Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (690.) Nie mogę oprzeć się potrzebie napisania komentarz, aby wyrazić
    wdzięczność za książkę ” Wędrujący świat ” , którą przeczytałam z wielką przyjemnością. I zgadzam się z komentarzem 682., że książka ta powinna być obowiązkową lekturą w liceum, a już na pewno na studiach. Czuję się w obowiązku podziękować,
    ponieważ jest zadedykowana WSZYSTKIM.
    Naprawdę książka Pana Profesora bardzo mi się podobała.Chcę podziękować
    za to, że nazywa Pan rzeczy po imieniu. W wielu krajach ludzie cierpią
    głód, są poniżani, wyzyskiwani. Wszystko sprowadza się do interesu.
    Nierówność
    majątkowa staje się siłą kapitalizmu. Środkiem do celu jest zysk,
    najwyższa wartość, której bożkiem
    jest pieniądz. Mówi się o zysku, o spekulacji, która wzięła górę nad
    przedsiębiorczością – a przed czym przestrzegał Keynes – i co stało się
    przyczyną destabilizacji gospodarki światowej.
    Znaczenie działań Keynesa dobrze widać dziś, gdy świat walczy z
    globalnym kryzysem. Kryzys obecny przypomina ludziom, że państwo jest
    potrzebne, bo rynek pozostawiony sam sobie stworzył niebezpieczne
    zjawiska, które wywołały kryzys. To właśnie deregulacja rynku
    finansowanego w latach 70. XX wieku, która stworzyła szansę osiągania
    coraz większych zysków z tytułu krótkoterminowych transakcji
    spekulacyjnych, spowodowała, że rynek nie był wstanie sam się uleczyć,
    bo niewidzialna ręka rynku okazała się ręką nieistniejącą.
    Wchodzimy w epokę proceduralną, w której prywatne relacje między
    ludźmi zaufanie, otwartość, szacunek dla innych nie
    mają znaczenia. Wystarczą procedury, a zwłaszcza kontrola, zamiast
    szacunku i otwartości równość wobec prawa. Ludzie wolą mniej
    posiadać, niż ryzykować, że ktoś skorzysta ich kosztem. Takie myślenie
    powoduje, że zamykamy się w sobie i nie rozwijamy się.
    Jeszcze raz dziękuję za dedykację oraz przedstawienie w tej książce w
    bardzo przystępny sposób rzeczywistości, która nas otacza.

  2. (689.) When a nation who has been devastated wants to rise up, I consider that the first step to the success is to count with a nationalistic bourgeois, but nationalistic in a truth way not superficial and hypocritically nationalistic. Which is the sense of a business man who’s company gives employee to thousands of people and at the same time he buys cheap products from another country and sells it in his region in high prices?

    Nationalism is an issue that I like about Poland, although the Polish introduction to the market economy is recent, the effort of people to overcome their condition is remarkable, not only in their economical indexes; it is also remarkable on its contemporary citizen’s face.

  3. (688.) Witam! Co do fotografii, to w sumie jest ich na dwu portalach – TIGERa, pod łączem http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/galeria.htm i http://www.tiger.edu.pl/wallpaper/wallpapers.php, oraz “Wędrującego świata”, pod łączem http://www.wedrujacyswiat.pl/Galeria.php – ponad 700. Zapraszam zatem do odwiedzania tych witryn. A sięgając do linku http://www.tiger.edu.pl/wallpaper/wallpapers.php można sobie pobrać tapetę na komputerowy ekran.

    Przy okazji donoszę, że w bieżącym numerze tygodnika “Przegląd” (21 marca 2010) ukazał się mój esej zatytułowany “Jak wrócić na ścieżkę wzrostu” (s. 44-45), oparty o jeden z wcześniejszych wpisów na blogu.

  4. (687.) Tomasz Sekielski miło mnie zaskoczył filmem “Władcy marionetek”. Do TVN trochę to niepodobne, żeby takie filmy pokazywał. Posła Gruszki szkoda.. :(
    Jeśli chodzi o poruszaną w filmie wojnę w Iraku to dalej mam pretensję do mediów i polityków. Czy nie zauważyliście jak media mainstreamowe nas urabiają ciągle? Cały czas jest powtarzane tubą propagandową, że jest to misja pokojowa, misja stabilizacyjna itd… Spójrzmy prawdzie w oczy. To nie żadna misja to najzwyklejsza okupacja, która żadnej stabilizacji zarówno w Iraku jak i w Afganistanie nie zaprowadzi.
    Gdyby gigantyczne środki pieniężne nie szły na wojnę tylko na rozwój w krajach arabskich, to wtedy zgodzę się, można mówić o misji stabilizacyjnej. Wówczas nawet i mentalność tamtych społeczeństw by się zmieniała na lepsze i z nastawieniem pozytywnym do świata zachodniego. Muzułmanie by zauważyli że powstaje infrastruktura, że jest praca, że coś się zmienia. Ale czy naprawdę Ameryce o to chodzi?
    Pozdrawiam wszystkich.

  5. (686.) Dziękuje bardzo Profesorze za informacje dotycząca zdjęć. Faktycznie przeoczyłam nowe ale to tylko dlatego,że są sprytnie wtopione w już istniejące. Pyta Pan, które ze zdjęć są najładniejsze, a które najciekawsze? Nie sposób odpowiedzieć.Cała galeria jest niepowtarzalna i magiczna. I mimo, iż często do niej zagladam, za każdym razem urzeka. Urzekają swoim pięknem wyjątkowe pejzaże, dziewicza przyroda, unikatowe budowle i zabytki, wyjątkowo ciekawe i prawdziwe twarze ludzi, ich oczy, autentyczne, bez obróbki komputerowej. Dziwne, ale za każdym razem kiedy przegladam te zdjęcia mam wrażenie, że ogladam je po raz pierwszy – za każdym razem mnie pochłaniają i zachwycaja. Pozdrawiam

  6. (685.) Filmu nie widziałam, ale bez sensu jest wymaganie od polityków, zeby nie kłamali. Jak powiedział Churchill, “Prawda w czasie wojny jest tak cenna, ze należy sie z nią obchodzić bardzo ostroznie”. A wojny są rózne. Wszystko zalezy od tego, jakie są cele! Może by tvn zaczął racej wymagać od polityków, zeby mieli program, zeby myśleli kategoriami państwa etc. A akcja tvn to jeszcze jedno zagranie, które robi z polityków mariuonetki, którymi poruszają specjaliści od politycznegfo marketingu.
    Nie miałsabym zaufania do polityka, który zawsze mówi prawdę. To byłby amator, nie polityk.

  7. (684.) Przypadkowo trafiłem w TVN24 na dokumentalny film T. Siekielskiego „Władcy marionetek”. Miałem co prawda świadomość niskiego morale naszej „klasy” politycznej, ale taka konsolidacja w jednym miejscu kłamstwa, cynizmu i manipulacji polskich polityków robi wrażenie… Często kładzie się to na karb tzw. młodej polskiej demokracji, a przecież minęło już 20 lat… I sytuacja się pogarsza. Jednocześnie jakość naszego życia politycznego kształtują młodzi politycy, nieskażeni PRL-em, który ponoć jest źródłem wszelkiego zła.
    Film mocno deprymuje. Zwłaszcza, gdy się uświadamia, że Platforma Obywatelska zapomina o swojej inicjatywie referendum 4xtak i mieli podpisy 750 tyś. obywateli dumnie wnoszonych do sejmu przez czołowych polityków kilka lat temu. Dołożyć do tego zupełnie bezklasowe wystąpienia i zachowania ich kandydata na eksportowego prezydenta R. Sikorskiego, i dramat zupełny.
    A zupełnie tragiczny wymiar ma dla mnie poparcie lewicowego rządu i prezydenta amerykańskiej inwazji na Irak i wysłanie naszych wojsk na wojnę, w której zginęło już ok. pół miliona ludzi. Właśnie za to, jako człowiek o poglądach lewicowych i głosujący ówcześnie na SLD, bardzo się wstydzę. Przy tym bledną przewartościowania niektórych współpracowników G. Kołodki , choć postawa J. Hausnera i jego bieżąca publicystyka zdumiewa.
    Film dziennikarza TVN obnaża polityków. Kłania się jednak przysłowie „przyganiał kocioł garnkowi”. Świat dziennikarski nie ustępuje pola politykom. Tam też swoją wartość rynkową buduje się na kłamstwie, przeinaczaniu i manipulacji. Pamiętam dobrze chociażby gwiazdę polskiego dziennikarstwa T. Lisa w Faktach TVN z zaangażowaniem (na tle mapy) relacjonującego sukcesy wojsk amerykańskich w wojnie z Irakiem.
    Frustruje fatalny stan naszego życia publicznego, przekładający się na niesprawne zarządzanie gospodarką, którego podstawą jest ciągle aktualna maksyma ministra Syryjczyka (w rządzie Balcerowicza), że najlepszą polityką gospodarczą jest brak polityki. Żałość ogarnia, gdy tak bezmyślnie nie wykorzystuje się możliwości rozwojowych naszej gospodarki. Bo gdy gospodarka rośnie w okresie kryzysu światowego o 1,7 % bez udziału rządzących, to musi mieć spory potencjał. Tymczasem jej obecnym „wzmocnieniem” staję się Rada Gospodarcza z Krzysztofem Bieleckim na jej czele. Skład Rady ( oczywiście z prof. Orłowskim) tak dobrany, że w swych rekomendacjach nie wyjdzie poza potrzebę reformy finansów publicznych, deregulację i dokończenie prywatyzacji.
    I jak się nie frustrować? Zbliżają się wybory prezydenckie, samorządowe, w następnym roku parlamentarne. I na kogo głosować, by coś zmienić? A może by tak prof. G. Kołodko pomyślał o powrocie do życia publicznego, badź przynajmniej zaczął budować zaplecze intelektualne… Ale dla kogo?

  8. (683.) Panie Profesorze – oczywiscie rozumiem, że ta ekipa w danym momencie była najodpowiedniejsza. Że nie wykazali się siła charakteru – jak wiadomo, w środowiskach naukowych jest to towar róznie rzadki jak w każdym innym. Wszystko zależy od warunków. To co mnie zdumiewa, to brak instynktu samozachowawczego. Bo jesli sa tacy fachowi – dlaczegfo nie widzą, że zmierzamy w kierunku sytuacji Greji? Nie mogą się – jak szarzy obywatele – tłumaczyć brakiem informnacji (bo w mediah polskich z wiadomości zagranicznych od lat pojawia sie tylko Katyń, Kuba i Berlusconi).

  9. (682.) Witam pana Profesora i blogowiczów,
    Często czytam wypowiedzi zamieszczane na tym blogu i wydaje mi się, że wielu komentatorów zadaje pytania, na które odpowiedzi można znaleźć w książkach Pana Profesora. Według moich znajomych, którzy mieli dostęp do książki “Wędrujący świat”, jest zdania, że jest ona nie do przeczytania, ale do c i ą g ł e g o c z y t a n i a, a n a l i z o w a n i a i p r z e m y ś l e ń! Osobiście podzielam taki pogląd. Szkoda, że ta książka nie należy do obowiązkowych lektur w liceach, a na pewno na studiach nie tylko ekonomicznych…

  10. (681.) Ktoś, podpisany znakiem buźki (wpis 678), dopytuje się o moje nowe fotografie. I słusznie zauważa: “A może już są – tylko przeoczyłam”. Tak, przeoczyłaś, bo jest w sumie ponad 30 nowych zdjęć z ostatnich podróży, zwłaszcza na Karaiby i do Maroka. Część z nich, podpisana stosowanymi krótkimi cytatami z “Wędrującego świata”, wzbogaciła Galerię w NAWIGATORZE ( http://www.wedrujacyswiat.pl/Galeria.php ), część natomiast znalazła się w Galerii zdjęć na stronie TIGERa ( http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/galeria.htm ), głównie w sekcjach “Podróże” i “Kultura”, ale także w “Natura” i “Sport”. Które najciekawsze? A które najładniejsze?

  11. (680.) Żeby gospodarka nie zwijała się, to dla mnie musi powstać silne Państwo.
    Co przez to rozumiem? Muszą zajść takie mechanizmy aby ukształtował się taki kapitalizm, który nie jest zorganizowaną formą przestępczą. W ustroju tym byłoby miejsce na rodzinną własność prywatną, na suwerenność narodu wobec innych narodów a oligarchia, nie miałaby racji bytu.
    Mam nadzieję, że następne pokolenie dożyją takich czasów. Pozdrawiam Czytelników i Właściciela bloga :)

  12. (679.) -> Maria-Dora (wpis 677)
    Dziękuję za zainteresowanie, to bardzo miłe. Zachęciła mnie Pani do dalszego pisania. Chaotycznie, za emocjonalnie przedstawiłem sytuację, przepraszam. Problem jednak jest i to duży. Pokładam nadzieję w tym, że gospodarka ma coś z Feniksa.
    -> Marek (wpis 672)
    Czy byłby Pan uprzejmy wyjaśnić dlaczego nowi/starzy, ideowi, których nie trzeba się wstydzić ludzie, będący dzisiaj u władzy nie potrafią uruchomić takich mechanizmów, aby gospodarka nie zwijała się, jak to pięknie powiedziała Pani Maria-Dora. Jestem bardzo ciekawy Pana argumentów. O kryzysie swiatowym słyszałem i traktuję ten argument jako wykręt.
    Serdecznie pozdrawiam wszystkich.

  13. (678.) Witam Panie Profesorze, z pewnościa jest Pan bardzo zajety i pochłoniety odpowiadaniem na interesujące i istotne pytania blogowiczów. Pozwolę sobie jednak wykraść Panu małą chwilkę z tego cennego czasu i poproszę o zaspokojenie mojej ciekawości związanej Pana galerią. Nieustannie Pan podróżuje i z pewnością w te podróże zabiera Pan aparat fotograficzny. Kiedy więc mozna sie spodziewać kolejnych artystycznych dowodów tych wędrówek? A może już są – tylko przeoczyłam

  14. (677.) Witam Autora i czytelników.
    Wydaje mi się, że Pan Zbigniew ukazał w swoim komentarzu istotny problem narastania sytuacji kryzysowej. Napisał tak:
    “Do tego dochodzi hamowanie wydatków, wszystkich kategorii. Trudne rozmowy z pracownikami, którzy nie zarabiają dużo i chcieliby więcej. Rozumiem ich, ale podwyżek nie dostaną. Ten rok zadecyduje czy spółka utrzyma się na rynku czy też nie.”

    Pan Zbigniew ma problemy i nie może dać podwyżek, ale rosną opłaty stałe dla ludności, jak choćby prąd i gaz, a także inne ceny. Wobec tego przy tych samych pensjach kupią mniej produktów. To z kolei wywoła problemy w innych firmach, które sprzedadzą mniej. One tez nie dadzą podwyżek albo i zwolnią pracowników. a to oznacza, że w końcu wróci to do Pana Zbigniewa w postaci jeszcze mniejszego popytu na jego produkcję. Innymi słowy, wywiązuje się sprzężenie zwrotne, które prowadzi do zwijania się gospodarki.
    Przy tym mniejsze zakupy ludności to zarazem niższe płacone podatki: VAT, jak i z PIT czy CIT, a więc kłopoty budżetu.

    Powstaje więc sytuacja, że są moce produkcyjne, niezaspokojony popyt, a gospodarka się zwija. Jak dla mnie to ukazuje patologię kapitalizmu, wbudowany w ten system mechanizm samoniszczący.

    Pozdrawiam wszystkich.

  15. (676.) Szanowny Panie Profesorze!

    Jutro są imieniny Grzegorza i z tej okazji na pewno wiele osób życzyć
    będzie Panu mnóstwo zdrowia, szczęścia, sukcesów itp. Ale przecież
    Pan to wszystko ma .
    Więc ja może trochę inaczej ;-)

    Życzę Panu :

    – dużej ilości pragmatyzmu ( ale bez przesady, bo czasem odrobina
    romantyzmu bardzo umila życie)

    – mniej koincydencji ( choć niektóre przypadkowe zdarzenia mogą być
    także całkiem przyjemne)

    – ZRÓWNOWAŻONEGO SPOKOJU :-) ( bardzo potrzebny w kontaktach z ludźmi)

    – wzrostu PKB ( choć to nie jest w życiu najważniejsze)

    Reasumując życzę , aby Pana ZIP czyli Zintegrowany Indeks Pomyślności
    zawsze był bliski wartości 1 ( oczywiście jeśli 1 oznacza szczyt szczęścia).

    Pozdrawiam z przymrużeniem oka i z pytaniem o Pana ostatnią podróż po
    Afryce ? Podzieli się Pan z nami swoimi wrażeniami?

    :-)

  16. (675.) Nie rozumiem dlaczego Profesor Kołodko powinien tłumaczyć się, czy być odpowiedzialnym za byłych współpracowników. Zespół ludzi, którym kierował pracował dobrze, były cele, szliśmy do przodu, rozwijaliśmy się. Powstała spółka, w której pracuję.
    Dzisiaj dzień w dzień dzwonię do klientów szukając pieniędzy. Do znudzenia odpowiadam czemu nie przelałem pieniędzy za tą czy inną fakturę. Całe szczęście, połowa produkcji idzie do Unii i stamtąd należności wpływają bez opóźnień. Mam jednak obawę, że w tym roku spółka poniesie stratę. W listopadzie ubiegłego roku podaliśmy zagranicznym klientom cennik na 2010r. W kalkulacjach zakładałem umocnienie się złotego, ale nie tak duże.
    Do tego dochodzi hamowanie wydatków, wszystkich kategorii. Trudne rozmowy z pracownikami, którzy nie zarabiają dużo i chcieliby więcej. Rozumiem ich, ale podwyżek nie dostaną. Ten rok zadecyduje czy spółka utrzyma się na rynku czy też nie.
    Udogodnienia typu “jedno okienko”, czy obniżenie kosztów poprzez wcześniejsze wypłaty zasiłku chorobowego z FUS dla starszych pracowników nie pomagają. Spółka drepce w miejscu. Kto jest za to odpowiedzialny, 15 ludzi pracujących w spółce ?.
    Przy okazji serdeczne pozdrowienia dla Pana Profesora Kołodki, życzę wielu merytorycznych pytań, przeczytałem Wędrujący Świat, uczę się czytając Pana wpisy i wpisy innych osób.

  17. (674.) I have realized that many of the best things in this life are found in couple, like the hamburgers and french- fries. In the same way, economic models and the economies that apply the models need a support in many aspects (like strong finances, foreign sector, social agreement), and a wonderful tool called governability situated in credible, transparent and solid institutions, among other things.
    In my country (Mexico), the discrepancy of governability is located since the moment that the decision of a free market economy wasn’t taken at the inside of the nation, it was taken according to international interests, -a reproduction of the American Way of Life- which effects are seen in generations of families who have played the role of a subordinated society of an North American hegemony , position that is hard to overcome for new generations, but not impossible…

  18. (673.) Zapytany zostałem, czy wstyd mi za niektórych ludzi z mojej ekipy gospodarczej. Bynajmniej. Wstyd to może być rodzicom za źle wychowane dzieci. Albo politykom za ich własne błędy. To prawda, że zaliczyć do nich można także przyciągnięcie do polityki ludzi niekompetentnych czy niegodziwych. Ale tak z pewnością nie było w moim przypadku, więc nie mam żadnego powodu, by sobie głowę popiołem posypywać. Jeśli więc ktoś ma do kogoś zastrzeżenia albo źle ocenia obecną działalność kogoś z mojej dawnej ekipy, to doprawdy nie może mieć o to do mnie pretensji. Odpowiadam za swoje czyny i za swój czas.

    Gdy zajmowałem się aktywną polityką gospodarczą, zaprosiłem do współpracy kilkanaście osób, w tym wszystkie, które wymienia w swoim komentarzu na blogu Marek (wpis 672): profesorów Jerzego Hausnera, Danutę Hubner, Marka Belkę, Elżbietę Chojnę-Duch oraz dr Halinę Wasilewską-Trenkner. Prawie wszyscy oni wywodzą się ze środowiska akademickiego i wcześniej nie mieli praktycznych doświadczeń w sprawowaniu wysokich i odpowiedzialnych stanowisk państwowych. Jedynie dr Wasilewska-Trenkner już przed przyjściem do resortu finansów była sprawdzonym w bojach wysokim urzędnikiem Centralnego Urzędu Planowania, który skądinąd w ramach reformy centrum gospodarczego rządu w 1996 roku zlikwidowałem, tworząc w to miejsce później z kolei niesłusznie przez innych zlikwidowane Rządowe Centrum Studiów Strategicznych.

    Podczas realizacji “Strategii dla Polski” spoza środowiska akademickiego pochodziło jeszcze trzech wiceministrów – Izabela Dudzin, wpierw w Urzędzie Rady Ministrów, a potem w resorcie zdrowia, dr Jan Bogutyn w Ministerstwie Finansów oraz Marek Wagner w Urzędzie Rady Ministrów. Natomiast fachowców wywodzących się z wyższych uczelni było więcej, chociażby wiceminister rolnictwa i specjalistka od wielofunkcyjnego rozwoju obszarów wiejskich, prof. Katarzyna Duczkowska-Małysz, wiceminister w Urzędzie Rady Ministrów pomagający mi w prywatyzacji i koordynacji polityki finansowej niejako w poprzek resortów, prof. Jan Monkiewicz, sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów prof. Krzysztof Kalicki i podsekretarze w tymże resorcie, profesor Ryszard Michalski (później był raz jeszcze wiceministrem) i prof. Andrzej Sopoćko, a także dwukrotny wiceminister – wpierw w resorcie przekształceń własnościowych (później skarbu), a potem w finansach – prof. Jan Czekaj, który jeszcze później – i do niedawna – był członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Mam nadzieję, że skoro Marek ich nie wymienia, to nie ma do ich pracy i postawy większych pretensji. Pewnie też dlatego, że wszyscy oni wycofali się z polityki – niektórzy wraz ze mną, inni później – i zniknęli z publicznego świecznika.

    Nie można wszystkich jedną miarką oceniać, ale bez wątpienia wtedy, kiedy sam byłem w rządzie jako wicepremier i minister finansów, a także – co ważne – przewodniczący wpierw (w latach 1994-97) Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów i później (w latach 2002-03) Komitetu Rady Ministrów, czyli kluczowych organów przygotowujących decyzje rządowe, byli to właściwi ludzie na właściwych miejscach. W tym drugim okresie pomagały nam także jako podsekretarze stanu w Komitecie Badań Naukowych prof. Ewa Okoń-Horodyńska oraz w Ministerstwie Edukacji Narodowej prof. Hanna Kuzińska, a jednym z wiceministrów finansów był wywodzący się spoza środowiska akademickiego Marek Ociepka.

    Wszyscy ci ludzie potrafili nie tylko dobrze organizować tok swoich myśli, ale także pracę podległych im zespołów, pionów, urzędów, resortów. W takim otoczeniu można było skutecznie koordynować politykę gospodarczą. Z całego tego areopagu dało się zrobić nie tylko “wicerząd wicepremiera” – bo tak naprawdę w 1994 roku o mojej ekipie gospodarczej pisała “Rzeczpospolita” – ale dałoby się także stworzyć wysokiej klasy Radę Wydziału na porządnej wyższej uczelni czy też Radę Naukową przedniego instytutu badawczego.

    Jednakże praca polityczna i złożone działania w administracji szczebla krajowego to nie uniwersytet. Mówiąc lapidarnie, o ile w nauce wystarczy – bagatela! – mieć rację, to w polityce, w warunkach demokracji, trzeba mieć jeszcze większość. A jej pozyskiwanie – tak w wąskim znaczeniu, w gronie rządu i w ławach parlamentarnych, jak i w szerszym wymiarze, czyli w całym społeczeństwie – to nie lada sztuka. Wymaga to bowiem nie tylko logicznej argumentacji, ale także umiejętności przeciwstawiania się irracjonalności, krótkowzroczności, zaściankowości, chciwości, a także manipulowaniu opinią publiczną przez opozycję i niektóre media – obojętne w tym przypadku, czy z motywacji ideowej, czy po prostu ze względu na określone interesy grupowe. To właśnie udane łączenie akademickiej wiedzy z polityczną sprawnością było źródłem sukcesów tamtej ekipy gospodarczej, acz z pewnością w większym stopniu udawało się to w pierwszym epizodzie rządowym, w latach 1994-97, niż w drugim, w okresie 2002-03.

    Z pewnością ta grupa kilkunastu wiceministrów, a także bez mała drugie tyle doradców, których przyciągnąłem do rządu już w roku 1994 i później, to była najlepsza, bo najbardziej skuteczna ekipa gospodarcza w Polsce w ostatnich dekadach – nie tylko podczas dwudziestolecia transformacji. Będąc pod obstrzałem przeciwników politycznych na początku realizacji “Strategii dla Polski” odpowiadałem im: “po owocach nas sądzić będziecie”. Udało się, gdyż był to przecież w minionym 35-leciu najlepszy okres polskiej gospodarki – najszybszego wzrostu produkcji i największego spadku bezrobocia, największego postępu instytucjonalnego i społecznego. Nie ma się tu więc czego wstydzić, wręcz odwrotnie: można być dumnym z tych ludzi – fachowych, uczciwych, oddanych sprawie Polski i rozwoju.

    No, ale Marek nie tamten okres ani też nie lata 2002-03 – czas tworzenia i uruchamiania “Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” – ma na myśli. Chodzi mu o okres późniejszy, a zwłaszcza ostatnie lata. Tak przynajmniej odczytuję to z jego supozycji, gdy dość ostro pyta: “Nie wstyd Panu za tych ludzi, którzy bardziej ciągną się za modą i pieniędzmi niż za ideami i sprawami, które Panu przyświecają?” Sporo w tych oskarżeniach przesady, ale bywa, że ludzie się zmieniają. To naturalne. Zmieniają się bowiem poglądy i postawy, sympatie polityczne i preferencje ideowe. Jeśli zmiany te idą we właściwym, postępowym kierunku, to dobrze. Ale bywa odwrotnie i wtedy szkoda. Ale niech każdy sam za to, co czyni, ponosi odpowiedzialność.

    Swoją drogą, mało kto – policzalne jednostki – potrafią odejść z polityki z klasą, we właściwy sposób, we właściwym czasie, we właściwe miejsce. Uwaga ta odnosi się do spektrum politycznego, nie jest to bowiem przywara jakieś jednej orientacji. Od lewa do prawa, od prawa do lewa i pośrodku też. Wielu to się nie udaje, a chęć brylowania w polityce czy choćby w mediach jest przeogromna, dla niejednego nieprzezwyciężalna. Pieniądze – czasami wcale duże, kiedy indziej zupełnie marne – też swoje robią. I bywa, że jedynym sposobem na tkwienie w polityce jest zmiana barw, a więc serwilizm wobec tych, których aktualnie jest na wierzchu. Cóż, nie pierwszy i nie ostatni to raz.

  19. (672.) Odnoszę wrażenie, że Pan, Panie Profesorze, więcej niz ktokolwiek inny może opowiedzieć, czym jest bolesne uzależnienie od władzy. Nie chodzi mi o Pana osobiste doświadczenia, bo Pan jest człowiekiem idei i skutecznym pragmatykiem, ale o przygody pańskich kolegów i współpracowników. Najinteligentniejszy wśród nich jest Hausner – ale już nie raz zmieniał poglądy zależnie od koniunktury. Teraz jest współpracownikiem Winieckiego! Człowiekiem Platformy! W Krakowie zawsze był człowiekiem aktualnej władzy – jako odpowiedzialny za środowiska nukowe w stanie wojennym nie zapisał sie tam najlepiej. Nie mówię o paniach Wasilewskiej – Trenkner i Chojnie-Duch – to typowe wykonawczynie, zawsze podległe dominującym poglądom. Ciekawszy jest przypadek pani Huebner, która ma wyraźną osobowość, ale też szybciutko przeszła na pozycje liberalne, by tylko z nadania PO zatrzymać się dłużej w Brukseli. A Belka? Przecież to Pan zaproponował go Kwaśniewskiemu na doradcę, a potem, razem z Hauserem, był w opozycji do własnego rządu! I teraz w nagrodę ciepła posadka w Waszyngtonie. Co Pan o tym sądzi? Przecież to Pan wprowadził tę grupe do wielkiej polityki! Mówiono o nich, że to Pańscy ludzie, ekipa Kołodko, a “Rzepa” kiedyś nawet dała całostronicowy artykuł “Wicerząd wicepremiera”. Nie wstyd Panu za tych ludzi, którzy bardziej ciągną się za modą i pieniędzmi niż za ideami i sprawami, które Panu przyświecają?

  20. (671.) Panie Profesorze, w nawiązaniu do Pana wykładu w Polkowicach uprzejmie proszę o uwzględnienie w czasie wystąpienia problemu stosunku podatków od rencistów/emerytów do innych składników budżetu.

  21. (670.) Szanowny Panie Profesorze.
    Jestem w trakcie czytania Pańskiej książki pt.”Wędrujący świat”.
    Omawia Pan zjawiska składające się na neoliberalizm i globalizację. Ze swojej strony, analizując rozwój gospodarki na świecie, zgadzam się z Panem, że nie można ortodoksyjnie podchodzić do w/w zagadnień.
    Żródeł rozwoju tych zjawisk upatruję głównie w poczynaniach amerykańskich.Przecież kryzys gospodarczy w latach 30 powstał na skutek całkowitej liberalizacji działań wielkiego kapitału. W jego interesie nie leży wolna konkurencja.Wielkie korporacje zazdrośnie strzegą zdobytych już rynków zbytu lub stref wpływu,eliminując wszelkimi środkami rodzącą się konkurencję. Przecież doszło już do tego, że one same dyktują warunki jakich spełnienia oczekują aby rozpocząć działania na terenie upatrzonego przez siebie państwa. Władze po prostu doprowadzając na skutek działań “doradców” nasłanych przez państwa matki doprowadzają do likwidacji własnych przedsiębiorstw, i mając pistolet przystawiony do głowy – dostają propozycję nie do odrzucenia.Odpowiednia presja ze strony politycznej jak i wielkich korporacji z MFW na czele powoduje że wielki kapitał międzynarodowy o przeważającym udziale kapitałów z USA wchodzi na nowe rynki, ale już na swoich warunkach.
    Patrząc na rozwój gospodarki amerykańskiej, to przez prawie cały czas rozwija się dzięki wojnom i konfliktom w których USA biorą udział bezpośredni lub pośredni.Amerykanie zarobili na I i II wojnie światowej. Nie potrzebowali odbudowywać swojego kraju. Przemysł zbrojeniowy, pracując dla potrzeb wojska ciągnął również rozwój innych gałęzi przemysłu pracującego dla potrzeb nie tylko wojska.Patrząc na poczynania kolejnych rządów amerykańskich, to przecież przez cały niemal czas od zakończenia II wojny światowej, na całym świecie wywołują konflikty zbrojne, co skutkuje permanentnym rozwojem w/w przemysłów. Ostatnie konflikty toczą się pod pozorem wprowadzania demokracji, wolności osobistych /dla czego nie w Arabii saudyjskiej/.A tak naprawdę chodzi tylko i wyłącznie o zdobycie nowych rynków zbytu, odzyskanie utraconych i zdobycie nowych stref wpływu, co umożliwi wejście w niedalekiej przyszłości wielkiego kapitału rodem z USA.Przecież korpus dyplomatyczny USA ma główne zadanie – przygotowanie nowych rynków dla korporacji amerykańskich. Dochodzi do tego, że tam gdzie wchodzą firmy amerykańskie i wygrywają przetargi, to te kraje mają spokój, i miejscowe władze są pod ochroną USA. Jeśli jest odwrotnie, to mamy przykład Chile.
    Doszedłem do wniosku że permanentne konflikty które wybuchają na świecie, są potrzebne gospodarce amerykańskiej, ponieważ ta nie mogła by się tak efektywnie rozwijać. Promowany przez gremia amerykańskie neoliberalizm, to mydlenie oczu.
    Przecież sami wywołują wojny, sami stworzyli terroryzm, nie licząc się jak Pan zauważył z warunkami panującymi w innych krajach.Kiedyś był kolonializm, a obecnie neoliberalizm, a właściwie to chyba neokolonializm.Nie bez przyczyny, część krajów Ameryki Łacińskiej poszła już własną drogą rozwoju, np Brazylia, odcinając się , jak Pan napisał od dotowania gospodarki USA.
    Europa chyba wyciągnie wnioski, i pójdzie też własną drogą rozwoju, mając za przykład kraje skandynawskie i np.Chiny.W ramach EWG powinniśmy coraz bardziej zacieśniać kontakty w różnych dziedzinach, rozwijać gospodarkę nie w oparciu o konflikty, tak aby za kilkadziesiąt lat mógł powstać byt polityczno-gospodarczy coś na wzór państwa związkowego, czy też stanowego.Na przykładzie krajów skandynawskich i np.Chin widać że aby się rozwijać nie trzeba prowadzić konfliktów zbrojnych, w wyniku których traci się nad nimi założoną wcześniej kontrolę.
    Trzeba szanować odrębności kulturowe. Nie wolno spychać społeczeństw do roli pariasów,ponieważ rodzi to nienawiść, która przejawia się nawet w postaci terroryzmu.Jeśli amerykanie poprzez swoje działania polityczno-gospodarcze doprowadzili do rozwoju terroryzmu, to należy im wspaniałomyślnie pozwolić aby z tym zagadnieniem sami się uporali, ponosząc przy tym odpowiednie koszta.
    Pozwoliłem sobie na taki skrót myślowy, wychodząc z założenia, że nic na tym świecie nie dzieje się bez przyczyny. Aby wybrać własną ścieżkę rozwoju gospodarczego, nie wolno potępiać wszystkiego co osiągnęliśmy w naszym kraju. Niestety plan Balcerowicza, który w szybkim czasie doprowadził do “pełnych półek” zniszczył całą naszą gospodarkę. Walnie przyczyniło się do tego wprowadzenia lichwiarskiego oprocentowania kredytów, co zarżnęło cały prawie nasz przemysł.Efekty wszyscy znamy.Brak całych gałęzi przemysłu. Właściwie to już prawie nie ma polskiej gospodarki.Moim zdaniem, jest teraz gospodarka na terenie Polski. Kończąc , chciałbym poznać opinie Pana Profesora w poruszonych prze ze mnie zagadnieniach i uwagach.
    Z poważaniem Władysław Radny

  22. (669.) Witam!
    Śledzę dość uważnie blog prof. G. Kołodki i obserwuję obecnie dominację wpisów kończonych pytaniami (często o fundamentalnym znaczeniu) do Profesora, który stara się skrzętnie na nie odpowiadać. A przecież to człowiek mocno zajęty, wiec w swej zarozumiałości postanowiłem go trochę odciążyć. Tym bardziej, że między wk a gwk niewielka różnica…:).
    Piotr (wpis 666) pyta, co zrobić by przywrócić automatycznie 5-6 procentowy wzrost PKB. Chciałoby się od razu zareagować, że automatycznie z dnia na dzień gospodarka nie może trzykrotnie zwiększyć dynamiki rozwoju. Ale chwila refleksji… Proszę sobie przypomnieć, że w polskim planie antykryzysowym (znanym pod nazwą Plan Stabilności i Rozwoju) z listopada 2008 r. założono ułatwienia dostępu do kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw poprzez poręczenia skarbu państwa i BGK na kwotę 40 mld zł, co miało wykreować akcję kredytową przynajmniej do poziomu 20 mld zł. Faktycznie BGK udzielił poręczeń w kwocie kilkunastu milionów…
    W rezultacie banki z uwagi na ryzyko gospodarcze i brak rządowych działań ograniczających jego poziom nie rozwijają akcji kredytowej. Kredyty dla sektora przedsiębiorstw spadają, jedynie kredyty konsumenckie symbolicznie wzrosły, a sektor bankowy dysponują nadwyżka płynności sięgającą 60-70 mld zł. Co więcej, nadpłynność będzie rosnąć, bowiem Komisja Nadzoru Finansowego wprowadziła tzw. Rekomendację T, która przy okazji porządkowania dobrych praktyk w zakresie udzielania kredytów konsumenckich, zaostrza kryteria udzielania kredytów osobom indywidualnym. Zatem ten jedyny nieznacznie rosnący portfel kredytowy, najprawdopodobniej zacznie maleć (sama KNF szacuje 5-10% spadek). A dzieje się to w sytuacji, gdy nasz wzrost gospodarczy zawdzięczamy popytowi konsumpcyjnemu.
    Warto także wiedzieć, że od jesieni 2008 r. mamy instytucjonalna płaszczyzną koordynowania polityki fiskalnej, monetarnej i nadzorczej w postaci Komitetu Stabilności Finansowej z udziałem ministra finansów, prezesa NBP i przewodniczącego KNF. Co prawda ciało to nie posiada uprawnień decyzyjnych, ale daje możliwości wymiany poglądów w kwestii kojarzenia potrzeb bezpieczeństwa sektora finansowego i potrzeb gospodarki, a wiec i dokonywania uzgodnień do wdrażania przez członków Komitetu. No, i jakie rezultaty?! Szkoda gadać!
    A przecież te 1,7% PKB nasza gospodarka osiągnęła bez żadnego udziału rządzących. Zatem w sumie wystarczyłoby niewiele wysiłku intelektualnego w polityce gospodarczej i uruchomienia istniejących instrumentów polityki makroekonomicznej, by osiągnąć co najmniej 5-6% PKB. Obecnie uwaga rządu koncentruje się na pisaniu różnych programów reform i strategii rozwojowych. W sumie aktualnie posiadamy oficjalnie 6-7 planów i programów rozwojowych, w których zróżnicowanie akcentów prowadzi do wyraźnych sprzeczności. Tak więc, najnowszy hit rządowy – Plan Rozwoju i Konsolidacji Finansów winien zostać poprzedzony konsolidacją rządowych programów rozwojowych, bo w zasadzie Polska nie posiada ugruntowanej strategii rozwojowej. Jak poszerzać bazę podatkowa droga wzrostu gospodarczego by zmniejszać deficyt budżetowy i zadłużenie sektora publicznego gdy:
    • Minister Finansów nie obniża ryzyka gospodarczego
    • KNF zaostrza politykę kredytową
    • RPP przymierza się do zacieśnienia polityki pieniężnej (podwyżki stóp procentowych), co widać w wypowiedziach nawet „gołębi” (S. Skrzypek, A. Glapiński).
    Jedynym instrumentem polityki gospodarczej polskiego rządu staje się mapa Europy z Polską w zielonym kolorze.

  23. (668.) Odpowiadając na pytania Piotra (wpis 666) muszę podkreślić, że nie ma żadnej prostej recepty ani łatwego sposobu przywrócenia polskiej gospodarce wysokiej dynamiki rozwojowej. To prawda, że po spowodowanej szokiem bez terapii zapaści początku lat 1990. udało się podczas realizacji “Strategii dla Polski” wprowadzić gospodarkę na ścieżkę szybkiego wzrostu. W latach 1994-97, przy średnim rocznym tempie wzrostu realnego PKB na mieszkańca 6,4 proc., w sumie skoczył on przez ten okres aż o 28 proc. Polska została nazwana “tygrysem Europy” i więcej Polaków do kraju wracało niż z niego wyjeżdżało – odwrotnie niż obecnie. Podobnie, po załamaniu koniunktury i stagnacji wywołanej niepotrzebnym przechłodzeniem gospodarki w latach 1998-2001, udało się przyspieszyć tempo wzrostu wskutek uruchomienia “Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” w latach 2002-03 i potem. Marek Belka rzucił hasło: “1-3-5” sugerując taką sekwencję przyspieszenia wzrostu gospodarczego, ja zaś mówiłem o ścieżce “3-5-7”. Nie tylko mówiłem, gdyż tak właśnie się stało. O ile w IV kwartale 2001 roku PKB zwiększył się o śladowe 0,2 proc., to w I kwartale 2004 roku skoczył w górę już o 7,0 proc. Zasadnicze znaczenie odegrało w tym zwrocie niekonwencjonalne oddłużenie około 60 tysięcy przedsiębiorstw, choć i zmiana oczekiwań wywołana zbliżającym się wejściem do Unii Europejskiej swoje też zrobiła.

    Wspólną cechą obu tamtych okresów szybkiego wzrostu i dynamicznego rozwoju była kompleksowa polityka gospodarcza opierająca się na właściwym zdefiniowaniu celów, z jednej strony, oraz oparciu się na poprawnej teorii ekonomicznej, z drugiej. Tego zaś brakowało w innych okresach i także obecnie nie starcza, kiedy to polityka gospodarcza ponownie podporządkowana jest neoliberalnej doktrynie. Wtedy wszakże – zwłaszcza podczas przyspieszenia okresu “Strategii dla Polski” – istniały głębsze i łatwiejsze do wykorzystania rezerwy. Obecnie sytuacja jest bardziej skomplikowana i dużo trudniejsza.

    Bezsprzecznie Polska wciąż potrzebuje kompleksowej, długofalowej strategii zrównoważonego rozwoju. Zrównoważonego nie tylko gospodarczo w odniesieniu do finansów i handlu, ale również społecznie i ekologicznie. Jego podstawą musi być wysoki poziom oszczędności i inwestycji, które muszą finansować zwłaszcza budownictwo infrastrukturalne oraz ochronę środowiska naturalnego w oparciu o wykorzystywanie przede wszystkim krajowych zasobów. Na to nakładać się musi ekspansja eksportowa, zwłaszcza poza obszar Unii Europejskiej, co zostało w ostatnich latach mocno zaniedbane. Wzrost gospodarczy musi być zatem w coraz większym stopniu ciągniony przez eksport kierowany na zdywersyfikowane rynki zagraniczne. Nie może trwać w tej mierze inercja przejawiająca się w tym, że prawie 80 proc. obrotów naszego handlu zagranicznego dokonuje się w ramach Unii Europejskiej, która wytwarza 20 proc. światowej produkcji, podczas gdy z resztą świata, wytwarzającą 80 proc. planetarnego produktu brutto, handlujemy zaledwie w 20 proc. Dalsza ekspansja eksportu wymaga jednakże osłabienia, a nie wzmocnienia złotego, ku czemu znowu idzie. Nieco szerzej piszę o tym, choć to tylko kierunki i ogólny zarys pożądanej strategii, w artykule pt. “Rozwój gospodarczy i postęp społeczny. W poszukiwaniu strategii dla Polski” dostępnym pod łączem http://www.tiger.edu.pl/kolodko/artykuly.htm#po_polsku.

    Niestety, podczas najbliższych dwu-trzech lat – a może i dłużej – Polska nie ma szans na istotne przyspieszenie wzrostu gospodarczego ze względu na ogólną niewydolność polityki. Jedyna nadzieja na poprawę sytuacji tkwi w oddolnych inicjatywach, prywatnej przedsiębiorczości i lokalnej samorządności. Ale to nie wystarczy.

    Niezbędna jest także prowzrostowa polityka makroekonomiczna stymulująca w sposób bezinflacyjny zagregowany popyt wszystkich trzech sektorów: gospodarstw domowych (ludności), przedsiębiorstw i państwa (sektor publiczny). W tym celu bank centralny nie powinien w najbliższych kwartałach podnosić stopy procentowej, aczkolwiek obawiam się, że pod presją tzw. rynku, a dokładniej pewnych grup interesu, to uczyni. W tym celu także niezbędne są przesunięcia w poziomie i strukturze dochodów i wydatków budżetu państwa, który musi mieć bardziej prorozwojowy charakter. Deficyt budżetu i dług publiczny rosną, ale w znikomym stopniu jest to związane z sensownym stymulowaniem zagregowanego popytu, co postulowałem już półtora roku temu. Rząd realizuje politykę budżetową dokładnie taką, jaką wcześniej krytykował jako niedorzeczną i od której się odżegnywał.

    Istotnym instrumentem polityki nakręcania, a później podtrzymywania wysokiej koniunktury musi być partnerstwo publiczno-prywatne, zwłaszcza w odniesieniu do projektów i zadań infrastrukturalnych i ekologicznych oraz inwestowania w kapitał społeczny. W tej ostatniej sferze przejawiać się musi rozwój stymulowany w coraz większej mierze przez tzw. gospodarkę opartą na wiedzy. Jednakże poza pewnymi enklawami, gdzie jest już zupełnie nieźle, bez aktywnego zaangażowania środków publicznych pozostawać to będzie w sferze jałowych postulatów. A to dlatego, że sektor prywatny samoistnie nie jest w stanie finansować właściwej jakości kapitału społecznego, bez którego skądinąd sam też nie może się dynamicznie rozwijać.

    Polski problem to przede wszystkim problem polityczny. Aktualne wyzwania koniunkturalne, instytucjonalne i strukturalne przerastają możliwości i umiejętności zarówno rządzących, jak i tych do rządów prących. Niech zatem Piotr nie ma złudzeń, że za dziesięć lat osiągniemy zachodni poziom produkcji, bo to wymaga równej zachodniej wydajności pracy. Gdyby cały czas, począwszy od roku 1994, iść do przodu w tempie wzrostu 5-6 proc. – a jak to się robi, pokazaliśmy już dwakroć – to obecnie PKB na mieszkańca Polski, także ten przypadający średnio na Piotra, byłby w porównaniu z rokiem 1994 o 90 proc. wyższy. A tak jest on zaledwie o 80 proc. większy niż dwie dekady temu, w roku 1989. I gdyby taką trajektorię wzrostu gospodarczego kontynuować przez następne dwadzieścia lat, to można by wyrównać PKB per capita w Polsce z tym, którym cieszą się bogate kraje, gdyż przy tempie wzrostu produkcji 6,4 proc. rocznie dochód podwaja się co 12 lat. Ale byłyby to dopiero strumienie o podobnej wielkości, a nie standardy życia, które są funkcją nie tylko bieżących dochodów, ale także nagromadzonych przez lata i pokolenia zasobów.

    Nie należy zatem mieć złudzeń. Polska nie wykorzystując szans, jakie nam daje globalizacja i transformacja, jeszcze przez wiele, wiele lat pozostawała będzie w tyle za najwyżej rozwiniętymi państwami Zachodu. A może być tak i zawsze, jeśli uwikłani będziemy w tak marną politykę, jaką już po raz trzeci po 1989 roku aplikuje nam nadwiślański neoliberalizm.

    Nie ma zatem obecnie możliwości, by – jak pisze Piotr – “automatycznie przywrócić 5-6% wzrost PKB”. Pisząc “automatycznie”, z pewnością ma na myśli szybko, radykalnie, a może i łatwo. Polska gospodarka, wskutek fatalnego odreagowania rządu w latach 2008-10 na światowy kryzys gospodarczy i dopuszczenia do destrukcyjnej aprecjacji złotego zanim jego kurs pod siłą podmuchu tegoż kryzysu załamał się w ubiegłym roku, została doprowadzona do strukturalnej stagnacji. To już widać coraz wyraźniej. Bardzo szybko rząd Platformy Obywatelskiej sprowadził tempo wzrostu PKB z 5-6 proc. do 1-2 proc. i absolutnie nie potrafi wprowadzić gospodarki z powrotem na ścieżkę szybkiego wzrostu. Co gorsza, nie widać na politycznym horyzoncie rządu, który by to potrafił zrobić. Polska ma potencjał wzrostu gospodarczego rzędu 5-6 proc. rocznie, ale nie ma klasy politycznej, która potrafiłaby ten potencjał pro publico bono wykorzystać. I to jest polski syndrom przełomu pierwszych dekad XXI wieku.

  24. (667.) Panie Profesorze.
    Kwestia dotyczy Giełdy . Jak to jest ,że większość ekonomistów uważa ,że obrót akcjami tworzy zysk podczas gdy przy nawet powierzchniowym rozpatrywaniu tego zagadnienia stwierdza sie, że nie istnieje mechanizm tworzenia zysku przez handel akcjami. Obrót akcjami składa się z pojedynczych (anonimowych)transakcji kupna-sprzedaży.Żadna pojedyncza transakcja nie wytwarza wartości dodanej ani nie tworzy zysku. – ” Herbata nie jest słodka od mieszania ale od cukru.” Czy ekonomiści tego nie zauważają?
    Dlaczego w Pana rozważaniach nie porusza Pan Wielkiej Mistyfikacji ekonomicznej jaką jest Giełda- ze wszystkimi jej negatywnymi globalnymi skutkami ? W zeszłym roku gazeta w Polsce opublikowała np. przedruk komentarza amerykańskiego publicysty na temat negatywnego wpływu mechanizmu giełdowego na zarobki pracowników.

  25. (666.) Panie Profesorze. Jak Pan wie, według najbardziej optymistycznych prognoz wzrost PKB w Polsce będzie wynosił w najblizszych latach jedynie 3% rocznie.To oczywiscie za mało, by zarówno, nastąpił przyrost zatrudnienia, w naszym kraju, szczególnie wśród młodych- osób najdotkliwiej dotkniętych zapaścią na rynku pracy, jak też by Polska w ciągu dekady osiągnęła poziom dochodu narodowego na głowę,najbogatszych krajów w Europie. Co by Pan zrobił, by automatycznie przywrócić 5-6% wzrost PKB niezbędny do realizacji tych ważkich celów? I co Pan Profesor myśli o drastycznym umacnianiu się złotego i bierności neoliberalnego rządu w tym względzie? Czy można temu zaradzić?

  26. (665.) Wczoraj, 1.03 Pan Profesor na moje zaproszenie wygłosił wykład na Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Odpowiadając na pytanie “Dokąd zmierza świat i Polska” poruszył Pan wiele ważnych kwestii i wywołał żywą dyskusję (gdyby nie następne spotkanie, pewnie toczyłaby się jeszcze długo!). W imieniu swoim i organizacji studenckiej AIESEC chciałam bardzo Panu podziękować za to wydarzenie, było to dla nas i dla wszystkich studentów niezapomniane doświadczenie. Ciągle odbieramy gratulacje za zaproszenie tak znakomitego gościa. Mam nadzieję, że w przyszłości uda nam się ponownie zorganizować takie spotkanie bo tak jak ciągle Pan wspomina, dyskutować można bez końca. Zyskałam na tym ja, zyskali studenci, zyskał AIESEC i Akademia Ekonomiczna. Ufam, że Pan Profesor również nie zalicza tego spotkania do strat czasu. No właśnie, jak Pana wrażenia? Czy warto przyjeżdżać do Katowic? Jak Pan ocenia naszą Alma Mater?

    Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam!

  27. (664.) Na długą metę Unia Europejska, przy wszystkich różnicach narodowościowych i uwarunkowaniach kulturowych, powinna pójść w kierunku federacji. To umożliwiać będzie głębszą i bardziej skuteczną, a więc lepszą koordynację polityki – w tym zwłaszcza polityki społeczno-gospodarczej – co jest niezbędnym warunkiem systematycznego podnoszenia konkurencyjności tak całej Unii, jak i poszczególnych państw członkowskich ugrupowania. Należy zmierzać w takim kierunku także ze względu na narastającą w warunkach postępującej globalizacji konkurencję na współzależnych rynkach światowych. Zwiększać będzie się ponadto presja ze strony innych, także coraz bardziej dojrzałych, regionalnych ugrupowań integracyjnych. Niestety, bardziej ze względów emocjonalnych niż racjonalnych droga do federacyjnego kształtu Unii Europejskiej jest długa i wyboista. Ale – mam nadzieję – nie tylko Gustaw tego doczeka. I ciekaw jestem, jaki on sam ma w tej sprawie pogląd?

  28. (663.) Panie Profesorze, w jakim kierunku Pańskim zdaniem iść powinna Unia Europejska, to znaczy, czy powinna stać się federacją (wspólne resorty gospodarcze, wspólna obronność, co wiązać się będzie ze znacznymi uprawnieniami dla “europejskiego rządu”), czy też może powinna przyjąć model konfederacyjny (wspólna polityka zagraniczna, wspólna armia, ale przy zachowaniu daleko posuniętej niezależności poszczególnych państw członkowskich)?

  29. (662.) Odpowiadam krótko na dwa fundamentalne pytanie Anety (wpis 661), przy czym drugie z nich ma bardziej zasadnicze znaczenie.

    Jeśli chodzi o starzenie się społeczeństwa i jego konsekwencje dla finansów publicznych, to reformowanie systemu emerytalnego w kierunku oparcia go w większym stopniu na filarze kapitałowym nie wystarczy. Niezbędne jest także wydłużanie wieku emerytalnego. “Wydłużanie”, gdyż musi to być proces stopniowy, bez niepotrzebnych szoków i konfliktowania społeczeństwa – bez skłócania pokolenia Anety (przyjmuję, że jest studentką) z pokoleniem jej rodziców i dziadków, bez przeciwstawiania sobie ludności w wieku produkcyjnym z tą w wieku już poprodukcyjnym. Wiek emerytalny należy wydłużać o pół roku, sukcesywnie przez kolejne dziesięć lat, tak aby w rezultacie przechodzić na emeryturę, średnio biorąc, w przypadku kobiet w wieku lat 65 i mężczyzn w wieku lat 70. Średnio biorąc, bo są i będą, gdyż muszą być, wyjątki od takiej reguły.

    Poszedłbym jednak dalej. Uważam, że w większym stopniu niż mężczyznom trzeba wiek emerytalny podwyższać kobietom. Nie tylko ze względu na równouprawnienie płci, o co niektórzy słusznie zabiegają, ale przede wszystkim dlatego, że żyją one dłużej od mężczyzn. W Polsce ta różnica wynosi ponad osiem lat. To właśnie wydłużanie się czasokresu trwania życia jest podstawowym argumentem za podnoszeniem wieku emerytalnego. A w Polsce żyje się przeciętnie 75,6 lat, przy czym dla panów jest to 71,5, a dla Pań 79,9 lat. Konsekwencje są takie, że panie, przeciętnie licząc, są na emeryturze (lub rencie) prawie 25 lat, podczas gdy panowie o połowę krócej, bo lat tylko 12. Mam przeto nadzieję, że Aneta – w swoim czasie, ale ten, jak wiemy, szybko wędruje – będzie przechodzić na emeryturę w wieku lat 65 (albo jeszcze później) i wtedy nadal będzie miała przed sobą dawanego jej przez statystykę 20 lat życia, bo wtedy żyć będziemy jeszcze dłużej. Oby także szczęśliwiej!

    Oczywiście, tym z nas, którzy zechcą przechodzić na emeryturę wcześniej, należy stworzyć taką możliwość. Musi to wszakże oznaczać stosownie niższe świadczenia w porównaniu do wypłacanych po pełnej wysłudze lat. Tylko wówczas zgodne to będzie z oczywistym dla ekonomistów imperatywem funkcjonalnego systemu świadczeń emerytalnych. A system funkcjonalny nade wszystko musi być zrównoważony na długą metę. Wciąż nam do tego bardzo daleko.

    Co zaś tyczy się konsumpcjonizmu i sposobów przeciwdziałania jemu ze strony państwa, to jest to kwestia wręcz ustrojowa. Współczesny kapitalizm jest zwichnięty w tym sensie, że zdecydowanie większa siła leży po stronie producentów i dystrybutorów, dostawców i usługodawców niż po stronie konsumentów i odbiorców, klientów i usługobiorców. To trzeba zmienić poprzez jakościowe instytucjonalne wzmocnienie pozycji konsumentów, których ogłupianie i oszukiwanie musi być zasadniczo utrudnione. Radykalnie odmiennego usytuowania w systemie regulacyjnym wymaga urząd ochrony konsumenta, którego pozycja powinna być potężna, porównywalna z siłą niezależnych banków centralnych. Ogrom pracy państwo musi też włożyć w troskę o uczciwą konkurencją na rynku, który wbrew pozorom wcale nie jest rynkiem konsumenta, tylko rynkiem nieustannie – i skutecznie – manipulowanym przez producentów i dystrybutorów. Nieokiełznana nawałnica marketingowa musi być równoważona działaniami sprzyjającymi racjonalizacji zachowań konsumenckich. Wpierać je musi nie tylko państwo, ale także chroniące autentyczne interesy konsumentów organizacje pozarządowe. Oczywiście, edukacja też musi robić swoje.

    Nieco o tych zagadnieniach piszę w artykule zatytułowanym “Rozwój gospodarczy i postęp społeczny. W poszukiwaniu strategii dla Polski”, dostępnym pod łączem http://tiger.edu.pl/kolodko/artykuly/gwk_w_PRZEGLAD_SOCJALISTYCZNY_Nr_6_2009.pdf. Mówię o tym również w wywiadzie “Marketing – zorganizowane kłamstwo?” ( http://wedrujacyswiat.pl/dokumenty/BRIEF_XII%202009_B.pdf ). Do tych kwestii będziemy wracać i na pewno w swoim czasie napiszę o nich więcej. To naprawdę jedna z kluczowych spraw przyszłości. Trzeba do niej podejść z nowym pragmatyzmem, jeśli nie chcemy kolejnych kompromitacji i wpadek gospodarki rynkowej, tak jak to się dzieje obecnie w odniesieniu do neoliberalnej odsłony kapitalizmu.

  30. (661.) 1.W związku ze zmianami demograficznymi (np. starzeniem się społeczeństwa)i koniecznością ograniczenia deficytu budżetowego jakie rozwiązania należy zastosować dla zreformowania systemów emerytalnych?
    2.Czy i jeśli tak to w jaki sposób państwo powinno przeciwdziałać rosnącemu konsumpcjonizmowi?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *