopiero co powołanego instytutu RESCUE, o czym pisze „DGP”. Zaprosił mnie do niej prof. Rusłan Grinberg, dyrektor Instytutu Ekonomii Rosyjskiej Akademii Nauk. Jestem także członkiem rady naukowej kierowanego przez niego periodyku „Mir Pieremien”. Może warto dodać, że jest w niej również redaktor Adam Michnik. Pismo właśnie obchodziło 10-lecie, a w wydanym z tej okazji w szykownej moskiewskiej restauracji przyjęciu (dla ułatwienia pracy dziennikarzom „DGP” od razu informuję, że mnie tam nie było) uczestniczyła nasza Pani Ambasador, Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. To co, może odwołać ją ze stanowiska? Jak daleko może sięgać prawicowa rusofobia i zwyczajna głupota?…
    Dla pełnej jasności przytaczam poniżej w całości moje odpowiedzi na pytania, które zadał mi emailem dziennikarz „DGP”.

    Witam,
    Odpowiedzi poniżej.
    Z pozdrowieniami,

    Prof. Grzegorz W. Kołodko
    Centrum Badawcze Transformacji, Integracji i Globalizacji TIGER
    Akademia Leona Koźmińskiego
    http://www.tiger.edu.pl
    http://www.wedrujacyswiat.pl

    ——– Oryginalna wiadomość ——–
    Od: Damian Furmańczyk
    Data:06.03.2015 14:59 (GMT+01:00)
    Do: Kołodko Grzegorz
    Temat: Prośba o komentarz – Dziennik Gazeta Prawna

    Szanowny Panie Premierze,
    W nawiązaniu do rozmowy telefonicznej zwracam się z uprzejmą prośbą o przesłanie odpowiedzi na poniższe pytania:

    1/ Strona internetowa petersburskiego Centrum RESCUE
    (http://rescue.org.ru/pages/3_eksperty.html) podaje, że jest Pan członkiem jego rady naukowej. Czy to prawda? Jeśli tak, jakie są Pana obowiązki? Czy ta funkcja wiąże się z wynagrodzeniem?
    Na zaproszenie profesora Rusłana Grinberga, dyrektora Instytutu Ekonomii Rosyjskiej Akademii Nauk, jako profesor ekonomii zajmujący się problematyką ustrojowej transformacji posocjalistycznej i polityką rozwoju społeczno-gospodarczego w czerwcu ubiegłego roku zostałem zaproszony do Petersburga na międzynarodową konferencję nt. uwarunkowań i perspektyw przezwyciężania kryzysu na linii Rosja>Ukraina>Unia Europejska. W konferencji, w której brali udział naukowcy z Niemiec, Czech, Austrii, Włoch, Rosji i Ukrainy, uczestniczyłem z głosem w dyskusji. Prof. Grinberg został przewodniczącym rady naukowej tego, co później nazwano RESCUE, i jako uczestnika spotkania zaprosił mnie do niej. Zaproszenie przyjąłem.
    Członkowie rad naukowych nie mają żadnych formalnych obowiązków, poza ewentualnym udziałem w dyskusjach rady czy opiniowaniem tematów naukowo-badawczych. Po spotkaniu w Petersburgu w żadnym tego rodzaju spotkaniu nie brałem udziału.
    Oczywiste jest, że nigdy nie otrzymywałem i nie otrzymuję z tego tytułu jakiegokolwiek wynagrodzenia. W czerwcowej konferencji uczestniczyłem z przekonaniem, że może to pomóc we właściwym ukierunkowaniu dyskusji na temat przezwyciężania kryzysu w Rosji i na Ukrainie oraz układaniu właściwych relacji tych i innych gospodarek poradzieckich z Unią Europejską.
    Dodam przy okazji, że nigdy też nie pobierałem żadnego wynagrodzenia za jakiegokolwiek prace doradcze, eksperckie, konsultingowe zarówno w Rosji, jak i na Ukrainie.

    2/ Kiedy i w jakich okolicznościach rozpoczął Pan współpracę z instytutem?
    Uczestniczyłem tylko z głosem naukowym we wspomnianej konferencji, w merytorycznej dyskusji na bardzo ważny temat, na zaproszenie poważnego uczonego o międzynarodowej reputacji.
    Informacje o moim udziale w licznych międzynarodowych konferencjach naukowych są publicznie dostępne na stronach internetowych: http://www.tiger.edu.pl ,www.wedrujacyswiat.pl oraz http://www.facebook.com/kolodko, na które zapraszam również zainteresowanych Czytelników „DGP”. Najbliższe wydarzenia poza Polską to m. in. Crans Montana Forum w Dahkla, Rabat, Moskwa, Istambuł, Nowy Jork, Londyn, Pekin (vide https://www.facebook.com/kolodko/events ).

    3/ Czy po tym, jak za przewodniczącym stowarzyszenia Centrum RESCUE Serhijem Arbuzowem, byłym wicepremierem Ukrainy, został wysłany międzynarodowy list gończy za korupcję, nie zamierzał Pan zrezygnować ze współpracy z nim?
    Nic mi o tym nie wiadomo; pierwsze słyszę o sprawie w tym pytaniu. Jeśli chodzi o „współpracę z nim”, to nie sposób zrezygnować z czegoś, czego nie było.

    4/ Czy utrzymuje Pan obecnie kontakt z Serhijem Arbuzowem?
    Nie tylko nie utrzymuję obecnie kontaktu z Arbuzowem, lecz wcześniej również nie utrzymywałem z nim żadnych kontaktów. Nigdy z nim nawet nie rozmawiałem.

    Będziemy zobowiązani za przesłanie odpowiedzi do końca dnia dzisiejszego. Jeśli dziś się nie uda, prosimy o wysłanie odpowiedzi do godz. 16:00 w niedzielę, 8 marca.

    Z wyrazami szacunku,

    Damian Furmańczyk

    Dziennik Gazeta Prawna

    Damian Furmańczyk
    Dziennikarz Działu Kraj
    Dziennik Gazeta Prawna
    INFOR BIZNES Sp. z o.o.
    tel.: 22 530 42 37
    e-mail: damian.furmanczyk@infor.pl

    A Państwa pytam: gdzie są granice manipulacji w pogoni za sensacją? Czy ktoś uczciwy po takich wyjaśnieniach może awizować swój tekst, tak jak czyni to „DGP”? Jak można się było spodziewać – bo i o to przecież redaktorom gazety chodzi – pod swoimi insynuacjami z lubością zamieszcza ona nawet najbardziej agresywne i ordynarne inwektywy zdezorientowanych internautów.
    Tym bardziej tych z Państwa, którzy gościcie na tej stronie, informuję, jaka jest prawda. I warto, aby inni też ją znali. Dzielmy się nią zatem. Od tego m. in. są społecznościowe media, abyśmy nie dali się zasypywać kłamstwami, abyśmy nie pozwalali innym na manipulowanie nami. Jak to kilka dni temu, po moim wywiadzie udzielonym telewizji TVN24, napisał tutaj jeden z internautów: “Parafrazując zasłyszane na blokowisku przysłowie – “Ksiądz kłamie, telewizja kłamie, wszyscy kłamią – Kołodko prawdę Ci powie.” No, nie wszyscy, ale niektórzy aż nadto!

    • (2559.) Sojusz przygotował projekt przewidujący podwyższenie kwoty wolnej od podatku, poinformował na konferencji prasowej w Sejmie rzecznik SLD Dariusz Joński.
      proszę się do tego ustosunkować/jeśli by Pan mógł
      kełbasa? czy reale podwyższenie kwoty 2 razy jest w obecnych warunkach możliwe?

      • (2561.) Tak, istotne, odczuwalne zwłaszcza dla uboższych podniesie kwoty wolnej od podatku jest w obecnej sytuacji w pełni uzasadnione. Z jednej strony poprawi to sytuację materialną osób o najniższych dochodach, z drugiej nakręci koniunkturę gospodarczą – wciąż przecież marną przy polityce PO – dzięki zwiększeniu strumienia efektywnego popytu gospodarstw domowych.

        • (2562.) dziękuję za odpowiedź ale(….)
          skupił się Pan na tym jak owe zjawisko zadziała ……..
          ale by zadziałało
          z mojego punktu widzenia to tylko i wyłącznie zwiekszenie miejsc pracy
          zwiększeniy strumienia efektywnego popytu gospodarstw domowych i jesli te dwie rzeczy(zatrudnienie i kwota) szły by w parze to się zgadzam
          (ale mi głównie chodziło o kwotę(wysokoś) w obliczu legislacji unijnej ograniczającej pewne mechanyzmy z góry w stosunku do obciążeń których nie chcą lub nie mogą unieććprywatni przedsiębiorcy.

  5. (2557.) 8 MARCA :) W DNIU KOBIET NASZYM PANIOM ŻYCZĘ WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!
    A w szczególności, aby w następnych latach wyprzedziły Skandynawię w klasyfikacji najlepszych na świecie miejsc dla pracujących kobiet. Ranking objął większość państw OECD. Na 28 krajów przed Polską uplasowały się jedynie Finlandia z wynikiem 80 punktów (na 100 możliwych) oraz tuż za nią Norwegia (79,4) i Szwecja (też 79,4), a już niewiele dalej my (73,1)! Przeciętna dla 28 państw wynosi 60.3. Ciekawe czy nasze Internautki podzielają tak wysoką ocenę swoich warunków pracy i możliwości rozwoju?
    “This year it is Finland that comes out best, overtaking Sweden and knocking Norway off the top spot. It scores highest of the 28 countries in our index for the share of women in higher education (where their lead over males has grown), female labour-force participation and women taking the GMAT (business-school entrance exam), now over 50%. Finland has also increased its paid maternity leave by more than two weeks. Norway still has more women on company boards than other countries, thanks to a 40% mandatory quota that came into effect in 2008, but women’s share of senior management jobs is slightly down on last year. While the share of parliamentary seats occupied by women in Norway and Finland has not changed, it fell slightly in Sweden, where the gender pay gap has also widened, and is now closer to the OECD average.” (“The glass-ceiling index. Where is the best place in the world to be a working woman?” http://www.economist.com/blogs/graphicdetail/2015/03/daily-chart-1)

  6. (2556.) „DOKĄD ZMIERZA ŚWIAT. EKONOMIA POLITYCZNA PRZYSZŁOŚCI” PO RUMUŃSKU

    Ukazało się kolejne obcojęzyczne wydanie książki “Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008). Opublikowana nakładem Editura Polirom książka zatytułowana jest “Incotro se indreapta lumea. Economia politica a viitorului ” (Bukareszt 2015, s. 352). Tutaj http://www.polirom.ro/catalog/carte/incotro-se-indreapta-lumea-economia-politica-a-viitorulu-5637/ jest w wersji papierowej, natomiast e-book, również w PDF, dostępny jest tutaj http://www.elefant.ro/ebooks/business-economie/economie/incotro-se-indreapta-lumea-economia-politica-a-viitorului-237850.html.

  7. (2555.) “WHITEHR THE WORLD: THE POLITICAL ECONOMY OF THE FUTURE” IN ROMANIAN

    The Romanian edition of my book “Whither the World: the Political Economy of the Future” (vol. I http://www.palgrave.com/page/detail/whither-the-world-the-political-economy-of-the-future-grzegorz-w-kolodko/?isb=9781137465733 and vol. II http://www.palgrave.com/page/detail/whither-the-world-the-political-economy-of-the-future-grzegorz-w-kolodko/?K=9781137465764) has been published under the title “Incotro se indreapta lumea. Economia politica a viitorului ” (Editura Polirom, Bukareszt 2015, 352 pp.) You can get the printed copy here http://www.polirom.ro/catalog/carte/incotro-se-indreapta-lumea-economia-politica-a-viitorulu-5637/ and the e-book herehttp://www.elefant.ro/ebooks/business-economie/economie/incotro-se-indreapta-lumea-economia-politica-a-viitorului-237850.html.

  8. (2553.) GRECKI DRAMAT – cdn

    Grecki dług, który obecnie wynosi około 175 proc. PKB, a więc blisko trzykrotnie więcej niż stanowi obowiązujące kryterium z Maastricht, musi być zmniejszony, gdyż jest niespłacalny. Jeśli rząd Syrizy nie mówi tego wprost ze względów politycznych, to ja to mówię: dług trzeba zredukować i to istotnie, o około połowę. Nazywajmy to “przeprofilowaniem”, skoro termin “skreślenie” jest politycznie nie do przełknięcia, nie tylko w Niemczech czy MFW.
    Dodać warto, że obecnie zagraniczny dług grecki w ponad 80 procentach stanowią zobowiązanie wobec instytucji publicznych. I o to – czyli o ucieczkę prywatnego sektora banków i innych pośredników finansów od współodpowiedzialności za skutki greckiego kryzysu – chodziło w ostatnich latach “pomagania” Grecji przez bogatszy Zachód. Oczywiście, przeprofilowanie nominalnych (i niespłacalnych) zobowiązań musi być związane z realizacją twardego programu gospodarczego gwarantującego utrzymanie nadwyżki budżetu pierwotnego (czyli bez uwzględnienia kosztów obsługi długu publicznego). Grecja już taką nadwyżkę wypracowuje.
    Dalsze zmuszanie Grecji do wyrzeczeń, oszczędności wydatków publicznych, zaciskania pasa byłoby nieodpowiedzialne w sytuacji, gdy wymuszanie takich kierunków działań doprowadziło do swoistej gospodarki 3 x 25: 25-procentowaego spadku PKB, 25-procentowego bezrobocia, 25 procent ludności żyjącej poniżej progu ubóstwa. Na razie doszło tylko do „rewolucji” demokratycznej, w wyniku której władzę przejęła lewicowa partia Syriza. Jeszcze trochę kontynuacji dotychczasowego przyciskania do ściany Greków i będziemy mieli inną rewolucję, której koszty – również te stricte ekonomiczne – będą dużo większe.
    Zob.więcej https://www.facebook.com/editnote.php?draft&note_id=836744933038162&id=164187983627307.

  9. (2552.) CO SIĘ SKŁADA NA CZŁOWIEKA PEŁNEGO

    Władysław Markiewicz
    Fizjonomia III RP
    W miarę upływu czasu od 1989 roku, tj. od początku transformacji ustrojowej, poszerza się nasza wiedza o siłach sprawczych tego procesu historycznego, o warunkach i okolicznościach w jakich się dokonywał, o trwałych śladach w sposobach zachowań i rodzajach wartościowania własnych i cudzych poczynań, o krystalizowaniu się nowego oblicza społeczno-gospodarczego, kulturowo-cywilizacyjnego i moralno-intelektualnego narodu polskiego jako członka NATO i Wspólnoty Europejskiej.
    Zawdzięczamy to m. in. stale wzbogacanej literaturze biograficznej tworzonej przez uczestników rewolucyjnych wydarzeń ćwierćwiecza. Należy do nich także Grzegorz Kołodko, który czterokrotnie pełnił w tym czasie funkcję wicepremiera i ministra finansów i z pewnością pozostawił po sobie trwałe ślady na fizjonomii ekonomicznej i publiczno-obywatelskiej III Rzeczypospolitej.
    Swojej autobiografii nadał Kołodko postać dialogu z profesorem Uniwersytetu Warszawskiego Pawłem Kozłowskim. Rozmowa obu ekonomistów, z dobrym przygotowaniem socjologicznym i politologicznym, przebiega potoczyście i harmonijnie, snadź partnerzy znają swoje poglądy i wzajemnie je podzielają i że nie różni ich także stosunek do praktyki społeczno-obywatelskiej mimo odmiennych pozycji przez nich zajmowanych oraz ról społecznych przez nich odgrywanych.
    Książka ukazuje niezwykle bogatą osobowość intelektualną i „ludzką” Grzegorza Kołodki. Wszystkie kreowane przez niego wcielenia: ściśle prywatne, jak na przykład wegetarianizm i uczestnictwo w biegach maratońskich; naukowo-badawcze, aż zakrawające na dziwactwo uporczywe trzymanie się zasad realizmu poznawczego i precyzji teoretycznej; rygorystycznego pragmatyka w pełnieniu funkcji wicepremiera i ministra finansów, a jednocześnie pomysłowego reformatora i futurologa; niezmordowanego podróżnika trawionego permanentną ciekawością świata; miłośnika muzyki i sztuki – otóż wszystkie te właściwości mocno ze sobą splecione składają się – jakby to nazwał Bogdan Suchodolski – na Człowieka Pełnego.
    Kołodko świadom jest swojej wartości, w końcu jest rzeczą powszechnie znaną, iż jest najbardziej znanym, najczęściej w literaturze światowej cytowanym polskim ekonomistą, ale w jego wynurzeniach nie ma krzty chełpliwości i przysłowiowego zadzierania nosa. Raczej ujmujące jest postrzeganie przez niego i wychwalenie kompetencji i zasług innych naszych badaczy, takich jak Maksymilian Pohorille, Jan Mujżel, Tadeusz Kowalik, a jego upomnienie się o pamięć i uznanie dla Józefa Pajestki szczerze mnie wzruszyło. Nazwisk dyskredytująco krytykowanych przez siebie specjalistów stara się raczej unikać, bodaj najczęściej pojawia się Stanisław Gomułka, a zwłaszcza Leszek Balcerowicz, którego obwinia za spowodowanie „szoku bez terapii”.
    Drogę do teraz można śmiało zaliczyć do cennych źródeł historycznych. Zawarta w niej ocena źródeł i przebiegu transformacji ustrojowej, wartości programowej postulatów „Solidarności”, groźby interwencji ZSRR i „bratniej pomocy” krajów socjalistycznych wobec anarchizacji polskiego życia społecznego i gospodarczego, wprowadzenia stanu wojennego, zorganizowania Okrągłego Stołu – nie różni się zasadniczo od analiz autorów lewicowych.
    Na koniec jako najstarszy wiekiem i stażem członek Wydziału Nauk Społecznych i Humanistycznych Polskiej Akademii Nauk nie mogę nie wyrazić głębokiego zdumienia i zawstydzenia faktem, że odrzucono kandydaturę profesora Grzegorza Kołodki na członka tej korporacji. Jest to powtórzenie skandalicznego błędu czy też niedopatrzenia, którego ofiarami w latach sześćdziesiątych padli Maria i Stanisław Ossowscy.

    Grzegorz W. Kołodko, Droga do teraz. Z profesorem Grzegorzem W. Kołodko rozmawia profesor Paweł Kozłowski, Prószyński i S-ka, Warszawa 2014, s. 311 (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,71473)

    Władysław Markiewicz, „Fizjonomia III RP”, „Res Humana” 2015, nr 1/134, s. 24-25

  10. (2551) Witam.
    Na początek chciałem przeprosić Pana Profesora za to , że w moim poprzednim wpisie z 06.02.2015
    uczyniłem Profesora włascicielem działki , na której kapitał obcy wytwarza dochód narodowy .
    W wymyślonym przeze mnie skrajnym przykładzie chciałem jedynie pokazać jak bardzo mylący może być wskaźnik PKB . w sytuacji gdy na okreslonym terenie dominuje w gospodarce kapitał obcy. W skrajmych wypadkach może stac się tak , że wytworzony dochód nie będzie udziałem mieszkańców konkretnego kraju , a będzie w rękach obcego koncernu , korporacji , monnopolu , itp. Wydaje mi się , iż takim krajem , w którym grillowane kiełbaski sprzedaje ktos inny i czerpie z tego zyski w decydujacym stopniu wyłacznie dla siebie – jest Nigeria. kraj o bogatych zasobach ropy naftowej. Pod względem wielkośći PKB jest na drugim , bądź na pierwszym miejscu w Afryce , jednakże nie przekłada się to na dobrobyt obywateli. Wartość nowo wytworzona pozostaje w rękach zagranicznych koncernów naftowych eksploatujących nigeryjskie złoża . Owszem , rząd czerpie dochody z opłat za koncesje, gubernatorzy prowincji z łapówek , niektórzy Nigeryjczycy mają pracę , a ci , których ziemia uległa degradacji – otrzymują od naftowych korporacji nowe nmieszkania , nie zmienia to jednak faktu , że partycypacja mieszkańców Nigeri w dochodzie narodowym jest niesprawiedliwa , cokolwiek słowo
    ” niesprawiedliwy” miałoby znaczyć. i że wielkośc PKB w tym przypadku mie mówi nam nic o rozwoju
    gospodarczym państwa.
    Istnieje pilna potrzeba opracowania nowych , obiektywnych mierników rozwoju ekonomicznego krajów , regionów , prowincji . Jeśli chcemy w obiektywnym świetle poznawać procesy gospodarcze w skali swiata i regionu musimy mieć własciwe narzędzia , w sposób rzetelny charakteryzujace naturę tychże procesów.
    Wskaźnik PKB trzeba wyrzucić do kosza bo służy on wyłącznie taniej neoliberalnej propagandzie , zainteresowanej widzeniem swiata przez róźowe okulary. ” Po co coś zmieniać? Wystarczy pozostawić bieg spraw rynkowej grze sił , a wszystko będzie dobrze” .
    W przypadku , kiedy znaczący udział w tworzeniu PKB ma kapitał obcy , istnieje groźba wytransferowania części dochodów za granicę w formie pieniądza. I tak , właśnie ten scenariusz realizuje się w Polsce . “Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że jest coś takiego jak Produkt Narodowy Brutto (PNB), który różni się tym od PKB, że dolicza się do niego tzw. transfery zagraniczne. Chodzi tu o wynagrodzenia i zyski, a nie o efekty przepływów związanych z handlem zagranicznym (dochody z eksportu i wydatki na import). Transfery mogą być dodatnie, wtedy kraj zarabia na zagranicy, jak np. Niemcy, albo ujemne – wówczas kraj traci na rzecz zagranicy. U nas są ujemne. Jeśli te transfery są spore, m.in. w sytuacji gdy firmy przekazują swoje dochody do banków za granicą, to PNB jest zasadniczo niższy od PKB. ”
    http://www.nowakonfederacja.pl/koszmarny-rachunek-za-bezmyslna-prywatyzacje/.

    Szacuje sie , że w ostatnich latach wypływa z Polski kilkadziesiąt miliardów złotych rocznie / Niektórzy mówią o 70 mld. złotych w roku 2012 i podobnej kwocie w roku 2013 /. To tak jakbym
    znaczacą część wypracowanego dochodu ze sprzedaży zgrillowanych kiełbasek przeniósł na inne działki , chociaż mógłbym przeznaczyć go na nowego , np. murowanego grilla , bądź wydać na konsumpcję / zaproszę panienki z innych działek/ .Wydaje się więc ,że punktem wyjscia do opracowania nowych wskaźników powinno być PNB . Wartośc wypracowanego dochodu należy przeciez skorygować o to , co zostało wytransferowane do innych krajów. . ale nie tylko o to.
    Ponadto należy uwzględnić stopień partycypacji w dochodzie podmiotów “autochtonicznych ” :państwo,
    obywatele . W jakim stopniu uczestniczą oni w podziale dochodu narodowego ? Czy podział ten następuje w formie opodatkowania , czy też poprzez jonit venture , tzn. poprzez współudział w przdsięwzięciu gospodarczym , a tym samym partycypację w dywidendzie.
    Tak , czy owak , aż sie prosi żeby opracować nowe mierniki rozwoju gospodarczego . Mogą to zrobic polscy ekonomiści , bowiem do tego zadania nie potrzeba ogromnego nakładu środków technicznych , bogatych i złozonych technologii , oprzyrządowania , skompllikowanych maszyn i urządzeń. Wystarczy otwarta głowa i dobra znajomośc makroekonomii oraz arkusza kalkulacyjnego.
    W zglobalizowanym świecie jest to konieczne.

  11. (2547.) Panie Profesorze,
    Chciałem bardzo podziękować za otrzymaną do Pana książkę, którą w moim imieniu odebrała siostra podczas Śniadania Biznesowego w Rudzkim Inkubatorze Przedsiębiorczości w Rudzie Śląskiej 02.12.2014. Z powodu wcześniejszej sesji egzaminacyjnej przed wyjazdem na zagraniczne stypendium nie mogłem uczestniczyć w spotkaniu z Panem w moich rodzinnych stronach.
    Spotkanie potrzebnym było… Panie Profesorze dziękuje ,że odwiedza Pan miejsca i społeczności najbardziej dotknięte zmianami gospodarczymi w ostatnim ćwierćwieczu. Trzeba przyznać ,że dla regionu Śląskiego zmiany te były nie tak dotkliwe jak dla innych subregionów Polski. Teraz natomiast właśnie Górny Śląski, Ruda Śląska stoją przed wyzwaniem przedefiniowania lub na nowo zdefiniowania swojego pomysłu na „gospodarkę” regionalną. Dlatego chciałem skierować do Pana pytanie:
    Jaką widzi Pan szansę dla regionu Śląskiego? Co powinno być priorytetowym celem do zrealizowania? I jak Pana zdaniem najlepiej to osiągnąć.
    Po wizytach w miejscach takich jak niemieckie Zagłębie Ruhry czy francuskie Nord-Pas-de-Calais widzę ,że jest możliwe zdrowe postindustrialne funkcjonowanie regionów zmagających się niegdyś z podobnymi wyzwaniami jak Śląsk dziś.
    z poważaniem,
    Adam Sabuda

  12. (2546.) Dzień dobry .
    Chiałbym zabrać głos w jednej bardzo waznej kwestii, a mianowicie w sprawie stosowania podstawowego miernika wzrostu gospodarczego , jakim jest PKB.
    Weźmy taki przyklad : Pan Profesor Kołodko ma działkę , kawałek ziemi obsiany trawą i niczym więcej.
    Ja zawieram z Profesorem układ; przynoszę na jego działkę grilla / takiego byle jakiego za 30 zł /.troche wegla drzewnego i kiełbaski , powiedzmy 10 szt. po 2 zł. / węgiel kosztuje – dajmy na to – 4 zł / Prosze Profesora aby zgrillował mi te 10 szt kiełbasek , za co otrzyma wynagrodzenie w wysokości 20 zł , 2zł od kazdej kiełbaski. ja sprzedam natomiast te kiełbaski po 15 zł za sztukę sąsiadom pana Profesora – włascicielom sąsiednich działek. Pytanie brzmi ; ile wynosi wartośc nowo wytworzona na działce Profesora Kołodki ?
    Jak sie wydaje PKB ww. działki wynosi : 150 zł / całkowity przychód – /minus/ materiały 20 zł – 4zł ,
    minus wynagrodzenie Profesora 20 zł = 106 zł . Tyle tylko ,że nie sa to pieniadze własciciela działki ,
    a obcego kapitału , który zainwestował w kiełbaski na obcej mu działce. Co wiecej , osiągniety zysk może wytranferować na sąsiednie działki , własciciel działki z osiagnietego zysku nie bedzie miał nic. Przetransportowanego grilla mogę przecież przenieśc na zupełnie inne miejsce , gdzie ktos mi następne kiełbaski usmaży za połowę ceny , jaką zapłaciłem wcześniej.
    Wniosek ; należy bezwzglednie opracowac nowe wskaźniki obrazujące faktyczny wzrost i podział produktu narodowego.. W warunkach gospodarki globalnej należy poszukać obiektywnych wskaźników kondycji ekonomicznej krajów , które sa szcególnie uzaleznione od kapitału obcego.

    • (2548.) prawdziwy właściciel zawsze zarząda solidnego podatku
      i tu nie potrzebne są inne wskaźniki tylko – cywilna odwaga w egzekwowaniu tego co swoje

  13. (2542.) Pan Grzegorz Kołodko
    Szanowny Panie,
    Ukończyłem właśnie Pana ostatnią książkę wywiad „Droga do Teraz”. Przeczytałem wszystkie Pana dzieła o wędrującym /donikąd/ świecie. Już prawie wszystko wiem o Panu i Pańskich poglądach na wędrujący świat. I na tym należałoby zakończyć, uważając że to już koniec historii i nie ma już wyjścia z uścisku doktryny neoliberalnej, o której tak drastycznie Pan się wypowiada. Co więc dalej? Wiele Pan pisze o polskiej transformacji, w sumie pozytywnie, mimo zaaplikowanej nam nieludzkiej i aspołecznej doktrynie bez terapii. Brało w nie udział wielu ludzi, naszych i obcych. Nie wymieniam naszych, natomiast były tutaj tabuny obcych, od Sorosa, Sachsa, Liptona do setek nieznanych, brygad Mariotta i innych bez nazwisk. Nasi wykazali się, jak przyznają sami głupotą, natomiast obcy nie przyjechali tutaj jako turyści lub bezinteresowni altruiści, przyjechali lub zostali nasłani jako doświadczeni i doskonale do swojej roli przygotowani eksperci. Od „dostosowania strukturalnego”, czyli od przekształcenia kraju w kolonię lub półkolonię, praktycznie bez przemysłu, banków i bez prerogatyw rozwojowych. Dla własnych zysków lub zysków mocodawców. Kraj pozbawiono przemysłu, zaplecza badawczego, rozwojowego, miejsca dla inżyniera, rozwoju zdolności innowacyjnych. Stworzono wielki rynek obcych towarów, obiecywany transfer nowoczesnych technologii zastąpiono marketami, galeriami, stadionami, halami widowiskowymi i autostradami. W podręcznikach nauk politycznych piszą, że państwo nie powinno mieć wrogów ani przyjaciół. Państwo powinno mieć interesy. My mamy wokół samych wrogów, z niektórymi nie waszym interesie jesteśmy w stanie wojny. Może ktoś kiedyś o tym napisze książkę, kryminał, ale szczegółów musi szukać gdzie indziej. U Pana ich nie znajdzie. W rezultacie ubywa nas, znikamy, mimo że rośnie nam PKB i komuś taż coś tam rośnie. Rośnie tak, że ponad 100 miliardów złotych zysku pracujących tu montażowych firm zagranicznych transferuje się za granicę w sposób zgodny z „najnowszą technologią” oszustwa. Nowoczesną technologię, o której kiedyś krzyczano, zastąpiono dziś prostymi montowniami outsourcingowymi, z czego już słyniemy jako mocarstwo AGD. Nie znalazłem w Pana książkach nawet światełka w tunelu jak z tego wyjść.
    Wiele podróżuje Pan po świecie. Był Pan prawie wszędzie i spotkał wielu ważnych ludzi. Jakoś omijał Pan na fotografiach i w opisie miejsc gdzie miliardy ludzi żyją bez żarówki, lekarza, czystej wody i kromki chleba, za przysłowiowe 2 dolary dziennie. Liczą ich już prawie połowę populacji ziemi. Skrzętnie omijał Pan wielomilionowe metropolie slumsów w Rio, Sao Paulo, Kairze, Dhace, Kalkucie, Nairobi i dziesiątek miast Afryki i Azji. Żyje tam już ponad pół miliarda i rocznie przybywa nowych kilkadziesiąt milionów. Wszystko to efekt neoliberalizmu, „dostosowania strukturalnego” wyzysku, grabieży, wojen imperialistycznych i chciwości tego 1 procenta, który rządzi światem przy pomocy różnych tajnych klubów Bilderberg, CFR, Goldmanów, Rothschildów i kompleksu militarno przemysłowego. Świat zmierza donikąd, a najszybciej do III Wojny, która według niektórych już się rozpoczęła. U Pana nic na ten temat nie znajdę, nawet odrobinę nadziei, już nie dla mnie a dla pokoleń. Ja już dożyję swojego w obcym mi kraju, w którym PKB ważniejsze jest od człowieka, gdzie wyłączono mnie od kultury, od polskiego języka w radio i telewizji, od prawdy, od prawa i od elementarnego szacunku. Jerzy Jedlicki nazwał to „cywilizacją podłości”. Już nawet nie wiem czy jakąkolwiek nadzieję łączyć z nowymi ruchami poszkodowanych i oburzonych w Grecji i w Hiszpanii, Syrizą i Podemos. Powinni od Pana, intelektualisty oczekiwać rad i wskazówek jak z tego bagna nędzy, długu i poniżenia wybrnąć. Spodziewam się, że w zamian tylko ich wyszydzą, wykpią i zakłamią totalnym atakiem propagandy tego co szyderczo nazywają wolnymi mediami. Pan wydaje się napisał wszystko o tym co było i minęło, o katastrofie cywilizacyjnej świata zagrożonego wojną lub Armagedonem. Pora zacząć pisać o przyszłości. Drogę do przyszłości. O tym jak ocalić świat, człowieka, kulturę i cywilizację.
    Wojciech C.
    Kraków

  14. (2541.)The turning point of the Greek drama?

    Three years ago “Financial Times” published my article “ECB must rescue Greece – or pay more later” (“FT”, 22 February, 2012, http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2012/02/ECB_must_rescue_Greece_or_pay_more_later_Financial_Times_21_02_12.pdf). Immediately afterwards it’s been shared with you on this page, as well as on my blog http://www.volatileworld.net (“The Greek Syndrome”, post 2017, 22.II.2012). I’ve suggested a serious rescheduling of the Greek debt, in an amount of up to 50 percent of outstanding obligation. Now, in lion share it is not any more owned do the private banks and other financial intermediaries but to the foreign public bodies, mainly the European Union and the IMF, what at the end of the day implies to the taxpayers. Indeed, such restructuring of the debt, and all these bail-outs used over the years for both, technical end political reasons, were not just the instruments but also the aims of Western money players. The aim was to get rid of as much as possible of the debt from the books of private banks and shift as much as possible of still growing debt as a burden for the people. So, now we have Greece as a country of 3 x 25: 25 percent recession in last six years, over 25 percent of unemployment, more than 25 percent of population below the poverty line. No surprise that left-wing Syriza has won the election and now is at the helm of Greek policy and politics.
    The sooner the West will admit (because I suppose that most of rationally thinking economists and policymakers know it already long enough) that the debt must be cut down, the less costly it will be for the West. Yes, for the West because whatsoever, Greece will not pay the entire debt as it stands now; that is simply no possible. I would suggest now that a reasonable reduction would be as much as an equivalent of the whole GDP, that is a cut from current 175 percent of GDP to a manageable 75 percent of GDP. Don’t call it ‘debt forgiveness’, as it was in the case of Poland’s 50 percent debt reduction what I’ve successfully negotiated and signed with the London Club of creditors in 1994; called it ‘reprofiling’. Don’t talk about further going austerity measures, because it will instead of a kind of democratic revolution bring uncontrolled street revolution; call it ‘tweaking’ or ‘correction’. But do it! And do it fast.
    The fact that we have a new European Commission, not directly co-responsible for a series of mistakes committed by so-called troika – the European Union, International Monetary Bank, and the European Central Bank – over the past seven lean years, should help. So, let’s act in a reasonable and accountable way now, since in the next year of two, or even sooner, it will be more expansive. And never it will be cheaper. Where, the hell, are decent economist?!
    So, when “Greece’s new left-wing finance minister says his government will not negotiate over the Greek bailout conditions with the “troika” team from the EU and IMF. Yanis Varoufakis said he was rather seeking direct talks with eurozone leaders, to try to cancel more than half the money Greece owes.” (“Greece’s Varoufakis: ‘No debt talks with EU-IMF troika'”http://www.bbc.com/news/world-europe-31055069), he is just right.

    • (2543.) Where, the hell, are decent economist?!
      No właśnie jeszcze przed wejściem Greków do unii powszechnie się mówiło żę nie spełnia ona warunków do wejścia , kreatywna księgowość( etc…) i doszło do akcesji żeby zagraniczne vipy miały tańszy dostęp do wycieczek na wyspy.

      • (2550.) Szanowny Panie prosze o tekst dotyczący sytuacji w Grecji również w języku polskim. Z wyrazami szacunku

  15. (2536.) Szanowny Panie Profesorze,

    przeczytałem właśnie Pańską książkę „Droga do teraz”. Ciekawie przedstawia Pan swoje życie i zarazem kulisy polityki i działania ministra finansów. Słusznie opisuje Pan działania Leszka Balcerowicza jako „Szok bez terapii”. Szkodnik Balcerowicz spowodował 20 procentowy spadek dochodu narodowego, bankructwo dużej części przemysłu, masowe bezrobocie i spadek poziomu życia milionów Polaków. Dobrze, że Balcerowicz może dzisiaj co najwyżej wyżywać się w Forum Obywatelskiego Rozwoju, ale ile szkód narobił Balcerowicz, ile klęsk spadło na Polskę. Za Pana rządów udało się odrobić straty dzięki fenomenalnemu wzrostowi gospodarczemu sięgającemu 7 %. Oby ludzie nie dali się już nigdy więcej nabrać na neoliberalizm.

    Paweł Fröhlich

  16. (2532.)Szanowny Panie Profesorze!
    Będąc aktualnie na leczeniu senatoryjnym i mając w pamięci Pana wypowiedź w jednym z kanałów TV postanowiłem zajrzeć na strony Pańskiego bloga. Doszedłem do 83. strony. Niestety czytam tylko teksty w języku polskim, ale córka obiecała mi pomoc w tłumaczeniach po powrocie.
    . Z wielkim zaniepokojeniem śledzę relacje mediów z protestów i rozmów górników z rządem. Na pewno mój osąd tej sytuacji obarczony jest własnymi doświadczeniami z rynkiem pracy / dwukrotne bezrobocie i prace na umowach śmieciowych, za pieniądze w myśl zasady za dużo żeby umrzeć za mało żeby żyć /. Brakuje mi bardzo uczciwej oceny choćby była ona najgorsza dla tych ludzi. Czy zechciał by Pan zabrać głos w tej sprawie, bo w “Naszym Kraju” nawet minister gospodarki odpowiedzialny za górnictwo milczy / ukrył się gdzieś /,a pan prezydent pokazał plecy bo problemy obywateli to nie jego problem? Oceny przedstawiane w mediach nie wyglądają wiarygodnie i obarczone są popeerelowską nieufnością.
    Z wyrazami szacunku. Krzysztof Grabowski.

    • (2538.) Pan jako minister finansów były ale jednak co myśli o pomocy dla ludzi którzy wzieli kredyt we frankach?
      /ja uważam nie pomagać, jak była koniunktura 10-15 lat temu to wszyscy siedzieli cicho, taki przeciętniak zawsze powinien brać kredyt w swojej walucie w której zarabia/mimo że jest droższy/ a nie być mądżejszy od reszty stada w którym żyje/ a jak chce być mądżejszy to na własną rękę/ co innego jak miało by się pomagać tym co wzieli kredyt w złotówkach -ale to wszystkim w swojej walucie.

      • (2539.) Wie Pan co a ja teraz z innej bajki. Przeleciałam pobieżnie Ustawę Zasadniczą dla Republiki Federalnej Niemiec. Znam Polską Konstytucję i powiem Panu że nasza konstytucjia jest już ,,za słaba”- zapisy konstytucji niemiecjiej są bardziej konkretne i znich wiele więcej wynika. Jest wskazanie do napisania ustawy i odwrotniea u nas ustawa do bardzo często ,,widzimisie”. i tam jest prawdziwa konstytucjia.k

  17. (2531.) NIEULECZALNI DORADCY
    „Rzeczpospolita” podesłała mi link do tekstu R. Kuźniara, w którym autor, odnosząc się do mojego artykułu zamieszczonego na tych łamach kilka dni wcześniej, pisze: „Artykuł „Sankcje, które szkodzą…” (http://tiger.edu.pl/aktualnosci/2015/art-30-12-2014.jpg) sytuuje jego autora, prof. Grzegorza Kołodkę, w całkiem szerokim w Europie froncie osobistości, które twierdzą, że Rosji nie należy irytować, ani tym bardziej karać za politykę ostatnich kilkunastu miesięcy. Znajdujemy w tym froncie różne środowiska, od „pożytecznych idiotów” Kremla przez ignorantów, ludzi zalęknionych aż po wielki biznes…”. Cóż, widocznie R. Kuźniar zalicza same siebie do wąskiego grona tych, którzy uważają, że Rosję należy irytować. To zapewne są ci „pożyteczni mędrcy”…
    To znamienne, że głos taki – niestety, w polskiej publicystyce mieszanej z polityką nieodosobniony, a nawet częsty – pojawia się dokładnie tego samego dnia – 5 stycznia 2015 roku – kiedy świat oblatują informacje o inteligentnym i pragmatycznym stanowisku prezydenta Francji i wicekanclerza Niemiec. Pojawiają się bowiem częściej tam, na Zachodzie, niż w Polsce głosy rozsądne: “Francuski Prezydent Francois Hollande mówi, że chce, aby zachodnie sankcje wobec Rosji zostały zniesione, jeśli w tym miesiącu będzie miał miejsce postęp w rozmowach o ukraińskim konflikcie.” (“French President Francois Hollande says he wants Western sanctions on Russia to be lifted if progress is made in talks on the Ukraine conflict this month.”); wicekanclerz Niemiec, Sigmar Gabriel: “…powiedział, że sankcje były ukierunkowane na skłonienie Rosji do negocjowania rozwiązania ukraińskiego konfliktu. Ale pewne „siły” w Europie i w USA chciały sankcjami Rosję sparaliżować, co mogłoby spowodować „ryzyko pożogi„” (“…said the sanctions were aimed at making Russia negotiate to resolve the Ukraine conflict. But some “forces” in Europe and the US wanted sanctions to cripple Russia, which would “risk a conflagration”). Cyt. za: “France seeks end to Russia sanctions over Ukraine” (http://www.bbc.com/news/world-europe-30679176)
    Teraz już wiadomo, skąd także u Prezydenta Komorowskiego dostrzec można niekiedy niedostatek racjonalnego podejścia do polityki zagranicznej i do kwestii strategicznych odnoszących się również do polskiej racji stanu. Otóż dobrał sobie za doradcę „ds. międzynarodowych” R. Kuźniara, no i widzimy, co ten mu doradza. Ciekawe, gdzie plasuje prezydenta Francji i kanclerza Niemiec: pośród ‘„pożytecznych idiotów” Kremla’ czy może w gronie ‘ignorantów, ludzi zalęknionych’?
    Aby było jeszcze śmieszniej (?), R. Kuźniar zatytułował swój felieton „Sankcje, które leczą”. Kogo? Z czego? Przecież – jak dobrze rozumieją to wyżej cytowani zachodni politycy i jak sam piszę o tym od kilku miesięcy – pogarszają one sytuację oraz zwiększają międzynarodowe napięcia i niestabilność. Na odcinku stosunków polsko-rosyjskich szczególnie.
    I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu z okazji Nowego Roku tak wielu z nas miało nadzieję, że ci co rządzą, będą wiedzieli, kogo o co pytać, a ci co im (p)odpowiadają, będą bardziej rozumni… Cóż, znowu przedwcześnie. Ale tym bardziej z tej też okazji życzymy Panu Prezydentowi Komorowskiemu, aby w następnej kadencji dobrał sobie lepszych doradców.
    Wielcy politycy i mężowie stanu dobierają sobie jako doradców nie wygodnych dla nich “fachowców”, którzy uzasadniają ich decyzje i dorabiają argumentację do głoszonych stanowisk, lecz ludzi najbardziej światłych, pojmujących istotę rzeczy i potrafiących przeciwstawiać swoje poglądy obowiązującej/dominującej/popularnej linii. Dobry polityk słucha doradców, dobry doradca nie oczekuje tego, że jego rady będą uwzględnione, lecz że będzie wysłuchany i punkt widzenia będzie wzięty pod rozwagę. A jak u nas dobiera się doradców rządowych i prezydenckich? Chyba się Państwo domyślacie… Przede wszystkim muszą być “swoi”, a potem jeszcze znać się trochę na tym czy owym…

    • (2534.) Przeszukałem liczący 741 stron plik zarchiwizowanych wpisów szukając nastepujacych słów: półprzewodnik, semiconductor, scalone, “układy scalone”, circuit, mems. Zero trafień. “Układ”, “integrated” oraz “elektroni” zostały wprawdzie znalezione, ale w kontekście zupełnie różnym od przeze mnie oczekiwanego. “Mafijne układy finansowo-polityczne” albo “before the World War II this part of Ukraine was an integrated part of Poland”.
      W zwiazku z tym mam kilka pytań.
      1/ Czy pan profesor “ma w nosie” przykłady konkretnych przemysłów czy tylko jest zupełnie niezainteresowany przemysłem półprzewodnikowym?
      2/ Czy Polska przegapiła swoje 5 minut szansy na rozwinięcie przemysłu półprzewodnikowego?
      3/ Czy był sens ratowania tych, jakkolwiek niewielkich, początków rozwoju w tej dziedzinie odziedziczonych po PRLu?
      4/ Czy znana jest panu profesorowi historia niemieckich wysiłków ratowania i unowocześniania przemysłu półprzewodnikowego pozostałego po NRD?
      5/ Czy pan profesor zna historię rowoju tej dziedziny gospodarki na Tajwanie?
      6/ Dlaczego Białoruś produkuje układy scalone a Polska nie? Czy u nich jest to produkcja subwencjonowana?
      7/ Jeżeli nie Polska to czy Europa ma szansę na konkurowanie z Azją i z USA w przemyśle półprzewodnikowym?
      8/ Czy jedyną szansą dla Polski/Europy jest model fabless? Czy można rozwijać jakiś przemysł bez dostępu do bazy wytwórczej i jak długo? Innymi słowy, czy wielkie amerykańskie firmy, które osiagnęły tak wielki sukces posługując sie modelem fabless mają szansę przetrwać w dłuższym horyzoncie czasowym?
      Dziękuję za ciekawy blog. Zainteresowałem się nim po usłyszeniu wywiadu pana profesora w polonijnym radio 1030AM.

    • (2535.) Szanowny Panie Profesorze Kolodko,

      Co mysli Pan o szkodniczej tworczosci dogmatyka Balcerowicza?
      Jak dlugo jeszcze b edzie On tolerowany?
      Kibic-emigrant

      Prof. Balcerowicz:
      “czas najwyższy, by dokończyć przemiany”

      http://wiadomosci.onet.pl/tylko-w-onecie/prof-balcerowicz-czas-najwyzszy-by-dokonczyc-przemiany/qy5v9#

      Czy ekonomie mozna traktowac jako powazna nauke ?!?

      Czytelnicy komentuja:
      ~alvin :
      Nie ma żadnego, powtarzam ŻADNEGO znaczenia do kogo należy przedsiębiorstwo. W historii ekonomii można wskazać znakomicie zarządzane przedsiębiorstwa państwowe i kiepsko zarządzane przedsiębiorstwa prywatne. Tezy Balcerowicza są wiec z definicji niesłuszne. Obecnie większość ekonomistów jest przekonana, ze tak zwana terapia szokowa, która posłusznie wykonywał Balcerowicz, nie tyle była błędem ile zaplanowaną akcja niszczenia gospodarek. Obok Polski, największe żniwo zebrała ona w Rosji. Jak pisze chiński ekonomista Song Hongbing w książce „Wojna o pieniądz”, „prywatyzacja” w Rosji była „największa akcją korupcyjną na świecie” prowadzoną bezwzględnie przez banki amerykańskie i organizacje finansowe zdominowane przez rząd USA, takie jak MFW i Bank Światowy. Amerykański Departament Skarbu nazywał ją „doskonała okazją” do robienia interesów. Akcja ta doprowadziła w Rosji do gigantycznej recesji powodując spadek PKB o połowę. Apeluję więc do pana Balcerowicza, żeby przynajmniej zamilkł, jesli nie ma zamiaru zapaść się ze wstydu pod ziemię.

      ~bobi :
      “20 lat temu w prestiżowym Financial Times ukazał się pod datą 22 czerwca 1989 roku króciutki artykuł Edwarda Mortimera, Johna Lloyda, Petera Riddella i Lionera Barbera, przedrukowany niewiele później w polskim Forum pod datą 2.07.1989. Tekst informował o zaaprobowaniu w zasadzie przez ekspertów komunistycznego rządu Mieczysława Rakowskiego i „Solidarności” planu opracowanego przez światowego finansistę nowojorskiego Georga Sorosa. Plan ten, nazwany później “terapią szokową”, zakładał rozwiązanie ekonomicznych i finansowych problemów Polski za pomocą drastycznych oszczędności połączonych z wprowadzeniem wymienialności pieniądza i szybką odbudową kapitalizmu.
      Oprócz drastycznych wyrzeczeń socjalnych oczekiwanych od polskiego społeczeństwa, jego kluczowym założeniem był faktyczny rozbiór gospodarczy polskiego przemysłu państwowego w formule prywatyzacyjnej, dzięki temu iż, rząd polski (…) przekazałby wszystkie przedsiębiorstwa państwowej agencji likwidacyjnej, która przeprowadziłaby ich reorganizację w spółki akcyjne. Z 25-30 proc. kapitału stworzono by fundusze powiernicze zajmujące się obsługą zadłużenia kraju – ich szefów – mających prawo odsprzedaży tych akcji – mianowaliby wierzyciele.
      Zaaprobowanie tego planu przez przedstawicieli ówczesnego rządu komunistycznego i postsolidarnościowej grupy politycznej tzw. doradców na czele z nieżyjącym już prof. Bronisławem Geremkiem, było samo w sobie czymś zdumiewającym. Oznaczało to, że polski rząd poza granicami kraju i w tajemnicy przed własnymi obywatelami zawiera międzynarodowe uzgodnienia dotyczące nie tylko najważniejszych spraw gospodarczych i socjalnych, ale zasad zbycia całego majątku przemysłu narodowego, co po prostu nazywa się zdradą narodową.
      W Polsce o tym planie zapadło zgodne i głuche milczenie (z dwoma jednostkowymi wyjątkami – nieżyjącego już prof. Józefa Balcerka i niżej podpisanego) trwające po dziś dzień. Ale w 1991 roku autor tego planu G. Soros opublikował książkę, w której dość szczegółowo omówił swoją rolę w polskiej transformacji, poczynając od założenia w Polsce swej Fundacji Batorego w 1988 i spotkania z gen. Wojciechem Jaruzelskim oraz przedstawienia idei terapii szokowej nieżyjącemu już komunistycznemu premierowi M. Rakowskiemu (G. Soros, Underwriting Democracy, The Free Press, New York 1991). Przygotowałem szeroki program ekonomiczny obejmujący trzy elementy: stabilizację monetarną, zmiany strukturalne oraz reorganizacje długu– pisze G. Soros – Zaproponowałem swego rodzaju makroekonomiczną wymianę długu na akcje polskich przedsiębiorstw. (…) Połączyłem swoje wysiłki z prof. Sachsem z Uniwersytetu Harvarda, którego działalność sponsorowałem przez Fundację Stefana Batorego. Współpracowałem również blisko z prof. Stanisławem Gomułką, doradcą Leszka Balcerowicza.” []

      Oprócz kluczowej akceptacji przez triumwirat „Solidarności, jak J. Sachs nazywa Adama Michnika, Jacka Kuronia i Bronisława Geremka, a następnie akceptacją Lecha Wałęsy – będących żałosna kompromitacją merytoryczną i polityczną elity nowej „Solidarności” – decydująca okazała się rozmowa w sierpniu 1989 roku z desygnowanym do roli nowego premiera T. Mazowieckim, który Musiał znaleźć kogoś, kto naprawdę byłby w stanie podjąć się tak ogromnego wysiłku. Wspomniał o Leszku Balcerowiczu, którego nie znałem. W końcu to właśnie Balcerowicz pokierował wykonaniem trudnych zadań gospodarczych.
      “Efektem tej „szokowej terapii”, której zasadnicze założenia opracował G. Soros a rozwinął J. Sachs przy wsparciu D. Liptona, acz oznakowanej nazwiskiem L. Balcerowicza, była skrajnie neoliberalna transformacja gospodarki i społeczeństwa lat 90. z wszystkimi tego katastrofalnymi skutkami w postaci od spadku produkcji przemysłowej o 30% poczynając, a ma głębokiej pauperyzacji i tak już zbiedniałego społeczeństwa kończąc. Realizacja planu zasadniczo uprzywilejowywała kapitały i gospodarki państw wysoko rozwiniętych kosztem rodzimej gospodarki i polskiego społeczeństwa.”

      • (2537.) dzień dobry
        Wie Pan co ja też się nad tym zastanawiałam, ,,że nie ma znaczenia do kogo należy przedsiębiorstwo” i zgadam się z tym. Tezy P. Balcerowicza do mnie nie przemawiają, ale ja sobie tłumaczę to tak……
        apstrachując od czynników dziejowych, ekonomicznych, rynkowych etc…
        myślę że żeby zacząć coś kontestować to trzeba wgryść się w istotę problemu
        ,,po co coś zostało utworzone i dla czego?Zmiany dziejowe mają to do siebie że unowocześniają albo uelastyczniają ,,coś” czy to jest twór stały lotny czy ciekły
        ale jeśli zasadnicza istota powstania i utworzenia zostaje zaburzona -to wtedy coś jest zaprzeczeniem powstania a zwykle to co stwarzane jest z potrzeby stałej odradza się……………samoistnie lub za pomocą człowieka /i wtedy odpowiedź na wiele pytań staje się wręcz oczywista.

        • (2549.) mam 33 lata i moje myśli ewoluowały /a wiadomo jest alfa i jest omega jest koniec i początek/czyli ewolucjia to proces zamknięty/
          mamy 10 osób kazda z nich ma inne geny inne talenty inne predyspozycjie czyli nie ma równości na starcie pod względem intelektualno-genetyczym
          założenie demokracji/kaptalizmu w czystej postacji -wygrywa lepszy/ czyli co? kapitalizm to wtył zwrot zdziczenie bo osoba inteligętna wykształcona powinna wiedzieć że powinna wyrównywać nierówności bo nie możliwym jest by każda osoba doszła do tego samego poziomu wkładając w to nawet 10-krotny wysiłek.
          i tak sobie pomyślałam że z wydziału prawa/który ukończyłam/ przekwalifikuję się na farmacjię pujdę na lewo/chociaż śmiechem żartem jestem leworęczna bo ta prawa strona medalu za cholerę mi nie pasuje

  18. (2529.) KANDYDOWAĆ, CZY NIE KANDYDOWAĆ? PYTANIE NA NOWY ROK.

    W ślad za medialnymi komentarzami na temat mego kandydowania na Prezydenta Rzeczypospolitej – od czego od razu się zdystansowałem – pojawiły się i nadal się pojawią, m. in. na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko, liczne komentarze. Kandydować czy nie? – to pytanie, na które już odpowiedziałem. A co sądzą inni?
    • Pan Pstryczek Nie wątpię że byłaby to doskonała kandydatura oraz uzasadnione nadzieje na normalność i profesjonalizm w reprezentowaniu interesów Polski i Polaków. Mam jednak ogromne wątpliwości czy obecna lewica jest formacją zdolną do należytego wyeksponowania jakiejkolwiek kandydatury, tak aby ta osiągnęła zamierzony cel. Na przestrzeni kilku kolejnych wyborów lewica ani razu nie potrafiła skapitalizować sukcesu gospodarczego jaki towarzyszył udziałowi profesora w strukturach rządu. Była mało wyrazista, zastraszona i nie mówiła jednym głosem, skąd więc można by oczekiwać zmiany w tym temacie? Nie widzę też siły zdolnej i wystarczająco chętnej do skutecznej popularyzacji profesora, puki on sam publicznie nie “zdejmie majtek” lub puki nie ogłosi się “zbawicielem” albo zwolennikiem jednej z nośnych teorii spiskowych. Wtedy szerokie poparcie i sukces wyborczy byłby murowany , czy tylko wtedy byłby to sukces? Mimo wszystko mam nadzieję że niemożliwe kiedyś stanie się możliwe i oby stało się to jak najszybciej.
    14 grudnia 2014 o 20:11

    Michal Witkowski Szkoda Profesorze, że plany ma Pan inne, bo wreszcie prezydentem byłby właściwy człowiek
    14 grudnia 2014 o 20:39 • Edytowany

    Paweł Kozik Były to dla Pana supermaraton z dobrym miejscem.
    15 grudnia 2014 o 08:41

    Michał Kubach Proszę to przemyśleć.
    15 grudnia 2014 o 23:03

    Marcin Majkowski dla Polski nie było by większej szczęśliwości jak pan profesor na stanowisku prezydenta RP
    16 grudnia 2014 o 21:47

    • Lader Mon ” Droga do Teraz “… I co dalej.?…. Czy nie warto rozważyć propozycji mądrych ludzi i stanąć do walki o nową Polskę.?… Bo szkoda by było zmarnować pańską wiedzę, doświadczenie i dorobek i nie postawić przysłowiowej kropki nad I…. która by była ukoronowaniem i perłą w koronie w pańskiej karierze naukowca i polityka….
    29 grudnia 2014 o 11:42

    Grzegorz W. Kolodko @Lader Mon: “szkoda by było zmarnować pańską wiedzę, doświadczenie i dorobek”. Nie zmarnuje się, przydaje się pro publico bono. A tą perłą w koronie, o której Pan mówi, będzie jeszcze niejedna książka, która przyda się nie tylko w Polsce. Właśnie ukazała się książka “Dokąd zmierza świat…” po angielsku i na dniach wychodzi w kolejnych językach, m.in. po chińsku…
    30 grudnia 2014 o 17:59

    Lader Mon I właśnie o to pro publico bono mi chodzi kiedy apeluję do pana o rozważenie propozycji i stanięcie do walki o nową Polskę. Bo już sam fakt startu w wyborach na ten urząd kogoś takiego jak pan podnosi prestiż tego urzędu i nadaje mu znaczenia i powagi, której ten urząd tak bardzo potrzebuje dla dobra nas wszystkich. A książki które pan już napisał i napisze nabiorą jeszcze większego znaczenia i łatwiej im będzie trafić pod “strzechy ‘ kiedy będzie wisiał nad nimi cień orła a za nimi będzie stał sztandar i majestat Rzeczpospolitej. No bo jeśli nie pan to kto.?. I jeśli nie teraz to kiedy.?. ktoś odważy się stanąć na drodze tej…. I tu nie chciałbym się brzydko wyrażać…

  19. (2528.) JESZCZE JEDNA SPEŁNIONA PRZEPOWIEDNIA? “opanowany przez kilka tysięcy uchodźców z Syrii statek dobił do…”

    W żadnym przypadku nie lekceważąc ludzkich uczuć i podatności na spontaniczne, emocjonalne, często irracjonalne reakcje, przede wszystkim należy realizować długofalowe strategie rozwoju społeczno-gospodarczego. Na tej podstawie dopiero – a nie poprzez czcze deklaracje polityczne czy medialne rozwodzenie się – budować można poprawę standardu życia, co zniechęcać będzie młodych, jakże często bezrobotnych ludzi do emigracyjnej ucieczki w obliczu towarzyszącej przeludnieniu nędzy. Gdy nie emigrują, idą na barykady i, pozując do kamer telewizyjnych, palą flagi: amerykańską najchętniej. Dobrze, jak na tym się kończy, gdyż incydenty mogą wymknąć się spod kontroli i eskalować. Z takiej niejednej iskry może rozgorzeć płomień, tyle że niszczycielski. Trzeba uważać.
    Świat znajduje się w niebezpiecznym momencie. Narastać będzie presja na masową migrację z krajów nadmiernie zagęszczonych i ekonomicznie zacofanych, jeśli nie wejdą na trwałą ścieżkę zrównoważonego wzrostu gospodarczego.
    (…) Zachód musi zrozumieć, że realizowany przezeń model pomocy rozwojowej – często pozornej i udzielanej pod kątem własnych korzyści oraz przywilejów handlowych dla firm pochodzących z krajów bogatych – nie sprawdza się. Niejednokrotnie więcej środków „pomocowych” idzie na blokowanie migracji ludności niż na tworzenie materialnych i kulturowych przesłanek skłaniających ją do pozostania w domu. Amerykanie muszą przestać się dziwić, że udzielana przez nich pomoc nie zachwyca Arabów, a często wręcz odwrotnie, skoro z dwu miliardów dolarów, które za czasów autorytarnego reżimu Mubaraka uzyskiwał Egipt, dwie trzecie szło na cele militarne, a pozostała trzecia część w wielkim stopniu zawłaszczana była przez skorumpowane kręgi rządu, armii i administracji.” („Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości”, http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008, s. 250-251)
    Wielkie fale migracji są nieuniknione. Przed nami kolejne wędrówki ludów. Już ponad 200 milionów z nas żyje w innych miejscach niż kraje urodzenia. Z czasem liczba ta będzie rosła. Jest to i wielkie zagrożenie, i wielka szansa. Zagrożenie, gdyż akurat masowe migracje – nie tylko z Afryki Północnej na południe Europy, z Meksyku do USA czy z Papui-Nowej Gwinei i innych regionów Południowego Pacyfiku do Australii, lecz także z Syrii do Turcji, z Ukrainy do Polski, z Mozambiku do RPA czy z Myanmaru do Tajlandii – mogą wymykać się spod kontroli. Nie można i nie warto ich na siłę całkowicie blokować, nie da się też nimi totalnie kierować. Można nimi wszakże sensownie sterować.
    (…) by fala napływowa nie zalała i tak już dalekiego od ideału stanu spokoju społecznego, trzeba limitować jej rozmiary, rozciągać przelewanie się w czasie, ukierunkowywać. Trzeba też szykować się od strony wartości, instytucji i polityki na przybycie nieproszonych gości. A dziś sytuacja jest taka, że jeśli u wybrzeży Australii rozbija się trawler zatłoczony uchodźcami z południa Azji, rząd nie jest w stanie dać sobie z tym rady. Jest tak źle, że gdyby, dajmy na to, opanowany przez kilka tysięcy uchodźców z Syrii statek dobił do Rotterdamu, doprowadziłoby to do kryzysu politycznego w Holandii. Gdyby Bug przekroczyło kilkanaście tysięcy imigrantów z jakiegoś regionu byłego Związku Radzieckiego, to Polska nie potrafiłaby się z tym uporać. Bo przecież zamykanie ludzi w obozach „przejściowych” na wyspie Nauru z dala od brzegów Australii, więzienie ich na zacumowanym na redzie statku czy trzymanie pod strażą w dawnym ośrodku wypoczynkowym to nie jest radzenie sobie z problemem. A co będzie, jeśli skala takich hipotetycznych przypadków się urzeczywistni? Co się stanie, gdy będzie ona dużo większa? (tamże, s.270-271)

    I teraz: “Almost 1,000 migrants have been rescued from a cargo ship found adrift in Greek waters, the Red Cross says. The Blue Sky M, carrying 970 people, had been abandoned and left on autopilot by its crew, believed to be people traffickers.” “Hundreds rescued from cargo ship abandoned in Greek waters” (http://www.bbc.com/news/world-europe-30643368)

    • (2540.) Pan jest ekonomistą więc to teraz wpis czysto ekonomiczny. Jak czytam sobie Pana wpisy to widzę, że Pan ma myślenie bardzo globalne nie terytorialne. Odsuńmy takie ludzkie cechy jak patryjotyzm, przwiązanie do ziemie etc… i np. polskie terytorium znalazło by się w akcesji niemieckiej i co wtedy – człowiek jako ,,istota ludzka” a nie ,,terytorialna(narodowość państwowa)” miała by lepiej – czy da się na twałe te dwa czynniki wyłączyć- nie w naszym połążeniu geograficznym (wierza babel)

      • (2545.) dzień dobry
        ja odniosę się jeszcze do krótkiego opracowania P. Leszka B. -,,W kierunku ograniczonego państwa”
        i wytłumaczę moim zdaniem z czego wynika nonsens tej książki – żeby ograniczyć rolę państwa trzeba ograniczyć w pierw jego funkcjię tak ? czyli sądownicza, socjalna, kontrolna – co kosztuje tak? ale ograniczyć w jakim stpniu i kogo to ograniczenie ma objąć -państwo -obywatel /czyli też przedsiębiorca- Pan L. Balcerowicz powinien w takim razie wskazać w jakim stopniu i w jakich obszarach prywatni przedsiębiorcy przejmą rolę /w pewnych obszarach którą pełni państwo- ustawowo wskażać to wtedy go zrozumiem/ on nie umie wskazać złotego środka

  20. (2526.) CHCESZ WIEDZIEĆ KTO, CO, Z KIM I DLACZEGO?
    Jeśli chcesz wiedzieć kto, co, z kim i dlaczego mówił i robił w sprawach ważnych i Ciebie także dotyczących, w sprawach, o których raz to było głośno, innym razem udało się je ukryć przed opinią publiczną, a teraz możesz dowiedzieć się prawdy o nich po raz pierwszy, to przeczytaj książkę „Dokąd zmierza świat” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,71473; tamże jest dostępna natychmiast także jako e-book). Spotkasz się tam takimi osobistościami, jak papież Jan Paweł II i prymas Glemp, brytyjska królowa Elżbieta II i hiszpański monarcha Filip V, Gorbaczow i Kissinger, premierzy Chin Wen Jiabao i Li Keqiang oraz z wieloma znanymi z naszego politycznego podwórka. Pojawiają się na kartach tej książki prezydenci Jaruzelski, Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński i Komorowski; premierzy Rakowski, Mazowiecki, Bielecki, Olszewski, Suchocka, Pawlak, Oleksy, Cimoszewicz, Buzek, Miller, Tusk; ministrowie Kuroń, Balcerowicz, Olechowski, Osiatyński, Lewandowski, Borowski, Kaczmarek, Belka, Geremek, Lepper, Hubner, Hausner, Rostowski, Piechociński; prezesi NBP Baka i Gronkiewicz-Waltz, redaktorzy Żakowski i Michnik oraz sporo innych bohaterów. Niestety, nie zawsze są to bohaterowie pozytywni… Pojawiają się także sportowcy, uczeni, w tym kilku Noblistów, i wielu artystów, m. in. Osiecka, Wajda, Hen, Lem, Kutz, Kulka, Holoubek.

  21. (2525.) TYLKO NIEMCY PIJĄ WIĘCEJ NIŻ POLACY
    Polacy wypijają rocznie prawie tyle samo co Hindusi, tyle że ich jest aż 33 razy więcej. W konsumpcji na głowę wyprzedzają nas tylko nowi przyjaciele, Niemcy. Starych przyjaciół, Rosjan, tuż zostawiliśmy w tyle. I to bez sankcji.
    Zważywszy, że ja wcale nie pijam alkoholu, ktoś musi wypijać moje 111 litrów. Ciekawe kto?…
    “The world’s drinkers are moderating the growth in their consumption. Global wine and spirits sales rose by only 0.5% in 2013, to around 60 billion litres, according to IWSR, a market-research company. This was a marked slowdown compared with the 4% annual average growth rate between 2007 and 2012. The choice of tipple is changing too. Younger drinkers are keener on whisky; baby boomers prefer vodka and beer. New flavoured whiskies are particularly popular. Whisky consumption grew faster than that of other drinks in all parts of the world. Drinks firms are paying more attention to the emerging middle classes in Africa: many have announced ambitious investment plans in the region.” (“The Economist”, December 20, 2014 http://www.economist.com/news/economic-and-financial-indicators/21636774-alcohol-consumption)

  22. (2524). SANKCJE, KTÓRE SZKODZĄ. POLSCE
    Zdumiewać może, jak równocześnie możliwe są takie dwa przeciwstawne zjawiska: z jednej strony rozumne wycofywanie się z sankcji nałożonych na Kubę, z drugiej natomiast ich poszerzanie ich zakresu wobec Rosji. O ile to pierwsze posunięcie demokratycznego prezydenta USA należy powitać z zadowoleniem, gdyż jest to decyzja rozsądna, o tyle to drugie należy potępić, ponieważ jest co najmniej nierozważne.
    Sankcje wobec Kuby – ze swoją kompromitującą USA już ponad pięćdziesięcioletnią historią – okazały się nieskuteczne i szkoda, że aż tyle czasu zrozumienie tego zajęło niektórym w Waszyngtonie (i nie tylko). Co gorsza, są tacy po stronie konserwatywnych, by nie rzec reakcyjnych republikanów, którzy od razu po oświadczeniu Białego Domu zareagowali buńczucznymi stwierdzeniami, że będą dążenia do przywrócenia stosunków dyplomatycznych i normalizacji relacji amerykańsko-kubańskich blokować w Senacie, gdzie republikanie mają większość.
    Sankcje wobec Rosji są także nieskuteczne. Nie udało się Zachodowi zmusić do zmiany kursu po swojej myśli małej, ubogiej oraz słabej Kuby, nie uda się to także wobec wielkiej, zasobnej w paletę surowców i kapitał ludzki o znacznym potencjale oraz silnej militarnie Rosji. Zachodnie sankcje wobec tego kraju – do których nader gorliwie nawołują również polscy prawicowi politycy – w jakimś stopniu pociągają za sobą pogarszanie się sytuacji gospodarczej, ale bynajmniej nie powoduje to zmiany reżimu politycznego i zagranicznej polityki Kremla. Wręcz odwrotnie i podobnie jak przez długie lata na Kubie. Umożliwia to władzom zrzucanie odpowiedzialności za swoje błędy i nieudolność na zagranicznego wroga, który przecież oficjalnie głosi, że sankcje sprzyjać mają pogarszaniu sytuacji ekonomicznej kraju, na które są nakładane. Jakże często słyszałem, również od światłych ludzi, i w Hawanie, i w Moskwie, że za to, iż jest źle albo coraz gorzej, odpowiada zagranica. Bynajmniej nie sprzyja to solidaryzowaniu się z wartościami jej przyświecającymi, a raczej okopywaniu we własnych.
    Na jeszcze jednym spotkaniu przywódców Unii Europejskiej, na którym nowy szef tego zebrania wygłosił kilka antyrosyjskich zdań, uchwalono …kolejne sankcje wobec Rosji. Jakie? Otóż m. in. zakazano biurom podróży z państw UE – a więc także z Polski – organizowania wyjazdów na Krym… I to ma wystraszyć prezydenta Putina i jego reżim! Szkoda, że mniej rodaków tam pojedzie, bo kraina to piękna (vide album moich fotografii KRYM https://www.facebook.com/media/set/?set=a.817867428259356.1073742072.164187983627307&type=1). Żal, że nie zobaczą tego, co warto inni z krajów UE podróżujący w zorganizowanych grupach, natomiast taniej i luźniej będzie Turkom i Arabom, Hindusom i Chińczykom, Koreańczykom i Japończykom, a zwłaszcza ludziom z innych poradzieckich, ale nie antyrosyjskich republik. Takie sankcje nie szkodzą Rosji, tylko naszym biurom podróży i turystom. Takie sankcje gospodarcze, które powodują zupełnie oczywisty odwet strony rosyjskiej w postaci zakazu importu produktów rolnych, szkodzą rosyjskim konsumentom ( chociaż w Moskwie „rząd się wyżywi”, jak kiedyś powiedział rzecznik rządu polskiego, Jerzy Urban, kiedy to Amerykanie i inni nałożyli sankcje na Polskę ponad 30 lat temu), ale jeszcze bardziej polskim producentom rolnym i eksporterom. Straty z tego tytułu w skali rocznej mogą sięgać aż 4 miliardów złotych. Takie sankcje jak odwołanie roku rosyjskiej kultury w Polsce i polskiej w Rosji szkodzą ewidentnie obu stronom, w tym także polskiej kulturze, której przydałoby się trochę więcej również niektórym polskim tuzom politycznym…
    „Na złość babci odmrożę sobie uszy”, powiada mądrość ludowa. Tzn. nie mądrość, tylko głupota. A tu rozlewa się przed nami ta polityczna. Przecież w sposób oczywisty pogarszanie się sytuacji gospodarczej w Rosji, w tym w wymiarze powodowanym międzynarodowymi sankcjami, pogarsza sytuację gospodarczą świata, a krajów położonych bliżej i relatywnie bardziej powiązanych z nią w szczególności. Niektóre zachodnie firmy, które sporo zainwestowały w Rosji, mówią wręcz o „krwawej łaźni”. Dla nich, nie dla Kremla. Ani chybi, Polska na antyrosyjskich sankcjach niczego nie zyskuje, a niemało traci. A to że na krótką metę zyskiwać na tym chcą i mogą niektórzy prawicowi politycy – kosztem polskich interesów – świadczy o tych politykach jak najgorzej. To ma więcej wspólnego z głupotą niż patriotyzmem, z krótkowzrocznością niż pryncypialnością, z niezrozumieniem istoty sprzeczności współczesnego świata niż z próbami jego naprawy na lepszy.

    • (2527.) Szkodliwość gospodarcza sankcji, ujmując rzecz globalnie, jest oczywista, ale ich zniesienie nie rozwiązuje problemu poszanowania integralności terytorialnej niepodległych państw. Możliwe, że utrzymanie sankcji też tego nie rozwiąże, ale może zapobiegnie dalszej wrogiej ekspansji. Nie ma dobrych rozwiązań jeśli druga strona jest nieobliczalna. Trzeba się poprostu zdecydować na określoną strategię i wybrać czy bardziej chcemy być czy mieć.

      • (2530.) Pojawiają się rozsądne głosy także na Zachodzie: “French President Francois Hollande says he wants Western sanctions on Russia to be lifted if progress is made in talks on the Ukraine conflict this month.”; wicekanlerz Niemiec: “Sigmar Gabriel – a centre-left politician like Mr Hollande – said the sanctions were aimed at making Russia negotiate to resolve the Ukraine conflict. But some “forces” in Europe and the US wanted sanctions to cripple Russia, which would “risk a conflagration”. “France seeks end to Russia sanctions over Ukraine” (http://www.bbc.com/news/world-europe-30679176)

  23. (2523.) KSIĘGA POŚWIĘCONA PRZYSZŁEMU NOBLIŚCIE?

    Pod takim tytułem miesięcznik „Nowe Książki” (nr 12/2014, s. 76-77) zamieścił recenzję (http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2014/scholar-ksiazka.pdf) książki pod redakcją naukową profesorów Pawła Kozłowskiego i Marcina Wojtysiak-Kotlarskiego pt. „Grzegorz W. Kołodko i ćwierćwiecze transformacji” (http://scholar.com.pl/sklep.php?md=products&id_p=2408). Autorem recenzji jest Zdzisław Lekiewicz, który publikuje jej rozszerzoną wersję także na swoim portalu (http://zdzislawlekiewicz.blogspot.com/2014/12/ksiegaposwiecona-przyszemu-nobliscie.html). Oto jej treść:

    Księga poświęcona przyszłemu nobliście?

    Nie wiadomo dlaczego w Polskiej publicystyce (a właściwie w propagandzie) funkcjonuje pewien mit. Publicyści i politycy głoszą, że w naszym kraju prawica wytwarza dochód narodowy i dba o rozwój gospodarczy, a lewica ochoczo wydaje zarobione przez rządy prawicowe pieniądze. Tymczasem fakty temu przeczą. Gdy prześledzimy 25 lat transformacji ustrojowej to zobaczymy, że jedyne okresy rzeczywistego i znaczącego wzrostu gospodarczego pokrywają się z okresami rządów lewicowych. Można oczywiście dyskutować o jakości tej „lewicy”, ale nie sposób negować faktów. Faktem jest też, że owe wzrosty gospodarcze, czy też likwidację „dziur budżetowych” pozostawionych przez rządy prawicowe zawdzięczamy dwóm ekonomistom o proweniencji lewicowej, a szczególnie jednemu z nich: Grzegorzowi Kołodce.
    Nie dziwi mnie więc , że to właśnie tej postaci poświęcono księgę „ Grzegorz W. Kołodko i ćwierćwiecze transformacji”. Owa księga liczy (bagatela!) 1279 stron. Co ma robić biedny recenzent mając na omówienie tej pozycji wydawniczej dwie kolumny w „Nowych Książkach”? Sytuację komplikuje jeszcze układ tego dzieła: 5 części, których każda jest jakby odrębną całością. Te części to:
    Rozmowa na ćwierćwiecze. Z Grzegorzem W. Kołodką rozmawia Paweł Kozłowski.
    Wybrane teksty Grzegorza W. Kołodki z lat 1989-2014.
    Programy i dokumenty reform systemowych i rozwoju gospodarczego.
    Eseje i felietony.
    Wywiady Marcina Wojtysiaka-Kotlarskiego z wybitnymi osobistościami zasłużonymi dla procesu transformacji ustrojowej.

    Dodajmy do tego jeszcze cytaty ze światowej literatury ekonomicznej dotyczące prac naukowych bohatera książki i głosy wybitnych światowych ekonomistów o nim. Każda z tych części zasługuje na kilka choćby słów komentarza. Niestety, nie mamy miejsca na taki luksus. Toteż zamierzam potraktować tę księgę jako pretekst do kilku istotnych, jak myślę, uwag dotyczących naszego bohatera oraz kondycji polskich nauk ekonomicznych w okresie PRL-u i III Rzeczypospolitej.
    Polska ekonomia może poszczycić się wieloma wybitnymi ekonomistami, czy specjalistami w dziedzinie zarządzania gospodarką i administracją. Nie wiadomo jednak dlaczego najwybitniejsi z nich częściej byli wykorzystywani poza granicami naszego kraju ( np. Zdzisław Sadowski, Witold Kieżun, Oskar Lange, Czesław Bobrowski), albo zajmowali się tylko pracą naukową i dydaktyczną i nie byli słuchani przez decydentów. Często też, nie zgadzając się na absurdy gospodarki tzw. „realnego socjalizmu” przechodzili na pozycje dysydenckie jawnie i głośno krytykując te absurdy (np. Edward Lipiński, Tadeusz Kowalik , Stanisław Gomułka i wielu innych). Polską ekonomiką w PRL-u kierowali doktrynerzy w rodzaju Hilarego Minca.
    W 1989 roku zmieniło się niemal wszystko. Wydawało się, że wszelkie kłopoty polska ekonomia i gospodarka mają już za sobą. Stery polskiej gospodarki przejął młody ekonomista Leszek Balcerowicz. Rzecz w tym, że jeden dogmat (ten o planowej gospodarce socjalistycznej) zastąpił innym dogmatem (liberalizm, w skrajnej dziewiętnastowiecznej postaci, jest receptą na uzdrowienie polskiej ekonomiki). Okoliczności sprzyjały młodemu „reformatorowi”. Zachodni publicyści i polscy propagandyści wręcz zachwycali się jego „osiągnięciami”. Nieliczne głosy krytyki były lekceważone jako populistyczne i skażone grzechem poprzedniej epoki.
    Nikt rozsądny nie zaprzeczy, że Balcerowicz ma niewątpliwe zasługi w tym, że gospodarka polska odzyskała zdolność rozwoju i polska ekonomia z „księżycowej” przeszła do realności. Ale też niewielu ekonomistów podjęło się trudu refleksji nad kosztami transformacji. Niewielu też włączyło się w próby naprawienia błędów, które w trakcie transformacji w duchu skrajnego liberalizmu popełniono. Jednym z nielicznych, który robił jedno i drugie był Grzegorz Kołodko.
    W „Wprowadzeniu” do omawianej pozycji jej redaktorzy naukowi, czyli Paweł Kozłowski i Marcin Wojtysiak-Kotlarski piszą:
    „Książka ma dwóch bohaterów. Jednym z nich jest indywidualny człowiek, a drugi to zbiorowy proces – transformacja społeczno-gospodarcza. Tą pierwszoplanową postacią jest Grzegorz W. Kołodko, profesor ekonomii, nauczyciel akademicki i polityk gospodarczy. Najbardziej obecny w świecie współczesny polski ekonomista, znany z wydawanych w wielu językach książek i artykułów, a także bezpośrednio z wykładów, spotkań i wymiany myśli w szerszych lub ekskluzywnych gronach. Drugi bohater, zbiorowy, to transformacja gospodarcza, która przesądza o losach milionów ludzi. Losy obu bohaterów są ze sobą związane w życiu, a więc i w tej książce. Ten związek ogranicza, ale także wzmacnia. Jego uczestnicy, gdyby zachowali autonomię, byliby inni.”
    W tych informacjach o pozycji profesora Grzegorz Kołodki w świecie nie ma żadnej przesady. Przeciwnie, można, i chyba trzeba, dodać parę faktów. Jego osiągnięcia zostały docenione w całym świecie: 10 (a może już więcej) doktoratów honoris causa znanych uniwersytetów, książki tłumaczone na kilkadziesiąt języków, prośby o doradztwo ekonomiczne w wielu różnych krajach. Dodajmy do tego publicystykę ekonomiczną i to publicystykę wysokich lotów. Reprezentatywną próbkę tej publicystyki znajdziemy w omawianej książce. A nie sposób nie wspomnieć o utworzeniu „szkoły” profesora Kołodki z młodych naukowców skupionych wokół niego w uczelni Koźmińskiego.
    To jedna strona działalności naszego bohatera. Inną, są jego osiągnięcia sportowe (udział w wielu biegach maratońskich na całym świecie), czy propagowanie sztuki (profesor jest jej wytrawnym koneserem). Rysuje się więc nam postać renesansowa. Jednocześnie, twierdzą niektórzy, nasz bohater jest zarozumiały. Powiedziałbym tak: jeśli jest tak rzeczywiście – to ma ku temu pełne powody. Jednak z wywiadu Pawła Kozłowskiego wyłania się sylwetka osoby znającej swoją wartość, jednak mimo tego skromnej. Może wraz z wiekiem profesorowi łatwiej znosić krytyki „przyjaciół” z branży i nie reaguję na nie zbyt ostro, albo wcale.
    Dziś mało jest książek tłumaczonych na tak wiele języków i tak gorąco dyskutowanych w świecie, jak trylogia Grzegorza Kołodki: „Wędrujący świat” (Warszawa 2008), „Świat na wyciągnięcie myśli” (Warszawa 2010)., oraz „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” .
    „Polskie piekiełko”, o czym wszyscy wiedzą, polega na tym, że rodacy nie bardzo mogą znieść sukcesy swoich kolegów. Podejrzewam, że gdyby Kołodko funkcjonował w innym kraju – już dawno jego koledzy po fachu zgłosili jego kandydaturę do ekonomicznego Nobla. I być może wreszcie się takiej nominacji doczeka. Jednak, jeśli tal będzie – to o tę nagrodę wystąpią uczeni spoza naszego kraju. Tak sądzę, życząc mu tej nagrody. Choćby dlatego, że jego piśmiennictwo naukowe nie ogranicza się do czystej ekonomii. Kołodko pokazuje, że ekonomia może być nauką humanistyczną, a podejmowanie tematyki ekonomicznej bez szerszego kontekstu społecznego i kulturowego jest, w globalnej perspektywie, bezsensowne. Takie myślenie nie jest niestety powszechne. Ale właśnie dzięki takiemu myśleniu Grzegorz Kołodko zdołał, w krótkich okresach swojego wpływu na polski proces transformacji ustrojowej, naprawić wiele błędów popełnianych przez jej głównych animatorów.
    Przede wszystkim, występował i występuje do dziś przeciw takim zmianom w polskiej ekonomice, które powodują największe w historii Polski rozwarstwienie społeczne. Sytuacja, w której nieliczna grupa beneficjentów „planu Balcerowicza” zarabia od kilkudziesięciu do kilkuset tysięcy złotych miesięcznie, a miliony ludzi otrzymują wynagrodzenie rzędu 1000-2000 złp. – jest sytuacją głęboko niemoralna. A na problemy moralności w swoich książkach i w swojej publicystyce Grzegorz Kołodko zwraca uwagę niejednokrotnie. Nie jest w świecie, w tej kwestii, odosobniony. Przywołajmy tu postać laureata nagrody Nobla Josepha Stiglitza.
    Niestety, przy realizacji polskich procesów transformacyjnych o tych imponderabiliach zapomniano. I bardzo żałuję, że w ostatniej części tego wielkiego dzieła, czyli w wyborze wywiadów Marcina Wojtysiaka-Kotlarskiego z wybitnymi osobistościami zasłużonymi . dla procesu transformacji ustrojowej w Polsce zabrakło głosów rzetelnie krytycznych. Zarówno fachowców w dziedzinie ekonomii, takich jak np. profesor Tadeusz Kowalik, jak i znawców teorii liberalizmu jak profesor Andrzej Walicki, a także tych, którzy wielce zasłużyli się w walce o wolną i sprawiedliwą Polskę, jak profesor Karol Modzelewski. To tylko trzy sztandarowe nazwiska, ale znalazłoby się ich znacznie więcej.
    Tymczasem wybór ogranicza się do „chwalców” tego procesu, lub bardzo delikatnych krytyków (w duchu słynnego protest-songu Jonasza Kofty: „przepraszam, dziękuję, ja niewątpliwie protestuję, ale nie nalegam”).
    Tym pierwszym trudno się dziwić. Gdy autor wywiadów pyta Cezarego Stypułkowskiego prezesa mBanku, a wcześniej prezesa Banku Handlowego i PZU: „Jak Pan ocenia transformację, jakimi kryteriami się Pan posługuje?”, ten odpowiada:
    „Pewnie dzięki determinacji profesora Balcerowicza zostałem w wieku 34 lat prezesem najstarszej instytucji finansowej w Polsce. Na gruncie prywatnym jestem więc, beneficjentem tych zmian. Natomiast na gruncie warsztatowo-zawodowym oceniam, że sektor finansowy, z którym od blisko 25 lat jestem związany, osiągnął niewątpliwy sukces. Przyciągnął bardzo wielu wartościowych i utalentowanych ludzi. Stał się nowoczesny, ale nie nadmiernie ryzykowny. W warunkach światowego kryzysu okazał się stosunkowo stabilny i silny. Pewnie można było zrobić trochę Więcej i lepiej, ale oczekiwanie, że wszystko uda się zrealizować idealnie, jest nierealistyczne.”
    Świętej pamięci ksiądz Tischner powiedziałby „tys prawda”. Ale „świnto prawda” to nie jest. Sukces transformacji jest też klęską zbyt wielu milionów Polaków. I warto o tym pamiętać. Dlatego mam żal do autora wywiadów o właśnie taki a nie trochę inny wybór swoich rozmówców.
    Nie mniej, uważam, że każdy kogo obchodzi stan polskiej gospodarki, stan życia społecznego, relacje między polityką, ekonomią i moralnością powinien sięgnąć po tę pozycję. Mam głęboką nadzieję, że jest to książka dotycząca przyszłego noblisty. Serdecznie tego Grzegorzowi Kołodce życzę. Jego gigantyczna praca, na tę nagrodę, moim zdaniem, w pełni, zasługuje.

  24. (2521.) W OCZY KOLE?

    W obliczu braku rzeczowej dyskusji o tzw. szokowej terapii – nie tylko w opiniotwórczych mediach, lecz, o zgrozo!, również w kręgach profesjonalnych – przytaczam krótki fragment książki „Droga do teraz” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,71473). Warto przeczytać, bo to oczy otwiera w czasach, gdy nachalna propaganda nadwiślańskiego neoliberalizmu wciąż wychodzi z założenia, że stukrotnie powtarzane kłamstwa staną się prawdą. Otóż nie, gdyż obiektywne fakty i ich rzetelna interpretacja muszą wziąć górę. Wystarczy porównać, co tzw. plan Balcerowicza zakładał, a co stało się wskutek jego błędnej i szkodliwej polityki, jak również dostrzec to, jak zasadnicze odmienne rezultaty przyniosło późniejsze odejście od tamtej fatalnej linii.

    Prof. Paweł Kozłowski: Powstał i objął władzę rząd Tadeusza Mazowieckiego, który zaczął wprowadzać rękami Leszka Balcerowicza zmiany w gospodarce metodą tzw. terapii szokowej. (…) Wcześniej doradzał w sieci „Solidarności”, no i wraz z małym zespołem przygotował pewne propozycje reform zmierzające w kierunku rozwoju samorządności pracowniczej w przedsiębiorstwach państwowych, ale potem się od tego odwrócił, sam sobie z neoliberalnych pozycji zaprzeczając. Dziś zapewne nie chce o tym już pamiętać, ale pracował też w słynnej partyjnej „Marlenie”, w Instytucie Podstawowych Problemów Marksizmu-Leninizmu przy Komitecie Centralnym „komunistycznej” partii, PZPR. Profesor Kowalik w swojej książce nie omieszkał wypomnieć mu, że postarał się tam o przydział na samochód i mieszkanie poza kolejką.

    Prof. Grzegorz W. Kołodko: Być może. Natomiast późnym latem i jesienią 1989 roku, koncentrując się na nowych możliwościach, przyjęto – i słusznie – że w sytuacji radykalnego przełomu politycznego, kiedy kończy się stara władza, a nadchodzi nowa, polskie społeczeństwo zaakceptuje rzeczy, które wcześniej były nie do pomyślenia. Zapanowała euforia.

    Czyli nastrój społeczny sprzyjał nieprawdopodobnie szerokiemu zakresowi twardych, społecznie dokuczliwych decyzji.

    – To było nadużycie władzy, graniczące z politycznym występkiem w myśl idiotycznego skądinąd powiedzenia: „jak nie bije, to nie kocha”. „Solidarność” niby kochała naród, ale ta jej część, która przejęła władzę, tak mu przyłożyła, że wpędziła kraj w nadmierną transformacyjną recesję i nową fazę kryzysu. To był wielki zawód ludu pracującego – i od tamtego czasu również niepracującego – miast i wsi, który potem, w trakcie minionego ćwierćwiecza, jeszcze się zwielokrotnił i wzmocnił. Kiedyś – bo okazuje się, że 25 lat to za mało – historia uzna, że nikt tak nie oszukał robotników jak ta robotnicza niby-„Solidarność”. Świadomość tego faktu jest coraz powszechniejsza, co znalazło wyraz choćby przy okazji stołecznych manifestacji we wrześniu 2013 roku. Takich tłumów Warszawa nie oglądała, nie licząc pielgrzymów podczas papieskich wizyt, od czasów pochodów 1 Maja. Tylko wtedy demonstrowano „za”, a teraz „przeciw”.
    Pojawiają się także obrachunkowe wypowiedzi, chociażby takie jak bardzo – jeszcze bardziej niż ja – krytyczna dla błędów tamtego okresu książka historyka i prominentnego działacza „Solidarności”, profesora Karola Modzelewskiego, zatytułowana od wiersza Majakowskiego Zajeździmy kobyłę historii. Wyznania poobijanego jeźdźca czy obszerny wywiad, którego udzielił „Gazecie Wyborczej” filozof i historyk idei, także działacz solidarnościowy, profesor Marcin Król, pod jakże wymownym tytułem Byliśmy głupi. Kto był, ten był. My nie byliśmy.

    Jacek Kuroń poszedł dalej, gdy powiedział: „Byłem człowiekiem odpowiedzialnym za nowy ład w tym kraju i muszę powiedzieć: Przepraszam Państwa, spieprzyłem to”. Tyle że nie on to „spieprzył”, tylko autorzy tzw. terapii szokowej. Pan dowiódł, że przed ćwierćwieczem skala recesji była nadmierna. (s. 85-88) (…) wprowadził Pan do polskiej literatury ekonomicznej pojęcie „przestrzelenia programu stabilizacyjnego”. Co zostało „przestrzelone”?

    – Fundamentalnym błędem systemowym było zaniechanie powszechnej komercjalizacji przedsiębiorstw państwowych, co zostało naprawione dopiero parę lat później, już w ramach Strategii dla Polski. Ówczesna ekipa i jej doradcy bynajmniej nie uważali tego za błąd – co ciekawe, z wyjątkiem Jeffreya Sachsa – gdyż obstając przy ideologicznym założeniu, chcieli osłabiać sektor państwowy, aby poprzez dyskryminacyjne opodatkowanie płac uzyskać społeczne przyzwolenie na jego szybką prywatyzację. Należało natomiast z prawnego punktu widzenia przekształcić wszystkie przedsiębiorstwa państwowe w jednoosobowe spółki Skarbu Państwa, a z ekonomicznego usamodzielnić je w pełni i wystawić na twarde ograniczenia budżetowe w ramach rynkowej gry, podobnie jak sektor prywatny.
    Natomiast zasadniczym błędem samego programu stabilizacyjnego było przede wszystkim radykalne podniesienie stóp procentowych także w odniesieniu do starych kredytów bankowych. Należało to zrobić – choć też nie przesadnie – „do przodu”, ale nie „do tyłu”. Tymczasem już istniejące zadłużenie zostało oprocentowane w stopniu, którego zdecydowana większość przedsiębiorstw po prostu w istniejących realiach nie była w stanie wytrzymać. Po drugie, ewidentnie został „przestrzelony” popiwek, który w pierwszym miesiącu został ustalony na poziomie 0,2, potem 0,3, a następnie 0,6 współczynnika korekcyjnego. Podatek od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń był gwarowo określany jako gilotyna, bo ciął ostro. Stosowany był w sposób dyskryminacyjny wyłącznie wobec przedsiębiorstw państwowych, co było motywowane nie tylko pragmatycznie, lecz
    i ideologicznie.
    Instrument ten działał w taki sposób, że wolno było podnosić płace tylko o pewną frakcję stopy inflacji. Wskutek uwalniania cen i ich administracyjnych podwyżek w styczniu 1990 roku skoczyły one w górę aż o mniej więcej 60 procent w porównaniu do grudnia 1989 roku, a współczynnik popiwku wynosił 0,2. To znaczy, że płaca nominalna mogła wzrosnąć tylko o 12 procent. Wskaźnik kosztów utrzymania w tym miesiącu wynosi 160, a poziom dochodów nominalnych 112, a więc statystyczna płaca realna spada o zaiste szokowe 30 procent [(112/160 x 100) – 100 = –30]. To było ogromne „przestrzelenie” programu stabilizacyjnego, bo można było osiągnąć zamierzony cel dużo mniejszym kosztem.

    Rozumiem, że chodzi tu nie tylko o dosłowne koszty, w znaczeniu ekonomicznym, lecz także o koszty społeczne.

    – Tak, jak najbardziej. Co zdumiewające, niektórzy neoliberalni ekonomiści, jak na przykład Jan Winiecki czy Adam Lipowski, uważają, że w ogóle to nie ma znaczenia, bo to żaden spadek płac realnych, gdyż ludziom odbiera się tylko fikcyjne płace. Tak, to nie jest spadek realnych płac, z jakim mamy do czynienia w klasycznym przypadku otwartej inflacji cenowej, kiedy to wzrost cen, obniżając siłę nabywczą płac, na bieżąco równoważy nominalne strumienie popytu i podaży. Faktycznie określona szerokością luki inflacyjnej część płac nie znajdowała pokrycia w masie towarowej i tak czy inaczej nie mogła być wydana, a więc po częściowej liberalizacji cen mieliśmy do czynienia z urealnianiem płac w tym sensie, że teraz już można było za nie coś kupić. Z czysto statystycznego punktu widzenia płace realne spadły jednak w całym 1990 roku o zatrważające 40 procent. Realnie zaś biorąc, wydatki konsumpcyjne zostały zredukowane na mniejszą, ale wciąż na ogromną – i większą, niż było to nieuniknione – skalę. Był szok, i to spory; nie starczyło tylko terapii… Cały ten zabieg polegał na tym, że to przecież nie „półki się zapełniły”, tylko „kieszenie stały się puste”. Na ulice wychodziło mniej ludzi, mniej strajkowano niż uprzednio, bo ludziom agresywnie wmawiano, że „nie macie alternatywy”. To był już początek schyłku „Solidarności”, no bo przecież „miało być inaczej”.

    A więc wyraźnie przestrzelone zostały cele dotyczące realnych stóp procentowych i urealniania płac – dwie ważne nominalne kotwice programu stabilizacyjnego. Coś jeszcze? (s. 95-98)

    Można zadać pytanie, czy autorzy i zwolennicy „terapii szokowej” wtedy się mylili, czy też najzwyczajniej kłamali, bo wiedzieli, że nie mieli racji? Szydził wręcz z tego później profesor Tadeusz Kowalik – ekonomista sympatyzujący ze środowiskiem „Solidarności” – pokazując, że Balcerowicz wykonał z nawiązką tylko swój plan zwiększania bezrobocia. Jakie były zapowiedzi jego „planu”? Recesja tylko przez jeden rok, spadek dochodu narodowego o 3,1 procent, bezrobocie nie większe niż 400 tysięcy i inflacja 1-procentowa w skali miesięcznej – czyli rocznie 13-procentowa – już po trzech miesiącach. To tylko trzy newralgiczne punkty. Tym banialukom „szokistów” dawali wiarę niektórzy prominentni politycy pierwszej „pokomunistycznej” ekipy, najprawdopodobniej także Mazowiecki, Kuroń, Geremek. W rzeczywistości recesja trwała w sumie 12 kwartałów, czyli trzy lata, inflacja była 1-procentowa nie po 3 miesiącach, ale dopiero w 1997 roku, PKB spadł w sumie o 20 procent, a bezrobocie przekroczyło 3 miliony. Do tych drastycznie gorszych wyników niż zapowiadane przez pierwsze solidarnościowe rządy przyczyniło się jeszcze jedno „przestrzelenie”, a mianowicie nastąpiła nadmierna dewaluacja złotego.

    Ale to akurat mogło być celowe.

    – Nie sądzę. Na wspomnianej konferencji Instytutu Finansów we wrześniu 1989 roku o tym też dyskutowaliśmy. Przygotowaliśmy też notatkę dla ministra finansów, w której sugerowaliśmy – zresztą nie tylko my – mniejszą skalę dewaluacji. Wtedy rynkowy kurs złotego – nie czarny, lecz równoległy, bo został zalegalizowany jeszcze przez rząd Rakowskiego – wynosił 8000–9000 z tendencją do wzmacniania. Ale rynkowy kurs równoległy był kursem marginalnym, krańcowym; dotyczył jedynie małej części obrotów dewizowych. W sytuacji unifikacji kursu – a słusznie w tę stronę zmierzano – kurs równowagi był zdecydowanie wyżej. Mówiliśmy o 8200–8500 złotych za dolara, ale i to pewnie było za dużo. Może też warto przypomnieć, że formułowano też postulaty przeciwstawne, sugerujące, aby pójść z dewaluacją jeszcze dalej, niż proponował to minister finansów. Na przykład Marcin Święcicki, który wtedy był ministrem współpracy gospodarczej z zagranicą, chciał 14 000 złotych za dolara. To dopiero byłaby „zabawa”. (s. 99-100)
    Powiadam więc znowu – po tym trudnym ćwierćwieczu transformacji – autorom „terapii szokowej” albo, jak wolę, szoku bez terapii: nie mieliście racji. Wolno było się mylić, gdyż obszar niepewności był olbrzymi, ale mogliście posłuchać ekonomistów mądrzejszych od siebie, mogliście wysłuchać zwolenników innych opcji, bo istniały i były głoszone. Jeśli pomimo to się myliliście, to powinniście się wstydzić, bo porządni, prawdziwi zawodowcy aż tak się nie mylą.
    Ale może kłamaliście, co też potrafię w jakimś stopniu zrozumieć, ale zaakceptować nie mogę. Co bowiem mieli powiedzieć ci, którzy wiedzieli, że ich „terapia” spowoduje załamanie produkcji przemysłowej i jej spadek o zatrważającą jedną czwartą, co pociągnie za sobą nie czterystutysięczne, lecz trzymilionowe bezrobocie? Co mieli powiedzieć ci rynkowi fundamentaliści, którzy spodziewali się, że wkrótce po „szoku” załamie się budżet, a wysoka inflacja trwać będzie lata? Mieli powiedzieć prawdę? Wywieziono by ich wtedy na taczkach, mówiąc: nie po to robiliśmy solidarnościową rewolucję, żebyście teraz mówili, że będzie masowe bezrobocie, benzyna po 2 dolary, wódka po 5, a mieszkania po pół miliona złotych. Miało być mieszkanie dla każdego w pięć lat, miało nie być kolejek, ale nie dlatego, że dochody zmniejszacie o 30 procent, ale z powodu wzrostu produkcji. A kolejek nie ma, bo nas po prostu nie stać na stanie w nich. Ponadto miało być małe, przejściowe bezrobocie, a teraz okazuje się, że jest masowe, strukturalne. Teraz nam mówicie, że to wszystko jest normalne? Gdyby powiedziano ludziom prawdę, to społeczeństwo nigdy nie zaakceptowałoby forsowanej wtedy polityki. Więc ci, którzy rozumieli, co robią i co z tego wyniknie, mogli świadomie i celowo z prawdą się mijać, traktując to jako jedyną skuteczną drogę polityki faktów dokonanych, która przecież nie mogła służyć dobrze polskiej gospodarce. (s. 111-112)

  25. (2519.) Nędza „szokowej terapii”

    Mumbo-jumbo, czyli w polskiej gwarze po prostu dyrdymały, należy potraktować jako swoistą kategorię socjologii i politologii, ale nawet w ekonomii odgrywa ono niebagatelną rolę. Przepis na ekonomiczne dyrdymały jest bardzo łatwy: wpierw maksymalnie uprościć, a potem przesadzać. Na przykład: wszystko sprywatyzować, a potem wszystko szybko się poprawi. Albo odwrotnie – wszystko upaństwowić, a potem wszystko będzie coraz lepiej. W zależności od epoki, w której konkretne mumbo-jumbo ma nas zawojować. I ogłupić…
    Mumbo-jumbo szkód narobiły co niemiara. I to nie tylko intelektualnych, ale również materialnych. Obracamy się bowiem nie tylko w świecie słów, ale i czynów. Także tych błędnych i szkodliwych. Wiele z nich jest nieodwracalnych, gdyż koszty i straty zostały już poniesione, a możliwe do uzyskania efekty przepadły wraz z minionym czasem. On zresztą też swoje czyni, gdyż w procesach pokoleniowych jest tak, że jeśli nawet pojawiają się pozytywne następstwa ponoszonych wyrzeczeń i ciężarów, to część spośród tych, którzy dla ich uzyskania ponosili koszty, na innym jest już świecie.

    Apogeum neoliberalizmu

    Starsi ludzie pamiętają próby uszczęśliwiania ich na siłę poprzez przymusową kolektywizację rolnictwa, a młodsi jeszcze dźwigają brzemię naiwnej i szkodliwej neoliberalnej idee fixe w postaci tzw. szokowej terapii. Nieudane próby jej przeprowadzenia pociągnęły za sobą ogrom kosztów, których można było uniknąć, przynosząc przy okazji terapeutycznych efektów dużo mniej, niż było to możliwe do osiągnięcia przy wyborze odmiennej ścieżki zmian. I jeśliby obecnie niektórzy woleli zapomnieć o bredni w rodzaju „szokowej terapii” (a najchętniej wmówić sobie i innym, że jakoby się powiodła), to dojście do sedna sprawy jest konieczne. Podobnie jak w przypadku nieszczęsnej kolektywizacji pokolenie i dwa wcześniej. Nie tylko z punktu widzenia prawdy historycznej – jakże bardzo zakłamywanej w odniesieniu do epok dopiero co minionych – oraz poprawności interpretacji ekonomicznej ex post. Ma to również znaczenie ex ante, gdyż w historycznym procesie rozwoju, w różnych częściach świata znajdujących się na jego rozmaitych etapach, wielu błędów można jeszcze uniknąć. Wystarczy tylko wyciągnąć odpowiednie wnioski z cudzych doświadczeń i nauczek płynących z dokonań i błędów innych krajów…
    Ćwierć wieku temu na globalnej scenie pojawiły się kraje posocjalistyczne. Wpierw kilka, wkrótce kilkanaście, potem ponad trzydzieści. A tam – na Zachodzie – nie czeka na nie nic gotowego. Poza mało przydatnym na tę okoliczność własnym doświadczeniem z wysoko rozwiniętej gospodarki rynkowej i przygotowanym na zupełnie inną okazję „konsensusem waszyngtońskim”. Zgłoszenie nań nowego zapotrzebowania to dla neoliberalnego nurtu zaiste wielka szansa. Wiadomo: popyt idzie w górę, cena idzie w gorę. Jakże można było takiej szansy nie spożytkować? Teraz neoliberalizm – także ten spod szyldu „konsensus waszyngtoński” – może już rozlewać się na olbrzymiej połaci świata. I znakomicie tę sposobność wykorzystuje. Lata 1990. to apogeum neoliberalizmu.

    Globalna gra „wyłaniającymi się” rynkami

    Trafia on na bardzo podatny grunt w niektórych posocjalistycznych krajach Europy Środkowo-Wschodniej. Bardziej podatny niż gdziekolwiek indziej, łącznie z dużo silniej powiązanymi z USA krajami latynoskimi. Przez czas jakiś królował nawet w niektórych transformowanych gospodarkach Azji, które do końca epoki socjalizmu były bardziej bastionami socjalistycznej ortodoksji niż terenem reformatorskich nurtów. Tak było w Laosie i Mongolii, a to ze względu na zaangażowanie się tam wskutek dokonanego w Waszyngtonie podziału zadań Australii w pierwszym i Nowej Zelandii w drugim przypadku. Ale przecież batalia rozgrywała się nie w dolinie Mekongu czy na stepach Mongolii, ale w kraju nad Wisłą. Tu bowiem toczyły się ostatnie, decydujące starcia zimnej wojny. Teraz dodatkowo – zaskakująco dla świata Zachodu – nałożyła się na nie wielka szansa wyłonienia się nowych, obiecujących rynków na obszarach uprzednio równie nieosiągalnych jak mongolskie stepy, a niekiedy w ogóle niewidocznych spoza „żelaznej kurtyny”. Ich dostępność dla towarów wytwarzanych w krajach bogatych oraz dla pochodzącego stamtąd kapitału – zarówno w formie inwestycji bezpośrednich, jak i krótkoterminowych spekulacyjnych inwestycji portfelowych – zależała w zasadniczej mierze od tego, jak szybko i jak szeroko otworzą się na taką penetrację. Do stymulowania tego procesu świetnie nadawał się neoliberalizm – ze swoja ideologią, ze swoją retoryką, ze swoimi z.
    Szczególnie aktywne na tym polu są Stany Zjednoczone i Wielka Brytania. Znowu bowiem wiele rzeczy przytrafiało się w tym samym czasie. Od strony ekonomicznej akurat te kraje dysponowały znacznymi luźnymi kapitałami, dla których poszukiwały intratnych możliwości inwestowania za granicą. Japonia wchodziła w zniechęcający kryzys, Chiny były wciąż bardziej zamknięte niż otwarte, Afryka zupełnie nieatrakcyjna, a Ameryka Łacińska już i tak niewypłacalna. Pojawia się nowy obszar, któremu teraz tylko trzeba pomoc w „wyłonieniu się” i otwarciu. Może nie do końca jak ten sezam, ale jednak.

    Upadek Związku Radzieckiego

    Od strony politycznej nie jest przecież dla nikogo tajemnicą, że z punktu widzenia strategicznych interesów oraz globalnych ambicji hegemonistycznych dalsze osłabienie Związku Radzieckiego było USA na rękę. Wielka Brytania w obu tych kwestiach jest wiernym – i zainteresowanym – sojusznikiem. A tu raptem pojawia się nie tylko możliwość osłabienia „imperium zła”, jeśli użyć określenia Ronalda Reagana, ale rzecz wcześniej nieprawdopodobna – upadku Związku Radzieckiego.
    Notabene, Związek Radziecki mógłby pod określonymi warunkami jeszcze sobie przez czas jakiś poistnieć. Tak zresztą naonczas wszyscy spekulowali, zaskoczenie więc było totalne. Frapujące przy tym jest, jak różnie kreśli się hipotetyczne scenariusze typu, co by było, gdyby… Gdy zapytałem Francisa Fukuyamę, czy sięga do alternatywnej historii i rozważa inny, hipotetyczny bieg procesów, to w kontekście ZSRR odpowiedział, że jak najbardziej tak. Otóż wyobraża sobie, że twór ten mógłby funkcjonować przez jeszcze jakiś czas, gdyby któryś z konserwatywnych przywódców radzieckich – Jurij Andropow (zm. 1984) albo Konstantin Czernienko (zm. 1985) – pożył dłużej. To ciekawe, bo moje myśli szły w odwrotnym kierunku, że oto Związek Radziecki mógłby istnieć dłużej, gdyby Michaił Gorbaczow nastał odpowiednio wcześniej, jakieś dziesięć lat szybciej, niż to się faktycznie stało. Kiedy kilka lat po upadku ZSRR, zapytałem samego Gorbaczowa – wielkiego męża stanu, któremu świat co nieco zawdzięcza – czy sądzi, że Związek istniałby nadal, gdyby Borys Jelcyn przejął od niego na początku dekady przywództwo partii komunistycznej i rządy krajem, bez odrobiny wahania odpowiedział, iż niechybnie tak. Być może. W końcu Związek Radziecki rozpadł się po części i dlatego, że był to jedyny i jakże skuteczny, jak się okazało, sposób na przejęcie władzy w Rosji. Jelcynowi strasznie zależało wpierw na tym, aby w ogóle rządzić, a dopiero potem – jak.

    Ustrojowa transformacja i geopolityka

    Inne skądinąd znaczące kraje w tym czasie mało się liczyły albo nie weszły do gry. Z rozmaitych powodów. Odległa Japonia coraz bardziej pogrążała się w kryzysie, a ponadto Europa Środkowo-Wschodnia jako rejon gospodarki światowej godny penetracji interesowała ja daleko mniej niż Azja Południowo-Wschodnia. Bliskie Niemcy zajęte były niezwykle kosztownym procesem reintegracji, który zapragnęły przeprowadzić w możliwie najkrótszym terminie. Skandynawskie socjaldemokracje to kraje, które w sumie liczą mniej ludności niż jedna Polska, cóż więc mogły one – zwłaszcza w wymiarze ekonomicznym – zaoferować? Ponadto Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy są w Waszyngtonie, a Wall Street w Nowym Jorku, a nie w Kopenhadze czy Sztokholmie. Na dodatek Finlandia mocno odczuła kryzys rozpadającego się Związku Radzieckiego, w kontaktach z którym wcześniej wiele korzystała dzięki dobrodziejstwom subsydiowanego handlu. Francja i Włochy zajęte były przede wszystkim swoimi sprawami – Włochy głównie wewnętrznymi, a Francja na dodatek jeszcze na francuskojęzycznych obszarach byłego imperium kolonialnego w Afryce, gdzie miała wiele pilniejszych i ważniejszych interesów. Tak więc największe możliwości działania otworzyły się przed Stanami Zjednoczonymi i Wielką Brytanią. Krajami, gdzie akurat neoliberalizm wchodził w szczytowa fazą rozwoju. Zupełnie naturalne zatem było, że zaoferował się jako remedium na kaskadowo piętrzące się w Europie Środkowo-Wschodniej problemy. Była podaż. I choć łatwiej dostarczać miękkie rady niż twarde pieniądze, najczęściej oferty były wiązane.

    Nadwiślański neoliberalizm

    A popyt? Też był. Najpierw w Polsce, bo tu doprawdy wiele rzeczy działo si naraz. Obok Węgier była ona najlepiej przygotowana do wdrażania pełnokrwistej gospodarki rynkowej, przede wszystkim wskutek wcześniejszych reform systemowych, także tych przeprowadzonych pod parasolem „stanu wojennego” na początku lat 1980., a zwłaszcza w trakcie tzw. drugiego etapu reformy gospodarczej w końcu tamtej dekady. Pomimo to socjalizm upadł, potrzebne było zatem pilnie coś w zamian. I mimo że upadł, oczywiste było, iż Związek Radziecki nie będzie interweniował, bo sam też już dogorywał i koncentrował się na własnych problemach. Niemcy zajmowały się sobą i nie w głowie im były zabiegi o krzewienie idei i praktyki społecznej gospodarki rynkowej u sąsiadów. Szczególnie silne były nastroje antyetatystyczne, głównie pod wpływem „Solidarności” głoszącej utopię państwa związkowego. Byli także politycy, którzy chętnie zaadaptowali obcy nurt neoliberalny, biorąc go za własny i nadając mu przy okazji naiwny, nadwiślański folklor „szokowej terapii”. Laboratorium było gotowe.
    Ten swoisty popyt na neoliberalną politykę, minimalizującą rolę państwa i de facto preferującą wąskie grupy interesów kosztem szerokich rzesz ludności, zgłaszano wbrew racjonalności makroekonomicznej. Wbrew temu, czego można było oczekiwać po ustaleniach Okrągłego Stołu z 1989 roku. I – co jeszcze ważniejsze – wbrew nadziejom zdecydowanej większości społeczeństwa.

    Lekcje na przyszłość

    Podczas całego transformacyjnego wysiłku z pewnością można było osiągnąć więcej mniejszym kosztem. Strat spowodowanych na początku dekady lat 1990 szokiem bez terapii i pod jej koniec niepotrzebnym przechłodzeniem gospodarki bynajmniej nie kompensują osiągnięcia innych okresów, zwłaszcza lata Strategii dla Polski. Nie można też uśredniać całego minionego 25-lecia, bo trzeba trafnie ze wzlotów i upadków jego poszczególnych okresów wyciągać wnioski na przyszłość. Tak w Polsce, jak i w innych krajach posocjalistycznych. Stosowne lekcje płyną również dla innych, pozaeuropejskich emancypujących się gospodarek. Właśnie tak: one mają się nie tyle „wyłaniać” czy „wschodzić”, ile emancypować. Polska też.
    Minęło ćwierć wieku; czego nauczyło nas to pokoleniowe doświadczenie? Z pewnością tego, że neoliberalizm nie jest dobrym pomysłem ani na transformację ustrojową, ani na rozwój gospodarczy. Ale nie jest nim także państwowy kapitalizm, o czym przekonują się znajdujący się w dużo gorszej sytuacji niż Polacy Rosjanie i Ukraińcy. Trzeba zatem kontynuować ucieczkę do przodu w kierunku społecznej gospodarki rynkowej. Służyć temu ma Nowy Pragmatyzm: heterodoksyjna koncepcja dynamicznego i długofalowego, zrównoważonego potrójnie – ekonomicznie, społecznie i ekologicznie – rozwoju społeczno-gospodarczego. Polskę stać na średnie wieloletnie tempo wzrostu rzędu 4-5 procent rocznie. Wtedy nie trzeba będzie czekać całe ćwierćwiecze na podwojenie poziomu dochodu, ale uda się to nam w ciągu 15-20 lat.
    Wzrost gospodarczy musi przy tym przekładać się na rozwój społeczny, w szczególności na odwrócenie niekorzystnych tendencji demograficznych oraz wzmacnianie kapitału ludzkiego i spójności społecznej. Model 2+1+2, czyli dwoje rodziców, jedno dziecko i dwa samochody to przepis na klęskę społeczeństwa, gospodarki i środowiska. Odpowiednio kulturowo osadzony Nowy Pragmatyzm może stymulować pożądane przekształcenia strukturalne i zmiany instytucjonalne. By tak wszakże było, postępowa polityka gospodarcza i strategia rozwoju muszą opierać się na poprawnej teorii ekonomicznej.

    • (2522.) Panie Profesorze,

      Kilka dni temu miałem okazję przeczytać artykuł informujący o podniesieniu kwoty wolnej od podatku w Wielkiej Brytanii do 10500 Funtów w kolejnym roku podatkowym.

      Czy zechciał by Pan Profesor skomentować kwestię kwoty wolnej od podatku dochodowego w naszym kraju w kontekście zmiany w Wielkiej Brytanii ?

      Czy limit kwoty wolnej od podatku traktowany jako instrument kształtowania polityki społecznej można uznać jako jedne z efektywniejszych narzędzi (z dostępnych)?
      Zmiana kwoty pod względem technicznym wydaje się być stosunkowo prosta w porównaniu do innych narzędzi a sam efekt może być precyzyjnie określony zarówno od strony kosztowej jak i korzyści.

      Czy nie jest tak, że na podniesieniu kwoty wolnej od podatku dochodowego w Polsce zyskali by głównie najubożsi ?

      Gdyby Pan Profesor miał wskazać 10 priorytetowych działań mających na celu zniwelowanie dysproporcji w dochodach naszego społeczeństwa – czy wśród nich uwzględnił by Profesor wspomniane narzędzie ?

      Z uszanowaniem,

      Paweł

    • (2533.) dzień dobry
      Kilka dni temu przez przypadek wpadło mi w ręce króciutkie opracowanie P. Leszka Balcerowicza ,,W kierunku ograniczonego państwa. Jest krótkie i całkiem skrzętnie napisane. Najbardziej logiczne zdanie to takie że,, zawsze będą istnieć ludzie którzy będą czerpać korzyści z ograniczenia wolności innych ludzi”. – ale i to zdanie choć dosadne jest mentne/wiadomo napisane na jedną mańkę/. Kiedyś czytałam Pana wypowiedzi z których wynika żę musi istnieć odpowiednia synergia między państwem a kapitałem prywatnym/po ludzku dla mnie to jest udział procentowy kapitału państwowego do prywatnego -konkretny udział. W obliczu protestów lekarzy i gurników / jak oboje dobrze wiemy /myśl polityczna była jest i będzie nad myślą ekonomiczną i to się nigdy nie zmienia -jak to odnieść do demografi!!!!!!!!! a jeszcze lepiej do ,,szokowej terapii” / i dla mnie jak to wszystko do demografi odniosę to znowu wygrywa polityka bo słowo państwo to nie tylko podatek ale i socjal i żaden ekonomista tego nie zmieni.

  26. (2518.) Zastanawia mnie wizja premiera Shinzo Abe, która ma przynieść ożywienie gospodarcze. Czy zwiększenie podaży pieniądza, a zarazem podniesienie stawki VAT z 5 do 8%, sprawią, że Japonia wyjdzie na prostą? Planowana jest także obniżka podatku dla przedsiębiorstw, co być może poskutkuje realnym wzrostem płac.

    • (2520.) Sytuacja japońskiej gospodarki jest złożona. Widać tu, jak sprzeczne są interesy i jak różnokierunkowo działają niektóre posunięcia polityki gospodarczej. Sukcesywne podnoszenie podatku pośredniego, typu VAT, jest słuszne, gdyż zapewnia dodatkowy strumień dochodów do finansów publicznych, a przecież dług publiczny oscyluje wokół wyjątkowo wysokiego, najwyższego pośród rozwiniętych państw poziomu 240 proc. PKB. Zarazem hamuje on nieco popyt, co niweluje inne działania rządu i banku centralnego nastawione na ożywianie koniunktury. Zatem stwierdzenie, że w obliczu posunięć gospodarczych premiera Abe “Japonia wyjdzie na prostą”, byłoby przedwczesne. Z czasem, stopniowo, wróci na ścieżkę umiarkowanego wzrostu, rzęu 1-2 proce. średniorocznie, przy niskiej inflacji.

  27. (2517.) Prof. Grzegorz W. Kołodko „Ćwierćwiecze ustrojowej transformacji posocjalistycznej. Teoria i praktyka” (sprawozdanie z wykładu wygłoszonego podczas posiedzenia plenarnego Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN, 7 października 2014 r.)

    Profesor Kołodko rozpoczął wykład od podkreślenia wagi i znaczenia ćwierćwiecza transformacji, które jest dobrą okolicznością, by przy okazji naukowej debaty na temat teorii i praktyki transformacji ustrojowej powrócić do zasadniczego pytania o cel działalności gospodarczej człowieka i społeczeństwa. Odpowiedzi należy poszukiwać zarówno na gruncie teoretycznym, jak i w wymiarze proponowanych rozwiązań praktycznych (zwłaszcza tych, które były udziałem przemian ustrojowych minionego ćwierćwiecza). Prelegent podkreślił, że w zasadzie we wszystkich ustrojach, systemach i ich odmianach dominuje podejście ilościowe – patrzenie na ich rozwój przede wszystkim przez pryzmat poziomu i dynamiki, a więc tempa wzrostu produktu krajowego brutto jako zagregowanej wartości dodanej w skali makroekonomicznej. Profesor Kołodko zauważył, że skala ta odnosi się tradycyjnie do gospodarek narodowych, które maksymalizują swoje produkty krajowe brutto, co już pozostaje w sprzeczności z istotą współczesnego ponadnarodowego świata.
    Prelegent przypomniał o tezie, którą sformułował w swoich wcześniejszych publikacjach, że żyjemy już w poPKBowskiej rzeczywistości, co wymaga poPKBowskiej ekonomii i poPKBowskiej polityki gospodarczej, a więc i poPKBowskiej teorii i praktyki – także w odniesieniu do krajów posocjalistycznej transformacji ustrojowej. Profesor Kołodko jest zdania, że kategoria produktu krajowego brutto ma fundamentalne braki, gdyż nie obejmuje szeregu istotnych elementów, uwarunkowań i skutków działalności gospodarczej człowieka i społeczeństwa. Nic nie mówi też na temat podziału efektów tej działalności. Sposób podziału dochodu budzi zdaniem Prelegenta uzasadnione niezadowolenie społeczne wyrażające się niekiedy aktywnymi protesty ludności, co rodzi pytania na temat skuteczności (efektywność) procesu transformacyjnego mijającego ćwierćwiecza. Podobnie dzieje się w innych systemach.
    Wadą PKB jest także to, że nie mówi nic na temat kosztów obciążania przyszłych pokoleń skutkami pogoni za bezwzględną maksymalizacją tempa jego wzrostu dzisiaj. Nie można analizować poziomu i dynamiki produktu krajowego brutto bez równoczesnej analizy stanu nierównowagi finansów publicznych i dynamiki długu publicznego, który jest dzisiaj paradoksalnie bardziej problemem krajów rozwiniętych oraz krajów posocjalistycznych niż wielu krajów tak zwanego kiedyś Trzeciego Świata, obecnie zwanych krajami wyłaniających się gospodarek – „emerging markets”. Jest to, zdaniem Profesora, kolejna wyrafinowana koncepcja neoliberalnej polityki gospodarczej, zmierzająca do wyłonienia miejsc zbytu towarów o wysokiej wartości dodanej w zamian za dostęp do towarów o niskiej wartości dodanej (głównie tańszej żywności i surowców), prowadząca przy okazji do drenażu taniej lokalnej siły roboczej – często bardzo dobrze wykształconej (na koszt społeczeństwa i podatników). I jest to kolejny aspekt, którego PKB nie dostrzega.
    Trzeci fundamentalny problem stanowi środowisko naturalne. Teoria ekonomii od lat poświęca mu coraz więcej uwagi, natomiast w praktyce różne perturbacje spychają ten kluczowy problem współczesnego świata permanentnie na plan dalszy. Zadaniem Prelegenta, gdyby nie było ogólnoświatowego kryzysu finansowego, z pewnością głównym tematem debat ekonomicznych byłaby dzisiaj dewastacja środowiska naturalnego, w tym nieudolność polityki gospodarczej w praktycznych działaniach na rzecz zahamowania tego procesu (mimo znaczących teoretycznych osiągnięć ekonomii zrównoważonego rozwoju w tym zakresie).
    Trzeba stworzyć lepszy od PKB syntetyczny miernik zrównoważonego dynamicznego rozwoju społeczno-gospodarczego, temu powinny być poświęcone rozważania teoretyczne i działania praktyczne, w skali mikro (zarządzanie) i makro (polityka). Wiele kroków poczyniono, niektóre zostały zinstytucjonalizowane, niektóre są tylko luźnymi pomysłami, koncepcjami kierunkowymi, jak np. przedstawiona parę lat temu przez Profesora w „Wędrującym świecie” propozycja zintegrowanego indeksu pomyślności. Za najlepszą w obecnej chwili Prelegent uznaje koncepcję „Inequality Adjusted Human Development Index” (HDI), który bierze pod uwagę cały szereg dodatkowych elementów, oprócz samego PKB, np. kondycję zdrowotną społeczeństwa, długość życia, kondycję kulturowo-psychiczną, stan wykształcenia, poziom edukacji itp. W świetle HDI kraje posocjalistycznej transformacji w porównaniach międzynarodowych, przy zbliżonym poziomie PKB, plasują się zdecydowanie lepiej, gdyż są np. prawie całkowicie pozbawione analfabetyzmu, mają zupełnie dobrze rozwiniętym systemem szkolnictwa powszechnego, funkcjonującą publiczną służbą zdrowia, do której (przynajmniej do większości usług) prawie cała ludność ma dostęp, czego nie można powiedzieć o wielu innych krajach na podobnym poziomie rozwoju mierzonym klasycznym PKB.
    Drugi wątek, który zdaniem Prelegenta należy podnieść, dotyczy tego jakie powinny być podstawy teoretyczne posocjalistycznej transformacji. Ćwierć wieku temu całe (i właściwie jedyne) teoretyczne założenie sprowadzało się do uznania, że reformowanie systemu centralnie planowanej gospodarki socjalistycznej, opartej na własności państwowej bądź upaństwowionej spółdzielczości, wymaga przesunięcia własności z sektora państwowego do sektora prywatnego i to w zasadzie powinno rozwiązać problem jej efektywności oraz utraty (braku) zdolności konkurencyjnej. Uważano, że sektor prywatny z istoty swojej już powinien mieć przewagę efektywnościową, że już samo przesunięcie zasobów z sektora państwowego do sektora prywatnego zagwarantuje wyższą efektywność mikroekonomiczną, ergo wyższy poziom dochodu narodowego i wyższą dynamikę produkcji zarówno w skali przedsiębiorstw (już prywatnych), jak i w skali całego społeczeństwa, państwa. Profesor Kołodko podkreślił, że choć teza, iż ustrojowa transformacja posocjalistyczna w dużym stopniu powinna sprowadzać się do sprywatyzowania własności jest niewątpliwie prawdziwa, w praktyce została ona jednak potraktowana zbyt wąsko, a jej forsowanie spowodowało, że w całym tym złożonym procesie nie dostrzeżono innych aspektów gospodarowania, przede wszystkim aspektu instytucjonalnego.
    Kolejnym wątkiem, obok prywatyzacji, jest liberalizacja. Nie można przejść do gospodarki rynkowej, a to jest sens transformacji ustrojowej, bez liberalizacji. Nie tylko cen, co nastąpiło w polskich realiach wcześniej niż w innych krajach (a w niektórych innych krajach wcale, np. w byłym ZSRR czy w Rumunii), lecz także bez liberalizacji handlu (wewnętrznego oraz międzynarodowego). Bardzo ważna, nie do przecenienia, jest liberalizacja wejścia do i wyjścia z biznesu. Jeśli ktoś chce „wejść” i podjąć ryzyko gospodarowania, powinien mieć również zliberalizowane „wyjście”, poprzez odpowiednie procedury likwidacyjne, restrukturyzacyjne czy bankructwa. Natomiast, zdaniem Prelegenta, wspomniana ułomność teoretyczna, zwłaszcza w początkowych latach transformacji, polegała na tym, że nie doceniano wątku instytucjonalnego. Chodzi o instytucje w znaczeniu behawioralnym, a nie organizacyjnym, a więc reguły gry, zasady postępowania, a także towarzyszącą temu pewną obyczajowość. W tym sensie instytucją jest np. ruch uliczny: takie same przepisy obowiązują w Polsce, jak i w krajach wysoko rozwiniętego kapitalizmu, jednak przy takich samach przepisach ruchu drogowego pojazdy i ludzie w różnych krajach poruszają się inaczej, co jest także kwestią pewnej kultury, umiejętności, zdolności, chęci do przestrzegania reguł. Profesor Kołodko podkreślił, że dla niego było oczywiste od samego początku, iż trzon transformacji powinien ogniskować się na przebudowie instytucjonalnej, co miało sprzyjać poprawie efektywności mikroekonomicznej po to, żeby poprawiać warunki pracy i życia przytłaczającej większości społeczeństwa. Natomiast dla niektórych sedno transformacji sprowadzało się tylko i wyłącznie do prywatyzacji, resztę miała rozwiązać „niewidzialna rynka” rynku, oczywiście pod warunkiem, że doszło do liberalizacji. Profesor Kołodko zwrócił uwagę, że na początku transformacji w niektórych krajach uczyniono z instrumentów cel nadrzędny, podporządkowując je kryteriom ideologicznym, a nie kryteriom efektywnościowym. Instytucje oraz potrzeba spójności społecznej były uważane za sprawy trzeciorzędnej wagi, najważniejsze było sprywatyzowanie własności państwowej. Tymczasem, zdaniem Profesora, prywatyzacja ma sens wtedy, gdy sprzyja poprawie jakości mikroekonomicznego zarządzania i powoduje wyższą efektywność oraz lepsze wykorzystanie środków. Choć z pewnymi zastrzeżeniami, gdyż jeśli prywatyzacja prowadzi do redukcji zatrudnienia, to jest to problem dużo bardziej skomplikowany, który ma swój wymiar społeczny. Należy mieć propozycję – nie tylko teoretyczną, ale także praktyczną – co zrobić z wyzwalanymi nadwyżkami siły roboczej, które trafiają na rynek pracy, z czym sobie Polska do tej pory sobie nie radzi.
    Zdaniem Prof. Kołodko były takie propozycje teoretyczne i gdyby się na nich konsekwentnie opierała praktyka gospodarcza minionego ćwierćwiecza w Polsce, w Europie Środkowo-Wschodniej i w krajach b. Związku Radzieckiego, sytuacja byłaby dzisiaj dużo lepsza. Bylibyśmy na wyższym poziomie rozwoju, mając wyższą konkurencyjność międzynarodową, mniejsze bezrobocie, większe nasycenie gospodarki wiedzą i wyższy poziom spójności społecznej.
    Dlaczego tak się nie stało? Profesor Kołodko stwierdził, że w większości krajów, nie tylko w Polsce, makroekonomiczna polityka gospodarcza w wielu przypadkach w większym stopniu opierała się na naciskach lobbystycznych (grup, które narzucały swoje interesy jako ogólnospołeczne), ideologii (która wypychała dobrą teorię) oraz wiedzy popularnej (informacjach prasowych i telewizyjnych) niż na ekonomii uczonych. Praktyka częstokroć nie wykorzystywała dorobku teoretycznego, który powstawał także w kolejnych latach, począwszy od lat osiemdziesiątych, a nawet niekiedy jeszcze wcześniej. Po osiemdziesiątym dziewiątym roku zmieniła się rzeczywistość polityczna i pewne działania, które wcześniej były niemożliwe, stały się możliwe (uwolnienie cen, a następnie ustabilizowanie inflacji na najniższym możliwym poziomie). Obecnie w Polsce mamy prawie zerową inflację, choć doskwiera ona jeszcze w niektórych krajach, takich jak Rosja i Ukraina.
    Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Chinach, które obrały swoją własną drogę. Można się sprzeczać, na jakim teoretycznym modelu opierają się Chiny. Chińscy ekonomiści używają określenia „gospodarka rynkowa”, ale wzbraniają się przed nazwaniem swojej gospodarki kapitalistyczną. Zdaniem Prelegenta jest to rodzaj kapitalizmu państwowego, a już na pewno hybrydy polegającej na skrzyżowaniu kapitalizmu państwowego z rynkowym socjalizmem. To są systemy nieostre, wobec tego poruszanie się w kategoriach czystych powoduje zamazywanie tła dyskusji. Można opisywać całą rzeczywistość, nie posługując się kategoriami „socjalizm” i „kapitalizm”, mówiąc tylko o transformacji systemowej: od opierającej się na dominacji własności państwowej zbiurokratyzowanej gospodarki, z dużą dozą interwencji państwa do zliberalizowanej, otwartej gospodarki opierającej się na prywatnej przedsiębiorczości, której motywem jest maksymalizacji zysku.
    Powstaje pytanie, czy można do tego samego nurtu rozważań o teoriach transformacji włączyć casus Chin? Zdaniem Prelegenta, jeśli szerzej potraktować zagadnienie, wtedy tak. Mamy wówczas do czynienia z analizą komparatywną. Istnieją w końcu różne alternatywne sposoby przejścia, są możliwe różne rozwiązania. Profesor Kołodko uważa, że przyszła „Teoria posocjalistycznej transformacji ustrojowej” będzie uwzględniać różne szkoły, różne modele, tak jak są różne szkoły kapitalizmu (np. kapitalizm społecznej gospodarki rynkowej w wydaniu nordyckim, kapitalizm bardziej neoliberalny w wydaniu amerykańskim itp.). Zdaniem Prelegenta do tej pory nie ma jednoznacznej, przyjętej przez podstawowe nurty myśli ekonomicznej teorii transformacji posocjalistycznej.
    Zdaniem Profesora, teoretyczne założenie oraz polityczna deklaracja ideowa zwolenników posocjalistycznych przeobrażeń – odejścia od centralnie planowanej socjalistycznej gospodarki państwowej do gospodarki rynkowej opartej na własności prywatnej – były takie, że oto idziemy do tzw. Pierwszego Świata, tymczasem w niektórych krajach nastąpiło zbliżenie bardziej do Trzeciego Świata (Kirgistan, Mołdawia, Gruzja). Wyrazem tego jest wieloletni, permanentny spadek produkcji oraz pogłębianie się nierówności majątkowych i dochodowych (tolerowane przez politykę, z próbami uzasadniania przez fałszywą teorię głoszącą, że nie jest możliwa poprawa efektywności z równoczesną troską o sprawiedliwość społeczną). Zdaniem Prelegenta myślenie takie jest wielkim, niewybaczalnym błędem. Istnieje coś takiego jak solidaryzm społeczny sprawiający, że możliwy jest wzrost efektywności mikroekonomicznej przy równoczesnej trosce o większą spójność społeczną i to nie tylko w krajach na najwyższych szczeblach rozwoju. Zmiany transformacyjne powinny służyć lepszemu zaspokajaniu potrzeb przytłaczającej większości ludności.
    W podsumowaniu Profesor Kołodko stwierdził, że Jego zdaniem fałszywe byłoby skierowanie transformacji w stronę współczesnego leseferyzmu, który sprzyja bogaceniu się nielicznych kosztem większości. Jedni sobie tego nie uzmysławiają, inni i owszem, tylko tego nie głoszą ze względów ideologicznych, bo nikt nie będzie wspierał takiego systemu. Profesor nie widzi również przyszłości dla prawie dwumiliardowej już, posocjalistycznej, części świata, jeśli to będzie państwowy kapitalizm, który zresztą też ma różne oblicza, inny jest w nieposocjalistycznej Wenezueli, a inny w posocjalistycznej Ukrainie, inny w Rosji, gdzie centralna władza podporządkowała sobie oligarchów, inny na Ukrainie, gdzie z kolei oligarchowie podporządkowali sobie.
    Transformacja cały czas dostarcza bardzo wielu ciekawych pytań teoretycznych, jest o czym dyskutować, pisać artykuły, wydawać książki. Na pewno nie może być dobrej praktyki, skutecznej polityki społeczno-gospodarczej bez poprawnej teorii. Dlatego warto ponosić wysiłek teoretyczny, którego nigdy nie należy lekceważyć. To że praktyka toczy się jak się toczy, nie zawsze jest winą ułomności teorii. Należy szeroko popularyzować słuszną myśl teoretyczną, aby poprzez szeroki dyskurs publiczny, poprzez spory medialne, debaty parlamentarne w jak największym stopniu kształtować politykę gospodarczą. To nie dotyczy tylko Polski i innych krajów posocjalistycznych, to dotyczy również np. Stanów Zjednoczonych.

    (Opracował A. Czyżewski)

  28. (2516.) NEGATIVE EFFECTS OF INEQUALITY ON ECONOMIC GROWTH
    The OECD assessed the effects of inequality on economic growth, finding that it has a statistically significant negative impact. It reckoned, for example, that income inequality knocked ten percentage points off cumulative GDP growth in Mexico between 1990 and 2010, nine points off Britain’s growth and up to seven points off America’s. Redistributive polices do not hinder growth, it argued, as long as they are targeted effectively, specifically at education. (“The Economist”, December 13th, 2014)
    Poland ranked 20th out of 34 member countries in terms of the tax to GDP ratio in 2012 (the latest year for which tax revenue data is available for all OECD countries). In that year Poland had a tax to GDP ratio of 32.1% compared with the OECD average of 33.7%. The OECD’s annual Revenue Statistics report found that the tax burden in Poland increased by 0.3 percentage points from 31.8% to 32.1% in 2012. The corresponding figure for the OECD average was an increase of 0.4 percentage points from 33.3% to 34.7%. Since the year 2000, the tax burden in Poland has declined from 32.7% to 32.1%. Over the same period, the OECD average fell from 34.3% to 33.7%. (OECD, “Revenue Statistics 2014 – Poland”)

    • (2544.) dzień dobry

      Panie Profesorze
      Powszechnie wiadomo że wszechogarniający nas świat ,, korporacyjny” powoduje destrukcję praw socjalnych, praw pracowniczych, etc(….) Czy to jest normalne, że dziś korporacjie (hiper prywatne przedsiębiorstwa na skalę międzynarodową są silniejsze od kilku rządów razem wziętych. Nie wiem ale jak patrzę się na ten pakiet fiskalny to jest dla mnie twór nie z tej ziemi. Totalne ograniczenie suwerenności i określenia przez państwa odrębności interesów politycznych nie tylko na szczeblu międzynarodowym ale przedewszystkim wewnętrznym /dla mnie to jest taka duża korporacjia – następna w kolejności. Każde z państw posiada swój kodeks spółek handlowych i prawo upadłościowe przecież mozna stworzyć instrumenty prawne które umożliwiają zbilansowanie i uniemożliwienie rozszeżania się korporacji na nie zliczoną skalę /ciekawe czy kiedyś świat jak będzie powtórka z rozrywki będzie umiał dłużej ,,utrzymać złoty środek” chociaż i tak spokój był w miarę długo……………….

Leave a Reply to Grzegorz W. Kolodko Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *