Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (840.) Euro i kryzys. Konrad (wpis 829) zastanawia się, co zrobić, aby nie było możliwości, jak to nazywa, “szantażu” ze strony tych krajów-członków obszaru euro, które wpierw doprowadzają się do granic wypłacalności, a potem trzeba je wspólnym wysiłkiem ratować przed niewypłacalnością. Co robić? Otóż takim mechanizmem w zasadzie jest zestaw kryteriów z Maastricht oraz Pakt Stabilności i Wzrostu, który nakłada obowiązek przestrzegania tych kryteriów również przez kraje Unii, które nie są członkami unii monetarnej, jak chociażby Wielka Brytania i Polska. Problem w tym, że – jak się teraz z całą ostrością okazuje – to nie wystarcza. Dziś nawet Niemcy go nie przestrzegają, gdyż mają większy deficyt niż dopuszczalny w ramach Paktu (3,7 wobec limitu 3 procent PKB). Głównie dlatego, że Komisja Europejska nie sięgała do swych prerogatyw i nie podejmowała zawczasu agresywnych przeciwdziałań.

    Dlatego też teraz proponuje się pójść dalej. I słusznie, większa bowiem powinna być doza koordynacji polityki fiskalnej i jej dyscyplinowania w ramach całego ugrupowania integracyjnego. Niezbędne jest dalsze ograniczenie suwerenności krajów członkowskich co do ich polityki budżetowej. Ex ante Komisja Europejska musi mieć dostęp do informacji potrzebnych do dokonywania własnych, niezależnych analiz i ocen pozycji fiskalnej państw członkowskich. Bynajmniej nie ma – i nie będzie – potrzeby zatwierdzania narodowych budżetów przez Unię Europejską, ale w sposób oczywisty we wspólnym interesie musi to pójść po części w takim właśnie kierunku. Wówczas ryzyko niepodporządkowywania się członków (jakieś kraje) większej zbiorowości (całe ugrupowanie), czyli tzw. moral hazard, którego koszty potem mogą obciążać innych, będzie mniejsze.

    To duże uproszczenie, ale naprawdę sporo można się nauczyć (i próbować przenieść na szczebel europejski) z doświadczeń w materii funkcjonowania budżetów centralnych (narodowych) i samorządów terytorialnych. Rządy i parlamenty nie zatwierdzają budżetów samorządów terytorialnych – irlandzkich counties, francuskich dépertemnat czy niemieckich Landes – ale ustawowo regulowane są granice emisji ich długu. Jest to bowiem niezbywalna część całego długu publicznego. Podobnie jest w Polsce; mamy to poprawnie ustawione. Tak więc Unia Europejska powinna mieć prerogatywy umożliwiające jej pilnowanie “niższego szczebla”, czyli krajów członkowskich i ich rządów. No i – miejmy nadzieję – że potrafi sama siebie też dopilnować. Zakaz zaciąganie kredytów, czyli kompletne utwardzenie budżetowe na szczeblu całej Unii, jest na to najlepszym sposobem. W innym przypadku, pod naciskiem rosnących wydatków na finansowanie masy “uzasadnionych” potrzeb, pewnie tylko kwestią czasu byłaby nieuchronność zwrócenia się do Chin z prośbą o bailout…

  2. (839.) Witam Pana Profesora.
    Czytam ostatnio sporo o organizacji katolickiej Opus Dei.
    Również według mnie niesłusznych ataków ze strony kościoła na marksizm.
    Przeczytałem ze to właśnie OD wypromowało neoliberalizm i monetaryzm.
    Czy zgadza się Pan z tymi sugestiami.
    Pozdrawiam.

  3. (838.) A ja spytam o mistrzostwa świata w piłce kopanej.

    Przyznam, że mam mieszane uczucia oglądając od czasu do czasu relacje z RPA. Z jednej strony to wielka impreza, której przygotowanie dało pracę tysiącom najuboższych mieszkańców tego kraju, z drugiej – w oczy razi przepych i ogromny rozmach inwestycji sportowych w państwie, gdzie większość mieszkańców żyje w lepiankach i gdzie panują wyjątkowe rozpiętości dochodowe. Wyobrażam sobie, ile pieniędzy państwo musiało wydać na mistrzostwa i ile mniej w związku z tym dostali choćby najbiedniejsi.

    Do tego słyszę np. o buntujących się z powodu niewypłacenia pensji pracownikach ochrony, których protest jest brutalnie pacyfikowany przez policję.

    Panie Profesorze, czy organizowanie mistrzostw świata w piłce nożnej w takim kraju jak RPA jest moralne? Czy mundial pomoże w czymkolwiek temu krajowi i jego społeczeństwu?

  4. (837.) Witam! Ostatnio z racji kryzysu greckiego zainteresowała mnie następująca kwestia. Często w wielu wystąpieniach Pan Profesor podkreśla konieczność podjęcia ekspansywnej polityki fiskalnej i monetarnej w celu zmniejszenia negatywnych skutków kryzysu. Pytanie jest jednak: gdzie leży granica dopuszczalnego zadłużania się? Chyba dawno przekroczyła ją na przykład Japonia zadłużając się na ponad dwukrotność swojego PKB. Również w tym kraju stopy % są wyjątkowo niskie, a mimo to mamy do czynienia z wielolentnim zastojem gospodarczym. Skąd takie problemy? Kiedy zaproponowane przez Pana Profesora rozwiązania działają a kiedy nie? Pozdrawiam serdecznie!

  5. (836.) Szanowny Panie Profesorze, przeczytałem Pana artykuł w “Przeglądzie” i stwierdzam, że zangażowł się Pan po niewłaściej stronie. Nadmieniem, że nie jestem żadnym lobbystą.Jstem obecnie emerytem i nikt mi nigdy za moje poglądy nie płacił i nie płaci.Pana książkę wędrujący świat nabyłem płacąc gotówką ze swojej skromnej nemerytury i muszę przyznać,że choć czyta się ją z przyjemnością, to specjalnie mnie nie zachwyciła.Muszę jednak przyznać, że z prezentowanymi przez Pana w “Przeglądzie” i innych pismach zgadzam się, jeżeli nie całkowicie to co najmniej w 95 procentach. Wracają zaś do prezetowanych przez Pana w “Przeglądzie” nr 24 poglądów, z którymi z koleji w 90 procentach się nie zgadzam, to żeby dać temu wyraz w postaci argumentów a nie zaklęć muszę zebrać i w sposób usystemtyzowany opracować moje notatki na ten temat, które z różnych okazji pisałem, nim będę mógł je Panu wysłać, o ile czywiście one Pana zainteresują.

  6. (835.) Wybory się kończą, wiec na razie zrobi się spokojnie.
    Może Pan profesor wypowie się na temat polskich złóż gazu łupkowego.
    Pisze się ostatnio o tym dużo ale mało rzetelnie.
    Więc chciałbym znać Pana Profesora zdanie.
    Pozdrawiam.

  7. (834.) Panie Profesorze,
    chciałbym się dowiedzieć co sądzi Pan o tzw. epoce gierkowskiej i przeprowadzanych wówczas zmianach?
    Byłbym wdzięczny za przedstawienie, które z nich były jak najbardziej błędne, szkodzące rozwojowi kraju, a które z nich można (czy nawet trzeba) uznać za właściwe.

  8. (833.) Nawiązując do wypowiedzi (829) – czy kłopoty strefy euro takie, jak swoisty “szantaż” bankrutów (polityczne koszty “wyrzucenia” kogoś ze strefy euro chyba są zbyt wielkie) – nie są wynikiem braku wspólnej polityki gospodarczej? A jeśli mówimy o wspólnej polityce gospodarczej, to czy nie jest tak, że owa polityka byłaby dla krajów takich jak Polska (znakomite położenie, bogactwa naturalne na niezłym poziomie, itd., ale jednocześnie stosunkowo mała siła przebicia w strukturach unijnych wynikająca ze słabej stosunkowo gospodarki) niekorzystna? Pomijam fakt, że większość ekip rządzących nie wykorzystuje potencjału naszego kraju, ale nie jestem przekonany, że minister gospodarki UE pochodzący np. z Francji będzie obiektywnie patrzył na wszystkie czynniki i nie wpadnie np. na pomysł zrobienia z Polski rolniczego skansenu Europy.

    Ad (830) – opór przed podnoszeniem płacy minimalnej do jakiegoś (wysokiego) procenta płacy średniej w Polsce jest uzasadniony. Czym? Patologiczną (imho) strukturą płac w naszym kraju. Średnia płaca bardzo odbiega od faktycznych zarobków typowego Polaka, czy typowej Polki. Widać to chociażby (choć wiem, że nie jest to w żaden sposób obiektywne) po komentarzach w Internecie- “pokażcie mi gdzie się zarabia X brutto, ja pracuję od X lat i mam połowę tego”. Mamy duże rozwarstwienie w dochodach powodujące, że bardzo dużo osób oscyluje ze swoją pensją w okolicach minimum.
    Wydajność pracy jest pochodną nie tylko czynników ludzkich (tu proszę o ew. skorygowanie, jeśli błędnie myślę), ale także wynika z zaplecza technicznego i organizacji. Nie wyobrażam sobie jak w przeciwnym razie Koreańczyk mógłby pracować 10 razy szybciej od Polaka (patrz różnice wydajnościowe stoczni w Polsce i Korei z których wynika to, że nasze są nierentowne).
    Pytanie o to jak i kiedy zwiększy się siła nabywcza przeciętnego Polaka? Chyba zależy to w znacznej mierze od tego jakie priorytety przyjmie rząd? Ale ten obecnie wydaje się być zajęty “ważniejszymi” tematami. Ostatnio czytałem, że wg GUS plasuję się w 5% najlepiej zarabiających Polakach. Tyle, że starcza mi to na luksus na poziomie tygodniowej wycieczki za granicę w lato, raz w roku. Na samochód już np. mnie nie stać. Wnioskuję z tego, że klasy średniej w Polsce to chyba nie ma w ogóle,

  9. (832.) Kto rządzi światem? Ta kwestia znowu się pojawiła, także na naszym blogu (wpisy 827 i 831), a to w związku z nagłośnianym przez media spotkaniem w jednym z hiszpańskich resortów tzw. Klubu Bilderberg. Wiadomo, gorąco, więc dlaczegóż by nie spotkać się gdzieś, gdzie plaża nieopodal…
    Wpierw może przypomnijmy, co już kiedyś (wpis 84, http://www.wedrujacyswiat.pl/blog/gwk_BLOG.pdf ), dziwnym trafem dokładnie dwa lata temu, 11 czerwca 2008 roku (cóż za zbieg okoliczności!) pisałem na temat “rządzenia światem”:
    “Pytacie państwo, kto rządzi światem? Otóż nikt. I w tym tkwi zarówno nadzieja na przyszłość, jak i wielka masa nierozwiązanych problemów, które stoją przed nami. I my przed nimi.
    Rzecz w tym, że światem rządzą spontaniczne, niekiedy wręcz chaotyczne procesy, który w ostatnich latach wydają się więcej problemów stwarzać, niż rozwiązywać. Nieodwracalny w tej fazie rozwoju cywilizacji proces globalizacji – w sferze ekonomicznej liberalizacja i integracja rynków kapitału, towarów i siły roboczej, a także przepływu informacji w jeden, współzależny światowy rynek – stwarza wielką szansę na dynamiczny rozwój, ale i wielkie dlań zagrożenie. Globalne problemy muszą być rozwiązywane na światową skalę. A świat nie dysponuje podmiotem koordynacji polityk w skali światowej. Widać to wyraźnie na przykład w odniesieniu do nieudolności w przeciwdziałaniu niekorzystnym zmianom klimatycznym czy rozprzestrzenianiu się kryzysów finansowych.
    Dla dobra ludzkości zmienić się zatem musi sposób sterowania. Inaczej ustawione muszą być mechanizmy koordynacji polityki na skalę globalną. Największe wyzwanie XXI wieku to zmiana instytucjonalnego układu z obecnego nieładu i koordynacyjnego chaosu w nowy światowy ład. Ład funkcjonalny, równoważący zasoby i strumienie oraz sprzyjający długofalowemu i zrównoważonemu rozwojowi. Światem rządzić się nie da, ale pewne działania na rzecz rozwiązywania piętrzących się na skalę światową problemów podejmować trzeba w sposób zorganizowany w skali całego świata.”
    Może przy okazji warto też podkreślić, że już wtedy – dwa lata temu – pisałem o “rozprzestrzenianiu się kryzysów finansowych”. Z tego co wiem, nikt z uczestników spotkania Klubu Bilderberg tego nie robił. Jego członkowie zajmowali się pilnowaniem swoich spraw, swoich interesów – w mediach, w polityce, w finansach, w gospodarce. Ale nie są w stanie “rządzić światem”!
    To zgromadzenie to klub dyskusyjny, a zarazem swoiste lobby, troszczące się przede wszystkim o własne interesy. Troska ta wymaga jednak zrozumienia, co i dlaczego dzieje się w świecie. I temu służą snobistyczne – bo na wielkim snobizmie jest to zbudowane – spotkania towarzystwa z kręgu Bilderberg i podobnych.
    Media eksponują, kto uczestniczy w tych celowo okrytych mgiełką tajemniczości zjazdach, choć wiele więcej mówiące byłoby podkreślenie, jak wielu – bardzo wielu – ze znaczących na światowej scenie postaci tam nigdy nie było. I nie ma. I nie będzie. Podkręcane medialnie zainteresowanie działa tu jako samonapędzający się mechanizm. Zainteresowanie – tajemniczość – dziennikarskie sugestie spiskowej teorii dziejów – plotki – zainteresowanie. Z tego wszystkie największą siłę mają oczywiście plotki, od których w Internecie i w gazetach aż się roi.
    Ale. Ale nawet jeśliby notable goszczący ostatnio w podbarcelońskim kurorcie Sitges – skądinąd osoby i osobistości znaczące, nie tylko w swoich krajach, a to ze względu na wpływy, jakie mają dzięki zajmowanym stanowiskom, pełnionym funkcjom i posiadanym środkom – głównie grali w karty (albo raczej w golfa) i sączyli porto, to nie można lekceważyć znaczenia rozmaitych lobbies, których na świecie nie brakuje. Podobnych grup, choć może nieotaczających się aż tak sprytnie, na pożywkę mediów, nimbem sekretności, jest więcej.
    Uchodzący za ojca chrzestnego euro, współtwórca teorii optymalnych obszarów walutowych, Noblista Robert E. Mundell – skądinąd Przewodniczący Rady Naukowej Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji TIGER (www.tiger.edu.pl), którym kieruję w warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego – periodycznie gości w pięknej Siennie, w swoim własnym 50-pokojowym Palazzo Mundell, prywatne konferencje czołówki uczonych i ekspertów z dziedziny ekonomii i finansów. Przy bardzo limitowanym dostępie mediów i bez zbytecznego, towarzyszącego im zgiełku, obraduje się na ważkie tematy globalnych finansów i globalnej gospodarki. Gdyby ci tak naprawdę rządzący tym światem zapytali o rady formułowane w Siennie (i w paru innych miejscach), to i obecnego kryzysu udałoby się uniknąć. Dyskrecjonalne konwentykle bowiem mogą też służyć jak najlepszej sprawie. Bywa i tak.
    Sam onegdaj – było to w Paryżu wiosną 2003 roku – uczestniczyłem w spotkaniu Group of Thirty, G30, skupiającej wpływowych finansistów, głównie szefów banków centralnych, oraz paru wybitnych uczonych. Takie gremium, rzecz jasna, nie może obyć się bez kilku znaczących postaci ze sfery bankowości komercyjnej oraz inwestycyjnej. Byli więc tam obecni między innymi Jacob A. Frenkel, który powstanie grupy zainspirował, i Jean-Claude Trichet, obecny prezes Europejskiego Banku Centralnego, ale przyjechali też profesorowie tej miary, co Martin Feldstein i Kenneth Rogoff. Sesja odbywała się, a jakże!, w pięknym paryskim pałacu, bez udziału mediów, aczkolwiek po spotkaniu niektórzy z uczestników więcej niż chętnie dzielili się swoimi mądrościami z mediami. Po to, by wywierać wpływ na kształtowanie opinii publicznej. A to z kolei po to, aby dzięki temu łatwiej było przeprowadzać sprawy, których pilnują. Raz zatem metodą działania jest jak największe nagłaśnianie sprawy, innym razem totalna zasłona milczenia, jak w przypadku Klubu Bilderberg. Wolno im, skoro taką obrali taktykę.
    W “Wędrującym świecie” piszę (s. 236 i nast.) o rozmaitych zakulisowych działaniach, chociażby przytaczając opinię Fritza M. Earmatha, byłego agenta amerykańskiej Centralnej Agencji Wywiadowczej, CIA, na temat przekrętów dokonywanych w minionej dekadzie w Jelcynowskiej Rosji z udziałem amerykańskich polityków i doradców. Przywołuję też relacje ze specjalnych działań doprowadzających celowo niektóre kraje do nadmiernego zadłużenia po to, aby utraciły samodzielność finansową i łatwiej podporządkowały się grupom interesów z krajów bogatych, zwłaszcza w odniesieniu do łatwiejszego i tańszego dostępu do surowców (s. 211). W swoim czasie w sposób oczywisty spiskowano zakulisowo w celu obalenia systemu socjalistycznego. Obecnie nadal spiskuje się, by obalić jeszcze parę z rozmaitych względów komuś niewygodnych reżimów. Wiele lat po tym, jak już w końcu upadną i o tym, być może, czegoś więcej się dowiemy…
    Normalną wszak praktyką jest, że jeśli ktoś wpływowy czy też prowadzący działalność mającą skutki dla innych ma kontakt z kimś funkcjonującym na zbliżonej “półce”, to się konsultuje. Ba, może nawet próbować wywierać wpływ – bezpośrednio czy częściej dyskrecjonalnie – na podejmowane decyzje. Zapytałem kiedyś – na kilka tygodniu przed kryzysem finansowym w Rosji w sierpniu 1998 roku, będąc wtedy konsultantem w Międzynarodowym Funduszu Walutowym (i nieskutecznie odradzając tzw. bailout, czyli finansowy pakiet ratunkowy dla Rosji) – jak to działa. Osoba Nr 2 w MFW odpowiedziała mi: “rozmawiamy”. Kto, z kim, o czym? “Ano na przykład właśnie dzwoniła ważna osoba (powiedzmy, nie mniej niż Nr 5 na Wall Street) i pytała, co myślę i co zrobi MFW. A ja pytałem, co on myśli i co oni zamierzają zrobić. I tak sobie pogadaliśmy.” No właśnie; tak sobie gadają. To nie spiskowanie, choć z tego nie puszcza się prasowych komunikatów. To nie mafia, choć niekiedy może to mieć większe znaczenie niż jakaś kolejna duża konferencja międzynarodowych organizacji.
    Wielką naiwnością byłoby przyjąć, że rozmaici prominenci z grup specjalnych interesów w skrytości nie kombinują, jakby tu wydostać się spod lawiny negatywnych skutków światowego kryzysu finansowego, czy wręcz jak na tym nieszczęściu jednych dalej budować swoje majętne szczęście. Jednak to, że również w skali globu funkcjonują, niekiedy wcale skutecznie, mafijne układy finansowo-polityczne, powinno być truizmem. Problem w tym, że – z istoty mafii – mało o tym na bieżąco wiemy.
    Już w początkowych partiach “Wędrującego świata” napisałem: “Wielką naiwnością byłoby domniemanie, że w ogólnoświatowej grze politycznej i ekonomicznej, podczas nieustających zabiegów o dominację określonych idei oraz własnych interesów politycznych i gospodarczych, nie korzysta się z plasowania odpowiednio skonstruowanych materiałów w mediach. Pojawiają się tam artykuły i publikacje, audycje i programy wprowadzane do obiegu przez wywiady zainteresowane penetracją danego regionu i kraju. Robi się to w celu nie tylko manipulowania ogólną opinią publiczną, ale także wywierania określonej presji na opiniotwórcze i rządzące elity. Niekiedy jakże skutecznie… Cały czas toczy się bowiem gra. Gra o jutro. Albo – jak chcą inni – o przyszłe światy. A dokładniej o miejsce na tym jednym jedynym świecie, na którym robi się coraz ciaśniej i coraz bardziej nierówno. Duszno… ” (s. 33).
    W końcowej zaś partii książki zauważam, że: “Wielobiegunowy świat musi znaleźć sposób na rządzenie sobą. Lepiej może powiedzieć – sterowanie procesami o globalnych następstwach, które kontroli poddać trzeba, lecz nie będzie tego w stanie zrobić samodzielnie żaden, nawet potężny kraj. Bynajmniej nie jest to wołanie o światowy rząd, gdyż byłoby to przejawem naiwności. Konieczne natomiast są prostsze instytucjonalnie rozwiązania, a mianowicie koordynacja działań i międzynarodowe porozumienia. Tego typu instytucji – koordynujących politykę w skali globalnej i w ten sposób sterujących biegiem spraw – będzie coraz więcej. W najbliższych kilku dekadach będą one miały większy wpływ na sposoby gospodarowania niż zmiany techniczne.” (s. 343).
    Nie namówi mnie przeto Hubert (wpis 831), bym “odważył się kiedyś napisać książkę o kulisach globalizacji.” To zostawiam innym autorom, jak Noami Klein czy Johna le Carré, których skądinąd z wielkim zainteresowaniem z różnych powodów czytuję. Nie tylko dlatego, że potrafią pisać, ale i z tej przyczyny, iż nie ma dymu bez ognia. Ale poniekąd już się odważyłem i sam też trochę na te tematy napisałem. I na pewno napiszę jeszcze więcej. Nie tyle o “spiskowej teorii dziejów”, ile o “spiskowej” praktyce rzeczywistości. Bo to fakt, że o naszych losach decyduje bardziej i częściej to, co i jak dzieje się w cieniu, za kulisami, za zamkniętymi drzwiami, a nie na pierwszych stronach i w świetle jupiterów. Ale kolejnymi sesjami Grupy Bilderberg itp. doprawdy nie warto się zbytnio przejmować. Oni robią swoje, my robimy swoje. Róbmy dalej, to i na swoje wyjdziemy.

  10. (831.) Było by wielką rzeczą , gdyby prof. Grzegorz Kołodko odważył się kiedyś napisać książkę o kulisach globalizacji. Mało jest autorów wywodzących się z Polski, którzy piszą na ten temat.
    Taka książka z pewnością znalazłaby dużo czytelników. Nie da się ukryć, że świadomość w społeczeństwie wzrasta.
    Odnosząc się do wpisu 827 – Feliksa, przytoczę tutaj fragment książki Texa Marrsa ” Tajna władza świata”.
    David Rockefeller na spotkaniu Klubu Bilderberg w 1991 roku powiedział między innymi:” Jesteśmy wdzięczni gazetom Washington Post, The New York Times, magazynowi Time i innym czasopismom oraz ich dyrektorom, którzy brali udział w naszych spotkaniach i dotrzymali obietnicy milczenia przez prawie czterdzieści lat. (…) Nie moglibyśmy rozwinąć naszego planu, gdyby prasa interesowała się nami w ciągu tych lat”.
    Tak więc, dzisiejszy układ świata, daje dużo do myślenia :)
    Pozdrawiam wszystkich

  11. (830.) UE w krajach członkowskich do 2020 r. w ramach walki z ubóstwem pragnie podnieść poziom płacy minimalnej do 60% średniej krajowej.Nie zgadza sie na to kilka państw, w tym Polska.Czy aktualnie ,jak i do proponowanego terminu nie będziemy wstanie więcej zarabiać ? – przytaczany argument o niskiej wydajności pracy Polaków mnie nie przekonuje ( dwa lata spędziłem w Szwecji ). Chyba ,że w ramach wydajności rozumiec :organizacje pracy,niedoskonałość przepływu informacji , występowanie kolesiostwa. Mógłbym dodać brak zaangażowania i motywacji ,tylko, osobiście obserwuje ,że jest to efekt niskich płac – w tym miejscu koło się zamyka .

  12. (829.) Nawiązując trochę do wątku 828 – EURO. Przyglądając się obecnej sytuacji doszedłem do wniosku, że posiadanie wspólnej waluty przez wiele państw może być zagrożeniem. Mianowicie państwa, które podchodzą nieodpowiedzialnie do zarządzania swoimi finansami w pewien sposób szantażują pozostałe państwa członkowskie – “dajcie nam pomoc albo sami ucierpicie: my zbankrutujemy, wartosć EURO spadnie i potem jeszcze kilka państw może upaść”. Czy wg Pana Profesora moja obserwacja jest słuszna? Czy posiadanie wspólnej waluty (dobra wspólnego) nie będzie czymś takim jak wspólna własność za czasów PRL? Jak te przedsiębiorstwa państwowe nieefektywnie zarządzane, ponieważ nie wszystkim zależało? Czy można jakoś zmienić prawo UE albo nadzór tak aby sytuacja szantażu walutowego się nie powtórzyła? A może w ogóle mam błędne spostrzeżenia??

  13. (828.) Euro może upaść tylko wtedy, gdy wystąpią z niego Niemcy. Ale nie mają w tym żadnego interesu, więc dlaczego mieliby występować? To nie przypadek Związku Radzieckiego, kiedy to pogróżki niektórych krnąbrnych republik, że opuszczą Związek, nie stanowiły większej groźby, natomiast wszystko się zmieniło, gdy z ZSRR postanowiła wyjść Rosja.
    Oczywiście, obszar walutowy euro może być rozwiązany. Można sobie i taki scenariusz wyobrazić. Niejeden już błąd popełniano w dziejach. Ale trzeba szukać dobrych rozwiązań, a do takich zalicza się poszerzanie obszaru euro i pogłębianie integracji, także poprzez lepszą koordynację polityki monetarnej z fiskalną i dalej posuniętą harmonizację tej ostatniej.
    Tak więc zamiast straszyć się i martwić niepotrzebnie (jak czyni to “Forbes” i inne media), lepiej patrzeć do przodu i zatroszczyć się o coraz lepszą przyszłość obszaru euro. A w naszym przypadku również o to, aby wprowadzić euro do Polski przy właściwym kursie, czyli także Polskę do euro we właściwym czasie. Teraz – bo niepowodzeniach rządu Platformy Obywatelskiej – możliwe, ale wciąż tylko możliwe, będzie to najwcześniej w 2015 roku. Aż trudno uwierzyć, że osiem lat po Słowacji i cztery lata później niż w poradzieckiej Estonii…

  14. (827.) Szanowny Panie Profesorze, Czy podziela pan opinie niektórych że istnieje pewne zagrożenie dla społeczności ludzkiej jakim są instytucje którym przewodzi David Rockefeller a mianowicie czy Grupa Bilderberg, Council of Foreign Relations, i Komisja trójstronna są faktycznym zagrożeniem, jeśli nie to prosiłbym o krótkie uzasadnienie, SZCZERZE POZDRAWIAM.

  15. (826.) Profesorze. Zapytam za wstępem od redaktora magazynu Forbes. Co się stanie (co może się stać) jeśli euro upadnie? Czy jest w ogólne taka możliwość? Jeśli tak, to czy upadnie wtedy cała Europa? ;)

    Pozdrawiam,
    G

  16. (825.) Witam Panie Profesorze,
    ostatnio toczy się debata nad kandydaturą prf. Marka Belki na stanowisko Prezesa NBP po tragicznej śmierci śp. Sławomiar Skrzypka. Co Pan sądzi na ten temat, czy warto się spieszyć z wyborem Prezesa przed wyborami czy też powinno to nastąpić później? Co Pan myśłi na temat polityki gospodarczej obencego Rządu? Pozdrawiam

  17. (824.) Dyskutując o funduszach hedgingowych nie wolno chyba zapominać o tym, że ich działalność nie ogranicza się tylko do odpowiedzialności za pieniądze powierzone przez inwestorów.
    Krótko mówiąc – ryzykują one nie tylko kasą swoich klientów, ale tak naprawdę wystawiają na szwank środki wszystkich graczy na giełdzie. Także takich, jak ja – nie mam wprawdzie otwartego rachunku maklerskiego, ale w efekcie reformy emerytalnej musiałem się zapisać do OFE, które z kolei na giełdzie inwestują.
    Przykład USA, czy Wielkiej Brytanii pokazuje, że fundusze hedgingowe dewastują normalną grę giełdową, przekształcają giełdę w coś, co prof. Kołodko nazywa kasynem (wszystkim zainteresowanym tematem polecam książkę “Cityboy. Skandaliczne oblicze londyńskich bankowców” Gerainta Anderson – człowieka, który przez kilkanaście lat pracował w banku inwestycyjnym, potem z niego odszedł, zamieszkał w ciepłych krajach i opisał to, czego był świadkiem w swojej pracy zawodowej).
    Dlatego państwo powinno objąć fundusze hedgingowe o wiele większą kontrolą niż dotychczas.
    W polskich mediach pojawiła się zresztą ostatnio ciekawa informacja – po pierwsze, swoje biuro w Polsce otwiera jeden z największych na świecie funduszy hedgingowych. Po drugie, zmieniono regulamin warszawskiej giełdy, w efekcie czego zalegalizowano tzw. krótkie transakcje, jedno z najbardziej ryzykownych i sprzyjających spekulacji narzędzi, jakie można powierzyć w ręce maklera. Co ciekawe, cywilizowany świat zamierza ograniczyć krótkie transakcje, dla przykładu – Niemcy niedługo w ogóle ich zakażą.
    Polska tymczasem zmierza w kompletnie odwrotnym kierunku – zamiast regulować, dereguluje.

  18. (822.) Tematem ostatnich dni jest M. Belka jako kandydat na prezesa NBP. Nieomal powszechnie uznawany jako idealny kandydat. Mam mieszane uczucia. Gdy M. Belka zostawał po raz drugi ministrem finansów i wicepremierem wiązałem z nim duże nadzieję. Ale zawiódł. Trudno dostrzec osiągnięcia w ówcześnie prowadzonej polityce makroekonomicznej, czy finansowej. Zostawił po sobie jedynie „podatek Belki”. Następnie dziwny pobyt w Iraku, jak z resztą w ogóle niezrozumiały udział Polski w tej wojnie. I to w czasie rządów lewicowych…

    Ponadto dość pozytywnie oceniał poczynania obecnego ministra finansów, czyli pełne lenistwo w czasie kryzysu. Jako dyrektor MFW pochwalił J. Rostowskiego za zimną krew… Kryzys nie wpłynął na jego przewartościowanie w polityce ekonomicznej i w dalszym ciągu są mu bliskie dominujące w Polsce poglądy neoliberalne. Wydaje się, że ta okoliczność, jak i przede wszystkim walka o wyborców lewicowych spowodowała pojawienie się tej kandydatury na prezesa NBP.

    Oczywiście zgadzam się, że obiektywnie dysponuje potencjałem aby zostać lepszym prezesem NBP niż jego poprzednicy. Wydaje się także politykiem dość pragmatycznym, gdy zachodzi potrzeba. Czy wyjdzie jednak poza gorset utartych schematów obowiązujących w naszej polityce monetarnej? Stać go na to. Ale czy będzie chciał?
    Ponadto, obracamy się ciągle w kręgu tych samych ludzi. Warto sięgać po innych i tym samym po inne spojrzenia, nie tak mocno determinowane podobnym sposobem myślenia. Dobrym przykładem był S. Skrzypek, który nie miał odpowiedniego przygotowania i wzbudzał nieomal powszechną krytykę. Jednak podczas kryzysu, spośród wszystkich instytucji państwowych, to NBP pod jego kierownictwem był najaktywniejszy w poczynaniach antykryzysowych. Docenił to nawet sam W. Gadomski na łamach GW, i to jeszcze przed jego śmiercią.

    Bliski jest mi pogląd, że na obecne czasy potrzebny człowiek innego formatu. Choć na tle innych wymienianych kandydatów wolę M. Belkę. Nie wiąże z nim dużych oczekiwań, więc może zaskoczy… Tym razem pozytywnie.

  19. (821.) Powodem, dla którego skuteczniejszej regulacji powinna być poddana działalność funduszy najwyższego ryzyka, zwłaszcza hedgingowych, jest to, że ryzykują one niejednokrotnie zbyt wiele na cudzy koszt. Grzesiek (wpis 819) sam słusznie zauważa, że “właściciel jednostek uczestnictwa funduszu hedgingowego godzi się z faktem, że instytucja ta operuje wysoką dźwignią, i że może z dnia na dzień stracić wszystkie swoje pieniądze (o czym naturalnie powinien zostać stosownie poinformowany).” Otóż pożądane regulacje dotyczyć muszą właśnie tych dwu spraw: po pierwsze, maksymalnie dopuszczalnej skali stosowanych dźwigni i, po drugie, obowiązku rzeczywiście rzetelnego poinformowanie klientów o skali ryzyka. A tak nie jest. Doprawdy, nie można dopuszczać do tego, aby rynki finansowe funkcjonowały jak kasyna. Podobnie jak nie można godzić się z przesadzaniem z konsumpcją niektórych używek, skoro szkodzą one zdrowiu. Bo zdrowie to nie tylko indywidualna sprawa każdego z osobna, ale także sprawa społeczna. W jednym i drugim przypadku chodzi zatem o występowanie ujemnych konsekwencji zewnętrznych (ang. negative externalities)

    Co zaś do zaproszenia na ewentualną debatę “neoliberalizm czy interwencjonizm” (choć powinno to być raczej zderzenie: neoliberalizm versus nowy pragmatyzm), to oczywiście chętnie skorzystam. Przecież argumentów mi nie brakuje…

  20. (820.) Czy prof. Marek Belka jest dobrym kandydatem? Osobiście uważam, że nie.
    Przynależność prof. Marka Belki do Komisji Trójstronnej moim zdaniem dyskwalifikuje kandydowanie na szefa NBP.
    Ważne jest, aby NBP pozostało niezależne w kontekście wewnętrznym jak i międzynarodowym.

  21. (819.) Panie Profesorze!
    Bardzo dziękuję za Pańskie odpowiedzi, i przepraszam zarazem że zwykle nie piszę do nich komentarzy, ale mówiąc szczerze to jestem za głupi na polemikę z Panem i muszę mieć dużo czasu na przemyślenie niektórych spraw.

    Mam pytanie w sprawie programu p. Obamy. Otóż pisze Pan o konieczności regulowania instytucji finansowych w tym także funduszy hedgingowych. Dlaczego tych funduszy? Czym innym są ryzykowne transakcje banków w których powinno być wszystko pewne “jak w banku”, natomiast właściciel jednostek uczestnictwa funduszu hedgingowego godzi się z faktem, że instytucja ta operuje wysoką dźwignią, i że może z dnia na dzień stracić wszystkie swoje pieniądze (o czym naturalnie powinien zostać stosownie poinformowany).

    Mam też pewne zapytanie. Otóż, forum studentów Wyższej Szkoły Biznesu w Nowym Sączu w powiązaniu z Forum Gospodarczym w Krynicy, bardzo chciałoby zaprosić Pana do debaty – polemiki z Panem Leszkiem Balcerowiczem. Debata nosiła by tytuł: “liberalizm czy interwencjonizm”. Czy przyjąłby Pan takie zaproszenie?

  22. (818.) Piotr (wpis 815) pyta: “Co dla polskiej gospodarki oznacza ewentualny wybór Marka Belki na prezesa NBP?” To dobra kandydatura. Ewentualne powołanie Prof. Belki na Prezesa NBP może pomóc w sensownym zlikwidowaniu złotego poprzez wprowadzenie Polski do wspólnego obszaru walutowego euro. Podkreślić trzeba raz jeszcze, że ważniejsze niż sam termin wprowadzenia euro jest to, przy jakim kursie to się stanie. Prof. Belka w istniejącej sytuacji politycznej wydaje się mieć większe szanse niż inni, równie dobrzy merytorycznie kandydaci, na tworzenie odpowiedniego klimatu współpracy pomiędzy bankiem centralnym, rządem, parlamentem i Prezydentem RP, a koncyliacyjność tych władz jest bardzo potrzebna.

    Jeśli Marek Belka zostanie Prezesem NBP, to z pewnością będzie lepszy na tym stanowisku niż troje jego poprzedników, zarówno ze względu na przygotowanie merytoryczne, jak i zważywszy na powiązania polityczne. Hanna Gronkiewicz-Waltz startowała w wyborach prezydenckich w roku 1995 (uzyskała zaledwie nieco ponad dwa procent głosów…) z listy populistyczno-nacjonalistycznej partii Zjednoczenie Chrześcijańsko-Narodowe. Leszek Balcerowicz był przywódcą partyjnym Unii Wolności nadając jej coraz bardziej neoliberalny kierunek. Sławomir Skrzypek został szefem NBP jako nominat Prezydenta RP silnie związanego z prawicowo-populistyczną partią Prawo i Sprawiedliwość. Na tym tle Marek Belka, choć też się partyjnie określał, jest bardziej politycznie niezależny, a w przypadku prowadzenia banku centralnego to ważne.

    Co zaś do pytania, “Czy reforma sektora finansowego przedstawiona kilka dni temu przez prezydenta Obamę jest jakimś przełomem?”, to z pewnością jest to istotny krok we właściwym kierunku. I trzeba te działania wspierać. Nie powiedziałbym, że jest to aż przełom, ale na pewno są to propozycje poważnych zmian instytucjonalnych i strukturalnych zwiększających szanse na sprawniejsze funkcjonowanie amerykańskiego sektora finansowego – z wszystkimi tegoż implikacjami dla reszty świata. Sektor finansowy trzeba poddać skuteczniejszej kontroli i lepiej uregulować jego aktywność. W szczególności odnosi się to do zablokowania obracania niektórymi zbyt ryzykownymi, a niekiedy wręcz szkodliwymi instrumentami pochodnymi, ograniczenia nielimitowanej swobody funduszy hedgingowych, funkcjonalne rozdzielenie bankowości komercyjnej od inwestycyjnej oraz zmniejszenia rozmiarów niektórych najpotężniejszych organizacji pośrednictwa finansowego. Jeśli któryś z banków czy funduszy inwestycyjnych jest “too big to fail”, to oznacza, że również jest “too big to exist”.

    Piotr też prosi, aby anonsować moje pojawianie się w telewizji w blogu. Nie, nie będę tego robił. Z reguły jest tak, że zaproszenia pojawiają się późno – przedpołudniem, gdy audycja jest wieczorem bądź w przeddzień, gdy jest rano. Ale nie dlatego nie będę o tym informował tutaj. Przecież możemy dyskutować na blogu “Wędrującego świata” bez pomocy telewizji. Ona jest dla tych, którzy tutaj jeszcze nie dotarli… Skądinąd w telewizji zamierzam pojawiać się coraz rzadziej i w minionym tygodniu – choć byłem aż w trzech stacjach – za pięć zaproszeń telewizyjnych (oraz kilka radiowych i prasowych) podziękowałem.

  23. (817.) Dzień Dobry Wszystkim!

    Sz. P. Profesorze. Czytając Pańskie książki, słuchając wywiadów wiele razy zastanawiałem się jaki naprawdę jest Pański stosunek do demokratycznego systemu wyboru władz państwowych. Pomimo tego, że od czasu do czasu pisze Pan o wartości jaką jest demokracja to z drugiej strony nie zauważyłem jakiejkolwiek ostrzejszej krytyki systemów mniej lub zgoła niedemokratycznych. Z reguły ocenia Pan system państwowy z perspektywy efektów jego rządów dla życia obywateli a nie sposobu jego wyboru. Stany Zjednoczone są krajem w (powiedzmy) 100% demokratycznym o gigantycznym potencjale. Mimo to od około 30 lat poziom życia przeciętnego obywatela relatywnie się obniżał, rozwarstwienie wzrastało. Po przeciwenj stronie mamy Chiny gdzie z kolei o demokrację nikt specjalnie nie dba a miliony obywateli, wczorajszych biedaków, zasilają szeregi rosnącej klasy średniej.
    Każdy kto ma oczy otwarte i przeciętną inteligencję widzi, że aby wygrać wybory w kraju takim jak Polska wystarczy mieć po swojej stronie media, które potrafią prowadzić ostrzejszą cenzurę i propagandę niż niejedna instytucja w państwie totalitarnym. Przeciętny szary obywatel zagłosuje na promowaną przez telewizję partię i nie można tu się niczemu dziwić. Większość ludzi nie ma czasu, wiedzy ani ochoty zadawać sobie trudu szukania w tym wszystkim głębszego sensu. Głos oddanie zostany na tego, który mam po prostu lepszą reklamę. Albo nie zostanie oddany wcale – wtedy decyduje tzw. twardy elektorat, czyli ludzie oczekujący korzyści – jakiekolwiek one by nie były – z wygranej właśnie jego partii. Jak tu marzyć o odpowiedzialnej polityce, długofalowych strategii działania, mądrych reformach???
    Może byłby Pan Profesor skłonny podzielić się z nami jakimiś swoimi przemyśleniami na ten temat?

  24. (816.) Pod linkiem http://wiadomosci.onet.pl/2177598,11,kolodko_sa_ciekawsze_funkcje__niz_prezes_nbp,item.html pojawiło się bardzo krótkie nawiązanie do mojej dzisiejszej wypowiedzi w “Faktach po faktach” w TVN24. Odpowiadając na pytanie o moją reakcję na wypowiedź sugerującą, że to ja byłbym najlepszym Prezesem NBP, stwierdziłem, że mam ciekawsze i ważniejsze zadania do realizacji. Poniżej skrótowa, wybiórcza relacja z tej wypowiedzi przekazana w serwisie portalu Onet.pl:

    Kołodko: są ciekawsze funkcje, niż prezes NBP
    – Mnie posada szefa NBP nie interesuje, są ciekawsze funkcje, ciekawsze i ważniejsze rzeczy do zrobienia – mówił w “Faktach po faktach” w TVN24 Grzegorz Kołodko.
    – Badania naukowe, dochodzenie do prawdy, do istoty procesów gospodarczych – to, zdaniem Grzegorza Kołodki ważniejsze i ciekawsze rzeczy od prezesury Narodowego Banku Polskiego.
    Były minister finansów uważa natomiast, że Marek Belka to dobra kandydatura na tę funkcję. – Ma kwalifikacje merytoryczne, jest dobrze wykształcony, ma duże doświadczenie praktyczne, ma pewne cechy charakterologiczne – to spokojny człowiek, który nie krzyczy zbyt dużo – wymieniał Kołodko.
    Wyraził także nadzieję, że “to nie jest ruch wyborczy, żeby skaperować trochę lewicowych wyborców. – Choć Marka Belki ja już od dawna nie kojarzę z opcją lewicową, zresztą, on sam siebie chyba też nie – uważa Kołodko. – Gdybym był na jego miejscu, powiedziałbym Komorowskiemu, że chcę być zgłoszony dopiero przez wybranego w wyborach prezydenta, a nie przez p.o. Umocowanie takiego prezesa wyznaczonego przez pełniącego obowiązki prezydenta, byłoby dużo słabsze – uważa Kołodko. – A bank nieźle funkcjonuje, jak na to zamieszanie – dodał na koniec.

  25. (815.) Panie Profesorze,
    Mam dwa pytania:
    1. Co dla polskiej gospodarki oznacza ewentualny wybór Marka Belki na prezesa NBP?
    2. Czy reforma sektora finansowego przedstawiona kilka dni temu przez prezydenta Obamę jest – w Pańskiej opinii – jakimś przełomem?

    Niestety przegapiłem Pański występ w Faktach po faktach. W związku z tym mam prośbę: czy można by wcześniej umieszczać na blogu info na temat Pańskiego udziału w tego typu audycjach?

  26. (814.) Co czuję? Co czuję – zapytuje Artur (wpis 812) – gdy widzę “te same twarze, które produkują się dzisiaj w mediach, a z którymi Pan obficie polemizował na początku lat dziewięćdziesiątych (np: Leszkiem Balcerowiczem czy Jackiem Rostowskim)”? Cóż, mam tzw. mieszane uczucia. Z jednej strony, satysfakcję, że miałem rację i mam ją dzisiaj, w co nie wątpi już chyba nikt spośród mądrych i uczciwych ludzi. Z drugiej strony zdziwienie, że jednak wciąż jeszcze udaje się niektórym tej racji nie mających utrzymywać na powierzchni. Ale czyż nie jest ciekawsze, co oni czują? Przecież jeśli ktoś nie ma racji, to stoi w obliczu ostrej alternatywy: albo się myli, albo kłamie. To paskudna alternatywa. W pierwszym przypadku wstyd intelektualny, w drugim moralny.

    P.S.
    Książka “Transformacja polskiej gospodarki: sukces czy porażka”, do której nawiązuje Artur, dostępna jest in extenso na portalu TIGERa pod linkiem http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/GWK-Transformacja_polskiej_gospodarki.pdf.

  27. (813.) Mam napisać co myślę…
    A myślę, że miło mieć takiego sąsiada jaki jest Pan, Panie Grzegorzu. Często udaje mi się spotkać Pana na naszym terenie, gdy pan biega. Czasami sam, czasami z pieskiem (fajny ten Pana zwierzak). Dużo ludzi wtedy kłania się Panu, jednym z nich jest moja skromna osoba. Ciekawe, że gdy tylko spotkam Pana biegającego, to mam udany dzień – i właśnie tym wpisem chciałem przekazać.
    Sto lat zdrówka, Panie Profesorze!

  28. (812.) Ja mam takie skromne pytanie do pana profesora. Co Pan czuje, gdy widzi dzisiaj te same twarze, które produkują się dzisiaj w mediach, a z ktorymi Pan obficie polemizowal na poczatku lat dziewiedziesiatych (np: Leszkiem Balcerowiczem czy Jackiem Rostowskim). Te polemiki można przeczytać w książce “Transformacja polskiej gospodarki : sukces czy porażka”. Pan przecież zjadł przysłowiowe zęby na konfrontacji z doktrynerstwem polskiego neoliberalizmu. I dzisiaj mamy znów to samo…

  29. (811.) W kontekście długu publicznego, deficytu.

    Spójrzmy w kontekście polityki finansowej,fiskalnej szerzej niż tylko na Polske np w ramach Unii Europejskiej ( a raczej państw do niej należących) i zobaczymy, że w ostatnich latach to był właściwie stały trend aby się zadłużać bez opamiętania. Więc myślę, że musi się zmienić podejście do tejże polityki nie tylko w Polsce ale w kontekście globalnym

    Nie potrafię naprawdę pojąć po co są te progi ostrożnościowe w UE dotyczące długu publicznego,deficytu . Super, tylko nikt się do tego tak naprawdę nie stosuje bo nie ma żadnych mechanizmów karania, ograniczania tej samowolki.

    Na ten moment wygląda to w ten sposób że pastwa nie należące do strefy euro a chcące do niej przystąpić w pocie czoła śrubują wskaźniki, które determinują wejście do strefy euro . W sposób uczciwy albo przez machlojki jak w przypadku Grecji czego mamy skutki. Następnie po osiągnięciu celu ( wejście do strefy euro) zadłużenie, deficyt i inne wskaźniki lecą na łeb na szyje bo po co się starać ? I tak Nas nie wyrzucą ze strefy Euro.

    Widzę tu analogię z kryzysem finansowym. Mamy podobną sytuację jak przed kryzysem finansowym kiedy to banki podejmowały bardzo duże ryzyko bo wiedziały, że państwo im nie da upaść i wychodziły z założenia, że jak się nie uda to i tak państwo pomoże. Teraz instytucjami finansowymi są państwa a FEDem – Europejski Bank centralny, który tak bardzo broni swojej niezależności po czym zobowiązuje się w sytuacji kryzysowej skupować obligacje państw zagrożonych.

    Strefa Euro to wiele dobrego ale akurat na tej płaszczyźnie wydaje mi się iż poniosła klęskę, która może mieć duże konsekwencje dla przyszłego wzrostu gospodarczego a raczej jego zahamowaniu. Mam nadzieje, że z Polską nie będzie takiej sytuacji- byle wejść do strefy euro a potem niech się dzieje co chce: “przecież EBC nie da upaść państwu ze strefy euro”

    Najgorsze jest w tym wszystkim to że nadal się prawie w ogóle nie mówi na szczeblu UE jak zmusić państwa do większej dyscypliny i stosowania się do kryteriów konwergencji tylko stosuje się jakieś półśrodki typu fundusz 650 mld euro na pomoc. Bardzo dobrze, że coś takiego jest gwarantowane ale tym nie wyleczymy finansów publicznych państw tylko oddalamy problem w czasie a nawet w przypadku niektórych państw wydaje mi się, że to pogorszy sprawę bo poczują się bezpieczne i będą oddalały reformy na później.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *