Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,862 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (2299.) Szanowny Panie, Cierpliwie czytałem Pana trzy ostatnie dzieła. Zachęcałem także do czynienia tego wielu moich bliskich. W ostatnim dziele znalazłem Pana zachwyt tzw “Wiosną Arabską”, która na naszych oczach, dość szybko zamieniała się w wiosnę krwawą. Z kolejnych etapów tej krwawej wiosny dostrzegamy, że były to zamierzone i ściśle planowane akty agresji zewnętrznej, których efektem jest wzajemne wyrzynanie się ludów podzielonych religią, tradycją lub wpływami czynników zewnętrznych. Pisałem o tym tutaj kilka dni temu dodając odnośnik do źródła, które definiowało inspiratora tych wiosen jako “kryminalny kartel handlujący bronią i narkotykami”. Niestety komentarz mój zniknął bez śladu, bez uprzedzenia i bez komentarza. Poczułem się nieswojo, zlekceważony i posmutniały. Tym bardziej, że godziny dzielą nas od nowej kryminalnej wojny Zachodu przeciwko ludom i cywilizacjom. Wojna może zapłonąć i dotrzeć także do nas, usłużnych wspólników najeźdźców. Nie będzie nas, nikt nie będzie czytał Pana książek ani korzystał z dorobku naukowego ekonomii. Już nie będzie to nikomu potrzebne. Jak Pan to znowu wykreśli wypadałby zrobić choćby wzmiankę.

    • (2301.) @ wpis (2299) jasny gwint. Pisze Pan: “…czytałem Pana trzy ostatnie dzieła. Zachęcałem także do czynienia tego wielu moich bliskich. W ostatnim dziele znalazłem znalazłem Pana zachwyt tzw “Wiosną Arabską”. Niby w książce “Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości”. No to niech Pan jeszcze raz przeczyta, ale uważnie. Tam nie ma żadnego zachwytu, tylko spokojna, profesjonalna ocena uwarunkowań i perspektyw.

  2. (2298.) Dzien dobry Panie Profesorze.
    W filmie dokumentalnym ” W świecie globalnej gospodarki” emitowanym TVP info obecny minister finansów wypowiada zadnie. Cytuje: ” Przejscie od socjalizmu do gospodarki rynkowej nieodmiennie towarzyszy wzrost nierówności. Przykład Polski dowodzi jednak, że w krajach gdzie reform dokonano szybko te dysproporcje są najmniejsze”.
    W ogóle wypowiadają sie w tym filmie przedstawiciele neoliberalizmu z nadwislanską nutką i wszystko przekręcają. Badania naukowe pokazują co innego. Ze wskaźnik Giniego w Polsce w 2008 roku wynośił już 0,34 a pewnie teraz się zwiekszył. Mi sie wydaje ze w krajch gdzie dokonano szybkich zmmian ( gospodarcza wolnoamerykanka :) te zmiany są największe.
    Odczucia społeczne jakoś nigdy nie pokrywają sie z papka wygadywaną przez zawodowych polityków. Te regułki które wciąż wypowiadają uczą sie na pamiec jak dzieci w przeczkolu wierszyków.
    Co Pan o tym sądzi. Kto nie widział filmu moze pobrac z mojego chomika – piasek125
    Pozdrawiam.

  3. (2296.) JAKA CZEKA NAS PRZYSZŁOŚĆ?

    Nie licząc wróżbitów, od nikogo nie oczekuje się tylu wieści odnoszących się do przyszłości co od ekonomistów. Jest to tym bardziej zdumiewające, że mało kto tak często jak oni myli się nie tylko w sprawach teraźniejszości, ale nawet co do lepiej czy gorzej rozpoznanej przeszłości. Wróżka, gdy źle odczyta co tam w fusach napisane, może stracić klienta. Ekonomiści nigdy. Aczkolwiek nie potrafią dojść do porozumienia w sprawie źródeł Wielkiego Kryzysu lat 1929-33, są pytani o przyczyny tego z lat 2008-13. Podczas gdy wydawać by się mogło, że w czasach rozległego kryzysu zainteresowanie skupia się na teraźniejszości, są nieustannie nagabywani o przyszłość. A jak nikt ich nie pyta, to i tak sami zajmują stanowisko. Ilekolwiek by popełnili błędów w formułowanych hipotezach, wnioskach, teoriach, skutecznie potrafią kreować niegasnący popyt na swoje usługi. Skoro ekonomistów nie można się pozbyć, trzeba ich wykorzystać dla dobra sprawy.
    Czy ekonomia w ogóle powinna zajmować się przyszłością? A jeśli tak – to jak? Ma ją tylko przewidywać czy też współtworzyć? Jedno i drugie musi być niełatwe, skoro przyszłość nie jest ani cykliczna, jak w zamierzchłych czasach, ani nie jest procesem liniowym, w którym zdarzenia następują po sobie w sekwencji wyznaczonej przez ich kolejność w niedawnej przeszłości. Przyszłość jest przede wszystkim zmienna, a skala tej zmienności jeszcze będzie rosła. Ale to nie oznacza, że żyjemy w czasach nieprzewidywalnych i nic z tym zrobić nie można.
    Projektowanie przyszłości to nie to samo co jej przewidywanie czy odgadywanie. To dużo więcej niż bierne przewidywanie, ale zarazem zaledwie wstępny warunek jej kształtowania, bez czego marne czekałyby nas czasy. Przyjmowanie, że ludzie utracili kontrolę nad biegiem własnej przyszłości, to coś więcej niż defetyzm. To strategiczny błąd. Niektórzy go popełniają, twierdząc, że nie tylko nie mamy w zasadzie wpływu na to, co się wydarzy, lecz nawet nie jesteśmy w stanie tego przewidzieć. Nie podzielam takiego stanowiska.
    Nie potrafimy przewidzieć poziomu wskaźników odzwierciedlających przyszły stan pewnych zjawisk i procesów. Można zgadywać, jakie będę notowania dolara do euro w noc sylwestrową roku 2023, ale wiedzieć tego ex ante nie sposób. Możemy natomiast przewidzieć – a przynajmniej powinniśmy potrafić – czy wtedy jeszcze będzie istniało euro, czyli czy przetrwa poważny kryzys z początków bieżącej dekady. Rzecz bowiem nie w przewidywaniu poszczególnych konkretnych wydarzeń, ale procesów charakteryzujących się rozpoznaną przez ekonomię logiką wzajemnych powiązań. To drugie ujęcie ma charakter dynamiczny, co odróżnia je od pierwszego, statycznego. Można się pomylić, bo znowu wiele zależy od trafności czynionych założeń, ale to bynajmniej nie oznacza, że przyszłość jest nieprzewidywalna.
    Nieprzewidywalna jest masa przyszłych konkretów, nieuniknionych incydentów i swoistych wypadków przy ekonomicznej pracy, o których nadejściu nie mamy – bo mieć zawczasu nie możemy – pojęcia. Niekiedy mogą one mieć daleko idące konsekwencje dla determinantów i wyników gospodarowania. Nieprzewidywalność, lub ograniczona przewidywalność, tam gdzie ona występuje, zwiększa pole niepewności i niestabilności warunków, w których prowadzona jest działalność gospodarcza. I choć pole to w przyszłości będzie większe niż dotychczas, nie czeka nas totalny chaos i jakaś wielka ekonomiczna loteria. Nie można przewidzieć kolejnego wielkiego tsunami czy katastrofalnego trzęsienia ziemi, ale jak będzie ocieplała się Ziemia, przewidywać można i trzeba. Nie sposób przewidzieć szczegółowych notowań wskaźnika Dow Jonesa na nowojorskiej giełdzie, ale wiedzieć, od czego zależą ewentualne zmiany ogólnego trendu, można. Nie można przewidzieć, która kobieta kiedy zajdzie w ciążę, ale nie tak trudno prognozować, że pomiędzy rokiem 2045 a 2050 któraś z nich urodzi 9-miliardowego mieszkańca globu. Z tego punktu widzenia przyszłość to gigantyczny zbiór potencjalnych i realnych zjawisk, i procesów rozciągający się od totalnie nieprzewidywalnych do zupełnie oczywistych.
    Ciekawe, że w odróżnieniu od języka angielskiego, język polski, podobnie jak rosyjski i inne języki słowiańskie, uznaje wyłącznie „przyszłość” w liczbie pojedynczej. Podobnie jest ze słowem „polityka”, choć przecież tak naprawdę to jest wiele „polityk”. Także co do tego, co będzie, nie czeka nas wszystkich jedna i ta sama przyszłość, a wiele – no właśnie, czego? Skoro nie wiele rozmaitych „przyszłości”, to na pewno niejednolita przyszłość, czyli różne jej rodzaje. Wracając na moment do semantyki języka angielskiego, to nawet wyodrębniona w tym nurcie kulturowym dyscyplina wiedzy, którą tutaj poniekąd się paramy, nazywa się futures studies, a więc (wiele, nie jedne) „studia nad przyszłościami” (wieloma, nie jedną) „albo studia o przyszłościach” czy też „studia (wielu) przyszłości”. My zaś lingwistycznie upieramy się, że studiujemy jedną przyszłość, choć czeka nas ich sporo…
    Studia nad przyszłością – obojętnie jakakolwiek by ona była albo ilekolwiek by ich było – to interdyscyplinarny przedmiot. Aby jeszcze bardziej namieszać, w literaturze przedmiotu napotkać można wyróżnienie futurologii i futurystyki, określając tę pierwszą jako obecną wiedzę o przyszłości i drogach do niej prowadzących, a tę drugą jako wykorzystywanie wiedzy o przyszłości w kształtowaniu teraźniejszych procesów społeczno-gospodarczych. Według takiego rozróżnienia występuje tu jakby analogia pomiędzy politologią a polityką, acz można powiedzieć, że takie rozróżnienie bardziej kojarzy się z ekonomią teoretyczną i stosowaną czy też, idąc wcześniej zaprezentowaną linią rozumowania, z ekonomią opisową (deskryptywną) i postulatywną (normatywną).
    Gdy zatem mowa o przyszłości, łatwo o nieporozumienia, bo mieszają się wyobrażenia z pragnieniami, prognozy z projekcjami, oczekiwania z ekstrapolacją, wizje z iluzjami, plany ze strategią. Wymieniłem aż dziesięć pojęć, a ich listę można by wydłużyć, przy czym nie wszystkie z nich są domeną ekonomii zajmującej się przyszłością. W ekonomii politycznej przyszłości należy wystrzegać się iluzji, ale warto mieć wizję. Dobrze jest mieć wyobraźnię, ale nie wolno dać się uwieść nierealistycznym pragnieniom. Można czegoś oczekiwać, antycypując prawdopodobne wydarzenia, lecz nie wypada opierać się na inercyjnej ekstrapolacji trendu z przeszłości. Warto sobie ten krajobraz nieco uporządkować, aby lepiej pojąć, jakie widoki roztaczają się przed nami na przyszłość. Ze społecznego i ekonomicznego punktu widzenia przyszłość nieustannie będzie się przed nami wyłaniać jako wypadkowa przenikania się interesów, wartości i wiedzy, przy czym w poprzek tych wszystkich trzech domen idzie wyobraźnia. Zacznijmy więc od niej.

    Fragment II rozdziału książki „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008) pt. „Czy gospodarcza przyszłość da się zaprojektować?” (s. 53-55)

  4. (2295.) IN QUEST OF CAIRO CONSENSUS…

    “…while being with the Egyptians at Tahrir Square on the very special day of the first anniversary of the revolution, I’ve coined the term “The Cairo Consensus” (see http://www.facebook.com/kolodko#!/editnote.php?draft&note_id=323431221036205&id=164187983627307). I have written: “A year ago The Spring of Nations has come to Cairo. At that time people gathering here, at Tahrir Square – now world famous – were against. Against a non-democratic regime, against corruption, against poverty, inequality, unemployment, and exclusion. Now, here at the same but different Tahrir Square, they are in favor. Of what? In favor of a better future. To this end, there is a consensus; let’s call it the Cairo Consensus. Yet how to move to a better future from here, there are as many views as people crowding over here.
    Indeed, a long way to go. A challenge comparable with building a new pyramid. It takes even more than a generation.”
    Now – after the regretful drama of August 14th, 2013 – I am sure it will take more time than a generation span…
    In the interview for the Arabic language journal “Alyoum Alsabe7” I said that “I’m afraid Egypt could be heading to the unknown”. Now I am not only afraid of it, I am convinced that this future is unknown and by all means challenging.

  5. (2294.) WHAT ONE SHOULD READ?

    There are many good books and there are certain very good books. One of the latter is “No One’s World. The West, the Rising Rest, and the Coming Global Turn” by Charles A. Kupchan (Oxford University Press, New York 2012, 258 pp.). You don’t have to read neither the mumbo-jumbo about collapsing West, nor the blah-blah about coming dominance of BRIC, but an intelligent, well-argued story which explains how during several centuries the West has come to its current position, how and why the other parts of the world, including China, India, Russia, the Muslim countries, Africa, and Latin America, are quite different, and what the coming global turn implies for the foreseeable future. The author correctly claims is going to be “no one’s world’, but rather a multi-polar world, in which there must be a room – if we want it to peaceful and prosperous – not only for Western-style liberal democracy but also for the countries with responsible governance, based on various values, traditions, religious and geopolitical strategies.
    Mr. Kupchan writes: “But just that the capitalism has prevailed against socialism does not mean that the world is heading toward p homogenous end-point. For the foreseeable future, China’s brand of authoritarian capitalism may well outperform – at least hold its own against – the democratic alternative. Strongman in Africa are hardly producing impressive results on the economic front – but they will decisively shape the politics of the continent for decades to come. The same goes for populists in Latin America and theocrats in the Middle East.
    The bottom line is that states around the world are on very different political trajectories. The divergence is a function of profound variation of many dimensions, including political culture, path of socioeconomic development, and religion. Even among states that share a commitment to liberal democracy, competing interests and jockeying for position and status will not march to the Washington Consensus, the Beijing Consensus, or the Brasilia Consensus. It will march to no consensus. Rather, the world is headed toward a global dissensus.” (p. 145)

  6. (2293.) Szanowny Panie Profesorze!
    Jestem pod wielkim wrażeniem, wręcz fanem Pana Osoby. ” Wędrujący Świat” w swojej treści, przesłaniu zmienia i porządkuje optykę patrzącego na świat. ” Świat na wyciągnięcie myśli” – utwierdza mnie jeszcze bardziej w tym, że niesamowity potencjał Pańskiej wiedzy poprzez prezentowane niezależne a logiczne sądy porządkuje patrzenie na ten niby chaos. “Dokąd zmierza Świat” – jestem świerzo po fascynującej lekturze. Dziękuję za to wszystko co zmienia moje sądy o świecie.
    Na str.392 napisał Pan: ” A tymczasem idzie o przyszłość. Regulacje mają utrudniać wpadki, błędy, uchybienia, przekręty, oszustwa, które mogą zaistnieć w przyszyszłości …”. Proszę więc krytycznym spojrzeniem zlustrować marzenia wyborcy.
    ” Marzenia Wyborcy”
    Na początku był chaos, z chaosu wywodzi się kryzys, a obecnie czas na to aby był mądry Polak przed szkodą. Kolejną słuszną sentencją jest że w mętnej wodzie łatwiej łowi się ryby. Ale jeśli tymi rybami są wyborcy a mącą wodę politycy, to porządkując prawne otoczenie w jakim ci mącący się poruszają, jest szansa na czyściejszą wode i tym samym na większy wysilek łowiącego aby tego wyborcę złowić.
    O tym, że otaczająca nas polityczna rzeczywistość jest tą mętną wodą świadczyć mogą takie przykłady jak:
    – brak spójnej koncepcji ” sprawnego ” Państwa, co przejawia się w ułomnym funkcjonowaniu jego organów, np. szkolnictwa, służby zdrowia, transportu, przemysłu, obrony narodowej, sądownictwa i innych,
    – praca sejmu w odbiorze społecznym to nie nadążanie za wyzwaniami dnia dzisiejszego. Brak szybkiej reakcji na tworzone ułomne prawo jak np. Ustawa o zamówieniac publicznych, ustawa ” śmieciowa” i inne.
    – media z udziałem polityków prezentują tematy mało istotne dla obywateli, nie dostrzega się ziarna a rozdmuchuje plewy,
    – w większości jako wyborcy nie potrafimy merytorycznie ocenić za jakim programem się opowiedzieliśmy. Wynika to stąd, że często co innego obiecuje się w kampanii wyborczej niż się realizuje po wygranych wyborach, a w dodatku to te programy są malo czytelne dla wyborcy,
    – głosowanie ” przeciw” a nie “za” do postępu raczej nie prowadzi.
    Kolejny raz przed zbliżającymi się wyborami powraca temat finansowania działalności partii politycznych. Gdyby temat ten rozszerzyć na finansowanie działalności politycznej, to zdecydowanie jednoznaczne określenie
    ” za co”, ” jak” i ” ile” płacimy mogłoby oczyścić wyzej wspomnianą mętną wodę. Kluczem do wszystkiego są finanse.
    Poniższa propozycja stara się doprecyzować postawione wcześniej pytania ” za co”, ” jak” i ” ile” . Generalnie płacimy za wykonaną pracę, za wykonane dzieło. W przypadku działalności politycznej należałoby rozdzielić finansowanie działalności partii politycznych / lokale, ekspertyzy itd./ i uposażenie osób wybieranych do organów przedstawicielskich / sejm, senat, samorządy /.
    Finansowanie partii politycznych to dwa strumienie: składki członkowskie i Skarb Państwa. Skarb Państwa mógłby finansować partię po przekroczeniu progu wyborczego na zasadach określonych w Ustawie … proporcjonalnie do ilości czynnych / płacących składki / członków z roku poprzedniego, z uwzględnieniem czy partia jest ” u władzy” czy w opozycji. Powyższe ma związek z realizacją programu wyborczego – o czym dalej.
    Program wyborczy powinien odnosić się do zadań ujętych w tzw. części ” twardej”, tzn. do zadań, które opisane są liczbami i do części ” miękkiej”, opisowej, podzielony na dwa okresy: połowa i cała kadencja. Oczywiście zadania powinny zawierać się w realiach budżetowych Państwa.
    Przez okres połowy kadencji / ocena realizacji tej części programu wyborczego/ partia ( partie) rządząca otrzymuje np. 70% należnego limitu, pozostałe 30% gromadzone są na specjalnym koncie. Partie opozycyjne otrzymają odpowiednio 80% i 20%, dlatego tak, aby partie te działały konstruktywnie. Po upływie połowy kadencji organa takie jak GUS, PKW publikują dane o realizacji programu wyborczego partii rządzącej. W przypadku zrealizowania tej części programu, gromadzone finanse odpowiednio 30% i 20% są przekazywane partiom. Podobnie po okresie całej kadencji. W przypadku niezrealizowania programu połowy /całej / kadencji, pieniądze gromadzone na specjalnym rachunku /30% i 20% / przekazywane są do dyspozycji PKW, która po decyzji Prezydenta organizuje kolejne wybory.
    Pieniądze ze Skarbu Państwa /PKW / powinny być wydawane na ściśle zdefiniowane cele. Nie powinny być wydawane na finansowanie kampanii wyborczej. Programy wyborcze – o czym niżej – powinny być publikowane i finansowane centralnie przez PKW. W kalendarzu wyborczym powinny być ujęte terminy publikacji przez PKW wzoru / druku / programu wyborczego oraz termin złożenia do PKW tak sporządzonego programu. Zredagowany wg wzoru program wyborczy powinien ujmować najważniejsze do rozwiązania sprawy kraju, podzielony winien być na część tzw. ” twardą”, gdzie zadania opisane są liczbami i na część ” miękką” – opisową. Program powinien ujmować przewidywane urzędy centralne takie jak ministerstwa, powinien też prezentować ” gabinet cieni” obsadzających te urzędy. Program powinien ujmować zadania na połowę i na całą kadencję. Partie uprawnione do udziału w wyborach przekazują tak sporządzone programy w określonym terminie do PKW. Programy są opieczętowane, otwierane w tym samym czasie komisyjnie i drukowane w formie broszury ( ? ) oraz w internecie. Tak sporządzony dokument zawiera wszystkie zgłoszone programy wyborcze. Koszt druku i dystrybucji do wszystkich gospodarstw domowych i miejsc pobytu Polaków ponosi PKW. A wszystko to po to, aby wyborca miał możliwość oceny,porównania i w końcu na tej podstawie zdecydowania na kogo odda swój głos.
    Wracając do tematu finansowania kampanii wyborczej, wszelkie działania podejmowane przez partie w tym zakresie mogą być finansowane jedynie ze składek członkowskich.
    Z kolei sposób opłacania osób w takich organach państwa jak sejm, senat, kierownicze stanowiska w rządzie, urzędach marszałkowskich i wojewódzkich, – tu: rządzący – mógłby wyglądać następująco: – rządzący otrzymują tylko część przysługujących im apanaży w wysokości np. do dwóch średnich krajowych miesięcznie, pozostała część gromadzona jest na oprocentowanym rachunku bankowym. Tak przez całą kadencję. Opozycja otrzymuje w tym systemie np. 75% należnej kasy – aby była opozycją konstruktywną. GUS, PKW a może i NIK – dokumentują realizację programu wyborczego za okres połowy i całej kadencji. Jeżeli program jest zrealizowany za połowę kadencji, nic się nie zmienia, każdy robi swoje. Jeżeli nie, wtedy ” rządzącym” dziękujemy za ” już” i PKW zarządza nowe wybory, a kasa gromadzona na kontach ” rządzących” i opozycji zasila fundusz wyborczy. Podobnie na koniec kadencji – jest zrealizowany program – są pieniążki, nie ma zrealizowanych obietnic – pracowaliście państwo za mniejsze pieniądze. Otrzymywanie dodatkowych pieniędzy do wysokości pełnej pensji wymagałoby oddzielnych unormowań z bankiem – tu nieoprocentowany imienny kredyt, gdzie w przypadku szczęśliwego zrealizowania programu wyborczego – spłacony pieniędzmi gromadzonymi na wcześniej wspomnianym rachunku / to co powyżej dwóch średnich krajowych lub 75% /.
    Zalety takiego systemu:
    – Programy muszą być opracowane i dopracowane tak, aby były do zaakceptowania przez wyborców i możliwe do zrealizowania,
    – System wymusi oddanie władzy w ręce osób kompetentnych,
    – Ziściłaby się idea wydawania publicznych pieniędzy jako zapłata za dzieło,
    – Oszczędności budżetowe,
    – Poprawa sprawności rządzenia,
    – Wzrost poczucia podmiotowości u wyborcy i poprawa stanu kultury politycznej.

  7. (2292.) REALISTYCZNE PLANOWANIE BUDŻETOWE CZY PO PROSTU SKUTECZNA POLITYKA?
    Na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko, od mapą z odwiedzonymi krajami, internauta umieścił wpis, który cytuję:
    Kajetan Kajetanowicz Panie Profesorze, dziś w PB jest artykuł o “prognozach” ministrów. Jest też o panu. Można prosić o komentarz? http://www.gazetaprawna.pl/galerie/723659,duze-zdjecie,2,najbardziej_optymistyczni_ministrowie_finansow_w_iii_rp_sprawdz_o_ile_sie_pomylili_planujac_budzet.html
    Cóż tu komentować? Widzimy, że pod moim zdjęciem jest informacja, że w czterech budżetach, które przygotowałem, w sumie zabrakło tylko 4,5 miliarda złotych, a więc zaledwie śladowy 1 miliard rocznie! Gdzież mi zatem do moich kolegów po fachu… Czyżby zaiste moje planowanie budżetowe było aż tak perfekcyjne?
    Ważniejsze jest wszakże polityka, a nie sam plan. Tu chodzi przede wszystkim nie o błędy prognozy, które „Puls Biznesu” wytyka innym ministrom finansów, lecz o błędy polityki gospodarczej. Zajęcie w tym rankingu 5-go, ostatniego miejsca, oznacza, że byłem najmniej „optymistyczny”, czyli najbardziej realistyczny, bo rzeczywistość w najmniejszym stopniu odchyliła się od jej założonego kształtu. Tak więc „DGP” przyznała 1-sze miejsce na podium…
    Nic dziwnego, skora lata „Strategii dla Polski” 1994-97 i ponownie początek wdrażania „Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” 2002-03 to z gospodarczego, w tym finansowego punktu widzenia były najlepsze lata minionego prawie ćwierćwiecza. Ranking „Pulsu Biznesu” i „Dziennika Gazety Prawnej” chcąc, nie chcąc, tylko to potwierdza

  8. (2291) If you are interesting in the matter of differences between the ways the Asians, especially of the East, the Chinese, Japanese, and Koreans) and the Westerners reason, this is the book worth reading. It’s fascinating to take a deeper look how the ancient times, of Confucius in China and Aristotle in Greece, have influenced the way we see the world contemporary. After reading the book “The Geography of Thought. How Asians and Westerners Think differently… and Why” by Richard E. Nisbett (Free Press, New York, 2003, s. 264) you will be able to see the current state of affairs in somehow different, that is more accurate way.

    The authors, based on comprehensive comparative studies, “observes: “…the social organization and practices of modern Asians resemble those of the ancient Chinese and the social organization and practices of modern Europe resemble those of the ancient Greece. …the modern Asians, like the ancient Chinese, view the world in holistic terms: They see a great deal of the field, especially background events; they regard the world as complex and highly changeable and its components as interrelated; they see events as moving in cycles between extremes; and they feel that control over events requires coordination with others. Modern Westerners, like the ancient Greeks, see the world in analytic, atomistic terms; they see objects as discrete and separate from their environments; they see events as moving in linear fashion when they move at all; and they feel themselves to be personally in control of events even when they are not. Not only are worldviews different in a conceptual way, but also the world is literally viewed in different ways. Asians see the big picture and they see objects in relation to their environments. Westerners focus on objects while slighting the field and they literally see fewer objects and relationships in the environment than do Asians.” (p. 108-9)

    It seems to me that I must be both, one in two at the same time: the Westerner and the Easterner…

    So, read this thought-provoking book, and then, while travelling or doing business between so-called East and West, we should be more rational, though not always in an identical way.
    .

  9. (2290.) Szanowny Panie Profesorze, W Chinach panuje gospodarka typu “centralnie planowanej”, u nas totalnie zdegradowanej i wyszydzanej. I funkcjonuje to jak widać bardzo skutecznie. Czy przy okazji wizyt w Chinach i wszechstronnych kontaktów z liderami gospodarki nie dopytywał Pan jak oni to robią? Kto rządzi gospodarką tak ogromnego kraju, stabilnie bez kryzysów, awantur lub katastrof. Czy są to partyjni aparatczycy z awansu społecznego lub kanap partyjnych, czy doskonale przygotowane kadry wszechstronnie wykształcone i wyselekcjonowane? Czy korzystają oni wciąż z doświadczeń Konfucjusza? Wiele pytań i niewiadomych. Czy może gdzieś to opisano? Czy 21 letni młodzieniec może tam być doradcą ministra? Pozdrawiam

  10. (2289) MEETING THE CHINA’S PRIME MINISTER, MR. LI KEQIANG
    While recently in Beijing, I have had a privilege to meet the new Prime Minister of China, Mr. Li Keqiang. We agree that if the rebalancing of Chinese economy will be conducted successfully and if the West will be able to avoid economic depression, there is a chance to sustain this year GDP growth – 7.5 percent – for 10 years and, hence, double it during the next decade.
    Paying the working visits to China since 1989, I am indeed impressed how the leading policymakers and economists always are able to ask proper questions at the right time. This time the questions are about the way the economy must be rebalanced and the policy to reverse growing income inequality. There is plenty of other problems too, but the new Chinese leadership is fully aware of the challenges.

  11. (2288.) SPOTKANIE Z PREMIEREM CHIN
    Goszcząc ponownie w Pekinie, spotkałem się z nowym premierem Chin, Li Keqiangiem. Korzystając ze sposobności, wręczyłem mu moją ostatnią książkę w języku chińskim pt. „Zhen Xiang, Miu Wu yu Huang Yan. Duo Bian Shi Jie Zhong de Zheng Zhi yu Jing Ji” (http://product.dangdang.com/product.aspx?product_id=22538463); to tłumaczenie „Wędrującego świata”. Postępuję sprawiedliwie, bo poprzedniemu premierowi, Wen Jiabao, dałem moje dwie wcześniejsze książki po chińsku: “Quan Qiu Hua Yu Hou She Hui Zhu Yi Guo Jia Da Yu Ce, Shi Jie Zhi Shi Chu Ban She” oraz “Cong Xiu ke Dao Liao fa: Hou she hui zhu yi de Zheng zhi jin gji” (http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/Premier_Jiabao_WEN.jpg). Przecież warto eksportować polską postępową myśli społeczno-ekonomiczną, czyż nie?
    Z premierem Li rozmawialiśmy o uwarunkowaniach i perspektywach utrzymania przez Chiny wysokiej dynamiki gospodarczej, co ma ogromne znaczenie również dla całej gospodarki światowej. Zgodziliśmy się, że jeśli uda się realizowany obecnie manewr gospodarczy, określany jako „równoważenie” (ang. „rebalancing”), i o ile nie dojdzie do załamania i depresji na Zachodzie, to Chiny mają szansę utrzymać tegoroczne tempo wzrostu PKB w wysokości 7,5 procent (tyle zaplanowano na rok 2013, tyle będzie) przez kolejne 10 lat. Gdyby tak się stało, to jeszcze przed połową następnej dekady PKB na mieszkańca Chin (a będzie ich wtedy ponad 1,4 miliarda…) sięgnie obecnego polskiego poziomu, przekraczając 20 tysięcy dolarów (licząc parytetem siły nabywczej).
    Premier Li Keqiang jest nie tylko w pełni świadomy problemów i zagrożeń chińskiej gospodarki, ale ma pragmatyczne i merytoryczne podejście do ich rozwiązywania. Kontynuowana jest polityka przesuwania popytu z zagranicy w stronę rynku wewnętrznego i z inwestycji do konsumpcji, trwa umiarkowana polityka aprecjacji juana (RMB), co doradzałem już kilka lat temu (chińska waluta jest obecnie o ponad jedną trzecią mocniejsza niż w roku 2005), przyhamowany został proces zadłużania się władz lokalnych i municypalnych, zliberalizowane zostały zasady ustalania przez banki stóp procentowych, podejmowane są wysiłki na rzecz przyspieszenie tempa wzrostu dochodów uboższej ludności w celu zmniejszania nadmiernego zróżnicowania materialnego rozwarstwienia ludności (to uważam za chiński problem numer 1), intensyfikowane są działania na rzecz poprawy stanu środowiska, choć akurat nie można było tego odczuć w przykrytym w czasie mego pobytu smogiem Pekinie.
    Problemów jest mnóstwo, ale – raz jeszcze – jeśli polityka gospodarcza prawidłowo formułuje swoje cele, nie myląc ich ze środkami, i zarazem opiera się na poprawnym rozumowaniu teoretycznym, na dobrej ekonomii, są poważne szanse na ich sukcesywne przezwyciężanie. Co zawsze wzbudza moje uznanie u Chińczyków, to umiejętność zadawania przez ich czołowych polityków i ekonomistów właściwych pytań we właściwym czasie, a obserwuję to konsekwentnie i czynnie już od 1989 roku, kiedy odwiedziłem ten wielki kraj po raz pierwszy. Tak było i tym razem podczas spotkania z premierem Li Keqiangiem.

  12. (2287.) Catching-up in the emancipating economies
    How fast? How far?

    Looking at things from the perspective of development economics and political economy of the future, I suggest we talk of “emancipating” economies. It’s a huge difference compared to “emerging” markets, as this time they are treated like subjects rather than objects. While in the case of “emerging markets” society is something less significant, a part of the game where the lynchpin is speculation, money and profits, then with respect to an “emancipating economy”, society becomes crucial. The lynchpin here is a society that allocates its resources. Obviously, one existing in market economy conditions, in financial environment, without turning our back to the unavoidable market speculations and pursuit of gain, but also without submitting to them as the master of the whole system.

    Emancipating economies

    What does it implicate for the future? How may the position of respective country groups in the world evolve? Will the earlier division into “three worlds” disappear completely and will the present division into “two worlds” of highly developed countries and “emerging markets” fade away? Will the future course of globalization contribute to these differences vanishing gradually?
    Undoubtedly, with reference to emancipating countries, these processes must continue for many, many years to come, while keeping a fast economic growth. In this case, there will be no development and progress without a significant increase in the output. What does a “fast growth” mean? It’s not an absolute but rather a relative term. “Fast” should be defined as emancipating economies growing twice, three times higher than rich countries that enjoy a GDP per capita of USD 30 thousand. This means a growth dynamic of almost the double of the world average. In terms of quality, fast growth is a rate which provides economies at a medium level of development with a chance to achieve the present level of highly developed countries over the span of one or two generations and, in a similar time horizon, poorly developed countries with a chance to achieve the level now typical of medium developed countries.

    Doubling the income in one decade

    Let’s emphasize the power of the compound interest here. To double the income level in just one decade, an average annual growth of 7.2 per cent is enough. To double the output level in twenty years, you need to maintain an average of 3.5 per cent rate. In the former case, after half a century the income is 32 times higher (sic!), in the latter it’s also higher, by a pretty impressive 460 per cent. Let’s stress, right away, that, in the economic practice, the dynamic of the former kind is impossible in such a long period on a macro scale, while nearly a six-fold increase of production in five decades under certain very favorable circumstances should not be ruled out. Of course, this observation does not hold good for the world as a whole, as in this case maintaining such a high growth rate for the whole fifty years is neither possible, nor desirable. There are emancipating countries that are able to double their income, and, at the same time, consumption, although this is neither automatic nor tantamount, in just one decade, for example Taiwan in the past, and Vietnam recently.
    In my country, in Poland – where I had been four times at the helm of economic policy as the deputy prime minister and minister of finance – when the mid-term reform and development program was underway in the years 1994-97, known as the “Strategy for Poland”, the average GDP growth per capita was 6.4 per cent and by the end of that period, it stood at 7.5 per cent. So it would be enough to maintain that dynamic to get the income twice as high in 2007 and fourth as high in 2017. Instead of being still an “emerging market”, Poland could have already become an emancipated economy.

    Policy and politics versus growth and development

    Unfortunately, a faulty economic policy based on wrong economic theories and with badly formulated goals, made it impossible. Even if objective external circumstances also had some adverse effect, then, undoubtedly, chances were wasted mostly due to subjective errors caused sometimes by the neoliberal bias, some other times by populism, and yet some other times, worse, by a hybrid mutation of them both. This was particularly the case during the rule of post-Solidarity AWS–UW (Solidarity Electoral Action – Freedom Union) coalition in the years 1998-2001, as a result of which the growth rate fell in the last quarter of 2001 down to the stagnation-level of 0.2 per cent. It turns out that when somebody can commit enough errors in the economic policy, then they will manage, in four years, to drag a country down from a fast growth path of 7.5 per cent to a stagnation of measly 0.2 per cent. Hence, no way to catch-up.
    Yet there are some countries able to catch-up with the advanced economies. Just in 2003 the per capita GDP in China stood at modest 8 percent of the American GDP. In 20123 it is approaching 20 percent. Quite remarkable, isn’t it? But is such a trajectory sustainable? Only to the extent and at much slower pace in the foreseeable future. I don’t think there is a serious risk for China for so-called hard-lending, yet there is for sure coming a period of slower than in the rent past growth. It’s disputable what “Hard-lending” implies, but I agree with my friend, the leading Chinese economist, professor Justin Yifu Lin, that slowing down below annual rate of growth of 5 percent would be indeed a sort of hard-lending.

    What economic growth for China?

    While I visited recently Beijing again, I had also a chance to meet and chat with China’s Prime Minister, Mr. Li Keqiang. I do agree also with him, that there is a chance for sustaining the average annual rate of growth around 7.5 percent for the next ten years. If this is going to be the case, the Chinese GDP per person, an purchasing power parity basis, PPP, will reach almost 20,000 USD in 2023. Consequently, the share of Chinese economy in the world output will be significantly larger than now, since the world economy most likely will expand by no more that 2.5-3 percent during the next decade. Such catching-up for China will be difficult yet feasible, and depending a lot on the success of undergoing rebalancing of the economy.
    Interestingly enough, “The Economist” weekly (“The Great Deceleration”, “The Economist”, July 27th, 2013) is somehow pessimistic towards the future. “China will be lucky if it manages to hit its official target of 7.5% growth in 2013, a far cry from the double-digit rates that the country had come to expect in the 2000s. Growth in India (around 5%), Brazil and Russia (around 2.5%) is barely half what it was at the height of the boom. Collectively, emerging markets may (just) match last year’s pace of 5%. That sounds fast compared with the sluggish rich world, but it is the slowest emerging-economy expansion in a decade, barring 2009 when the rich world slumped. This marks the end of the dramatic first phase of the emerging-market era, which saw such economies jump from 38% of world output to 50% (measured at purchasing-power parity, or PPP) over the past decade. Over the next ten years emerging economies will still rise, but more gradually. The immediate effect of this deceleration should be manageable. But the longer-term impact on the world economy will be profound.” Indeed, the time we must consider the long-term consequences of slowing down the pace of growth in the leading emancipating economies has already arrived.

  13. (2285.) Neoliberalna EU nakazała Polsce, wpisywanie do PKB dochodów z prostytucji, narkomani i innej zorganizowanej przestępczości. Nastąpiło pełne zlanie interesów banksterów i rządów. W następnym etapie rozwiążą pewnie policje by nie osłabiać wzrostu PKB. Na JN1 mignęło że Izrael zaprzestał liczenia PKB z powodu złego oddawania przez ten wskaźnik sytuacji gospodarczej kraju. Czy to prawda? W naszych “wolnych ” mediach nic o tym nie ma.

    • (2286.) Liczyć PKB to rząd Izraela na 100% liczy. Tylko nie publikuje aby nie utrudniać sobie życia. Nasz rząd też by zapewne tak chciał. Nie było by problemu z “barierami bezpieczeństwa”. Wystarczyłoby opublikować w wolnych mediach że jest dobrze a będzie jeszcze lepiej..

  14. (2284.) Szanowny Panie Profesorze, Tuż przed przeczytaniem interesującego wywiadu we WPROST oglądałem długi i ważny film na PLANETE pt. “Pieniądz rządzi światem”. http://www.planeteplus.pl/dokument-zeitgeist-pieniadz-rzadzi-swiatem_40718. Film zawiera elementy rzetelnej prawdy ale także posuwa się w regiony teorii spiskowych lub utopii. Internet, telefonia komórkowa i drony także były nie tak dawno jeszcze wymysłami utopii. Moim zdaniem dopuszczalne w tego typu publicystyce. Przerażającej publicystyce. Powinien Pan znaleźć czas i zobaczyć ten film. Także inne z tego cyklu. Przyszłe Pana dzieła będą wówczas zawierać zupełnie inne akcenty. O ile jeszcze Pan zdąży.

  15. (2283.) CZAS NA REWOLUCJĘ? (c.d.)

    “Otumanianie ma granice” – pod takim tytułem tygodnik WPROST opublikował wywiad, którego udzieliłem redaktorowi Rafałowi Piserze (http://tiger.edu.pl/kolodko/wywiady/wprost-VII.pdf). Rozmowa zaczyna się od odpowiedzi na pytanie redakcji: „W swojej ostatniej książce „Dokąd zmierza świat” krytykuje pan analityków i ekonomistów za to, że są gotowi powiedzieć i udowodnić każdą brednię, jeśli to jest wygodne dla ich mocodawców.”
    Odpowiedziałem: „No, jednak nie każdą brednię. Otumanianie ma granice, bo ludzie są przecież coraz bardziej wykształceni.” Sądzę, że coraz powszechniejsze jest zorientowanie się społeczeństwa co do istoty obecnej wpadki rządu oraz jego propagandystów i apologetów, także wielu „znanych ekonomistów” i ich internetowych papug.
    Znajduje się tam i takie stwierdzenie: „Sytuacja jest przedrewolucyjna. Przecież oprócz arogancji władzy to właśnie zbyt duże nierówności dochodowe leżały u źródeł arabskiej wiosny, protestów w Turcji czy Brazylii, a także nie pierwszego (i nie ostatniego) strajku w Polsce. U nas też może wybuchnąć jakaś wiosna”.

  16. (2282.) Szanowny Panie Profesorze, Przez dwa ostatnie wieczory słuchałem Pana wypowiedzi na prywatnych tabloidach telewizyjnych. Całe szczęście, że ci niby dziennikarze pozwolili Panu na dość swobodne kontynuowanie wypowiedzi. Oglądałem Pana jako przyszłego premiera, a co najmniej wicepremiera. Jako że znałem wszystkie Pana ostatnie dzieła, treść wypowiedzi nie była dla mnie niespodzianką. Aczkolwiek z wielkim zawodem dostrzegam brak w nich sięgnięcia do sedna problemu, czyli do samej doktryny neoliberalnej i jej karykatury w rodzimym wydaniu. Potwierdza Pan tym samym myśl Baumana, że w sumie jest wszystko OK, tylko Pan to zrobi lepiej. Tak jak czyni to dzisiejsza lewica. Całe Pana rozumowanie gubi sens podstawowy czyli prymatu człowieka nad PKB. Czytałem dziś wypowiedź prasową Profesora Kuźniara. /GW/ Niby doradca Komorowskiego, neoliberała, a jakże inaczej i trafnie. Pisze: „Proszę spojrzeć na dzisiejszy kryzys gospodarczy i jego rezultaty. Ci, którzy go wywołali, nie ponieśli żadnych konsekwencji, wciąż dyktują społeczeństwu swoje zasady. Neoliberalizm ze swoimi wypaczeniami stale działa jak dogmat, mimo, że jest odpowiedzialny za wykolejenie finansów Zachodu i kryzys gospodarczy, najgłębszy od 1929 roku. Świat finansów wciąż dominuje nad realną gospodarką, cały przemysł derywatów został nietknięty. Więc ja nie do końca jestem pewien, czy żyjemy nadal w krajach demokratycznych….” W przejmującym filmie pt „Żądza bankiera” bohater zwraca się do widzów: „Będziemy się bawić dalej, aż to wszystko pieprznie”

  17. (2281.) Szanowny Panie Profesorze,
    piszę tylko dlatego żeby Panu powiedzieć, ze Pana bardzo lubię i szanuję. Nie znam się na ekonomii, jestem doktorem prawa, ale pana wypowiedzi sa dla mnie logiczne i jasne. Ale do napisania tego maila skłoniło mnie to czego dowiedziałam się dziś, że jest Pan wege! Ja od 20 lat również nie jem mięsa i aż boli mnie świadomość, jak mało ludzi podziela moje przekonania o tym, że zwierzęta zasługują na szacunek.
    Serdecznie pozdrawiam i życzę sukcesów
    Ola

  18. (2280.) Rząd jest nagi

    Zaoferowane nam przez ministra finansów zamiast sezonu ogórkowego letnie “atrakcje” budżetowe to nie tyle błąd prognozy, ile błąd polityki. Rządowi ekonomiści i ich medialne propagandowe zaplecze (coraz słabsze w obliczu niepowodzenia i powoli wycofujące się z wcześniej zajmowanych pozycji) usiłują argumentować, że obszar niepewności jest tak olbrzymi, iż nie sposób było prawidłowo przewidzieć kształtowanie się makroproporcji gospodarczych i stąd wzięło się załamanie budżetu. Oczywiste nieprawda; można było i należało to uczynić, jak zresztą robił to niejeden rzetelny analityk i ekonomista. To załamanie na poważną skalę, największą od czasów tzw. dziury Bauca, którą zrobił swą szkodliwą polityką w końcu lat 1990. L. Balcerowicz. Historia jakby się powtarza, tyle że tym razem jest to „dziura Rostowskiego”, bo ten nie zdążył uciec i resztki sprzyjających mu mediów nie mogą zwalać odpowiedzialności na jego następcę, choć nadejście nowego ministra finansów to już nieodległa sprawa.

    Błąd prognozy czy polityki?

    Miałem okazję niedawno spotkać się z premier Chin, Li Keqiangiem, z którym dyskutowaliśmy o uwarunkowaniach i perspektywach rozwoju chińskiej gospodarki oraz jej implikacjach dla gospodarki światowej. Podzielam pogląd, że możliwe jest utrzymanie tempa wzrostu PKB w latach 2013-22, a więc przez następną dekadę, na poziomie około 7,5 procent średnio rocznie. Dałoby to podwojenie obecnego poziomu dochodu narodowego na głowę (do poziomu bliskiego obecnemu w Polsce), tyle że za lat dziesięć tych chińskich głów będzie z górą miliard 400 milionów. Co zaś tyczy się bieżącego roku, to nadal rząd Chin przewiduje – i słusznie – przyrost PKB o 7,5 procent; tak jak to założył wcześniej. Natomiast nasz rząd już po niespełna pół roku od przepchnięcia (bo to było przepchnięcie) przez parlament źle przygotowanego budżetu rewiduje prognozę – własną, nie cudzą – dzieląc zakładany wskaźnik przez ponad dwa. Miało być 2,5 procent, dobrze będzie, jak nie będzie mniej niż 1 procent…
    Co do błędu prognozy, to przecież nie tylko ja pisałem już pół roku temu, że budżet na rok 2013 oparty jest na fałszywych założeniach i będzie latem nowelizowany. Jest niedobrze, ale bynajmniej nie ma powodów do paniki. Opinie niektórych “znanych ekonomistów”, że Polska gospodarka już jakoby weszła na grecką ścieżkę, są nieodpowiedzialne. Szkoda, że wtedy gdy należało zgłaszać alternatywne propozycje, uprawiali apologetykę nadwiślańskiego neoliberalizmu, którego błędu leżą u podstaw obecnego kryzysu.

    Topniejące baza podatkowa

    Baza podatkowa wskutek pogarszających koniunkturę błędów polityki makroekonomicznej, również po stronie polityki pieniężnej NBP, jak i wadliwych rozwiązań systemowych, m. in. pozbawiających budżet niebagatelnych wpływów z VAT-u, uległa dramatycznemu zawężeniu. Różnica pomiędzy planowanymi dochodami budżetowymi, nierealistycznie zakładanymi jeszcze pół roku temu na dużo wyższym poziomie, a ich rzeczywistym poziomem jest ogromna. Faktycznie sięga aż 29 miliardów złotych, gdy uwzględnić wpłatę z zysku NBP w wysokości prawie 5 miliardów złotych. Innymi słowy, gdyby nie ten niezakładany przychód, deficyt wzrósłby w stosunku do planowanego o prawie 30, a nie o 25 miliardów złotych. To prawie 2 proc. PKB; ogromna dziura…
    Teraz już – w obliczu ideologicznej awersji rządu do zwiększania wpływów z podatków bądź niemożliwości ich podnoszenia w trakcie roku – oraz nieumiejętności zmniejszenia nadmiernych wydatków (wciąż jest ich wiele, jak chociażby wydatki zbrojeniowe czy niektóre pozycje alokowane na utrzymywanie rozdętej administracji centralnej i samorządowej, a także pewne rodzaje wydatków socjalnych, jak chociażby tzw. becikowe) – pozostało jedynie zwiększenie deficytu. Co oczywiste, pociąga to za sobą stosowny przyrost długu publicznego.

    Fundamentalne błędy rządowej polityki

    Tak więc rząd, chcąc nie chcąc, przyznaje się do fundamentalnego błędu swojej dotychczasowej polityki fiskalnej (podatki, transfery, wydatki, zarządzanie długiem publicznym). To nie są kwestie techniczne związane z zarządzaniem sektorem finansów publicznych. To blamaż źle pomyślanej i na dodatek źle realizowanej polityki gospodarczej.
    W podobnej sytuacji każdy normalny rząd uciekłby się również do podniesienia podatków od zamożniejszych warstw ludności, ale rząd PO-PSL unika tego jak diabeł święconej wody, bo kampania wyborcza przed serią czterech powszechnych wyborów w latach 2014-15 już rozwinęła swoje skrzydełka. Rząd też nie potrafi przeciwstawić się naciskom rozmaitych lobby. Toleruje bądź nawet wprowadza – jak na przykład w odniesieniu do obrotu wyrobami stalowymi w sektorze budownictwa, co pozbawiło tegoroczny budżet miliardowych dochodów – rozwiązania techniczne odnośnie do regulacji zobowiązań należności z tytułu podatku od wartości dodanej, VAT, które służą nie całej gospodarce i społeczeństwu, ale sprzyjają grupowym interesom.

    „Zielona wyspa” na oceanie światowej gospodarki

    Sytuacja komplikuje się ponadto zewnętrznie, gdyż obecnie rząd ogłasza, że zamierza podążać w zgoła odmiennym kierunku niż ten, który kilka zaledwie miesięcy temu zadeklarował nie tylko społeczeństwu polskiemu – i swoim ulubionym rynkom finansowym – lecz także Unii Europejskiej. Wkrótce po złożeniu na arenie międzynarodowej odmiennej co do treści deklaracji ogłasza się, że rzeczywistość „zielonej wyspy” jest istotnie gorsza niż ta uprzednio nagłaśniana, bo rząd jest nagi. No, prawie nagi. Jako że lato gorące, to jeszcze paraduje w bikini, ale już stoi w obliczu dylematu: góra czy dół? Proponuję wpierw dół, bo w telewizji nie będzie tego widać…

  19. (2279.) Szanowny Panie Profesorze
    W swojej książce “Świat na wyciągnięcie myśli” dokonał Pan krytyki zachowań racjonalnych w ekonomii w sposób, który, w mojej ocenie, nie do końca oddaje istotę sprawy. Wskazał Pan, iż zachowania racjonalne zależą od posiadanych informacji przybierających z czasem formę wiedzy. Zakwestionował Pan w ten sposób podstawowy paradygmat klasycznej ekonomii, głoszący, iż podstawą działalności gospodarczej jest racjonalność. Uważam, iż jest to niekompletne potraktowanie tematu. Klasyczna ekonomia traktuje zachowania nieracjonalne jako strategię przegraną, nie rozumiejąc zupełnie jak bardzo są one istotne. Otóż zachowania nieracjonalne tworzą kontekst do zachowań racjonalnych. Stanowią swoisty punkt odniesienia pozwalający zdefiniować zachowanie jako racjonalne. Właśnie kontekst jest tu istotą problemu. Otóż to czy zachowanie zostanie określone jako racjonalne zależy od kontekstu w jakim się je umieści. To samo zachowanie może być racjonalne lub nieracjonalne np: podniesienie stóp procentowych w sytuacji spowolnienia gospodarczego jest zachowaniem nieracjonalnym i stanowi kategorię kontekstu dla zachowań racjonalnych – takich, które w tym kontekście pozwolą odnieść sukces. Z drugiej strony, to samo podniesienie stóp procentowych w sytuacji wysokiej inflacji, jest zachowaniem racjonalnym pozwalającym zapobiegać zachowaniom nieracjonalnym. Należy zwrócić uwagę, iż to właśnie zachowania nieracjonalne stanowiące kontekst dla zachowań racjonalnych kierunkują je poprzez oddziaływanie zwrotne. Tylko szczegółowa analiza zachowań nieracjonalnych pozwoli nam odpowiednio wywarzyć zachowanie racjonalne. Błąd ekonomii klasycznej polega właśnie na niedocenieniu zachowań nieracjonalnych przy podejmowaniu decyzji. Dlatego uważam, iż to rozumienie i analiza decyzji nieracjonalnych – ich motywów oraz wynikających z nich procesów stanowi istotę działań racjonalnych, a nie posiadanie informacji. Ostatni kryzys dobitnie pokazuje jak działania nieracjonalne tworzą kontekst współczesnej rzeczywistości oraz jak ciężko w tym kontekście podjąć działanie racjonalne. Jednocześnie widać, jak brak analizy zachowań nieracjonalnych powoduje, iż mimo dobrych chęci podjęcia decyzji racjonalnych, podejmuje się decyzje nieracjonalne, które pogłębiają jedynie kryzys. W tym ujęciu informacja stanowi jedynie element, który może wpłynąć na proces decyzyjny, ale sama w sobie zależna jest właśnie od kontekstu. Zaznaczam jedynie mój punkt widzenia ze względu na ograniczoną formę wypowiedzi, jaką jest blog. Zwrócić by należało jeszcze uwagę na relatywizm zachowań racjonalnych, ekonomikę zachowań nieracjonalnych, strukturę kontekstu wynikającego z zachowań nieracjonalnych oraz jego dynamikę, jak również ująć to wszystko z punktu widzenia systemu. No i najważniejsza rzecz to kwestia definiowania zachowań jako racjonalnych i nieracjonalnych – kto tego dokonuje, na jakiej podstawie i w odniesieniu do czego. Generalnie temat bardzo złożony i wcale nie taki oczywisty.
    pozdrawiam
    Krzysztof Pędziszewski

  20. (2278.) Dziekuje za wyjasnienie Pana pogladu na temat szkoły austryjackiej.
    Kiedyś pisałem ze równiez mnie od czsu do czsu przekonuja. Akurat nie o Heyka mi chodzi bo rzeczywiscie zajmował sie innymi problemami dla jego epoki. Chodzi mi o wpółczesnego mysliciela tej szkoły Murraya Rothbarda. Napisał kilka ciekawych ksiazek i to raczej on mnie przekonuje o destrukcyjnej roli Panstwa w gospodarce. Ja nie mówi ze Panstwo jest zawsze złe i be ale chodzi im o sytuacje jaka mamy obecnie ze korporacje przejeły Panstwo i poprzez prawo wpływają na społeczności dla własnych celów i korzyści i tak rozumie szkołe austyjacka jak pisze Rothbard.
    Jakby Pan znalazł jeszcze chwile czasu na tego autora.

    Dziekuje i pozdrawiam.
    Ps. Pana ksiażki równiez sa bardzo interesujące :)

  21. (2277.) Awans kierunku finanse w rankingu „Financial Times”. Dyplom z certyfikatem ACCA gwarancją wyższych zarobków. 19. miejsce na świecie przyznał „Financial Times” studiom magisterskim z finansów prowadzonym przez Akademię Leona Koźmińskiego (ALK) w Warszawie. Rok wcześniej „FT” sklasyfikował ten sam kierunek jako 21. na świecie. Opublikowany 24 czerwca br. ranking otwierają najlepsze uczelnie europejskie z HEC Paris na czele. Przy ocenie „FT” analizuje poziom kształcenia, osiągnięcia naukowe wykładowców, mobilność studentów, możliwość odbywania praktyk, umiędzynarodowienie uczelni, a nawet zróżnicowanie kadry dydaktycznej i studentów pod względem płci. Jednym z najistotniejszych czynników jest kariera absolwentów trzy miesiące po ukończeniu studiów, wyrażająca się wskaźnikiem zatrudnienia.
    (Więcej zob. http://rankings.ft.com/businessschoolrankings/masters-in-finance-pre-experience-2013)

  22. (2276.) The Kozminski University Program in Finance advanced to global top 20 in the “Financial Times” Global Masters in Finance ranking. This degree certified by the ACCA has a guarantee of higher income. 19th place in the world, that is the position of Kozminski University Master Program in Finance according to the new “Financial Times” ranking. Last year the program ranked 21st in the world. The ranking, published on June 24th, 2013 includes the best European universities such as HEC Paris, which took first place. In the process of evaluation “FT” analyzes the level of quality of educational services, academic achievements of faculty, student mobility, internship opportunities, the internationalization of a university, even gender diversity of faculty and students. One of the most important criterions is alumni careers three months after graduation, expressed as the level of employment.
    (More see http://rankings.ft.com/businessschoolrankings/masters-in-finance-pre-experience-2013)

  23. (2275.) Jedną z najważniejszych w mojej ocenie myśli zawartych w “Wędrującym Świecie” jest wyliczenie, w którym dowodzi Pan, że aby cały świat mógł się charakteryzować północnoamerykańskim stopniem produkcji i konsumpcji trzeba by mieć zasoby trzykrotnie większe niż cała Ziemia. Niestety w moim wydaniu książki nie ma żadnego wytłumaczenia ani przypisu skąd czerpie Pan dane w tym zakresie. Dobrze byłoby znać więcej szczegółów zanim zacznie się tę myśl cytować.

    Pozdrawiam serdecznie i gratuluję ważnej książki

  24. (2274.) Szanowny Panie Profesorze, Miałem przyjemność przeczytania wszystkie trzy ostatnie Pana dzieła. Przeczytałem także dla uzupełnienia mojej amatorskiej wiedzy wiele publikacji ekonomicznych autorów polskich i obcych. Ostatnio Krugmana o tym jak wyjść z kryzysu. Niestety ani u Pana ani nigdzie indziej odpowiedzi nie znalazłem . Wygląda na to, że kryzys stał się stałą cechą dzisiejszego świata, dla niewielu jest dobrym sposobem na życie, dla większości jest drogą do nędzy i wykluczenia. Pan przynajmniej winę za to przenosi na doktrynę neoliberalną. Jedna z przyczyn tego stanu tkwi w samej terminologii. Dla wielu pojęcia takie jak liberalizm, neoliberalizm, neoklasycyzm, libertarianizm albo nic nie znaczą, albo są synonimami, albo znaczą zupełnie co innego w Europie, USA lub gdzie indziej. Co innego znaczyły także w historii, o czym pisze w ciekawym eseju o liberalizmie Lucien Seve w czerwcowym Le Monde Diplomatique. Dla dobra sprawy należałoby moim zdaniem nadać definicji liberalizmu i neoliberalizmu bardziej czytelne określenia, wyróżniające ich rzeczywisty charakter i zgubne znaczenie dla współczesnych pokoleń. To samo dotyczy innych terminów w neoliberalnym żargonie jak np deregulacja, restrukturyzacja, dostosowanie strukturalne i wiele innych zaklęć niepojętych dla normalnego człowieka. Niestety dostrzegam także niby drobne zgrzyty. W promocji jednej z książek posługuje się Pan opinią Kissingera. Postaci fatalnej w historii, któremu przypisuje się śmierć “milionów” w tym zabicie Allende. Nie przystoi humaniście. W tej sytuacji godziłby się Pan na przyznanie Nobla Obamie.

  25. (2273.) Atak neoliberalnych trolli, czyli dlaczego rozprawiam się z prawicowym populizmem

    W ślad za moją notatką o błędności i szkodliwości neoliberalizmu oraz masową – i agresywną, trzeba podkreślić – na nią reakcją na profilu http://www.facebook.com/kolodko otrzymałem taki oto e-mail, za który uprzejmie dziękuję:
    „Panie Profesorze,
    Zauważyłem, że na wzięły sobie Pana na cel libertariańskie trolle. Czy tego chcemy czy nie, szkoła austriacka w swojej najbardziej radykalnej odmianie zaczyna stanowić w polskim internecie coś w rodzaju ekonomii ludowej, podobnie jak swego czasu popularna w USA szkoła podażowa, z którą ochoczo rozprawia się tam prof. Krugman. Także u nas ktoś powinien rozprawić się z tymi populistycznymi doktrynami, zanim nabiorą one większej popularności.
    Zgadzam się z pańską interpretacją dorobku Hayeka. Potwierdzenie znajdujemy w jego dziełach. U Hayeka dzięki systemowi cen rynek efektywnie posiada całą niezbędną informację, tak jak Pan o opisuje. Nawet posuwa się do stwierdzenia, że w efekcie rynek działa jak jeden umysł posiadający pełną informację.”

    Jeden z internautów – Pan Mikołaj Kobryński – stwierdził: „Widząc powyższe komentarze, naprawdę dziwię się, jak pan profesor dał się wciągnąć w tak jałową dyskusję.”. Cóż, usunąwszy kilka ordynarnych i chamskich wpisów, bo nie tej stronie na nie miejsce, oraz przeczytawszy parę epitetów i natarczywych wycieczek osobistych, podjąłem merytoryczną polemikę, udzielając odpowiedzi na wątpliwości i pytania. Tam, gdzie one były, bo najczęściej to mnie pouczano, grzmiąc przy okazji, że jestem jakoby jedną z najnieprzyjemniejszych osób”. To pewnie też element kultury tychże trolli. Komentarzy pojawiło się pod moimi trzema notatkami sto kilkadziesiąt i choć one tam są, to krótką żyją. Dlatego też kilka z nich wyciągam tutaj na wierzch, aby w tym dyskusyjnym ferworze nie przeszły nie zauważone. Tym bardziej, że nie zgadzam się z tymi z Państwa, którzy zarzucacie mi, że szkoda na dyskusję z tymi „trollami” czasu. Nie szkoda, gdyż co najmniej kliku zaczęło wątpić w słuszność swoich dotychczasowych poglądów, które przecież ktoś im wmówił. Teraz pewnie się zastanawiają, jak to się stało, że tak łatwo dali się zwieść neoliberalnej indoktrynacji.

    I raz jeszcze w tym miejscu. Neoliberalizm to nie wolny rynek, to nie liberalizm. To jego dewiacja, która żerując na pięknych liberalnych ideałach – takich jak wolność, swoboda wyboru, demokracja, prywatna własność, konkurencja, przedsiębiorczość – poprzez redystrybucję fiskalną, a przede wszystkim osłabianie państwa (ma być „małe”, aby było słabe, niezdolne do stosownej regulacji rynków) służy wzbogacaniu nielicznych kosztem większości. Jest to udowodnione teoretycznie i łatwo weryfikowalne statystycznie. Wystarczy przypomnieć, że neoliberalizm – prowadząc do amerykańskiego, i w ślad za tym światowego kryzysu już nie tylko gospodarczego – podniósł udział 1 proc. najbogatszych Amerykanów w PKB z około 9 proc. w roku 1980, roku zwycięstwa Reagana, do około 23 proc. w roku 2007, w przeddzień kryzysowej eksplozji.

    Z kolei libertarianizm to nie liberalizm. O ile ten pierwszy jest najzwyczajniej przejawem skrajnej ekonomicznej naiwności, ten drugi jest wyrafinowanie nieuczciwy, gdyż służy czemuś zgoła innemu, niż głosi, służby bowiem poprawie sytuacji nielicznych kosztem większości. Do tego potrzebne jest mu „małe” państwo, brak interwencji, zaniechanie regulacji. Oczywiście, naiwności neoliberalizmowi po części też nie brakuje, skoro chce jakoby zwiększać sprzedaż i produkcję, obniżając dochody i popyt, co jest powszechnym jego postulatem w dobie kryzysu. Dziś błąd takiego podejścia, w świetle pogłębiania się kryzysu nie tylko w Grecji czy Hiszpanii, pojęli nawet ortodoksi z MFW.

    To niesamowite, że nie pojmują tego nasi rodzimi neoliberałowie. Dlaczego ci starsi, jest oczywiste; żyją z tego. Natomiast ciekawe jest, że wciąż ich tak dużo pośród młodszych. Hurmem pojawili się także ostatnio na tej stronie; WITAMY! Pod niektórymi ich komentarzami pojawiało się od razu kilkanaście „like’ów”. Dzięki forom społecznościowym są lepiej zorganizowani niż kiedyś Komsomolcy. Jak to jest powiedziane w powyższym liście, neoliberalizm, posiłkujący się tendencyjnie interpretowaną tzw. szkołą austriacką ww ekonomii, to „coś w rodzaju ekonomii ludowej”. I dalej: „Także u nas ktoś powinien rozprawić się z tymi populistycznymi doktrynami, zanim nabiorą one większej popularności.” Tak, to jest populizm, tyle że prawicowy. Więc się z nim rozprawiam.

    O tym – i o wielu, wielu, bardzo wielu innych sprawach związanych z wyzwaniami, przed jakimi stoi Polska i świat, ekonomia i polityka, społeczeństwo i kultura, środowisko naturalne i technologia, migracje i bezpieczeństwo piszę w ostatnich książkach, ale gdy o tym przypominam, to trolle pouczają mnie, że niby nie wypada, że reklamuję. A ja po prostu radzę im, by jednak czytali trochę więcej niż tylko guru podsuwanych ich przez ich mentorów. Kto czyta (to co warto), naprawdę mniej błądzi.

    A oto kilka ciekawych komentarzy, które powtarzam w tym miejscu, aby i te nasz „libertariańskie trolle” pojęły jak najwięcej z tej dyskusji. Im szybciej, tym lepiej, bo sytuacja na świecie robi się już iście przedrewolucyjna.

    Thomas Kuczwalski Neoliberalizm to nie zaden porzadek gospodarczy oparty na nauce, lecz chaos (hulaj dusza piekla nie ma) ktory zawladnal swiatem po upadku centralnie planowanej gospodarki, tradycyjnie zacofanej cywilizacyjnie lecz dobrze uzbrojonej czesci swiata za tzw zelazna kurtyna. To syndrom zwolnionych wszelkich ograniczen, norm i standardow. To czas odrabiania straconych zyskow w powojennym okresie panstwa rownomiernie rozlozonego dobrobytu i geopolitycznie wymuszonych samo-ograniczen. Przypisywanie temu haniebnemu epizodowi cywilizacji czlowieka jakis naukowych podstaw to wygodne naduzycie.

    Aleksander Ksantopulos Szanowny Panie Profesorze. Miałem niewątpliwą przyjemność uczestniczenia niedawno na Pana przemówieniu na Politechnice Gdańskiej. Od tamtego czasu z przyjemnością przeglądam Pana wpisy na facebooku (oraz oglądam niesamowite zdjęcia, które “wrzucił” Pan ze wszystkich stron świata) i muszę się przyznać że czekałem na moment, w którym dojdzie do jakiejś konfrontacji z przedstawicielami ciemnej masy, która formowana jest przez “polityków” typu Korwin-Mikke. Zresztą podejrzewam, że ugrupowania te w wyborach nigdy nie wyjdą poza błąd statystyczny i ze swoimi utopijnymi hasłami mamić jedynie będą gimnazjalistów, licealistów lub też innych, zwykle rozgoryczonych ludzi. Podziwiam Pana, że chce się Panu odpowiadać na te wpisy. Marzy mi się również, prawdziwa konfrontacja Pana niesamowitej wiedzy z czołowymi przedstawicielami ugrupowań typu Nowa Prawica, podczas której/których ukazała by się cała głupota tego co głoszą Ci ludzie. Z poważaniem. PS. Czekam na kolejne zdjęcia z kolejnej wyprawy. ; )

    Katarzyna Borosiuk • mikroblog Neoliberalizm to doktryna prowadząca do faszyzmu i dążąca do zakłady ludzkości. Jak każda forma liberalizmu gospodarczego, tak nieuchronnie kończy się każde spuszczenie rynku ze smyczy państwa. Natomiast libertarianizm to ideologia, która trafia do umysłów słabo wykształconych proli, oparty jest na twierdzeniach typowych dla mitomanów i domorosłych onanistów. ZAORANE. EOT.

    Tomasz Ciborowski @Tomasz ‘Cieciu’ Malinowski Termin neoliberalizm nie jest stworzony przez propagandę mainstreamową czy socjalistów. Termin ten ukuł w 1938 r. niemiecki uczony Alexander Rüstow z Colloque Walter Lippmann. On uznał się za neoliberała, tj. kontynuatora i reformatora liberalizmu klasycznego. Wszystkie ruchy proliberalne zyskały ten termin, począwszy od marginalistów. Okazało się jednak, że ekonomiści innych nurtów i szkół nazwali go liberalizmem wulgarnym (patrz O. Lange – Ekonomia polityczna), ponieważ neoliberalizm wyrzekł się etycznej płaszczyzny życia gospdarczego, dając “uzasadnienie” dla najgorszych i najohydniejszych postępków. Dlatego neoliberalizm jest nacechowany pejoratywnie. Ideologia ta jest co roku przyczyną niepotrzebnych 30 mln zgonów kobiet i dzieci.

    Maciej Muszalski Panie Profesorze – z tzw. libertarianami i innymi piewcami zbrodniczego neoliberalizmu nie da sie dyskutowac. Ciezko jest prowadzic dyskusje ze zwolennikami strzelania do socjalistow (socjalista jest kazdy, kto nie godzi sie na neoliberalny kapitalizm) oraz dyktatury na wzor Pinocheta. To sa ludzie chorzy.Skrajnie egoistyczni i gotowi poswiecic cale narody dla realizacji swojej utopii. Historia zna takie ideologie i ich piewcow. Do ich “zrozumienia” pomocny jest ten film:http://www.youtube.com/watch?v=Jxq7hiHi1cE
    Podziwiam Pana za cierpliwosc i chec uświadamiania libertarian oraz wszelkiej masci neoliberalow.
    Libertariano-wolnorynkowcy pisza Panu o kryzysie i o bance kredytowej. Wielokrotnie widzialem ich komentarze. Wspolna ich cecha jest twierdzenie,ze to nadmierna regulacja sektora finansowego spowodowala kryzys. Pewnego dnia postanowilem zebrac pare opracowac i odpowiedziec im w ponizszy sposob (Nie jestem ekonomista,wiec i moje pojecie jest w tej dziedzinie bardziej oparte na obserwacji i dostepnych opracowaniach niz na usystematyzowanej wiedzy akademickiej.)
    Dedykuje to wszystkim neoliberalom.
    Deregulacja, ktorej nie bylo:
    Nie zarzucono poprawki Douglasa. Pozwalajac tym samym na ekspansje sektora bankowego wlasnie w obszary bez regulacji.
    Tak samo nigdy nie nastapila deregulacja w oparciu o Interstate Banking and Branching Efficiency Act of 1994
    Tak samo jak nie zmodyfikowano “National Bank Act” w celu uwolnienia mozliwosci inwestowania bankow w rozne “przedsięwzięcia” .
    Tak samo nie zaistnial Garn-St Germain Act z ztcp poczatku lat 80tych.
    Tak samo jak nigdy nie nastapil wzrost zyskow/ekonomiczny po wprowadzeniu tych deregulacji. Oczyciwicie byl to taki wzrost,ktory finalnie zakonczyl sie ostatnim kryzysem.
    Tak samo jak nigdy nie nastapila deregulacja londynskiej dzielnicy finansowej przez nigdy nieistniejaca M.Thatcher, a przeprowadzanej przez rowniez nieistniejacego Gordona Browna.
    Tak samo nigdy nie bylo orzeczenia “Securities and Exchange Commission” z chyba 2005 r. ,ktore to nigdy nie istniejac nie otworzylo drogi sektorowi do dalszego “rozwoju”.
    Tak samo nigdy nie zaistniala deregulacja zapisana w “Depository Institutions Deregulation and Monetary Control Act of 1980”
    Aha… i nigdy nie wykorzystano luki w Bank Holding Company Act of 1956 celem legalizacji dzialan uprzednio nielegalnych w swietle reguacji Glass-Steagall.
    Tak samo nigdy nie stworzono regulacji majacej na celu pomoc bankom (Community Reinvestment Act of 1977).
    Tak samo nigdy nie nastapila ustawa Sen. Phila Gramma,ktora dala pole do popisu sektorowi finansowemu ( Gramm-Leach-Bliley Act)… i wszystko za komunisty Clintona. Pssst tylko nikomu nie mowcie: w Kanadzie tez przeprowadzono deregulacje (w 2giej polowie lat 80tych)No i nie mowcie tez nikomu,ze ten komunista Regan tak regulowal,ze az deregulowal. PArkinson! God damn it! Prawda jest,ze nastapil wzrost aktow prawnych dotyczacych sektora finansowego (mowa o najwazniejszych krajach) ale ich wydzwiek mial charakter uwalniajacy,zdejmujacy kajdany z tegoz sektora, co w efekcie doprowadzilo nas do obecnego kryzysu.

    Karol Kalecki Dla mnie sprawa jest dość prosta. U Hayeka dopóki mamy system cen, dopóty rynek ma całą informację potrzebną do tego by równoważyć popyt z podażą, etc. Nawet przyrównuje to z sytuacją gdyby całym rynkiem zarządzał jeden umysł. Efektywnie dostajemy tutaj jakąś bardziej dynamiczną i nie idealizowaną wersję aukcji walrasowskiej (slogan misesowców, że rynek dąży do równowagi, ale nigdy jej nie osiąga), gdzie żaden zewnętrzny podmiot nie może doprowadzić do Pareto-poprawy. Asymetria informacji może i w tym modelu jest, ale nie są wyciągnięte jej pełne implikacje co do efektywności.
    Ci poważniejsi ekonomiści szkoły austriackiej, w przeciwieństwie do ich internetowych, słabo wyedukowanych fanów, zauważają, że Stiglitz podszedł do problemu asymetrii od innej strony. Jak pisze prof. Boettke:
    “Whereas Hayek argues that the standard model underestimates the informational role of disequilibrium prices, Stiglitz argues that the standard model overestimates the functional significance of equilibrium prices in ensuring Pareto efficient resource allocation. http://factsandotherstubbornthings.blogspot.com/2010/05/boettke-stiglitz-hayek-and-socialism.html A tu nam się już otwiera pole do popisu dla regulatora, dla którego Hayek miejsca nie widział.

  26. (2272.) NEOLIBERALIZM UPADA, LIBERTARIANIZM SIĘ KOMPROMITUJE, A JEGO NADWIŚLAŃSCY ZWOLENNICY DYSZĄ I WIERZGAJĄ, GDYŻ BOJĄ SIĘ MOJEJ NOWEJ KSIĄŻKI JAK DIABEŁ ŚWIĘCONEJ WODY. WIADOMO; PRAWDA W OCZY KOLE!
    Przede wszystkim pragnę podziękować naszym walecznym neoliberałom za reklamowanie moich książek o świecie i jego przyszłości. Dzięki temu trafiają pod więcej przysłowiowych strzech i coraz to nowym Czytelnikom oczy otwierają, A przy okazji i niejeden już neoliberał się nawrócił…

    W tym miejscu wyciągam na wierzch niektóre komentarze umieszczone na moim profilu http://www.facebook.com/kolodko pod plakatem z Francisem Fukuyamą (https://www.facebook.com/photo.php?fbid=526829394029829&set=a.337965032916267.75834.164187983627307&type=1&theater). Czynię to nie ze względu na poglądy autora „Końca historii”, lecz po to by pokazać jak największej rzeszy internautów, jak nasi nadwiślańscy neoliberałowie oraz libertarianie (jeśli dotknięci czuję się ci nadodrzański i znad innych rzek, to od razu dodam, że do nich też to się odnosi) tkwią w swoich błędnych zapatrywaniach. A również dlatego, że jak któryś z nich przestraszy się własnego cienia i wycofa swoje nieroztropne uwagi z internetowej strony, to stąd już ich nie usunie.

    Niektóre komentarze pominąłem, inne wykreśliłem, gdyż nie ma miejsca na tej stronie na arogancję i ignorancję, którą z braku merytorycznych argumentów podpierają się bojownicy neoliberalizmu. Pośród niżej przytoczonych wypowiedzi też zdarza się arogancja (choćby to, że jakoby nie znam się na tym, o czym piszę, czy też coś neoliberalnego nie pasuje mi „do dogmatów”, których przecież nie głoszą, bo słuszności swoich twierdzeń dowodzę naukowo). Ale cóż; to pewnie jeszcze jedna cecha neoliberałów, którym nie starcza autorytetu argumentów.

    Z tego też powodu tak chętnie uciekają się do argumentu (swoich) autorytetów. Stąd tak dużo tutaj Hayeka, którego – jak można się domyślać – większość z nich, sugerowana li tylko przez swoich ideowych inspiratorów, po prostu nie czytała i nie rozumie jego teorii. Teorii, która nie wytrzymała nie tylko konfrontacji z twórczym i sprzyjającym rozwojowi keynesizmem czy ekonomią rozwoju, lecz przede wszystkim nie dała sobie rady z próbą czasu. Trzeba bowiem podkreślić, że Hayek formułował swoje poglądy w innej epoce. O ile niektóre z nich – podobnie jak zapatrywania innych myślicieli z dawnych czasów – są uniwersalne i w pełni zachowują aktualność, to większość sformułowana została w odmiennej od współczesnej rzeczywistości.

    Co zaś tyczy się samego Hayeka, to skoro tak dopytują o to jego “znawcy”, twierdził on m. in., że: „”The whole acts as one market, not because any of its members survey the whole field, but because their limited individual fields of vision sufficiently overlap so that through many intermediaries the relevant information is communicated to all. The mere fact that there is one price for any commodity—or rather that local prices are connected in a manner determined by the cost of transport, etc.—brings about the solution which (it is just conceptually possible) might have been arrived at by one single mind possessing all the information which is in fact dispersed among all the people involved in the process.” (Fredrich A. Hayek, “The Use of Knowledge in Society”, “American Economic Review”, 1945, Vol. XXXV, No. 4. pp. 519-30, http://www.econlib.org/library/Essays/hykKnw1.html#)

    Nie tylko ludzkość liczyła trzykroć mniej niż aktualnie i produkcja była kilkadziesiąt razy mniejsza, lecz nie była to gospodarka ani zglobalizowana, ani postindustrialna, ani sieciowa, ani uwikłana w finansializację, ani podległa w nadmiernej mierze światowym korporacjom, ani skonfrontowana tak jak obecnie pomiędzy Zachodem i Wschodem i tymi słynnymi „wyłaniającymi się rynkami”. Była to gospodarka niepomiernie mniej złożona i skomplikowana niż współczesna, a tym bardziej przyszła, o której piszę w swoich książkach. I nie ulega wątpliwości, że na obecnym rynku – zglobalizowanym i przebogatym w dobra i usługi, którymi się handluje – jedne informacje są wielce rozproszone, inne ewidentnie asymetryczne, także dlatego, iż niektóre z nich są niebezpiecznie zmonopolizowane. To drugie dotyczy zwłaszcza rynków finansowych, którego ogromnego zakresu wcześni neoliberałowie – guru tych współczesnych, nie najlepiej wykształconych – nie tylko przewidzieć, lecz nawet wyobrazić sobie nie mogli.

    Gdyby Hayek pisał swe działa dzisiaj – ucząc się na obserwacji dynamicznie ewoluującej rzeczywistości – głosiłby zapewne coś innego, w odróżnieniu od jego zwolenników i bezkrytycznych apologetów z okolic Centrum im. Adama Smitha, Unii Polityki Realnej, Fundacji Obywatelskiego Rozwoju oraz podobnych prawicowych ośrodków ideologicznych i grup lobbystycznych służących wzbogacaniu nielicznych kosztem większości. Bo do tego przecież sprowadza się neoliberalizm, kompromitujący się na naszych oczach poprzez doprowadzenie do światowego kryzysu – już nie tylko gospodarczego. I nie da się uciec od intelektualnej i politycznej odpowiedzialności za spowodowanie tego kryzysu – ile by nie rozumieć, ile by nie kręcić, ile by się mylić, ile by nie kłamać…

    Nie trzeba chyba dodawać, że sensowną politykę wzrostu gospodarczego i rozwoju społecznego gospodarczego trzeba opierać na wczorajszych teoriach, lecz na myśli zorientowanej na przyszłość – tak jak czynię to w Nowym Pragmatyzmie. Jak to ujęcie przełożyć na obecne polskie warunki, pokazuję m. in. w „Strategii dla Polski”, opublikowanej także na łamach „Rzeczypospolitej” (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/artykuly/RZECZPOSPOLITA-Strategia-dla-Polski.pdf).

    A oto wymiana wspomnianych komentarzy:
    • Krzysztof Podgórski książka jest odważna, miażdżąco krytyczna dla neoliberalizmu, wizjonerka.
    • Tomasz Paweł Czapla może dla neoliberalizmu “miażdżąco krytyczna”, ale nie dla liberalizmu klasycznego vel libertarianizmu
    • Grzegorz W. Kolodko @Krzysztof Podgórski & Tomasz Czapla. Jeśli książka jest – no bo jest “miażdżąco krytyczna dla neoliberalizmu”, to tym bardziej dla libertarianizmu, który jest prymitywną wersją XIX-wiecznego liberalizmu. Powrót do tego nurtu, także niektórych nadwiślańskich neoliberałów, zwalnia z myślenia, natomiast książka “Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://www.proszynski.pl/Dokad_zmierza_swiat__Ekonomia_polityczna_przyszlosci-p-32066-.html) – oraz jej dwie poprzedniczki: “Wędrujący świat” i “Świat na wyciągnięcie myśli” – do myślenia skłaniają
    • Tomasz ‘Cieciu’ Malinowski wśród ludzi kulturalnych obiwiązuje zasada, aby nie wypowiadać się na tematy na których się nie zna. dotyczy to zarówno Pańskich przemyśleń nt. libertarianizmu, jak i Pańskich równie celnych przemyśleń nt. Hayeka
    • Tomasz Paweł Czapla no chyba nie chce Pan ściągnąć na siebie gromów oburzenia nie tylko za niezrozumienie myśli Hayeka odnośnie występowania asymetrii informacji, ale również nieznajomości tego, czym faktycznie jest libertarianizm? Libertarianie to bardzo inteligentni, pamiętliwi i mściwi adwersarze – nie popuszczą. Stosowanie nacechowanego emocjonalnie określenia “prymitywny” w wymianie poglądów nie pomaga.
    • Tomasz ‘Cieciu’ Malinowski chciałem Panu zwrócić też uwagę, że ekonomiści współcześni nie powołują się na teorię podwójnego wartościowania Smitha nie dlatego, że “nie pasuje to do neoliberalnych dogmatów”, tylko dlatego, że jest ona najzwyczajniej w świecie błędna, co wiadomo już od lat 70. XIX wieku i ówczesnej rewolucji marginalistycznej.
    ale najwyraźniej ten fakt nie pasuje Panu do Pańskich dogmatów.

    Jeden z wypowiadających się wręcz mi grozi: „Libertarianie to bardzo inteligentni, pamiętliwi i mściwi adwersarze – nie popuszczą.” Co do tej inteligencji, to – jak widać choćby z wyżej przytoczonych komentarzy – różnie z tym bywa. Co zaś do ich pamiętliwości i mściwości – nie wątpię. Przecież pojawienie się naraz aż kilkudziesięciu przeciwników (komentarze, zwłaszcza te złośliwe, od razu miały po kilkunastu „like’ów”), podobnie intelektualnie błądzących i agresywnych, niekiedy aż do chamstwa, nie jest efektem przypadkowym. To zamierzone działanie określonej grupy, zacietrzewionej ideologią, którą przecież ktoś im zaszczepił. Tak, tak nadwiślańscy neoliberałowie dzielnie trwają w swoich okopach… Do czasu.

    W innym miejscu – pod moją notatką – ktoś zarzucający mi brak kultury pisze:
    Tomasz ‘Cieciu’ Malinowski przecież przyczyną światowego kryzysu było pęknięcie bańki na rynku nieruchomości, a bańka ta została napompowana wskutek ekspansji kredytowej wywołanej przez niskie stopy procentowe FEDu i promującą budowę domów politykę amerykańskiego rządu. kto jak kto, ale profesor ekonomii powinien o tym wiedzieć, a nie rzucać pustymi sloganami o mitycznym neoliberalizmie, sprawcy wszelkiego zła.

    Odpowiedziałem kulturalnie (jako ten profesor ekonomii, który powinien wiedzieć; i wie):

    Grzegorz W. Kołodko @Tomasz Malinowski. Są granice ekonomicznego analfabetyzmu, których gdzie jak gdzie, ale na tej stronie przekraczać nie wolno. Niech Pan jednak poczyta mądre opracowania, a nie powtarza neoliberalnych mumbo-jumbo. Gdzie tego uczą? W Centrum Smitha czy w Unii Polityki Realnej? A może w Fundacji Obywatelskiego Rozwoju? Dlaczego musiał nadejść obecny kryzys, wskazując jego jego nieuchronność, pisałem już w “Wędrującym świecie” (http://www.proszynski.pl/Wedrujacy_swiat-p-31704-.html); radzę nie pomijać tej lektury. Szeroko o jego przyczynach i mechanzimach piszą Roubini i Mihm w pracy “Ekonomia kryzysu” (http://merlin.pl/Ekonomia-kryzysu_Roubini-Nouriel-Stephen-Mihm/browse/product/1,927649.html). Przecież “pęknięcie bańki na rynku nieruchomości” to jedynie powierzchnia zjawisk i przejaw strukturalnego i instytucjonalnego schorzenia neoliberalnej gospodarki. Kto nie czyta (tego co warto), ten błądzi…

    Na inny wielce kulturalny i merytoryczny komentarz:
    Karol Piszczek Szczerze mówiąc miałem ochotę kupić tą książkę, ale jak widzę powyższe komentarze… Cóż, nie wiem jak osoba z tytułem profesora może tak nierzetelnie pisać o Hayeku. Bardzo się na Panu zawiodłem i chyba przestanę czytać pańskie przemyślenia nt. ekonomii skoro przeczytanie i zrozumienie kilku książek sprawia Panu takie trudności.

    Odpowiedziałem zwięźle: Pańska strata. Wolność polega niestety i na tym, że można – choć szkoda – tkwić w błędzie i ignorancji.

    Wobec tego daję gratis w tej rynkowej, skomercjalizowanej gospodarce dwie dobre rady:
    1. Zastanowiliście się, kto – I DLACZEGO! – wam to wszystko, w co wierzycie (bo to przecież religia, ideologiczna wiara, a nie wiedza) wmówił? Sami wpadliście na Hayeka i, ot tak sobie, zgłębiliście jego myśl? Jak można tak łatwo dać się zindoktrynować?! Kiedyś (im prędzej, tym lepiej) sami będziecie się temu dziwić… Proponuję ZASTANOWIĆ SIĘ, a nie dawać wodzić się za nos tym, którym potrzebna jest armia bojowników walczących o ICH SPRAWY – tak te ideologiczne, jak i przede wszystkim materialne interesy, bo koniec końców to się za tym kryje. Historia dowodzi tego jednoznacznie. Wystarczy, bagatela, ją zrozumieć… Wasza waleczność nie może nie kojarzyć się z aktywnością i agresywnością z czasów Komsomołu czy hunwejbinów…
    2. Moim adwersarzom proponuję jednak przeczytać książkę „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://www.proszynski.pl/Dokad_zmierza_swiat__Ekonomia_polityczna_przyszlosci-p-32066-.html), a także poprzedzające ją prace” „Wędrujący świat” (nakład już prawie 60 tys. egz. i publikacja dotychczas w 10 językach) oraz „Świat na wyciągnięcie myśli”. Tam są odpowiedzi, również na pytania stawiane w cytowanych tu komentarzach. Nie będę się powtarzał, bo byłoby to niegrzeczne wobec światłych czytelników i dyskutantów.

    I proszę mnie nie straszyć „inteligencją, pamiętliwością i mściwością” neoliberałów i libertarian. Z ich inteligencją radzimy sobie z łatwością logiką prezentowanych argumentów i rzetelnością obiektywnej naukowej analizy. Ich pamiętliwości jesteśmy pewni, ale ją spokojnie przeżyjemy. A ich mściwości się nie obawiamy, bo bojaźń jest cechą obcą uczciwym ludziom, którzy troszczą się o racjonalność i postęp. Tu chodzi o prawdę, a prawda jest po tej stronie.

    Nic zatem dziwnego, że nasi nadwiślańscy neoliberałowie boja się moich książek – zwłaszcza „Wędrującego świata” i „Dokąd zmierza świat. Ekonomii polityczna przyszłości” jak diabeł święconej wody, jest bowiem czego się bać. Wiadomo; prawda w oczy kole! Ale dzięki im za to, że przy okazji reklamują moją książkę 

  27. (2271.) Hey There. I found your blog using msn. This is a really well
    written article. I will make sure to bookmark it
    and come back to read more of your useful info. Thanks for the post.
    I will definitely comeback.

  28. (2270.) ARABSKA WIOSNA TRWA…

    Ponownie jestem w Tunezji. Krótka robocza wizyta na zaproszenie tunezyjskiego rządu. Konsultacje i seminarium dla rządowych ekspertów i polityków na temat reform strukturalnych i instytucjonalnych oraz polityki rozwoju społeczno-gospodarczego. Tunezja wydaje się mieć lepsze szanse na zrównoważony rozwój niż inne kraje regionu, acz problemów tutaj bynajmniej nie brakuje.

    To tu – w Tunisie, gdzie teraz wciąż trwa wiosna, i ta atmosferyczna, i ta Arabska – rozpoczął się proces tzw. Arabskiej Wiosny. Zanim ukuło się to określenie, nazwałem ten proces, w ślad za tym co dawno temu działo się w naszej części świata – Wiosną Ludów. Przecież swoiste przebudzenie z politycznego i społecznego letargu ma miejsce nie tylko w krajach arabskich. I nie tylko w islamskich, bo na Turcji to też się nie skończy. W kolejce drzemią inne społeczeństwa, także w innych regionach wędrującego świata…

    Ta „wiosna” trwa już kilka sezonów i kilka lat. I długo jeszcze potrwa. Choć w samym Tunisie to jakby już lato: jest aż 36 stopni Celsjusza! Trudno biegać… Co zaś do atmosfery politycznej, to nie jest ona teraz aż tak gorąca jak w Turcji. Poszukuje się sposobów rozwoju gospodarczego i temu tez poświęcone jest moje seminarium.

  29. (2269.) 10 LAT BEZ POLITYKI

    Dokładanie dziesięć lat temu – 16 czerwca 2003 roku – odszedłem z polityki, jak to się gwarowo powiada. Zrobiwszy swoje – tyle ile w istniejących warunkach było możliwe – zrezygnowałem z pracy w rządzie; to był już czwarty raz, kiedy byłem wicepremierem, ministrem finansów i przewodniczącym Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów (ostatnim razem był to Komitet Rady Ministrów).
    Decyzję w tej sprawie podjąłem już wiele miesięcy wcześniej, określając ten krok w gronie jedynie dwu osób, które o tym wiedziały, mianem „awans”. Moment „awansu” ze sfery polityki na powrót do nauki, skąd do tej polityki przyszedłem, wyznaczyłem na dzień po pierwszym posiedzeniu rządu po zwycięskim referendum w sprawie przystąpienia do Unii Europejskiej, którego to przystąpienia warunki w końcowej, krytycznej fazie koordynowałem jako wicepremier ds. gospodarczych. Wtedy też był już przyjęty przez Radę Ministrów przygotowany przeze mnie, wraz z zespołem współpracowników, „Program Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/O_Naprawie_Naszych_Finansow.pdf). Jego zainicjowanie dało już w I kwartale 2004 roku przyrost PKB aż o 7 procent – zgodnie z moją zapowiedzią: 3-5-7 (tzn. wzrost PKB o kolejno 3,5,7 procent w latach 2002-04). Nie wolno zapominać, że ówczesna koalicja SLD-PSL przejęła rządy po doprowadzeniu przez neoliberalno-populistyczny rząd UW-AWS do stagnacji na poziomie 0,2 procent w IV kwartale 2001 roku.
    Warto też przypomnieć, że podobnym sukcesem zwieńczona została wcześniej „Strategia dla Polski” (http://tiger.edu.pl/ksiazki/strategia.pdf) realizowana w latach 1994-97. Wtedy to – po zapaści spowodowanej „szokiem bez terapii” na początku lat 1990. – zostawiałem gospodarkę z tempem wzrostu PKB aż 7 ,5 procent na przedwiośniu 1997 roku. Nic dziwnego, że więcej Rodaków do kraju wracało, niż z niego wyjeżdżało – odwrotnie niż podczas ostatnich lat…
    Zaiste, z polityki lepiej odchodzić w poczuciu dobrze wykonanego obowiązku. Wtedy raz i drugi to się udało. Dla jasności dodam jeszcze, że tak pierwszym, jak i drugim razem z polityki odchodziłem z własnej woli, w przez siebie wybranym terminie. Jeśli ktoś głosi coś innego, mija się z prawdą.
    Aż trudno uwierzyć, że to już dziesięć lat temu! Ten czas nie wędruje; on pędzi…

  30. (2268.) Szanowny Panie Profesorze, byłem na Pańskim wykładzie na Wydziale Historii we Wrocławiu 12.06 i jestem zachwycony. Nie we wszystkim jednak mogę się z Panem zgodzić. Pan Profesor popiera wydłużenie wieku emerytalnego do 67 lat a jako alternatywę dostrzega Pan podniesienie podatków dla najzamożniejszych. Odpowiedział Pan, że nie należy najbogatszym podnosić podatków, lepiej wydłużyć wiek emerytalny. Myślę, że np. prawnikom czy księgowym można ten wiek wydłużyć nawet do 70 lat, ale istnieje wiele zawodów dla których nie byłoby to pożądane. W jednym z wywiadów twierdził Pan, że należałoby obniżyć w Polsce współczynnik Giniego, który jest na tyle wysoki, iż hamuje wzrost gospodarczy. Czyż to właśnie nie powinno oznaczać m.in. zwiększenia progresji podatkowej i wyższych obciążeń dla najlepiej zarabiających zaś niższych obciążeń dla tych co ledwie wiążą koniec z końcem? Osoby zarabiające w okolicach dolnego ustawowego wynagrodzenia mogą jedynie opłacać podatki i opłaty oraz żywić się w dyskontach. Czy to właśnie oni mają w głównym stopniu ponosić ciężar utrzymania państwa? Czy można nazywać konsumentem kogoś kto zarabia 1200 zł netto? Jaki jest z pożytek dla Polaków z obniżania podatków dla tych, którzy za zaoszczędzone pieniądze kupują Lamburgini i tworzą miejsca pracy we Włoszech? Może lepiej wprowadzić podatek Tobina?

    Odnośnie Pańskiej anegdoty na temat spotkania z Prymasem i jego konsternacji jaka go opanowała po zapytaniu Pana Profesora o grzeszność unikania podatków, to podejrzewam, że Prymas mógł sobie pomyśleć, że Pan Profesor chce mu dać do zrozumienia więcej niżeli wynikałoby to z Pańskiego zapytania. Raczej Prymasowi nie chodziło o kwestie doktrynalne. Kościół w Polsce ma całą masę przeróżnych zwolnień podatkowych… Chciałbym zobaczyć wówczas grymas Prymasa (by nie napisać “grymasa” Prymasa).

    Pozdrawiam serdecznie i czekam na kolejną wizytę Pana Profesora we Wrocławiu
    Mirosław Rybka :)

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *