Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,862 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

1 3 4 5 6 7 92
  1. (150.)Witam, ja tak troszke abstrahujac. Zaczalem sie zastanawiac skad wlasciwie biora sie okazje rynkowe.. czy to jest tylko kwestia wzrostow na rynku?
    czy kazdy moze na nich zarobic?
    prosze o podpowiedz.

  2. (149.) Miło nam poinformować, że kolejne nagrody książkowe za interpretację znaczenia U/Ó w tytule “Wędrujący Świat” otrzymuje Pani Bożena Czerwińska z Ożarowa Mazowieckiego (autorka wpisu nr 121) oraz Pan Dariusz Stypiński z Poznania (autor wpisu nr 144). Teraz nic już nie stoi na przeszkodzie aby prof. Grzegorz W. Kołodko zdradził, co miał na myśli umieszczając podwójne U/Ó w tytule!

  3. (148.) Szanowny Panie Profesorze,Grzegorzu
    do zainicjowanej debaty na tematy światowej społeczności,globalnej gospodarki,ludzkich losów oraz miejsca i perspektyw jednostki w wędrującym świecie dołączyłam w kwietniu b.r, czytając w zaciszu domowym “Wędrujacy świat”.Teraz , po wakacjach i własnych wędrówkach, kiedy mogłam weryfikawac w różnych miejscach Twoje pogłady i przemyślenia piszę:Przekonujący jest i weryfikujący się in plus układ rozwiązań,które określasz “Złota sekwencją”.Potwierdzają to obserwacje sytuacji kilku regionów w Polsce,w kraju sąsiednim -na Słowacji i odległej-pod wieloma względami- Kubie.Czekam na dalsze głosy:podobne i odmienne.Tobie zaś życzę dalszych, społecznie i gospodarczo trafnych rozwiązań problemów, tworzących ten dziwny świat Cz.Niemena.

  4. (147.) Panie Profesorze,
    Właśnie wysłuchałem Pańskiego długiego wywiadu w TOK FM.
    Odniosę się do przemysłu stoczniowego, w związku z moim zawodem.
    Przemysł okrętowym przeżywa kryzys we wszystkich krajach rozwiniętych. Nie można produkcji stoczniowej zautomatyzować, tak jak np produkcji samochodów. Wymaga dużo pracy żywej. A ta jest coraz droższa. Polskie stocznie produkują stosunkowo proste statki. Kontenerowce, masowce i podobne, Jest dosyć nieskomplikowana produkcja montażowa. Całą “śmietankę” tej produkcji zbierają producenci elementów wyposażenia. W produkcji statków stocznie europejskie nie mają szans na konkurencję z Dalekim wschodem. Głównie z Chinami.
    Jako marynarz mam okazję widzieć wiele stoczni. Wiele starych zasłużonych firm padło. B&W, Harland & Woolf, Verolme i wiele innych, to już tylko wspomnienie. Te które istnieją nadal zajmują się produkcją bardzo specjalistycznych, super skomplikowanych statków. Tylko w ten sposób mogą się utrzymać na rynku.
    Nowe technologie przewozowe spowodowały spadek zamówień na nowy tonaż nie odpowiadający wzrostowi handlu międzynarodowego. Jeden nowoczesny kontenerowiec zastępuje kilka statków konwencjonalnych. Eksporterzy surowców, np rudy żelaza wolą eksportować półprodukty. Kurczy się więc rynek masowców.
    Do tego dochodzą błędy kolejnych polskich rządów, destrukcyjna rola związków zawodowych w stoczniach i wiele innych przyczyn.
    Ja uważam, że na dłuższą metę stocznie polskie nie podołają kunkurencji. A szkoda. Pływałem na wielu statkach naszej produkcji i mam o nich jak najlepsze zdanie.
    Pozdrawiam Pana
    Robert Zahorski
    Kapitan Żeglugi Wielkiej

  5. (146.) Najserdeczniej witam wszystkich gości naszego blogu. Choć chyba stał się on już prawdziwym klubem dyskusyjnym “Wędrującego świata”…

    Właśnie wróciłem z Uniwersytetu Rzeszowskiego, gdzie odbyła się interesująca konferencja na temat związków występujących pomiędzy nierównościami społecznymi a tempem wzrostu gospodarczego. Było ciekawie, kontrowersji – jak zawsze przy podobnych tematach – nie brakowało.

    Nie powinno ulegać wątpliwości, że istnieje przedział – właśnie przedział, od do, a nie punkt – nierówności (mierzonych na przykład relacjami decylowymi albo współczynnikiem Giniego), po wypadnięciu z którego nierówności stają się dysproporcjami i szkodzą wzrostowi gospodarczemu. Nierówności mogą zatem szkodzić zarówno, gdy są zbyt małe (co się zdarza współcześnie wyjątkowo, może w usiłującej narzucać egalitaryzm Korei Północnej), jak i wtedy, gdy są nadmierne (co zdarza się dość często, chociażby w niektórych krajach posocjalistycznych, a zwłaszcza w cechujących się wielkimi dysproporcjami w podziale dochodów i majątku gospodarkach Afryki i Ameryki Łacińskiej). W pierwszym przypadku degeneruje to system motywacji i zmniejsza skłonność do oszczędzania, a tym samym komplikuje niezbędne do rozwoju formowanie się kapitału. W drugim zaś eroduje się kapitał społeczny i skłócane są rozmaite grupy ludności. Ex ante oszacować taki przedział w miarę dokładnie – i na tyle wąsko, aby jego znajomość mogła stanowić sensowną przesłankę polityki dochodowej, w tym sterowania redystrybucją poprzez wykorzystanie instrumentu finansów publicznych – jest bardzo trudno. Tym bardziej wszakże warto prowadzić na tym polu analizy i badania. Warto nad tym się zastanowić…

    No, ale nadszedł weekend, ostatni już przed nowym rokiem akademickim. Musimy zatem być wielce serio, ale czasami przymrużenie oka też nie zaszkodzi. Wręcz odwrotnie! Tak jak czyni to Dariusz (wpis 144), który wpierw przyznaje, “…że najbardziej interesujący był dla mnie rozdział X, czyli “Niepewna Przyszłość””, ale natychmiast dodaje, iż “Wolałbym wprawdzie, aby dziewczyny na plaży miały “trochę” mniej niż 70 lat.” I zapytuje: “Pan Profesor też pewnie by tak wolał? :-)”. Więc odpowiadam: pewnie, że tak!

    Dariusz dodaje: “…opuszczam to miejsce i idę na basen, bo człowiek powinien być nie tylko mądry, ale i piękny. Pan Profesor chyba też wyznaje tę zasadę?”. Odpowiadam raz jeszcze: pewnie, że tak. I też idę na basen!

    :-)

  6. (145.) Witam!
    Nie miałem okazji przeczytać książki, jednak byłem na wykładzie Profesora, który jej dotyczył.
    Co do podwójnego “u-ó” w tytule. Uważam, że jest to wyrażenie tego jak podchodzi się do tego co dzieje się na świecie, do zdarzeń przeszłych i obierania kierunku na przyszłość. To, że wszystko na świecie przepływa, nie zmieni się od tego jak na to patrzymy, czy przez “ó”, czy “u”. Wartość tego wyrażenia pozostaje niezmieniona, tak jak to mówimy. Jednak by obiąć bieg historii, aby wyciągnąć wnioski na przyszłość, dziś potrzebne jest spojrzenie prawidłowe, które omija albo w maksymalnym stopniu wyklucza błędy obecnej nauki i umożliwa podjęcie działań koniecznych do uniknięcia kryzysów oraz zniwelowania nierówności społecznych.
    Pozdrawiam.

  7. (144.) Witam Pana Profesora i wszystkich blogowiczów!

    Książkę “Wędrujacy Świat” zobaczyłem u kolegi. Zajrzałem, przeczytałem
    stronę, potem drugą a potem ……wpadłem na całego i z dużym zainteresowaniem przeczytałem do końca. I jestem pod wrażeniem do
    teraz, muszę przyznać.
    Ale może najpierw rozprawimy się z u-ó.

    “Ó” w wyrazie “wędrujący” to oczywisty błąd. Myślę, że symbolizuje on
    wszelkie wypaczenia i zło tego świata, które “cieniem się kładzie” na jego przyszłości i życiu następnych pokoleń. Z czego wynikają te wypaczenia? Z wielu czynników, ale głównie z błędnego gospodarowania ludzi , często z niewiedzy , ale także z chciwości i złej woli.
    Cóż zatem robić z tym nieszczęsnym “ó”?
    Przekreslić się nie da, błąd utrwalony w umysłach ludzkich, trudno nagle usunąć. Ale powoli wymazywać i poprawiać chyba można? Próbować przynajmniej trzeba .
    Ostatnie wydarzenia w USA zapewne bardzo pomogą przyspieszyć ten proces.

    A teraz trochę o książce. Jest niesamowita i zawiera tyle ciekawych
    informacji z róznych dziedzin, że naprawdę wzbudza to podziw. Ale dla
    mnie najważniejsze przesłanie książki znajduje się na samym jej końcu.
    List do wnuczki mojej wnuczki jest wołaniem do współczesnych ludzi, aby
    pomyśleli o następnych pokoleniach. Aby wnuk mojego wnuka żył w czystym
    środowisku, godziwie zarabiał , a dzieci na całym świecie nie głodowały i mogły się uczyć.
    Przyznam, że najbardziej interesujący był dla mnie rozdział X , czyli “Niepewna Przyszłość”. Wolałbym wprawdzie, aby dziewczyny na plaży miały “trochę” mniej niż 70 lat . Pan Profesor też pewnie by tak wolał? :-)
    Podoba mi się natomiast wizja krótszego dnia pracy, choć dziś trudno w to uwierzyć. Podoba mi się również świat “przesuniętych” wartosci od MIEĆ do BYĆ , zresztą ten trend już teraz zaczyna być widoczny.
    Światowe instytucje? Jak najbardziej , choć przecież już istnieją , a nie zawsze są skuteczne.

    Wyczerpywanie zasobów energetycznych? To niesamowite, że kiedyś ( juz wkrótce) się skończą. Ale trochę dziwi mnie, że Pan Profesor jest zwolennikiem eletrowni atomowych , bo strach pomyśleć , co byłoby, gdyby taki nuklearny moloch stał się celem terrorystycznych ataków.
    Wspomina Pan Profesor również o konieczności wyrównywania dochodów. Cóż, to brzmi jak utopia, ale może przynajmniej należy do niej dążyć . Gdyby jeszcze udało się zdemokratyzować globalizację , czy też zglobalizowac demokrację to może byłby to całkiem przyjemny świat :-)

    No i na koniec wizja GLOBALNEJ SIECI !!! To niesamowite, jaki nastąpił postęp w tej dziedzinie i co jeszcze nas czeka. Obyśmy tylko za 100 lat nie stracili swojej pionowej postawy homo sapiens na rzecz pochylonego nad komputerem homo-internet. :-)
    I dlatego opuszczam to miejsce i idę na basen , bo człowiek powinien być
    nie tylko mądry , ale i piękny. Pan Profesor chyba też wyznaje tę zasadę ?

    Pozdrawiam wszystkich internautów “Wędrującego Świata “.

    Dariusz S.

  8. (143.) Szanowny Panie Profesorze, z wielkim zainteresowaniem przeczytałam wywiad pt. “Po drugiej stronie lustra”, który ukazał się w “BANKU” nr 9/2008 oraz na portalu gazeta.pl (http://gospodarka.gazeta.pl/pieniadze/1,29508,5720412,Po_drugiej_stronie_lustra.html). Cieszę się, że Pan Profesor tak jasno i wyraźnie podkreśla aspekt środowiskowy zrównoważonego rozwoju, którego głównym nośnikiem są moim zdaniem przedsiębiorstwa. Dopiero odpowiednio silne ich zainteresowanie “zielonym” biznesem (na którym można nieźle zarobić)doprowadzi do oczekiwanych (a zarazem niezbędnych) pozytywnych zmian w procesie gospodarowania w skali nie tylko lokalnej ale i globalnej.

  9. (142.) Cieszy mnie,że Wiola(140wpis)ma podobne odczucia.Pragnę tylko przypomnieć co się działo kiedy Prof.Kołodko przedstawił swój plan powrotu na ścieżkę szybkiego wzrostu gospodarczego.Liberalne media i część ekonomistów(m.in.Prof.Winiecki,który jak zwykle się mylił)rozpoczeli od ostrej krytyki tego programu.Okazało się,że nie mieli racji(może chociaż jakieś “przepraszam” by się przydało).
    Wracając do naszych rozważań chce przypomnieć co powiedziała na temat obecnego kryzysu finansowego kanclerz Angela Merkel.Otóż wyrażnie krytykuje apostołów niewidzialnej ręki,mówi również o upadku neoliberalizmu i podnosi ważną rolę państwa w procesie globalizacji.
    Jestem jeszcze w trakcie lektury “Wędrującego Świata”.Dowiedziałem się bardzo dużo ciekawych rzeczy.Po przeczytaniu całości pozwolę sobie na szerszą wypowiedż.

  10. (141.) Szanowny Panie
    Wydarzenia w Ameryce potwierdzają że liberalizm dobrze się sprawdza w książkach a nie w życiu. Rząd USA nacjonalizując AIG wykupem 80% akcji za 80 mld zrobił swietny interes bo wartość aktywów AIG wynosi ok 1 bln. Jednocześnie podważa to teorię “niewidzialnej ręki rynku”

  11. (140.) Wypowiedz Krzysztofa (136 wpis) jest dokładnie tym co czuje i co czułam wtedy kiedy objął Pan stanowisko “sternika finansów” – jak to fajnie okreslił kolega :-)

  12. (139.) Polemizując z Jackiem
    -zgoda- wzrost wydajności płac niweluje negatywny wpływ aprecjacji kursu pod warunkiem, że te dwie wielkości rosną w podobnym tempie, tymczasem wydajność pracy w Polsce wzrosła w 2006 r. o 3,1%, w 2007 r. o 1,9%, zaś aprecjacja złotego wobec euro i dolara miała dwucyfrową wartość, podobnież z resztą jak dynamika wzrostu płac w tych latach. To oznacza, że realnie tracimy na konkurencyjności
    -w kwestii inflacji byłbym raczej spokojny. Jeżeli chodzi o konkurencyjność- dla nas przecież decydujący jest kurs krzyżowy EUR/PLN, zaś impulsy inflacyjne mogłyby być generowane przede wszystkim przez USD, jako że w nim kwotowane są nośniki energetyczne (przede wszystkim ropa naftowa), a one stanowią 25- 30% koszyka CPI. Co więcej kursy eurodolar i eurozłoty są dodatnio skorelowane. To oznacza, że umacnianie euro wobec dolara sprzyja umacnianiu złotego wobec dolara, co nie oznacza, że w tym samym czasie złoty nie może słabnąć wobec euro. Tak więc dylemat inflacyjnych impulsów kanału kursowego jest choć w części zażegnany. Aczkolwiek nie można wykluczyć całkowitego wyeliminowania tych impulsów. Niemniej jednak inflacja w strefie euro (lipiec- 4,1%, sierpień- 3,8%) jest obecnie odrobinę niższa niż w Polsce (odpowiednio 4,8% i 4,8%). Tak więc nagły “import” inflacji raczej by nam nie groził.
    -odnośnie dewaluacji- lepiej jest postawić na rynkową deprecjację kursu, niż na dewaluację. Historia pokazuje, że dewaluacje przynosiły skutek doraźny i co najwyżej średnioterminowy. Co więcej dewaluacja połączona z częściowym usztywnieniem kursu mogłaby nas nadmiernie eksponować na ryzyko gry spekulacyjnej.
    Aczkolwiek jestem otwarty na krytykę moich przemyśleń

  13. (138.) Włączając się do dyskusji na temat naszego wejścia do strefy euro, chciałem poruszyć kilka kwestii:
    – Paweł (137) ma oczywiście rację wskazując, że nasza pozycja konkurencyjna słabnie, jeśli jednocześnie występuje nominnalna aprecjacja kursu i wysoka dynamika płac, ale musimy też pamiętać, ze jednocześnie szybko rośnie wydajność pracy, co w pewnej mierze niweluje negatywny wpływ aprecjacji kursu,
    – jeśli wyjdziemy z założenia, że optymalny kurs złotego do euro jest niższy (złoty powinien być słabszy), to powstaje zasadnicze pytanie, jak doprowadzić do jego osłabienia. Sytuacja jest tym bardziej skomplikowana, że w tym samym czasie musimy pilnować inflacji, która jest powyżej celu NBP i na granicy kryterium z Maastricht, co skłania do podwyżek stóp procentowych, a z drugiej strony obniżka stóp zmniejszyłaby presję na aprecjację złotego, tak więc władze monetarne mają spoty dylemat,
    – kolejny dylemat, to polityka informacyjna, jeśli zdecydowalibyśmy się na na dewaluację złotego i częściowe usztywnienie kursu. Czy lepiej zaskoczyć rynek dewaluacją, czy może jednak lepsza byłaby “gra” z rynkiem, pozwalająca na samoczynne osłabienie kursu, co można zrobić na przykład poprzez wypowiedzi władz gospodarczych?
    Czekam na komentarze i dalszy rozwój dyskusji

  14. (137.) Witam ponownie
    widzę, że rozpętała się bardzo ciekawa dyskusja odnośnie akcesji Polski do eurolandu. Pragnąłbym więc przedstawić kilka istotnych punktów ubogacających tę dysputę. Pan premier Tusk już zdążył się wycofać z deklaracji o mozliwości przyjęcia euro w 2011 r., twierdząc że w tym roku będziemy dopiero spełniali kryteria z Maastricht. Tak więc pada data 2012 jako realny termin przyjęcia wspólnej waluty. Jest to oczywiście realne i może być korzystne. Jest jednak kilka kwestii, które należałoby uwzględnić przy deklarowaniu dat akcesyjnych.
    Po pierwsze- kurs przyjęcia euro. W 2005 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy wyliczali kurs równowagi i mieścił się on w przedziale 4,13- 4,52 EUR/PLN. Oczywiście dane te są dziś nieaktualne, ze względu na zwiększenie konkurencyjności polskiej gospodarki. Tym niemniej korekta w dół nie powinna być rzędu 1 PLN do dzisiejszego poziomu oscylującego wokół 3,35 ale do poziomu 3,90- 4,00. Jeżeli spojrzymy na dane makro ze strefy euro (którą traktuję jako benchmark, z uwagi na to, że to właśnie ona jest odbiorcem 80% naszego eksportu) to nasza konkurencyjność spada i to bardzo szybko- w II kw. br koszty pracy wzrosły w Polsce o 10%. W tym samym czasie w eurolandzie wzrost ten wyniósł 2,7 proc, zaś w całe UE- 3,4 proc. W tej sytuacji to kurs walutowy ma fundamentalne znaczenia decydujące o atrakcyjności naszego eksportu, który właśnie w ostatnich latach był jednym z fundamentów wzrostu gospodarczego Polski. Co więcej sytuacja w strefie euro jest bardzo poważna- w II kw. br obszar ten miał ujemny wzrost PKB (-0,2 proc.). To bardzo poważnie wpływa na poziom konsumpcji, a co za tym idzie zapotrzebowanie na polskie towary. W tej sytuacji po raz kolejny okazuje się, ze to właśnie kurs walutowy jest kluczowym determinantem. Tak więc w celu “rekompensacji i zabezpieczenia” się przed ryzykiem spadku atrakcyjności naszej produkcji na rynkach światowych kurs walutowy (tzw. parytet wejścia) musi być ustalony na odpowiednim poziomie.
    Po drugie, problemem nie jest samo wejście do eurolandu, ale perspektywy makroekonomiczne funkcjonowania w unii walutowej. Należy więc zwrócić uwagę na konwergencje realną i nominalną oraz na sytuację w skali globalnej. Niedostateczny stopień zbieżności cykli gospodarczych Polski i strefy euro może zakończyć się sytuacją, w której decyzje Europejskiego Banku Centralnego będą miały charakter procykliczny w odniesieniu do naszej gospodarki.
    Po trzecie, przed przystąpieniem do strefy euro należy zwrócić uwagę na sytuację na rynkach światowych. I tak w odniesieniu do okresu ostatniego roku- kryzysu w USA złoty podlegał znacznej aprecjacji- względem euro jest to ponad 10%, a dolara- ponad 20%. Jeżeli sobie uświadomimy, że 2 lata przed akcesją musimy pozostać w korytarzu wahań kursowych +/- 15% względem ustalonego parytetu. I tak- hipotetycznie dziś po roku- wykorzystalibyśmy 2/3 rezerwy na odchylenie, a zostałby jeszcze cały rok… Nie mówiąc już o tym, że w takim okresie Polską z pewnością zainteresowałby się kapitał spekulacyjny i owe odchylenia mogłyby być dużo większe, wręcz dochodzące do granic korytarza, a to już wymagałoby interwencji na rynku walutowym i obrony kursu. Co więcej- pamietaqjmy, że 90% transakcji na rynku walutowym ma charakter spekulacyjny i arbitrażowy…
    Podsumowując- przyjąc euro powinniśmy i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Korzyści są oczywiste i duże. Musimy jednak pamiętać, że przygotowania i sam proces są skomplikowane i zależne nie tylko od czynników, na które mamy bezpośredni wpływ. I o tym nalezy pamiętać deklarując termin przyjęcia wspólnej waluty.

  15. (136.) Drogi panie Profesorze
    Jestem studentem 6 roku medycyny.Chciałem Panu bardzo podziękować.Po pierwsze za to co Pan zrobił i nadal robi (krzewiąc edukację ekonomiczną)dla Polski.Pamiętam świetnie okres kiedy zostawał Pan po raz drugi ministrem finansów(skupię się na tym okresie mając oczywiście w pamięci świetny czas 94-97)Kiepsko wtedy działo się w polskiej gospodarce,wszyscy mieliśmy smutne miny.Jednak kiedy objął pan stanowisko sternika finansów i zaczął mówić o swoich planach wyjścia z kryzysu nagle poczułem się pewniej i bezpieczniej.To poczucie bezpieczeństwa i większego optymizmu było wypadkową dwóch elementów:świadomości,że urząd obejmuje świetny fachowiec(przygotowanie merytoryczne)a także,że leży mu na sercu los Polski(to dało się wyczuć i ludzie to naprawdę czuli).Pamiętam świetnie pakiet antykryzysowy póżniej PNFR.Ale najważniejsze to to,że uwierzyliśmy w to,że Pan naprawdę wie co trzeba zrobić aby było dobrze(ludzie chociaż nie ekonomiści ale zaufali Panu i nie zawiedli się).
    Po drugie wreszcie chciałem podziękować za to,że rozbudził pan we mnie zainteresowanie ekonomią.Czytałem Pana eseje,artykuły,ksiązki,wywiady.Chociaż byłem zwolennikiem neoliberalizmu “uwolniłem” się od niego.Przekonały mnie Pana poglądy.Już teraz rozumiem:cele a środki polityki gospodarczej,znaczenie instytucji(“znaki drogowe”),nie redukcja a nowa rola państwa w procesie transformacji ustrojowej,zrównoważony rozwój,niebezpieczeństwo dużych nierówności dochodowych,promowanie eksportu,doktryna neokeynesowska.Dużo pomogły mi w zrozumieniu podstaw ekonomii wykłady w telewizji edusat Prof.Zdzisława Sadowskiego.Teraz uzupełniam tę wiedzę książką “Wędru/ójący świat”Pana autorstwa.Choć nie jestem ekonomistą myślę,że sporo zrozumiałem.
    Jeśli kiedyś zostanę premierem(a chciałbym) to poproszę Pana o objęcie teki ministra finansów.Ale świetnie przysłużyli byśmy się POLSCE.
    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam.Krzysztof.

  16. (135.) Dziękuję!
    A czy nie uważa Profesor, że gdy spojrzymy na long duree globalnego kapitalizmu, to zawsze potrzebował on wbrew fałszywej retoryce neoliberałów interwencji, a co więcej gwarancji państwa [wielorakiego rodzaju: gwarancji finansowych, prawnych, bezpieczeństwa inwestycji, dostarczania i szkolenia na swój koszt przez instytucje państwowe siły roboczej (zresztą przy okazji nadal nie rozumiem retoryki zwolenników knowledge-based economy, którzy posługując się moim zdaniem “buzzwords” takimi jak life-long learning, nadal twierdzą jak przed 100 laty, że rolą systemu edukacji jest dostarczyć pracodawcom [dlaczego akurat im?i dlaczego bez żadnej rekompensaty?]siły roboczej – przecież patrząc na ich tok argumentacji “pracownik wiedzy” czy “symboliczny analityk” powinien troszczyć sie o swój rozwój[mogę akurat chcieć być np. choreografem, nie zaś informatykiem] a nie o partykularne interesy biznesu) czy też to właśnie państwo bierze na swoje barki byłych pracowników zbędnych dla biznesu(emerytury, itp.)]a tym czego brakuje nam obecnie to właśnie instytucji, które miały by także planetarny wymiar i potrafiły poskromić planetarny system finansowy [w końcu skoro świat jest “pastwiskiem” dla “wirtualnych stad finansistów” to przydałby się jakiś silny “pasterz”, w przeciwnym razie “pastwisko” może ulec nieodwracalnym zniszczeniom]?

  17. (134.) Szanowny Panie Profesorze,

    jestem studentem Pańskiej alma mater, który w zeszły czwartek oglądał rozmowę z Panem Profesorem w “Faktach po faktach” m.in. nt. optymalnego kursu wprowadzenia euro do Polski. W wywiadzie tym prezentuje Pan Profesor tezę jakoby zachodziła dodatnia korelacja między kursem po jakim wymieniane będzie euro a atrakcyjnością i wzrostem naszej gospodarki. Pański sąd jest oczywiście zgodny z teorią ekonomii. Niemniej jednak, nie jestem pewien czy jest on stuprocentowo prawdziwy akurat dla polskiej gospodarki i dlatego chciałbym się swoją wątpliwością podzielić z Panem Profesorem.

    Moje zwątpienie ma swoje podstawy w dwóch przesłankach w postaci: handlu wewnątrzkorporacyjnego oraz wysokiego poziomu importu zaopatrzeniowego polskiego eksportu. Jeśli spojrzymy na strukturę przedmiotową polskiego eksportu to na przestrzeni lat widzimy ewidentnie, że dominującą rolę odgrywają 3 sektory: samochodowy, elektromaszynowy oraz chemiczny (ok. 50% ogółu). Jeśli z kolei przybliżymy się bliżej strukturze własnościowej tych wiodących gałęzi to spostrzeżemy, że kapitał zagraniczny ma istotny udział w ich prawach własności. Na tej podstawie można sądzić, że eksport w dużej części może się opierać na handlu wewnątrzkorporacyjnym, gdzie kurs walutowy odgrywa drugorzędną rolę. Mało tego, w pewnych okolicznościach, niski kurs euro względem złotego może stymulować polski eksport w ramach opisywanego handlu, gdyż w ten sposób mogą powstać sztucznie zawyżone koszty, których korzyści są odczuwalne jako efekt działania tarczy podatkowej; nie będą jednak one postrzegane przez firmę jako koszty ekonomiczne ze względu na to że przepływ pieniężny następuje ciągle w ramach tej samej firmy.

    Drugim faktem, który osłabia moc teorii ekonomii przytoczonej przez Pana Profesora jest stosunkowo wysoki poziom importochłonności polskiego eksportu. W celu wyprodukowania gotowych dóbr, przedsiębiorstwa muszą najpierw zimportować podzespoły z innych krajów. Spadek kursu euro może więc istotnie obniżyć konkurencyjność cenową polskich produktów, ale tylko w przypadku gdy koszty pozostaną na niezmienionym poziomie. Dla produktów o wysokiej importochłonności tak jednak nie jest, gdyż koszty pozyskania podzespołów również ulegną obniżce.

    Na koniec pragnę powiedzieć, że Pański wywód był istotnie ciekawy i przedstawiony w bardzo przystępny sposób. Jakkolwiek, byłbym wdzięczny gdyby Pan Profesor odniósł się do moich wątpliwości, które dla mnie w chwili obecnej osłabiają moc argumentów Pana Profesora.


    Pozdrawiam serdecznie
    KP

  18. (133.) Odpowiadając Michałowi (wpis 131).

    Tak, prof. Edmund S. Phelps argumentuje na rzecz gospodarki partycypacyjnej, a w istocie – nazywając rzecz po imieniu – większej sprawiedliwości społecznej w dzieleniu obciążeń i korzyści wynikających ze wzrostu gospodarczego w wielu swoich pracach, w tym w licznych artykułach naukowych, a ostatnio, już po otrzymaniu Nagrody Nobla przed niespełna dwu laty, także w esejach publikowanych w opiniotwórczej prasie.

    Warto zajrzeć do książki pod jego redakcją naukową zatytułowanej “Designing Inclusion” (Cambridge University Press, Cambridge, Mass. 2003, ISBN 0-521-81695-5). Wydawca anonsuje tę pracę (gdzie jednym ze współautorów jest inny Noblista, z 2000 roku, prof. James J. Heckman) takimi słowy: “An inclusion failure has become highly visible in the advanced economies of the West. Too many able-bodied people are subject to chronic joblessness and, when employed, cannot earn a living remotely like that in the mainstream of the population. One policy response has been to give such workers a range of goods and services without charge, another has been to single out some groups for tax credits tied to their earnings. However, many of the welfare programs actually weaken people’s incentive to participate in the labor force and wage-income tax credits appear to have made hardly a dent in joblessness. This timely volume brings together leading economists to present four studies of methods to rebuild self-sufficiency and boosting employment: a graduated employment subsidy, a hiring subsidy and subsidies for training and education. It is of interest to anyone with a serious interest in the economics of subsidies to raise inclusion. Written by leading economists… deals with one of the key economic problems in advanced economies, the emergence of a low paid/unemployed underclass…”

    Phelps zawsze był światłym neokeynesistą doceniającym rolę państwa w gospodarce i zdającym sobie sprawę, że interwencjonizm rządu musi korygować ekscesy rynku. A że jest to nieodzowne, przyznać obecnie muszą nawet najzagorzalsi zwolennicy (apologetów pozostawmy na marginesie, gdzie ich miejsce) neoliberalizmu, zwłaszcza w świetle zataczającego coraz szersze kręgi kryzysu finansowego w USA, co odczuwalnie odbija się w realnej sferze gospodarki.

    Sam też wiele piszę o włączaniu jak najszerszych kręgów społeczeństwa do udziału w aktywności gospodarczej i korzystania z jej owoców w sposób, który określam jak “zrównoważony społecznie”. W literaturze anglosaskiej (także w moich pracach w języku angielskim) też używam określenia “inclusive” (np. “inclusive globalization”). Sporo rozważań na ten temat znaleźć można w “Wędrującym świecie”.

    Nie ulega dla mnie wątpliwości – a z ostatnich rozmów z Phelpsem wiem, że także i dla niego – iż ani gospodarka światowa, ani tym bardziej USA, nie mówiąc już o naszej Polsce, nie będzie miała dobrych perspektyw rozwojowych, jeśli, z jednej strony, żywioł rynku nie będzie korygowany przez światły interwencjonizm, a z drugiej, jeśli nie będzie większej sprawiedliwości w stosunkach podziału. Albo – jak kto woli – jeśli kapitalistyczna gospodarka rynkowa, na którą jesteśmy skazani, nie będzie w większym stopniu partycypacyjna, czyli “inclusive”.

  19. (132.) Warszawa, 15 września 2008r.

    Prof. dr hab. Grzegorz K O Ł O D K O

    Szanowny Panie Profesorze

    Mam zaszczyt i wielką przyjemność przekazać Panu Profesorowi bardzo serdeczne podziękowanie za wspieranie przejścia Polski do strefy euro, które zostało zapowiedzenie przez Premiera Donalda Tuska podczas otwarcia Forum Ekonomicznego w Krynicy. Stwierdzenie przez D. Tuska, że rok 2011 może być realnym, terminem wejścia Polski do strefy euro, zostało bardzo pozytywnie przyjęte przez eksporterów ze wszystkich branż i regionów.

    Jednocześnie pragnę podkreślić, że przejście Polski do strefy euro obniży koszty transakcyjne, przyspieszy proinnowacyjny i proeksportowy rozwój gospodarki polskiej. Przyczyni się również do zwiększenia ruchu turystycznego oraz wpłynie na usprawnienie organizowanych finałów EURO 2012.

    Stowarzyszenie Eksporterów Polskich stoi na stanowisku, że szybkie przejście do strefy euro pozwoli na odwrócenie negatywnych tendencji w zakresie rentowności i konkurencyjności eksportu oraz zwiększy zaangażowanie Polski w międzynarodowy podział pracy.

    W związku z powyższym pragnę podkreślić, że Stowarzyszenie Eksporterów Polskich, które od dawna postulowało szybkie przejście Polski do strefy euro potwierdzało to w czasie licznych spotkań eksporterów w Ministerstwach: Finansów Gospodarki i Rolnictwa. Należy zaznaczyć, że eksporterzy wielokrotnie wskazywali na potrzebę wprowadzenia europejskiej waluty w Polsce najpóźniej 2012 roku.

    Chciałbym zaznaczyć, że aktualny stan rzeczy nie wykazuje symptomów poprawy istniejącej sytuacji. Udział eksportu w zakresie tworzenia PKB oraz rentowność i konkurencyjność polskiej gospodarki są zagrożone. Sytuacja ta wymaga rychłego wprowadzenia jasnych i przewidywalnych rozwiązań systemowych zmierzających do utrzymania eksportu choćby na dotychczasowym poziomie.

    Stowarzyszenie Eksporterów Polskich wyraża przekonanie, że do czasu przejścia Polski do strefy euro – powinny być wprowadzone niezbędne środki wzmacniające rozwojowy trend polskiego eksportu, jak również doprowadzić do osłabienia kursu złotego.

    Żywię nadzieję i ufam, że wspieranie Pana Profesora przystąpienia Polski do strefy euro będzie także sprzyjało – wprowadzeniu skuteczniejszych instrumentów wsparcia eksportu, który stanowi siłę motoryczną rozwoju gospodarki.

    Z wyrazami najwyższego szacunku i poważania

    Mieczysław Twaróg
    Prezes Zarządu

  20. (131.) Panie Profesorze: czy Phelps wyłożył wprost koncepcję “inclusive economy” w jakiejś publikacji?
    Pytam ponieważ jedną z osi w moim myśleniu o współczesnym świecie jest oś [a nawet dialektyka] inkluzji-ekskluzji: w migracji, polityce zatrudnienia, transformacji demokracji, w końcu rynek a ściślej pieniądz wydaje się być fenomenem, który posiada oba potencjały: zarówno inkluzji, jak i -co gorsze ze społecznej perspektywy – ekskluzji?

  21. (130.) Witam ponownie!

    “Czy nie jest tak, że im mocniejsza złotówka, tym zarobimy więcej euro?” – pyta Radek (wpis 129). Otóż nie. Takie ujęcie nie tylko nie uwzględnia występujących w realnej gospodarce sprzężeń, ale byłoby typowo statyczne. I dlatego błędne.

    Na powierzchni zjawisk wydawać by się mogło, że tak właśnie jest. Bo oto, załóżmy, zarabiając we wrześniu 3.362 złote na miesiąc, zarabialibyśmy 1.000 euro, gdyby konwergencja nastąpiła dzisiaj. Ale przy takim kursie coraz to większa część polskich przedsiębiorstw zorientowana na zewnątrz nie jest w stanie opłacalnie wyeksportować swojej produkcji. Ograniczają zatem jej skalę. Spowalnia to tempo wzrostu, co już nie tylko widać w danych statystycznych, ale przede wszystkim w zasobności naszych kieszeni. PKB na mieszkańca miast rosnąć o 7 procent rocznie, co jest możliwe (i co już udawało się osiągać), zwiększa się o około 5 procent. No i konsekwentnie realnie zarabiamy mniej. Niższe są też realne świadczenia. Gdyby zaś kurs złotego był bardziej korzystny (słabszy złoty), to nie tylko tempo wzrostu eksportu byłoby wyższe (silniejsza gospodarka), ale tempo wzrostu importu byłoby niższe. W sumie odczuwalnie szybciej rosłaby produkcja (a także zatrudnienie oraz przychody i wydatki budżetu) oraz, w konsekwencji, nasze dochody.

    Gdyby, załóżmy, złoty był o 15 procent słabszy, czyli kurs wymienny kształtował się na poziomie 3,87 złotego za euro, to dochód wynosiłby z czasem nie 3.362 zł (tak to wygląda przy skrajnie krótkookresowym ujęciu statycznym), lecz – wskutek szybszego tempa wzrostu gospodarczego – mógłby już sięgać na przykład 4.063 złote. Dochód w euro wynosiłby przeto aż 1.050, a nie 869, co błędnie sugeruje uproszczone podejście statyczne sprowadzające sprawę do podzielenia 3.362 złotych, tj. OBECNEGO dochodu, przez 3,87, tj. PRZYSZŁEGO kursu (słabszy złoty).

    Jeśli nawet przy tym wszystkim ogólny poziom cen konsumpcyjnych byłby nieco wyższy niż w alternatywnej sytuacji silnego złotego (bo byłby w rezultacie pewnego podrożenia towarów pochodzących z importu), to per saldo siła nabywcza wyższego nominalnego dochodu byłaby większa. Byłoby zatem ewidentnie lepiej z punktu widzenia i makroekonomicznego, i z punktu widzenia gospodarstw domowych.

    Przy “słabszym” (oczywiście, w rozsądnych granicach; na pewno nie “jak najsłabszym”) złotym, “silniejsza” będzie międzynarodowa pozycja polskiej gospodarki, bo bardziej konkurencyjne na rynku światowym będą polskie przedsiębiorstwa (czyli ich pracownicy). Zależności te doskonale rozumieją Amerykanie, którzy poprzez osłabienie swego dolara pokonują fazę słabej koniunktury poprawiając swój bilans handlowy i płatniczy oraz przyspieszając tempo wzrostu i zwiększając zatrudnienie. U siebie, a nie za granicą, jak to czyni Polska (a także strefa przewartościowanego obecnie euro, z czego sobie zdaje sprawę chociażby prezydent Francji). Silny złoty stwarza miejsca pracy za granicą, eksportującym do Polski, a nie w Polsce, bo nie starcza naszego eksportu za granicę!

    Przy “słabszym” złotym w dłuższym okresie (co nie oznacza zbyt długim, odczulibyśmy to bowiem dość szybko) wyższe będą realne dochody ludności, a więc i standard życia ludności. A przecież w tym rzecz, czyż nie?

    P.S. I pamiętajmy, że polski pieniądz nazywa się “złoty”, a nie “złotówka”. “Złotówka” to popularna nazwa monety jednozłotowej, nam natomiast chodzi o przejście do euro przy jak najkorzystniejszym, czyli słabszym niż obecnie, kursie złotego.

  22. (129.) Ja mam pytanie, dlaczego powinno nam zależeć, aby Polska weszła do strefy euro przy jak najsłabszym kursie złotówki? Czy nie jest tak, że im mocniejsza złotówka tym zarobimy więcej euro?

  23. (128.) Witam!

    Forum Ekonomiczne w Krynicy to już wielka impreza, z rozmachem. Także imprez towarzyszących, trwających do białego rana… A z samego rana – jak prawie zawsze – gdy inni jeszcze odsypiali, biegałem po górach wzdłuż Czarnego Potoku. Tak, pobiegnę jeszcze w tym roku maraton, o co pyta Michał. Poza bieganiem samotnie dla przyjemności, startuję od czasu do czasu wyłącznie w maratonach; połówek itp. nie biegam. Następny to będzie już 4-ty w tym roku i 30-ty podczas ostatnich siedmiu lat, od kiedy to biegam maratony.

    Wracając zaś do “maratonu” dyskusji podczas XVIII Forum Ekonomicznego w Krynicy. Wpierw muszę podkreślić i wyrazić uznanie organizatorom: duża sprawa i świetnie zorganizowana! Gratulacje! Było ciekawie, pracowicie, intensywnie. A teraz o dwu najważniejszych akcentach.

    Pierwszy z nich to szeroko komentowane – także przeze mnie, m.in. w rozmowie z Panią Redaktor Pochanke w TVN 24 – wystąpienie Premiera Donalda Tuska, który zapowiedział wprowadzenie euro w Polsce już od 2011 roku. Trzeba do tego zmierzać, choć raczej stać się to może w roku 2012. Wymaga to zgodnego współdziałania rządu i banku centralnego przy wsparciu większości parlamentarnej. Wprowadzenie euro jest korzystne, gdyż zmniejsza koszty transakcyjne i eliminuje ryzyko kursowe. Ma to głęboki sens, pod warunkiem wszak, że kurs złotego wobec euro, przy którym nastąpi konwergencja, będzie korzystny dla polskiej gospodarki.

    Co to znaczy korzystny? Otóż, po pierwsze, zapewniający długotrwałą równowagę bilansu płatniczego, do czego przy obecnym zbyt silnym złotym wciąż daleko. Narasta deficyt na rachunku bieżącym, bo ponownie szybciej niż import rośnie eksport, gdyż ten ostatni jest coraz mniej opłacalny, a dla wielu przedsiębiorców nieopłacalny.

    Po drugie, chodzi o poziom kursu gwarantujący konkurencyjność polskich przedsiębiorstw na rynkach globalnych. Z tego punktu widzenia obecny kurs jest ewidentnie przewartościowany. Wielu przedsiębiorców ogranicza produkcję, zwija interesy, bankrutuje, więc cała gospodarka zwalnia i dochody są relatywnie niższe… Złoty musi ulec osłabieniu, by silniejsza była polska gospodarka.

    Sądzę, że Polska będzie w euro, a euro w Polsce w roku 2012 i radzę, by stało się to przy kursie o kilkanaście procent niższym aniżeli obecny.

    Drugi akcent – a może nawet pierwszy, bo ważniejszy i odnoszący się do całego świata – to zaskakujące dla jakże wielu uczestników Forum stwierdzenie Prof. Edmunda Phelpsa, laureata Nagrody Nobla w ekonomii w 2006 roku, że podziela w pełni mój pogląd, iż neoliberalizm upada, dobiega końca swych dni, gdyż się nie sprawdził w praktyce. W panelu, w którym obaj uczestniczyliśmy, Prof. Phelps także podkreślał konieczność tworzenia instytucjonalnych i politycznych warunków do bardziej zrównoważonego społecznie wzrostu (używając określenie “inclusion” bądź “inclusive economy”) oraz niezbędność światłej interwencji państwa korygującej ułomności rynku. W pełni zgadza się to z tym, o czym szeroko piszę przedstawiając zasady Nowego Pragmatyzmu w “Wędrującym świecie”. Tym bardziej warto skupić dyskusję na tych wątkach i szukać jak najlepszych rozwiązań na przyszłość.

  24. (127.) Właśnie oglądałem Profesora w TVN24 – świetnie Pan “spionował” Redaktor Pochanke:D

    Do Wioli – biegam i polecam mimo, że bieganie uzależnia :D[dzisiaj przymusowa pauza – po godzinie wyczerpujących podbiegów kolano się odzywa:D] – mam zamiar w przyszłym roku pobiec Dębno w którym startował w tym sezonie Profesor.
    W niedzielę po 40 dniach regularnego treningu debiut w Półmaratonie w Pile. [10 minut szybciej niż założenia] W przyszły weekend w Gnieźnie atakuje 1.40 w półmaratonie właśnie.
    A Profesor jesienią biegnie gdzieś maraton lub pół?
    Pozdrawiam!

  25. (126.) Witam!
    Wróciłem już z samotnej 50-dniowej wędrówki, podczas której przemierzyłem (nie licząc lotów) około 10 tysięcy kilometrów od San Augustin i Popayan na południu Kolumbii poprzez Wenezuelę i Gujanę po Paramaribo w Surinamie, zawitawszy także na kilka dni na Trynidad i Tobago, by na drugiej z tych wysp ponurkować i zobaczyć, co tam pod wodą wędruje…
    Co ciekawe, południowoamerykańskie kraje Gujana i Surinam (które zresztą także, jak i trzy pozostałe, pojawiają się na kartach “Wędrującego świata”) same siebie traktują jako …karaibskie. Ich kultura – a także gospodarka – mają w istocie charakterystykę w pełni karaibską. Stąd też oba należą nie do ECLAC (Komisja Gospodarcza ONZ ds. Ameryki Łacińskiej), ale do ugrupowania integracyjnego państw wysp karaibskich – CARICOM. Miałem to wyjątkowe szczęście, że akurat byłem w stolicy Gujany, Georgetown, kiedy zaczynał się tam bogaty i kolorowy festiwal kultury karaibskiej – Carifesta X. Wyjątkowy spektakl!
    Poziom rozwoju tych krajów jest bardzo zróżnicowany – od zaiste bardzo biednej Gujany (PKB na głowę zaledwie 3.600 USD, licząc według parytetu siły nabywczej), kiedyś kolonii brytyjskiej, co wywarło duże piętno na sposobie zorganizowania państwa i jego instytucji, do relatywnie bogatego Trynidadu i Tobago oraz Wenezueli, które mają bogate złoża ropy naftowej i gazu. Wenezuela ma obecnie PKB na mieszkańca na poziomie około 70 proc. Polski, ale to tylko strumień bieżącego dochodu. Zróżnicowanie w standardzie życia jest o wiele większe. A na dodatek biedy i nędzy tam wciąż nie mało, podobnie jak w innych krajach regionu. Trynidad i Tobago ma nawet PKB per capita wyższy niż Polska (18.300 USD), ale przecież co do poziomu rozwoju jest daleko w tyle. To tylko potwierdza konieczność poszukiwania nowych miar rozwoju i zastoju i z pewnością nasz ZIP – Zintegrowany Indeks Pomyślności, który proponuję w “Wędrującym świecie” – jest krokiem we właściwym kierunku.
    Wszędzie tam bardzo ciekawie, nie wszędzie bezpiecznie (rebelianci i terroryści, wysoka przestępczość, choroby i warunki sanitarne; trzeba uważać). Wszędzie (prawie, no bo nie w centrum wielkich miast ani na ich najbiedniejszych obrzeżach) pięknie, nie wszędzie łatwo dotrzeć. Obejrzałem wiele, w tym osiem kolejnych miejsc nobilitowanych przez UNESCO umieszczeniem ich na liście World Heritage Sites. Siedem z nich zaliczanych jest do światowej spuścizny kulturowej: w Kolumbii rzeźby i grobowce indiańskich, jeszcze preinkaskich kultur San Augstin i Tierra Dentro, oraz casco viejo, stare miasto w Momos i Cartaghenie; podobnie Coro w Wenezueli oraz, choć zupełnie inne, bo wyrosłe z kultury holenderskiej, stare centrum stolicy Surinamu – Paramaribo. Do tego dochodzi dzieło słynnego architekta wenezuelskiego – Carlosa Raúla Villaneuva (1900-1975) – kampus Universidad Central de Venezuela w Caracas. A ze światowej spuścizny natury, przyrody, przepięknie położony, najwyższy na świecie (979 m) wodospad Angela w wenezuelańskiej tropikalnej dżungli. Dlaczego statusu spuścizny kulturowej UNESCO nie dorobiło się zagubione i wciąż bardzo trudno dostępne miasto Indian Tayrona, Ciudad Perdida, w kolumbijskiej dżungli w górach Sierra Nevada albo kolonialna perła Villa de Leyva w środkowej Kolumbii, najpiękniejsze z kolonialnych miast w tej części Ameryki Południowej, czy też niebywałej urody wodospad Kaieteur w Gujanie, tego nie wiem, ale pewnie dlatego, że lobbing inaczej zdecydował…
    Warto jednak podkreślić znaczenie instytucji UNESCO World Heritage Sites, zarówno w kategorii kultury, jak i przyrody. Jeśli nawet nie jest to bezwzględnie prawie już 900 (bo tyle ich na liście) NAJpiękniejszych i NAJciekawszych miejsc na świecie, których znaczenie jest tak wielkie, że trzeba je chronić jako spuściznę całej ludzkości z troską o następne pokolenia – one też będą chciały wędrować! – to z pewnością są to miejsca niezwykłe, godne szczególne uwagi. I troski. I status UNESCO, agencji ONZ ds. Edukacji, Nauki i Kultury, w tym pomaga.
    I tu dochodzę, skoro już mowa o ONZ, do pytania Wioli (wpis 123) o działania podejmowane na rzecz realizacji ambitnych Celów Milenijnych, które mają zmniejszyć zakres biedy i podnieść poziom oraz poprawić jakość życia tej biedniejszej części ludzkości. Oczywiście, inicjatywa ONZ, podjęta przy dobrej okazji, jaką był początek nowego millenium, nie sprawdza się li tylko do opracowania mierników i monitorowania sytuacji. Agendy ONZ, zwłaszcza UNDP, ale także UNIDO, UNESCO i choćby wspomniane ECLAC w przypadku Ameryki Południowej, a także Bank Światowy i regionalne banki rozwoju (w przypadku Ameryki Południowej i Karaibów jest to Inter-American Development Bank) realizują wiele programów w zakresie edukacji, ochrony zdrowia, poprawy warunków sanitarnych oraz współfinansowania projektów infrastrukturalnych. Wszystko to w jakiejś mierze – wraz z działaniami rządów i organizacji pozarządowych – sprzyja przedsiębiorczości i rozwojowi społeczno-gospodarczemu.
    Nie ma wątpliwości, niestety, że Milenijne Cele Rozwoju nie zostaną w pełni osiągnięte (a w niektórych częściach świata w roku 2015 sytuacja będzie nawet gorsza niż była w roku 2000), ale dla zdecydowanej większości tej części ludzkości, do której są adresowane, przyniosą – już przynoszą – dobre rezultaty. Gdy się wędruje, to już to widać, choćby w tej części świata, którą właśnie przemierzyłem, a w szczególności w Wenezueli wskutek mocno socjalnie zorientowanej polityki lewicowego, samookreślającego się wręcz jako socjalistyczny (socialismo de XXI siglio, czyli socjalizm XXI wieku) rządu prezydenta Hugo Chaveza. Ale nie tylko tam, bo innymi sposobami także rządy innych krajów usiłują swoją polityką sprzyjać bardziej zrównoważonemu społecznie rozwojowi.

  26. (125.) Książka jest bez wątpienia znakomita.Cechuje ją godna podziwu szerokość spojrzenia. Warto byloby wydać ją po angielsku – czemu tylko polskojęzyczni czytelnicy mieliby mieć przyjemność obcowania z czymś tak udanym?
    Zastrzeżenia: Wysoka ocena wzrostu w Chinach trochę jednostronna. Do jakości życia (na którą tak słusznie nacisk kładzie profesor Kołodko) zalicza się również wolność. Jeśli mogą mnie zabić, gdy pójdę na demonstrację albo aresztować, gdy powiem, co myślę – to są to skazy na jakości życia. Prognoza, że Chiny będą demokratyczne jest ryzykowna. Może będą, a może będą groźnym imperialistą. Zachwyty nad pozytywną (ekonomicznie) rolą państwa w Chinach – nieudokumentowane. Powinno być wyliczone, i dowodzone, jakie to konkretnie kroki państwa przyczyniły się do wzrostu.
    Nie jest też słuszne pomijanie dorobku dawnych (liberalnych) ekonomistów. To nie North pierwszy mówił,że przyszłość jest nieznana, że nie powinno się na podstawie faktów z historii gospodarczej prorokować o przyszłości, tylko bardzo dobitnie von Mises i inni Austryjacy.Gratulacje dla Autora.
    Z wyrazami szacunku
    Czytelnik Jerzy Trammer

  27. (124.) Witam ponownie :-)
    Zrobiło mi sie jakos szkoda, że juz (właściwie to dopiero) przeczytałam Pana książkę. Dziwne uczucie… Chylę przed Panem głowę, przed Pana wiedza, przed niesamowitą zdolnością przekazywania jej, przed wyjatkową umiejętnością zachęcania, zabieganych często, czytelników do wertowania kartki po kartce…Widze,ze jest tak jak Pan pisze “… Co robić? Dalej swoje. Bo swoje – zwłaszcza dla innych – robić trzeba nieustannie…” :-)
    Acha, list do wnuczki mojej wnuczki jest SWIETNY! wraz z P.S, jakże trafnym (bez wzgledu na upływ czasu) :-)

  28. (123.) Witam Panie Profesorze, to miło,ze Pan zagląda do nas, mimo tak szczelnie i aktywnie wypełnionego czasu (jak sie domyślam),gdzieś tam w Ameryce Południowej :-)

    W jednym z rozdziałów “Wędrującego Świata” wspomina Pan o ONZ i o jej Milenijnych Celach Rozwoju. Jest tu zawartych osiem zasadniczych celów. Wspomina Pan też o systemie monitorowania zmian, o wskażnikach, o latach, w których te zmiany powinny albo mogą nastąpić. Te założenia są świetne! I byłoby cudownie, gdyby udało się je osiągnąć. Mam jednak pewne pytanie, czy ONZ w jakiś sposób (oprócz opracowania tych celów) pomaga tym krajom wobec, których kieruje swój plan? Czy pomaga bądż daje wskazówki rządom tych państw obrać prawidłową drogę rozwoju, drogę, która sprawi, że będzie zanikać niedowaga u dzieci, że że poziom ubóstwo i bieda spadnie? Przyznaje, że nie orientuje sie zbytnio w pracy ONZ i być może moje pytanie nie jest na miejscu, proszę więc o naprowadzenie mnie.

    Pozdrawiam :-)

  29. (122.) Do Michała: Daj znać jak juz dobiegniesz do mety…Podziel sie z nami wrażeniami :-) powodzenia

  30. (121.) Moja interpretacja U/Ó w tytule książki
    Niby to samo (fonetycznie) a jednak nie to samo…
    Kto niedouczony lub nikczemny,wędrując zbacza z prostego prawidłowego szlaku [U] zwabiony neoliberalnym syrenim śpiewem,łatwo błądzi.Idąc na skrUty ,wiodąc za sobą tłum otumanionych lub sprzedajnych apologetów.błąka się po bezdrożach skąd o krok do równi pochyłej,do stoczenia się w przepaść wraz ze zgrają propagandystów i niestety,całą gospodarką.
    Strzeżmy się ekonomicznych fałszywych proroków !

    Wielki W. Wędrowcze czyli…WWW

    To się nazywa sukces ! Wciągnąć w orbitę problemów ekonomiczno-gospodarczych świata osobę z diametralnie innej branży,biegunowo odrębnej profesji!
    Po lekturze fascynującej książki wędrowałam z Panem a ściślej ZA Panem po Warszawie od spotkania w PTE aż po promocję w SGH.Zawsze z nienasyconą ciekawością.
    I krok po kroku, drogą dedukcji odkrywałam odpowiedzi na pytania,których nie wyjaśniła mi “Moja globalizacja” i nie do końca (choć prawie ) książka “Wędrujący świat”.
    Dziś rozumiem już motywy Pana dwukrotnej rezygnacji z funkcji wicepremiera i ministra finansów w polskim rządzie.I choć wiedza to gorzka,rzucająca ponure światło na polskie elity polityczne wiem,że wówczas nie mógł Pan postąpić inaczej.Chapeau bas.
    Szkoda,że marnujemy bezpowrotnie tyle kolejnych lat gdy świat wędruje dalej,ucieka…Historia osądzi.”Spisane będą czyny i rozmowy” przeciwników,jak spisane są -na szczęście ! -Pana przekonywująco jasne tezy i teorie w książkach,Strategii dla Polski,licznych artykułach i wywiadach prasowych.Kolekcjonuję je od 1992 roku i stanowią (wraz ze zdjęciami) prawdziwe cymelia domowej biblioteki na czele z trofeum-książką “Wędrujący świat” opatrzoną cennym autografem Autora (może przyszłego Noblisty).
    Wiadomo:trudno być prorokiem WE WŁASNYM KRAJU.
    Galeria zdjęć na blogu imponująca,plenery urzekają artystycznym pięknem i nastrojem.
    Niecierpliwie czekam na spotkanie w WSPiZ im.Koźmińskiego 9 października w Warszawie (tam też za Panem powędruję) i…na kolejną równie fenomenalną książkę Pana Profesora -Człowieka Renesansu XXI wieku.
    Wyrazy szacunku i najwyższego uznania.

1 3 4 5 6 7 92

Leave a Reply to Grzegorz W. Kolodko Cancel reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *