Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (1049.) Szanowny Panie Profesorze!
    Wczoraj (09.12.2010r.) w Olsztynie na spotkaniu z czytelnikami, słuchając Pana Profesora miałem nieodparte wrażenie, że czytam po raz kolejny “Wędrujący Świat”, nie tylko jako przekaz treści, ale i formy (harmonię których Pan podkreśla jako życiowe kredo). Dlatego już dzisiaj zabieram się do lektury “drugiego świata”.
    pozdrawiam serdecznie
    Bartłomiej Jasiński

  2. (1048.) Szanowny Panie Profesorze!
    Myślę, że zwracam się do Pana nie tylko w swoim imieniu. Otóż, jak zauważył to zapewne każdy czytelnik Pańskich książek oraz każdy uczestnik niniejszego forum – dostarczane przez Pana komentarze ekonomiczne, bardzo się różnią od tego, co jest nam serwowane w mediach.Jednocześnie zaś, narasta w czytelnikach “Wędrującego świata” oraz “Świata na wyciągnięcie myśli” głęboka potrzeba zajmowania stanowiska względem zachodzących w gospodarce zjawisk (np. są to wybory).Dlatego też chciałbym zapytać, czy pan Profesor nie zgodziłby się (oczywiście na ile czas pozwala) raz w tygodniu/miesiącu/kwartale, na niniejszym forum publikować swoje spostrzeżenia dotyczące światowej i Polskiej gospodarki?

    Liczę na poparcie pozostałych forumowiczów!

  3. (1047.) Panie Profesorze!
    Co do drugiej części “Wall Street” – są w Internecie serwisy, dzięki którym nie musi Pan czekać na DVD :)

    Nie chcę opowiadać tu, o czym jest film Olivera Stone’a, ponieważ boję się, że mogę komuś popsuć ponad dwie godziny dobrej rozrywki. Bez względu na to, czy wizja reżysera ma jakiś związek z rzeczywistością, czy nie.

    Mnie interesuje tu jednak coś jeszcze – że są na świecie twórcy, którym w ogóle przyjdzie do głowy zrobić kasowy, hollywoodzki film na temat czegoś takiego, jak kryzys finansowy, ciekawie opowiedzieć ludziom tak zagmatwaną historię i jeszcze wywołać poważną dyskusję w takich pismach, jak choćby wymieniony przez Pana Profesora “The New Yorker”.

    Czy wyobrażacie sobie, że w Polsce jakiś reżyser bierze się za temat kryzysu i analizuje językiem filmu, dlaczego rząd Tuska podejmował w kluczowych momentach takie, a nie inne decyzje? A każdy, kto oglądał film Stone’a przyzna, że nie jest on prosty. Roi się w nim od skomplikowanej, ekonomicznej terminologii, bohaterowie filmu rozmawiają ze sobą tak, jak nowojorscy maklerzy, a za wszystkim stoją skomplikowane interesy polityczne amerykańskiego establishmentu. Mimo to, film trzyma w napięciu do napisów końcowych…

    Panie Profesorze, jeśli jednak zdecyduje się Pan nie czekać na oficjalną premierę DVD, proszę dać znać na moją skrzynkę mailową. Podeślę linka.

  4. (1046.) Witam Serdecznie !

    Mam głęboką nadzieję, iż stosunkowo często sprawdza Pan maile Tiger’a. Jednak nie to jest teraz istotne, moje pytanie brzmi następująco:
    Czy uważa Pan, iż nasze społeczeństwo jest zdolne do zrywu i co za tym idzie działania w obliczu nadciągającego niebezpieczeństwa ?

    Z Wyrazami Szacunku
    Adam Czak.

  5. (1045.) Szanowny Panie Profesorze!
    Dziękuję za znakomity wykład dn.06.12. w OPZZ w Warszawie. Należy Pan do tych ekonomistów, którzy wyjaśniają, jak naprawdę powinna być prowadzona polityka ekonomiczna.

    Jest to wielka strata dla Polski , że nie jest Pan doceniony. W swoim czasie oceni to Historia.

    Pozdrawiam,
    Małgorzata.

  6. (1044.) Rozczarowująco wygląda rzeczywistość na tle wszechobecnej propagandy sukcesu i neoliberalizmu jeżeli tylko zechce się na nią spojrzeć własnymi oczyma – nie przez ekran telewizora lecz na to co nas otacza…

    Pracuję w branży IT i jest ona jak mi się wydaje wtórną gałęzią wobec przemysłu i usług bowiem dostarcza tym drugim zaplecza pozwalającego zwiększyć wydajność pracy.

    Problem polega na tym że w naszej ojczyźnie niewiele już z przemysłu zostało, a usługi i handel to drobnica i lumpenkapitalizm.

    Tak więc rynek IT to jedynie outsorcing projektów w tej fazie cyklu życia w której jedynie tania praca jest atutem (maintenance).

    Nie inaczej jest w sferze usług w rodzaju obsługi faktur dla wielkich koporacji i tym podobnych. Na dzień dzisiejszy nawet hindusi szukają u nas taniej siły roboczej!

    Ponieważ jak Pan pisze wiele rzeczy dzieje się na raz, każda w swoim (zmiennym!) tempie, mam pytanie jak Pana zdaniem procesy globalizacyjne zmienią oblicze rodzimej ekonomii – w co możemy inwestować jako społeczeństwo by nie stać się skansenem – liberalną dziczą w środku europy?

  7. (1043.) Piotr (wpis 994) chciałby poznać moją opinię o filmie Olivera Stone’s “Wall Street. Money never sleeps”, a zwłaszcza czy jego “spojrzenie ma jakieś oparcie w rzeczywistości”. Niestety, w nawale zajęć filmu nie zdążyłem obejrzeć, a w kinach już nie grają, ale z tego co wiem z poważnych recenzji – na przykład na łamach tygodnika “The New Yorker” – tym razem tego wybitnego twórcę ponoć zbyt poniosła fantazja. Jak ewentualnie obejrzę film na DVD, to się odezwę. Tym bardziej, że bywa i tak, iż rzeczywistość przerasta jeszcze to, co twórcom fikcji literackich czy filmowych przychodzi do głowy.

  8. (1042.) Moi drodzy,
    właśnie dowiedziałam sie,że Pan Profesor będzie gościem Radia dla Ciebie Warszawa 101MHz(na żywo) w poniedziałek 6 grudnia w godzinach 21 do 23.
    zapraszam
    Nella

  9. (1041.) Dość zabawne są te ostatnie komentarze na blogu o Don Kichocie i nie tylko :-) …….

    Myślę,że Monika nie miała złych intencji, choć rzeczywiscie porówanie Profesora do błędnego rycerza z powieści Cervantesa chyba nie jest zbyt udane. Profesor często podkreśla swoje pragmatyczne podejście do życia i chyba nie chciałby , aby jego działalność była ” walką z wiatrakami” .
    Ale sam pomysł takich książkowo-filmowych porównań jest dość ciekawy i gdybym ja miała wybrać postać do której mentalnie podobny jest Autor tego blogu to wybrałabym raczej jakiegoś ideowca-wojownika, na przykład głównego bohatera filmu “Braveheart-waleczne serce”- Williama Wallace’a , który dla wolności swojego ludu walczył i oddał życie.
    Na szczęście żyjemy w takich czasach, ze Profesor Kołodko oddawac życia nie musi , ale prawdopodobnie za niejedną swoją rację dałby się poćwiartować :-).
    Cóż, każdy kto oglądał ten film, wie, jak barwną Wallace był postacią, choć czasami bywał dość nieokrzesany :-)

    Wiele tu na blogu jest dyskusji ostatnio, ale jakoś nikt nie zauważył, ze “Świat na wyciagnięcie myśli ” zaczyna odnosić pierwsze sukcesy i na liście bestsellerów pażdziernika Wydawnictwa Prószynski zajął wysoką drugą lokatę. Biorąc pod uwagę to,iż książka wystartowała w połowie miesiąca , to przyznać trzeba, że to osiągnięcie niebywałe. Gratuluję Panie Profesorze . Skromnie dodam,iz mam w tym swój mały udział, gdyż sama nabyłam parę egzemplarzy.

    Z wielką ciekawością czekam na Pana wrażenia z wizyty w Wietnamie , licząc , ze cos Pan na ten temat napisze. Tak się bowiem złożyło, iz dokładnie 3 lata temu o tej samej porze roku byłam w tym niezwykłym kraju.
    Zwiedziłam południe , czyli oczywiście legendarny Sajgon , byłam także w słynnych tunelach cu-chi . Tunele zaskoczyły mnie strasznie- są niezwykle ciasne ( człowiek z klaustrofobią nie powinien się tam wybierać) , wielopoziomowe i to dzięki tym tunelom, miedzy innymi, amerykanie przegrali swą haniebną wojnę… Byłam także na północy Wietnamu – widziałam ryżowe pola i pracę na nich , pływałam także po zjawiskowej Zatoce Ha Long . To tam własnie nakręcono piękny film “Indochiny” , a także jeden z odcinków Jamesa Bonda. Zatoka Ha Long usiana jest tysiącem niezwykłych skalno-wapiennyych tworów , które przybieraja fantazyjne kształty i powodują, że to miejsce porusza wyobrażnię. O zachodzie słońca , kiedy w poblizu pływają stylowe dżonki o charakterystycznych żaglach ….. cóż, to jedno z najpiekniejszych miejsc na świecie.
    Ciekawym miejscem jest także oczywiście Hanoi ze swoją post-kolonialną architekturą. Zwiedzałam to miasto jeżdząc rykszą , stamtąd widać najlepiej , co dzieje sie na ulicy. A dzieje się wiele , w zasadzie wszystko .Na wietnamskiej ulicy się je , pracuje , najczęściej handlujac czymkolwiek, prowadzi życie towarzyskie , czasem także śpi . Ciekawa jestem Panie Profesorze , czy był Pan teraz w teatrze wodnym ? Teatr to jedyny taki na świecie , ale o tym to niech raczej Profesor opowie, bo ja i tak się nieco rozpędziłam, a przeciez nie jest to podrózniczy blog .
    A do Wietnamu kiedyś wrócę….
    :-)

  10. (1040.) Grześku!
    Nasza rozmowa, kontynuowana dzięki cierpliwości Pana Profesora, zaczyna przybierać kształt dysput jezuickich, w którychb oni zawsze musieli mieć rację i podsuwali ciągle nowe zagadnienia, czasem nie pasujące do merituum, ale takie, w których w końcu dowodzili jakichś tam racji.
    Dla mnie, wkładem prof Kołodko w ocenę postępu i rozwoju (to chyba ma porowadzić do dobrobytu), są propozycje poszerzenia kryteriów oceny , poza PKB – o również inne wskaźniki. Że dzietność jest tu b. istotna, pokazuję choćby dzisiejsze propozycje p.prof Kotowskiej – w sprawie przedłużenia wieku emerytalnego, dla niwelowania poprzednich błędów w polityce demograficznej.
    Ale ja nie muszę mieć racji – pozostawiam więc tylko temat uwadze – sprzyjać temu będą Twoje rozmyślania, gdy w 75 roku życia udasz się wreszcie na emeryturę. Wtedy wyjaśni się wiele pojęć, z którymi obecnie się zmagamy.
    Pozdrawiam

  11. (1039.) Chę rzucić hasło: kupujmy pod choinkę komplet obu “Światów”! “Świat wędrujący” (i drugi w zapasie, gdyby ktoś miał kłopoty… na wyciągniecie myśli).
    I zyczenia Myślacego Roku! Pozdrawiam wszystkich.

  12. (1038.) Do Marty(1035.) Błędny rycerz z powieści Cervantesa prowadził samotnie szlachetną walkę, nie licząc się z realną rzeczywistością. Na blogu większość jego uczestników popiera idee głoszone przez Profesora, lecz w rzeczywistości panują interesy grup politycznych. Grupy te kierują się doraźnymi celami i raczej nie chcą zawracać sobie głowy długofalowymi strategiami, które już dziś mogłyby uruchomić potencjał intelektualny i gospodarczy kraju. Ale cieszę się, że Profesora to nie zniechęca. Daje to nadzieję, że coś w pewnym momencie się zmieni. Pozdrawiam.

  13. (1037.) Andrzeju, z tym “poprawianiem” wskaźnika dobrobytu jest jednak większy problem, ponieważ wszystko zależy od tego, co rozumiemy pod pojęciem “dobrobyt”. Zwykle przyjmuje się, że jest to ilość jakiegoś dobra w przeliczeniu na mieszkańca. Nie można jednak obliczać ilości dzieci na mieszkańca, bo same dzieci też są mieszkańcami i nasze definicje zapętliłyby się…

    Panie Profesorze. Mam następujące pytanie: centralnym twierdzeniem monetarystów jest pogląd, że zmiana nominalnej podaży pieniądza nie powoduje zmian w poziomie produkcji.
    Czy Pan zgadza się z takim poglądem? Czy może chodzi tutaj o rozpatrywany okres – tj. w krótkim okresie powoduje a w długim nie?
    Albo może sedno kryje się w tym, że np odnosząc to do aktualnej polityki USA – pieniądz który jest pompowany w rynek, wcale nie jest “wirtualny” gdyż stoją za nim konkretne (choć niewykorzystane) moce wytwórcze?

  14. (1036.) Grześku – jesteśmy już blisko ujednolicenia stanowisk.
    Ekonomia tworzy instrumenty, służące do wygrywania nowych utworów i narzędzia do ich oceny.
    Ograniczenie instrumentów ekonomicznych do obniżania podatków, to gra jedynie na ogłuszającym rozum neoliberalnym bębnie. Pomijanie w ocenie gospodarowania tak ważnego aspektu, jak odtwarzanie pokoleń, to kardynalny błąd w tworzeniu zagregowanego wskaźnika dobrego gospodarowania. Te błędy już popełniono – dowód – struktura wiekowa społaczeństwa Niemiec i podnoszenie wieku emerytalnego ponad zdrowy rozsądek i interes całego społeczeństwa.
    Zgadzam się w ocenie roli ekonomii, którą przedstawiłeś. Jeśli tak, to rozsądnie ustawiony wskaźnik dzietności (Boże, ale technokratyczna nazwa, przepraszam, wymyślę coś bardziej humanistycznego), musi być jednym ze składników zagregowanego wskaźnika oceny gospodarki.
    Pozdrawiam

  15. (1035.) Witam!

    Jakiś czas temu miałam okazję zobaczyć wystawę zdjęc Pana Profesora w Akademi Kozminskiego.
    Muszę przyznać ,ze byłam zaskoczona , bo do tej pory kojarzyłam Profesora Kołodke głównie jako polityka , a tu proszę podróznik . Potem obejrzałam jeszcze wywiad w TV i to wszystko zachęciło mnie do zajrzenia na ten blog. I tu miłe zaskoczenie – bardzo kulturalne dyskusje na rózne tematy , nie tylko ekonomiczne i co wazne zupełny brak plugastw, jakimi zarzucone są prawie wszystkie fora w internecie. Zapewne działa tu jakiś filtr i bardzo dobrze .
    Przeczytałam ostatnie sto wpisów – bardzo ciekawe, muszę przyznać . Choć jeśli Lidia.M ( wpis nr 1023) pisze, ze słuchanie Pana Profesora jest „podniecającym przezyciem” to zsatanawiam się, co sobie mysli żona Pana Profesora kiedy to czyta ? :-)
    Dośc nietrafione wydaje tez mi się stwierdzenie Moniki ( wpis nr 1010), która pisze, ze profesor Kołodko jest jak Don Kichot. Z tego co pamiętam, to Don Kichot był osobnikiem niespełna rozumu, którego nikt nie traktował poważnie , a jego życie polegało na „walce z wiatrakami”. Nie wiem, czy Pan Profesor nie obrazi się o takie porównanie ? To już bardziej podoba mi się nazwanie Profesora Indiana Jonesem z wpisu nr 984 , którego autorem jest B. , bo Indiana był naukowcem , globtrotterem i poszukiwaczem przygód – tak jak Prof. Kołodko.
    Ksiązki jeszcze nie przeczytałam, własnie ja zamówiłąm , więc za chwilę zobaczę, czy jest „podniecajaca” i po przeczytaniu może cos jeszcze napiszę.

  16. (1034.) Jeszcze raz odniosę się do wpisu Andrzeja. Otóż, wydaje mi się że troszkę przeceniasz możliwości ekonomii. Ekonomia to nauka, której zadanie jest odkrywanie tego “co jest”, min. po to, żeby dostarczać środków do zmieniania rzeczywistości na taką, jaką “chcielibyś żeby była”. Polityka demograficzna to kwestia stworzenia pewnych ram kulturowych (albo wykorzystania tych które już istnieją np. religia) i to właśnie kultura jest tym zapomnianym czynnikiem, o którym przypomina Profesor na każdym kroku…

  17. (1033.) Zarówno Szanowny Pan Profesor jak i Grzesiek widzą drzewa, nie dostrzegając, że tworzą one las. Oczywiście, że sama liczba dzieci urodzonych nie może być naczelnym lub jedynym kryterium oceny. Dodawanie średniej życia do kwoty ubezpieczenia może być czasem uzasadnione, a może i nawet dawać ciekawe wykresy funkcji. Nie zmienia to faktu, że polityka rządu powinna sprzyjać reprodukcji społeczeństwa – przynajmniej odtworzeniowej. I sądzę, że ekonomiści, a na pewno ekonomiści posiadający głęboką wiedzę i chcący wykorzystać ją dla dobra ludzi – do których zaliczam Pana Profesora – potrafią przy pomocy praw ekonomii tak sterować gospodarką, aby – obojętnie jakie przyczyny, czy bieda, czy nadmierny luksus – nie zniechęcały do posiadania potomstwa. Aby polityka społeczna, której narzędziem realizacji jest ekonomia – spowodowała przynajmniej odtworzenie liczby ludności (nie marginesów – dolnego i górnego) w społeczeństwie. I nieuwzględnienie dzietności w tych zagregowanych kryteriach dobrobytu społeczeństw uważam za niepełną adekwatność tych kryteriów. Są one ciągle bardziej skierowane na “porządek w papierach” niż na przydatność w tworzeniu dobrobytu.
    Dlatego podobają mi się książki Pana Profesora, bo ukazują ludzki, a nie księgowy cel ekonomii. I sądzę, że dalej będę mógł to dostrzegać.
    Pozdrawiam obu Panów.

  18. (1032.) Komentarz do wpisu Andrzeja:

    Rzeczywiście tego typu wskaźniki są nieco pomijane, ale z dość logicznych, i jak się wydaje – obiektywnych powodów. Otóż, gdyby je stosowano w pierwszej kolejności, wówczas wyszłoby, że najlepiej rozwinięte są….kraje najbiedniejsze. Tam bowiem gdzie brakuje świadomego rodzicielstwa liczba dzizeci jest największa. W dodatku mają tutaj także wpływ pewne uwarunkowania kulturowe tj. im więcej dzieci tym większy dobrobyt. Nie należy zanidbywać także wpływu jaki niesie z sobą system ubezpieczeń powszechnych. Ludzie,którzy wiedzą, że na starość dostaną emeryturę, nie czują na sobie presji konieczności płodzenia dzieci w celu zabezpieczenia się na starość.

  19. (1031.) W swoich wędrówkach odwiedziłem sześć (Niger, Uganda, Mali, Burundi, Burkina Faso, Etiopia) z dziewięciu krajów, gdzie jedna kobieta rodzi przeciętnie ponad sześcioro dzieci (pozostałe trzy to Angola, Demokratyczna Republika Kongo i Somalia). Rekordowy z tego punktu widzenia jest Niger, gdzie przeciętnie sto kobiet rodzi aż 775 dzieci. I Andrzej Karol (wpis 1029) chciałby, aby traktować to „jako wskaźnik dobrobytu”, gdyż jego zdaniem „tzw. dzietność, ilość dzieci, na jaką decydują się ludzie, jest najlepszym, zagregowanym miernikiem warunków ekonomicznych, samopoczucia ludzi, optymizmu.”!
    Jak się żyje i umiera w tymże Nigrze, opisuję w „Wędrującym świecie”, porównując to z życiem w Szwajcarii, gdzie sto kobiet przynosi na świat średnio zaledwie 145 dzieci, ponad pięciokrotnie mniej niż w Nigrze. Stosowne dane przytoczone są w Nawigatorze ( http://www.wedrujacyswiat.pl/Ludnosc.php#2.15 ). Tam też można znaleźć tablice 2.10-2.12, które pokazują, jak wiele dzieci umiera… W Nigrze i Mali jest to sto kilkanaście niemowląt na tysiąc żywych urodzeń, a więc umiera co dziewiąty noworodek (w Polsce co 150-ty, w Singapurze co 433-ci). To – obok długowieczności starszego pokolenia, na co zasadniczy wpływ wywiera standard opieki zdrowotnej i niektóre inne uwarunkowania, zwłaszcza styl życia i klimat – jeden z głównych czynników przesądzający o tym, ile lat się żyje. Najdłużej w krajach, gdzie śmiertelność dzieci jest mała, więc nie obniża to tzw. przeciętnego trwania życia (stosowne dane tez znaleźć można w Nawigatorze, w sekcji „Ludność”, tabela 2.7 http://www.wedrujacyswiat.pl/Ludnosc.php#2.7 oraz mapy 2.8 i 2.9 ). W Zambii żyje się przeciętnie niespełna 39 lat, podczas gdy w Szwajcarii 81. W Polsce już prawie 76 lat.
    Ludzie decydują się na więcej dzieci nie dlatego, że dobrze im się materialnie powodzi, tworzą szczęśliwe rodziny i pałają optymizmem, lecz dlatego, iż w ten sposób chcą się zabezpieczyć na starość. Przecież w przytłaczającej większości krajów nie ma żadnego systemu zabezpieczenia społecznego. Często też ma się liczną gromadkę dzieci po to, aby jak najszybciej dołączyły do starszych na polach i w warsztatach. To po prostu tania siła robocza. A najczęściej, to biedacy tego świata na dzieci się nie decydują, tylko je mają… Stąd też to właśnie świadome planowanie rodziny jest jednym z imperatywów sukcesywnego poprawiania tak materialnego standardu życia, jak i ogólnej z niego satysfakcji.

  20. (1030.)Witam,
    Był czas, (wpis 832) że na blogu była poruszona kwestia Grupy Bilderberg i temat Kto rządzi światem?
    Pozwoliłem sobie na skonfrontowanie Pańskiej wypowiedzi z wiedzą Piotra Beina, który zajmuje się badaniami nad ludobójstwem na Świecie. Wynikiem tego jest odpowiedz na jego blogu Grypa666 ( http://grypa666.wordpress.com/ ). Zachęcam Pana Profesora do przeczytania wpisu. Z chęcią bym się dowiedział również, co Pan Profesor na ten temat myśli ?

  21. (1029.) Panie Profesorze! Dlaczego wszyscy ekonomiści – i również Pan – pomijają, jako wskaźnik dobrobytu, tzw. dzietność. Ilość dzieci, na jaką decydują się ludzie, jest najlepszym, zagregowanym miernkiem warunków ekonomicznych, samopoczucia ludzi, optymizmu. U nas, nawet dwoje pracujących małżonków decyduje się na jedno dziecko, bo drugie znacznie pogorszy bytowanie rodziny. Na więcej decyduje się margines społeczny (margines jest u dołu i u góry).
    I te dwa miliony młodych ludzi, którzy przynoszą dochód innym państwom – nawet tam zakładają rodziny, bo u nas, przy rosnącym w prasie i telewizji PKB i ciągłej pogoni za niezdefiniowaną cywilizacją, nie byłoby ich na ten akt desperacji stać.
    Czy dzietność nie powinna być podstawowym miernikiem dobrobytu i rozwoju społeczeństw?
    Pozdrawiam

  22. (1028.) Wykład w Krakowie
    i prezentacja własnych zdjęć przez Pana Profesora były ucztą intelektualną, za którą serdecznie dziękuję.
    Życzę zdrowia i energii w niesieniu kaganka oświaty.

  23. (1027.) Chciałbym nawiązać do komentarza Wojtka (998). Zgadzam się, ze wszystkimi spostrzeżeniami i dodam kilka moich przemyśleń. Sądzę, że już w wieku przedszkolnym mógłby obowiązywać inny program kształcenia postaw i osobowości młodego człowieka. Gdyby więcej uwagi przykładano do przygotowania młodziutkiego człowieka w postrzeganiu świata, w który dopiero wkracza, przyzwyczajano go do właściwych zachowań wobec rówieśników i osób dorosłych, wpajano i wskazywano im to, co jest dobre, a co naganne, w większym stopniu uczono (odpowiednio dla wieku) logicznego myślenia przyczynowo – skutkowego, to z pewnością efekty dalszej edukacji byłyby lepsze. Jak sięgam pamięcią, to w Polsce nieustannie wprowadzano reformy oświatowe polegające na totalnej negacji poprzednich rządzących ekip. Zamiast eliminować to, co było złe – zmienia się prawie wszystko. Niestety, głos decydujący mają nowi funkcjonariusze partyjni, którzy często nie mając odpowiednich kwalifikacji i doświadczenia, zaczynają robić czystki kadrowe i wprowadzają swoje (?) „rewolucyjne” reformy oświaty i szkolnictwa, za których efekty – nigdy nie odpowiadają. Coraz to nowe programy , reorganizacje (kolejne dodatkowe nakładane na nauczycieli sprawozdania, których potem i tak nikt nawet nie czyta) , nowe, zróżnicowane dla takich samych klas podręczniki szkolne, krytykowane przez wielu nauczycieli za meritum, przez rodziców – za ceny, niemożność wielokrotnego korzystania z tych samych książek przez dorastające rodzeństwo oraz przez dzieci i młodzież – za gabaryty i ciężar. Przykładów można mnożyć, ale czy to cokolwiek pomoże? – osobiście wątpię…
    Zgadzam się z Wojtkiem, że polskie szkolnictwo w obecnym kształcie nie spełnia swojej roli tak, jak powinno. Moim skromnym zdaniem młodzi ludzie wchodzą w dorosłe życie z brakiem wystarczającej wiedzy o strukturach i organizacji państwa, kompetencji samorządów i administracji, (o podstawach minimalnej wiedzy o ekonomii nawet nie wspomnę!) a może nawet podstaw logicznego myślenia. Powstaje pytanie – jak tacy ludzie są przygotowani do demokratycznych wyborów swoich (sobie równych) przedstawicieli zobowiązanych do stanowienia prawa? Wydaje się, że takich ludzi łatwiej oszukiwać i mamić hasłami i obietnicami bez pokrycia. Tacy ludzie są wygodni cwanym krótkowzrocznym politykom. Elektorat powoli (nazbyt wolno!), traci zaufanie do polityków i ich partii. Dowodem są wyniki ostatnich wyborów samorządowych, w których znaczącą rolę odegrali kandydaci niezrzeszeni w partiach politycznych. Ale czy ci, którym zaufała większość wyborców spełni pokładane w nich nadzieje na lepsze zarządzanie? – zobaczymy…

  24. (1026.) Panie Profesorze , często Pan powtarza ,że należy nieustannie obserwować i porównywać. Wiadomym jest ,że każde działanie ma swój określony cel.Pisze Pan ,że celem neoliberalizmu jest ufinansowienie wszystkiego.Czy w takim razie możemy powiedzieć ,że wzorem dla neoliberalizmu sa stosunki społeczno-gospodarcze panujące w krajach arabskich ,gdzie nawet za życzliwy uśmiech przyjęte jest zapłacić tzw. bakszysz ? – jeżeli tak i ponieważ my Polacy co pewien czas budujemy coś “drugiego” ogłośmy,że budujemy np drugi Egipt
    Wracając do czasu transformacji zawsze zadaje sobie pytanie – czy istniała możliwość na czas przejściowy np.10 lat ,pójście drogą Dubaju gdzie inwestorzy pragnący wejść na ten rynek obowiązkowo szukają partnera z ZEA (rdzennego mieszkańca lub firmy )i prowadzą z nim przedsięwzięcie gospodarcze przy udziale 50/50 bez względu na wartość wniesionego przez strony majątku ? (nawet w taxi). Czy to rozwiązanie teoretycznie można było zastosować wtedy w Polsce ? Czy teoretycznie spotkało by się z zainteresowaniem i byłoby korzystne dla nas ?
    Pozdrawiam i mam nadzieję na zwiększenie częstotliwości przyjazdów Profesora do Bydgoszczy z obecnych raz na dwa lata do jeden na rok .

  25. (1025.) Pan Profesor
    Grzegorz W. Kołodko

    Szanowny Panie Profesorze!

    Jestem zachwycony Pana książką „Wędrujący Świat”, co wyraziłem w krótkiej recenzji zamieszczonej na stronach księgarni internetowej Merlin. Już zamówiłem Pański „Świat na wyciągnięcie myśli”

    Tym listem chciałbym zwrócić Pańską uwagę na moją sugestie dotyczącą listu, którym kończy Pan swoja książkę. Poniżej pozwalam sobie przytoczyć ten fragment w całości:„Książkę zamyka „List do wnuczki mojej wnuczki” gdzie w PS Pan Profesor wspomina o załączniku w postaci tysiąca euro. Sam pomysł jest przedni, godny naśladowania z małym ale… Na taką okoliczność ja zostawiam monetę, przepiękną Golden American Eagle(1oz. Au). Dziś wartość ta sama, ale szansa na jej przeniesienie przez 100 lat znacznie większa. A może dla przyszłych pokoleń, niezrozumiały i nie pojęty, ślad po potędze Ameryki?”

    Pozdrawiam Pana bardzo serdecznie, życząc wielu kolejnych tak interesujących publikacji.

    Z poważaniem
    Dariusz Furmaniuk

  26. (1024.) Michał B. (wpis 1018) zadał mi dwa pytania.

    Pierwsze dotyczy wpływu nadmiernego “drukowania” pieniędzy przez USA na gospodarkę światową. Słowo “drukowania” wziąłem w cudzysłów, gdyż współcześnie te pieniądze mają postać cyfrowych zapisów komputerowych. W sumie wskutek działań interwencyjnych amerykańskiego banku centralnego, Fed, wyemitowano wpierw w ramach tzw. ilościowego luzowania monetarnego 1 bilion 750 miliardów dolarów (równowartość prawie czteroletniego polskiego PKB, licząc według kursu rynkowego), ostatnio zaś zapowiedziano wtłoczenie podczas najbliższego półrocza kolejnych 600 miliardów dolarów. To niemało, bo aż około 17 procent amerykańskiego PKB. A wszystko po to, aby tym “papierowym” pieniądzem, niby bez pokrycia, naoliwiać gospodarkę USA poprzez stymulowanie popytu, co miało w pierwszej kolejności zapobiec jej wejściu w fazę depresji (i co się w zasadzie udało), a następnie pomóc w rozkręcaniu koniunktury (co też się udaje, bo produkt globalny w tym kraju po spadku o 2,6 procent w roku 2009 o tyleż rośnie w tym roku i ma się zwiększyć o jakieś 2,3 procent w roku 2011). Dlaczego “niby bez pokrycia”? Otóż ten dodatkowy strumień pieniądza może, ale nie musi wywołać nasilenie się inflacji (a ta jest nader nikła, bo jej stopa wynosi ostatnio zaledwie 1,6 proc.), gdyż, nie mając pokrycia w pełni w przyroście mocy produkcyjnych, ma pokrycie w istniejących mocach wytwórczych. To właśnie ich wykorzystywanie na szerszą skalę, przy równoczesnym zatrudnianiu bezrobotnych, jest źródłem odnotowywanego w ostatnich kwartałach wzrostu gospodarczego.

    Ale chodzi władzom USA także o coś innego, a mianowicie o osłabienie dolara w stosunku do innych walut. A to po to, aby w ten sposób wspomóc konkurencyjność amerykańskich producentów (więcej uzyskują w dolarach za eksport) i zniechęcić do importu (staje się, licząc w dolarach, kosztowniejszy. Wszystko to sprzyja redukcji amerykańskiego deficytu handlowego i, w ślad za tym, deficytu na rachunku obrotów bieżących. Wynosi on w tym roku już tylko 3,3 proc. PKB, co nie jest wielkim problemem (w Polsce wynosi 2,7 proc. PKB). Tak więc z punktu widzenie USA polityka ta jest skuteczna. Jednakże jej “drugi koniec” – a o to pyta Michał – powoduje skutki odwrotne. Chińczycy i Brazylijczycy, Niemcy i Japończycy, a także prawie wszyscy inni, również Polacy, mają większe niż poprzednio trudności z plasowaniem swego eksportu na rynku amerykańskim. Producenci z tych krajów, odwrotnie niż Amerykanie, stają się mniej konkurencyjni. Stąd rosnące niezadowolenia taką polityką finansową USA i głośnie głosy krytyczne ministrów finansów Chin, Brazylii, RPA, Niemiec… Ale nie Polski, choć i nam utrudnia to eksport na rynki USA.

    Drugie pytanie dotyczy tego, czy wzrost stawki VAT w Polsce nie zwiększy inflacji. Nie. Inflacja to wzrost ogólnego poziomu cen, a niewielki, 1-procentowy (na razie) wzrost VAT-u w znikomym stopniu wpłynie na zwyżkę cen. Rosną one bardziej w wyniku wzrostu kosztów produkcji, aniżeli wskutek podwyżki VAT. Natomiast jest oczywiste, że w ślad za nią pewien wzrost cen musi nastąpić. Nie to jest wszak obecnie największym problemem, lecz to, że takie, skądinąd niepopularne posunięcie, ma bardzo znikome znaczenie dla ratowania budżetu przed zapaścią, do której doprowadziła błędna polityka rządu.

  27. (1023.) Szanowny Panie Profesorze,

    czuję, że muszę podzielić się refleksjami po wykładzie wygłoszonym przez Pana na UEK. Jest Pan Wielki – jako Człowiek i jako Ekonomista. Słuchanie Pana wykładów jest intelektualną ucztą i podniecającym przeżyciem. Zawsze w nich uczestniczę ilekroć Pan przyjeżdża do Krakowa. I zawsze pod koniec wykładu nachodzi mnie ta sama myśl: dlaczego ludzie takiego formatu jak Pan nie mogą rządzić naszym krajem?

    Oby prawda i postęp zwyciężyły,
    Lidia M.

  28. (1022.) Panie Profesorze, jedno spotkanie w Trójmieście to stanowczo za mało. Blisko dwa lata temu, promując “Wędrujący świat” spotkał się Pan z czytelnikami w kilku miejscach: od Wejherowa po Gdańsk. Teraz raptem jedno spotkanie, to stanowczo za mało. Proszę rozważyć ponowny przyjazd nad Bałtyk i poprawić grafik. Dziękuję.

  29. (1021.) Panie Profesorze,

    dziękuję za ciekawy oraz bardzo inspirujący wykład na Uniwersytecie Ekonomicznym w Krakowie 23 listopada 2010 r., na którym miałem przyjemność być obecnym. Szkoda, że tak niewiele czasu przeznaczono na dyskusje. Mam nadzieję, że to nie było ostatnie spotkanie ze społecznością UEK.

    Jan T.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *