Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (930.) Bardzo interesujący pomysł z wpisywaniem ulubionych filmów. I ja uważam, że to dawniejsze kino, szczególnie lat 70., bylo szczególnie dobre. Gdybym miała wymienić swoją ulubiona piątkę, to:
    1. “Widmo wolności” Bunuel
    2. “8 i 1/2” Fellini
    3. “Pokojówka z Titanica” Luna
    4. “Purpurowa róża z Kairu” Allen
    5. “Porozmawiajmy o kobietach” Nichols
    Pozdrawiam wszystkich, a świetnych filmów jest o wiele, wiele więcej.

  2. (929.) Jak juz LeszekG odpowiedzial Piotrowi, turystyka jest tutaj bardzo regulowana. W pierwszym kwartale odwiedzilo Bhutan tylko nieco ponad trzy tysiace turystow. Gdy podrozuje sie w grupie (co jest zasada), placi sie z gory 200 USD za dzien pobytu, co jest podstawa wydania wizy. Gdy jest sie indywidulanie (rzadki przypadek, ale udalo mi sie zalatwic), taryfa wynosi 240 USD. Oficjalnie jestem wszak gosciem Krolewskiego Rzadu Bhutanu, wiec wiza na 15 dni kosztowala mnie …31 USD. Bilet z Kathmandu na Druk Air (czyli Krolewskie Linie Lotnicze) — 443 USD.
    Teraz turystow nie ma prawie wcale. Nie spotykam zadnych cudzoziemcow, bo to nie sezon (wszystkim radze zawsze podrozowac w pojedynke poza sezonem).

    Kontynuuje swoj ‘study tour’ poswiecony zbadaniu, jak to jest z tym Gross National Happines. Nigdzie nie widac tak jak tu, ze nie ma korelacji miedzy zamoznoscia (a raczej ubostwem, bo poza zaskakujaco rozwinieta stolica Thimphu duzo tu biedy) a satysfakcja z zycisa, czyli po prostu szczesciem. Decyduje o nim chyba w jeszcze wiekszym stopni niz dochody piekna natura (mnostwo ludzi ma z domu czy pola widok-marzenie) i kultura, bardzo mocno sprzegnia z bhutanska filozofia i religia buddyjska.

    Nie ma razacych nierownosci, teraz juz wszystkie dzieci chodza do szkoly (6 lat, a wiel potem jeszcze + 2 i + 4), w kazdej wsi jest BHU, czyli Buthan Health Unit. Nie ma bezdomnych; w istocie domy sa tutaj duze, przestonne. Spalem dizisaj w takim we wsi Ura. Krol ludziam na wsi (tylko ze wsi) daje drewno z zasobow panstwowych na budowy domow, skadinad bardzo ladnych, oryginalnie pomalowanych. Krol takze nadaje dzialki ziemi, do 25 arow na gospodarstwo domowe.

    Ludzie krola tu cenia, szanuja, lubia. Nikomu nawet do glowy nie przyjdzie, aby go odwolywac.

    Teraz szykuja sie pierwsze w bhutanskich dziejach wybory do samorzadow (autentycznych!) lokalnych (dwa szczeble). Data wyborow nie jest jeszcze znana, bo sa lokalne wspolnoty, gdzie jak dotychczas nie zgloszono kandydatow.

    Kraj piekny. Podrozowanie po nim czasami jest dramatycznie, tak jak dzisiaj, kiedy to musialem zawrocic, gdyz zeszla na droge lawina kamieni. Tylko dzisiaj bylem na wysokosci 3.790 m npm, gdzie wciaz rosna lasy, a potem – po 84-tokilometrowym zjezdzie w dol – na wysokosci 570 m npm. Tam z kolei rosna banany, ananasy, mango… No i w dolinach prawie wszedzie ryz. Nie ma piekniejszej zieleni niz ta pol ryzowych!

    Piekny kraj!

  3. (928.) Do Piotra,
    można pojechać do Bhutanu, ale obowiązuje parę ograniczeń. Wpuszczane są tylko zorganizowane grupy turystów, którzy podróżują z jednym z afiliowanych przez rząd Bhutanu biur turystycznych. Narodowe linie lotnicze – Druk Air – operują z lotnisk w Kalkucie, Dheli, Bankoku oraz Dakki (to Bangladesz) i Katmandu. Można tam także dostać się drogą lądową, którą bardzo polecam, ale tylko podróżnikom mającym sporo czasu. Przyjemność jest dość droga, gdyż trekking w Buthanie kosztuje od 750 dol za 4 dni, do 3 tys. dol. za dni trzynaście. Ale jeśli cię stać, to polecam stanowczo. Nie ma chyba na świecie już drugiego takiego kraju, w którym można doznać tak niesamowitych odczuć. I dotyczy to tak natury jak i kultury i ludzi. Gdybyś chciał dowiedzieć się więcej to napisz, a ja postaram się odpowiedzieć na konkretne pytania.

  4. (927.) Naprawde milo uslyszec ze Ziemia ma takie miejsca jak Bhutan! Informacje z Pana podrozy sa bardzo ineresujace…
    Prosimy o wiecej.

  5. (926.) Bhutan to podobno kraj, gdzie parlament może odwołać króla, a sam król nie chce mieszkać w pałacu.

    Panie Profesorze, jak stoi tam turystyka? Czy do Bhutanu można normalnie pojechać na wakacje? Władze nie robią jakichś problemów?

  6. (925.) Witam wszystkich i serdecznie pozdrawiam! Tym razem z Bhutanu, kraju pieknego, fascynujacego tak kultura, jak i natura. A najciekawsze jest to, ze to wlasnie tutaj zrodzila sie koncepcja zgola odmiennego niz w naszych kregach kulturowych podejscia do sensu i celow rozwoju spoleczno-gospodarczego. Madry krol postanowil, ze lepszym celem niz GNI (Gross National Income) jest GNH (Gross National Happiness). Pisze o tym w “Wedrujacym swiecie”. Tearz wszak przygladam sie sprawie z bliska, odwiedzajac nie tylko Buthan Study Center w stolicy Thimphu, lecz i rozmawiajac wiele z ludzmi podczas podrozy po kraju. Zaiste, Buthanczycy sa duzo szczesliwsi niz bogaci Amerykanie. Dzieki przyrodzie, dzieki religii, dzieki kulturze. A takze – co trzeba mocno podkreslic – dzieki w miare sprawiedliwemu systmowi spolecznemu, czemu sprzyja aktywnie krolewskie panstwo. Gospodarka tez sobie radzi, opierajac sie w polowie (jesli chodzi o zatrudnienie) na rolnictwie, w wiekszosci wciaz nietowarowym, a wiec bez styku z rynkiem. Podziw budzi troska panstwa o kulture, edukacje. ochrone zdrowia, srodowisko naturalne. Jest tu bardzo czysto, duzo cvzysciej niz w Polsce… Bhutan szczesliwie (?) uniknal uprzemyslowienia, urbanizacji i motoryzacji.
    Niestety, problem z dostepem do internetu tu wielki. Teraz jestem w Jakar, stolicy prowincji Bhutang, a interenet dziala baaaaaaaaaardzo wolno. Wiecej zatem opowiem innym razem.

  7. (924.) Co do emerytur, dla mnie najbardziej irytujące jest to, że wszyscy zwolennicy neoliberalizmu,gospodarki wolnorynkowej, jak najmniejszej ingerencji państwo w gospodarkę itp, gdy temat schodzi na OFE nagle przechodzą na skrajnie przeciwne pozycje. Jak ognia bronią się więc przed przyznaniem nam, pracownikom najemnym, jakiegokolwiek wpływu na to, jak inwestowane są nasze pieniądze, kto to robi i w jaki sposób. Niedawno OFE wraz z ministrem Bonim orzekli, że skoro jestem młody, to moje pieniądze trafią do agresywnych funduszy, a jak się postarzeję, stopniowo przenoszone będą do funduszy bezpieczniejszych.

    Być może jestem staroświecki, zachowawczy, bezmyślny, a nawet głupi. Zawsze jednak unikałem – jeśli chodzi o kwestie finansowe – ryzyka. Oszczędzałem więc (i oszczędzam nadal) w sposób bezpieczny, przewidywalny, zadowalając się umiarkowanym zyskiem, za to ciesząc się spokojnym snem. Ktoś może to oczywiście uznać za niekorzystne, a nawet szkodliwe dla mnie samego, ale taki już jestem. Trudno. Chciałbym więc, aby w ten sam sposób postępowano z moimi największymi oszczędnościami, czyli przyszłą emeryturą. Co tymczasem słyszę? Kolego, możesz pomarzyć, my i tak sobie jeszcze przez jakieś 20 lat pogramy twoimi pieniędzmi, jak nam się podoba. Masz coś przeciwko? Napisz list do świętego Mikołaja…

    Może więc przynajmniej dać ludziom możliwość jakiegokolwiek wyboru? Jeśli 20- czy 30-latek chce oszczędzać bezpiecznie (kosztem swojej emerytury), może powinien mieć do tego prawo?

    Nikt oczywiście takiego prawa nam nie przyzna, bo OFE już sobie policzyły, że ostatnie obniżki prowizji od naszych składek odbiją sobie prowizjami, jakie zgarną po tym, gdy rząd i Sejm uchwalą prawo zezwalające na ryzykowne inwestowanie funduszami emerytalnymi. Biznes musi się kręcić, bez względu na to, jakie przedstawienie pan premier urządza przed kamerami w dobrze znanym, “wschodnim” stylu.

    Podobnie się sytuacja ma z samą konstrukcją OFE. Pan premier postraszyć właścicieli prywatnych funduszy, że komuś kiedyś może przyjść do głowy pomysł utworzenia w ramach ZUS-u państwowego OFE. Od razu zastrzegł, że on tego nie zrobi, ale jego następca? Kto wie… A ja postawię inne pytanie: Czemu państwo unika odpowiedzialności za nasze emerytury i takiego ZUS-owskiego OFE nie powoła? Jeśli o mnie chodzi, przeniósłbym tam pieniądze natychmiast. Mimo tych populistycznych tekstów w gazetach o “zusowskich marmurach” itp.

    Tymczasem znów odbiera mi się prawo do decydowania. Krytycy oczywiście ogłoszą, że państwowe OFE z definicji musi gorzej funkcjonować od prywatnego, bo nie będzie miało konkretnego właściciela (tak jakby państwo było fatamorganą), stanie się elementem podziału partyjnych łupów (tak, jakby prywatne spółki giełdowe znajdowały się w rękach osób kompletnie apolitycznych) itp. itd.

    Być może jestem niedouczony, ale ośmielam się mieć inną opinię wynikającą głównie z osobistych doświadczeń w kontaktach z prywatnymi koncernami. Choć mieszkam w centrum jednej z warszawskich dzielnic, czekam już 4 lata na założenie telefonu w wielkim sprywatyzowanym 10 lat temu koncernie, mimo że co roku dostaje on z UE dziesiątki milionów euro właśnie na podłączanie takich jak ja do infrastruktury telekomunikacyjnej; pół roku zajęło mi skuteczne pozbycie się z domu dekodera jednej z prywatnych platform telewizji satelitarnej, bo jej pracownicy chwytali się wszelkich kruczków, aby zmusić mnie do płacenia abonamentu; naprawienie prostej usterki w znajdującym się na gwarancji telefonie jednej z popularnych marek zajęło mi miesiąc, bo choć komórek tych używa w Polsce pewnie ze 2 mln ludzi, firma otworzyła tylko jeden serwis w całym kraju.

    O wielu innych, codziennych problemach z załatwieniem najprostszych rzeczy w prywatnych (a nie państwowych) instytucjach każdy z nas pewnie mógłby napisać książkę.
    Może więc państwowe nie jest takie złe? Także jeśli chodzi o fundusze emerytalne. A nawet jeśli jest złe, to czy obowiązkiem państwa nie jest zapewnienie obywatelowi rzeczywistego wyboru?

    Gdy Obama reformował służbę zdrowia, właściciele ubezpieczalnie najbardziej przerazili się pomysłu utworzenia państwowego funduszu ubezpieczeniowego. Biznesmeni mówili wprost – to uszczupli nasze zyski obniży marże, bo państwowy fundusz będzie tańszy.

    Właściciele polskich OFE też jak ognia boją się jakiejkolwiek dyskusji o utworzeniu państwowego funduszu pod egidą ZUS. Ciekawe, czemu…

  8. (923.) Wędrujący Amerykanie opuszczają właśnie Irak. Nie wszyscy. Sporo ich zostaje „na wszelki wypadek”. Podobno na wszelki wypadek nawet ksiądz musi być pełnosprawnym mężczyzną. Gdyby w odpowiednim czasie ukazał się „Wędrujący świat” i ci wędrujący go przeczytali, może by nie zachowywali się tak idiotycznie. Ich chciwość nie zna granic. Wietnam opuszczali w sposób mniej planowy. Nawet nie zostawili niczego „na wszelki wypadek”. Zostawili wypalone napalmem osady w dżungli. Księżycowy krajobraz pozostawią w Afganistanie. Ci wędrujący osobnicy wzniecili też ogień pod „kotłem bałkańskim”. Moim zdaniem mieli w tym dwa główne cele: 1) rozwalić do końca Jugosławię, która kiedyś była liczącym się eksporterem broni (to jest dla tych wędrujących nie do strawienia – przypomnijmy, jak porwali w RFN i wsadzili do swojego więzienia kilku naszych, którzy chcieli sprzedać trochę karabinów) i 2) podrzucić zdechłego kota tym cwaniakom z Europy, którzy chcą z nimi konkurować.
    Bardzo mi szkoda Iraku, ale nie tylko ze względów humanitarnych. Moja branża straciła przez tych wędrujących nie tylko miliard zarobionych w tym kraju dolarów, ale i dobre imię. Okazaliśmy się zdradzieckim partnerem gospodarczym. I to partnerem sprzedajnym bezinteresownie, „dla idei” (jakiej?!). Słonimski mówił, że najpaskudniejsze jest świństwo bezinteresowne.
    Polska geodezja zawarła z Irakiem największy ze znanych na świecie w tej dziedzinie kontraktów gospodarczych. Zrealizowaliśmy podstawową sieć geodezyjną Iraku w pięć lat. Rekord świata. A jakość – palce lizać! Irakijczycy zatrudnili jako kontrolera francuski IGN, który przegrał z nami przetarg na tę robotę. Francuzi wystawili ocenę celującą. Potem Irakijczycy zlecili nam wykonanie mapy topograficznej i (uwaga!) mapy zasadniczej Bagdadu zawierającej wszystko co w mieście na ziemi, nad ziemią i pod ziemią. No i co? Kopie tego wszystkiego nasi usłużni wywiadowcy aportowali jak pies Amerykanom… Polska geodezja eksportowała kiedyś swoją czystą myśl techniczną do kilkudziesięciu krajów Afryki i Azji. Teraz możemy sobie pogwizdać.
    Podałem te fakty dla pokazania na mojej branży, jak nasz nowy, ukochany, wędrujący Wielki Brat nas „globalizuje”.

  9. (922.) Witam wszystkich.
    Nie mam gdzie i z kim pogadac na ten temat, więc wypłaczę się na blogu;) otóż jestem dzisiaj niezmiernie wpieniony po lekturze raportu NIK pt. “Informacja o wynikach kontroli realizacji zakupów sprzętu medycznego i leków przez szpitale kliniczne oraz finansowania przez dostawców różnych sfer działalności tych szpitali, w tym dotyczących badań klinicznych” z lipca 2010.
    Jaka jest moja reakcja po lekturze??? SZOK! Ktoś się zapewne stuknie teraz w czoło i pomyśli, że z księżyca spadłem. Oczywiście sporo się słyszy o niegospodarności w tej “branży”, ale przyznam się, że jeszcze nigdy nie miałem w ręku żadnego t/t dokumentu. Do dziś.

    Co tam takiego było, że mię tak wzburzyło? Przykład: pewien szpital za wykonanie u siebie badań klinicznych otrzymał 2,1 mln złotych z czego do jego budżetu trafiło… 3%!!! (słownie: T R Z Y) (Nie)wiadomo gdzie poszła reszta. Na 13 skontrolowanych szpitali klinicznych tylko 3 osiągnęły dodatni wynik finansowy. U wszystkich stwierdzano np. “opisywanie przedmiotu zamówienia w sposób niejednoznaczny; formułowanie wymagań, co do przedmiotu zamówienia, w sposób umożliwiający ich spełnienie tylko przez jednego wykonawcę; dzieleniu zamówień na części w celu uniknięcia konieczności stosowania przepisów Pzp14; udzielanie zamówień w trybie z wolnej ręki; przyjmowania darowizn bez zawarcia pisemnej umowy, co utrudniało prowadzenie rzetelnej ewidencji księgowej tych darowizn,” itd., itp., można by tak cały dzień.
    No przepraszam, ale mając tak działający system OZ możemy by pewni, że K A Ż D A ilośc pieniędzy jaką do niego włożymy będzie zbyt małą. Wg. tego dokumentu średnio ok. 1/5 zakupów dokonywanych przez szpitale była na dobrą sprawę niezgodna z prawem.
    Ja będąc właścicielem przedsiębiorstwa muszę po 10 razy zastanawiac się nad każdą wydaną złotówką. Szukam, kombinuję, pytam, jeżdżę, dzwonię byle tylko kupic coś taniej, wyprodukowac lepiej, dostarczyc szybciej. A tutaj włączam komputer i czytam takie rzeczy. Krew człowieka zalewa. Jeśli tak ma wyglądac służba zdrowia to lepiej sprywatyzujmy ten cały interes. Może nie dorośliśmy jeszcze jako ogół do luksusu posiadania państwowej służby zdrowia? W końcu dla takiej hołoty jaką jest to społeczeństwo pokusa kradzieży cudzych pieniędzy jest – jak przecież widac! – nie do odparcia.

    Ufff… aż mi ręcę drżą, więc wybaczcie mi ten nieco chaotyczny styl pisania.

  10. (921.) 30 lat minęło od powstania “Solidarności”….

    “Kiedyś stocznia pulsowała, a teraz zurawie stoją…..”
    “Kiedyś wszyscy byli równi, a teraz są biedni i bogaci….” takie słowa padły dziś z ust gdańskich robotników pod stocznią.

    Chyba miało być inaczej…

    http://www.youtube.com/watch?v=EbQec0BKA3w

  11. (920.) Prawda jest taka, że reforma w założeniu słuszna, nie została właściwie zorganizowana. Wychodząc choćby od wysokości procentowych prowizji a skończywszy na braku możliwości wyboru sposobu inwestowania czy alokacji środków w ramach np. kilku subfunduszy w obrębie jednego OFE – owszem, każdy powie, że wybór jest bo można dowolnie inwestować środki w fundusze inwestycyjne o różnym poziomie ryzyka – no tak, ale OFE w założeniu miały być formą zabezpieczenia świadczeń emerytalnych poprzez inwestowanie i procentowanie środków gromadzonych skrupulatnie z każdej wypłaty. Kompletnym nieporozumieniem trzeba natomiast nazwać pomysły rządowe – minister Fedak – odnośnie zwiększenia procentowego wpływu ZUS kosztem OFE. Jak można wpaść na pomysł łatania dziury budżetowej (i łatania ZUSu) i szukania pieniędzy kosztem oszczędności milionów Polaków? Jak nieudolność rządu i jego niechęć do przeprowadzenia kluczowych i gruntownych reform może stanowić podstawę do sięgania po raz kolejny do naszych kieszeni? Niech ktoś wreszcie postawi głośno ten temat Panie Profesorze – Pan ma możliwość poruszenia tej kwestii i rozpoczęcia debaty w mediach na temat reformy ubezpieczeń społecznych i zmian w OFE. To kluczowa sprawa, której reforma może przynieść bardzo wymierne korzyści zarówno dla nas jak i przyszłych pokoleń.

    Michał Witkowski

  12. (919.) Piotr, bardzo ciekawa uwaga dotycząca tych OFE. Niemniej jednak myślę, że problem leży jeszcze głębiej. Tkwi on bowiem w modelach szacowania ryzyka. Otóż, zarówno szefowie OFE jak i tzw. zrównoważonych funduszy inwestycyjnych mają OBOWIĄZEK wkładania pieniędzy tylko w BEZPIECZNE przedsięwzięcia. A kto mówi o tym, że te przedsięwzięcia są bezpieczne?Ano pewne agencje ratingowe typu moody itp. Przypominam, że toksyczne aktywa amerykańskich banków, przez dłuższy czas miały najwyższe rekomendacje i w związku z tym, kupowane były bez obaw.
    Ergo : ja także jestem za kontrolą OFE, tylko co jeżeli papiery uznawane przez tą “kontrolę” także okażą się toksyczne?

  13. (918.) Łukasz,
    Nie obawiasz się, że uwolnienie OFE, tzn. zezwolenie im na swobodne inwestowanie w rynek akcji w Polsce, a także rynki akcji za granicą, niesie ze sobą większe niebezpieczeństwa niż obowiązek inwestowania w obligacje? Oczywiście zabawa w “co by było, gdyby” ma bardzo ograniczoną wartość, ale zastanówmy się, co by się stało, gdyby tak liberalne rozwiązania funkcjonowały dwa lata temu, gdy wybuchł kryzys hipoteczny w USA? Moim zdaniem, wielu polskich pracowników mogłoby się pożegnać z emeryturami choćby z tego powodu, iż nasze OFE wpakowałyby kupę forsy w derywaty i inne amerykańskie papiery wartościowe. Nagle okazałoby się, że fundusze utopiły miliardy w toksyczne papiery i zainwestowały np. w przedsięwzięcia Madoffa albo innych tego typu “cudotwórców”. Tak przecież czyniły spółki-matki OFE z zachodniej Europy, które na amerykańskich inwestycjach straciły dziesiątki miliardów euro.

    Uważam, że za liberalizacją zasad działania OFE kryje się jeszcze jedno niebezpieczeństwo, a mianowicie możliwość ratowania się przez zachodnioeuropejskie instytucje finansowe przed plajtą pieniędzmi polskich emerytów. Wystarczy przypomnieć, co robił UniCredit, gdy znalazł się na skraju bankructwa, w jaki sposób – często dość pokrętny – wysysał pieniądze z Pekao. Wątpię, czy zgodnie z interesem polskich udziałowców. Chyba nikt z nas nie wierzy w to, że zarządy OFE kierowałyby się tu interesem polskich pracowników, a nie poleceniami centrali.

    Tak, jak premier Tusk ma nadzieję, że po medialnym zruganiu prezesów OFE nagle zaczną oni myśleć o przyszłości biednych emerytów, a nie zyskach swoich funduszy i – co się z tym wiąże – własnych, corocznych premiach.

  14. (917.) Panie Profesorze!
    A może by tak “Wędrujący świat” sfilmować?

    W USA ogromną popularnością cieszą się filmy dokumentalne powstające w oparciu o książki dotykające problemów społeczno-gospodarczych.Ostatnio zrobiła tak Naomi Klein z “Doktryną szoku”, czy Al Gore z “Niewygodną prawdą”.
    W Polsce ten gatunek prawie nie istnieje, ale pewne sukcesy odnosił tu Sylwester Latkowski (choć on kręci filmy i pisze książki na tematy kryminalno-śledcze).
    W Wielkiej Brytanii swoje książki (tyle że o tematyce przyrodniczo-religijnej) z sukcesami przekłada na język kinowego ekranu Richard Dawkins.

  15. (916.) Piotr(911)
    Powiem szczerze, że to nie tyle obowiązek inwestowania OFE w obligacje co brak innego wyjścia. To jest właśnie czynnik, który powoduje że te emerytury wypłacane z II filaru będą niższe ! Widzisz rząd ratuje się rozdając te obligacje do OFE bo de facto zamiast przykładowo 10 000 tys zł. , które musi zrefinansować wrzuca im obligacje :) co za tym idzie w krótkim okresie oprócz jakiś tam kosztów emisji i odsetek od tej obligacji nie ponosi żadnych kosztów… Jest gorąca dyskusja na ten temat, że zamiast w rynku akcji, OFE siedzi w głównej mierze w obligacjach państwowych co implikuje niższe emerytury w przyszłości.

  16. (915.) Nie mogę sobie, jako stary heretyk, odmówić zapisania na blogu profesora Grzegorza W.Kołodko choćby części tego, co w moich szarych komórkach wzbudził on swym „Wędrującym światem”. Profesor zmusił mnie (tak!) do myślenia o „rozwoju” jako pojęciu socjologicznym. Co to jest ten „rozwój”? Nieprzypadkowo biorę go w cudzysłów. Próby w miarę ścisłej odpowiedzi na to pytanie prowadzą na definicyjne bezdroża. Będzie to definiowanie „ignotum per ignotum”. Dlatego przyjmę roboczo, że rozwój jest pojęciem quasi-pierwotnym (prawie niedefiniowalnym). Każdy może na własny użytek to pojęcie opisywać. Taki opis można też znaleźć czasem bardziej explicite, czasem implicite na wielu, wielu stronicach „Wędrującego świata”. Pozwoliłem sobie na początku to zauważyć, bo lubię wiedzieć o czym się mówi.
    Profesor Kołodko sformułował swoją Koincydencji Teorię Rozwoju w sposób dość zawoalowany. Można by zwięźle wyprowadzić z tej nazwy następującą tezę: równoczesne wystąpienie określonej grupy zjawisk ekonomicznych i socjologicznych wywołuje odpowiedni stan rozwoju społeczno-gospodarczego. I nazwać tę tezę „prawem Kołodki”. Jak każde prawo podstawowe, jest ono podstawową identyfikacją, bez której nie można czegoś sensownie modelować. Ktoś mógłby powiedzieć, że prawo to brzmi nieco trywialnie, ponieważ orzeka ono to, co „powszechnie wiadomo”. Otóż właśnie – w ekonomii zwykle „nie wiadomo” i to w „Wędrującym świecie” jest pokazane jak na dłoni. Jest też w tej wspaniałej książce ściśle sformułowany w ośmiu punktach algorytm wspomnianej podstawowej identyfikacji (czyli ustalenia tożsamości rzeczy i zjawisk). I jest to algorytm w ekonomii rewolucyjny. Żaden tam liberalizm, neoliberalizm, marksizm, komunizm, socjalizm jako doktryna rozwoju, lecz zamiast doktryny – nowy pragmatyzm wynikający właśnie z Koincydencji Teorii Rozwoju, czyli z „prawa Kołodki”. Żadne tam bujanie się od Hayeka do Keynesa, od Keynesa do Friedmana, od Fiedmana do Krugmana i tak w koło Macieju. Ośmiopunktowy algorytm identyfikacji wyprowadzony z teorii koincydencji pozwala na dokonanie racjonalnej, adekwatnej diagnozy oraz prognozy, wg której czasem można rozwojem sterować. Czasem, bo w ekonomii i socjologii społecznej modelować musimy obiekt dynamiczny, miejscami rozmyty, którego trajektoria rozwoju to ciąg bifurkacji. Jednak, jak stwierdził Alfred Peacocke, biochemik i teolog w jednym, nauka posługuje się modelami, a teologia – metaforami. Trzeba tylko uważać, żeby model nie przeistoczył się… w metaforę, kiedy pragmatyzm pójdzie się paść do lasu.
    Przypomnijmy dla porządku w skrócie wspomniany algorytm, tę „oktawę Kołodki”.
    1. Odejście od wszelkiego dogmatyzmu.
    2. Niepodporządkowanie się na ślepo żadnej ideologii ani linii politycznej.
    3. Zaniechanie wszystkoistycznych prób tworzenia uniwersalistycznej teorii wzrostu gospodarczego.
    4. Ujęcie interdyscyplinarne.
    5. Szerokie stosowanie porównawczej metody analizy ekonomicznej.
    6. Poruszanie się w wielowymiarowej przestrzeni.
    7. Odróżnianie celów od środków działania.
    8. Elastyczność instrumentalna otwarta na różnokierunkowe poszukiwania odpowiednich środków zaradczych.
    Algorytm ten wyrażający „nowy pragmatyzm” mógłbym nazwać „ogólną inżynierią rozwoju”. Inżynier bowiem to nie tylko „specjalista posiadający wyższe wykształcenie techniczne” (wg słownika wyrazów obcych), lecz przede wszystkim specjalista, który – zanim się jakimś obiektem zajmie – najpierw go dokładnie identyfikuje. Jak wiadomo obiektami niezidentyfikowanymi zajmują się bardzo liczni inni specjaliści (w tym niektórzy ekonomiści, np. neoliberałowie, którym wystarczy doktryna). Prof. Kołodko postępuje jak inżynier. Warto tu wspomnieć, że inżynierami primo voto byli np. znakomici ekonomiści Galbraith i Kalecki.
    Oczywiście inżynierowie (ci zwyczajni), jako rasowi pragmatycy, mogą być też cynicznie wykorzystywani przez polityków i oligarchów kapitału. Jaskrawym przykładem jest tu obecnie podbijanie bębenka specjalistom od technologii nuklearnej. Stanowczo protestuję przeciwko groźnej tezie na stronicy 355 „Wędrującego świata”, że przyszłością energetyczną m.in. Polski są elektrownie jądrowe i „tylko irracjonalny strach” przeszkadza w marszu do tej wspaniałej przyszłości. Totalne nieporozumienie. Polecam mapę na okładce „Przeglądu” nr 50(468) z 14 grudnia 2008), która mówi wiele, a nikt jej (chyba oprócz mnie) nie przeanalizował. Trywialne już byłoby pokazywanie jak bardzo kosztowne i wbrew pozorom ekologicznie niebezpieczne jest to przedsięwzięcie (np. odpady praktycznie nie do neutralizacji i straszliwe, absolutnie nieodwracalne konsekwencje prawdopodobnych przecież awarii, które wcześniej czy później wystąpią!). To nie jakieś „poczciwe” gazy cieplarniane, z którymi można będzie jakoś sobie poradzić czy zwykłe odpady do recyklingu. Na dodatek ostatnio pożary lasów w okolicach ośrodków technologii jądrowej w Rosji pokazały nowe zagrożenia nuklearne. A jaka gratka dla terrorystów… Zresztą na polskie „jakoś to będzie” i na nasze partactwo inwestycyjne nie potrzeba terrorystów. W Piasecznie wybudowali gmach sądu na… „uśpionej” rzece! Po nawałnicy księgi wieczyste pływały w piwnicach.
    Trzeba poszukiwać innych źródeł energii (źródła odnawialne nie wystarczą), na przykład opanować technologię wodorową. Zresztą jest już chyba opanowana i utajniona, bo megadecydenci chcą „wydoić” do końca ropę.
    Wracając do „oktawy Kołodki” – można ją uzupełniać „półtonami”. Prawdopodobnie nie będzie ich potrzeba wiele, może wystarczy klasycznych pięć… Można też dorzucać drobiazgi. Na przykład pozwalam sobie zaproponować rezygnację z wydumanego wskaźnika Giniego. Jest przecież idealny w swej prostocie współczynnik asymetrii rozkładu dochodów, najlepiej, jeżeli jest liczony ze źródłowego zbioru obserwacji, a nie z histogramu. I liczony rosnąco od zera, a nie od krezusów poczynając. Rozkład dochodów jest lognormalny, co pokazano na przykładzie z PRL-u we „Wstępie do ekonometrii” Oskara Langego. Histogram decylowy (nie mówiąc już o kwintylowym) zamazuje rzeczywistość, a – w szczególności – przykrywa pierwszym decylem nędzę. Że wspomnę uwagę pewnego spostrzegawczego faceta: „Liczby nie kłamią, ale kłamcy liczą”. Jednak nawet używając „standardowego” decylowego histogramu można za pomocą współczynnika asymetrii dobrze spełniać postulat 5 w „oktawie Kołodki”. Policzyłem sobie wiele tych współczynników na podstawie histogramów decylowych. Wnioski są ciekawe, np. można stwierdzić przepaść w rozkładzie dochodów między miastem i wsią w naszym ukochanym kraju (miasto: -0.60, wieś: -1.04). Jeżeli profesor Kołodko wyda odpowiedni temat pracy magisterskiej, służę programem w Pascalu. Rozkład lognormalny mam teoretycznie i numerycznie dokładnie „obcykany” w mojej „Teorii błędów dla geodetów” (Oficyna. Wyd. PW Warszawa 2005).

  17. (914.) Panie Profesorze, Pan mnie znów zaskoczył, żeby nie powiedzieć zadziwił!!! Okazało się, ze Pan jest prawdziwym znawcą kina , mnóstwo filmów musiał obejrzeć Pan w swoim zyciu .
    Aż 10 tytułów przytacza Pan w “Wędrującym Świecie”??? Ja znalazłąm 8 ( Antonioniego “Czerwona Pustynia” i “Zawód-reporter”, Chaplina “Dzisiejsze czasy” i “Światła wielkiego miasta” , “Rapa Nui”-ciekawy film o Wyspie Wielkanocnej ,“Evita”,”City of Joy”,”Ezra”). Gdyby tak wszyscy ekonomiści w swoich ksiązkach pisali o filmach , to byłyby one zdecydowanie chętniej czytane :-)

    Te 5 filmów , które Pan wymienił , jako swoje ulubione , to ja oczywiście widziałam. Zastanawiam się , co je łączy i dlaczego właśnie te Pan wybrał ??

    Panie Profesorze, to nie jest tak, ze ja nie chcę wiedzieć, “kiedy będzie lepiej”. Ja bardzo chcę to wiedziec i dlatego czekam niecierpliwie na Pana
    nową książkę “Świat na wyciągnięcie myśli”.:-) Spodziewam się tam własnie odpowiedzi na wiele pytań.

    Gdzieś przeczytałam, ze ona ukaże się 10.10.2010 . Czy to prawda ? 10-tka to numer przeznaczony dla najlepszych graczy ( Pele, Maradona …) . Bez zbytniej kokieterii myślę, ze Pan juz dawno zasłuzył na koszulkę z tym numerem. Pan wprawdzie gier zespołowych nie uprawia, bo jest Pan indywidualistą – maratończykiem, tak więc przypuszczam, iz wkrótce, w zwiazku z wydaniem ksiązki, czeka Pana kolejny maraton – spotkań z czytelnikami, wywiadów , konferencji.

    Ale zanim to nastąpi to ja Panu życzę przede wszystkim fantastycznych wakacji, bo podobno znów Pan podrózuje i to w dodatku po moim wymarzonym Nepalu – kraju, do którego ściągają z całego świata ogorzali od mrozu i slońca wariaci, aby wspinać się na ośmiotysięczne kolosy.
    Niech Pan się tam z nimi nie wybiera :-)

  18. (913.) http://chomikuj.pl/Piasek125?fid=333216189
    Dla chętnych którzy chcą obejrzeć film Kapitalizm – A Love Story – Moore’a.
    Link powyżej.
    Niektóre filmy które wymienił Pan Prof. są również na moim chomiku.

    Ostatnio gdzieś czytałem ze może powstanie film biograficzny o Karolu Marksie. To byłaby niezła gratka.

  19. (912.) Na pytanie o pięć filmów, które zrobiły na mnie “największe wrażenie”, chyba trzeba by odpowiedzieć inaczej niż na pytanie o pięć “ulubionych tytułów”, a pyta o to jednym tchem Joanna (wpis 896). “Harakiri” Kobayashiego czy “Mechaniczna pomarańcza” Kubricka na pewno zrobiły na mnie wielkie wrażenie, ale nie poszedłem na te filmy drugi raz, podczas gdy “Powiększenie” Antonioniego czy “Evitę” Parkera oglądałem kilka razy. Zupełnie inaczej przy tym oglądało się filmy w dzieciństwie, inaczej teraz, ale nie wiem, czy “większe wrażenie” zrobiło na mnie “Rio Bravo” Hawksa albo “Upadek cesarstwa Rzymskiego” Manna dawno temu, czy może nie tak znów dawno znakomity “Angielski pacjent” Minghella’ego czy “Lektor” Daldry’ego. Z polskich filmów kiedyś “Wszystko na sprzedaż” Wajdy, później “Matka królów” Zaorskiego, ostatnio “Edi” Trzaskalskiego.

    A w ogóle to mam wrażenie, że kiedyś kino stało na poziomie o kilka klas wyższym. Tworzyli tak wielcy artyści, jak Fellini i Kurosawa, Pasolini i Godard, Ford i Bondarczuk, Losey i Buñuel, Bergman i Jancsó. Może nie doceniam współczesności, ale chyba przynosi ona mniej arcydzieł sztuki filmowej niż poprzednie dekady…

    Na pytanie o te pięć filmów trudniej odpowiedzieć niż na pytanie o to, kiedy będzie lepiej. No, ale skoro Joanna nie chce wiedzieć, kiedy będzie lepiej, tylko pyta o filmy, na który to temat wypowiada się na naszym blogu także Małgo Potocka, to może tak:
    “Greg Zorba” Cacoyanisa
    “Dworzec Białoruski” Smirnowa
    “Kabaret” Fosse’a
    “Great Gatsby” Claytona
    “Titanic” Camerona

    Jednakże sądzę, że na przykład dziesięć lat temu mógłbym wskazać inne tytuły. I pewnie za parę następnych lat jeszcze inne. Jakie to szczęście, że wielkich, wspaniałych filmów udało się już obejrzeć dużo, dużo więcej!

    Akurat sprawdziłem, co tam jest o filmach w “Wędrującym świecie”. I jest! Pojawia się na kartach książki chyba z dziesięć tytułów i aczkolwiek ani jeden z wyżej wymienionych, to nad trzema z nich, co ciekawe, zastanawiałem się przez chwilę, czy nie zakwalifikować ich do tej super-piątki.

  20. (911.) A nawiązując do ostatnich postów dotyczących filmów oraz związków demokracji z rozwojem gospodarczym, polecam ostatni film Michaela Moore’a “Capitalism – a love story”.

    Moore dotarł do poufnego dokumentu sporządzonego przez analityków amerykańskiego Citibanku dla grupy swoich najbogatszych klientów. Citibank tłumaczy w nim zawiłości amerykańskich stosunków politycznych podkreślając, że USA są tylko z pozoru demokracją, ponieważ wszystkie najważniejsze narzędzia władzy, w tym gospodarka, kapitał oraz elity polityczne podporządkowane są 1 procentowi najzamożniejszych obywateli. Analitycy podkreślają, że w najbliższym czasie ta fikcja demokracji zostanie utrzymana. Choć przyznają, że istnieje coś, co może przełamać dyktaturę mniejszości – zasada, że jeden obywatel ma jeden głos. Czyli, że 99 proc. zwykłych Amerykanów może pewnego dnia przegłosować 1 proc. najbogatszych. A wtedy układ sił może się odwrócić.

    Do filmów Moore’a można mieć wiele zastrzeżeń, ale przytoczony przez niego dokument po prostu szokuje.

  21. (910.) Szanowny Panie Profesorze!
    Dziękuję za obronę mojego wkładu w polską myśl ekonomiczną w korespondencji z redakcją “Rzepy” (885)! To i tak wojna z wiatrakami, ale liczą się przecież intencje.

    A tak na poważnie – dyskusja Jacka i Łukasza na temat sposobu liczenia długu publicznego w odniesieniu do OFE jest bardzo ciekawa. Nie jestem finansistą, nie znam się na zawiłościach teorii finansów publicznych, ale działania polskiego rządu na rzecz innego sposobu liczenia długu na milę pachną kreatywną księgowością. Przykład tego widzieliśmy niedawno choćby w spychaniu pożyczek państwa na budowę dróg do specjalnego funduszu tylko po to, by nie wykazywać ich w oficjalnych statystykach. Chyba tylko Rostowski z Tuskiem wiedzą ile więcej podobnych machinacji księgowych poupychano w tegorocznym i przyszłorocznym budżecie. A czym się kończy – prędzej czy później – kreatywna księgowość wiadomo choćby na przykładzie wspomnianej przez Pana Profesora Grecji…

    OFE powiększają dług publiczny nie tylko z powodu dotacji budżetowych do FUS-u, ale także z ciążącego na nich obowiązku inwestowania większości zgromadzonych pieniędzy w bezpieczne papiery wartościowe, czyli właśnie w obligacje. Skoro muszą je inwestować, to państwo musi te obligacje emitować. I tak właśnie narasta dług.

    Lekarstwem na tę chorobę teoretycznie byłoby uwolnienie OFE z obowiązku finansowania państwowego deficytu, ale co się stanie z emeryturami przyszłych świadczeniobiorców, jeśli kryzys z 2008 roku się powtórzy? W efekcie ostatniego załamania OFE w ciągu paru miesięcy straciły na giełdzie połowę z tego, co zarobiły w ciągu poprzednich 10 lat. A teraz wyobraźmy sobie, że od dwóch lat obowiązek lokowania pieniędzy w obligacjach państwowych nie istnieje i fundusze trzymają w akcjach wszystkie pieniądze przyszłych emerytów. Samochody, sklepy i banki pewnie by nie płonęły – jak w Grecji – ale spora część społeczeństwa stanęłaby przed pytaniem, za co ma wyżyć na emeryturze i kto odpowiada za katastrofę systemu emerytalnego.

    Dzięki “wielkim reformom” rządu Jerzego Buzka, dziś czołowego polityka Platformy Obywatelskiej, rząd PO stoi tak naprawdę w sytuacji bez wyjścia – cokolwiek w sprawie emerytur i OFE nie zrobi, spotka się z dramatycznymi efektami. Chyba, że zdecyduje się na podobny krok, co Argentyna (na której zresztą wzorowano się opracowując polską reformę emerytalną) i skasuje OFE.

    Ale na to bankowo-finansowe zaplecze rządu Donalda Tuska nigdy się nie zgodzi…

  22. (909.) Wlasnie Pan Profesor zbesztal mnie ze nie potrafie wybrac 5 filmow ale to jest trudne, zmieniamy sie z latami i nagle zmieniaja sie tytuly.A czy z ksiazkami nie jest tak? Jak jestem chora do dzis , mimo ze moze banalne ale czytam Puchatka i Wakacje Mikolajka to wiem z czego wynika z tesknoty za dziecinstwem bo w chorobie mama czy tata czytali mi te ksiazki. Nie ogladam wogole filmow na DVD bo uwielbiam isc do kina. Panswo Kolodkowie tez. Po prostu sa filmy ktorych nie nalezy wulgaryzowac malym ekranem.Ciekawa jestem co w filmach jest dla was najwazniejsze?Co zostaje po tych 5 czy ilus waznych obrazach?Jako aktorka zyje filmem, lubie nasze dyskusje z Panem Profesorem o sztuce a propos czy jest u nas inny polityk , ktory ma tak obledna wiedze o kulturze, swiecie zyciu? Malgorzata Potocka

  23. (908.) A cóż to Janka wypisuje (wpis 907)? Ja zmęczony?! Nigdy! Przecież dopiero co przebiegłem kolejny maraton! A jeśli zdaniem Janki nienajlepiej – jak rozumiem – wyglądałem w telewizji przed tygodniem, to są dwa wyjścia: albo Janka zmieni sobie telewizor na taki, który pokazuje lepiej; albo ja nie będę się więcej pokazywał na ekranie…

    A tak na serio, to racja z tym urlopem. Każdemu się należy. Niestety, dotychczasowe zaangażowanie w realizację kilku projektów badawczych, zwłaszcza przygotowanie kolejnych opracowań do publikacji, uniemożliwiało jakikolwiek wyjazd wypoczynkowy. Ale jeszcze trochę i to się zmieni. Wpierw jednakże wyjazdy służbowe. Tylko w przyszłym tygodniu – choć to wciąż środek lata – czekają mnie spotkanie, konsultacje, wywiady, dyskusje. Już w poniedziałek mam w New Delhi, w India Institute of Finance, Emitent Lecture Seminar na temat “Neoliberalism, Global Crisis – and What Next?”, a w piątek w Katmandu wykład w Public Administration Association of Nepal (PAAN) zatytułowany “Systemic Transformation in East Central Europe. Lessons for Developing Countries”. Wkrótce potem konsultacje w Bhutanie na temat szczęścia (to pewnie Jankę bardziej interesuje?), a dokładniej na temat tzw. GHI, czyli Gross Happiness Index (piszę o tym fenomenie w “Wędrującym świecie”). To ciekawe, że ta miara rozwoju społeczno-gospodarczego zrodziła się właśnie w Bhutanie, którego mieszkańcy, choć biedni, są jednymi z najszczęśliwszych ludzi na świecie. I tamże, w stolicy kraju, Thimphu, również wykład, tym razem organizowany przez lokalne biuro Banku Światowego i UNDP, o uwarunkowaniach i polityce rozwoju.

    No a potem spełni się życzenie Janki – za co dziękuję! – i będę wędrował, aż po podnóża Himalajów… Krótki urlop, ale będzie! I tam będę szukał szczęścia. Najlepsze, jak wiemy, są studia porównawcze i temu właśnie ma służyć ta podróż. Czyli – pożyteczne z przyjemnym. Później jeszcze pobyt w Grecji, o której tym razem nieszczęściach fiskalnych dużo wiemy, w tym referat na temat kryzysu na konferencji na Krecie (a o tych problemach z kolei piszę w nowej książce, “Świat na wyciągnięcie myśli”, która ukazuje się w połowie października). No i choć wtedy to już będzie jesień, to mam nadzieję, że przynajmniej będę wyglądał wypoczęty…

  24. (907.) Szanowny Panie Profesorze,
    proszę wybaczyć te uwagi, ale podyktowane są tym, że uważam Pana za dobro narodowe, które powinno być pod szczególna ochroną.
    Kiedy ogladałam pana ostatnio w telewizji, sprawiał pan wrazenie bardzo zmęczonego. Chciałabym więc prosić, zeby Pan pojechał wreszcie na urlop. I to przynajmniej na trzytygodniowy! Sprawdziłam na własnej skórze, że prawdą jest, iż dopiero w trzecim tygodniu odpuszcza wielomiesieczne napięcie.
    A teraz z innej beczki: jakio swieża emerytka ze zdumieniem stwierdziłam, jak funkcjonuje system. Z punktu widzenia finansów państwa jest idiotyczny! otóz osiagniecie wieku emerytalnego polega na tym, że się zaczyna otrzymywać emeryturę dodatkowo do pensji. Co wiecej, ta emerytuera rośnie co roku, bo przecież nadal odprowadza się składki.To w kontekście wczesniejszego wieku emerytalnego dla kobiet. Ten przywilej powinien dotyczyć kobiet, które istotnie na emeryturę przechodzą. Inaczej niczym się nie tłumaczy.
    Pisze to moze jako baba, która jest też przeciwna wszelkim parytetom po doswiadczeniach z licznymi szefowymi….

  25. (906.) To fantastyczne , że Pani Małgorzata Potocka odezwała się na blogu ( wpis nr 901 ).
    Pani Małgosiu, uwielbiam Panią za to, że jest Pani kobietą „con cojones „ i jestem pewna , że nie obrazi się Pani za to określenie :-) Jest Pani świetną aktorką , reżyserem i jeszcze do niedawna Dyrektorem łódzkiej telewizji.
    Ja również kocham kino i te wszystkie świetne filmy, które Pani wymieniła ,oczywiście widziałam. Moje ulubione są nieco inne , pewnie mniej intelektualne , a bardziej emocjonalne. Są to:
    1.”Ostatni Cesarz”- Bertolucciego
    2.„Misja”
    3. Pożegnanie z Afryką „ – Pani Małgosiu, czy podoba się Pani Redford w roli Denisa?
    4.„Dersu Uzała”- bardzo stary film Kurosawy o męskiej przyjaźni
    5.„Braveheart-waleczne serce” Gibsona

    Te wszystkie filmy coś tam łączy …..

    Pozdrawiam serdecznie.

    P.S . Pani Małgosiu , Profesor nadal milczy , nie daje się sprowokować pytaniami o ulubione filmy , ale na pewno niedługo się odezwie i powie coś ciekawego na temat ………………….PKB :-) , a przy okazji zamorduje mnie wirtualnie za te żarty :-) :-)

  26. (905.) Kontynując dyskusję z Łukaszem (904) nt. klasyfikacji długu publicznego, to jak najbardziej się zgadzam, że jakiekolwiek zmiany definicji długu, czy deficytu, nie stanowią rozwiązania problemów. O zmianach definicji długu należy dyskutować przede wszystkim z punktu widzenia porównywalności naszych statystyk z tymi z innych krajów. Rynków finansowych i tak nie oszukamy, bo po pierwsze jest tam parę osób, które wiedzą o co w tym chodzi, a po drugie, dla rynku najważniejszy wskaźnik to tzw. potrzeby pożyczkowe, czyli kwota, na jaką minister finansów musi wyemitować obligacje i bony skarbowe. Potrzeby pożyczkowe to faktyczna różnica między wpływami i rozchodami i zmiany definicji długu czy deficytu nic tutaj nie zmienią. Odnosząc się do tzw. ukrytego długu publicznego, to niektórzy wychodzą z założenia, że skoro system ubezpieczeń społecznych jest deficytowy (co roku musimy “dołożyć” do niego z budżetu czyli z podatków około 50 mld złotych), to ten niedobór powinien być dodany do kwoty obecnego długu publicznego. Jest to jednak moim zdaniem założenie nie do przyjęcia, bo bieżący niedobór ZUS i KRUS jest pokrywany dotacją z budżetu państwa, więc zobowiązania nie powstają. Oczywiście trzeba sobie zdawać sprawę, że konieczność dotowania systemu emerytalnego z budżetu (podatków) jest zjawiskiem niekorzystnym, bo tym samym brakuje środków na wydatki rozwojowe, ale mówienie, że polski dług publiczny wynosi 200% PKB nie odpowiada rzeczywistości – jest źle, ale nie aż tak.

  27. (904.) Jak dla mnie jest to zabieg rządu głównie po to aby wskaźnik zmalał aby nic nie robić jeśli chodzi o reformy. Obym się mylił…
    Ma to w sumie sens jeśli chodzi o wejście do strefy euro i warunki konwergencji choć tylko w wypadku długu publicznego bo skoro do deficytu się to refinansowanie składki nie wlicza to i tak będzie trzeba ciąć żeby zejść poniżej 3 % :)
    Wydaje mi się też, że rynków finansowych tym niższym długiem nie wykiwamy :).
    Mam jeszcze jedno pytanie do Pana Profesora lub kogoś kto jest w temacie mianowicie zaintrygował mnie dług ukryty. Jak się dowiedziałem są to między innymi zobowiązania na rzecz emerytów w przyszłości. Jaka jest metodologia liczenia takiego długu ukrytego ?

  28. (903.) Włączając się w dyskusję rozpoczętą przez Łukasza (wpis 900) o klasyfikacji OFE w statystyce finansów publicznych, chciałem na wstępie wyjaśnić ten problem. Obecnie część naszej składki “na ZUS” trafia do OFE, a zatem odpowiednio mniej środków mamy na wypłatę bieżących rent i emerytur. Ten ubytek składki jest rekompnensowany dodatkową dotacją z budżetu państwa do FUS (Fundusz Ubezpieczeń Społecznych). Są to niemałe pieniądze, bo około 22 mld złotych rocznie. Te 22 mld jednak nie jest klasyfikowane jako wydatek, ale jako rozchód budżetu państwa, zatem nie zwiększa deficytu. To, że deficyt jest o 22 mld złotych niższy, nie zmienia faktu, że te środki trzeba pozyskać na rynku, więc potrzeby pożyczkowe państwa i co za tym idzie dług publiczny rośnie. Propozycja polskiego rządu polega na tym, aby dług zaciągnięty z tytułu finansowania reformy emerytalnej nie był wliczany do długu publicznego, gdyż inne kraje nie mają swoich OFE, a zatem ich finanse publiczne “na dziś” wyglądają lepiej. Zmiana klasyfikacji długu publicznego nic jednak nie zmieni z punktu widzenia stanu finansów publicznych – nadal będziemy musieli emitować obligacje, aby sfinansować ubytek w systemie ZUS spowodowany kierowaniem części składki do OFE. Dyskusje w ramach UE oczywiście warto prowadzić, aby statystyki finansów publicznych różnych krajów były ze sobą porównywalne, ale jakakolwiek zmiana klasyfikacji długu nic nie zmieni z punktu widzenia tego co jest najważniejsze, czyli: ile musimy co roku pożyczyć, ile jesteśmy w sumie winni, ile kosztuje nas obsługa długu.

  29. (902.) Witam!

    Dziękuję Piaskowi 125 ( wpis nr 899) ; film dość ciekawy , przy okazji obejrzałam parę innych równie interesujących, które Piasek „zachomikował „:-).
    A Pan Profesor chyba jednak nie chodzi do kina ? Szkoda , bo to przecież również sztuka przez duże S ( oczywiście nie wszystkie filmy zasługują na to miano , dlatego byłam ciekawa , które Pan by wyróżnił .) .
    Gratuluję Panu kolejnego maratonu . Na http://www.tiger.edu.pl w dziale „sport „ jest bardzo fajne zdjęcie Profesora z koszulkami ze wszystkich biegów – wisi ich na sznurku 25. Chyba będzie Pan musiał po 35 maratonie zaktualizować to zdjęcie ? :-) Wyczytałam niedawno, ze weźmie Pan udział w festiwalu biegowym w Krynicy – organizatorzy chwalą się tym w prasie dość często – to chyba więc będzie dla Pana ten trzydziesty piąty. Życzę powodzenia !
    No cóż, do biegania maratonów trzeba mieć przede wszystkim predyspozycje psychiczne – dużo samodyscypliny i wytrwałości. Ja osobiście raczej nie widziałabym siebie w tym sporcie. Dla mnie taki ciągły bieg jest trochę zbyt monotonny, bo lubię zmienność i dynamikę . Dlatego pływam kajakiem po rzece, tam zawsze znajdą się jakieś przeszkody do pokonania , zimą uprawiam narciarstwo no i jeszcze pływam na desce ( windsurfing uważam za chyba najpiękniejszy sport na świecie). Oczywiście fantastyczne są również gry zespołowe , a szczególnie nasza męska reprezentacja w piłce ręcznej !!!

    Panie Profesorze, ja wiem, że Pan woli na tym blogu rozmawiać o „ refinansowaniu składek OFE ” , ale czasem o sporcie i filmach tez można …..

    Pozdrawiam Pana -maratończyka a także wszystkich kajakarzy, narciarzy i surferów :-)

  30. (901.) Nie jestem Panem Profesorem ,ale wiem jakie filmy lubilby.Moge wiec napisac jaki jest moj alfabet filmowy i byc moze ktorys z tych filmow jest Jego ulubionym: 8i1/2 Felliniego, 7 Pieczec,Kurosawy,Odrzajacy,Brudni ,Zli.Pieczone zielone pomidory, Piano,Smog,Miasto Boga, Pulp Fiction,DRobne cwaniaczki,Droga d szczescia,Vik, Christina, Barcelona Woody Allena.Moglabym tak bez konca bo kocham kino.Ogladajcie i piszcie .Malgorzata Potocka

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *