Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (2338.) KSIĄŻKA ZNOWU WYPRZEDZIŁA WYDARZENIA?

    O ile wielka machina najemnej, ściągniętej z zagranicy siły roboczej w miarę sprawnie funkcjonuje w bogatych krajach Półwyspu Arabskiego, o tyle obecny stan jest nie do utrzymania na dłuższą metę. To kraje niedemokratyczne, które w ogóle nie są skłonne przyznawać prawa obywatelskie goszczącym u nich nawet przez długie lata pracownikom. To ogromne wyzwanie kulturowe i polityczne, przed którym stoi region bardzo ważny dla całej światowej gospodarki ze względu na skumulowane pod jego piaskami i przybrzeżnymi wodami złoża ropy naftowej i gazu. W niektórych krajach regionu, jak w Kuwejcie czy Emiratach Arabskich, sezonowi pracownicy przebywają od pokolenia – długi więc to „sezon” – i stanowią większość mieszkańców, powinno więc dojść do ich stopniowej asymilacji. Ich struktura jest bardzo zróżnicowana. Podczas gdy wśród kadr wysoko wykwalifikowanych dominują goście z bogatego Zachodu, pośród pracowników o niższych kwalifikacjach – od służby domowej poprzez robotników przemysłowych po sektor budowlany – są głownie przyjezdni z krajów leżących dalej na wschód: z Pakistanu, Bangladeszu, Sri Lanki, Wietnamu. Bywa i tak, że jedni i drudzy są z tego samego kraju, zwłaszcza z Indii.
    Zarazem próbuje się na rożne sposoby skłonić do pracy jak najwięcej własnych obywateli. W Arabii Saudyjskiej prowadzona jest tzw. saudyzacja, która polega na narzucaniu przedsiębiorstwom produkcyjnym i punktom usługowym obowiązkowego limitu zatrudniania rodzimej siły roboczej. Nieważne, czy jest wykwalifikowana i zdyscyplinowana, ale w zależności od branży ma to być a to 30 procent, a to połowa, a to 70 procent pracowników. W Omanie – skądinąd najlepiej rządzonym spośród wszystkich państw arabskich – trwa „omanizacja”. Polega także na administracyjnym nakazie zatrudniania Omańczyków bądź zakazie przyjmowania do pracy cudzoziemców, co na jedno wychodzi. Rozwiązania są tak rożne, że o ile w Rijadzie nie sposób spotkać taksówkarza Saudyjczyka, to w Muskacie wszyscy taksówkarze, na mocy prawa, są Omańczykami.
    Trzeba mieć świadomość, że tak jak kiedyś okazało się, iż nie można zniewolonych Murzynów, siłą ściągniętych do Ameryki, odesłać z powrotem do Afryki, gdy już nie byli niezbędni białym wyzyskiwaczom, tak jak na Fidżi okazało się, że „czasowo” sprowadzeni na plantacje robotnicy z Indii muszą tam pozostać i teraz ich potomkowie są u siebie, stanowiąc około połowy społeczeństwa, tak jak okazało się, że gastarbeiterzy z Turcji postanowili nie wracać do biednej Anatolii i dzisiaj co czterdziesty Niemiec jest tureckiego pochodzenia, tak i podobnie będzie w krajach arabskich opierających funkcjonowanie swych gospodarek na sile roboczej sprowadzanej z zagranicy. Czy dojdzie do tego, że kiedyś sułtanem Omanu zostanie
    Pakistańczyk albo emirem Abu Zabi potomek przybysza z Bangladeszu? Dziś nikt takiej przyszłości nie dałby wiary. Ale poł wieku temu, kiedy to do niektórych miejsc nie wolno było wchodzić „czarnym”, też nikt nie dopuszczał myśli, że Afroamerykanin będzie prezydentem USA.

    Fragment książki „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008), s. 269-270

    A BBC World dziś donosi:
    „Saudi Arabia is rounding up thousands of illegal migrant workers, after an amnesty introducing new employment rules expired. Nearly a million Bangladeshis, Indians, Filipinos, Nepalis, Pakistanis and Yemenis are estimated to have left the country in the last three months. Four million others obtained work permits before Sunday’s deadline. Some 3,000 Indonesian illegal workers in Jeddah are in detention, awaiting deportation, Indonesian officials say. They had gathered under a flyover with all their belongings, giving themselves up to the authorities. An estimated nine million migrant workers in Saudi Arabia – more than half the workforce – fill manual, clerical, and service jobs.
    Saudi Arabia has the Arab world’s largest economy, but the authorities are trying to reduce the 12% unemployment rate among native Saudis. The government is carrying out its threat that if any illegal migrants are left they will be punished by fines, prison or deportation. Companies that break the new rules will also face penalties.
    Human Rights Watch has denounced the country’s labour system as “abusive”. “The kafala, or sponsorship system ties migrant workers’ residency permits to sponsoring employers, whose written consent is required for workers to change employers or leave the country,” it has said.” Employers often abuse this power in violation of Saudi law to confiscate passports, withhold wages and force migrants to work against their will or on exploitative terms.”
    (http://www.bbc.co.uk/news/world-asia-24810033)

  2. (2337.) NIE MA TO JAK BIG BROTHER

    Czy to nie ciekawe, że nasi odważni politycy i walczący o demokrację dziennikarze milczą? Czekają, aż ktoś inny opublikuje dane na temat amerykańskiego szpiegostwa na zielonej wyspie? A może nas nie podsłuchiwali, bo i tak wszyscy o wszystkim bez przerwy mówią i wiadomo, kto kogo nie lubi i co zamierza?…

    Now listen here
    The row intensified over revelations that America’s National Security Agency had spied on leaders of friendly countries. Dianne Feinstein, the chairwoman of the Senate intelligence committee and a staunch defender of America’s surveillance methods, started an investigation. Other claims surfaced that the NSA had obtained phone data in France and Spain with the help of those countries’ intelligence agencies. (http://www.economist.com/news/world-week/21588963-politics-week)

    THE first rule of spying is not to get found out. Stealing a foreign country’s secrets necessarily involves telling lies and breaking their laws. Now America seems to have been caught at two types of spying in Europe, and it looks dreadful. The first charge is that it has tapped the mobile phone of Angela Merkel, Germany’s chancellor—one of up to 35 world leaders it has apparently been bugging. The second is that it hoovers up vast amounts of information about European citizens’ communications: collecting haystacks in case it later needs to look for needles.
    “The Economist”, Nov. 2nd 2013, “Espionage and America. Rules for spies”

  3. (2336.) CZY LUBISZ FOTOGRAFIE?

    A kto nie lubi! Jeśli tak, to zapraszam również do mojej foto galerii (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/galeria.htm) na portalu TIGER-a, Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji (www.tiger.edu.pl), którym kieruję od chwili założenia w 2000 roku w Akademii Leona Koźmińskiego (www.alk.edu.pl). Znajdziesz 615 tam zwięźle opisanych zdjęć, które umieszczone są w siedmiu sekcjach:
    Rodzina http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/rodzina/rodzina.htm (30)
    Nauka (38) http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/nauka/nauka.htm
    Polityka (37) http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/polityka/polityka.htm
    Podróże (151) http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/podroze/podroze.htm
    Natura (46) http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/natura/natura.htm
    Kultura (156) http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/kultura/kultura.htm
    Sport (79) http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/sport/sport.htm

  4. (2335.) BIBLIOGRAFIA TRZECH ŚWIATÓW
    Na pewno już dużo wiesz, bo dużo czytasz. Ale ani chybi chcesz wiedzieć jeszcze więcej, no to tym bardziej warto jeszcze więcej czytać. Dla zainteresowanych światem – jego historią, teraźniejszością i przyszłością – dla tych, których fascynuje kultura, społeczeństwo, gospodarka, środowisko, technologia, polityka, przygotowałem specjalną bibliografię, która towarzyszy moim trzem książkom o świecie. W NAWIGATOR-ze, okresowo aktualizowanym i wzbogacanym, także o nowe tytuły, znajduje się specjalna zakładka http://www.wedrujacyswiat.pl/Bibliografia.php, gzie można znaleźć odniesienia do ponad 500 pozycji dobrej literatury z interesującego nas obszaru. W wielu przypadkach podają linki www, co ułatwia dotarcie do poszczególnych tytułów. Może się przyda w nauce, na studiach, w życiu?

  5. (2334.) TIME FOR A REVOLUTION?

    Middle class is defined by the US Census Bureau and by the Fed as a group with an income from 39 to 118 thousand dollars. In a family of three, the average income fell from 72,956 to 69,487 dollars last decade. Considering the inflation rate, such a 5-percent nominal fall means a drastic decrease in real income. As a result, the middle class share of the population fell from 54 percent in 2001 to 51 percent in 2011, with the share increasing for the upper class and, especially, the lower class. In Detroit (and not only) we can hear that if we don’t put an abrupt end to this process of moving a tiny group of people from the middle to the upper class and quite many to the poor, we’re in for a revolution. This time not an industrial but a social one. A utopia? Not at all; this is a possible though not a very likely future. Still, if things go back to the rut of neoliberalism over there, which its beneficiaries are working very hard to achieve (as they work hard, too), it will become highly probable.

  6. (2333.) WHAT ONE SHOULD READ?
    If you want to understand more what has caused the vast financial and economic crisis of the recent years, then the book „Dollars, Euros, and Crisis: How We Got into the Fiscal Crisis, and How We Get Out of it” (Palgrave Mcmillan, New York 2013, pp. 189) written by Professor Vito Tanzi is the one you should read. The author is indeed very well suited to discuss the issues, since he is not only one of the leading world economists in the subject of public finance, but also a pragmatist and practitioner, since he had been for twenty years the Director of the Fiscal Affairs Department of the International Monetary Fund. By the way, I have had the privilege to work with him there in 1991 and again in 1999. In his newest book he presents a comprehensive and convincing analysis of the causes and mechanisms of the crisis in the Euro zone, and compares it with the US crisis. Palgrave Mcmillan announces the book as follows:

    “The current economic crisis has been assumed to reflect a cyclical problem, and some economists have asked that it be dealt with ‘fiscal stimulus packages’, especially packages associated with public spending. This action is similar to that of giving steroids to a patient who suffers from a serious illness. It might make him or her feel temporarily better, but it actually aggravates the illness.

    Dollars, Euro’s, and Debt suggests that an increase in public spending is the wrong medicine, because it was precisely the increase in public spending that created some of the structural problems that are now confused with, or have led to, the cyclical slowdowns. The book argues that, over the years, and in a growing number of countries, the high and increasing levels of public spending were, first and progressively, being financed by higher tax levels and, subsequently, by increasing borrowing.

    In the early years of the twenty-first century governments started facing strong taxpayers’ resistance to tax increases. Thus, they relied more and more on public borrowing, pushing the public debts to high levels. More recently they started facing stronger resistance by private lenders, that led to the progressive easing of monetary conditions by central banks. The central banks’ actions have made it difficult to separate fiscal from monetary actions and have hidden some of the true deterioration in the fiscal accounts. They have also increased future uncertainty and potential ‘time consistency’ problems. The book evaluates the effects of ‘fiscal stimulus packages’, especially when they start from precarious fiscal conditions, and presents a novel ‘law of public expenditure growth’, and suggests how that law may help in the design of ‘exit strategies’ from the current crisis. It also discusses similarities and differences between the monetary union that the euro and the monetary union that is the dollar.”

  7. (2332.) W PRZEDDZIEŃ FORUM ODPOWIEDZIALNEGO BIZNESU ODPISAŁEM ORGANIZATOROM NA TRZY PYTANIA:

    1. Czy nasze społeczeństwo jest gotowe na przyjęcie produktów (często droższych) wytworzonych w sposób zrównoważony?

    Niestety, wciąż jeszcze nie w wystarczającym stopniu. To bowiem wymaga nie tylko wysokiego stopnia świadomości i dojrzałości społecznej, przejawiającej się m. in. troską o losy następnych pokoleń, lecz także dostatecznie wysokiego poziomu rozwoju. Zważywszy na marne tempo wzrostu gospodarczego podczas minionych kilku lat, większość społeczeństwa nadal preferuje poprawę materialnych warunków życia bez oglądania się na społeczne i środowiskowe koszty tej poprawy i nie troszczy się odpowiednio o zrównoważony rozwój.

    2. Czy CSR (społeczna odpowiedzialność biznesu) jest słusznie postrzegana przez wielu konsumentów jako „chwyt marketingowy”?

    Obawiam się, że słusznie. Rozmaite formy przejawiania tzw. CSR to właśnie nic innego jak „chwyt marketingowy”. Etyka biznesu jest niezwykle ważna, jednakże samo wołanie o moralność na tym polu absolutnie nie wystarcza, podobnie jak parę tysięcy lat nawoływania do przestrzegania dekalogu bynajmniej nie wyzwoliło ludzi z grzeszenia. Konieczna jest aktywna polityka państwa, zwłaszcza tworzenie stosownych instytucji (w znaczeniu behawioralnym, a więc zasad i reguł rynkowej gry ekonomicznej). Bez tego „społeczna odpowiedzialność biznesu” pozostawać będzie blichtrem, a nie dominującym zachowaniem goniących za zyskiem firm, właścicieli, inwestorów, menadżerów.

    3. Jak zachęciłby Pan Polskich przedsiębiorców, by wdrożyli działania CSR w swoją strategię?

    Zachęcać warto, ale przede wszystkim odpowiednią regulacją, czyli właściwymi instytucjami trzeba ich do tego skłaniać, jeśli nie wręcz zmuszać. Dlatego też nie od dziś twierdzę, że najpotężniejszą organizacją regulującą stosunki gospodarcze w Polsce powinien być UOKiK, Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów.

    (http://fob2013.odpowiedzialnybiznes.pl/pl/o-konferencji.html)

  8. (2331.) NOBLISTA PHELPS W WYWIADZIE DLA MAGAZYNU „FORBES”
    Kilka lat temu zgodził się Pan z prof. Grzegorzem Kołodką, że neoliberalizm odszedł do historii i nie będzie ideologią motywującą politykę. W nowej książce zwraca się Pan raczej przeciw socjalizmowi i korporacjonizmowi.

    To, że nienawidzę socjalizmu i korporacjonizmu, nie świadczy, że jestem neoliberałem. Sądzę, że rządy mają wciąż wielkie pole do użytecznego działania. Neolibe¬ralizm nie wiedział, gdzie zatrzymać się w redukowaniu roli rządów. Ja w każdym razie w redukcji roli rządu zatrzymuję się w innym punkcie niż neoliberałowie. Oni uważają zawsze wydatki rządowe za zbyt wielkie, a ja mówię, że jedne wydatki są niepotrzebne, a inne efektywne. Rządy powinny służyć słusznym ideom, a nie grupom nacisku. Choć zawsze, jeżeli chodzi o efektywność, jest przestrzeń do optymalizacji funkcjonowania fir¬my, instytutu badawczego, instytucji, a tak¬że rządu i państwa.

    (fragment wywiadu udzielonego red. Grzegorzowi Cydejko http://www.forbes.pl/edmund-phelps-kiedy-ludzie-sa-szczesliwi,artykuly,165051,1,4.html)

  9. (2330.) PRZERAŻENI LIBERTARIANIE, WYSTRASZENI NEOLIBERAŁOWIE

    Internauta Szymon Sypniewicz (vide komentarz na http://www.facebook.com/kolodko) jest przerażony. “…jako libertarianin jestem przerażony Pana książkami! Doprawdy, nie wiem co by się stało, gdyby ktoś je kupił i przeczytał”. Otóż przejrzeliby na oczy i dużo by zrozumieli. Nie dziwię się wszak, że panikują, bo lektura tych książek zaiste działa na nich jak święcona woda na diabła :) Niektórzy mogą jak ten struś chować głowę w piasek i nie czytać, bo to zwalnia z myślenia i dalej można sobie tkwić w błędzie.
    Tymczasem moje trzy książki o świecie po polsku przeczytało już sto kilkadziesiąt tysięcy osób, a na świecie pewnie jeszcze więcej, gdyż sam “Wędrujący świat” ukazał się dotychczas w dziesięciu innych językach.
    Blady strach pada na neoliberałów, libertarian, anarchokapitalistów? Nic dziwnego, no bo jakże miałoby być inaczej, skoro tak wielce się mylą. Uginają się pod siłą racjonalnych, trudnych do zbicia argumentów? To dobrze, bo rzecz w tym, aby górę brał rozsądek ekonomiczny i postęp społeczny, a nie irracjonalność i konserwatyzm. Boją się prawdy, bo z kart moich książek kole ich w oczy? Cóż, boi się ten, kto ma czego się bać,. Prawdziwa cnota krytyk się nie boi, ale neoliberalizm z właściwym mu cynizmem i libertarianizm z właściwą mu naiwnością z cnotą i prawdą niewiele przecież mają wspólnego.
    Uczestniczy w dyskusji toczącej się na te stronie niejedna osoba, która przejrzała na oczy właśnie po lekturze moich trzech światów i uratowała się, wychodząc z manowców a to neoliberalnych, a to libertariańskich. Może się odezwą i powiedzą tym przerażonym, że zamiast się bać, lepiej zmądrzeć :)

  10. (2326.) W sumie to napiszę tak
    Zgodnie z teorią A. Einstein który jest królem królów wśród naukowców wszystko jest względne umiejętności, wiedza etc… wszystko!
    Czyli natura i otaczająca nas rzeczywistość wymaga od nas samych przeciwieństwa –żelaznej zasady!
    Pogląd na rzeczywistość nie może zależeć od pozycji siedzenia.
    Zależy od cech charakteru i predyspozycji.
    Abstrahując od ekonomi i polityki mając na uwadze demografię a w konsekwencji oddziaływanie tego czynnika na zjawiska społeczno- gospodarcze należy się zgodzić z profesorem Kołodką, że należy podzielić się pracą – rozwiązanie jest bardzo proste i perspektywiczne zarówno dla organów samorządowych jak i prywatnych przedsiębiorców, którzy nie chcą tego przeprowadzić sami zapędzając się w kozi róg.
    I tu nie ma co dywagować i bawić się w naukowe pojęcia proste ale konkretne rozwiązania są najlepsze.
    Z poważaniem :)

  11. (2325.) Ukazało się specjalnie wydanie trzech książek moich książek o świecie Wydawnictwo Prószyński i S-ka anonsuje je tak:
    Ekskluzywna, limitowana edycja bestsellerowej trylogii prof. Grzegorza W. Kołodko z unikatowym dodatkiem w postaci płyty DVD.
    „Wędrujący świat”, „Świat na wyciągnięcie myśli” oraz „Dokąd zmierza świat” to głębokie, zadziwiające erudycją, a jednocześnie barwne, wciągające i pełne pasji książki, wyjaśniające meandry współczesnej ekonomii w sposób prosty i zrozumiały. Napisane z rozmachem i noszące znamiona nie tylko naukowego, ale przede wszystkim literackiego talentu, zabierają czytelnika w fascynującą podróż, tłumacząc procesy i zjawiska, które kształtują naszą rzeczywistość.
    (http://www.proszynski.pl/Wedrujacy_swiat__Swiat_na_wyciagniecie_mysli__Dokad_zmierza_swiat__Edycja_limitowana-p-32402-.html)

  12. (2324.) Ukazało się w Londynie nowe wydanie książki Johna McMurtiego pt. “Nowotworowe stadium kapitalizmu”. Oto wnikliwa recenzja tego dzieła. http://www.globalresearch.ca/understanding-the-cancer-stage-of-capitalism/5349620 Czy Pan zaleca do przeczytania i jaka ona ma wartość w poznaniu dzisiejszych problemów świata.
    W niedawnym wywiadzie na temat OFE Pani Profesor Oręziak operuje pojęciem neokolonializmu w Polsce. Czy Pan ma podobną ocenę.

  13. (2323.) NIE MA JUŻ KOMU PRZYZNAWAĆ NOBLA Z EKONOMII?

    Kolejny już raz widać, że skrajne “zamerykanizowanie” nagrody Nobla z ekonomii prowadzi do tego, że przyznaje się to wyróżnienie za mało istotne osiągnięcia, za rezultaty badań prowadzonych niejako na drugim planie. Widać i to, że zamiast doceniać przełomowe osiągnięcie w sferze teorii, komitet przyznający nagrodę woli obdarzać nią mniej istotne – czy wręcz nieistotne – studia. Tym razem za “empirical analysis of asset prices”. Nie za teorię, lecz za „empiryczną analizę cen”…
    To asekuracyjna postawa, gdyż decydenci wolą się nie opowiadać za autorami poważnych, znaczących prac, wnoszących nowy powiew do kostniejącej ekonomii, dla nich wciąż kontrowersyjne, budzące emocje i medialne czasami zbyt gorliwe reakcje.
    Wybitnych uczonych zasługujących na Nobla w dziedzinie ekonomii nie brakuje. Także w USA, jak chociażby Dani Rodrik albo Nouriel Roubini, czy też gdzie indziej, jak Janos Kornai, który powinien być nagrodzony już dawno temu, czy Yifu Lin, kóry być może kiedyś doczeka się nagrody. To jednak wymaga wyjścia z amerykańskiej ekonomicznej enklawy. Po raz kolejny prestiż Nobla maleje…

    “The 2013 Nobel Prize in economics has been awarded to Eugene Fama, Lars Peter Hansen and Robert Shiller. It was awarded for their “empirical analysis of asset prices”, according to the awarding committee.” (http://www.bbc.co.uk/news/world-middle-east-24517595)

    • (2348.) Panie Profesorze, a czy “praca” tych Noblistów jest gdzieś dostępna w sieci, aby móc się zapoznać z tą empiryczną analizą cen? Szukam, szukam i nie potrafię niestety znaleźć…

  14. (2320.) Trzeba uważać. Ale nade wszystko trzeba wiedzieć. I dlatego potrzebna jest dobra ekonomia. Ekonomia uczciwa.
    A co to jest ekonomia uczciwa? Czy ekonomia – nauka przecież! – może być nieuczciwa? Otóż tak długo jak długo jest nauką, ekonomia, ze swej istoty polegającej na wyjaśnianiu obiektywnych prawidłowości rządzących społecznymi procesami gospodarowania, jest uczciwa. Szkopuł w tym, że nader często ekonomia nauką nie jest. Staje się ideologią, uwikłaną w polityczne emocje i doktrynerstwo. Bywa instrumentem walki politycznej o władzę i manipulacji ludźmi w trosce o czyjąś prywatę. Jest – ostatnio jakby częściej niż rzadziej – narzędziem skłaniania ludzi do działań koniec końców nieracjonalnych, a więc, paradoksalnie, jakby swoim własnym zaprzeczeniem. Jest modą, dającą się ponosić falom popularnych doktryn i lansowanych, niebezinteresownie przecież, pseudonaukowych poglądów. Jakże często myśl ekonomiczna płynie po falach mody, nośnych w danym czasie „szkół” albo po prostu dogmatów. Iluż ekonomistów, miast wiedzieć, wierzy w to, co głosi. Uczciwa ekonomia to nie sprawa wiary, lecz wiedzy.

    „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości”, s. 25-26 (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008)

    • (2321.) Fajnie się czyta Państwa wpisy są niekiedy emocjonujące. Ważne jest OFE,Budżet,kursy walut itp.
      Ale ja będąc prostym człowiekiem (tylko matura) znając się na wielkiej ekonomii niewiele – zadaję pytanie czy? w chwili kiedy wartość walut oderwała się od kursu złota nie jest okresem kiedy idziemy wielkimi krokami do jeszcze większego bum!!!!!!!!!!
      Jaka ekonomia wytrzyma drukowanie milinów “dolców”bez pokrycia jak robi to usa.
      Jeśli mam rację to może ktoś mądry poda przybliżony termin tego bum ! lub napisze ,że kompletnie nie mam racji i mam dać sobie z tym spokój bo to nie na moją głowę.
      Pozdrawiam Wszystkich
      Mis

    • (2328.) a napiszę jeszcze, że ja Pana cenię za to że z samego dołu wyszybował Pan na samą górę – uczciwą pracą /nie tak jak reszta bo to nie jest sztuka zacząć wysoko i iść na szczyt/ Pan ma świadomość wiekszą niż reszta
      z poważaniem

  15. (2319.) Cieszę się, że Pan Profesor w swoim komentarzu (81) zacytował kilka zdań felietonu Profesora Bronisława Łagowskiego. Być może skłoni to czytelników komentarzy zarówno niniejszego bloga, jaki strony FB Pana profesora- do przeczytania w całości wspomnianego felietonu i refleksji nad zawartą tam treścią. Zresztą ten numer 40 (718) “PRZEGLĄDU” zawiera więcej artykułów godnych polecenia jak chociażby Pawła Dybicza:”Czy “Solidarność” oszukała Polaków?” (str. 42-44), czy też Małgorzaty Żuber-Zielicz: “Maturalne grupy interesów”..

    Wracając do tematu OFE – właśnie na łamach “Przeglądu” – dużo wcześniej wielokrotnie opisywano patologię tego systemu emerytalnegoi oraz kto i dlaczego za nim lobbował. Kto jest zainteresowany tą tematyką powinien sięgnąć do archiwalnych numerów wspomnianego Tygodnika.

  16. (2318.) na jakie podstawie Pan Profesor uważa (napisał Pan tak w książce ,,Dokąd zmierza świat-ekonomia polityczna przyszłości”), że choć PKB państw należących do NAFTA jest wyższy niż PKB należących do UE, a na dodatek NAFTA rozwija się aktualnie szybciej niż UE, to niedługo się to zmieni i już w bieżącej dekadzie, udział produkcji UE w produkcji globalnej będzie wyższy niż w przypadku NAFTA? Biorąc pod uwagę np. bardzo wysoki kurs euro wobec dolara, zupełnie odmienną politykę banków centralnych, fakt gwałtownego zwiększenia wydobycia ropy i gazu w USA, wydaje się to nieprawdopodobne…

  17. (2317.) Jeden z internautów, nawiązując do komentarza innego, napisał na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko: “”jesteśmy przez rząd okradani”. Zastanawiajace skad ten skrot myslowy sie wzial i dlaczego ta bezrefleksyjna opinia tak powszechnie obowiazuje?”
    Jak to skąd? Przecież to ogłupiające jakże wielu neoliberalna mantra, powtarzana jakże agresywnie ostatnio przy pomocy a to bezmyślnych, a to interesownych, a to manipulatorskich mediów. Profesor Łagowski pisze o L. Balcerowiczu w bieżącym numerze “Przeglądu” (s.14 ): “Zarzucano mu doktrynerstwo i fanatyzm neoliberalny… Uczciwości w dyskusji i nazywania rzeczy właściwymi słowami domaga się od innych bardzo głośno, ale sam się do tego nie stosuje. Rządowi zarzuca – czyni to w niezliczonych wywiadach i artykułach – “wywłaszczanie ludzi z ich oszczędności emerytalnych oraz kłamliwą propagandę”…Jak wszyscy obrońcy OFE określa dążenia rządu słowem “skok”, wziętym ze slangu przestępców kryminalnych: “zamach na OFE to skok na nasze prywatne pieniądze”, “skok na oszczędności emerytalne” i tak w nieskończoność, a za nim powtarzają to dziennikarze. (A może on za nimi powtarza).”
    No właśnie; kto za kim powtarza, także w internecie, na blogach i forach, ten neoliberalny bełkot?… W jakim stopniu bierze się on z ekonomicznej ignorancji, a w jakiej mierze jest instrumentem aroganckiego lobbyingu na rzecz grup interesu korzystających na ułomnościach tzw. OFE. Piszę tzw., bo cóż to za „otwarte” fundusze, skoro ludzi w nich zamknięto?

    • (2322.) .jesteśmy przez rząd okradani.. – to wcale nie bezrefleksyjna opinia, bardziej skrót myślowy jeśli już, bo cóż może pomyśleć obywatel postawiony przed faktem konieczności wyboru między ZUS albo/lub OFE -swego czasu, kiedy potrzeba oszczędzania na emeryturę, dywersyfikacji swoich oszczędności, a także słuszna skądinąd ‘moda’ na wolność wyboru (zwłaszcza po 89r w Polsce) są wystarczającym uzasadnieniem przekazywania prywatnych pieniędzy do prywatnych funduszy z przekonaniem że te prywatne fundusze będą za odp opłatą pomnażać lokowane tam pieniadze – dziś dowiaduje się, że rząd zmienia reguły tej zawartej kiedyś umowy społecznej i nacjonalizuje te ‘prywatne pieniądze w ‘prywatnych funduszach bez jego zgody? I nie chodzi tu o jakieś szczególne upodobanie obywatela do neoliberalnego myślenia, które to Pan Profesor z właściwą sobie sprawnością rozpoznać potrafi, ale o troskę obywatela o swoje skromne fundusze, zabezpieczenie na starość, o które w swej prostocie sam przede wszystkim chciałby zadbać. Być może ZUS i rząd potrafią to lepiej ale czyż nie należałoby dokonać tej zmiany inaczej?Czyż nie taka jest nasza postsolidarnościowa świadomość Panie Profesorze? pozdr

  18. (2316.) Co z tym OFE?

    Poniżej mój komentarz umieszczony na http://www.facebook.com/kolodko

    @Albert Rokicki, Thomas Kuczwalski, Patryk Kisling, Kamil Rakocy
    1. Absurdem nie są obecne kontrowersyjne, to prawda – propozycje rządu, ale jest nim nieustanne zadłużanie się po to, aby transferować środki do prywatnych funduszy, które kupują ten dług.
    2. Gdy kreśliłem w “Strategii dla Polski” – a to już prawie 20 lat temu – kierunki reformy systemu zabezpieczenia emerytalnego, wychodziliśmy z założenia, że:
    a) uda się zrównoważyć budżet (licząc bez kosztów reformy emerytalnej);
    b) nowe fundusze emerytalne zostaną zasadniczo dokapitalizowane aktywami państwowymi oczekującymi na prywatyzację.
    Żadnego z tych warunków rząd AWS-UW nie spełnił, skazując gospodarkę na strukturalny kryzys finansów publicznych.
    3. Przynależność do OFE powinna być dobrowolna; to nie są fundusze “otwarte”, skoro ludzie są w nich “zamknięci”.
    4. Nigdy nie należało ustalać tak irracjonalnie wysokich marż dla firm zarządzających, jak to uczyniono w końcu lat 1990.
    5. Należy wprowadzić swobodę wyboru przynależności do OFE lub ZUS. Nie na proponowanej przez rząd zasadzie, że jak się ktoś nie zgłosi, to automatycznie zostanie przeniesiony do ZUS, lecz na zasadzie konieczności dokonania świadomego wyboru.
    6. Świadomy wybór wymaga rzetelnego poinformowania wszystkich zainteresowanych, czego ten wybór w istocie dotyczy. Szansy na być może nieco większą emeryturę, ale za cenę ryzyka być może nieco mniejszej niż pewność emerytury według określonych, ustawowych zasad. Jedni wolę ryzykować – i wyjść na tym lepiej lub gorzej – inni wolę spokój, stabilne oczekiwania, gwarancje.
    7. Wynagrodzenie firm zarządzających musi być wyraźnie skorelowane z długookresowymi wynikami; podkreślam: długookresowymi wynikami finansowymi.
    8. Zdecydowanie należy sprzyjać rozwijaniu III filaru – dobrowolnych, prywatnych oszczędności. To wciąż zaniedbany odcinek niezbędnych zmian.
    Pewne z tych zmian można i należało wprowadzić już wcześniej, gdy na jaw wychodziło ewidentne „przestrzelenie” OFE. Polski nie stać na równoczesne finansowanie systemy repartycyjnego (pay-as-you-go) i kapitałowego, skoro nie skorzystano z pomysłu dokapitalizowania filaru kapitałowego zasobami prywatyzacyjnymi; teraz są one już istotnie mniejsze.
    Wprowadzenie zasady dobrowolności przynależności do OFE (a więc uczynienie z nich faktycznie ‘otwartych’ organizacji), co rozważałem będąc w rządzie na przełomie lat 2002/3, nie powiodło się, gdyż był przeciwko temu zasadniczo ówczesny minister pracy (i jeden z projektantów reformy). Wtedy zresztą musiałem koncentrować się na wyprowadzeniu gospodarki ze stagnacji, do której doprowadziły rządy neoliberalno-populistyczne AWS-UW, czyli poprzedników Platformy Obywatelskiej, oraz na korzystnym finalizowaniu negocjacji w sprawie akcesji Polski do Unii Europejskiej.
    Cały czas trzeba pamiętać, że reforma systemu emerytalnego ma służyć przede wszystkim emerytom, a przy okazji nie dewastować finansów publicznych. Natomiast rynki kapitałowe mają tu być traktowane instrumentalnie, a nie odwrotnie! Trzon kapitałowy systemu emerytalnego tworzy się nie po to, aby satysfakcjonować rynki i elity ich beneficjentów, lecz rzesze emerytów. Dlatego też potrzebna jest głęboka korekta, zwłaszcza w odniesieniu do OFE, ale nie tylko. Aktualne są postulaty co do zmian strukturalnych w różnych segmentach ZUS-u i zwłaszcza KRUS-u oraz uprzywilejowanych emeryturach państwowych i mundurowych.
    Radzę do tej tak ważnej sprawy podchodzić racjonalnie, pragmatycznie, spokojnie, a nade wszystko strategicznie. Sytuacja jest skomplikowana, ale problemy są do rozwiązania, a sprzeczności interesów do przezwyciężenia. Najgorszym doradcom może być teraz emocja i zacietrzewienie doktrynalne. Niestety, tych ostatnich symptomów w toczących się dyskusjach nie brakuje…
    Mam nadzieję, że po tej odpowiedzi Pan Rokicki nie zmieni swego zdania: „dotychczas uważałem Pana za największy autorytet wśród ekonomistów w tym kraju ”, natomiast zmieni je nieco odnośnie do meritum. Bo rację ma na przykład Pan Kuczwalski, który poniżej komentarza Pana Rokickiego napisał: „Thomas Kuczwalski Skad u ludzi narodzila sie idea, ze zmiana zapisu srodkow z OFE do ZUS to “nacjonalizacja”. To chyba wynik propagandy prania mozgow, ze panstwowe jest zawsze gorsze niz prywatne i tego, ze jak juz wszystko bedzie prywatne to zapanuje powszechny raj na Ziemi.” Natomiast nie skorzystam z rady Patryka Kislinga: „Panie Profesorze, ja popieram. Niech Pan nie wyprowadza kolegi z błędu.” Będę. A przynajmniej będę próbował, bo – jak to powtórzyłem również w dzisiejszej audycji telewizyjnej (http://www.tvn24.pl/jeden-na-jeden,44,m/kolodko-chwali-rzad-atakuje-balcerowicza-bledy-ktore-sa-w-systemie-ofe-sa-jego-autorstwa,359077.html) – nie wystarczy mieć rację, trzeba mieć jeszcze większość.

    • (2329.) and ja się nie zgadzam z punktem 5-tym Pana wypowiedzi
      nie ma takiego wyboru między ZUS i OFE /to jest totalna ułuda-
      co Pan powie ojcom i dziadkom którzy kiedyś płacili składki /
      takiego wyboru nie ma i nigdy być nie powinno
      to jest proste……. dopuki istnieje państwo jego zobowiązanie powinno być nie podważalne
      /bez uściślenia/
      z poważaniem

  19. (2315.) Koniec „zielonej wyspy”,
    czyli jak długo potrwa jeszcze w Polsce spowolnienie gospodarcze?

    W końcu nawet rząd przyznał, ze Polska to już nie zielona wyspa… I nie dlatego, że nastała jesień, lecz ze względu na załamanie się budżetu państwa i konieczność jego głębokiego nowelizacji w trakcie roku. Ta faza kryzysu nieuchronnie musiała nadejść ze względu na słabnącą od kilku lat dynamikę gospodarczą. Było to w większym stopniu skutkiem wewnętrznej polityki gospodarczej – tak rządu, jak i banku centralnego – niż zewnętrznych uwarunkowań związanych ze światowym kryzysem.

    Światowa produkcja sukcesywnie rośnie od 2010 roku. Jednakże mimo to kryzys trwa, przy czym przejawia się w pięciu sferach:
    – finansowej;
    – gospodarki realnej;
    – społecznej;
    – politycznej;
    – kulturowo-ideowej.

    Kryzys nie ominął również Polski. Udało się uniknąć recesji, ale nie kryzysu. W polskich warunkach przejawia się on w czterech sferach, które od razu wskazują, na czym skupić muszą się reformy strukturalne i polityka rozwojowa w następnych latach:
    1. Z punktu widzenie przedsiębiorców kryzys polega przede wszystkim na niepełnym wykorzystaniu istniejących mocy wytwórczych, co zniechęca do inwestycji, redukując skalę ewentualnego przyspieszenia tempa wzrostu produkcji w następnych latach.
    2. Z punktu widzenia gospodarstw domowych najbardziej dokuczliwe jest strukturalne bezrobocie utrzymujące się na poziomie ponad 13 procent, i to pomimo masowej skali emigracji, zwłaszcza ludzi młodych, wykształconych i przedsiębiorczych. Bez odczuwalnego przyspieszenia tempa wzrostu nie uda się odwrócić tych tendencji, które mają silne negatywne implikacje długookresowe.
    3. Z punktu widzenia państwa po raz trzeci w okresie transformacji polityka gospodarcza doprowadziła do głębokiej zapaści w systemie finansów publicznych i do deficytu budżetowego, z którego narastaniem rząd zdecydował się walczyć metodami niekonwencjonalnymi, między innym poprzez korzystne dla budżetu zmiany w sektorze OFE.
    4. Z punktu widzenie społeczno-politycznego kryzys przejawia się w społecznej apatii, spadku wzajemnego zaufania obywateli i państwa, erozji kapitału społecznego, co także ma zwrotnie ujemny wpływ na przyszły rozwój.

    Polska gospodarka funkcjonuje w określonym otoczeniu europejskim oraz globalnym. To stwarza zarówno dodatkowe szanse, jak i zagrożenia. Sposób na odwrócenie tendencji do spowolnienia gospodarczego i poprawy koniunktury musi te uwarunkowania odpowiednio uwzględniać. W szczególności chodzi o politykę wspierania przedsiębiorczości i poprawy międzynarodowej konkurencyjności. Bez poprawy na tych obszarach nie będzie przyspieszenia gospodarczego, nawet w przypadku radyklanej zmiany na lepsze w sferze polityki makroekonomiczne.

    Polska na potencjał na średni roczny wzrost PKB o co najmniej 4 procent w perspektywie kilkunastoletniej. Zważywszy na stagnację demograficzną, oznacza to możliwość osiągnięcia w roku 2025 dochodu na głowę nawet o 2/3 wyższego niż obecnie, a więc około 30 tysięcy dolarów, licząc parytetem siły nabywczej. Niestety, na najbliższe lata rząd zakłada powolny wzrost: około 1,2 procent w roku 2013, zaledwie 2,5 procent w roku 2014 i też niewiele, bo tylko 3,8 procent w 2015 roku. To oznacza, że Polska będzie nadal się cofać, gdyż w tym okresie tempo wzrostu światowego produktu brutto przekraczać będzie średnio rocznie 3 procent.

    Odczuwalne przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego – do 3-4 procent już w roku 2014 oraz 4-5 w latach następnych – wymaga kompleksowego programu reform strukturalnych, zmian instytucjonalnych i odpowiednich posunięć polityki gospodarczej, a także dalszej poprawy zarządzania mikroekonomicznego. Zarys pożądanych kierunków działań przedstawiłem w przygotowanej dla Prezydenta RP „Strategii dla Polski 2013-2025” (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/artykuly/RZECZPOSPOLITA-Strategia-dla-Polski.pdf).

  20. (2313.) Najciekawszy blog tematyczny jaki obecnie zobaczyłem.Wszystko opisane
    skrzętnie i warto tutaj wrócić. Będe rekomendował
    wszystkim.

  21. (2311.) POLSKA AKADEMIA NAUK POLECA LEKTURĘ

    „Książka Prof. Grzegorza W. Kołodko „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” powinna być obowiązkową lekturą w kręgach podejmujących decyzje o przyszłości świata i powinna być również obowiązkową lekturą w szkołach średnich i na wyższych uczelniach.”
    (S p r a w o z d a n i e z posiedzenia Komitetu Nauk Ekonomicznych PAN w dniu 11 czerwca 2013 r. przyjęte na posiedzeniu 19 września 2013 r.)

    Cieszy taka sugestia, ale może wystarczy zalecić lekturę? Rozumiem, że w opinii KNE PAN chodzi nie dosłownie o „obowiązkową lekturę”, lecz o podkreślenie faktu jej przydatności w otwieraniu oczy na fundamentalne problemy świata i jego przyszłości, a kogo jak kogo, ale młode pokolenia powinno to zainteresować szczególnie. Niedługo będę w jednym z warszawskich liceów, więc zobaczę z bliska, co się tam czyta… Mam nadzieję, że w bibliotece jest „Dokąd zmierza świat…” i uczniowie też do książki (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008) sięgają.

  22. (2310.) Utrzymywanie nadmiernych rezerw walutowych – a w Polsce są one ewidentnie zbyt duże – jest wielce kosztowne. Prowadzenie takiej polityki jak dotychczas kojarzy się z sytuacją, kiedy to mąż co miesiąc odkłada w banku 100 złotych „na wszelki wypadek”, a żona z tegoż banku pożycza, w istocie swoje, 50 złotych „na życie”. Rzecz w tym, że mąż lokuje, dajmy na to, na 2 proc., a żona pożycza na 6 proc. Niewiele się wysilając i prawie nic nie ryzykując bank zarabia 4 proc., czyli 4 złote. Od 100 złotych, ale tu chodzi nie o 100 złotych, lecz o ponad 100 miliardów dolarów, bo nasze rezerwy oscylują wokół równowartości 110 miliardów dolarów (równowartości, bo przetrzymywane są w koszyku kilku walut).
    Rozwiązanie, które proponuję – nie od dziś – nie polega na wydaniu środków z rezerw walutowych na różne “słuszne” cele ani też na ich inwestowaniu, oczywiście w “lepszą” przyszłość, lecz na przeznaczeniu ich części, około połowy, na spłatę części zagranicznego długu publicznego. Gdyby użyć w tym celu połowy obecnych rezerw, dług publiczny spadłby o około 10 punktów – z 55 do 45 procent PKB.
    Natychmiast też stosownie obniżają się budżetowe (a więc podatkowe) koszty obsługi długu, o jakieś 10 miliardów złotych, czyli 0,6-0,7 proc. PKB (albo o równowartość około 1-1,5 punktu procentowego VAT).
    Korzyść dla nas wszystkich, w skali makro, jest oczywista. Nie tylko ciążyłby na nas dług mniejszy o jedną piątą – a to na pewno uspokaja i poprawia samopoczucie, a więc i perspektywy rozwojowe – ale można by zaoszczędzone 10 miliardów złotych przeznaczyć albo na zmniejszenie podatków, albo na zwiększenie wydatków, albo na zmniejszenie deficytu budżetowego; albo na wszystkie te cele po trochu. Najlepiej wszak na zmniejszenie deficytu.
    Jeśli zyskuje polskie państwo i społeczeństwo – albo, jak wolą inni, podatnik – to kto traci? Otóż tracą ci, który przy okazji zostaliby pozbawieni przychodów z tytułu różnicy stóp procentowych płaconych od lokat przedmiotowej części polskich rezerw (bardzo niskie, bo z reguły są to bezpieczne, krótkoterminowe papiery) i płaconych przez Polskę od zaciąganego długu zagranicznego.
    Przyjmując, że starczyłyby rezerwy w wysokości połowy ich obecnego poziomu, a więc około 55 miliardów dolarów – a z pewnością takie są bezpieczne – rok rocznie kosztuje to nas wszystkich, wszystkich, bo niektórzy na tym naszym kosztem zarabiają, nawet krocie, ponad dwa miliardy euro albo około 3 miliardów dolarów.

  23. (2309.) REZERWY WALUTOWE POLSKI WYNOSZĄ OKOŁO 110 MILIARDÓW DOLARÓW. KTO NA TYM ZARABIA? ILE NAS TO KOSZTUJE? CO Z TYM ZROBIĆ?

    Jeśli bank centralny utrzymuje stopy procentowe na relatywnie wyższym poziomie niż w innych państwach o podobnej inflacji, to taką polityką pieniężną przyciąga zagraniczny kapitał spekulacyjny, zachęcając go perspektywą łatwego i szybkiego zysku. Zagraniczni inwestorzy, aby nabyć papiery dłużne danego kraju, kupują wpierw jego walutę. Skoro popyt na nią rośnie, rośnie też ich cena. Jest nią kurs walutowy, który idzie w górę. Pieniądz się wzmacnia, choć gospodarka może słabnąć. Do obiegu weszły zagranicznego środki płatnicze, które teraz skupowane są przez bank centralny i osiadają w administrowanych przezeń rezerwach. Budżet ma doraźnie więcej środków na wydatki, a zagraniczni inwestorzy papiery dające im dochód. Odsetki dla nich są procentami wypłacanymi przez budżet na koszt podatnika. Tak oto rząd (i społeczeństwo) mają większy dług, a bank centralny większe rezerwy.
    Dodajmy od razu, że rezerwy walutowe – uzasadnione czy nie – jednych krajów są wyjątkowo łatwym źródłem dużych dochodów banków i funduszy inwestycyjnych w innych krajach oraz służą finansowaniu deficytów budżetowych państw bogatych. Rezerwy takie przetrzymuje się nie w gotówce w podziemiach banków centralnych (abstrahując od rezerw złota, które w dzisiejszej dobie odgrywają znikomą rolę), lecz w niskooprocentowanych, ale pewnych, bezpiecznych obligacjach innych krajów (na przykład w papierach amerykańskich, niemieckich czy japońskich) lub w postaci depozytów w renomowanych zachodnich bankach.
    Nie jest niczym niecodziennym, że ten sam bank – dokładnie ten sam – jedną ręką bierze pod swoją pieczę rezerwy jakiegoś państwa, powiedzmy w wysokości miliarda dolarów, wypłacając od niego odsetki w wysokości 3 procent rocznie, a drugą kupuje jego obligacje, od których to państwo jemu z kolei płaci 5 procent rocznie. Tak, ten bank kupuje te obligacje za te rezerwy. Tak, on na tym zarabia bez większego wysiłku 20 milionów dolarów na czysto. Tak, tyle kosztuje to obywateli tego państwa w postaci ściągniętych z nich podatków. Gdy rezerwy i dług wynoszą po 50 miliardów dolarów, to choć finansiści powiadają, że zadłużenie netto jest zerowe, zyski pośredników finansowych za granicą (a także kompensaty ich miejscowych rzeczników) zerowe bynajmniej nie są. Wynoszą miliard dolarów. I o tyleż więcej (w walucie krajowej) wynoszą podatki.
    To z tych przede wszystkim względów zarządzające rezerwami walutowymi banki centralne robią to w owianej nimbem tajemniczości ceremonii, podczas gdy rządy ślęczą nad sterowaniem przepływami strumieni budżetowych przy otwartych drzwiach, pod krytycznym publicznym ostrzałem i pod kontrolą demokratycznie wybranych parlamentów. W zabiegach międzynarodowej finansjery i ich medialnych rzeczników o tzw. niezależność banków centralnych ten czynnik ma niemniejsze znaczenie niż racjonalne argumenty o ich niskiej podatności na presje polityczne w kierunku emisji zbyt dużej ilości pieniądza, co podsyca inflację.
    Współcześnie banki centralne popełniają dużo więcej błędów w odniesieniu do zarządzania będącymi w ich dyspozycji rezerwami walutowymi niż w odniesieniu do będącej w ich jedynej gestii podaży pieniądza. To wyjaśnia, dlaczego tak wiele jest zgiełku wokół mało istotnych spraw, łącznie z manipulacjami przy zmianie stóp procentowych o frakcję procenta, czego lekceważyć nie można, ale i przeceniać nie należy. On zagłusza skąpe wołania o racjonalizację polityki rezerw walutowych i podporządkowanie jej interesowi publicznemu oraz sprawie rozwoju społeczno-gospodarczego. Instytucjonalne rozwiązania w odniesieniu do państwowych rezerw walutowych wymagają fundamentalnego zreformowania.

    Fragment książki „Wędrujący świat”, s. 187-188 (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,40999)

    CO ZROBIĆ?
    Znaczącą część rezerw – nawet połowę – przeznaczyć na spłatę części polskiego zadłużenia zagranicznego. Wówczas odczuwalnie spadnie tak ogólny ciężar dotkliwego długu publicznego, jak i bieżące koszty obsługi. No i, oczywiście, łatwe dochody niektórych zagranicznych pośredników finansowych…

  24. (2308.) CZAS NA REWOLUCJĘ?

    Gdy patrzy się na niekorzystne zmiany w relacjach dochodów w niektórych krajach, trudno się nie zdumiewać. Przyzwalanie – a nawet więcej, bo sprzyjanie narzucanym systemem gospodarczym i uprawianą polityką – na powiększanie się już i tak nadmiernych, konfliktogennych dysproporcji w podziale dochodów, to cecha szkodliwego neoliberalizmu. Opiera się on na wyrachowanym cynizmie i chciwości, a to że bywa skuteczny – do czasu i dla nielicznych – raz jeszcze dowodzą twarde dane statystyczne. Dodać wszak trzeba, że również w niektórych gospodarkach państwowego kapitalizmu nierówności dochodowe są nadmierne i też nie będą akceptowane.
    Pomimo że to właśnie neoliberalizm – ze swoimi złymi wartościami i polityką – doprowadził wpierw do amerykańskiego, a później światowego kryzysu gospodarczego, który wciąż się toczy, również w Polsce, proces wzbogacania nielicznych kosztem większości trwa. Jak się bardzo chce – i potrafi – to udaje się tę ułomną tendencję przełamać, chociażby w Brazylii, ale bynajmniej nie w centrum globalnego kapitalizmu, w USA. Kolejny rok z rzędu część dochodu przejmowana tam przez najbogatsze warstwy społeczeństwa rośnie. Nie dlatego że odpowiednio zwiększa się ich wkład do tworzonego dochodu narodowego, ale z tej przyczyny, iż tak działa system fiskalny i inne instrumenty redystrybucji, czyli wtórnego podziału dochodów. Koniec końców bogatsi są coraz bogatsi, a średniacy i biedacy latami jakby drepczą w miejscu.
    Według amerykańskich źródeł górny jeden procent uzyskujących najwyższe dochody przejął 19,3% dochodów gospodarstw domowych, bijąc rekord z roku 1927, a więc z okresu poprzedzającego bezpośrednio Wielki Kryzys 1929-33. Nierówności dochodowe w USA rosną już od trzech dekad. W roku 2012 przychody tego jednego procenta zamożnych skoczyły znowu w górę, aż o 19,6%, podczas gdy dla pozostałych 99 procent społeczeństwa wzrosły o śladowy, niezauważalny 1%. Gdy neoliberalizm począł dominować amerykańska politykę, wraz z nastaniem tzw. Reaganomiki, 10 procent najzamożniejszych Amerykanów przejmowało niespełna jedną trzecią, około 32 procent dochodów, teraz jest to prawie połowa, bo aż 48 procent.
    Czy te uprzywilejowane neoliberalizmem tzw. elity żadnych inteligentnych wniosków nie potrafią wyciągnąć z protestów w rodzaju Occupy Wall Street czy Occupy London? Na nic zdają się masowe manifestacje na ulicach Madrytu czy Warszawy? Arabska Wiosna też nic nie mówi? Arogancja możnych tego świata to już nie tylko przejaw ich zadufania i chciwości. To przejaw krótkowzroczności i głupoty, gdyż prowokując innych, podcinają przy okazji gałąź, na której sami siedzą. Ile jeszcze trwać może taka fanaberia w sferze dochodów, zanim rzeczy wymkną się spod kontroli?
    Jeszcze trochę i zaprawdę przyjdzie czas na jeszcze jedną rewolucję. Może ona być dewastująca…

    • (2312.) Zgadza się z wypowiedzią Pana Profesora w 100%. Kolejne doniesienia z szeroko pojętych obszarów gospodarczych zdają się potwierdzać, że obecnie panujący system zabrnął w jakąś ślepą uliczkę, z której nie widać wyjścia. Na pewno rewolucja, taką jaką znamy z historii nie byłaby dobrym rozwiązaniem. Zadziwia mnie kompletny brak dyskusji w mediach głównego nurtu na temat panującej obecnie, neoliberalnej wersji kapitalizmu, dyskusji, która wychodziłaby poza utarte schematy i nie sprowadzała się tylko do zaklinania rzeczywistości mówiąc o wzroście gospodarczym. Pana wypowiedzi w mediach są tu chlubnym wyjątkiem, niestety, jest Pan zbyt rzadko zapraszany.

      Na szczęście jednak, życie nie znosi próżni i im bardziej neoliberalny dogmat będzie nie przystawał do rzeczywistości (co z resztą już się powoli dzieje), tym bardziej będzie rosła potrzeba poszukiwania nowych rozwiązań. Ostatnio natknąłem się na bardzo interesującą moim zdaniem, chociaż nie ukrywam, jak na razie niszową stronę: renegadeeconomist.com
      Bardzo ciekaw jestem opinii Pana Profesora na temat ich artykułu “Collaborative Call to Arms”, który chyba można nazwać manifestem programowym. Autorzy przedstawiają w nim swoją wersję prawdziwych źródeł obecnego kryzysu, i chociaż wersja ta nie wiem jak byłaby obrazoburcza, to myślę, że w końcu może okazać się, że jest to wersja prawdziwa.

      Bardzo ciekawa jest też zakładka z tej strony “27 zasad”. Prezentowany przez autorów zbiór zasad jest określany jako punkt wyjścia do dyskusji, ale biorąc pod uwagę radykalność postulatów, a przede wszystkim ich słuszność, można by powiedzieć, że to gotowy program dla partii politycznej, partii, która jeszcze nie istnieje…

      Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia.
      Pana głos w toczących się dyskusjach jest niezwykle ważny i potrzebny… zwłaszcza w dzisiejszych czasach.

      Krzysztof Klekowicki
      Płock

  25. (2307.) CO WARTO PRZECZYTAĆ?

    Spośród licznych deficytów doskwierających polskiemu społeczeństwu rzuca się w oczy deficyt Przywódców. Przywódców dużym P, gdyż tych pisanych mniejszym nie brakuje. I bezsprzecznie niektórzy z nich w swoich sferach, dziedzinach, obszarach, dyscyplinach są wybitni. 29 przywódców – od szefowej samorządu studenckiego i wójta oraz menedżera i kolarza poprzez generała i biskupa po premiera i prezydenta – upatrzył sobie profesor Andrzej K. Koźmiński jako grupę, choć nie reprezentatywną, to bogatą co do zakresu i treści, jako cel do badań na temat istoty przywództwa. A raczej nie cel, lecz środek do celu, którym jest odpowiedź na serię pytań: na czym polega przywództwo? Skąd i jak pojawią się przywódcy? Jakie są ich typy? Z czym “trzeba się urodzić”, a czego – gdzie i jak?, od kogo i z czego? – można się nauczyć. O tym wszystkim pisze on w książce opublikowanej przez Wydawnictwo Poltext (Warszawa 2013, s. 258), którą zatytułował “Ograniczone przywództwo. Studium empiryczne”.
    Bynajmniej nie chodzi o to, że przywódcy są ograniczeni; więc odwrotnie. Ewidentnie, co autor podkreśla, wyróżniają się swoimi zdolnościami i umiejętnościami, które właśnie predestynują ich do pełnienia rozmaitych ról przywódczych w polityce, administracji, nauce, sporcie, biznesie, religii, samorządzie, wojsku, kulturze, dobroczynności. Brakuje tylko – choć doradzałem to autorowi – przestępcy. Przywódcy są zawsze i wszędzie – tak było, jest i będzie – ograniczeni w swych możliwościach przez otoczenie w jakże przeróżnych wymiarach: kulturowym i społecznym, geopolitycznym i informacyjnym, etycznym i finansowym. Chcieliby – i niby mogliby – więcej i lepiej, ale jednak nie udało się, bo… Wszystkie cytowane w książce wypowiedzi z założenia autora są przytaczane anonimowo i czytelnik ma dużą zabawę, usiłując się domyśleć, co kto powiedział, wyjaśniając, dlaczego nie mógł więcej i lepiej.
    Profesor Koźmiński lokuje źródła przywództwa swoich 29 gości (gdyby był mafioso, byłoby okrągłe 30…) w dziewięciu kategoriach: polityczne (7 osób), instytucjonalne (5), przedsiębiorcze i instytucjonalne (3), przedsiębiorcze i duchowe (3), eksperckie i przedsiębiorcze (3), duchowe i instytucjonalne (2), eksperckie i instytucjonalne (2), polityczne i eksperckie (2), polityczne i przedsiębiorcze (2). Ocenia on ich kompetencje w skali od 1 do 5 przeciętnie na 3,42 – taka trója z plusem – analizując je w pięciu kategoriach: antycypacyjne (średnia 3,42), wizjonerskie (3,00), wartościotwórcze (3,14), mobilizacyjne (4,28) oraz autorefleksyjne (2,85).
    Mnie najbardziej w tym przywódczym areopagu brakuje kategorii – i dobrego przykładu czy reprezentanta – przywództwa intelektualnego. Czyżby autor uznał, że we współczesnej Polsce – bo jego próbka badawcza ogranicza się wyłącznie do Polaków w kraju – nie ma żadnego przywódcy intelektualnego? Czyżby o tym też świadczyły dość marne powyższe średnie w odniesieniu do takich zbitek pojęciowych, jak kompetencje wizjonerskie (3,00) czy wartościotwórcze (3,14)? Czy jak trąbka do boju gra, to te mobilizacyjne są wysokie (4,28), a jak o liderów intelektualnych chodzi, to nie ma z kim gadać?… No bo chyba pominięcie przywództwa intelektualnego nie jest przypadkowe? A może te wspomniane ograniczenia są tak wielkie, że żaden potencjalnie wielki lider intelektualny nie jest w stanie rozwinąć skrzydeł? Nie sądzę i tym bardziej szkoda, że zabrakło autorowi tego trzydziestego rozmówcy – nie gangstera, lecz intelektualisty. Chyba że przyjmuje, iż każdy z pozostałych jest nim po trochu, ale przecież nie w tym rzecz.
    Przytoczmy dla porządku pełną listę rozmówców profesora Koźmińskiego, których rozmaite wypowiedzi obficie w swojej książce cytuje i interesująco komentuje (s. 41-43):
    prof. Leszek Balcerowicz, ekonomista i polityk, były wicepremier i minister finansów,
    Jolanta Batycka-Wąsik, wójt gminy Lesznowola,
    Jan K. Bielecki, były premier rządu Rzeczypospolitej Polskiej,
    Henryka Bochniarz, CEO Boeing International na Europę Środkową i Wschodnią i prezydent Konfederacji Lewiatan,
    generał broni Andrzej Ekiert, były dowódca Wielonarodowej Dywizji Centrum-Południe Polskiego Kontyngentu Wojskowego w Iraku, były zastępca dowódcy Wojsk Lądowych,
    Adam Góral, twórca i prezes Asseco Poland,
    Konrad Jaskóła, były prezes Polimexu-Mostostalu i Petrochemii Płock,
    Agata Kaczmarek, studentka V roku Akademii Leona Koźmińskiego, przewodnicząca Samorządu Studentów,
    Emilian Kamiński, aktor, reżyser, szef Teatru Kamienica,
    Andrzej Klesyk, prezes PZU,
    prof. Grzegorz W. Kołodko, ekonomista, wykładowca Akademii Leona Koźmińskiego, były wicepremier i minister finansów,
    Bogusław Kott, prezes Banku Millennium,
    Piotr Krzystek, prezydent Szczecina,
    Aleksander Kwaśniewski, były prezydent Rzeczypospolitej Polskiej,
    Sławomir Lachowski, twórca mBanku, były prezes BRE Banku,
    Czesław Lang, były kolarz zawodowy, szef i twórca Tour de Pologne jako zawodowego wyścigu kolarskiego,
    prof. Alberto Lozano Platonoff, wykładowca Uniwersytetu Szczecińskiego, działacz Opus Dei,
    Leszek Miller, były premier rządu Rzeczypospolitej Polskiej,
    ksiądz kardynał Kazimierz Nycz, arcybiskup metropolita warszawski,
    Jerzy Owsiak, twórca, animator i prezes zarządu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy,
    Grażyna Piotrowska-Oliwa, prezes PGNiG,
    Tomasz Sadowski, przewodniczący zarządu Fundacji Pomocy Wzajemnej „Barka”,
    ksiądz prałat Leszek Slipek – proboszcz parafii Świętego Andrzeja Męczennika w Warszawie,
    prof. Jerzy Szaflik, kierownik Katedry i Kliniki Okulistyki Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, dyrektor Samodzielnego Publicznego Klinicznego Szpitala Okulistycznego w Warszawie, zastępca przewodniczącego Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów,
    prof. Tadeusz Tyszka, kierownik Katedry Psychologii Ekonomicznej oraz dyrektor Centrum Psychologii Ekonomicznej i Badań Decyzji Akademii Leona Koźmińskiego,
    Lech Wałęsa, były prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, legendarny przywódca „Solidarności”,
    Antoni Wit, dyrygent, dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii Narodowej,
    Maciej Witucki, prezes Orange Polska,
    prof. Jerzy Woźnicki, były rektor Politechniki Warszawskiej, były przewodniczący Konferencji Rektorów Akademickich Szkół Polskich, prezes Fundacji Rektorów Polskich i dyrektor Instytutu Społeczeństwa Wiedzy.
    Autor przy tym stwierdza, że spośród nich (nas, bo też tam jestem) „Większość ma już swoje lata, dlatego dołączyłem do badania także kogoś, kogo można zakwalifikować jako osobę młodą.” (s. 41) Przez chwilę chciałem już uwierzyć, że profesor Koźmiński mnie ma na myśli, lecz z pewnością chodziło mu o Agatę, naszą studentkę i zarazem przewodniczącą samorządu studenckiego w Akademii Leona Koźmińskiego, której nie trzeba „zakwalifikować jako młodą osobę”, bo nią jest…
    A co do mnie, to aczkolwiek nie jestem tego pewien, to podejrzewam, że autor klasyfikuje mnie w kategorii źródeł przywództwa „polityczne i eksperckie”. Swoje wypowiedzi natomiast rozpoznaję między innymi pod kodami X2, Z23, V16. Tak oto dorobiłem się jeszcze paru ksywek…
    Cóż, książka jest opublikowana, warto ją przeczytać i się zadumać. Może dzięki jej lekturze nie tylko zrozumiemy nieco więcej, skąd biorą się przywódcy – dobrzy, bo hersztów złej sprawy też nie brakuje, również w polityce i administracji, w gospodarce i finansach – lecz także co robić, na co zwracać uwagę, aby było ich jeszcze więcej i byli jeszcze lepsi. Problem w tym, aby nie byli oni ograniczeni, a radzili sobie jak najlepiej z licznymi otaczającymi ich ograniczeniami.

  26. (2306.) WHAT ONE SHOULD READ?

    At my invitation the Nobel Prize-winning Professor Edmund S. Phelps from Columbia University is coming soon to Warsaw to participate in the conference on “Management and Economic Policy for Development” we host at the Kozminski University (http://www.tiger.edu.pl/english/konferencje/main.htm). On this occasion he present a Distinguished lecture on “How Dynamism Was Born and How It Has Been Dying”. It is indeed very good timing that his newest book has just been published. If you are interested in economics, especially the issues of economic growth and development, this may be the book for you.
    The book, called “Mass Flourishing: How Grassroots Innovation Created Jobs, Challenge, and Change”, is announced by the publisher, , Princeton, as follows:
    “In this book, Nobel Prize-winning economist Edmund Phelps draws on a lifetime of thinking to make a sweeping new argument about what makes nations prosper–and why the sources of that prosperity are under threat today. Why did prosperity explode in some nations between the 1820s and 1960s, creating not just unprecedented material wealth but “flourishing”–meaningful work, self-expression, and personal growth for more people than ever before? Phelps makes the case that the wellspring of this flourishing was modern values such as the desire to create, explore, and meet challenges. These values fueled the grassroots dynamism that was necessary for widespread, indigenous innovation. Most innovation wasn’t driven by a few isolated visionaries like Henry Ford; rather, it was driven by millions of people empowered to think of, develop, and market innumerable new products and processes, and improvements to existing ones. Mass flourishing–a combination of material well-being and the “good life” in a broader sense–was created by this mass innovation.
    Yet indigenous innovation and flourishing weakened decades ago. In America, evidence indicates that innovation and job satisfaction have decreased since the late 1960s, while postwar Europe has never recaptured its former dynamism. The reason, Phelps argues, is that the modern values underlying the modern economy are under threat by a resurgence of traditional, corporatist values that put the community and state over the individual. The ultimate fate of modern values is now the most pressing question for the West: will Western nations recommit themselves to modernity, grassroots dynamism, indigenous innovation, and widespread personal fulfillment, or will we go on with a narrowed innovation that limits flourishing to a few?
    A book of immense practical and intellectual importance, Mass Flourishing is essential reading for anyone who cares about the sources of prosperity and the future of the West.”

  27. (2304.) na czym Panie Profesorze polega emisja pieniędzy przez banki komercyjne? Dotychczas byłem przekonany, że jedynie banki centralne mogą emitować pieniądze…

    • (2305.) @Piotr (wpis 2304). Tzw. emisja – tzw., gdyż nie jest to dosłownie emisja – “pieniędzy przez banki komercyjne” polega na udzielaniu kredytów. Poprzez zadłużanie się klientów w banku komercyjnym do ich rąk trafia pieniądz bezgotówkowy, który w dalszej kolejności obraca się w normalnych transakcjach kupna-sprzedaży.

  28. (2303.) LONG LIFE DEMOCRACY!

    „Washington has always had a permanent establishment of politicians, lobbyists and journalists. But this class has exploded in size in recent decades, and has become more introspective and self-serving. The news media have produced a hydra of talking heads who are forever yelling at each other (debate) or pontificating about who is up and who is down (analysis). The lobbying industry has spent billions greasing the revolving door: in 2009 alone, special interests spent $3.47 billion lobbying the federal government. In 1974 3% of retiring policymakers became lobbyists. Now 50% of senators and 42% of congressmen do.”

    “American politics. Something rotten. The hustlers and parasites who make up Washington’s political establishment”, “The Economist”, August 24th 2013, on the book “This Town: Two Parties and a Funeral – Plus, Plenty of Valet Parking! – in America’s Gilded Capital” by Mark Leibovich, Blue Rider Press, 2013 (http://www.economist.com/news/books-and-arts/21583978-hustlers-and-parasites-who-make-up-washingtons-political-establishment-something)

  29. (2302.) DEMOCRACY. WHAT DEMOCRACY?

    “In 2011 the median household wealth (comprising cash, investments, homes, cars and other assets) for America’s white families was $110,500. For blacks it was $6,314 (Hispanics were similarly badly off). A separate study by the Urban Institute found that between 2004 and 2010 blacks lost 23% of their average wealth, while whites lost 1%. (…)
    Being poorer, black children are more likely to attend substandard schools, and less likely to graduate from college, than whites. This depresses future earning power, and keeps blacks over-represented in jobs that offer no benefits or retirement plans. (…)
    On average white families buy homes eight years earlier, and tend to be able to put down more money, thus lowering interest rates and mortgage payments. (…)
    America’s over-punitive criminal-justice system also stymies black accumulation of wealth, as well as social mobility. In 2011, 478 of every 100,000 white men and 51 of every 100,000 white women were imprisoned. For black men the rate was 3,023 per 100,000 and for black women 129 per 100,000. This disparity cannot simply be put down to differences in crime rates: blacks are often more likely than whites to be arrested for the same crime. Young whites and blacks use marijuana, for instance, at roughly the same rate, but across the country blacks are almost four times more likely to be arrested for marijuana possession (…)
    …in 2011 black women who worked full-time earned, on average, 64 cents for every dollar a white man earned (…)
    Discrimination has not vanished…”

    „Waking life. With his “I have a dream” speech, Martin Luther King threw out a challenge to America. How has it been met, 50 years on?”, „The Economist”, August 24th 2013 (http://www.economist.com/news/briefing/21584003-his-i-have-dream-speech-martin-luther-king-threw-out-challenge-america-how-has-it)

  30. (2300.) Was the world economic crisis avoidable?

    It is frequently asked whether it was possible to avoid the present crisis which is still shaking the Western economies, yet it has a negative influence upon a number emancipating and developing economies, including China. Such a general question cannot be answered correctly, since it is necessary to define the timeframe it refers to, that is from which ex ante time perspective it would have been possible to avoid the current crisis. In other words, that is a complex question: not really “when”, but “how” was it possible to avoid the crisis of 2008-2013?

    What if?

    The answer to this question will be different if one asked about such a possibility three years ago, if we were to analyse the period thirteen years ago, and yet again different if we looked at the future, which has already become the present, from the perspective of thirty years ago. And such a threefold approach of three, thirteen and thirty years’ periods emphasizes the essence of the current crisis by revealing its causes, mechanisms and consequences. Above all, it is extremely illuminating from the point of view of conclusions related to the future and proposals for actions to prevent similar disturbances in the future – in three, thirteen and thirty years. It is worth remembering that the present is nothing more than the future of the past.

    It is obvious that three years ago the world crisis was not possible to avoid. The scale of detachment of the speculative financial sector from the productive real economy, which provides all goods and services necessary for life, as well as for further production, was so great that the required adjustment to level the size of such detachment could occur only through crisis shock. What politics could not fix ex ante, was achieved ex post by crisis. It is an extremely expensive way of making adjustments.

    Three years ago

    Three years ago, the values related to good economic practice were already devastated; even if it was not the case everywhere, it affected many segments of the economically inter-related world, and particularly its epicentre, which still is in the United States, although year after year the distance between USA and China is shrinking. In 2010 the financial and economic devastation was so advanced, that there were no political powers, which within the existing institutions would have been able to re-direct the economy to the path of non-crisis development. The imbalance in the world economy was also too large. The world as such is in fact the only truly closed economy (at least as long as we do not establish extra-terrestrial economic links, definitely not in this millennium…). However, despite well-advanced globalisation, the planet’s economy is still divided into almost two hundred national economies rather than into several large integrating structures such as the advanced European Union or the institutionally backward sub-Saharan African countries.

    The characteristic feature of all economies is the lack of external balance, which is expressed in the deficit (more often) or surplus (rarely) of the current account balance. If we pass over any accounting errors and omissions or extraordinary losses, in the planetary scale the surpluses and deficits balance each other and the final result is zero. However, if we sum up the values of all deficits and all surpluses of current accounts and then if we refer such an aggregate to the GWP, then in 2008 it oscillated around 6 per cent! And how is it possible not to fall at this scale of structural imbalances?

    Thirteen years ago

    And thirteen years ago? Was it possible then, in the late 1990., at the turn of century, to avoid the present crisis? In this case the answer is more complicated. Some attempts had been made. There was contentious debate between monetarism (which is the basis of neoliberalism) and neo-Keynesianism, which seems to be enjoying rejuvenation in many circles but as such it is not a panacea for contemporary complaints. In particular, there was a major battle between the advocates of far reaching uncontrolled de-regulation on the one hand, and the advocates of justified intervention of the government on the other hand; between the apologists of unbridled market and supporters of the active role of government. In numerous countries it was possible to resist the neoliberal attack in total – for example, in large China, or in tiny Slovenia.

    In other countries it was only possible periodically, for example in India or in the largest post-socialist country of Eastern Europe during the implementation of “The Strategy for Poland” from 1994 to 1997. In several Latin American countries, which as an act of goodwill trusted the Washington Consensus or allowed its imposition upon them, unorthodox actions were taken and they dominated later on, and not only in Brazil and Argentina. In the USA, attempts were made to create a different concept of development. So was the case in the Great Britain. However, neither the “Clintonism” – after former American president, Bill Clinton, inspired by the Democrats in US, nor the Labourite “Blairism”, after the former British prime minister, Tony Blair, could manage the neoliberal storm. Hence, at the turn of the century neoliberalism won the mainstream position in economics as well as in economic policies. The flight of the moth to the flame was not stopped…

    Thirty years ago

    What about thirty years ago? Was then the present multi-layer crisis possible to avoid? The answer is of course positive. In the conditions of increasing globalisation, it was enough – bagatelle! – not to follow the ruts of neoliberalism, which were quite shallow then, but instead to go forward towards the future along the path marked out by the model of the social market economy. The characteristic features of the social market economy include the imperative of social cohesion and economic institutionalisation, which allow for the development of private entrepreneurship while maintaining the State’s supervision over the balanced division of results coming from increased work productivity and improvement of capital efficiency. It also takes genuine care of the natural environment and cultural aspects of development.

    However, the world went along a different track – due to aggressive greed and spreading short-sightedness, due to the relatively weak position of the Scandinavian countries on the international arena, who enjoyed a social market economy that functioned well, due to the fact that Germany (united) and Japan (during structural crisis) were busy with their own challenges, due to the gullibility of intellectual and political elites in the countries of the so-called emerging markets (more in the countries of post-socialist transformation than in other parts of the world). It is necessary to be able to draw conclusions for future. “To be able,” means the intellectual skill and political will. One does not have the guarantee that it is going to happen. It calls for a great intellectual and political effort. Yet there is a chance that the lesson will be learned. It the USA and in China, in the European Union and Russia, in Japan and in India.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *