Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (1020.) Przyznaję się szczerze że nie mam pojęcia o gospodarce rynkowej i systemach podatkowych,lecz mimo to będę się starać przekonywać do mojego poglądu innych, a mianowice chodzi o podwyżkę VAT-u o której wiem,tylko tyle że najbardziej dotknie ludzi biednych,ponieważ ja zarabiając 1000zł wydam w większości tą sumę na jedzenie,opłaty typu prąd, i książki. większość mojego dochodu (ok.90% zakładając że akurat tym miesiącu zdołam zaoszczędzić te 10%:) obejmuje podwyższony podatek VAT. Osoba zarabiająca np.10 000zł wyda na np.jedzenie i prąd 2000zł.Podatek VAT obejmuje w takim wypadku 20%, a pozostałe 80% czyli 8000zł ładnie procentuje sobie na jakieś lokacie.I rząd ma jeszcze czelność powiedzieć że skutki kryzysu musimy ponieść wszyscy,wszyscy czyli biedni?
    jesli zwykli zjadacze chleba pracujący w pocie czoła po 10 godzin dziennie będą mieć mniej bo panstwo zamiast zapewnić godziwe warunki bytowania,obywateli po prostu grabi,to za co ci ludzie mają kupować coraz więcej dóbr?prosta zasada nie ma komu kupować to i nie ma po co produkować i koło się zamyka.
    A jeśli się mylę w moich rozważaniach to proszę mnie poprawić.

    A propos amerykanów,to niech się lepiej modlą żeby chińczycy nie wymienili swoich rezerw na np.franka szwajcarskiego albo euro.

    Uczeń Uniwersytetu XYZ
    ADAM:)

  2. (1019.) Zazdroszczę i gratuluję Praprawnuczce jej wielkiej satysfakcji.
    A może my – blogowicze – zaczniemy pisać do Pana Profesora listy – marzenia o sprawiedliwym i szczęśliwym świecie, Może na kanwie tych pragnień powstanie trzecia książka, która stanie się ekonomiczną ewangelią dla wszystkich ludzi dobrej woli.
    Przecież nie bez powodu tak często odwiedza, a może pielgrzymuje Pan Profesor do miejsc kultu wielu religii – miejsc, gdzie szuka się ostatecznego wyjaśnienia sensu ludzkiej wędró/u/wki.
    Pozdrawiam wszystkich blogowiczów i przesyłam wyrazy szacunku dla Pana Profesora.

  3. (1018.) Panie Profesorze,
    chciałbym zapytać o 2 sprawy:

    1)Jaki wpływ na światową gospodarkę ma polityka USA drukowania pieniędzy ponad miarę wbrew jakby się zdawało zdrowemu rozsądkowi? Chodzi mi o skalę globalną, gdyż gdy spojrzymy choćby na pewien wycinek, czyli bilateralne stosunki USA-Chiny możemy zobaczyć ogromne niezadowolenie rządu Chin, który zakupił ogromne ilości amerykańskiej waluty i na pewno psucie dolara nie jest im na rękę. Chiny “grzeszyły” jak dotąd sztywnym kursem juana co też było zarzutem ze strony innych państw. Kontynuując ten wątek, jak przy takiej polityce walutowej USA radzą sobie z inflacją. Wchodząc na krajowe podwórko, drukowanie pieniędzy bez umiaru było kiedyś proponowane przez populistycznych polityków w Polsce, ale podejrzewam, że nasz kraj nie przetrwałby takiego eksperymentu.

    2) Czy nie będzie skutku inflacyjnego podwyżki podatku VAT w Polsce, co zaowocuje zapewne podwyższaniem stóp procentowych, a co za tym idzie drogim kredytem dla przedsiębiorców? Czy nie odbije się to negatywnie na PKB naszego kraju, zamiast łatać dziury w budżecie po obniżce podatków za rządów PiS?

    Bardzo dziękuję za wspaniałe publikacje, którymi obdarzył nas Pan hojnie w ostatnich latach i ubolewam, że mądra polityka, którą Pan Profesor prowadził będąc u władzy nie jest kontynuowana. Przesyłam wyrazy szacunku i czekam na odpowiedź.

  4. (1017.) Panie Profesorze,z wielkim zainteresowaniem czytałem ” Wędrujący….” i “Świat na…” i na wiele, pytań, które same muszą się rodzić w głowach logicznie myślących i ludzi, dla których międzyludzka uczciwość nie jest pustym pojęciem ,nie znajduję odpowiedzi.
    Brakuje mi też jednoznacznych reakcji na popełniane w naszych czasach zbrodnie przez “wielkich” tego świata. Nie podejrzewam Pana o koniunkturalizm, ale brak reakcji jest zastanawiający.
    Słusznie potępiony neoliberalizm – twór skrajnego cwaniactwa, cynizmu i pazerności – musi być przestrogą dla wszystkich ludzi dobrej woli. Świat nauki i kultury powinien z tą hańbą cywilizacyjną rozprawić się z całą surowością – jako źródłem skrajnych patologii.
    Skrajnym przykładem tego cynizmu jest wywołana przez USA wojna z Irakiem. Cały świat wie o kłamstwie Buscha i wie, że ta wojna jest cyniczną metodą zarabiania olbrzymich pieniędzy przez amerykańskie firmy zbrojeniowe. I nie jest ważne, że pieniądze te wyciągane są z amerykańskiego budżetu. Ważne jest to, że dla zysku morduje się,niszczy, kaleczy, rodzi ból i ludzkie dramaty. Wszystkie amerykańskie wojny po II światowej /Korea, Wietnam Jugosławia i Ameryka Poł./ to czysty zysk amerykańskich firm, które te wojny “obsługiwały”.Zysk był głównym celem, nie idee, bo te traktowane są i były instrumentalnie. WSZYSCY O TYM WIEMY i co?…..To nawet nie jest zbrodnia doskonała, bo znamy sprawców.To są zbrodnie popełniane w imię maksymalizacji zysku.Milczenie,w tym przypadku, ludzi nauki i kultury też jest zbrodnią.
    Dążenie do poprawy ekonomicznych wskaźników sprowadza się do zwiększenia produkcji.Brak tego wzrostu traktuje się jak gospodarczą klęskę. A co będzie , kiedy wyczerpane zostaną nieodnawialne surowce? Ciągłe zwiększanie wytwarzanych towarów musi doprowadzić do tego wyczerpania.
    Zwiększanie produkcji ma sens, kiedy jest zbyt .I tu rusza machina ogłupiającej reklamy, która rodzi psychiczny terror – nie bądź idiotą i kup.Dla zwiększenia zysków system liberalny zamienia społeczeństwa na całym świecie w zidiociałych konsumentów – żeby być trzeba mieć – masz więc jesteś itp brednie. Ten proceder nie tworzą krasnoludki, tworzy go system liberalny.
    Jest Pan od wielu lat doradcą i obserwatorem chińskiej gospodarki.Pisze Pan o rynku sterowanym widzialną głową, ale ani słowa o warunkach produkcji. O ludziach, którzy w trybach liberalnych w-ków produkcji w Chinach , w Indiach,w Wietnamie i w wielu innych krajach zamieniani są w narzędzia służące do produkcji.
    Pan jest ekonomistą humanistą, a przynajmniej za takiego chce Pan być przez swoich czytelników postrzegany.Dlatego brakuje mi w Pana pracach odniesienia się m.in. do w/w zarysowanych wątpliwości

  5. (1016.) Drogi Adamie!

    Niestety, podobnie jak na Twoim uniwersytecie XYZ jest w wielu innych uczelniach. W końcu mambo-jumbo zawojowało świat, czyż nie? Tym bardziej skoro Ciebie w “nagrodę” za dociekanie sedna i dochodzenie prawdy profesorowie (?) pytają dwakroć częściej, Ty im też dwa razy więcej pytań zadawaj. Musimy pamiętać, że aby prawda stała się prawdą, też trzeba ją sto razy powtarzać.

    A co do “90% kadry nauczycielskiej”, która “mówi nam na przykład że wolny rynek się sam wyreguluje, albo że przy obecnej polityce rządu i przy naszym obecnym tempie rozwoju gospodarczego dogonimy za 20 lat Niemcy”, to sam się przekonasz, że odsetek ten teraz szybko stopnieje i będą mówić co innego.

    Dlaczego zaś aż tak wielu z nich (choć mam nadzieję, że z tym 90% to spora przesada) nie ma racji – czyli albo się myli, albo kłamie – o tym piszę szerzej w I rozdziale “Wędrującego świata”: “Świat, słowa i treści (czyli jak się rodzi prawda, błąd i kłamstwo w ekonomii i polityce i co czynić, aby prawda brała górę)”, s. 11-39. Sprawdź przy okazji, czy Twoja kadra nauczycielska uniwersytetu XYZ już to przeczytała. Jak sprawdzisz, pytając ich o to, to na pewno wtedy będą pytać Ciebie trzy razy więcej…

    Co ciekawe, amerykański wydawca, Columbia University Press, właśnie tym aspektem sprawy się zainspirował, tytułując anglojęzyczne wydanie książki “Truth, Errors, and Lies: Politics and Economics in a Volatile World” ( http://cup.columbia.edu/book/978-0-231-15068-2/truth-errors-and-lies ).

  6. (1015.) Panie Profesorze,jestem obecnie studentem uniwersytetu XYZ w którym to studiuję naukę o polityce.Rozumiem ze każdy ma swoją własną prawdę,ale jeśli 90% kadry nauczycielskiej mówi nam na przykład że wolny rynek się sam wyreguluje,albo że przy obecnej polityce rządu i przy naszym obecnym tempie rozwoju gospodarczego dogonimy za 20 lat Niemcy, to co pierwsze przychodzi mi na myśl to słowa ks.Tischnera – g…o prawda.
    Każdy ma prawo się mylić to prawda,ale żeby tacy “wielcy profesorowie” wpajali uczniom takie bajki.Najlepsze w tym wszystkim jest to ze nie trafiają do nich merytoryczne argumenty (bądź ich nie rozumieją).Pisał Pan tak ładnie o słowach że mają duża siłę i wiele znaczą,to proszę mi teraz powiedzieć w jaki sposób dotrzeć tymi słowami do zatrzewionych umysłów,bo przyznam się szczerze że wykorzystałem wszystkie sposoby i w zamian za merytoryczną debatę jestem pytany dwa razy częściej:)
    Z pozdrowieniami Adam.

  7. (1014.) W komentarzu (1009) Pan Profesor napisał, że nie często przyjmuje zaproszenia do wywiadów telewizyjnych. W opinii moich znajomych, którą popieram w całości – jest to krzywdzące nas wszystkich, którzy zgadzają się z poglądami Pana Profesora. Nie jestem odosobniony w twierdzeniu, iż należy jak najczęściej głośno wyrażać swoje racje, co też Pan Profesor czyni, ale jak zrozumiałem – mógłby to robić częściej, gdyby przyjmował wszystkie propozycje. A swoją drogą, przydałaby się dłuższa debata telewizyjna “na żywo” w którejś ze stacji z udziałem Pana Profesora i oponentów. Czy doczekamy się takowej? Przecież mamy podobno wolne media – prawda?

  8. (1013.) Witam i serdecznie gratuluję. Sam niestety nie widziałem pańskiego kolejnego, znakomitego show ekonomicznego i kolejnego podobno kompletnie bezradnego dziennikarza, ale z relacji kolegów, z wpisów na pańskim blogu wnoszę, że odniósł pan jeszcze jedno zwycięstwo nad tym całym towarzystwem, a nawet – powiedziałbym – familią. Bardzo dobrze, że od czasu do czasu decyduje się pan jednak na pójście do TV, bo wtedy wszystkich ustawia pan we właściwych proporcjach – i tych pożal się boże ekonomistów, dziennikarzy i tę całą resztę. Oni wszyscy są spod sztancy, o żadnej oryginalności nie ma mowy, a już zwłaszcza o oryginalności intelektualnej. Swoją drogą trzeba mieć tytaniczną siłę i niesamowity charakter, żeby tak walczyć jak pan, bez nadziei zresztą na najmarniejszego – już nie mówię Orła Białego, ale choćby orzełka. Może jednak źle pan wybrał, bo pan cały czas coś chce budować, a to – okazuje się – trzeba było burzyć i dewastować.

  9. (1012.) Szanowny Panie Profesorze,
    Bardzo dziękuję za książkę z dedykacją autora, który jest, nie tylko dla mnie, światowym autorytetem. Moim zdaniem Pańskie książki nie są tylko do jednorazowego przeczytania, ale należą do tych, do których chętnie i często powracamy. Podobnie sądzą moi znajomi, którzy słusznie zauważają, że treści w nich zawarte inspirują do przemyśleń o naszej rzeczywistości oraz dają jasne odpowiedzi na wiele często stawianych pytań ludzi chcących ją zrozumieć. Jestem pewny, że książka “Świat na wyciągnięcie myśli”, tak jak poprzednia – “Wędrujący świat”, będzie światowym bestsellerem.
    Jeszcze raz dziękuję za książkę, a już zakupiony przeze mnie egzemplarz przekażę do biblioteki publicznej (mającej, jak większość bibliotek , trudności zakupu nowych książek) aby grono czytelników było coraz większe. Myślę, że każdy, kto przeczytał już wydane Pańskie książki, z niecierpliwością czeka na następne.
    Serdecznie pozdrawiam Pana oraz wszystkich tu zaglądających czytelników.

  10. (1011.) Zgodnie z obietnicą Solumpik, autor jubileuszowego wpisu na naszym blogu “Wędrującego świata”, wpisu z numerem 1000 (16 listopada 2010 r.) otrzymuje moją książkę “Świat na wyciągnięcie myśli” z osobistą dedykacją: szczęśliwej wędrówki w przyszłość!

  11. (1010.) Ja również z satysfakcją wysłuchałam rozmowy z Panem w TVN24. Nie jestem ekonomistką, ale od dawna podziwiam Pana wiedzę i upór, by powiedzieć to, co chce Pan przekazać słuchaczom. Jest Pan trochę jak Don Kichote, ale lepszy od niego tym, że pokazał Pan w praktyce, że potrafi swoje idee urzeczywistnić i założone cele osiągnąć. Chciałabym, aby mógł Pan zrealizować kolejną “strategię dla Polski”, z podobnym jak wcześniej, efektem.Życzę powodzenia.

  12. (1009.) Cóż, rzadko bo rzadko, ale bywa, że przyjmuję zaproszenia do audycji na antenie. Także w telewizji, choć najbardziej cenię sobie rozmowy, jakie już kilka razy prowadził ze mą w radio TOK FM redaktor Kamil Dąbrowa. Czynię to w zasadzie wyłącznie wtedy, gdy rozmowa jest prowadzona “na żywo”, aby uniknąć problemów, które mogłyby wyniknąć przy okazji montażu.

    Niestety, nie mam prawie żadnego wpływu na treść zadawanych mi pytań (i wciąż czekam na jakieś trudne pytania i ciekawe do roztrząsania problemy…), ani też na styl, w jakim prowadzone są telewizyjne rozmowy. Nie ode mnie również zależy, w jaki sposób później wykorzystywane się fragmenty moich wypowiedzi wyjęte z kontekstu. Przyjmuję jednak od czasu do czasu zaproszenia, gdyż jest to bardzo ważny sposób kontaktu, dialogu z telewidzami – z ludźmi, do których kierują swoje przemyślenia, a zależy mi na tym, aby prawda przebijała się i brała górę. Przecież to z nimi rozmawiam i telewizja jest tylko pośrednikiem. A rozmawiać trzeba i warto. Poprzez książki, na blogu, czasami też w mediach.

    Jeśli Janusz (wpis 1008) jest, jak pisze, “pod wrażeniem” dzisiejszego wywiadu (a raczej wczorajszego, bo już znowu w pół do drugiej w nocy…), to się cieszę, bo – jak rozumiem – uważa, że przytoczone fakty i prezentowana argumentacja są przekonujące. Potwierdzają to również liczne emaile i SMSy, które otrzymałem po audycji. Za wszystkie te reakcje i komentarze dziękuję.

    Gdy przyjdzie mi niezadługo znowu pokazać się w telewizji, to spróbuję o tym zawczasu dać znać na naszym blogu. Nie łatwe to, bo telewizja zaprasza najczęściej dopiero w dniu programu, na kilka raptem godzin przed emisją.

  13. (1008.) Oglądałem przed chwilą Pana wywiad w telewizji TVN24 (19.11.2010 r., godz. 20). Jestem pod wrażeniem Pana wiedzy, przewidywania, diagnozy rzeczywistości, kompetencji i sterowania dyskusją.

  14. (1007.) Pragnę poinformować, że – zgodnie z obietnicą i zasadami przyjętymi co do organizacji portalu http://www.wedrujacyswiat.pl, towarzyszącego książkom “Wędrujący świat” i “Świat na wyciągnięcie myśli” – zostały ponownie zaktualizowane stosowne dane umieszczone w rubrykach:
    1. Świat i polityka
    2. Ludność
    3. Gospodarka
    4. Polityka

    Zmiany dotyczą w sumie ponad 50 tabel, wykresów i map. Tak więc dane prezentowane w NAWIGATORZE są aktualne i w możliwie najlepszy sposób informują nas o przedmiotowych zjawiskach i procesach. Na pewno przyda się to nie tylko czytelnikom książek i studentom oraz badaczom, ale wszystkim zainteresowanym problematyką wędrującego świata: globalną gospodarką, współczesną cywilizacją, procesami demograficznymi, środowiskiem przyrodniczym.

  15. (1006.) Titanic tonie – bój o OFE
    Do 1999r do marca mieliśmy jeden system emerytalny.Funkcjonował on przy założeniu, że prawie wszyscy mają pracę, więc składki wpływały do ZUS i z tych składek gromadzono kapitał dla przyszłych emerytów, a także wypłacano bieżące emerytury. Przeprowadzając ich rewaloryzację musiano z budżetu wypłacać dodatkowe środki w celu dofinansowania zobowiązań ZUS. W trakcie żywiołowej transformacji ustrojowej doprowadzono do masowego bezrobocia. W tempie ekspresowym wyprzedawano lub likwidowano państwowe zakłady pracy. Nie wszystkie były złe /niedochodowe/, ale nie pasowało to doktrynerom i wyznawcom neoliberalizmu. Bezrobocie, a potem emigracja ekonomiczna doprowadziła do przerwania ciągłości dopływu składek do ZUS. Kierując się zmniejszeniem obciążeń budżetowych w przyszłości oraz pozbawieniem możliwości zabierania części środków gromadzonych przez przyszłych emerytów wprowadzono II filar, czyli OFE. Zgodnie z ustawą , każdy przyszły emeryt ma otrzymywać 7,3% swojego uposażenia na swoje konto w OFE do którego należy. Środki te zgodnie z ustawą OFE mają inwestować, i to czynią.
    Zważmy że ZUS nie inwestuje. Nie publikuje kosztów swojego działania. W ZUS nikt nie ma swojego konta w przeciwieństwie do OFE. Zatem tak naprawdę to środki gromadzone w ZUS mają raczej charakter wirtualny.
    Oczywiście godząc się na transformację ustrojową musieliśmy przyjąć , że kapitalizm podlega też kryzysom, co objawia się poprzez wzrosty i spadki na giełdach.
    Środki gromadzone przez OFE na indywidualnych kontach klientów są inwestowane poprzez giełdę. A więc podlegają hossie lub bessie. Więc nie ma co rozdzierać szat z tego powodu. Poza tym celem reformy było przecież zdjęcie z państwa skutków finansowych coraz większych dopłat w przyszłości.
    Środki uzyskane w procesie prywatyzacji miały przede wszystkim zabezpieczyć wypłatę przyszłych emerytur z części ZUS. Tak się jednak nie stało. Panowie neoliberałowie musieli dalej bawić się w rządzenie krajem, więc te środki przeznaczono na inne dorazne cele.
    A teraz mamy taką sytuację, że bomba wybuchła. Wymyślono, jak by tu dobrać się do środków mających być odprowadzanych do OFE. Opowiada się ostatnio, że państwo musi dopłacać do OFE, co jest oczywiście kompletną bzdurą.
    Pracownik zarabia pieniądze. Pracodawca odprowadza należne składki do ZUS. Ten powinien odprowadzić zgodnie z ustawą należne 7,3% do OFE. OFE inwestuje otrzymane środki, aby pomnożyć kapitał emerytalny danego pracownika. Niestety ZUS część składek przekazuje z opóznieniem lub wcale nie przekazuje. Przekazując z opóznieniem musi uregulować ustawowe odsetki, ktore i tak nie pokrywają już poniesionych strat.
    Akwizytorzy, agenci obsługujący tę branżę, objaśniają klientom OFE zasady ich działania i pomagają egzekwować od ZUS zaległości. Widać zatem że poprzez swoje działania komplikują w efekcie pracę rządzącym. Taka działalność powoduje konieczność bieżącego regulowania wszystkich należności wraz z odsetkami, względem przyszłych emerytur. A obecnie niestety brakuje na wypłatę bieżących emerytur. A więc trzeba zakazać działalności akwizytorom, agentom przeszkolonym przez OFE, bo naród staje się zbyt świadomy.
    Opowiadanie przez niektórych rządzących, że w dobie internetu taka działalność jest niepotrzebna budzi tylko uśmiech politowania. Przecież rozwijając tą odkrywczą myśl można zakazać wszelkiej akwizycji, pośrednictwa. Po co agenci ubezpieczeniowi, agenci z OFE, brokerzy, pośrednicy w handlu nieruchomości, po co tyle oddziałów banków. Przecież przez internet można wszystkie takie sprawy załatwić.
    A co do jakoby patologii działań tej grupy zawodowej, to oczywiście zawsze znajdzie się ktoś kto nadużyje zaufania. Ale tak jest w każdej grupie zawodowej, czy społecznej. Więc nie tędy droga panowie decydenci.
    Ale do rzeczy. Działania które chce podjąć rząd, to nic innego, jak zawłaszczanie środków gromadzonych przez przyszłych emerytów. Poza tym obligatoryjnie zależnie od wieku przyszli emeryci mają mieć inwestowane środki. Moim zdaniem, taką decyzję powinni podejmować sami bezpośredni zainteresowani. Jest to chyba jakieś kuriozum.
    Reasumując. I na tym polu widać całkowite bankructwo doktryny neoliberalizmu. Już nie ma zielonej wyspy. Coraz szybciej jawi się widmo bankructwa państwa, krachu finansów publicznych. Brakuje już środków na wszystkie dziedziny działania Państwa.
    Taka sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Rodzi ona postępujący ostracyzm, a może doprowadzić do poważnych niepokojów społecznych.

  16. (1005.) Już ponad 50 wpisów temu – w ślad za przyznaniem ostatniej Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Peterowi A. Diamondowi, Dale’owi T. Mortensenowi oraz Christopherowi A. Pissaridesowi, uczonym zajmującym się głównie relacjami na rynku siły roboczej i ekonomiką pracy – Piotr dociekał, czy “Nie zawiódł się Pan, że wyróżnienie to nie zostało w tym roku wręczone komuś, kto bada kryzysy gospodarcze?” (wpis 951). Nie, tym akurat się nie zawiodłem, bo żadną miarą tego się nie spodziewałem. Jak piszę w “Wędrującym świecie” (s. 14-15), te nagrody przyznaje się za intelektualne, teoretycznie dokonania, które w zasadzie już nie budzą kontrowersji. Nie zdarza się, aby ekonomiczną Nagrodę Nobla dostał ktoś, kto ma rację w swoich nowatorskich twierdzeniach, ale nie jest ona jeszcze zweryfikowana, nie jest powszechnie uznawana. To prestiżowe wyróżnienie nadawane jest wybitnym ekonomistom niekiedy całe pokolenie – 20, 25 lat – po ich publikacjach, które potem są przywoływane przy okazji nominacji już jako klasyka.

    Bywa, że wyróżnienie przychodzi za późno. Mówił mi to laureat z roku 2006, Profesor Edmund Phelps z nowojorskiego Columbia University. Z uzasadnionym żalem, gdyż sądzi – a ja się z nim zgadzam – że gdyby o dekadę wcześniej jego interpretacje dotyczące sposobów kształtowania makroproporcje gospodarczych przez politykę państwa były odpowiednio nagłośnione (a otrzymanie Nobla gwarantuje to czasami z nawiązką!), to nie doszłoby aż do takiej nierównowagi finansowej, do której przyczynił się nurt neoliberalny, a która musiała pociągnąć za sobą kryzys gospodarczy.

    Ale z nagrodami Nobla różnie bywa… Otrzymało je dotychczas, przez 42 lata 67 ekonomistów – po raz została przyznana w 1969 roku Ragnarowi Frischowi i Janowi Tinbergenowi. Ale to wcale nie oznacza, że są to najwybitniejsi ekonomiści-teoretycy naszych czasów. Bywają lepsi, których ten tytuł omija. I to musi zastanawiać.

    Jeśli w tym roku czymś się zawiodłem – znowu, bo trwa to już sporo lat – to tym, że Nagrody Nobla nie otrzymał w pełni na to zasługujący najwybitniejszy ekonomista naszej części świata, Profesor Janos Kornai. Ma już 82 lata, ale wciąż jest aktywny, pracując w Collegium Budapest. Nadal publikuje. Jego znaczące, by nie rzec epokowe dokonania naukowe, których wyniki były ogłoszone wiele lat temu w znakomitych pracach, zwłaszcza “Anti-Equilibrium” (1971) i “Economics of Shortage” (1980), na to trofeum zasługują nie mniej niż prace niejednego z laureatów.

    Bywa, niestety, że nagrody są przyznawane pod wpływem powiewów mody, tej ekonomicznej i politycznej, pod presją części środowiska kierującego się jakąś korzystną dla określonych grup specjalnych interesów doktryną, wskutek wpływu dominacji jakiejś ideologii. A potem dzieje się odwrotnie: nagłośnieni nobliści formują poglądy, wpływając zbytnio na kierunki badań i sposoby myślenia, na kształt licznych publikacji, na treści kształcenia, co miast pomagać, szkodzi dochodzeniu do naukowej, obiektywnej prawdy. Uważam, że tak właśnie było – przynajmniej po części – w przypadku przyznania Nagrody Nobla w roku 1974 Friedrichowi Augustowi von Hayekowi i dwa lata później, w roku 1976, Miltonowi Friedmanowi.

    Innym problemem bywa przesadne zwracanie uwagi przez komitet przyznający nagrody na warstwę metodologiczną. Pewnie bierze się to stąd, że w odniesieniu do pozostałych kategorii nagród naukowych z natury rzeczy musi to mieć zasadnicze znaczenie. Bynajmniej tej warstwy nie lekceważąc, zdawać jednak trzeba sobie cały czas sprawę, że najważniejsza jest strona merytoryczna. Ekonomiści – także wybitni, również niektórzy Nobliści – nadmiernie zajmują się tym, jak liczyć, zapominając przy okazji, co i po co liczą. Dochodzi wówczas do swoistego przerostu formy nad treścią, podczas gdy powinny one stanowić całość.

    Co zaś do Nagrody Nobla za badania w zakresie teorii kryzysów, to przyjdzie nam na nią poczekać. Już widać paru kandydatów, chociażby Daniego Rodrika z Harvardu czy Nouriela Roubiniego z New York University. Jest ich więcej. I to nie tylko – co pragnę podkreślić – w USA i Wielkiej Brytanii. Także w Indiach, Brazylii, Chinach i jeszcze w paru krajach.

    Skądinąd innym grzechem komitetu Nobla jest ewidentne preferowanie ekonomistów anglosaskich. To też się z czasem zmieni. Ale jeszcze sporo musi go przewędrować… To zrozumiałe, że istnieje w nauce tylko to, co jest opublikowane po angielsku, ale przecież w tym języku swe wartościowe, oryginalne prace ogłaszają także ekonomiści spoza USA i Wielkiej Brytanii. Myślę, że jest i będzie ich coraz więcej.

  17. (1004.) Panie Profesorze!
    Na wykładzie w Poznaniu przytoczył Pan Profesor historię w, której podczas jednej z podróży do dżungli ujrzał polski samolot, który był exportowany w latach 70

    Niech to będzie piękny przykład dla naszego młodego pokolenia, który pokaże nam, że w dzisiejszym świecie sukces gospodarczy, a co za tym idzie bogacenie się społeczeństwa buduje się szukając odbiorców na swoje towary, ale także usługi, a przede wszystkim kapitał intelektualny np. w postaci patentów ,myślenia innowacyjnego wchodząc na globalny rynek,na którym nas obecnie nie ma… nauczmy się znowu tam być!

  18. (1003.) Panie Profesorze,
    Dzisiejsza “Rzeczpospolita” informuje, że rząd chce wprowadzić zasadę dobrowolnego oszczędzania w OFE, a obywatele będą mieć wybór, czy odkładać pieniądze na emeryturę w otwartych funduszach, czy nie.
    Co Pan by radził w takiej sytuacji – dalej odkładać na koncie w OFE, czy przenieść wszystko do ZUS?

    ps. Przyznam, że nie rozumiem Bożeny. W Twoje ręce wpadł jeden z kilkudziesięciu egzemplarzy książki z defektem, na której znajduje się autograf autora. Takie książki chyba nazywa się białymi krukami?

  19. (1002.) Dziękujemy za interesujący wykład. Świetna książka napisana przystępnym językiem. Pozdrawiam

  20. (1000.) Witam Pana Profesora i wszystkich Gości!
    Niebawem na blogu będzie ponad 1000 komentarzy dotyczących nie tylko wspaniałych książek Profesora, ale głównie zagadnień dotyczących szeroko pojętej ekonomii. Czytanie zamieszczonych komentarzy jest dla mnie, i chyba nie tylko moją ogromną przyjemnością i zarazem satysfakcją uczestniczenia w wymianie poglądów ludzi podobnie myślących o tym, co dzieje się wokół nas. Stawianie przez blogowiczów pytań oraz udzielane na nie odpowiedzi, nie tylko przez Pana Profesora, mogą pobudzić do zastanawiania się nad tym, co było, jest i co być może nastąpi. Chyba każdy z nas ma jakieś przemyślenia o naszej rzeczywistości, chociaż, nie zawsze mamy czas (niekiedy odwagę!), by podzielić się nimi z innymi ludźmi. Postawa życiowa Pana Profesora, dążącego do bezkompromisowego głoszenia prawdy, jest dla wielu ludzi zdolnych do logicznego myślenia najlepszym wzorem do naśladowania. Osobiście cieszy mnie fakt, że grono takich ludzi stale się powiększa o, jak mi się wydaje, coraz młodszych uczestników merytorycznej dyskusji. Mam nadzieję, że wnioski prowadzonej z takiej wymiany poglądów już w niedalekiej przyszłości przeobrażą się w przeciwdziałanie złu.

    Moim skromnym zdaniem fenomen Pana Profesora polega między innymi na tym, że w działalności naukowej, swoich książkach, wystąpieniach w mediach – nieustępliwie głosi prawdę, a Jego wiedza, poglądy i umiejętność zarządzania są udokumentowane niezaprzeczalnymi efektami ekonomicznymi, jakie nasz kraj doświadczył w ostatnim dwudziestoleciu. Należy tylko żałować, że działania politykierów wszystkich formacji uniemożliwiają realizację tego, co było zapoczątkowane w ekonomicznej koncepcji i krótkotrwałej działalności Pana Profesora w rządzie RP. Dzisiaj byłaby większa nadzieja na lepszą przyszłość. Tymczasem miejmy nadzieję, że coraz więcej ludzi zrozumie dlaczego jest, jak jest oraz co trzeba zmieniać, aby tak nie było…Staje się to między innymi dzięki wspaniałym książkom Pana Profesora.

    Z okazji Jubileuszu 1000-ego komentarza przesyłam najlepsze życzenia dla Gospodarza – Prof. Grzegorza Kołodko oraz Jego wiernych zwolenników – wytrwałości głoszenia i realizowania dotychczasowych koncepcji i działalności!

  21. (998.) Panie Profesorze,
    na wykładzie w Poznaniu odpowiadając na pytania o przyszłość Polski wskazywał Pan na młodzież, słusznie wskazując, że od niej (w tym mnie) zależy to, jaka ta przyszłość będzie.
    Chciałbym podzielić się taką refleksją- jeżeli nic się nie zmieni na lepsze w polskiej edukacji (od szczebla podstawowego po studia wyższe), to w obecnej sytuacji można tylko się pakować i uciekać stąd jak najprędzej.
    Obecnie wygląda to mniej więcej tak:
    1. Na dzieci w szkołach nie nakłada się żadnych obowiązków, lekcje mają byc przyjemne, a wiedza sama przyjdzie. Zero myślenia.

    2. Gimnazjum to 3 lata straty w okresie, kiedy mózg ma niesłychane możliwości przyswajania wiedzy.
    Liceum, jako powtórka wiedzy z gimnazjum to kolejne 3 lata straty.

    3. Większość studentów, nie wszyscy na szczęście wychodzi ze studiów z wiedzą ogólną o świecie mniejszą niż przyszli, natomiast wiedza know-how, ta wiedza praktyczna jest przyswajana od egzaminu do egzaminu.

    4. Wybitne jednostki
    Są takie, ale panują jakieś idiotyczne trendy wyrównywania wszystkich i nie jest to równość szans, tylko równość typu “wszystkim po równo”. Naprawdę zdolni nie mają szans się rozwinąć- a nawet pewnie nie dowiedzą się że są zdolni- w imię niewymagającej zaangażowania szkoły.

    Poza nawiasem pozostaje kwestia kultury osobistej, wszechobecny kult chamstwa. To już po części ludzie wychowani przez rodziców wychowanych w opisanym przeze mnie modelowo systemie, po części wpływ internetu, który daje głos ludziom, którzy jeszcze pół wieku temu byli na marginesie- teraz są na świeczniku, bo na forach można pisać co się chce.

  22. (996.) Panie Profesorze,
    serdecznie dziękuję za pomoc w kwestii wadliwego egzemplarza książki “Świat na wyciągnięcie myśli”.
    Atoli wpis nr 995 -podobnie,jak Pańskie dzieła-“na mnóstwo pytań odpowiada,ale do niejednego też prowokuje”.Bo oto stanęłam właśnie przed nowym dylematem.Otóż książkę nabyłam na spotkaniu autorskim i dzięki temu zdobi ją Cenny Autograf.Jeśli dokonam teraz wymiany na egzemplarz pełny,bez brakujących 16 stron,będzie on dla mnie de facto znów “niepełnowartościowy”.Co lepsze?

    Tym razem jednak odpowiadam sobie już samodzielnie:nie ma rady,muszę udać się ponownie na najbliższe spotkanie z Panem w Warszawie,aby swój nowy egzemplarz książki dowartościować.Zrobię to zresztą z przyjemnością,nie tylko w celu pozyskania autografu ale też z innych powodów.W tej bowiem zakłamanej,ciężkiej atmosferze społecznej,którą red.Jacek Żakowski nazwał kiedyś “kulturą oszustwa”,a ja idąc krok dalej,wręcz “cywilizacją kłamstwa”,spotkania z Panem Profesorem są ożywczym “inhalatorem” psychiczno-intelektualnym.To prawdziwa wędrówka do zapomnianych źródeł wartości,haust “świeżego powietrza” prawdy,dwugodzinna terapia duchowa,której zbawienne skutki odczuwam przez wiele następnych godzin i dni.W dodatku każde z tych spotkań ,w zależności od audytorium,jest nieco inne,ma niepowtarzalną atmosferę i specyficznie rozłożone akcenty,a bywa także-dawkę poczucia humoru.
    Zatem…do zobaczenia Panie Profesorze!

  23. (995.) Po “larum” Bozeny (wpis 981) otrzymalem takie oto wyjasnienie od wydawcy ksiazki “Swiat na wyciagniecie mysli” (przepraszam za brak polskich czcionek, ale pisze to na Wegrzech):

    Witam Panie Profesorze,

    Sprawdziłem inne, dostępne w naszym wydawnictwie egzemplarze Pana książki i nie stwierdziłem w nich błędu. Wiem, że błąd nastąpił w drukarni i może on dotyczyć kilkudziesięciu egzemplarzy. W takich przypadkach wymieniamy egzemplarz wadliwy na pełnowartościowy.

    Z poważaniem,
    Tomasz Szczepanik
    Dyrektor Działu Produkcji

    Prószyński Media Sp. z o.o.
    ul. Garażowa 7, 02-651 Warszawa
    http://www.proszynski.pl
    fax: /48 22/ 843 52 15

  24. (994.) Panie Profesorze!
    Ponieważ na Swoim blogu często odwołuje się Pan do różnych filmów, książek i zjawisk popkulturowych, spytam więc o opinię na temat najnowszego filmu Olivera Stone’a “Wall Street – money never sleeps”. Stone przedstawia tam swoją wizję tego, jak rodził się obecny kryzys gospodarczy na świecie i jak doszło do pamiętnego wykupu wielkich banków inwestycyjnych z Wall Street przez państwo.

    Czy w Pańskiej opinii spojrzenie Stone’a ma jakieś oparcie w rzeczywistości?

    A tak wracając na nasze podwórko, pragnę zauważyć, że w dzisiejszym (12.11) wywiadzie dla “Dziennika Gazety Prawnej” minister finansów Jan-Vincent (vel Jacek) Rostowski przyznał, że tegoroczny deficyt wyniesie 112 mld zł! Na dociekania dziennikarzy, jak to się stało, odpowiada, że cóż, tak po prostu bywa.

  25. (993.) Żyjemy w czasach gdzie ilość informacji wzrasta wykładniczo. Nie sposób wszystkiego czytać i „normalnie” egzystować. Zapewne w najbliższym czasie postaram się przeczytać Pańską ostatnią książkę jednak moja zachłanność czytania stawia mnie zawsze przed wieloma wyborami. Ilość nie przenosi się w jakość, jednak liczba czterocyfrowa wymaga odpowiedniego czasu, a ponoć Bóg dał ludziom czas po to, żeby nie wszystko działa się jednocześnie, jak zaczynał nienaukowo swoje wykłady Feynman. Informacje powtarzają się, dlatego odniosłem się wyłącznie do wywiadu i obecnie nie bardzo optymistycznej sytuacji polskiej gospodarki, coraz bardziej uzależnionej od zasobów surowcowych z Rosji, przy ewidentnych zaniedbaniach strategicznych z minionego ćwierćwiecza. Dziękuję za odpowiedzieć, pomimo iż nie przeczytałem ostatnich Pana dwóch pozycji, kilka wcześniejszych tak.

  26. (992.) Pete (wpis 986) pisze: “…od pewnego czasu nurtuje mnie takie pytanie: dlaczego w Norwegii mimo rokrocznych nadwyżek budżetowych występuje dług publiczny?” Otóż i w tym przypadku bierze się to z koincydencji kilku czynników.

    Po pierwsze, relatywnie wysoki poziom długu publicznego (60,6% PKB w roku 2009) jest wynikiem zaszłości historycznych, czasów, kiedy system finansów publicznych był deficytowy, bo państwo wydawało więcej, niż ściągało do budżetu. Dług narastał i pomimo występowania nadwyżek nie został spłacony.

    Po drugie – i to jest najważniejszy czynnik – w specyficznym przypadku Norwegii, która realizuje odpowiedzialną strategię zrównoważonego długofalowego rozwoju – opierając go na wartościach typowych dla społecznej gospodarki rynkowej i obcych neoliberalizmowi – znaczna część nadwyżek budżetowych jest od wielu lat wykorzystywana nie na spłatę wcześniejszych zobowiązań budżetowych, ale na inwestowanie w państwowy fundusz, który ma służyć następnym pokoleniom, gdy dla nich już nie starczy ropy naftowej, którą eksploatują współczesne pokolenia. Starczyć wszakże ma środków z tej eksploatacji, którymi obecne generacje pod pieczą państwa muszą się dzielić z następnymi. Tym samym rachunek zadłużenia netto, uwzględniając obie strony, aktywa i pasywa całokształtu systemu finansów publicznych, wygląda o wiele lepiej niż zadłużenia brutto. Prawdopodobnie wykazuje nadwyżkę, gdyż Norwedzy w sumie więcej odłożyli na przyszłość w publicznym (państwowym) funduszu, niż zadłużyli się w przeszłości. To tak jakby Pete miał więcej ulokowane na przyzwoitym koncie oszczędnościowym i w dobrych papierach, korzystnie oprocentowanych, niż byłby winien bankom, krewnym i sąsiadom.

    Po trzecie, wzrost relacji długu do PKB w 2009 roku, kiedy zwiększyła się ona znacznie, bo aż o 4,5 punktu procentowego, z 56,1 do wspomnianych 60,6 proc. PKB, wynika ze spadku w ubiegłym roku realnego produktu brutto o 1,4 proc., do czego przyczynił się światowy kryzys gospodarczy, zwłaszcza poprzez zmniejszony norweski eksport do innych wysoko rozwiniętych krajów.

    Po czwarte, we wcześniejszych latach musiały na to również wpłynąć zmiany relacji kursowych, w wyniku których część zagranicznego długu publicznego – po przeliczeniu dolarów, euro, funtów, franków szwajcarskich, jenów i innych walut skandynawskich (szwedzkiej i duńskiej korony) na korony norweskie – nominalnie wzrosła, obciążając procentowo dług liczony w stosunku do PKB. W 2009 roku zmiany kursowe działały w odwrotnym kierunku (czyli zmniejszały stosunek długu do PKB, podobnie jak ma to miejsce w Polsce podczas aprecjacji złotego), gdyż korona norweska nominalnie aprecjonowała wobec dolara amerykańskiego o około 20 proc. (z 6,99 do 5,79), a w stosunku do euro o około 18 proc. (z 9,77 do 8,29).

    Po piąte, trzeba byłoby głębiej wejrzeć w dane, na których się opieramy. Zwłaszcza te dotyczące ostatnich dwu lat, tego czasu zamętu. Być może, zostaną one zrewidowane, jak to nierzadko się zdarza, a wtedy obraz będzie nieco inny.

    Tak więc publiczny dług Norwegów – choć w relacji do PKB wyższy o około 5 punktów niż w Polsce – stanowi tam zasadniczo mniej istotny problem i nie stanowi zagrożenia, jak u nas, dla stabilności finansowej i gospodarczej, a także społecznej i politycznej. To są różnice jakościowe, choć rzut oka na “ilość” mógłby sugerować błędnie, że jest inaczej.

  27. (991.) Witam!
    Przez kilka minut rozmyślałem na temat tego jak zwiększyć ogólny poziom satysfakcji swój/ społeczeństwa. Wydaje się, że jest wiele rzeczy od których pożądany owy stan zależy. I duży udział tutaj ma pisząc wprost “zasób naszego portfela”, pieniądze/bogactwo pozwalają stwarzać możliwości (rzecz jasna nie tylko one). Przekładając “zasoby portfela” na większa skalę a konkretnie dla naszego społeczeństwa (kraj) będzie to “zasób krajowego bogactwa”. Zależność oczywista: im większy tym większy tym większe/więcej możliwości – im większe/więcej możliwości tym poziom satysfakcji bardziej satysfakcjonujący.
    Sensowym wydaje się stwierdzenie, iż “poziom zadowolenia” jest pochodną stanu gospodarki (w skali kraju).
    Tego typu niezbyt złożone rozumowanie pozwala na wskazanie obszaru od którego wiele rzeczy się zaczyna – obszar który w wielu sytuacjach jest “przyczyną”
    Powstaje w mojej głowie teoria według której bardzo korzystne było by skupienie się na zmianach systemowych pozwalających na stworzenie mechanizmu wymuszającego podejmowanie aktywnych decyzji- dlaczego o tym piszę?
    Bo jak się obserwuje w około jest całkiem sporo rozwiązań które pozwoliły by na naprawę/ poprawę w wielu dziedzinach naszego życia.
    A ile takich na blogu Pana Profesora!
    Takie postępowanie (nie korzystanie z możliwych rozwiązań) jest najzwyczajniej irracjonalne. Skąd się biorą decyzję które polegają na nie podejmowaniu decyzji? Kiedy to zmiany na lepsze są w zasięgu ręki.
    Ciekawe czy możliwe jest stworzenie algorytmu pozwalającego na podejmowanie racjonalnych decyzji które nie koniecznie były by najbardziej efektywne ale prowadziły by do sytuacji co najmniej lepszych od tych z przed momentu decyzyjnego.I tak powielając ten schemat uzyskali byśmy właściwy kierunek, a i najważniejsze: czy taki algorytm mogli by zastosować decydenci/ politycy -> bo tam wiele rzeczy również się zaczyna – a z kolei inne np. stan gospodarki to w dużej mierze pochodna “politykowania”.

    Miło, że jest takie miejsce jak to (blog).

    Gdyby liczba czytelników twórczości Pana Profesora rosła tak szybko jak 1/100 (licząc w tysiącach) przyrostu naszego krajowego długu publicznego to z pewnością nie rósł by on w takim tempie, a może w ogóle by nie rósł?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *