Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (1963.) Czas szybko wędruje. I tak prędko minęło drugie półrocze 2011, podczas którego Polska pełniła funkcję przewodniczącego Unii Europejskiej, tzw. prezydencję. Nie wiadomo, czy się cieszyć, że okres ten mamy już za sobą i udało się przezeń przejść bez żadnej większej wpadki (nie licząc niemądrego – i dlatego, niestety, cytowanego przez światowe media – wystąpienia ministra finansów, w którym mówił o wojennym zagrożeniu jakoby wynikającym z kryzysu gospodarczego), czy też martwić się, że wielka, historyczna szansa została zaprzepaszczona. Następna zdarzy się dopiero za kilkanaście lat, ale to już będzie inna Polska, inna Europa, inny świat.
    Uważam, że to drugie: zaprzepaszczona szansa. Rząd Platformy Obywatelskiej zmarnował jedyną w swoim rodzaju sposobność, aby wyjść z godnymi znaczącego partnera stosunków międzynarodowych inicjatywami. Niestety, Polska niczym szczególnym podczas prezydencji nie potrafiła się wykazać. Nie wyszła z żadnym poważnym projektem. Nie wniosła niczego istotnego do przezwyciężania kryzysowego syndromu. Z inspiracji polskiego rządu w żadnej sprawie gorąco dyskutowanej na forum europejskim nie pojawiło się nic szczególnego, co pozostawiałoby bardziej długotrwały ślad czy stymulowało dalsze dyskusje. A można i warto było zaznaczyć swoją pozycję polityczną w sposób widoczny, a przede wszystkim pożyteczny dla zrównoważonego rozwoju europejskiego obszaru społeczno-gospodarczego i kulturowo-politycznego. Co więcej, można i należało wykorzystać dany nam czas, by wnieść coś wartościowego do procesu światowego. Żyjemy przecież w epoce globalizacji i trzeba umieć troszczyć się o swój zaścianek, pamiętając wszakże cały czas o innych.
    Wychodząc z takich przesłanek, zaproponowałem osiem miesięcy temu „Inicjatywę Warszawską”. Próbowano mnie nawet zapewniać, że w jakiejś mierze została ona podjęta. Przekonywała mnie o tym wiceminister spraw zagranicznych, gdy spotkaliśmy się jeszcze w czerwcu w Pekinie. Bynajmniej nie zauważyłem takich starań. Polska mogła wnieść coś cennego do trwających w innych częściach świata procesów regionalnych integracji, inicjując serię akcji wspomagających znojny proces instytucjonalnego wzmacniania się gospodarki rynkowej i społeczeństwa obywatelskiego. Mamy w tej materii doświadczenia i osiągnięcia, przy czym chodzi o coś więcej niż li tylko chwalenie swojego ogonka. Chodzi o pokazania z europejskiej perspektywy innym regionom świata, że równoczesna postępowa transformacja systemowa i regionalna integracja gospodarcza to najlepszy sposób na twórcze wykorzystanie globalizacji na własną korzyść, a zarazem z korzyścią dla innych, a nie ich kosztem. Obecny kryzys, który dotkliwie odczuwa Unia Europejska, temu nie zaprzecza.
    Te pół roku było po to, aby to zaproponować, zacząć myśleć i dyskutować, ukierunkować rozmowę, zaprogramować główne kierunki i sposoby działań na następne kilka, a nawet kilkanaście lat. Do tego nie potrzebne były pieniądze, tylko postępowa myśl i chęć praktycznego działania. Już dziś po świecie krążyłoby określenie „The Warsaw Initiative”, z oczywistymi także dalekosiężnymi korzyściami dla Polski. Nie tylko w Europie wiadomo, z czym kojarzy się Kopenhaga, Maastricht, Bolonia, Nicea. Z czym po tej prezydencji kojarzy się Warszawa?
    Niedowład koncepcyjny rządzących kręgów, tak ich decydentów, jak i doradców, koncentracja na wyborczych potyczkach toczonych na krajowym podwórku, zapatrzenie we własne partykularne interesy, kulturowy brak zdolności patrzenia na wyzwania współczesności w kontekście ponadnarodowym, nie tylko europejskim, lecz również światowym – to przyczyny zaprzepaszczenia danej nam szansy. Co prawda, odbyło się trochę skądinąd wartościowych imprez kulturalnych, z których i tak większość miałaby miejsce. Popodróżowali sobie trochę więcej niż zazwyczaj niektórzy politycy i dyplomaci, ich eksperci i doradcy, ale nie na wiele się to zdało. Oczywiście, oprócz obfitych sprawozdań, które teraz się pisze…
    Ideę „Inicjatywy Warszawskiej” starałem się nagłośnić we właściwym czasie, pisząc o tym również na tej stronie. Była publikowana w prasie, m. in. dziennik „Polska – The Times” wydrukował mój artykuł zatytułowany „Podczas prezydencji zgłośmy w Europie Inicjatywę Warszawską” (13-15 maja 2011, s. IV; artykuł jest dostępny pod linkiem http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2011/05/KOLODKO_Warszawska_Inicjatywa_Polska_Times_13-15_maja_2011.pdf). Tekst został ogłoszony również po angielsku na poczytnym, śledzonym na całym świecie portalu profesora Nouriela Roubiniego – „Roubini Global Economics” (www.economonitor.com/blog/author/gkolodko/). No cóż, szansa była, nie została wykorzystana. Róbmy zatem dalej swoje, acz zawsze pro publico bono. Nie udało się nam tym razem, by w tych ciężkich czasach stało się coś pozytywnego pro publico mundiale bono, trzeba więc starać się, by powiodło się to innym w przyszłości. Wędrujemy dalej.

  2. (1962.) I wish you can read also here the comments just posted at my Facebook page http://www.facebook.com/kolodko, where you’re always welcome:

    THERE ARE 4.000 OF US! WHO ARE WE? WHERE WE COME FROM? WHERE ARE WE GOING TO?

    We’ve just said goodbye! to the old year and we’ve welcomed the new, 2012, among the 4.000 fans of this page. Is that a lot or a few? As always, it depends on the point of view. Yet let it be as many as possible! On my Chinese social network, http://www.weibo.com/kolodko, I have gathered more than 25 thousand of fans in one month. Well, China is a huge country. So invite the new friends, your fans and the fans of their fans, to make our company even larger. And more people will participate in our interesting debate on this changing and volatile world – its politics and economics, society and culture, nature and environment.

    My webpage on Facebook has been launched in late January 2011. Even a year has not passed yet and I put on 425 comments here, usually illustrated with photographs made by myself (otherwise, source is always indicated), as well as many news about the events I attended in the country and worldwide, and several photo albums containing almost 900 photographs. There will be more. You can also see here also dozen of my short and long interviews, both in Polish and English. They are also some in Russian and Chinese.

    Answering questions and participating in discussions, I wrote also a few hundred – or maybe it counts already in thousands? – comments and remarks. Some are short (never trite), other extended. Unfortunately, Facebook has the major disadvantage that the comments “sink”, as they live in a very short time and their circulation is time-limited as long as they are exposed. Therefore, I present some of the most important comments from this page also on my blog, which I invite you to visit: http://www.volotileworld.net. Some of them have been published as newspaper articles or op-ed, including in English on the portal ”Roubini Global Economics” (http://www.economonitor.com/blog/author/gkolodko/) as well as in “The Economist” and “Financial Times”.

    Who are we? Where are these thousands of fans coming from? According to data from the section “Users” on Facebook page, 3,196 people declare Polish as their language. From what I know, it is determined by the IP location. Thus, more than 800 fans of this site are the guests from all over the world. Mostly from where? From the UK 120, U.S. 89, Germany 36, Ireland 28, Russia 23, 13 from Canada and Italy, 12 from the Netherlands and Thailand, 10 from Ukraine, 7 France, 6 from Brazil, Austria, Hungary, Belgium, and Spain, and 5 from Switzerland and the Czech Republic, and more than a hundred of people from the next nearly 30 countries. So fans have come here to visit the site from about 50 countries from all continents. WELCOME!

    While Facebook is a global structure, and although I run it both, in Polish as well as in lingua franca, in English, it is dominated by Poles. The second, in turn, language is English, which declares nearly 600 people, the third is Russian (26 people), and then go: German (21), Spanish (20), French (14), Italian (10) and yet more than twenty others, outside Europe including Chinese, Thai, Japanese, and Korean. Apart from Polish cities, most of fans from abroad I attracted in London (47) and Dublin (25). HELLO!

    I’m not sure about the data on the age and sex structure, because probably this information do not change for some time. The Facebook’s statistics imply that the women are still only 25 percent of my fans. Could it be so? Also the quarter of guests is 18-24 years old and almost 41 percent is 25-34 years old. At the edges there is 1.1 percent 13-17 years old and 8.5 percent aged over 55 years. Therefore, we all are young, but I try to write my views, interpretations and arguments to satisfy the interest of the 17-year-olds and the 70-year-olds alike. DO I SUCCEED?

    What else? The number of so-called active participants on my page reached in December 10,000. There were many comments posted in the last month and a record day – with 85 comments by the fans of this page – have appeared on 15th. In general, over the past 11 months there have been a few (?) thousand of comments. THANK YOU!

    And what next? We go further, since our debate how to create a better future must go on. Let everyone present here take for her or his is ambition attracting at least one new guest in every subsequent week! And I wish you all the most successful all 52 weeks of this dragon year! :)

  3. (1961.) Poniżej wpis, którym umieściłem na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko, na którą zapraszam wszystkich zainteresowanych:

    JEST NAS 4.000! KIM JESTEŚMY? SKĄD POCHODZIMY?

    Stary rok pożegnaliśmy i nowy, 2012, powitaliśmy w gronie 4.000 fanów tej strony. To dużo czy mało? Jak zawsze, zależy to od punktu widzenia. Oby było jak najwięcej! Na moim chińskim portalu społecznościowy – http://www.weibo.com/kolodko – zgromadziłem ich w jeden miesiąc ponad 25 tysięcy. Cóż, Chiny to ogromny kraj.

    Zapraszajmy więc znajomych i przyjaciół, naszych fanów i fanów tych fanów, to będzie nas jeszcze więcej. I jeszcze więcej osób będzie uczestniczyło w naszej interesującej debacie na temat wędrującego, zmieniającego się świata – polityki i kultury, społeczeństwa i gospodarki, kultury i natury.

    Moja strona na Facebooku ruszyła w końcu stycznia 2011 roku. Nie minął jeszcze cały rok, a umieściłem na niej 425 komentarzy, z reguły ilustrowanych wykonanymi przeze mnie fotografiami (jeśli jest inaczej, zawsze jest to zaznaczone), kilkadziesiąt informacji o wydarzeniach, w których uczestniczyłem w kraju i za granicą, kilkanaście foto albumów zawierających prawie 900 fotografiami. Będzie ich więcej. Obejrzeć tutaj można ponadto kilkanaście moich krótszych i dłuższych wywiadów, tak po polsku, jak i angielsku. Są także w języku rosyjskim i chińskim.

    Odpowiadając na pytania i uczestnicząc w dyskusjach, napisałem także kilkaset – a może to już też tysiące? – komentarzy. Niektóre krótkie (nigdy zdawkowe), inne rozwinięte. Niestety, Facebook ma tę istotną wadę, że one „wsiąkają”, żyją bardzo krótko i ich obieg jest znikomy. Dlatego też od pewnego czasu niektóre z najważniejszych komentarzy z tej strony prezentuję też na moim blogu, na który zapraszam: http://www.wedujacyswiat.pl. Niektóre z nich ukazały się również jako artykuły prasowe.

    Kim jesteśmy? Skąd te tysiące fanów? Według danych z rubryki „Użytkownicy” 3.196 osób deklaruje język polski jako własny. Z tego co wiem, decyduje lokalizacja IP. Tak więc ponad 800 fanów tej strony to goście ze świata. Skąd najwięcej? Z Wielkiej Brytanii 120, z USA 89, z Niemiec 36, z Irlandii 28, z Rosji 23, po 13 z Kanady i Włoch, po 12 z Holandii i Tajlandii, 10 z Ukrainy, 7 z Francji, po 6 z Brazylii, Austrii, Węgier, Belgii, Hiszpanii, po 5 ze Szwajcarii i Czech, i jeszcze ponad sto osób z kolejnych blisko 30 krajów. Tak więc fani przywędrowali tutaj aż z około 50 krajów ze wszystkich kontynentów. ZAPRASZAM!

    Choć Facebook jest strukturą globalną i choć prowadzę go zarówno po polsku, jak i w lingua franca, po angielsku, to dominują Polacy. Drugim z kolei językiem jest angielski, który deklaruje prawie 600 osób, trzeci jest rosyjski (26 osób), a następnie idą: niemiecki (21), hiszpański (20), francuski (14), włoski (10) oraz jeszcze ponad dwadzieścia innych, w tym spoza Europy chiński, tajski, japoński, koreański. Nie licząc polskich miast, z zagranicy najwięcej fanów pozyskałem w Londynie (47) i w Dublinie (25). WITAM!

    Nie jestem pewien aktualności danych co do struktury wieku i płci, bo chyba od jakiegoś czasu się te informacje się nie zmieniają. Ze statystyki Facebooka wynikałoby, że płeć piękna to wciąż zaledwie 25 proc. moich fanów. Czyżby? Również jedna czwarta gości mieści się w przedziale wieku 18-24 lata, a prawie 41 proc. w przedziale 25-34. Na skrajach jest 1,1 proc. w przedziale 13-17 i 8,5 proc. w wieku powyżej 55 lat. Wszyscy zatem jesteśmy młodzi, przy czym staram się tak pisać, aby trafiać z poglądami, interpretacjami i argumentami tak do 17-to-, jak i do 70-ciolatków. UDAJE SIĘ?

    Co jeszcze? Tzw. liczba aktywnych uczestników mojej strony sięgnęła w grudniu 10 tysięcy. Komentarzy jest wiele; w ostatnim miesięcu rekordowa ilość – 85 – pojawiła się 15 grudnia. Przez minione 11 miesięcy było ich kilka (?) tysięcy. DZIĘKUJĘ!

    Co dalej? Dalej wędrujemy. ZAPRASZAM! Niech każdy za swą ambicję poczyta ściągnięcie na tę stronę co najmniej jednego nowego gościa w każdym kolejnym tygodniu! A życzę wszystkim, aby wszystkie 52 tygodnie w tym roku smoka były jak najbardziej udane! :)

  4. (1960.) Dobrych lektur nigdy za dużo. Warto nowy, 2012 rok rozpocząć od książki Profesora Władysława Szymańskiego zatytułowanej “Niepewność i niestabilność gospodarcza. Gwałtowny wzrost i co dalej?” (Difin, Warszawa 2011, s. 279). To kolejne nadzwyczaj interesująca praca jednego z najwybitniejszych polskich ekonomistów, który zamiast wygrzewać się w telewizyjnych jupiterach, jak wielu “analityków”, czy pisywać w gazetach, jak czynią to “znani” publicyści, piszę wartościowe książki. Praca “Niepewność i niestabilność gospodarcza…”, choć naukowa, jest napisana przystępnie, zrozumiałem dla wszystkich (prawie) językiem. Autor sugestywnie pokazuje, tak z pozycji mikroekonomicznej – przedsiębiorstwa – jak i makroekonomicznej – gospodarki narodowej i globalnej – skąd wzięła się rosnąca skala niepewności i jak sobie z tym radzić. Na świecie, w Polsce, w firmie. Naprawdę, warto przeczytać. Polecam!

  5. (1959.) Dosiego Roku! Niech każdy pod to staropolskie ”dosiego” podłoży sobie takie treści, jakich pragnie!

  6. (1958.) Panie Profesorze, zwracam się do Pana jako podróżnika. Czy można wjechać do Chin samochodem? Ze znajomymi mamy pomysł na wyprawę życia, słyszeliśmy jednak, że Chińczycy nie wpuszczają do siebie drogą lądową. To prawda?

  7. (1956.) witam
    moj ojciec jest w posiadaniu przedwojennej mapy tczewa z bodajze 1936roku.
    jesli to pana ainteresuje podaje nr fonu do ojca: 0846879300.
    poza tym wielki szacun dla pana za to, ze potrafil pan pozegnac sie z wladza zachowujac poziom i godnosc.
    jako jeden z nielicznych – jesli nie jedyny na polskiej scenie politycznej.
    jeszcze raz bless i pozdro, ziom. nrx.

  8. (1955.) “Nadwiślański” neoliberalizm nigdy nie był ani jego pełną, ani czystą formą. Zresztą taki w praktyce nie zaistniał nigdy. Jednakże do określenia “neoliberalizm” – albo, jak wolą inni, współczesny leseferyzm czy amerykański neokonserwatyzm – upoważnia to, co w tym nurcie jest kluczowe, wiodące. Decyduje wykorzystywanie liberalnych idei – wolność, demokracja, prywatna własność, przedsiębiorczość, konkurencja – do wzbogacania nielicznych kosztem większości, wykorzystując w tym celu budżetową dystrybucję oraz deregulację rynków. Żal (i wstyd), że wciąż w wielu uczelniach – także w Polsce – nadal wykłada się idee neoliberalizmu, podpierane wybiórczymi przypadkami, jako “teorię ekonomiczną”. Ofiarą takiej indoktrynacji pada wielu skądinąd inteligentnych i otwartych na poszukiwania intelektualne studentów, co można dostrzec też od czasu do czasu w treści komentarzy zamieszczanych na tej stronie.

  9. (1954.) Jak Pan Profesor wie, pojawiają się prognozy wielkości PKB poszczególnych państw na rok 2050 z których ma wynikać, że świat zostanie zdominowany przez państwa azjatyckie, państwa afrykańskie będą w czołówce (np. Nigeria), a Europa ulegnie totalnej marginalizacji. Czy Pana zdaniem tego typu wizja jest praktycznie pewna do ziszczenia się? Trochę to smutne, że ,,mocarstwa” europejskie będą mniej znaczyć niż np. Egipt, bądź Indonezja i o wiele mniej niż Indie, bądź Chiny.

  10. (1953.) “Nadwiślański neoliberalizm nie służy Polsce”, pod takim tytułem “Gazeta Finansowa” w numerze świąteczno-noworocznym (nr 51-52, 23 grudnia 2011 – 4 stycznia 2012, s. 10-13) publikuje obszerny wywiad (http://tiger.edu.pl/kolodko/wywiady/wywiad_nadwislanski_neoliberalizm_nie_sluzy_polsce_nr51-52.pdf), w którym odpowiadam na pytania zastępcy redaktora naczelnego tygodnika, Pana Romana Mańka. Zapraszam do lektury i do dyskusji.

    P.S.
    @ marboz (wpis 1951)
    Nie dalej jak dwa tygodnie temu poniżej odpowiadałem na podobne pytanie… Proszę czytać też wcześniejsze komentarze, gdyż wiele z nich nic nie traci na aktualności. Dla ułatwienia wszystkie moje komentarze są zgromadzone obok, w jednym miejscu pod linkiem http://www.wedrujacyswiat.pl/blog/gwk_BLOG.pdf. Wystarczy posłużyć się kluczem CtrlF, aby znaleźć to, czego szukamy. Chociażby hasło „złoty” albo „euro” czy „kurs”.

  11. (1952.) życzę dużo trafnych prognoz na 2012 oraz duzo zdrowia i wszelkiek pomyślnośsci.
    Jestem zdruzgotany po filmie na temat kryzysu W USA i udziału w nich tzw instytucji finansowych i funduszy. IKapitalzim w takim wydaniu jest nie do pzryjecia i już najwyższy czas aby go zmienić. Myąle że robotnicy walczać w Polsce o taki kapitalizm byli po prostu wprowadzeni w błąd prze różnego rodzaju doradćó i oszukańców. Kapitalizmowi musimy powiedzieć już dziękujemy

  12. (1951.) Panie Profesorze,zgodnie z tym co wiele razy Pan mowil i tym co przeczytalem w Pana ksiazkach, globalna rzeczywistosc jest mocno skomplikowana.Oczywiscie rozwazania na poziomie ogolnym sa zajmujace, ale ja chcialbym wywnioskowac z tego cos co moglbym przelozyc na wlasny uzytek i z tad moje ,byc moze banalne,ale jednak mysle ze istotne dla kazdej jednostki
    pytanie.Duzo szumu teraz jest na temat przyszlosci Uni i Euro , wiele skrajnych opini itd. A ja po prostu chcial bym wiedziec co zrobic?,lub co Pan by zrobil z kilkudziesiecioma tysiacami euro oszczednosci?:) Wiem ze to dosc egoistyczne i ogolnie postawione pytanie, nie mniej jednak ciekaw jestem Panskiej opini i z gory dziekuje ze odpowiedz. z pow. M.B.

  13. (1950.) @Adam (wpis 1949).
    Ad. „Otwarcie nie zgadzam się z tezą Pana Profesora że takiego sukcesu już nikomu nie uda się powtórzyć. Byłem wręcz w szoku kiedy usłyszałem z Pana ust takie twierdzenie.”
    Oczywiście, że nikt nigdy nie powtórzy takiego sukcesu na taką skalę. Nie usłyszał Pan tej frazy nas „taką skalę”? Nie czytał Pan „Wędrującego świata”? Otóż „na taką samą skalę” oznacza ponad 10-krotne (sic!) zwiększenie dochodu na mieszkańca w ciągu jednego pokolenia (30 lat) dla obecnie już ponad 1,3 miliarda ludzi! A więc, dajmy na to, Afryka (już od roku-dwu też ponad miliard mieszkańców) musiała by udziesięciokrotnić swój realny dochód per capita do roku 2040. Absurd!
    To co powiedziałem – i w całej rozciągłości podtrzymuję – to teza, że na coś podobnego nie starczy już surowców i energii. Nie można w ciągu pokolenia dla 20 proc. ludzkości – nawet gdyby znalazły się kraje o znakomitej strategii rozwoju i szczęście by im sprzyjało – pomnożyć realnego dochodu dziesięć razy. Jak to może być dla kogoś szokujące?…

  14. (1949.) Mieszkam w mieście graniczącym z Niemcami i bardzo pozytywnie zostałem zaskoczony opiniami moich sąsiadów zza Odry.
    Często pytam niemieckich klientów o ich zdanie na temat kryzysu.
    Ku mojemu zaskoczeniu ani razu nie usłyszałem opinii o leniwych Grekach,o żyjących na kredyt Portugalczykach, za to częstą odpowiedzią było np. Niemieccy obywatele nie będą sponsorować bankierów albo bankierzy i spekulanci powinni trafić do więzień.
    Czyżby nie udało się powielić neoliberalnej propagandy w Niemczech?
    Wielu profesorów mojej uczelni uważa że Grecy są nierobami i oszukiwali cały czas Europe.Ciekawe jak się będą czuli gdy to samo o nas powiedzą inni?
    Polska stosuje inne przeliczniki długu budżetowego, zgodnie z przelicznikami np. Niemiec, Polska dawno przekroczyła 55%. I kto tu oszukuje? Sikorski ostatnio mówił ze Europa uczy się od nas. Ze to my najwcześniej wprowadziliśmy próg zadłużeniowy.Ale co nam po tym jak nic z niego nie wynika.Polska stosując kreatywną księgowość sama siebie oszukuje, albo dokladniej to politycy oszukują Rzeczpospolitą, czyli nas wszystkich.
    Chiny tak jak inne kraje o aksjologi konfucjańskiej mają potencjał wynikający np. z zasady odpowiedzialności jednostki za zbiorowość.Chińskim przywódcą udało się uwypuklić cechy tej kultury które prowadzą do ekonomicznego sukcesu.Ale to nie znaczy że tylko w Chinach taki wzrost gospodrczy jest możliwy.
    Otwarcie nie zgadzam się z tezą Pana Profesora że takiego sukcesu już nikomu nie uda się powtórzyć.Byłem wręcz w szoku kiedy usłyszałem z Pana ust takie twierdzenie. Proszę nie zapominać że wiele rzeczy dzieje się naraz:) i że historia się jeszcze nie skończyła.
    Ujrzeć minę redaktora TVN w czasie wywiadu z Panem -bezcenne:)Chociaż w ostatnim wywiadzie w którym Pan uczestniczył redaktor siedział cicho (dobrze wiedział że merytorycznie przy panu jest cienki) ale na twarzy miał taki głupkowaty, ironiczny uśmieszek za co ja osobiście zwrócił bym mu uwagę.Ale to jest częsta reakcja np. Pan poseł Niesiołowski w momencie kiedy nie ma porządnego kontrargumentu stosuje tego typu uśmiech co ma sprawiać wrażenie,że to on czuje się pewniej, czyli że to on ma racje (stary chwyt marketingowy)
    Na wejściu do Rady Europy pojawił się napis “good season” co ma być bardziej poprawnie politycznie niż Merry Christmas.
    Tak więc życzę wszystkim dobrego sezonu:)

  15. (1948.) Opowieść wigilijna, czyli koalicja kota z psem

    Nadeszły święta i wszyscy wszystkim życzyli (a przynajmniej tak mówili) wszystkiego najlepszego. Najczęściej słychać było w całym obejściu życzenia „Wesołych Świąt!”, jakby przez cały rok nie było dość wesoło! Wokół słychać było także szepty i czuć wieloznaczne spojrzenia sugerujące, że tak naprawdę to jedni drugim życzą zupełnie czegoś innego, niż głośno o tym pieją i kwiczą, chrząkają i szczekają, muczą i miauczą. Wzięło się także na wspominki o tym, kto komu jaki numer wyciął, jak jedni podkładając świnie przeszkadzali drugim w urzeczywistnianiu masy świetnych pomysłów, zwłaszcza tych zgłaszanych przez stado osłów, jak harowały konie i żerowały hieny. A chomik chodził po podwórku i pomrukiwał: Mnie nie jest potrzebna żadna opozycja, mnie wystarczy koalicja.

    Koalicja kota z psem trwała już czwarty rok i dreszcze przechodziły wszystkie zwierzątka – jedne dostawały gęsiej skorki, inne się jeżyły, jednym włos stawał dęba, inne szczerzyły zęby, jedne się straszyły, inne ciskały się płochliwie – na samą myśl o tym, że rządy kotów z psami (albo psów z kotami) mogą trwać wiecznie. Pracowitym mrówkom wydawało się, że trzy z górą lata to już wieczność bez mała i dalej pracowały, pracowały i pracowały. Zwłaszcza, że ostatnio nikt im nie wkładał kija w mrowisko, a wielu zajętych było wkładaniem kija w szprychy, aby czasami wóz za daleko nie zajechał. Nie widziały, niestety, że same na tym wozie siedzą i pokrzykiwania na woła, by ciągnął szybciej i żwawiej, na nic się nie zdawały. Tym bardziej, że psy chciały jeszcze szybciej, ale wolniej, koty zaś wrzeszczały, żeby ciągnąć wolniej, lecz szybciej. Psy mówiły, że trzeba bardziej w lewo, na co koty żądały jazdy bardziej w prawo, twierdząc, iż tylko wtedy dojedziemy do tej – no, jak to się tam nazywa… – Europy. Bo tam ponoć jest takie podwórko, że prawie do wszystkiego się dopłaca. Krowy dały temu wiarę i dalej dawały się potulnie doić. Pszczoły, choć sporo się nalatały i niejedno w życiu widziały, też skrzętnie pracowały, aby podwórko było krajem nie tylko mlekiem, ale i miodem płynące.

    I okazało się dziwnym trafem – dla większości wciąż nie do końca pojętym – że na tym podwórku nie tylko da się żyć, ale coraz lepiej się żyje. Coraz też więcej sąsiadów zaglądało przez płot i wzdychało z uznaniem, podziwiając nowe porządki i szukając także dla siebie okazji do robienia interesów na podwórku, gdzie tak sprawnie – wydawałoby się – rządzą koty z psami. Ich gospodarstwo zostało właśnie przyjęte do elitarnego stowarzyszenia 28 najlepszych podwórek świata. Na budach pojawiły się anteny satelitarne, koty bez przerwy miauczały do siebie przez telefony komórkowe, szczeniaki latały z odtwarzaczami kompaktowymi i słuchawkami w uszach, kocięta wylegiwały przed murowanymi posesjami. A mrówki i pszczoły, konie i woły chętnie pracowały, bo wreszcie było warto. Już drugi rok z rzędu efekty ich pracy rosły o 7 procent, co nieustannie skrzętnie podkreślał paw. Na innych podwórkach wzbudzało to aplauz i podziw, inwestowano więc u nas coraz więcej, ale na rodzimym podwórku co rusz jakiś kot albo pies napomykał, że lepiej zamienić by go na kaczkę albo inną kuropatwę. Taką co będzie więcej rozdawać i słuchać, ale nie głosu zdrowego rozsądku.

    Było tak dobrze, że psy zaproponowały, aby podwórko podzielić na stany. I od razu będzie jak w Ameryce. Poparły to słonie. Niby chwilowo pozostają w opozycji, ale chyba już się do tego przyzwyczaiły, zwłaszcza że orzeł – chroniąc ten gatunek przed wyginięciem od nieróbstwa – wprowadził zakaz ich odstrzeliwania. Mimo to złośliwe świnie plotkują, że wyginą jak się nie wezmą z psami do roboty, a resztę zrobią kłusownicy. A tych nie brakuje pośród menażerii. Na zamysł psów zareagowały koty, proponując podział na sołectwa. Od razu będzie jak za króla Ćwieczka, mówią. Poparły ich osły, bo zawsze popierają to, co namieszać może w żłobie. Rozpoczęły się narady, małpy z telewizji kręciły audycje najlepiej, jak mogły, a zwierzątka słuchały i nie wiele z tego rozumiały. Dialog trwał.

    Raptem na podwórku podniosła się wrzawa, bo oto na stadionie mają decydować, czy znowu będą sprawdzać, kto był jakim zwierzątkiem w czasach, kiedy podwórko nazywało się sprawiedliwe, choć takie nie było, a kości i mleko były tylko na kartki. Psy są przeciw i warczą, koty fałszywie się łaszą i mówią, że wszyscy będą przeglądać się w lusterku prawdy, które pokaże, jakim kto bydlęciem był naprawdę. Słonie i osły kręcą i nie wiadomo do końca, co knują. Ale produkcja rośnie, inflacja spada i kapitał napływa, więc dialog może trwać nadal.

    Nudno chyba było, bo raptem psy zażądały zwiększonych ulg podatkowych na budowę bud. W przyszłym roku wybory miejsc na stadionie, a więc obiecujemy, że każdy może dostać tanią budę! Przecież sam paw mówi, że jest coraz lepiej w gospodarce, to niech daje, a nie gada! A on gada, że dalej trzeba harować, oszczędzać i inwestować – w budy też – ale z własnych, zarobionych dochodów, a nie przez ulgi obciążające innych. Dlatego też trzeba wszystkim obniżyć podatki. Co się potem działo, o tym wnuki szczeniąt będą kiedyś z wypiekami na sierści słuchały. Psy mówiły jak muły, koty postawiły się okoniem, słonie przez pomyłkę wlazły do składu z porcelaną i głosowały razem z osłami. Sporo trzeba było odkręcać, ale każdy kierat da się ciągnąć, jeśli wie się jak. I wszyscy na podwórku będą płacić mniejsze podatki. A dialog trwał.

    Potem raz jeszcze na boisko wybiegły koty i zażądały dopłat do mleka. Idzie zjazd naszej kociej partii – mówią – i chcemy wybrać na szefa nowego (tzn. starego) kota, a on nam to już trzy lata załatwia. Teraz, albo mleko skwaśnieje! Psy powiedziały, że rozdziobią nas kruki i wrony, jak znowu będziemy do takiego interesu dopłacać, ale za plecami innych zaczęły kombinować, jak by tu twarz psa zachować, ale z kotami też za bardzo nie drzeć. Okazji im gospodarz podwórka – sam pewnie nie wiedząc wcześniej, co czyni – podsuwał co nie miara. Oto następowały zmiany na piedestale, bo reformował się podwórkowy rząd. Zawsze coś można utargować, na przykład parę stanowisk (takich gdzie dzielą to, co chomik z innych ściąga) za parę zgniłych kompromisów.

    Dyskusje trwają, a tu chomik wchodzi raptem z budżetem. I jeszcze bezczelnie mówi, że to budżet preferencji społecznych. Psu na budę taki budżet – miauczą koty. Tyle co kot napłakał – zaszczekały psy. Wszyscy na wszystkich się rzucili, ale chomik i tak wyszedł na swoje i doniósł wspólną kasę na stadion. Teraz wszyscy mogą wystąpić na jego arenie, ale i tak chomikowy budżet w końcu zatwierdzą. Żyć trzeba, a rządzić warto – warczą psy i mruczą koty. Jednak gdy chomik powiedział małpom – a te zaraz wypaplały – że nie ma już koalicji programowej kotów z psami, to się dopiero zrobił zgiełk! Dyskusja będzie trwała wiecznie, odpowiedzieli koalicjanci, choć na podwórku zaczęły się także inne rozmowy. Nawet usłyszeć można było ludzki głos.

    To tylko Wigilia.

    21 grudnia 1996 r.

    Źródło: Grzegorz W. Kołodko, “Trzy lata w polityce”, Kraków,1997, s. 99.

  16. (1946.) Paweł /1943/, Serge Halami w grudniowym LMD Pisze;
    “Dwaj byli bankierzy, Lucas Papademos i Mario Monti, przejęli władzę w Atenach i Rzymie, szantażując społeczeństwa Grecji i Włoch upadłością i strasząc chaosem. Nie są to żadni „apolityczni technicy”, lecz ludzie prawicy, członkowie Komisji Trójstronnej, znanej z krytyki „nadmiaru demokracji” w społeczeństwa zachodnich.”

  17. (1945.) Nigdy nigdzie – poza kasynem czy jakąś loterią – nie można z dnia na dzień uczciwie zarobić na inwestowanym kapitale 100%. A tak ponoć nauczają jacyś „profesorowie”, opowiadając o Polsce wczesnych lat 1990, jak wynika to z jednego z komentarzy umieszczonych na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko. Jeśli coś takiego się zdarzało, jest kosztem podobnej straty kogoś innego na giełdzie, albo – jak to bywało w początkowym okresie “wyłaniana się rynku” – kosztem państwa, czyli budżetu, czyli społeczeństwa (ostatnio często nazywanego „podatnikami”, o których interesy troszczą się, oczywiście, wszyscy…). W tym drugim przypadku działo się to poprzez prywatyzację majątku państwowego znacznie poniżej jego rzeczywistej wartości, której rynkowy wymiar uzewnętrzniał się w pełni dopiero po wejściu firmy na giełdę.
    W Polsce natomiast można było szybko stracić ¾ oszczędności całego życia, jak ktoś dał się naciągnąć na amok nadwiślańskiego neoliberalizmu i na początku lat 1990. „zainwestował na giełdzie”. Nigdy nigdzie żaden naród nie wzbogacił się poprzez inwestowanie na giełdzie, tylko dzięki dobrze zorganizowanej i sprawnie zarządzanej pracy i przedsiębiorczości, co z kolei wymaga skutecznej polityki gospodarczej opartej na właściwej teorii ekonomicznej.
    Studentom zaś, którym rozmaici „profesorowie” opowiadają niedorzeczności na gazetowym poziomie, radzę, aby zanim nadejdzie sesja egzaminacyjna i zaczną ich odpytywać z dyrdymałek, które wciąż wykładane są w wielu uczelniach, poczytali więcej i dowiedzieli się, jak było naprawdę. Proszę zajrzeć do rzetelnej literatury. Polecam w szczególności książkę Jana Główczyka pt. “Szalbierczy urok transformacji” bądź niedawno opublikowaną pracę Tadeusza Kowalika “www.Transformacja.pl”. Jest wiele innych książek na ten temat, w tym także ciekawe prace zbiorowe pod redakcją Prof. Marii Jarosz (pisane z socjologicznej perspektywy). A najszybciej dotrzeć można do moich książek dostępnych gratis w internecie: „Polska alternatywa: Stare mity, twarde fakty, nowe strategie„ (współautor Mario D. Nuti) (http://tiger.edu.pl/ksiazki/polska_alternatywa.pdf), która pokazuje osiągnięcia „Strategii dla Polski” w latach 1994-97 na tle niepowodzeń „szoku bez terapii” w latach 1989-93, „Od szoku do terapii. Ekonomia i polityka transformacji” (http://tiger.edu.pl/ksiazki/ekonomiapolitykatrans.pdf) czy też „Polska z globalizacją w tle” (http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/Polska_z_globalizacja_w_tle.pdf). Jest ich tam więcej. Proszę czytać, to znajdą się nie tylko odpowiedzi na liczne pytania, których wciąż nie brakuje, lecz przy okazji i następne się wyłonią.

  18. (1944.) @ Paweł (wpis 1943)
    W polityce kadrowej nie należy stosować zasady “zbiorowej odpowiedzialności”. Na stanowiska należy powoływać ludzi o odpowiednich kwalifikacjach zawodowych i moralnych. Jeśli ktoś pracował w firmie, która jest skompromitowana, ale sam jest profesjonalistą i ma czyste sumienie, to oczywiście, że kogoś takiego można angażować.

  19. (1943.) Panie profesorze, moje pytanie nie dotyczy nauki ekonomicznej, ale przyzwoitości i poszanowania dla ludzi którzy dbaja o swoją karierę i pielęgnuja ją w drodze nauki, czystej nauki pozbawionej indoktrynacji, czyli: czy mianował by Pan zostając Premierem, na ministra finasów osobę która, zajmowała stanowisko w banku np. Lehman Brothers, w latach i wydarzeniach obecnych i nie chodzi mi tylko o nazwę, ale raczej o kwestię kluczową, taką jak bankrutctwo, czyli nieprzyzwoite skojażenia nasuwające się z tym słowem dla osoby wyświadczającej pracę wzamian za wynagrodzenie. Nawiązuje do nowego Ministra Finansów Hiszpani.

  20. (1942.) W jednym z komentarzy na mojej stronie http://www.facebook.com/kolodko pojawiła się taka opinia: “nie możemy konkurować z chinami bo tam stawki dla pracownika są głodowe do tego państwo dotuje firmy i takiej konkurencji nikt nie wytrzyma”. Jakie “głodowe stawki”? To nie wiadomo, że ponad 300 milionów Chińczyków zostało za czasów jednego pokolenia wyprowadzonych z obszaru ubóstwa? To nie wiadomo, że w Chinach zlikwidowana głód, którego tam kiedyś bynajmniej nie brakowało? To nie wiadomo, że nigdy nigdzie dla tak wielu ludzi nie wzrosły dochody realne i standard życia? Jakie “państwo dotuje firmy”? Te, które produkuję jedwab czy iPod? Plantacje herbaty czy fabryki rowerów? A jeśli gdzieś dotuje, to musi skądś na to mieć środki, bo nie można wszystkiego dotować. Jakiej „konkurencji nikt nie wytrzyma”, skoro potrafi ją wytrzymać przytłaczająca większość świata?

    Proszę nie używać argumentacji w stylu “Gazety Wyborczej”, bo dyskutujemy na poważnie. I na poważnie, to jest oczywiste, że Chiny prowadzą świadomą – i skuteczną – politykę przemysłową i handlową. Na swoją korzyść, a nie na korzyść „rynków”. Gdyby dały się nabrać na neoliberalizm, to może nadal, podobnie jak dwadzieścia lat temu, PKB Chin byłby trzy razy MNIEJSZY od PKB Rosji, a tak jest pięć razy WIĘKSZY. Chiny swą polityką gospodarczą celowo wspierają swoich producentów zorientowanych na eksport, nie przyzwalając na zbyt szybką aprecjację juana (choć i tak, uwzględniając inflację, wzmocnił się on podczas ostatnich sześciu lat aż o 50 proc.), ale to nie jest „dotowanie”, tylko wykorzystanie kursu walutowego jako instrumentu podtrzymywania własnej konkurencyjności. Tak samo jak Amerykanie poprzez świadome osłabianie dolara nie uprawiają protekcjonizmu, tylko walczą ze stagnacją i zagrożeniem powtórnej recesji.
    Wszyscy „grają” w ekonomiczną grę naszych czasów, w globalizację i – jak widać – Chińczycy grają dużo lepiej od innych. Więc zamiast opowiadać o głodowych płacach, dotacjach, przymusie, wyzysku, etc., może warto się też czegoś od nich nauczyć? Przecież chińsku sukces gospodarczy nie jest przypadkiem, lecz rezultatem odrzucenia neoliberalnej doktryny ekonomicznej i umiejętnej synergii potęgi niewidzialnej ręki rynku i widzialnej ręki państwa.

    Nie pojmuję, jak można nie zgodzić się z faktem, że jeśli ktoś inny gdzieś indziej wytwarza taniej, to innych nie skłania to do obniżki kosztów i zwiększenia wydajności pracy? A jak ktoś tego nie potrafi, to wypada z rynku. Tak działa gospodarka rynkowa. Wymiana miedzynarodowa ZWIĘKSZA, NIE ZMNIEJSZA WYDAJNOŚĆ PRACY. Dalej; przecież Chińczycy i inni też IMPORTUJĄ, za grube miliardy, dając zatrudnienie innym! Stosunkowo dobra koniunktura w Afryce, też już od roku-dwu liczącej ponad miliard mieszkańców, w dużej mierze jest skutkiem chińskiego boomu. I może jednak Pan przeczyta, co obok piszą inni. Choćby Pan Kuczwalski pod notatką “O Polsce i Chinach w TVN24” na tejże stronie: „Thomas Kuczwalski @Pawel Rad to ze chinskie towary zalewaja nasze sklepy to nie wynik gospodarczej dywersji tylko odpowiedz rynku na lokalny popyt. To pan swoimi preferencjami przy sklepowej polce codziennie decyduje o saldzie biezacej handlowej wymiany. (Pan tego nie zauwaza bo tak dziala niewidzialna reka rynku).”

    Albo, tamże, Pan Chlebicki: „Andrzej Chlebicki Panie Pawle na wymianie handlowej zawsze się zarabia . Niemcy dla przykładu mają mniej więcej zrównane obroty w eksporcie i imporcie z Chinami na poziomie 60mld $ za 2010 rok. Bez tego importu nie były by największym exporterem świata po Chinach ( w 2010 roku , dawniej pierwszym). Holandia zaimportowała od Chin za 54 mld $ , sama eksportując do ułamek tego importu i może być Pan pewien że nikt tam na takie saldo nie narzeka a wręcz przeciwnie każdy się cieszy że interes się kręci . Rynek wymiany towarów i produkcji dóbr nie kończy się na Chinach i to trzeba zrozumieć . Bardzo ujemne saldo Holandii w obrocie z Chinami , nie przeszkadza a wręcz pomaga generować wielką 15%ową nadwyżkę w jej całkowitym exporcie. Rynek i ekonomia gospodarowania nie polega włącznie na wyszukiwaniu dzielących różnic ale na znajdywaniu wspólnych celów i korzyści. Oczywiście podstawa to znalezienie swojego miejsca na ziemi i swojej swojej specjalizacji zamiast utyskiwań. Taka Kuba z jednej strony jest skazana na pożarcie żyjąc z ograniczeniami bojkotu amerykańskiego w strefie państw gdzie panuje bieda , głód i niedorozwój, a z drugiej strony ma najlepiej wykształcone społeczeństwo na świecie i “exportuje” więcej lekarzy do państw ubogich niż cała reszta świata. Mimo że ich jest tylko 11 mln mieszkańców. Nie bójmy się Chin , Rosji, Niemiec, szukajmy wspólnych dróg z tymi którzy znajdują i chcą znajdywać.”

  21. (1941.) Adrian H. /1940/ Chcąc zrozumieć kulisy kryzysu powinieneś przeczytać choćby Roubiniego “Ekonomia kryzysu”. Nie zaszkodzi także film “Inside job”. Istnieje także wiele nowych publikacji ale niestety mało kto je czyta. Zmasowana propaganda propaganda neoliberalna i pranie mózgów także robi swoje. W Polsce sukcesy ma największe.

  22. (1940.) Jeden ze znakomitszych sposobów budowy u siebie gospodarki opartej na wiedzy i wspomagania w tym innych, a zarazem wkładem w rozwój cywilizacji kulturowego tygla w skali globalnej, to publikacje w obcych językach. Dorzucam swój kamyczek do tego ogródka, także chińskiego. Dotychczas ukazało się w chińskich periodykach naukowych 16 moich artykułów, z których korzysta masa studentów i po którą sięgają badacze i profesjonaliści. Wszystkie udostępniłem w internecie (http://www.tiger.edu.pl/english/kolodko/artykuly.htm#in_chinese). O dziesiątkach wywiadów nie wspominam, acz niektóre z nich są dostępne również na moim portalu internetowym (). Ostatnio wyszedł „Wędrujący świat”, już trzecia moja książka po chińsku (http://product.dangdang.com/product.aspx?product_id=22538463). Tuż przed oficjalną wizytą Prezydenta Komorowskiego ogłoszono, że znalazła się na 12-ej pozycji na liście bestsellerów ekonomicznych TOP-20! To, dowodząc, że polska myśl społeczno-ekonomiczna jest ceniona i wykorzystywana w Chinach, też nieco wzmacnia grunt dla tej wizyty.

  23. (1939.) zy obecny kryzys był do uniknięcia?

    Chcąc dokładnie odpowiedzieć Panu profesorowi na to pytanie musiałem zaczerpnąć fragment z Pana wypowiedzi na ten temat ‘-‘ to zależy kiedy? 5, 10 ,15 lat temu? ”.
    Nie da się jednoznacznie i prosto odpowiedzieć na to pytanie. Kryzys jest tak szerokim pojęciem, że trudno, precyzyjnie i zwięźle wypowiedzieć się w tej kwestii. Na tyle na ile pozwala mi moja wiedza i znajomość instrumentów ekonomicznych, podparta informacjami z wykładów oraz książki postaram się odpowiedzieć na Pańskie pytanie.
    To, że w ogóle doszło do tego kryzysu jest winą bardzo szerokiego grona ludzi i instytucji odpowiedzialnych za światowe finanse, którzy swoją bezmyślnością, chciwością lub po prostu zwykłą niekompetencją dopuścili do nadmiernego zadłużania się państw a także ich obywateli.

    Jak można przypuszczać wszystko miało swój medialny początek w Stanach Zjednoczonych w których brak kontroli, regulacji i nadzoru nad przyznawaniem kredytów hipotecznych doprowadził do tego, że owych kredytów zaczęto udzielać ludziom i firmom których zdolność ich spłacenia była dalece wątpliwa. Instytucje finansowe i agencje ratingowe zaczęły opierać się na spekulacjach, matematycznych modelach odchodząc od dawnych sprawdzonych metod których przestrzegania nakazywał by zdrowy rozsądek. To wszystko przyczyniło się w ostatecznym efekcie do upadku banków z Lehman Brothers we wrześniu 2008 na czele.
    W Europie kryzys najbardziej uwidocznił się w krajach południowych jak Grecja, Portugalia, ostatnimi czasy również Włochy i Hiszpania. Tam również przez niewłaściwe gospodarowanie funduszami i życie ponad stan wiedzie się coraz gorzej, a widmo pogarszającej się gospodarki jest coraz bardziej realne. Jeżeli chodzi o Polskę kryzys jest tu mniej dokuczliwy, niestety nie jest to zasługą rządzących i ich sprawnych, przemyślanych decyzji, lecz mniejszymi powiązaniami eksportowymi z krajami pogrążonymi w kryzysie. Niestety przy tak dużych możliwościach jakimi operuje nasz kraj oraz równie wielkich aspiracjach nie wykorzystujemy swojego potencjału, który mógłby sprawić, że kryzys sięgnąłby nas w dużo mniejszym stopniu niż ma to miejsce obecnie.

    Moim zdaniem, kryzys był do uniknięcia, może nie 5 lat temu, ale 10 a już tym bardziej 15 lat temu jak najbardziej. Potrzebna była do tego jednak twarda ręka rządzących i przeprowadzenie odpowiednich reform, które nie doprowadziły by do wzrastającego deficytu i zatrzymania wzrostu PKB. Niestety przeprowadzenie owych reform wiązało się z odpowiedzialnością której zabrakło w obawie przed stratą stanowisk po podjęciu trudnych lecz koniecznych reform dla funkcjonowania światowych gospodarek. Niestety najtrudniej przyznać jest się do błędów i zacisnąć pasa, w konsekwencji brak takiego działania spowodował to co obecnie dzieje się na świecie.
    Należy mieć nadzieje, że ktoś w końcu wskaże odpowiednią drogę zrównoważonego rozwoju, który nie będzie szedł w parze z zadłużaniem gospodarek, tylko racjonalnym gospodarowaniem budżetami i oszczędzaniem. Takie miejsce w Europie na pewno mogłaby zająć Polska, wiązało by się to z podniesieniem rangi naszego kraju na arenie międzynarodowej, jak i poważny rozwój, w dalszej perspektywie powiązany być może ze wzrostem gospodarczym na poziomie tak często wspominanego przez Pana profesora ‘Tygrysa Europy’ jakim była nazywana Polska w latach 90.

  24. (1938.) Zdumiewa, jak wciąż jeszcze krąży duch neoliberalizmu. Wydawać by się mogło, że ta doktryna i praktyka gospodarcza, doprowadziwszy do największego kryzysu naszych czasów, powinna być już doszczętnie skompromitowana, ale tak nie jest. Nadal pod zwodniczym hasłem troski o efektywność, równowagę i rozwój usiłuje manipulować opinią publiczną po to, by dbać o interesy ekonomiczne nielicznych kosztem większości. A do tego sprowadza się istota neoliberalizmu. Niestety, czasami to się udaje. Można to nawet zauważyć po niektórych nasiąkniętych neoliberalnym dogmatem komentarzach zamieszczonych na stronie http://www.facebook.com/kolodko pod moją notatką pt. „Czy w Polsce możliwy jest 7-procentowy wzrost gospodarczy?” (http://www.facebook.com/kolodko#!/notes/grzegorz-w-kolodko/czy-w-polsce-mo%C5%BCliwy-jest-7-procentowy-wzrost-gospodraczy/287641874615140).
    O ile nie brakuje zapiekłych, ideologicznie bądź interesownie motywowanych bojowników neoliberalizmu – jego swoistych hunwejbinów – o tyle trzeba nieustannie wyjaśniać, na czym polega cynizm i szkodliwość tego współczesnego leseferyzmu. W najprzeróżniejszy sposób usiłuje on uzasadniać „potrzebę” dużych nierówności, głosząc takie fanaberie jak to, że podatek progresywny jest niesprawiedliwy czy też, że ekspansja gospodarcza wymaga wzrostu nierówności w podziale dochodów. Jak najmniej państwa i i jego interwencji, jak najwięcej „wolnego” rynku i deregulacji – i będzie dobrze! Przytłaczająca większość argumentów neoliberałów jest takiej doktrynie podporządkowana.
    A jaka jest prawda? Otóż w krajach z tzw. dużym państwem w porównaniu z „małym państwem”, a więc odpowiednio z dużą i małą skalą redystrybucji fiskalnej poprzez podatki i wydatki budżetowe, pod każdym bez mała względem sytuacja społeczno-gospodarcza jest lepsza, a jedyna różnica sprowadza się do tego, że tam gdzie są niższe podatki i wydatki, dużo większe jest zróżnicowanie dochodów, co skutkuje także relatywnie dużo większym obszarem wykluczenia społecznego czy wręcz biedy. Pisałem o tym już ponad dziesięć lat temu w książce „Od szoku do terapii. Ekonomia i polityka posocjalistycznej transformacji”, s. 250 i nast. (http://tiger.edu.pl/ksiazki/ekonomiapolitykatrans.pdf). Obecnie nawet w bogatych Stanach Zjednoczonych co szósty Amerykanin żyje poniżej progu biedy według ocen amerykańskich agencji rządowych.
    Tutaj wszakże raz jeszcze chcę zarekomendować niedawno wydaną po polsku książkę dwojga brytyjskich (brytyjskich, nie północno-koreańskich czy kubańskich) autorów, Richarda Wilkinsona i Kate Picket, zatytułowaną „Duch równości. Tam gdzie panuje równość wszystkim żyje się lepiej” (Wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2011, s. 309, http://www.czarnaowca.pl/psychologia/duch_rownosci,p616353557). Dowodzi ona jednoznacznie i dobitnie, że w krajach charakteryzujących się mniejszymi nierównościami w podziale dochodów i majątków żyje się lepiej. Jak twierdzą i przekonująco, a zarazem ciekawie i przystępnie dowodzą autorzy wszystkim, a nie tylko bogatym, o których interesy tak troszczy się neoliberalizm. Doprawdy, warto to zrozumieć i może nawet niektórym neoliberałom uda się w końcu pojąc, że również ich klienteli może powodzić się dobrze niekoniecznie kosztem innych, ale w synergii z troską o dobro ogólne i interesy większości, a nie tylko tzw. elit.
    „Duch równości” to lektura obowiązkowa dla każdego dochodzącego prawdy i pragnącego zrozumieć, jak jest naprawdę w odniesieniu do funkcjonowania i rozwoju współczesnych gospodarek. Powinna to być dosłownie lektura obowiązkowa dla studentów nauk społecznych, ekonomii i biznesu. Obawiam się wszak, że tak nie będzie. Wystarczy zajrzeć do działu EKONOMIA największych księgarni i zobaczyć, czym zawalone są tam półki. Wystarczy zajrzeć do sylabusów kursów ekonomii, socjologii, psychologii społecznej, nauk politycznych i sprawdzić, jaki nurt literatury tam dominuje. Jeśli jednak ktoś naprawdę chce poznać prawdę o zależnościach pomiędzy stosunkami podziału a dynamiką gospodarczą i dobrostanem społeczeństw, nie może nie przeczytać „Ducha równości”.

  25. (1937.) Wedle Karola Marksa, cykle koniunkturalne są zjawiskiem, które musi zachodzić w wolnorynkowej gospodarce ze względu na skłonność kapitalistów do nadinwestowania, przy jednoczesnym ograniczaniu płac realnych, a więc ograniczaniu popytu. To powoduje, że nadmiernie zwiększona produkcja nie może znaleźć zbytu, stając się zaczątkiem kryzysu.
    Z drugiej strony, przedstawiciele szkoły austriackiej uważali, że cykle koniunkturalne nie są nierozerwalnie związane z kapitalistyczną gospodarką wolnorynkową, a są jedynie skutkiem interwencji państwa w podaż pieniądza.
    Trzecią, odmienną definicję kryzysu sformułował Keynes twierdząc, iż głównym i podstawowym wyznacznikiem kryzysu jest strukturalne bezrobocie. Według Keynes’a, gospodarka znajduje się w stanie kryzysu w sytuacji, utrzymującego się dłuższy czas, niepełnego zatrudnienia, którego likwidacja wymaga interwencji państwa w postaci zwiększenia inwestycji, nawet zwiększenia podatków.
    Aby odpowiedzieć na pytanie czy obecnego kryzysu można było uniknąć, konieczne jest przeanalizowanie skąd on się właściwie wziął.
    Jak pan profesor zauważa, kryzys operuje na kilku płaszczyznach: finansowej, społecznej, politycznej, w sferze ideologii i produkcji. Kryzys, którego pierwszą falę mamy już za sobą, a którego faza numer II czai się tuż za rogiem, nie zaczął się w dniu, kiedy cały świat dowiedział się o upadku banku Lehman Brothers. Bankructwo jednego z największych banków inwestycyjnych na świecie było wynikiem wielu wypadkowych, w dużej mierze jednak było skutkiem głęboko zakorzenionego upadku moralnego zarządzającej bankiem finansjery. Jej degradacja społeczna umożliwiła nakręcanie koniunktury cds-ów, która to w późniejszych latach pozbawiła domów tysięcy ludzi; gratyfikacja finansowa miała być swoistym lekiem na odzywające się sumienie.
    Instytucje finansowe nie działają jednak w pozostawionej samej sobie próżni. To wszystko nie byłoby możliwe bez wsparcia ze strony państwa i sprzyjającego prawa, polityki i polityków, określonych regulacji. Naturalna kolej rzeczy, tj. mechanizm ekonomicznej sinusoidy wzrostów gospodarczych i spowolnień, został zakłócony. Pojawienie się i rozwój rynków kapitałowych, narastająca spekulacja a także procesy globalizacyjne doprowadziły do tego, że dotychczas kontrolowane procesy gospodarcze wymknęły się spod kontroli. Jak to wpłynęło na Stany Zjednoczone oraz inne państwa?
    Według agencji ratingowych, USA są wciąż dominującą gospodarką na świecie, analizując jednak wskaźniki ekonomiczne łatwo stwierdzić, iż są one jednocześnie największym dłużnikiem. Drugim obszarem pod względem zadłużenia jest gospodarka unijna. Zła kondycja finansowa takich krajów jak Grecja, Portugalia, Hiszpania czy Włochy rodzi ryzyko załamania się strefy euro. Znaczenie państw rozwiniętych maleje na rzecz tzw. emerging markets. Zauważalne jest swoiste przesunięcie się środka ciężkości z zachodu na wschód, z USA do Chin, których to gospodarka, szacuje się, już za kilka lat wyprzedzi gospodarkę amerykańską.
    A zatem, czy obecny kryzys był do uniknięcia?
    Nie. Jesteśmy świadkami daleko posuniętego procesu transformacji gospodarki światowej, skutków globalizacji, rosnącej zależności rynków kapitałowych, upadku gospodarek rozwiniętych, szybkiego rozwoju państw rozwijających się, a także wielu innych zależnych od siebie procesów gospodarczych i społecznych, których nie da się do końca kontrolować. Nałożenie się tych procesów na siebie w danym miejscu i czasie skutkowało tym, iż raz wprawioną w ruch machinę ciężko było i jest zatrzymać. Można by rzec, że wszystko dzieje się tak jak się dzieje, gdyż wiele rzeczy dzieje się równocześnie.

  26. (1936.) Wykup części polskiego długu jest operacją jak najbardziej pożądaną. Pod warunkiem wszak, że są na to środki pochodzące ze strumienia bieżących przychodów, a nie z odsuwania na przyszłość innych istotnych wydatków, zwłaszcza na inwestycje infrastrukturalne. Taka restrukturyzacja wydatków w ostatnich dniach roku nie jest przejawem dobrego stanu finansów publicznych. Niestety, tak jest w tym przypadku. Pieniądze na wcześniejsze wykupienie części długu, co ma ochronić nas przed przekroczeniem pułapu 55 proc. długu publicznego w stosunku do PKB, pochodzą z niezrealizowania pewnych projektów infrastrukturalnych („oszczędności”). Ich podjęcie lub kontynuacja w roku 2012 i następnym spowodują stosowny wzrost wydatków. Tak więc operacja „wykup długów” sprowadzić może się tylko do przerzucenia jego cząstki z końca roku 2011 na przyszłość, ale na Sylwestra może udać się rachunkowo ograniczyć dług publiczny do 54,9 proc. PKB. I o to chodzi.

  27. (1935.) Dlaczego niektóre kraje są bogate a inne biedne?
    Zastanawiając się, dlaczego niektóre kraje są bogate a inne biedne, moglibyśmy równie dobrze zastanowić się dlaczego jedni są biali a inni czarni, jedni wysocy, drudzy niscy, jedni mądrzy, drudzy nie do końca. Czy będąc biologicznie równi, ekonomicznie możemy być tak różni? Czy możemy mówić o mniej efektywnej ekonomicznie mentalności kulturowej krajów biednych?
    Nie bez znaczenia pozostaje fakt, w jakim środowisku się obracamy, jaka jest historia danego narodu i jego sąsiadów, na ile silna jest władza, na ile istotne problemy społeczne.
    Popatrzymy na kraje Afryki, które przez lokalne wojny, fatalną jakość rządzenia, wadliwą politykę gospodarczą, klęski naturalne, niedostatek inwestycji w kapitał ludzki czy zrujnowaną infrastrukturę są biedniejsze od innych państw. Przeciwieństwem są np. kraje Ameryki Północnej, szczególnie Stany Zjednoczone, które górują w świecie pod względem wydajności pracy niemal we wszystkich sektorach, szczególnie w usługach , na które przypada ponad 70% PKB. Warto też wspomnieć o dualnej gospodarce Japonii, której część eksportowa jest wystawiona na międzynarodową konkurencję i jest wolna od restrykcyjnych państwowych regulacji. Analizując kraje bogate można łatwo dojść do wniosku, że czynnikami, które wpływają na rozwój jest postęp techniczny, umiejętność oszczędzania i inwestowania, dobra oświata, ochrona ludzi i własności , swoboda prywatnej przedsiębiorczości oraz otwarcie na kontakty zewnętrzne. Analizując natomiast kraje biedne dochodzimy do wniosku, ze czynnikami ograniczającymi produktywne działanie są wieloletnie wojny, bardzo złe położenie geograficzne, zły ustrój czy zła polityka gospodarcza.
    Zdawać by się mogło, że swoje piętno wywiera tu historia państwa, a także jego sąsiadów, kontynent, na jakim dane państwo leży, czy też może wielkość bogactw naturalnych. Z pewnością te elementy mają jakiś wpływ na rozwój gospodarczy, jednakże najważniejszy w tym wszystkim wydaje się człowiek, zarówno jego motywacja do określonych, pozytywnych działań, możliwości realizacji bliższych, osobistych oraz dalszych, perspektywicznych zamierzeń oraz konsekwencja we wdrażaniu pro produktywnych przedsięwzięć. I nawet przegrane wojny dla odpowiednio zmotywowanych społeczeństw nie stanowią istotnego zagrożenia. Przykładami mogą być tu Niemcy, a także Japonia, gdzie stosowne działania władz, połączone ze zmotywowanym społeczeństwem oraz wprowadzeniem pewnej innowacyjności w gospodarce, a w konsekwencji postęp technologiczny spowodowały, że kraje te należą aktualnie do najlepiej rozwiniętych państw świata.
    Na drugim niejako biegunie rozwoju znajdują się państwa, które nie mogąc sobie poradzić same z nędzą, nie pozwalają innym pomóc sobie. Przykładem może tu być Somalia, gdzie ustawiczne walki, nie tylko międzyplemienne, hamują chociażby pomoc humanitarną, jaką bogate kraje pragną przekazać dla najbardziej potrzebujących, często głodujących ludzi, dając im możliwość pomyślenia o innych rzeczach, niż tylko pożywienie.
    Nie można więc mówić, że dysproporcje ekonomiczne skazują jedne państwa na ustawiczne bogactwo, a inne na pozostawanie w ogonie gospodarczym świata. Na przełomach wieków wielkie cywilizacje, np. Majów czy Inków rozpadły się, odeszły w zapomnienie. Rodzą się „nowe tygrysy” gospodarcze, jak Korea Południowa. Zmienia się historia i wraz z nią losy poszczególnych ludzi, a najważniejsze pytania, o to jak żyć, poprawnie politycznie i zasobnie ekonomicznie są ciągle stawiane.
    Pytajmy mądrzejszych, oni wiedzą lepiej, a przynajmniej więcej. I pamiętajmy, kto pyta, nie błądzi, kto ma pieniądze ten rządzi.

  28. (1934.) Dywagacje na temat źródeł bogactwa czy nędzy konkretnych państw obecnie wiązałbym z rozważaniami na temat ich dziejów historycznych, niekoniecznie odległych. Moim zdaniem w dużej mierze, choć nie tylko, za potęgami największych i najsilniejszych gospodarczo państw w dziejach świata stała odpowiednia sytuacja geopolityczna, wykorzystana w dobrym momencie. Biorąc pod uwagę obecny układ w czołówce największych gospodarek na świecie od czasów powojennych na szczycie utrzymują się Stany Zjednoczone. Bynajmniej okres, w jakim zbudowały a jednocześnie ugruntowały swoją pozycję, jako światowej potęgi gospodarczej nie pozostaje przypadkowy.
    Już I Wojna Światowa poważnie nadwyrężyła wytrzymałość europejskich potęg gospodarczych. Wielka Brytania, utrzymała swoją pozycję między innymi dzięki wcześniejszym zdobyczom terytorialnym z okresu kolonializmu, ale nawet ludność sprowadzona do kategorii narodu poddańczego zaczęła się buntować przeciwko wyzyskowi i kolos na glinianych nogach zachwiał się, gdy wykształceni wcześniej w Europie Hindusi zaczęli domagać się większego wpływu na rządy.
    Niemcy, choć wojnę rozpoczynali z poziomu państwa pretendującego do miana potęgi, ostatecznie zostali pokonani i obłożeni, jak się później okazało nieskutecznymi, sankcjami militarnymi i gospodarczymi. Francja jeszcze w przed wybuchem I Wojny Światowej miała szansę na skuteczny rozwój jednak straty, jakie poniosła w wyniku działań wojennych zniweczyły próbę reanimacji tej zmierzchłej potęgi. W tym momencie ciężko pominąć Rosję, która zmagała w owym czasie z rosnącymi nastrojami rewolucyjnymi, ostatecznie nieopanowanymi.
    Tak właśnie wyglądała Europa, która kilkanaście lat później targana kolejną wojną pozwoliła Stanom Zjednoczonym odstąpić od polityki izolacjonizmu w zamian za możliwość rozwoju gospodarczego. W ramach pomocy sojusznikom Stany wysyłały ogromne ilości sprzętu wojskowego do Rosji i Wielkiej Brytanii, napędzając swoją gospodarkę. Po wojnie podtrzymaniu impetu, z jakim rozwijała się Amerykańska gospodarka sprzyjał plan Marshalla. Pieniądze, jakie popłynęły ze Stanów do Europy pozwoliły na kontynuowanie eksportu dóbr o nieco innym charakterze. Stany mogły przedrzeć się przez „mocarstwową hegemonię” państw europejskich właśnie dzięki ich upadkowi, który nie miał większych reperkusji w Ameryce Północnej stosującej jeszcze wtedy politykę izolacjonizmu. Właśnie taka sytuacja pozwoliła Stanom Zjednoczonym urosnąć do rangi światowego mocarstwa. Angażując się w wojnę na innym kontynencie zapewniły sobie udział w rozwoju innych państw zarówno ekonomicznym jak i politycznym, pobierając z tego zyski dla własnej gospodarki.
    Poza stwierdzeniem, że wiele rzeczy stało się na raz aby powyższa sytuacja mogła zaistnieć, z perspektywy moich rozważań zasadne zdaje się być odwołanie do tezy postawionej na wstępie. Gdyby na terenie Stanów Zjednoczonych znalazło się kilka mniejszych państw nie byłyby w stanie wykorzystać sytuacji, jaka ma miejsce po drugiej stronie globu, przede wszystkim nikt nie zabiegałby o ich wkład gdyby nie posiadały odpowiedniego potencjału.
    To czy dane państwo posiada szanse na rozwój czy nie, zależy od potencjału. Co należy rozumieć pod tym pojęciem? Analizując dzieje państw na przestrzeni wieków, stwierdzam, że pierwszą formą potencjału była liczba posiadanych wojów oraz zdolność Króla do zapewnienia im żołdu. Dziś są to na pewno dostęp do surowców oraz technologii zapewniających ich skuteczne samodzielne wykorzystanie, ustrój polityczny pozwalający na nawiązanie relacji gospodarczych z innymi państwami oraz umiejętne rządzenie państwem. W ramach potencjału ważne jest odpowiednie wyważenie powyższych czynników, niewykluczone że powstaną nowe, które zyskując na wartości zmienią rozkład sił.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *