Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (2332.) „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008) została „nominowana do nagrody w kategorii najlepsza książka szerząca wiedzę o gospodarce. Laureatów Economicusa 2013 poznamy w połowie maja w czasie Warszawskich Targów Książki. „Dziennik Gazeta Prawna” co roku nagradza najlepsze książki ekonomiczno-biznesowe, które ukazały się na polskim rynku.”
    (DZIENNIK GAZETA PRAWNA, 2013-04-05)

  2. (2331.) Dziękuję za list, który otrzymałem od Profesor Elżbiety Mączyńskiej, Prezes Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego:
    Szanowny Panie Profesorze,
    jeszcze raz dziękuję z wczorajsze wystąpienie w PTE.
    Seminarium zostało wręcz entuzjastycznie przyjęte przez Uczestników. Kilku z nich w rozmowach telefonicznych wyrażało uznanie dla Pana Dzieła i podziw dla Pana tytanicznej pracy. Przyłączam się z pełnym przekonaniem do takich opinii. Dla mnie szczególnie ważne jest to, ze wskazuje Pan na etykę, wartości, moralność jako czynniki nieodłączne od ekonomii. Niestety, od kilku dekad są to kwestie marginalizowane i w teorii, i w praktyce. Mam nadzieje, że Pana książka przyczyni się do zmiany tego absurdalnego stanu. W pełni podzielam pogląd, że „gospodarka bez wartości jest jak życie bez sensu”. Bez wartości gospodarka staje się celem samym w sobie, co prowadzi do rozmaitych wynaturzeń, w tym pogłębiania się anomii w społeczeństwie. Nieprzypadkowo też począwszy od starożytności ekonomia była integralnie związana z etyką. Z przekonaniem będę nadal zalecała lekturę Pana dzieł, m.in. wśród studentów i słuchaczy studiów podyplomowych w SGH.
    Dziękuję też za materiały, które niezwłocznie zostaną zamieszczone na www PTE.
    Z wyrazami wielkiego podziwu
    Serdecznie pozdrawiam
    Elżbieta Mączyńska
    http://www.pte.pl/
    http://www.sgh.waw.pl/katedry/kzfp/katedra/

    • (2333.) niestety nie ma sie co oklamywac: “pogon za renta” oraz “moralny hazard” to nie sa jakies anomalia :) nawet najwiekszy, pozytywny hype nie zmieni banalnego fundamentu: 0.1% plutokracji nadajacej swiatu tonu, poprzez akumulacje bogactwa, napedzana jest i bedzie zawsze, przez chciwosc i prywatny interes :) w koncu nawet wielkie gesty nibyfilantropii niosa otoczke optymalizacji podatkowej :)

  3. (2329.) I have been positively impressed by the comprehensive compilation of so many data bringing many new insights into our reality and very pertinent analysis.
    I am just surprised in general by today’s general silence or “politically correct” attitude tending to dismiss as “dreamer science fiction” some paradigm changing technological breakthrough which were openly discussed in the 70’s and 80’s…We need to care for our planet and insure sustainable future but wind or solar energies as developed today cannot be the full answer, fission atom either and burning all the fossil fuel available may bring us back to dinosaur era.
    I am surprised how little faith remains in progress, this is what I would like to challenge with bellow comments.
    Strong investments in science and technology could bring far better answers most of which are today within the reach of present capabilities. Giant solar panels for instance would be much more efficient in space and there are several means to transfer back the energy to Earth. Controlled fusion (for the few people still knowing what it is!) is probably in midterm the best bet even if it may displace the leading role of petrol or displease some interests and it is just the tip of the iceberg when speaking about the energy hidden into the structure of matter and space itself which could be domesticated in the longer term. Everybody speaks about scarce resources when the asteroid barrier, without mentioning going further, has all the mineral resources we can dream of including water for propulsion. Moon exploration was a race resulting from cold war but it was also supposed to be about establishing a gateway to the solar system, it seems the main goal was forgotten in petty politics and endless wars at home. Intensive breeding of animals for food is disastrous but “hydroponic” meat without breeding could be achievable soon even if some would find the thought repulsive. Biological reactors could help replace oil to make more friendly plastics or create cheap hydrogen…
    There are endless examples of how better technologies could solve present problems, they may bring their own issues but still improve the present. In the last centuries such breakthrough allowed mankind to increase from a few thousands individuals to billions with on average far better conditions. We just need the will to overpass some short term egoistic interests or unrealistic dreams of going back to the caves and invest massively into safer future and better quality of life within a share respect for our planet as a whole, not only for our country or village. One of the main barriers is probably the aging of the developed nations which is reducing the entrepreneurship spirit but others may be catching up.

  4. (2328.) Na razie tylko trzy uwagi a propos przystępowania przez Polskę do euro, choć aż wstyd tak ciągle się powtarzać. Niestety, internauci nie czytają wcześniejszych komentarzy, tylko wciąż pod wpływem medialnej „pralni mózgów” zadają te same pytania.
    Po pierwsze, nigdy nigdzie nie powiedziałem/napisałem, że mamy przystępować do euro jak najszybciej. Zawsze – od lat – podkreślam, że najważniejsze jest to, przy jakim kursie to się stanie. Zrozumieli to już nawet niektórzy „znani ekonomiści” i paru dziennikarzy. Wyjaśniałem też wielokrotnie, jaki kurs jest pożądany i uzasadniony.
    Po drugie, co do Paula Krugmana, to nie ma racji. Nie radzi on przy tym powściągliwość w przystępowaniu do euro, lecz w ogóle zaniechanie w tej sprawie. Myli się, a jego znajomość naszych realiów jest tak słaba, że aż dziw, iż wypowiada się w tej sprawie. Nie ma racji.
    Po trzecie, jak można wciąż straszyć ludzi mamieniem, że po wprowadzeniu euro spadną im płace i emerytury realne?! Przecież przez kurs w dniu wejścia podzielone zostaną zarówno dochody (i oszczędności), jak i ceny, a więc realnie siła nabywcza płac i dochodów będą identyczne.
    Więcej wkrótce.

    • (2330.) kurs przeliczenia sprawa wiadoma, lecz zawsze jest ryzyko, że któryś z naszych geniuszy-decydentów pokusi się o lekką dewaluację wewnętrzną :) w końcu juz zaczął się dyskurs deflacyjny… wiadomo, że przecież po 1989 roku największą przeszkodą rozwojową w Polsce jest nieefektywny, zbyt dobrze zarabiający pracownik [vide wypowiedzenie warunków zatrudnienia w Polimexie:)], tym bardziej te miliony zatrudniane za 1600 brutto ;/

  5. (2327.) Szanowny Panie Profesorze,
    Czas świąteczny – to często spotkania w gronie rodzinnym, a to przyczynek do wielotematycznych dyskusji. Nie od dziś wiadomo, że najwięcej ludzi uważa się samych za znawców medycyny i ekonomii i z tego powodu mogą wynikać zażarte spory w tychże dyskusjach. Nie ukrywam, że i ja uczestniczyłem dziś w takich dyskursach, a uczestnikami byli ludzie w wieku tzw. poprodukcyjnym, czyli w większości będący na emeryturze. Jednym z tematów była kwestia aktualnych poglądów, nie tylko medialnych, o konieczności szybkiego przystąpienia Polski do walutowej strefy EURO. Jedni dyskutanci popierali takie stanowisko, a na dowody słuszności takich propozycji przywoływali między innymi wypowiedzi w tej kwestii – właśnie Pana Profesora. Przeciwnicy powoływali się na prof. Paul Krugman’a – bądź co bądź – laureata Nagrody Nobla i trudno pomijać jego argumenty w tej sprawie. Ponieważ nie jestem ekonomistą – pozostaje mi wysłuchiwać przytaczanych argumentów i próbować zrozumieć, które z nich mogą być słuszne, a które mogą budzić pytania, wątpliwości lub zastrzeżenia. Do jednych z takich pytań stawianych przez przeciwników szybkiego zastąpienia naszych złotówek na EURO jest:
    co stanie się z wysokością emerytur i rent już wypłacanych? Jeśli przeliczyć otrzymywane kwoty polskich złotych na EURO, to czy będzie możliwe zapewnienie pokrycie minimum kosztów utrzymania przez otrzymujących te świadczenia? Pytanie retoryczne bo przecież wystarczy porównać obecne ceny leków, coraz większej ilości odpłatnych świadczeń zdrowotnych, kosztów utrzymania (czynsz i eksploatacja mieszkania etc), że o cenach paliw nie wspomnę, w Polsce i w państwach strefy EURO. Co można odpowiedzieć ludziom stawiającym takie zapytania? Zwłaszcza tym, którzy zaczynają zastanawiać się nad wysokością ich przyszłych emerytur jakie ewentualnie mogą otrzymać z OFE? (to osobne problemy, ale nieuniknione!). Będę wdzięczny za odpowiedź Pana Profesora jak również za ewentualne komentarze na ten temat wszystkich zwolenników Pana Profesora, do których i ja należę.

  6. (2326.) @Kamil Oleszek (wpis 2322).
    Szkoda, że podając link do Krugmana nawet Pan nie zerknął na poprzedzający go komentarz, w którym już odniosłem się do jego (błędnej) opinii.

  7. (2323.) Z tym przystąpieniem do Euro to wcale nie jest taka prosta sprawa. Problemy z tym związane omawia w ciekawym artykule Grzegorz Konat w marcowym LMD http://www.monde-diplomatique.pl/index.php?id=1_4 Być może Krugman ma rację i spieszyć się nie należy. Jak Szwecja. Kupiłem mimo wahań Pana nową książkę. Zabrałem się do czytania z trudem nadążając za przyspieszonym biegiem myśli Profesora obudowanych złóżoną budową długich zdań. Mam święta z głowy. Ja będę czytał a Panu życzę wypoczynku i spokojnych myśli antyneoliberalnch.

  8. (2321.)NAZAJUTRZ PO WYKŁADZIE NA LUBELSKIM UNIWERSYTECIE MARII CURIE-SKŁODOWSKIEJ (28.III.2013) OTRZYMAŁEM TAKI OTO EMAIL:
    Szanowny Panie Profesorze,
    po Pana wykładzie rozmawiałem z trojgiem asystentów z mojego Wydziału, młodymi ludźmi przed doktoratem, którzy byli pod wielkim wrażeniem. Pan im uświadomił (a także i mnie, w pewnym sensie), że podstawowe prawdy, takie jak:
    • dotychczasowa nauka ekonomii zawiodła,
    • ekonomia jest zakorzeniona w polityce,
    • ekonomia jest nauką o gospodarce, a nie o modelach i teoriach wymyślonych przez ekonomistów,
    • wszelka ortodoksja prowadzi na manowce,
    • problem nie w tym „ile państwa, ile rynku”, ale w jakości państwowych regulacji,
    wcale nie są powszechne i oczywiste wśród ekonomistów akademickich.
    Podziwiamy też Pana „pracę u podstaw”. Pana wykłady, spotkania z młodymi ludźmi, to edukacja, która niesie wiele dobrego w czasach takiego chaosu intelektualnego, jak obecnie.
    Życzymy zdrowia i Spokojnych Świąt.
    Prof. Maciej Bałtowski, Wydz. Ekonomiczny UMCS w Lublinie.

    DZIĘKUJĘ I RÓWNIEŻ MIŁYCH ŚWIĄT!

  9. (2319.) W swoim blogu prof. Paul Krugman wystąpił ostro przeciwko przystępowaniu Polski do obszaru wspólnej waluty euro. Choć noblista, to w sprawie euro się myli. Pomylił się jakiś czas temu i nie potrafi wycofać się z własnego błędu. Właściwym rozwiązaniem jest odpowiednia ucieczka do przodu, a nie wycofywanie się, gdy pojawiają się trudności i trzeba wspiąć się pod ostrą górkę.
    Lew Tołstoj w “Wojnie i pokoju” napisał tak: “It is far more noble to admit your own mistakes than to let the situation go on so long that’s impossible to fix it”. I ten właśnie cytat wysłałem Paulowi, polemizując z jego wpisem na blogu. Nie ma racji, a już wciskanie analogii z szarżą kawalerii jest niepoważne…
    Ale ta myśl Tołstoja ma też w pełni zastosowanie do projektu euro. Pora przyznać się w Brukseli i Frankfurcie do popełnionych błędów instytucjonalnych i politycznych i nie brnąć w złe rozwiązania, lecz właśnie uciec do przodu poprzez stworzenie daleko idącej unii fiskalnej, takiej prawdziwszej i głębszej Unii Europejskiej. Wtedy jej pozycja konkurencyjna będzie silniejsza w zglobalizowanej gospodarce. No, ale na tym nie każdemu zależy. Są tacy, którzy już zacierają ręce na myśl o rozkładzie euro. Bardzo źle byłoby, gdyby polskie politykowanie do tego się przyczyniło.
    W Polsce nie jest potrzebne kolejne referendum (raz już poparliśmy euro, głosując za wejściem do UE na warunkach ustalonych w Traktacie Ateńskim, który przesądza, że wszyscy nowi członkowie Unii przystąpią do euro po spełnieniu kryteriów z Maastricht), lecz spokojna, racjonalna dyskusja i profesjonalne wyjaśnienie społeczeństwu całokształtu procesu przystąpienia do unii walutowej oraz obiektywne przedstawienie kompleksowego rachunku korzyści i kosztów. Zdecydowanie w dłuższej perspektywie przewyższają te drugie, ale pod określonymi warunkami, przede wszystkim pod warunkiem wejście do euro przy odpowiednim kursie walutowym, który umożliwi polskim przedsiębiorstwom konkurencyjność. Wiele razy już o tym pisałem i nie raz jeszcze przyjdzie zabrać głos.
    To zdumiewające, że zamiast rozsądnie przybliżać się do euro i euro przybliżać do nas, Polska się od niego oddala… Prezydent Komorowski zaprosił na spotkanie w czwartek, 4 kwietnia. Pójdę, odpowiem, powiem. Ale to nie Prezydent będzie decydował o tym, co o jak zrobić.

    • (2324.) off topic: mam pytanie a propos oceny “terapii szokowej”/”terapii bez szoku”: czy spotakł się Pan z artykułem/książką analizującą ideologiczny, redukcjonistyczny dyskurs dotyczący liberalizacji handlu w ramach tzw. “planu Balcerowicza”, w stosunku do konsekwencji realizacji tejże strategii wzrostu/zmian instytucjonalnych, w kontekście kryteriów, które musi spełnić liberalizacja handlu wg Dani’ego Rodrika?

      • (2325.) OFE: komentował Pan min. w Radiu ZET kwestię reformy emerytalnej: czy kłopoty, które obecnie obnażono [nie wspominając min. o głównych ukrytych przesłankach wprowadzanie tejże reformy takich jak radykalne obniżenie tzw. “stopy zastapięnia”] nie wynikają właśnie z wprowadzania strategii typu “one size fits all” [w sensie dyskurs hegemoniczny wykreował reformę wzorcową w ramach swoich ideologicznych założeń w Chille i nawet gdy fakty przeczą przeciwko efektywności tego rozwiązania wprowadzamy jako slepi wyznawcy tego dyskursu taki sam system w Polsce (mimo, że np. kraje, które miały dłuższą historię romansu z kapitalizmem i rynkami finansowymi nie zdecydowały sie z jakis racji skopiować takich rozwiązań)]?

  10. (2317) Portal Forsal opublikował rozmowę ze mną, tytułując wywiad:
    KOŁODKO: Nowy Pragmatyzm ostatnim gwoździem do trumny neoliberalizmu?
    Komu powinna służyć ekonomia?
    Na szczeblu państwowym – społeczeństwu, a na szczeblu ogólnym – cywilizacji, ludzkości, a nie grupom specjalnych interesów.
    Tylko pod tym mógłby podpisać się właściwe każdy.
    Nie, pod tym nie może się podpisać każdy i pod tym się większość nie podpisuje. Większość opiniotwórczych osób traktuje ekonomię jak instrument załatwiania różnych spraw, które służą konkretnym interesom, niejednokrotnie kosztem ogółu czy też innych grup, słabszych graczy uczestniczących w rynkowej gospodarce.
    Ekonomia, rozumiana jako dziedzina wiedzy o społecznym procesie gospodarowania, ma służyć dochodzeniu do prawdy. Jeśli ktoś potrafi zbudować większy gmach z rozpoznanych naukowo i uogólnionych prawiwdłowości i praw obiektywnie rządzących procesami gospodarczymi, to wtedy mamy teorię. Tak być powinno, natomiast w wielu przypadkach tak nie jest. Dla niektórych ekonomia nie jest dyscypliną naukową, lecz instrumentem lobbingu, czyli zabiegania o interesy poszczególnych grup, albo instrumentem ideologii, a więc walki o forsowanie jakiegoś systemu wyznawanych wartości, który jedni chcą narzucać drugim, niekoniecznie we wspólnym interesie.
    Które grupy interesu są dziś najsilniejsze w Polsce?
    W Polsce jest wiele grup interesu, natomiast najbardziej wpływowa z punktu widzenia manipulowania opinią publiczną i posługiwania się w tych manipulacjach pseudoekonomią, jest skompromitowany zarówno moralnie jak i profesjonalnie nurt neoliberalny. Czasami z przekąsem nazywam go nadwiślańskim neoliberalizmem, gdyż ma swą lokalną konotację, który poprzez swoje wpływy w polityce, w mediach i w niektórych sektorach gospodarki – zwłaszcza w organizacjach pośrednictwa finansowego i konsultingu – troszczy się o poprawę sytuacji materialnej nielicznych kosztem większości. Do tego sprowadza się istota neoliberalizmu.
    A jednak w swojej książce pisze Pan, że dobiega nas dźwięk wbijania przedostatnich gwoździ do trumny neoliberalizmu.
    Neoliberalizm jest główną, zasadniczą przyczyną obecnego kryzysu. Jest to kryzys bardzo rozległy, dotyczący nie tylko sfer finansowej i produkcji, lecz również sfery społecznej, politycznej oraz ideowo-moralnej. To jest kryzys systemowy, ale nie kapitalizmu i nie gospodarki rynkowej w ogóle, tylko ich dewiacji w postaci neoliberalizmu.
    Neoliberalizm przy pomocy różnych wyrafinowanych metod – złej regulacji albo deregulacji rynku, odrzucanie interwencjonizmu państwa i osłabianiu jego pozycji, manipulacji systemem fiskalnym – sprzyja wzbogacaniu się wąskich grup, często poprzez pogarszanie, częściej relatywne, ale bywa, że i bezwzględne, szerokich grup społeczeństwa. Wystarczy wspomnieć, że w USA w roku dojścia Reagana do Białego Domu, 1 proc. najbogatszych Amerykanów zawłaszczał około 9 proc. całkowitego dochodu, a w roku 2007, w przeddzień eksplozji kryzysu finansowego, było to już około 23 proc.
    Za neoliberalnym pięknosłowiem kryją się wielkie interesy, dlatego zrozumiałe jest, że przy wbijaniu tego przedostatniego gwoździa do trumny neoliberalizmu wierzga on nogami. A już powinien wylądować tam, gdzie jego miejsce, czyli na śmietniku historii. Aby jednak tak się stało, trzeba mieć w to miejsce do zaproponowania coś odmiennego.
    Co jest zatem realną alternatywą dla neoliberalizmu?
    Jedni proponują kapitalizm państwowy takiej czy innej proweniencji – inaczej on wygląda w Rosji, inaczej w Chinach, a jeszcze inaczej na Bliskim Wschodzie. Nie sądzę, aby którykolwiek z tych modeli zasługiwał na lansowanie jako recepta na lepszą przyszłość ludzkości. Natomiast kontrpropozycje – nie tylko teoretyczna, ale przecież i realna – w postaci nordyckiej społecznej gospodarki rynkowej z pewnością jest atrakcyjną, godną naśladowania formacją.
    W swoich ostatnich książką o światowych problemach proponuję Nowy Pragmatyzm (www.wedrujacyswiat.pl). Koncepcję tę rozwijam szerzej w najnowszej książce pt. „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://www.proszynski.pl/Dokad_zmierza_swiat__Ekonomia_polityczna_przyszlosci-p-32066-.html). Z jednej strony zasadniczo odrzucam neoliberalizm – czy też, jak chcą inni, współczesny leseferyzm – z drugiej natomiast dystansuję się od kapitalizmu państwowego. Nowy pragmatyzm opieram na eklektycznej koncepcji, w której można znaleźć pewne elementy zarówno neokeynesizm jak i ekonomii strony podażowej czy monetaryzmu, tak instytucjonalizmu, jak i ekonomii behawioralnej. To ujęcie z gruntu heterodoksyjne. Nowy Pragmatyzm prowadzić ma do tworzenia społecznej gospodarki rynkowej, ale teraz już uwikłanej w nieodwracalny – bo taki ma on charakter – proces globalizacji. Na tej podstawie rozwijam dalsze propozycje co do instrumentacji długofalowego i potrójnie zrównoważonego rozwoju społeczno-gospodarczego – nie tylko ekonomicznie, a więc odnośnie do finansów, handlu i inwestycji, lecz również w sferze społecznej oraz ekologicznej.
    A co jeśli nie się uda przeforsować tych alternatywnych koncepcji?
    Jeśli się nie uda – na co liczą przede wszystkim niepoprawni w swojej naiwności neoliberałowie, dążąc do powrotu do business as usual według ich szkodliwych z punktu widzenia zrównoważonego rozwoju recept – czeka nas Jeszcze Większy Kryzys. Zapowiadając w „Wędrującym świecie” (http://www.wedrujacyswiat.pl/oKsiazce.php) nadejście tego obecnego, tak właśnie określiłem ten potencjalny przyszły; dużymi literami – JWK. Dzisiaj wielka gra idzie o to, aby tego uniknąć. Innymi słowy, chodzi o racjonalizację zglobalizowanej gospodarki i jej podstawowych ogniw.
    Wiele podmiotów gospodarczych, konsumentów, inwestorów, przedsiębiorców, menedżerów, polityków dało się wytrącić z racjonalnego myślenia. A racjonalny jest ten, kto działa na własną korzyść, zważywszy na informacje. Jeśli dokładnie przyjrzymy się, kto i jakie informacje nagłaśnia, to możemy podać wiele przykładów, od USA do Polski, manipulowania opinią publiczną. Chodzi w tym o to, aby ludzie na pozór zachowując się racjonalnie i sądząc, że działają na własną korzyść, działali na cudzą korzyść i własnym kosztem.
    Dlatego neoliberalizm jest tak niebezpieczny i szkodliwy. Aby jednak wbić ten ostatni gwóźdź do jego trumny, trzeba mieć nie tylko lepszą koncepcję; trzeba ją również spopularyzować, trzeba uczynić z niej nurt dominujący, a do tego wciąż daleko.
    PoPKBowska gospodarka wymaga poPKBowskiej ekonomii, a ta poPKBowskiej polityki gospodarczej. Co to oznacza?
    Żyjemy w czasach poPKBowskich w tym znaczeniu, że maksymalizacja PKB to nie jest dobra recepta na przyszłość. Zbyt często posługujemy się tą kategorią dlatego, że jest łatwa i wyraźna. Rzeczywistość jednak wymaga istotnie odmiennej koncepcji i nowoczesnej strategii rozwoju, zarówno w skali całego świata, jak i poszczególnych gospodarek narodowych.
    Jeśli to ma być nowa strategia, to musi opierać się na nowej teorii, która właściwie definiuje cele i jest poprawna z logicznego i metodologicznego punktu widzenia. Nie może być dobrej polityki – ani w Polsce, ani gdziekolwiek indziej – jeśli nie będzie opierała się na właściwej teorii ekonomicznej.
    Skoro stosowanie miary PKB jest łatwe i powszechne, czemu mielibyśmy ją porzucać?
    Przy PKB gubi się z pola widzenia to, co jest coraz ważniejsze w społecznym procesie gospodarowania. PKB nie mówi nam nic na temat relacji czasu wolnego i czasu pracy. Amerykanie mają wyższe PKB na mieszkańca nie dlatego, że są znacznie bardziej wydajni w jednostce czasu, czy też mają wyższy poziom zarządzania, ale przede wszystkim dlatego, iż dłużej pracują.
    PKB nie mówi też nic o tym, jak kosztowna jest maksymalizacja dochodu z punktu widzenia nadmiernej eksploatacji zasobów i dewastacji środowiska naturalnego, co stanowi już egzystencjalne zagrożenie – jeśli nie dla nas, to dla następnych pokoleń.
    PKB nie mówi nam nic na temat tego, jak ten dochód się dzieli. Inna jest bowiem sytuacja, gdy współczynnik Giniego, mierzący rozwarstwienie społeczne, oscyluje wokół 0,7, jak w Namibii, a zupełnie inna, jak jest na poziomie 0,25, jak ma to miejsce w Szwecji. Albo inaczej; zdecydowanie lepsza jest sytuacja w kraju A, gdzie PKB jest, dajmy na to, niższy o 10 procent, niż w kraju B, jeśli równocześnie w tym drugim współczynnik Giniego jest jakościowo większy, np. w kraju A wynosi 0,30, a w kraju B 0,50.
    Jest jeszcze szereg innych zjawisk związanych z jakością życia społecznego, z kulturą, ze społeczeństwem obywatelskim, ale także z efektywnością kapitału, z konkurencyjnością przedsiębiorstw, z dynamiką tradycyjnie rozumianego wzrostu, które leżą poza obszarem PKB.
    Musimy zatem spojrzeć nie tylko dalej, ale i szerzej. Istnieje pilna potrzeba konstruowania nowych mierników postępu społecznego i rozwoju gospodarczego, bo od tego jak się mierzy, zależy dokąd się zmierza. I w tej sprawie zgłaszam w książce pewne propozycje w postaci ZIP – Zintegrowanego Indeksu Pomyślności.
    A dokąd zmierzać powinniśmy?
    Abyśmy nie zmierzali w kierunku kolejnego kryzysu, musimy odejść do fałszywych wartości typu „chciwość jest dobra” (greed is good). Musimy odejść od schematu, w którym celem nadrzędnym każdej gospodarki narodowej jest maksymalizacja tempa wzrostu gospodarczego bez oglądania się na koszty społeczne, a celem każdej firmy jest maksymalizacja stopy zwrotu z zaangażowanego kapitału bez oglądania się na efekty zewnętrzne. Powinniśmy zmierzać do takiego układu w ramach trójkąta wartości-instytucje-polityka, aby w globalnej gospodarce sprawnie funkcjonowały instrumenty rozładowywania sytuacji konfliktogennych, zanim staną się konfliktowe. Powinniśmy zmierzać do społecznej gospodarki rynkowej, w której państwo tak reguluje aktywność ukierunkowanego na zyski sektora prywatnego, że sprzyja to wzmacnianiu spójności społecznej. Rozkwit prywatnej przedsiębiorczości ma być sprzęgnięty z interesami ogólnospołecznymi. I o to właśnie chodzi w Nowym Pragmatyzmie.
    Jak Pan widzi przyszłość strefy euro?
    Euro stanowi dobry sposób wpisania się w nieodwracalną globalizację. Dzięki temu powstaje – fakt, nie bez problemów, w znojnym wysiłku – większy i silniejszy podmiot, który z czasem powinien być jeszcze bardziej zdolny do konkurencji z innymi częściami współzależnej gospodarki ogólnoświatowej. Świat przyszłości – za kilkadziesiąt lat, pod koniec wieku, w odróżnieniu od starego już świata z początków tego stulecia – nie będzie dzielił się na blisko dwieście gospodarek narodowych, ale będzie się składał z kilkunastu dużych regionalnych ugrupowań integracyjnych oraz Chin, które są tak olbrzymim rynkiem, że nie muszą się integrować z nikim, poza całą resztą świata.
    Czy wstąpienie do strefy euro jest korzystne dla polskiego społeczeństwa?
    Wszystko co jest korzystne dla polskiej gospodarki, jest korzystne dla polskiego społeczeństwa, a więc także przystąpienie do europejskiej unii walutowej.
    Dlaczego zatem Polska powinna przyjąć wspólną walutę?
    Po pierwsze, wspólna waluta zmniejsza koszty transakcyjne, które są olbrzymie. W Polsce ponosimy rok rocznie koszty przekraczające 40 mld zł tylko z tytułu wymiany pieniądza. Każdy importer i eksporter musi nieustannie wymieniać pieniądze. Czynimy to samo jako turyści. To jest łatwy, w zasadzie pozbawiony ryzyka, przychód pośredników finansowych – sektora bankowego, kantorów. Grupy te nie będą szczęśliwe nazajutrz po tym, jak zniknie złoty, bo zniknie znaczna część tak intratnego dla nich rynku wymiany złotego na euro. Ale na dłuższą metę i dla nich jest to korzystne.
    Po drugie – i, co ważniejsze – funkcjonowanie w ramach obszaru euro eliminuje ryzyko kursowe. Dziś bardzo wielu polskich przedsiębiorców nie decyduje się na uruchomienie dłuższych serii produkcji eksportowej, a przede wszystkim nie podejmuje decyzji inwestycyjnych, nie mając gwarancji co do tego, jaki będzie kurs w przyszłości. Po co mają zwiększać moce wytwórcze, skoro w obliczu kryzysu te istniejące nie mogą być w pełni wykorzystane? A zwłaszcza po co – ile?, w co?, jak? – mają inwestować, skoro nie wiadomo, co będzie opłacalne w handlu zagranicznym, bo nie wiadomo, ile będą otrzymywać za euro uzyskane w eksporcie?
    Mówiliśmy o pewnych teoretycznych zaletach wejścia do strefy euro. Jakie praktyczne warunki powinny zostać spełnione, aby Polska faktycznie na tym dobrze wyszła?
    Po pierwsze, politykę w Polsce musimy opierać na założeniu, że euro przetrwa obecny kryzys. Osobiście przyjmuję takie założenie, ale stuprocentowej pewności mieć nie możemy. Euro może nie przetrwać – to mało prawdopodobne, ale niewykluczone. Jeśli zepchnie się wpierw Hiszpanię, a potem Włochy w zapaść w stylu greckim, to euro nie przetrwa. Nie musi do tego dojść. Jeśli Niemcy dojdą do wniosku, że utrzymywanie euro jest dla nich zbyt kosztowne, to euro nie przetrwa. Nie powinni dojść do takiego wniosku, bo jak dotychczas najbardziej na euroizacji skorzystały.
    Po drugie, politykę tę musimy prowadzić tak, aby idąc do euro, dokonać określone zmiany strukturalne poprawiające konkurencyjność naszej gospodarki i wzmacniając pozycję konsumenta, o którego interesy wciąż dba się za mało.
    I po trzecie, należy wejść do strefy euro przy właściwym kursie – to jest sprawa najważniejsza. Nie kiedy, ale z jakim kursem. Powtarzam to od lat.
    Co to oznacza?
    Właściwy jest taki kurs, który dobrze prowadzonym firmom, o zdyscyplinowanej załodze i dobrej klasy zarządzaniu, umożliwi konkurencyjność międzynarodową. Polska – będąc wciąż tylko umiarkowanie otwartą gospodarką – jeśli chce rosnąć w ponadprzeciętnym tempie, musi oprzeć się na strategii wzrostu napędzanego przez eksport. Tymczasem w ostatnich latach rośnie wolniej niż gospodarka światowa. Warto uzmysłowić sobie, że w czasach rządowego bajdurzenia o „zielonej wyspie” światowa produkcja rośnie szybciej niż w Polsce i w rezultacie nasz udział w światowej produkcji spada, a nie zwiększa się. Podczas ćwierćwiecza posocjalistycznej transformacji, w latach 1989-2013, średnie roczne tempo wzrostu osławionego PKB wynosiło zaledwie około 3 procent; tyle co dla całego globu. I to przede wszystkim dzięki wysokiej dynamice osiągniętej w latach realizacji „Strategii dla Polski”, 1994-97 (http://tiger.edu.pl/ksiazki/polska_alternatywa.pdf), oraz przyspieszeniu uzyskanym po zainicjowaniu „Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/O_Naprawie_Naszych_Finansow.pdf). Gdyby nie to, to wskutek chybionego szoku bez terapii z początku lat 1990. i szkodliwego przechłodzenia gospodarki w końcu tamtej dekady, zostawalibyśmy jeszcze bardziej w tyle.
    Patrząc zaś w przyszłość pod kątem wprowadzenie Polski do euro i euro do Polski, eksport musi być dla dobrze prowadzonych firm opłacalny, co zasadniczo zależy od poziomu kursu. Nie możemy zgodzić się na przystąpienie do euro przy nadmiernej aprecjacji złotego, nie można zaakceptować kursu przewartościowanego złotego przy ustalaniu jego referencyjnego poziomu z partnerami z Unii Europejskiej. Będzie to przedmiotem negocjacji i będziemy podczas tego procesu pod bardzo silnym naciskiem określonych grup interesu.
    Jakich?
    Tym, których interesy związane są z firmami i krajami eksportującymi do Polski. Grupom tym będzie zależało, aby Polska weszła do strefy euro z silnym złotym. Znów tzw. znani ekonomiści i skorumpowani publicyści – a także najzwyczajniej w świecie lobbyści, bo lobbying jest czymś normalnym, jeśli nie posługuje się kłamstwem i nie wprowadza cyniczną premedytacją opinii publicznej, a zwłaszcza decydentów politycznych i menedżerów w błąd – będą opowiadać bzdury w mediach, że „złotówka” (polski pieniądz nazywa się złoty) się wzmacnia i że jest to dobre. Otóż jeśli złoty wzmacnia się nadmiernie, to polska gospodarka słabnie. Nadmierne wzmocnienie złotego już przechodziliśmy, gdy polski eksporter uzyskiwał za euro 3,2 zł, zaś za dolary 2 zł. Rozłożyło to m. in. przemysł stoczniowy i teraz statki, które nadal można by produkować w Polsce, wodowane są gdzieindziej. Tak bardzo proeksportowy sektor w tych warunkach nie mógł wytrzymać zagranicznej konkurencji, nawet gdyby był perfekcyjnie zarządzany i bazował na najlepszej technologii.
    Komu się opłaca wejście Polski do strefy euro przy kursie 3,5?
    Niemcom, Francji i wszystkim tym, którzy sprzedają swoje towary nam, bo to tam eksport do Polski nakręca koniunkturę, podnosi zyski, tworzy dodatkowe miejsca pracy, poszerza bazę podatkową, daje wyższe dochody do budżetu. Tego nikt nie będzie mówił głośno, tylko będziemy słuchać pseudonaukowych argumentów nieuczciwych (i „znanych”) ekonomistów, że im silniejszy złoty, tym lepiej.
    Przy kursie 3,5 za euro będziemy taniej wyjeżdżać na narty w Alpy.
    Oczywiście to prawda – jak i to, że również taniej będzie na snowboardzie, na którym ja zjeżdżam – ale tutaj niezbędny jest kompleksowy rachunek. Jak kurs wpłynie na wielkość długu publicznego, którego część jest długiem zagranicznym? Jak kurs wpłynie na import i eksport, a w rezultacie na saldo obrotów towarowych z zagranicą? Jak oddziaływać będzie na rozmaite transfery i, koniec końców, na bilans płatniczy? A jak na zadłużenie gospodarstw domowych? Jak kurs wymiany w dłuższym okresie wpłynie na dynamikę gospodarczą?
    Zbyt silny złoty byłby niekorzystny, ale słaby złoty również byłby niekorzystny. Przy zbyt słabym pieniądzu drożeje wsad importowy, który podnosi koszty produkcji, co prowadzi do nasilania inflacji kosztowej. Oczywiście byłaby to dobra nowina dla turystyki przyjazdów, ale już zła dla wyjazdowej – dla tych szlusujących w Alpach narciarzy. Słaby złoty nakręca też inflację bezpośrednio, bo niejako automatycznie wszystko co z importu staje się droższe. Uprawniony jest tylko rachunek kompleksowy, a nie wybiórcze manipulowania raz tym, raz innym wycinkiem współzależnego układu gospodarczego.
    Gdzie jest zatem złoty środek?
    To nie jest jakiś jeden punkt, to jest raczej wąski przedział – obecnie znajduje się gdzieś pomiędzy 4,10-4,20 złotego za euro. Akurat aktualny kurs jest dobry, korzystny dla naszej gospodarki. Natomiast co do przyszłej konwergencji, to nie należy się godzić na kurs mniejszy niż 4 złote za euro. A już lobbyści złej sprawy „prognozują” za kilka lat kurs 3,50. To by poważnie zaszkodziło Polsce.
    Gdyby wszak w ciągu najbliższych kilku lat wskutek żywiołowych mechanizmów na rynkach finansowych, a także wskutek szybszego wzrostu wydajności pracy w Polsce niż na Zachodzie, co jest dobrą wiadomościa, tak się stało, że euro będzie kosztowało 3,5 złotego, to wówczas trzeba opóźnić wejście do strefy euro. Jak trzeba będzie, to nawet poprzez zwiększenie deficytu budżetowego, aby nie spełniać kryteriów z Maastricht.
    26 lutego podczas posiedzenia Rady Gabinetowej ustalono, że Polska skupi się na spełnieniu kryteriów z Maastricht, zaś dyskusję o dacie przyjęcia euro odłożono na okres po wyborach prezydenckich 2015 r.
    I słusznie. Ta dyskusja będzie wracała wielokrotnie – z różnym nasileniem, z różnych powodów, zarówno wewnętrznych jak i zewnętrznych. Jeśli Grecja ogłosi niewypłacalność – a uważam, że tak się stanie po wyborach parlamentarnych w Niemczech i po tym, jak osiągnie (już prawie jej się to udaje) równowagę pierwotnego budżetu, a więc nie licząc kosztów obsługi długu publicznego – to będziemy sobie zadawać pytanie, po co wchodzić do takiej strefy euro? Będzie tu dużo fajerwerków, także zupełnie jałowej dyskusji, ale także – mam nadzieję – coraz więcej zrozumienia istoty sprawy zarówno wśród szerokiej publiczności, jak i w gronie wpływowych polityków. Dyskusja ta będzie się również toczyć po wejściu do unii walutowej.
    Kiedy to się stanie?
    Przy obecnych realiach politycznych Polska może wejść do strefy euro około roku 2018. Nie sądzę, aby stało się to wcześniej, natomiast możliwe jest, że stanie się to jeszcze później. Przy czym – raz jeszcze – nie termin jest tu najważniejszy, lecz kroczenie do strefy euro w sposób sensowny. Najważniejsze jest, przy jakim stanie się to kursie.
    1 marca minister Rostowski zaproponował, aby oprócz kryteriów z Maastricht określić własne warunki, które pokażą gotowość Polski do przyjęcia euro – na przykład trwałe obniżenie bezrobocia do poziomu niższego od średniej w strefie euro lub korzystny rating polskiej gospodarki.
    Koncert życzeń. To nie są poważne propozycje i nie wymyślałbym takich dodatkowych warunków. Ważny jest kurs wymiany i kryteria z Maastricht, które trzeba spełnić w sposób strukturalny, trwały, na bazie zdrowej, konkurencyjnej gospodarki, a nie koniunkturalny. Bez kuglarstwa i twórczej księgowości, którą po części uprawia minister Rostowski. Wszystko to, o czym mówimy od dawna – nie od ostatnich narad politycznych – jak poprawa konkurencyjności, obniżanie bezrobocia, wzrost gospodarczy itp. to są słuszne i szlachetne cele. Szkoda tylko, że polityka obecnego rządu doprowadziła do olbrzymiego wzrostu bezrobocia; mogło być jednocyfrowe, zbliża się do 15 procent, i to po tym, jak blisko dwa milionów ludzi, głównie młodych i wykształconych, wyemigrowało. Notabene, nie licząc Wielkiej Brytanii, w z górą 90 procentach do krajów strefy euro.
    Przy tym wszystkim jest jeszcze jedno kryterium, tym razem pozaekonomiczne, a mianowicie zmiana konstytucji, co wymaga 2/3 większości parlamentarnej. Przy dysfunkcjonalności polskiej demokracji może być to trudne. Harce polityczne już się zaczęły i nie mam żadnych złudzeń, że trwać będę nie tylko do czasu przystąpienia do euro, lecz i potem. Podobnie jak to było i jest z naszym członkostwem w Unii Europejskiej. Ileż to razy jako wicepremier i minister finansów w latach 2002-03 musiałem ścierać się z przejawami irracjonalności politycznej dziesięć lat temu, kiedy to trzeba było pokonywać większe niż obecnie trudności – z z jednej strony w finalizacji trudnych negocjacji przedakcesyjnych, z drugiej zaś pozyskiwania przed referendum sprzed dziesięciu lat większości społeczeństwa dla słusznej sprawy przystąpienia do Unii Europejskiej. Wtedy zachowało się racjonalnie, wbrew wezwaniem różnych fałszywych patriotów. Podobnie będzie i tym razem. Ale samo się to nie stanie. Trzeba wciąż argumentować i przekonywać nawet do tego, co lepsze.
    Ministerstwo pracy ogłosiło niedawno, że poziom bezrobocia w lutym wyniósł 14,4 proc. Pisze Pan w swojej książce, że bezrobocie strukturalne wymaga radykalnych kroków. Jakich?
    Proponuję przyspieszenie tempa wzrostu gospodarczego przy pomocy metod, które zaproponowałem niedawno w „Strategii dla Polski 2013-2025” (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/artykuly/RZECZPOSPOLITA-Strategia-dla-Polski.pdf). Program ten powstał w odpowiedzi na pytanie zadane przez Prezydenta Komorowskiego, co zrobić, aby Polska gospodarka rosła (znowu to PKB) w tempie co najmniej 4 procent średnio rocznie do roku 2025.
    Problem strukturalnego, dwucyfrowego bezrobocia w sytuacji, jest nierozwiązywalny przy stagnacyjnych tendencjach gospodarczych, do których doprowadziła przesiąknięta nadwiślańskim neoliberalizmem polityka. W polskich warunkach nie da się zmniejszać bezrobocia i zwiększać zatrudnienia (to nie to samo), jeśli tempo wzrostu PKB schodzi poniżej 3-4 proc. Taki wzrost jest zadowalający w USA lub Niemczech, bo tam wówczas mocno spada bezrobocie, co miało znaczący wpływ na reelekcję prezydenta Obamy i, być może, uratuje też jesienią tego roku kanclerz Merkel. W Polsce natomiast przy dynamice, która obecnie jest śladowa, bo tegoroczny wzrost, który według NBP ma sięgnąć zaledwie 1,3 proc., to przecież stagnacja, czeka nas dalszy wzrost, a nie spadek bezrobocia.
    Oczywiście, można stosować rozmaite instrumenty mikroekonomiczne, w postaci rozsądnego uelastycznianie rynku pracy, zatrudniania w niepełnym wymiarze, udogodnień przy angażowaniu absolwentów, wprowadzanie aktywnych form zatrudnienia, skracania czasu pracy po to, aby w sumie była ona dostępna dla większej liczby poszukującej zarobkowego zajęcia ludności. To wszystko jednak nie jest receptą na rozwiązanie problemu bezrobocia, jeśli wzrost gospodarczy schodzi poniżej 2 proc. Mówię to, bo gdy sterowałem polityką gospodarczą w latach „Strategii dla Polski” (http://tiger.edu.pl/ksiazki/strategia.pdf), obniżyliśmy bezrobocie o ponad 1/3, z 17 proc. do jednocyfrowego wskaźnika. Powstało wtedy ponad milion miejsc pracy, bo tempo wzrostu, gdy odchodziłem z rządu sięgnęło aż 7,5 procent. Po raz drugi udało się to, gdy „Program Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” dynamizował gospodarkę po stagnacji spowodowanej przechłodzeniem. Tempo wzrostu skoczyło z 0,2 proc, w IV kwartale 2001 roku do 7,0 proc. w I kwartale 2004 roku. Teraz też możliwe jest istotne przyspieszenie wzrostu – i, szerzej, zdynamizowanie wspomnianego poPKBowskiego rozwoju, ale nie poprzez kontynuację polityki rządu, choć i ta jest już nieco lepsza niż parę lat temu, lecz na ścieżce zaproponowanej w mojej „Strategii dla Polski 2013-2025” (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/artykuly/RZECZPOSPOLITA-Strategia-dla-Polski.pdf).
    Albo wyjdzie na ulice tak jak w Bułgarii.
    Narastające niezadowolenia bierze się nie tylko z masowego bezrobocia i poszerzającego się zakresu wykluczenia społecznego oraz stagnacji dochodów realnych olbrzymiej części społeczeństwa. Dla wielu ludzi już od kilku lat one bezwzględnie spadają. Narastają nierówności w podziale dochodów i określające je współczynnik Giniego w Polsce już tak wysoki, że obraca się to przeciwko wzrostowi gospodarczemu. Dobrze, żeby zrozumieli to także ludzie biznesu – finansiści, bankowcy, inwestorzy, przedsiębiorcy, menedżerowie i ich lobbyści. Im prędzej to pojmą, tym lepiej i dla nich. Bo ludzie najpierw wyjdą z siebie, a potem na ulice w proteście przeciw nadmiernemu poziomowi rozwarstwienia materialnego, tak jak to się stało w Bułgarii. Będziemy mieli „polską wiosną”; nie aż tak burzliwą jak ta trwająca już parę lat arabska, ale też nie najspokojniejszą.
    A może demokracja przestała działać?
    W warunkach demokracji – którą skądinąd jest wartością samą w sobie, bez względu na to, jak wpływa na funkcjonowanie i wzrost gospodarczy – oprócz tego, że ma się rację, trzeba mieć jeszcze większość. Polska demokracja nie jest wielce funkcjonalna; utrudnia rozwiązywanie wielu problemów, ale nie będziemy przecież z tego powodu od niej się odżegnywać. Cóż, już powiedziałem, że toczy się nieustanny bój o racjonalność. I w gospodarce Polski, i w ten naszej Unii Europejskiej, i na tym naszym powiązanym w fascynujący sposób, o czym piszę w nowej książce, świecie.
    W obliczu kryzysu często mamy do czynienia, także w Polsce, z ideą powoływania rządu fachowców.
    Rząd fachowców w trudnych czasach może mieć sens, ale trzeba pamiętać, że polega to również na ograniczaniu prerogatyw demokracji. Inaczej jest to rząd polityczny, który nieustannie musi się układać i szukać większości poprzez pewne kompromisy i półśrodki.
    W przypadku niedawnej propozycji rządu fachowców w Polsce problem tkwił w tym, że tam w ogóle nie było fachowców od polityki gospodarczej, a przecież o to powinno chodzić. Mamy pozytywny przykład rządu fachowców w innym kraju Unii Europejskiej, a mianowicie włoski rząd Mario Montiego.
    Który był kiedyś związany z kontrowersyjnym, szczególnie w kontekście kryzysu finansowego, bankiem Goldman Sachs.
    To, że ktoś był związany z Goldman Sachs, czy z amerykańskim kompleksem militarno-przemysłowym lub też był radcą w Kijowie, nie powinno go dyskwalifikować. Pytanie brzmi, czy ma odpowiednie kompetencje. Proszę się rozejrzeć, kogo mamy w Sejmie i w rządzie, z czym ci ludzie byli powiązani, skąd się wzięli. Na tej zasadzie możemy bardzo wielu zdyskwalifikować. Z pewnością Mario Monti był w przypadku Włoch człowiekiem, który pomógł w rozwiązaniu paru problemów i stworzeniu przesłanek do sprostaniu innym wyzwaniom. Pomimo to – wskutek obecnego, stworzonego przez demokrację galimatiasu – nikt rozsądny nie chciałby teraz być ministrem finansów we Włoszech. Monti też nie. Tzw. rządy fachowców zawsze wymagają nie tylko fachowców, lecz i określonych warunków politycznych.
    Na koniec spójrzmy w przyszłość. Mamy szansę na polską Nokię?
    To nie są czasy, w których moglibyśmy stworzyć polski produkt, który będzie mógł rywalizować na podobnej zasadzie do finlandzkiej Nokii czy niemieckiego Volkswagena. Owszem, mieliśmy w przeszłości konkurencyjne przemysły, o które należało się zatroszczyć, ale nadwiślański neoliberalizm przyczynił się wręcz do ich zniszczenia, choćby przemysłu stoczniowego czy wcześniej elektromaszynowego albo przemysłu maszyn budowlanych, który przecież jeszcze w schyłkowych latach Polski Ludowej miał dość silną międzynarodową pozycją konkurencyjną.
    W wyobrażalnej przyszłości nie będzie żadnej „polskiej Noki”. Co więcej, nawet gdyby ktoś coś równie rewelacyjnego w Polsce wymyślił i skonstruował, to nie będzie to polskie, tylko zanim wejdzie na rynki, zostanie przejęte przez obcy kapitał i międzynarodowe korporacje. Aby tak się nie stało, trzeba mieć właściwą instytucjonalną obudowę gospodarki rynkowej i prowadzić politykę przemysłową, a tego – jak wiemy – neoliberalizm się brzydzi. To przecież jeden z nadwiślańskich neoliberałów w czasach szoku bez terapii wypowiedział idiotyzm, że „najlepsza polityka, to brak polityki”. No a jaka polityka, taka i gospodarka.
    Czy widzi Pan zatem obszary, w których Polska mogłaby budować swoje przewagi konkurencyjne na międzynarodowych rynkach?
    Tak, są takie obszary. Dziś polska gospodarka powinna być zdywersyfikowana, czyli zamiast jednej specjalizacji, mieć ich wiele różnych w rozmaitym zakresie. Żadnego wystrzału a la Nokia, ale niejeden produkt, usługa, technologia. Powinniśmy rozwijać przemysły przetwórcze i produkty oparte na miedzi, bo mamy tu pewną przewagę. To nie jest co prawda wielce high-tech, ale produkty nośne i zawsze potrzebne. Mamy pewne osiągnięcia i w niektórych niszach rynkowych niezłą – i dlatego też godną wsparcia – pozycję w przemyśle farmaceutycznym, sprzętu medycznego i paru innych. Są też przemysły, którym warto się przyjrzeć ze względu na to, że radzą sobie świetnie bez żadnego wsparcia rządowego w czasach kryzysu, jak np. przemysł meblarski, który potrafi wyeksportować do pand stu krajów towary o wartości przekraczającej rocznie 10 mld dolarów.
    Kolejny obszar to żywność ekologiczna. Polska powinna być pod tym względem wręcz potentatem, jeśli nie światowym, to co najmniej europejskim. Popyt na tego typu żywność będzie rósł. Można znakomicie wykorzystać niszczejące tereny po dawnych PGR-ach na zasadzie wieloletnich kontraktów, które będą dostarczały żywność do potentatów surowcowych na Bliskim Wschodzie w zamian za długoletnie dostawy surowców energetycznych. Chętnie zawarły by z nami 99-letnie kontrakty typu ropa albo gaz za żywność takie kraje, jak Arabia Saudyjska, Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Oman.
    Dużo więcej natomiast niż po nowinkach produktowych obiecywałbym sobie po istotnej zmianie struktury naszego eksportu.
    Dziś jesteśmy uzależnieni od Niemiec.
    Za bardzo. Nie można dopuszczać do sytuacji, w której ponad 25 proc. eksportu zależy od dużego sąsiada na Zachodzie, podczas gdy na Wschodzie mamy głęboki strukturalny deficyt i niskie obroty handlowe. Ekspansja polskiej gospodarki, polskich przedsiębiorców i inwestycji w sposób zdecydowany musi skierować się na sąsiadujący z nami Wschód, czyli Białoruś, Ukrainę i Rosję, a także na ten wschód dalszy, zwłaszcza Indie, Chiny i kraje ASEAN-u. Wymaga to wszakże innego podejścia do pewnych problemów politycznych. Trudno, aby rozkwitały stosunki gospodarcze w czasie, gdy marne są stosunki polityczne. A tu pojawia się naprawdę olbrzymia szansa na ekspansję polskich przedsiębiorców.
    Zaiste, niejedno trzeba zmienić w polityce, aby sytuacja wyraźnie znowu poprawiała się w gospodarce. Nie tylko w Polsce. I o tym wszystkim piszę w książce „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości”. Zapraszam Czytelników do dyskusji na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko oraz na blogu http://www.wedrujacyswiat.pl/blog/kolodko/. Jest o czym rozmawiać.

    Rozmawiał: Kamil Nowak

    • (2320.) a co z odpowiedzialnością samych ekonomistów? kto odpowie personalnie za zniszczenia dokonane przez wiarę w niedziałające modele typu teoria racjonalnych oczekiwań? przecież nie trzeba być Noblistą, żeby wiedzieć, że – metaforycznie – nawet najbardziej wysublimowana teoria kosmologiczna, wysoce zoperacjonalizowana matematycznie nie może uchronić przed żadną katastrofą :) nie przypadkiem Foucault pisał o wiedzy-władzy: wykreowano pewien dyskurs, który rości sobie prawo powszechnego obowiązywania, reprodukuje się na uniwersytetach (co najbardziej paradoksalne w większości za środki państwowe lub przyszłych wyznawców), służy globalnej plutokracji, a w razie zawirowań, które sprokuruje nie ponosi żadnej odpowiedzialności. bo przecież na jakiej podstawie, skoro w momencie rolziczeń można się bronić tym, że ekonomia to tylko pewien sposób pisania :)

  11. (2316.) Panie Profesorze, bardzo dziękuję za wczorajsze dwa wykłady w Dąbrowie Górniczej. W nowych punktach Strategii dla Polski twierdzi Pan, iż trzeba zachęcać konsumentów do zwiększenia wydatków konsumpcyjnych, szczególnie na produkty wytwarzane w kraju. W tym celu proponuje Pan zmniejszenie cięć wydatków budżetowych. Może jestem pesymistką, ale jaką mamy gwarancję, że zwiększony efektywny popyt będzie lokował swoje środki w polskie produkty? Śmiem twierdzić, iż jeśli polskim konsumentom pozostawi się większy rozporządzalny dochód to ulokują go w dużą ilość chińskich produktów…Niestety panuje przekonanie, że liczy się ilość nie jakość… Dla niektórych lepiej mieć 10 par chińskich butów niż 1-2 polskie, ale dobrej jakości… Moim zdaniem niedocenianą szansą na zmianę postaw konsumentów są działania edukacyjne. Tymczasem, moim zdaniem, kompleksowy holistyczny program kształcenia w zakresie odpowiedzialnej konsumpcji mógłby wiele zmienić… Jakie jest Pana zdanie w tej sprawie?
    Pozdrawiam serdecznie.
    Magda od kolorowych karteczek ;)

  12. (2314.) Panie Profesorze jak Pan ocenia politykę finansową prowadzoną przez Profesor Zytę Gilowską w rządzie PiS? Na jakim poziomie był rozwój gospodarczy? Jakie według Pana Profesora pani Zyta popełniła błędy? Jaką politykę prowadziła (liberalną, neoliberalną)?

  13. (2312.) CYPR: NAJGROŹNIEJSZA FAZA EUROPEJSKIEGO KRYZYSU, CZYLI JAK UCIEC PRZED LAWINĄ

    Niebywale nieracjonalny, by nie rzec po prostu głupi, i w rzeczy samej prowokujący ludzi do buntu, sposób uwarunkowania udzielenia nadmiernie zadłużonemu Cyprowi pomocy kredytowej przez Unię Europejską stwarza niezwykle niebezpieczny moment. Uważam, że w całym dotychczasowym toku europejskiego kryzysu finansowego i politycznego (bo jest to też ewidentny kryzys polityczny) jest to najgroźniejsza chwila. Sytuacja, do której doprowadzili i dopuścili europejscy politycy – łącznie z kanclerz Niemiec Angelą Merkel, której partia powinna przegrać nadchodzące jesienne wybory – grozi wymknięciem się spod kontroli.
    Tak, Cypryjczycy – niektórzy, bogatsza większość – żyła ponad stan i musi ponieść tego konsekwencje. Tak, tolerowane – także przez Komisję Europejską i jej organa – było i jest wykorzystywanie banków cypryjskich jako pralni brudnych pieniędzy, głównie pochodzących z Rosji, z rozmaitych „przekrętów”, zwłaszcza z tzw. złodziejskiej prywatyzacji podczas skompromitowanego epizodu kremlowskiego neoliberalizmu w latach prezydentury Jelcyna. Tak, Cyprowi należałoby pomóc w wyjściu z impasu, bo sam sobie nie poradzi, a ogłoszenie przez ten mały kraj (mieszkańców mniej niż liczy Warszawa, a dochód narodowy, PKB czterdzieści razy mniejszy niż w Polsce, czyli w skali całej Unii Europejskiej to miejsce po przecinku…) niewypłacalności będzie miało olbrzymie konsekwencje. Już ma.
    Jest wiele sposobów egzekwowania spłaty długów, w tym długu publicznego, ale konfiskata części oszczędności ludności ulokowanych w bankach jest jednym z najgorszych z możliwych. Trzymajmy kciuki, aby ludzie nie ruszyli hurmem na banki w innych krajach, no bo skoro przywódcy unijni mogli zaakceptować coś tak niedorzecznego w przypadku Cypru, to może i przydałoby się w Hiszpanii, Włoszech, a nawet w Polsce? No bo na pewno nie w Niemczech albo Francji… U nas też kasa państwowa trzeszczy i zbyt wielu żyje z długów, więc może spłacić część tego publicznego, z którym rząd nie najlepiej sobie radzi, poprzez zajęcie części naszych depozytów bankowych…
    Dług publiczny jest z definicji długiem całej publiczności, a więc koszty jego obsługi ciążą na całym społeczeństwie. Tu – i chyba tylko tu – jest pełen egalitaryzm. Każdy Cypryjczyk, podobnie jak i każdy Polak, ma identyczny udział w długu publicznym. Ale jest oczywiste, że nie każdy jest w stanie partycypować w takim samym stopniu w jego spłacie, bo ludzie mają różne dochody i różne majątki. Jest także oczywiste, że bogatsze warstwy społeczeństwa muszą w obsłudze długu publicznego partycypować w ponad proporcjonalnym stopniu. I od tego właśnie jest progresywny system podatkowy. Tymczasem neoliberalne sprzyjanie najzamożniejszym poprzez spłaszczanie progresji podatkowej prowadzi z jednej strony do wzbogacania się bogatych (jest takich trochę na Cyprze i co nieco w Rosji) kosztem średniaków i biedaków (tych wszędzie jest dużo więcej).
    Tak więc od ściągania stosownej masy pieniędzy do kasy publicznej jest uczciwy system podatkowy, a nie skok na kasę, tyle że tym razem nie z ulicy, a od środka systemu bankowego. Abstrahuję już od tego, że jest to absolutne łamanie legalnych umów zawartych uprzednie między bankami i deponentami. Przypomina to grabież w stylu nieekwiwalentnej wymiany pieniądza czy też unieważniania banknotu o najwyższym nominale, co niedawno zastosowano w Korei Północnej. Tego na Cyprze zrobić nie można, no bo są tam w obiegu właśnie euro, ale może by tak ogłosić tuż przed północą, że po jej minięciu nieważne są banknoty dwustuzłotowe…
    Popełniono także koszmarny błąd polityczny. Powinno być jak w westernie, a jest jak w tragifarsie. Jak się wyciąga colta, to się strzela, a nie deliberuje! Gdyby nawet przez chwilę przyjąć, że cypryjska grabież jest słuszna – a nie jest! – to należało ją przeprowadzić z żelazną konsekwencją (aż strach powiedzieć; po koreańsku?). Tymczasem kompromituje się cypryjska demokracja, europejska polityka, „rynkowa” gospodarka, rozmaici eksperci. Swoją drogą, ciekaw jestem, jak winni tej awantury będą wyłgiwali się z odpowiedzialności za to zamieszanie… Wszyscy powinni zostać zdymisjonowani, bo nie igra się nie tylko z ogniem. Z pieniędzmi, a zwłaszcza z ludźmi także.
    Teraz wszak najważniejsze jest zapanowanie nad groźną sytuacją. Cyprowi warto pomóc, bo jak „zbankrutuje”, to koszty tego będą większe – większe, nie mniejsze – niż w przypadku wyciągnięcia twardej pomocnej dłoni. Twardej, bo w drugiej musi być określone obwarowanie kredytowej pomocy, ale nie tak głupie jak konfiskata a to 6,75 procent oszczędności (w przypadku depozytów bankowych w wysokości do 100 tysięcy euro), a to 9,9 procent (dla depozytów ponad stutysięcznych). „Zbankrutuje” w cudzysłowie, bo państwa nie bankrutują, lecz ogłaszają niewypłacalność i, w odróżnieniu od firm, na przykład w rodzaju Lehman Brothers, istnieją dalej.
    Konieczne jest skonsolidowanie wysiłków i skoncentrowanie restrukturyzacji długów, w tym ich częściowego skreślenie, nie tylko wobec Grecji, a teraz już także i Cypru. Irracjonalną decyzją europejskich szefów państw i rządów uruchomione lawinę. Zostaje już tylko ucieczka do przodu, a jak i ta się nie uda, to koniec końców euro zostanie przez nią zmiecione. Szkoda by było, bo pomysł był dobry, lecz wykonanie złe, a w ostatnich dniach fatalne.

    • (2315.) Sledzac wydarzenia na Cyprze mozna zaobserwowac bardzo ciekawy watek w calym procesie tworzenia, I mam nadzieje, umacniania sie bloku panstw unii europejskiej.
      Chyba mozna uznac za regule ze kryzysowe okresy gospodarcze eksponuja slabosci poszczegolnych panstw I zmuszaja do korygowania I wdrazania odpowiednich korekt I zmian pewnych zachowan aby ten panstwa wzmocnic. Jest to szczegolnie adekwatne dla Unii Europejskiej gdyz, przy jej tworzeniu, nie calkiem ostatni guzik zostal dopiety w kwestiach najbardziej “delikatnych politycznie”, jak np. unia bankowa, wysokosc zadluzen publicznych lub poziom deficytow budzetowych poszczegolnych krajow. Kryzys z ostatnich kilku lat, chociaz doskwiera bardzo to rowniez daje ta mozliwosc na dopiecie tego guzika. Skrajny przypadek Grecji dosc szczegolowo ten proces naprawy pokazal…ale nie tylko, Hiszpania, Portugalia, Irlandia I Wlochy daja wystarczajaco duzo przykladow piet achillesowych unii. Dlugo jeszcze czasu uplynie zanim te miejsca beda odporniejsze.

      Watek Cypru jest chyba najbardziej ciekawy i intrygujacy bo do dramatu czychajacego bankructwa I oczekiwanej przez to panstwo pomocy finansowej dochodzi fakt ze Cypr jest rajem podatkowym…W efekcie aktywa bankow w tym panstwie sa 7 razy wieksze od jego PKB! Chyba tylko Islandia miala wieksza przepasc miedzy tymi wskaznikami. Jak sie blizej przyjrzec to bardzo duza czesc oszczednosci w sejfach tychze bankow pochodzi z wplat rosyjskich obywateli…mozna by wiele polemizowac z jakich zrodel I jakimi kanalami sie do tych sejfow dostaly.
      I co w takiej sytuacji ma zrobic reszta Europy? A wlasciwie Niemieccy podatnicy na czele z Merkel, ktorej nie udaje sie ukryc niecheci wobec polityki gospodarczej Rosji Putina I wyplywajacych tam co jakis czas ulicznych milionerow I miliarderow ni stad ni z owad.
      Po ogloszeniu wyroku na opodatkowanie wszystkich kont na Cyprze w celu zgromadzenia czesci kapitalu jako warunek na otrzymanie reszty pomocy finansowej z Brukseli jeden szczegol w mediach byl dosc intrygujacy. Otoz Niemcy upierali sie przy opodaktowaniu kont powyzej 100000 Euro z wyzszym procentem podatku.
      A przy czym sie upieral nowo wybrany prezydent Cypru, Nicos Anastasiades? Aby chronic statusu raju podatkowego uparl sie aby zmniejszyc procent podatku dla najbogatszych kont, w tym kont zawierajacych juz wyprane pieniadze, a roznice pokryc poprzez nalozenie podatku na te mniejsze konta, ktorych wlascicielami sa przecietni zjadacze chleba, obywatele Cypru. I ich duza wiekszosc…jakze fatalna decyzja polityczna.

      Kolejny ciekawy watek to to ze Kreml jest przeciwny warunkom pomocy proponowanym Cyprowi przez Bruksele. Wlasnie omawiane sa w Moskwie z ministrem finansow Cypru ich wlasne warunki udzielenia pozyczki temu krajowi…no, trzeba przeciez pomoc kolegom, oligarchom. A przy okazji moze uda sie polozych lape na niedawno odkrytych zlozach gazu cypryjskiego?

      Nastepujacy urywek z komentarza w kanadyjskiej gazecie “National Post”, dzisiaj Marzec 20 2013, ujmujacy krotko I zwiezle to co Niemcy mysla o pomocy dla kraju, ktorego rzad wydaje sie bardziej zainteresowany zwiazkiem z rosyjskimi oligarchami niz z unia europejska:
      “The European Union, and Germany in particular, have long argued that they should not have to ask their own taxpayers to contribute to bailing out a country when it was Russian oligarchs who would benefit.”

      Postawe obecnego rzadu Merkel wobec kwestii Cypru mozna wytlumaczyc zblizajacymi sie wyborami w Niemczech. Ale dzieki tej postawie po raz kolejny ta sama lekcja zostaje wszystkim rzadom krajow unii europejskiej udzielona: o odpowiedzialnosci fiskalnej ich rzadow i umiejetnej kontroli systemow finansowych w ich krajach oraz trudnych konsekwencjach ich zaniedbywania. Byc moze ta kolejna lekcja w koncu utkwi w swiadomosciach politykow calego bloku unii europejskiej I przyczyni sie do jej wmocnienia. Oby.

      Podzielam obawe Pana Profesora co do ryzyka rozprzestrzenienia sie kryzysu, natomiast nie podzielam jego krytyki w kierunku rzadu Merkel. Uwazam ze gniew obywateli Cypru powinien byc kierowany przede wszystkim w kierunku obecnych I poprzednich rzadow tego kraju ktorzy dopuscili do obecnej sytuacji.

      Krzysztof

    • (2318.) Dla mnie to nie konfiskata tylko strata. Gdyby kierować się prawem to banki powinien przejąć syndyk i podzielić majątek między wierzycieli. Poza tym byłoby to sprawiedliwe społecznie bo nie dotknełoby najbiedniejszych czyli tych którzy nic nie mają w banku albo mają mniej niż 100tys euro.

  14. (2311.) Rafał Woś, dziennikarz „Dziennika Gazety Prawnej”, w sobotnim wydaniu pisze o mnie jako autorze książki „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008) i o samej książce: „Jest w polskiej debacie ekonomicznej postacią nietuzinkową. Otrzaskany w świecie akademik erudyta, a jednocześnie praktyk z rządowym doświadczeniem (wicepremier w latach 1994–1997 i 2002–2003). Głos stanowiący przeciwwagę wobec dominującego przez ostatnie 20 lat nurtu neoliberalnego. Moment mamy na dodatek szczególny. Krach 2008 r. wstrząsnął zachodnią debatą ekonomiczną. Bezwarunkowa wiara w wolny rynek i konieczność deregulacji nie jest już dziś jedyną prawdą objawioną. To przesunięcie powoli dociera również do Polski.
    A Grzegorz Kołodko jest przedstawicielem tej szkoły myślenia o gospodarce, która zwraca uwagę na półcienie. Mówi, że pozostawiony sobie wolny rynek nie jest idealny. Ale myli się również ten, kto podnosi interwencjonizm do roli panaceum na wszystkie bolączki współczesnej gospodarki. Rzeczywistość ekonomiczna jest przecież jak uczestniczenie jednocześnie w kilku partiach szachowych. I to za każdym razem na potrójnej szachownicy.”
    To dobrze, że to dostrzega i podkreśla. Szkoda tylko, że w swym omówieniu książki nie dodaje przy okazji, że również „Gazeta Prawna” wniosła w minionych latach swój niemały wkład do neoliberalnej manipulacji opinią publiczną…
    Za to szczerze przyznaje, że po lekturze książki „zostaje z chaosem w głowie”. Uważa, że za dużo w niej wątków (jakby o przyszłości świata i cywilizacji można było pisać jak o wysokości słupa) i radzi postępować tak, jak wielu jego dziennikarskich kolegów po fachu, czyli w sposób prostacki: „Naczelna zasada dziennikarskiego rzemiosła jest prosta: tekst musi być o czymś. Wybranie jednego tematu daje paradoksalnie dużo większe pole do popisu. O wszystkim napisać się nie da, a im sprawa bardziej zawężona, tym ciekawiej możemy ją pogłębić.” W rzeczy samej tak postępuje wielu publicystów i „znanych ekonomistów” – także tych z łam „Dziennika Gazety Prawnej”. Żal, że percepcja wielowątkowej i interdyscyplinarnej książki „Dokąd zmierza świat…” niektórych z nich przerasta. Najlepiej wybrać jeden temat i go wałkować, a nie trudzić się pokazywaniem inteligentnym, ciekawym świata Czytelnikom w sposób przystępny i zrozumiały, co naprawdę od czego zależy i dokąd naprawdę podąża nasz świat ze wszystkimi swymi sprzecznościami. Najlepiej nie angażować Czytelników do intelektualnej dysputy, bo po co mają zbyt wiele zrozumieć, skoro gazety wszystko wiedzą najlepiej…
    Pewien jestem, że moi Czytelnicy – w odróżnieniu od redaktora Rafała Wosia, który lubi, bo rozumie tylko „Wybranie jednego tematu” – nie mają trudności z odbiorem tego, co i fascynujące, i inspirujące do przemyśleń, bo napisane klarownym językiem.
    Co Państwo na to? W trakcie lektury czy już po? A może się mylę i ktoś jeszcze oprócz dziennikarza „GDP” wolałby zamiast bogatej tematycznie i wszechstronnej książki „Wybranie jednego tematu”?…

    • (2313.) bardzo dziękuje za szybka odpowiedż ,
      jako wierny i gorący zwolennik wszystkiego co pan pisze i mówi :) Oczywiście w pełni zgadzam się z Pana Profesora tezą,zresztą min. pisze pan min. tym w swojej ksiązce.
      pozdrawiam
      wz

  15. (2310.) Szanowny Panie Profesorze,
    Właśnie otrzymałem WEDRUJACY SWIAT i nie będe recenzował tej pozycji, ale pisze w tej chwili z powodu bardzo nieprzychylnej recenzji pana ksiązki w GAZECIE PRAWNEJ podpisanej przez niejakiego pana WOSIA
    Zarzuty płytka,tendencyjna itd. Mam nadzieję że Tak tendencyjna wypowiedz spotka się z pana reakcją chociaż nie wiem czy warto?

  16. (2309.) Płaca minimalna – w jednych krajach, jak w Polsce, ustalana jako miesięczne wynagrodzenie, w innych, jak w USA, jako stawka godzinowa – jest uzasadnionym instrumentem polityki społeczno-gospodarczej. Służy on takiej redystrybucji dochodów, aby nie dopuszczać do nadmiernego materialnego rozwarstwienia dochodów, co obraca się także przeciwko wzrostowi gospodarczemu. Dobrze byłoby, gdyby zdali sobie z tego sprawę również ludzie biznesu, którzy niestety zbyt często dają się zwieść prostackim argumentom neoliberałów i lobbystów złej sprawy.
    Oczywiście, kategoria płacy minimalnej – podobnie jak każda inna – spełnia właściwie swe funkcje pod pewnymi warunkami. W szczególności, po pierwsze, musi być konsekwentnie i uczciwie stosowana i dlatego płacy minimalnej często nadaje się charakter regulacji ustawowej. Po drugie, nie może być ustalana na zbyt wysokim poziomie, gdyż mogłoby to szkodzić prywatnej przedsiębiorczości i stanowić zbyt duże budżetowe obciążenie w odniesieniu do sektora publicznego. Po trzecie, nie wolno się godzić na indeksowanie innych kategorii w stosunku do płacy minimalnej, a praktyka taka jest zbyt często stosowana i wówczas w przypadku wzrostu ustawowej płacy minimalnej wiele kategorii, nierzadko też i takich, które nie mają z nią żadnego związku, też musi iść w górę. Notabene, będąc wicepremierem i ministrem finansów wiele takich nieracjonalnych powiązań indeksacyjnych zlikwidowałem w ramach „Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/O_Naprawie_Naszych_Finansow.pdf).
    To oczywiste, że płaca minimalna musi być ustalana na realistycznym i sensownym z punktu widzenia procesów reprodukcji poziomie. Uważam, że oscyluje on wokół 40 proc. płacy średniej. Motywowane populizmem postulaty ustalania minimum płacowego na poziome 60 czy nawet 75 procent przeciętnego wynagrodzenia są niedorzeczne i dlatego należy im się przeciwstawiać. Ale także neoliberalne domaganie się likwidacji kategorii płacy minimalnej jest błędem. Jest to użyteczny instrument, który w przypadku właściwej wartości i zdyscyplinowanego stosowania sprzyjać może zarówno poprawie długookresowej efektywności gospodarczej, jak i spójności społecznej. Jest przy tym oczywiste, że wymaga to eliminacji rozmaitych sposobów uciekania od tej kategorii społecznej gospodarki rynkowej poprzez tzw. umowy śmieciowe i inne dewiacje źle uregulowanego rynku pracy.

  17. (2308.) Ciekawy tekst i trzyminutowy filmik o Margaret Thatcher
    „Janusz Palikot jest liberalny jak Margaret Thatcher” Łukasz Gibała Ruch Palikota.
    Najlepiej tę prawdę posła z Ruchu Palikota o swoim szefie skomentuje fragment cyklu Na Skróty: Moja piękna pralnia (http://www.filmweb.pl/video/na_skroty/Moja+pi%C4%99kna+pralnia-30235) Cytat:
    „Akcja filmu („Moja piękna pralnia”) rozgrywa się na początku lat 80-tych, kiedy to polityka prywatyzacji wszystkiego co się da mocno uderzyła w klasę robotniczą pozostawiając bardzo wielu ludzi bez pracy. Na przykładzie Omara… poznajemy cuda prywatnej przedsiębiorczości w praktyce podstawowej lekcji udziela mu wuj: „Trzeba wiedzieć jak wydoić system”. Omar szybko przekonuje się że Aby zarabiać pieniądze trzeba je najpierw zdobyć. W ten sposób „Moja piękna pralnia” staje się filmem oskarżycielskim wobec polityki Margaret Thatcher pokazując jak PATOLOGICZNY i KRYMINOGENNY jest stworzony przez nią system, w którym nie ma miejsca na legalne rozkręcenie interesu.
    Na tle tej ponurej rzeczywistości reżyser opowiada o uczuciu (przyjaźń) jakie połączyło Omara z młodym bezrobotnym anglikiem Johnym… Związek Omara z Johnym uwidacznia wszystkie problemy i frustracje brytyjskiego społeczeństwa pierwszej połowy lat 80-tych. Dla kumpli Johnego jego praca dla Pakistańczyka równoważna jest ze zdradą narodową. Dla Omara który na początku musiał borykać się z wrogością brytyjskiego proletariatu fakt że zatrudnia anglika jest powodem do satysfakcji. W takich warunkach sytuacja łatwo może wymknąć się z pod kontroli. Jednak reżyser przekonuje że pod TYRANIĄ Margaret Thatcher nadzieją na przyszłość jest pokój ponad rasowymi podziałami, bo jak mówi stare powiedzenie zgoda buduje niezgoda rujnuje. ”

  18. (2307.) Przeczytałem z ciekawością obie Pana poprzednie książki. Sądząc po spisie treśći tej nowej nie przeczytam. Od tamtych minęło poro czasu i wiele się wydarzyło. Był kryzys banków amerykańskich 2008 roku. I nic się nie zmieniło. Fale tamtego ciągle biją o brzegi kontynetów, upada Europa, buntują się ludzie, a M. Sandel wieśći nowy kryzys. Tym razem bardziej podły bo dotyczy on nowej bańki dmuchanej przez rynek śmierci, umowy life settlement, ubezpieczeniami woźnego, umowami wertykalnymi i innymi totalizatorami śmierci. A nam tu także rośnie nowy kryzys mimo bagacenia się ludzi, polski w budowie, nowych stadionów i dziurawych autostrad. W ciągu dwóch ostatnich lat podatek od domu wzrósł mi o 50 procent, wywóz śmieci wzrośnie od razu o 25 procent, nawet w krakowskiej filharmonii , w której ma Pan swoją rurę w organach cena abonamentu wzrosła prawie 300 procent blokując mnie na zawsze. Oprocentowanie oszczęności /€/ w banku spadły prawei do zera procent. Wszystko rośnie, dług, PKB i Pana optymizm. Tylko mnie coraz trudniej związać koniec z końcem. I jak tu wierzyć w pana ekonomię. Lepiej pójść do wróżki

  19. (2306.) Panie Profesorze,
    chciałbym zadać pozostałe pytania, na które nie było czasu podczas powykładowych pytań.
    Czy móglby Pan przytoczyć te strony ideologii neoliberalnej, które uznał Pan za patologiczne?
    Jak słuchałem pańskiego wykładu dzisiaj to myślę, że wyraził Pan podczas niego opinię o większości ministrów finansów, prezesów NBP i innych ludzi którzy mieli (mają) wpływ na gospodarkę Polski przez ostatnie 20 lat. Nie zauważyłem tylko odniesienia do polityki realizowanej przez p. Gilowską. Czy mógłby Pan sie do tego odnieść w jakiś sposób?
    Na pytanie na temat Euro już znalazłem odpowiedź w artykule który ukazał się w Rz. chyba dwa tygodnie temu i tutaj na forum ;)
    Dziękuję za wykład i pozdrawiam.

  20. (2305.) Szanowny Panie Profesorze Jest Pan człowiekiem nauki i dlatego podejdziemy w sposób naukowy do
    przemian gospodarczych naszego Kraju ujmując krok po kroku z żelazną konsekwencją programy
    przemian demokratycznych wzorując się na ugruntowanych demokracjach Krajów Europy.
    Brak ciągłego kontaktu Góra (SEJM , RZĄD) ze sprzężeniem zwrotnym Dół SAMORZĄDY MIEJSKIE
    I GMINNE powoduje brak dokładności zazębiania się jak klocki LEGO procedur gospodarczych.
    Trzeba scalać nadmierną ilość Ministerstw np Transportu obejmującego Koleje,Drogowe,Lotnicze, Morskie
    Rzeczne w jeden scalony Organ pozostawiając specjalistyczne Departamenty na poszczególne rodzaje
    Transportu.To samo dotyczy Ministerstwa Oświaty aby scalić Szkolnictwo, Kulturę tzn wszystko do tego
    należące- BEZ ZWALNIANIA LUDZI PRACY.
    PANIE PROFESPRZE GDY PAN ZNAJDZIE WOLNĄ CHWILĘ SERDECZNIE ZAPRASZAM do moich
    komentarzy Adam Dymanowski-dynamo przemiany gospodarcze.
    Z WYRAZAMI SZACUNKU DLA PANA PROFESORA teraz i na PRZYSZŁOŚĆ ( 100 stron z 20 lat)
    Senior mgr inż elektryk praktyk przemian gospodarczych po ludzku i dla ludzi tutaj mieszkających i
    pracujących z ich problemami do prostego rozwiązania jako całości w Naszej Rozwijającej się Demokracji
    Wzorem Zachodu.

  21. (2303.) Chyba nigdy nie za dużo przypominania faktów. A więc raz jeszcze warto spojrzeć, co dała Polakom polityka urzeczywistniania w ramach mojej “Strategii dla Polski” (tej pierwszej, z lat 1994-97) i “Program Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” zainicjowany w latach 2002-03, a jak marne rezultaty przyniósł szok bez terapii i przechłodzenie bez potrzeby na początku i końcu lat 1990. Prawdę, by stała się prawdą, też trzeba wielokrotnie powtarzać; podobnie jak czynią to neoliberałowie, powtarzając swoje dyrdymałki i kłamstwa tak często, że niejeden naiwny skłonny bywa dawać im wiarę. Słyszę, że wraz z ogłoszeniem przeze mnie programu “Strategia dla Polski 2013-2025” (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/artykuly/RZECZPOSPOLITA-Strategia-dla-Polski.pdf )i ukazaniem się nowe książki (http://ksiegarnia.proszynski.pl/product,66008) zaktywizowali się nadwiślańscy neoliberałowie – ci talibowie skompromitowanego kryzysem i innymi niepowodzeniami rynkowego fundamentalizmu – i panoszą się ze swymi fałszywymi poglądami i szkodliwymi receptami w lansujących ich mediach. Ciekawe, ilu daje się na to nabrać kolejny już raz…

    • (2304.) Czy wobec obecnego dofinansowania ZUSu z budżetu w wysokości bodajże 50% nie byłoby sensowniej przenieść całość jego zobowiązań do budżetu, a ten parapodatek (płacony niezależnie od tego czy się ma dochód czy nie ) po prostu zlikwidować?

  22. (2302.) Panie Profesorze moim zdaniem błędem jest wstępowanie do strefy EURO nic nam to nie da po za: wzrostem cen produktów i opłat, spadkiem rozwoju gospodarczego, tracimy doskonałe narzędzie które zwiększa naszą konkurencyjność w stosunku do bogatszych, silniejszych krajów europy zachodniej ( świetnie wykorzystują to Chińczycy i nie mają z tego powodu żadnych “wyrzutów sumienia”) moim zdaniem na taki krok nigdy (przyjęcie Euro) nie zdecydują się chociażby Szwedzi ( dla mnie najmądrzejszy, najbardziej przedsiębiorczy kraj unii razem z Niemcami, tyle że Niemców jakoś nie lubię ), Norwegowie, Szwajcarzy, Brytyjczycy ( czyli kraje które faktycznie myślą i kierują się swoim interesem nie dając się wykorzystać ). Polska zachowuje się jak żaba która dała się okuć i woła że jest koniem. Opłaci się to tylko ludziom bogatym ponieważ ceny importowanych luksusowych towarów spadną. Co Pan Profesor sądzi o moich obawach? Z góry dziękuję za odpowiedź! Komentuje i prosi o odpowiedź mimo wszystko lewicowy socjalista.

  23. (2300.) Panie Profesorze. Czy słuszne jest podawanie, że stopa bezrobocia w Polsce wynosi ,,tylko” 14,2%? Przecież jest ona naliczana jako odsetek ludności czynnej zawodowo zarejestrowanej w urzędach pracy. Skoro w ostatnich kilku latach wręcz drastycznie z powodu zatrważającej emigracji zmniejszyła się ludność czynna zawodowo to oczywistym jest, że 2,3 mln bezrobotnych oznacza zdecydowanie wyższą procentowo stopę bezrobocia. Taka sytuacja miała miejsce na początku 2004 roku, gdy z powodu wyników spisu powszechnego okazało się, że ludność czynna zawodowa jak mniejsze a więc grono osób bezrobotnych stanowi wyższy procent (wówczas de facto z dnia na dzień ,,wzrosło” z 18% do 20%). Nie chodzi mi oczywiście, o zmiany w statystach dla zmiany, lecz o -być może- większe nagłośnienie problemu bezrobocia przez media gdyby procentowo wynosiło także teraz np.20%. Może wówczas rząd zacząłby działać zdecydowanie bardziej na rzecz poprawny na rynku pracy niż przy kompletnej bierności w tym temacie zajmujących się głównie błahostkami komercyjnych mediów.

  24. (2299.) Szanowny Panie Kołodko, szanowny Panie profesorze,

    dnia 6 III w Warszawie odbędzie się o godzinie 18:00 Pana wykład „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości”
    Spotkanie z czytelnikami prowadzi redaktor Jacek Żakowski.
    EMPiK Megastore, ul. Marszałkowska 104/122

    Czy trzeba mieć tam zaproszenie, czy też jest wstęp wolny?

  25. (2298.) Nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazała się trzecia z serii moich książek o światowych procesach i przekształceniach. Po bestsellerowym „Wędrującym świecie” (http://www.proszynski.pl/Wedrujacy_swiat-p-31704-.html), opublikowanym dotychczas w dziesięciu językach, oraz „Świecie na wyciągnięcie myśli” (http://www.proszynski.pl/Swiat_na__wyciagniecie_mysli-p-30449-.html) przyszedł czas na „Dokąd zmierza świat. Ekonomia polityczna przyszłości” (s. 447; http://www.proszynski.pl/Dokad_zmierza_swiat__Ekonomia_polityczna_przyszlosci-p-32066-.html). To wielowątkowa książka o tym, co nas czeka i o zmierzaniu się z rozlicznymi wyzwaniami przyszłości. Oto spis treści:

    DOKĄD ZMIERZA ŚWIAT
    Ekonomia polityczna przyszłości

    Spis treści

    Na dobry początek 9

    Część pierwsza
    Dlaczego ekonomiści tak często nie mają racji 15

    I. Ekonomia uczciwa, czyli czym jest współczesna ekonomia, a czym być powinna 16
    II. Czy gospodarcza przyszłość da się zaprojektować? 53
    III. Przydatność ekonomii w kreowaniu rzeczywistości 70
    IV. Globalizacja – incydent historii? 91
    V. Rynek i państwo w epoce globalizacji 126

    Część druga
    Zagrożenia i szanse – czego więcej? 163

    VI. Gospodarka bez wartości jest jak życie bez sensu 164
    VII. Międzynarodowe porozumienia i nieporozumienia 190
    VIII. Społeczne i ekologiczne granice wzrostu 212
    IX. Jeszcze jedna wędrówka ludów 243
    X. Biedni i bogaci 274
    XI. Czy zbawi nas postęp techniczny? 298
    XII. Kto więcej wie, tego na wierzchu, czyli rola mądrości, wiedzy i umiejętności 316
    XIII. Zanim wybuchnie pokój 339

    Część trzecia
    Jak uciec do przodu 351

    XIV. Wiek Azji z cywilizacją euroatlantycką w tle? 352
    XV. Nowy Pragmatyzm, czyli ekonomia umiaru 377
    XVI. Czy czeka nas happy end? 396
    Na jeszcze lepszy koniec 408

    Przypisy bibliograficzne 411
    Indeks 423

  26. (2297.) Witam,
    wydaje mi się, że w WŚ na stronie 319 /18-ty wiersz od góry – bez nagłówka/
    jest : …wzrost gospodarczy, to z kolei poprawa efektywności…
    powinno być : wzrost produkcji, to z kolei poprawa efektywności…
    ac

  27. (2296.) @Solumpik: ” Czy w chwili obecnej widzi Pan którąkolwiek siłę (partię, ugrupowanie polityczne lub chociażby znaczącą osobistość polityczną, społeczną lub zawodową), która chciałaby to urzeczywistnić?”
    Nie widzę.

  28. (2295.) Witam Wszystkich ;)
    Chciałbym wykorzystać wyniki ostatnich sondaży jako podkreślenie tego, co na blogu Pana Profesora już sygnalizowałem
    Są to moje poglądy i pomysły, co zrozumiałe. Nawet jeśli Profesor ma nieco inne opinie, to myślę, że także weźmie z tego coś dla siebie
    Otóż chodzi mi o niezłe wyniki jedynej moim zdaniem wiarygodnej obecnie centrolewicowej partii (tej z dość bogatą historią), a jednocześnie rosnącą sympatię dla konserwatystów z partii rządzącej (którzy nie chcą prawdopodobnie z niej odejść, ale zostali uwzględnieni)
    Koresponduje to mi z moją opinią, że należy rozdzielać kwestie gospodarcze i światopoglądowe w mądry sposób. Można, co mnie osobiście byłoby najbliższe, łączyć poglądy etyczne bliskie Jarosławowi Gowinowi (ale już nie leseferyzm gospodarczy, który on popiera)i socjaldemokratyczne strategie rozwoju gospodarczego. Ja liczę na takie połączenie, a nawet obstawiam, że jest ono bliskie większości Polaków. Liczę, że socjaldemokraci w Polsce to dostrzegą i zrozumieją, a i ludzie odrzucą stereotypy (“nie głosuję na komuchów”)i zaczną interesować się coraz bardziej społeczną gospodarką rynkową i zrozumieją, że jest szansa na mądre państwo, od którego można wymagać. A społeczeństwa polskiego ani się nie wyateizuje, ani nie da się wprowadzić rozdziału takiego jakiego chcą niektórzy, bo to nie jest tak, że kwestie etyczne to każdego prywatna sprawa (tak jak nie jest moją prywatną sprawą to jak się zachowuję wśród ludzi, np.na ulicy, tyle że to regulować jest łatwiej). Liczę na mądre inicjatywy, prawdziwie mądrych ludzi, jak Profesor, kompromisy, ale nie zgniłe, i to że ludzie wreszcie wezmą sprawy w swoje ręce i będą głosować nie tylko na znane od dawna twarze ale przede wszystkim dobre programy(choć niech te najlepsze twarze i rozumy firmują te właśnie dobre programy). I niech ludzie mają możliwość powiedzieć: chcemy tych dobrych programów gospodarczych, ale i chcemy ochrony życia takiej jaka jest teraz (i zakazu przerywania ciąży) bo to jest zgodne z prawem naturalnym, i nie trzeba tu być wyznawcą jakiejkolwiek religii. A populiści z obydwu stron sceny politycznej niech stracą mięso wyborcze

  29. (2294.) Panie Profesorze,
    Nie po raz pierwszy potrafi Pan wskazywać słuszne (bo w przeszłości sprawdzające się!) wytyczne dla polskiej gospodarki sposoby racjonalnego postępowania w zarządzaniu naszym państwem. Czy w chwili obecnej widzi Pan którąkolwiek siłę (partię, ugrupowanie polityczne lub chociażby znaczącą osobistość polityczną, społeczną lub zawodową), która chciałaby to urzeczywistnić? Z treści i ilości komentarzy zamieszczonych na tym blogu i facebook’u świadczy jednoznacznie, że ma Pan ogromną liczbę swoich zwolenników, ale nie mają możliwości wsparcia realizowania pańskiej strategii. Niektórzy komentatorzy (podejrzewam, że ludzie bardzo młodzi i niedoświadczeni zawodowo i społecznie) wręcz domagają się od Pana, aby to właśnie Pan podjął działania ratowania polskiej gospodarki. A tak na serio – czy nie sądzi Pan, że startując w wyborach do Europarlamentu lub do Senatu polskiego parlamentu jako kandydat niezależny – znalazłby Pan poparcie wyborców i większe możliwości skutecznego działania? Na pewno jednomandatowe okręgi wyborcze zagwarantowałyby Panu sukces, ale na taką zmianę ordynacji wyborczej chyba się nie doczekamy… A może Pan Profesor sam ma jakiś pomysł na wdrożenie swojej Strategii dla Polski?
    Serdecznie pozdrawiam.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *