Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (660.) Odpowiadam Panu Piotrowi Leszczyńskiemu (wpis 658).

    Syndrom grecki jest poważny i nie ma prostego wyjścia z sytuacji. Tym bardziej, że jest ona umiędzynarodowiona i przesadnie nagłaśniana przez media. Warto zdawać sobie sprawę z tego, że gospodarka Grecji wytwarza zaledwie 2,1 proc. produktu brutto całej Unii Europejskiej (odpowiednio 338 miliardów i 16 bilionów dolarów USD). Chodzi o relacje rynkowe, więc w tym przypadku lepiej posługiwać się kategoriami mierzonymi kursem rynkowym. Zbiegiem okoliczności liczony według parytetu siły nabywczej PKB Grecji jest identyczny z jego wartością według bieżącego kursu walutowego. W przypadku UE zaś jest on prawie o 10 proc, niższy (14,5 biliona USD), co nie wiele zmienia obraz rzeczy, tak bowiem liczony udział PKB Grecji w wartości produkcji i usług Unii wynosi 2,3 proc. Mniej więcej tak samo ma się relacja liczby Greków (10,7 miliona mieszkańców Półwyspu Helleńskiego) do całej ludności Unii (492 milionów).

    Tak więc Grecja to margines Unii Europejskiej i gdyby ta była w pełni zintegrowanym organizmem gospodarczym – podobnie jak Stany Zjednoczone – to deficyt tegoż helleńskiego stanu wobec wartości produktu brutto całej Unii byłby miejscem po przecinku: byłoby to śladowe 0,3 procenta. No, ale w Grecji jest to aż 12,7 proc. PKB. Aż, bo to naprawdę dużo, skoro co ósme euro wydawane przez rząd grecki z kasy publicznej nie znajduje pokrycia w przychodach ściąganych do tej kasy. Z tego ściągania wynikają nie tylko piętrzące się problemy, o których ostatnio coraz głośniej, ale tu także poszukiwać trzeba sposobów wychodzenia z kryzysowej sytuacji.

    Grecja jest bez wątpienia krajem o największym w całej Unii relatywnym zakresie nie rejestrowanej – a w rezultacie i nieopodatkowanej – działalności gospodarczej. Sądzę, że obszar ten jest nawet szerszy niż w Bułgarii czy Rumunii, a na pewno większy niż w Polsce. Tzw. szara strefa mieści się gdzieś w przedziale 25 do 30 proc. PKB. Jest oczywiste zatem, że główne natarcie polityki fiskalnej musi pójść w tym kierunku, aby sukcesywnie, ale i odczuwalnie dla budżetu absorbować do oficjalnego obiegu kolejne segmenty szarej strefy. W tym celu trzeba uciec się także do niekonwencjonalnych działań, zwłaszcza do amnestii podatkowej. Tę operację trzeba przeprowadzić szybko i zdecydowanie – na podobieństwo niedawno z dużym sukcesem zrealizowanej we Włoszech i na pewno inaczej niż zamierzonej bez powodzenia kilka lat temu w Polsce. W ten sposób budżet grecki w ciągu roku może pozyskać kilka miliardów euro. Wystarczy – bagatela! – wola polityczna i techniczny profesjonalizm w sferze legislacji i aparatu fiskalnego.

    Grecja powinna pilnie obniżyć deficyt budżetowy o około jednej trzeciej. To dużo. Takie są ustalenia poczynione już z UE, ale bynajmniej nie z własnym społeczeństwem, którego przedstawiciele znów agresywnie demonstrują na ulicach. Pożądane dostosowanie budżetowe wymaga nie tylko rozmaitych oszczędności i redukcji bieżących wydatków z kiesy państwowej, ale także podniesienia podatków. Najłatwiej (co nie znaczy łatwo) i z szybkimi rezultatami trzeba podnieść VAT z 19 do 20 proc. Jest oczywiste, że – jak zawsze w podobnych sytuacjach – fiskus musi sięgnąć po instrument akcyzy. Obostrzona musi być kontrola przepływu towarów akcyzowych, czyli po prostu trzeba radykalnie ukrócić przemyt, zwłaszcza alkoholu i papierosów. Grecja naprawdę stanęła w obliczu konieczności walki ze swoim własnym sportem narodowym – niepłaceniem podatków. Skala unikania ich iszczenia jest największa w Unii Europejskiej, no bo jak nie w Grecji, to gdzie?

    Sądzę, że ten powiew szarej gospodarki łatwo dostrzegają wszyscy goście ze zrozumiałych względów tak chętnie odwiedzający ten piękny i ciekawy kraj. Także liczni Polacy. Ale jeśli do lata rząd i parlament grecki nie pokażą sobie – i innym – że panują nad sytuacją, to może odbić się negatywnie na turystyce przyjazdowej. A ma ona przecież szczególne znaczenie w gospodarce, w tym w zatrudnieniu. Miast poprawy sytuacji fiskusa i stabilizacji finansowej sytuacja pogorszyłaby się jeszcze bardziej.

    Nie należy przy tym mieć złudzeń, że ogromną dziurę budżetową da się zlikwidować cięciami wydatków. To jest niemożliwe. Muszą wzrosnąć podatki. Nie tylko pośrednie – jak VAT i akcyza – ale również bezpośrednie, w tym opodatkowanie zysków przedsiębiorstw. Jeśli będzie to wmontowane w inne działania – a tylko pakietowe podejście do sprawy ma szanse i sens – to bynajmniej nie obróci się to przeciwko wzrostowi gospodarczemu.

    Jeśli taki pakiet szybko powstanie i uwiarygodni determinacją władz greckich co do twardych działań w oczach własnych obywateli i wśród partnerów zagranicznych, to pojawi się szansa na podjęcie dalszych, długofalowych działań. Wpierw wszakże, w ciągu najbliższych kilku miesięcy, Grecja musi na rynkach pożyczyć 27-28 miliardów dolarów, by finansować potrzeby wydatkowe państwa, w tym rolowanie długu publicznego. Jest to trudne i kosztowne, bo oprocentowanie greckich obligacji 10-letnich jest obecnie o 2 punkty procentowe wyższe niż dwa lata temu i wynosi około 6,3 proc. – dokładnie dwakroć więcej niż w Niemczech. A dług publiczny rośnie i wynosi już chyba ponad 110 proc. PKB, dwa razy więcej niż w Polsce.

    Nie da się tendencji w tej mierze odwrócić bez ukierunkowanych na długookresowe efekty reform strukturalnych. Jest jasne, że trzeba podnieść wiek emerytalny. Rząd grecki już to zapowiedział i chce podnieść od roku 2015 średni wiek przechodzenia na emeryturę do 63 lat. Musi to zrobić, ale udać się to może tylko wtedy, gdy równocześnie pokaże wszystkim, że potrafi obciążyć kosztami przezwyciężania kryzysu również sektor biznesu, inwestorów operujących na rynkach finansowych i bogatsze warstwy społeczeństwa. A tych wcale nie brakuje, choć minister finansów widzi ich mniej w swoich księgach, niż jest ich naprawdę.

    Grecja przeto może – i powinna – sama wyjść z kryzysu. To jest wykonalne. Wpierw na prostą, a potem – i potrwa to kilka lat, może całą dekadę lat 2010. – na długofalową magistralę zrównoważonego rozwoju. Obecnie tylko Islandia, o której było równie głośno jakiś czas temu, jest w trudniejszej sytuacji z deficytem w wysokości 14,4 proc. i długiem publicznym na poziomie 140 proc. PKB. O ile Islandii nie powinno to utrudnić rychłego wejścia w skład Unii Europejskiej, zaraz po Chorwacji, to dla Grecji bynajmniej nie oznacza to konieczności odwracania się od euro.

    Unia Europejska powinna Grecji pomóc, ale tylko na takich zasadach, na jakich Zachód pomagał Polsce, kiedy my przechodziliśmy przez głęboki kryzys strukturalny. A więc na zasadzie warunkowości, czyli wyciąganie (nie bezinteresowne) pomocnej dłoni tak, ale tylko wtedy, gdy pokażecie, że sami potraficie sobie pomóc. Polak potrafił, to i Grekowi powinno się udać. Ale radzę, by Międzynarodowy Fundusz Walutowy trzymać na dystans. To jest wpierw sprawa grecka, potem europejska, a w najmniejszym stopniu amerykańska.

  2. (659.) Interesuję mnie także Grecja, mając na uwadze Polskę, która za jakiś czas też będzie przecież w strefie euro. Zastanawiam się czy euro nie jest przede wszystkim projektem politycznym niż ekonomicznym. Bo gdyby w Unii Europejskiej najpierw pomyślano o wprowadzeniu takich samych podatków a także stopa bezrobocia i inflacja w różnych państwach byłaby na podobnym poziomie to można wtedy wprowadzać wspólną walutę.
    Patrząc z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że eurokraci chyba za bardzo chcieli i się pośpieszyli. Myślę, że najpierw kraje powinny były poczekać, przeprowadzić reformy strukturalne, a dopiero potem wprowadzać euro. Ale jest jak jest i warto przyglądać się Grecji.
    Czy rzeczywiście dla samych Greków kryzys byłby mniej uciążliwy, gdyby mogli radzić sobie w obecnych trudnościach za pomocą obniżania wartości ich własnej waluty niż używania euro?
    Przykładem może być Anglia, której wartość waluty od 2008 znacznie spadła, co spowodowało spadek kosztów robocizny w towarach eksportowych.
    Uważam, że powinniśmy przemyśleć czy rzeczywiście tak nam spieszno do euro?
    Zastanawiam się też nad taką kwestią że kiedy nastąpi sygnał od Ministra finansów, że wchodzimy do korytarza ERM II, to oczywistym faktem jest że spekulanci ruszą do gry. Czy Polska jest jeszcze suwerenna i może wprowadzić podatek Tobina? (podatek od spekulacyjnych transakcji walutowych).

  3. (657.) Witam! Filip pyta o skutki wprowadzenia euro w Polsce. Wiele już razy odpowiadałem na naszym blogu na to pytanie, dlatego najlepiej zajrzeć obok do “Wpisy prof. G.W. Kołodko na blogu “Wędrującego świata” (.pdf)” pod linkiem http://www.wedrujacyswiat.pl/blog/gwk_BLOG.pdf i posłużyć się wyszukiwarką ctrl F. Tam łatwo można znaleźć odpowiedź na pytanie o dobre (przeważające) i złe (znikome) strony wprowadzenia euro w naszym kraju. Oczywiście pod warunkiem, że stanie się to przy właściwym kursie wymiany gwarantującym długookresową równowagę zewnętrzną. Akurat obecnie mamy taki kurs, gdyż – jak powtarzam już od kilku lat – wynosi on około 4 złote za euro.

    Co zaś do procesów demograficznych i długofalowej podaży siły roboczej, to nie podzielam sceptycznych prognoz, że za 40 lat będzie nas tylko około 31 milionów. Jednakże by tak się nie stało trzeba wrócić na ścieżkę szybkiego wzrostu rozwoju społeczno-gospodarczego – takiego jak działo się to podczas “Strategii dla Polski” (ciekaw jestem, czy Filip pamięta, zna tamte czasy?) i odpowiednio inwestować w kapitał ludzki. Niestety, przy obecnej polityce jest to niemożliwe, co już chyba każdy światły człowiek widzi gołym okiem. Tylko w warunkach szybkiego i zrównoważonego rozwoju i przekonania o dobrych perspektywach na przyszłość uda się zwiększyć przyrost naturalny, ograniczyć skalę starzenia się społeczeństwa i zachęcić część wykwalifikowanych i energicznych, przedsiębiorczych Polaków do powrotu z emigracji. Nie jest to tylko problem Polski, ale w różnym stopniu wszystkich krajów Unii Europejskiej (a także niektórych innych, na przykład Japonii), o czym szeroko piszę w “Wędrującym świecie”, zwłaszcza na stronach 362-372. Cała ta sekcja poświęcona jest procesom demograficznym i ich implikacjom. Czy Filip już to czytał?

  4. (656.) Czy wprowadzenie waluty Euro w Polsce byłoby korzystne dla statystycznego Kowalskiego? Co byłoby korzystne/niekorzystne w krótkim i w długim okresie? Jak Polska powinna sobie poradzić z problemem zbyt małej ilości ludzi pracujących? Jak zapobiec tykającej bombie demograficznej?

  5. (655.) Doktorantka z Uniwersytetu w Białymstoku przysłała mi e-mailem pytanie: “Czy Ukraina, na tle bieżących wydarzeń politycznych i sytuacji gospodarczej w kraju, ma realne szanse na akcesję do Unii Europejskiej?”. Oto co krótko odpowiedziałem:

    Zważywszy na uwarunkowania polityczne i kulturowe, a nade wszystko na instytucjonalne i strukturalne słabości gospodarki Ukraina w dającej się przewidzieć przyszłości – w dekadzie lat 2010., czyli 2011-20 – nie ma szans na wejście do Unii Europejskiej. Tym bardziej, że w najbliższych latach UE nie ma ani z politycznego, ani też z ekonomicznego punktu widzenia interesu w rozszerzaniu się w tym kierunku. To by ją na krótką metę tylko osłabiło, podczas gdy Unia powinna się wzmacniać w obliczu trwającej – i nasilającej się – konkurencji globalnej. Natomiast w latach 2020. Ukraina może zostać członkiem Unii Europejskiej. Może, ale nie musi, gdyż realny jest także jej rozwój i pomyślne funkcjonowanie poza UE, zwłaszcza przy postępującej integracji z Rosją i niektórymi innymi republikami poradzieckimi. Tak więc kwestia ewentualnego członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej – a trzeba to również postrzegać w kontekście perspektyw przystąpienia Turcji do Unii – pozostawać będzie otwarta przez wiele następnych lat.

  6. (654.) Zainteresowałem się profesorem Tadeuszem Kowalikiem. I proszę, podobnie jak profesor Kołodko pozytywnie mnie zaskakuję oceną rzeczywistości.
    Mianowicie ciekawy jest artykuł prof Tadeusza Kowalika pt. “Bogata mniejszość strąca w przepaść biedniejące masy”. ( http://www.obserwatorfinansowy.pl/2010/02/18/bogata-mniejszosc-straca-w-przepasc-biedniejace-masy/ )
    Twierdzi on między innymi że:
    “U źródeł obecnego kryzysu leży giełdyzacja gospodarek światowych, wypromowana przez władającą USA oligarchiczną triadę – Wall Street+Treasury+MFW. Rezultatami jej rządów są: szybko postępująca materialna i publiczna polaryzacja społeczeństwa, stagnacja dochodów większości pracowników, złamanie siły związków zawodowych oraz podporządkowanie mediów wielkiemu kapitałowi. Wszystkie te czynniki zaburzyły mechanizmy samonaprawcze gospodarki”.

  7. (653.) Odpowiadając Panu Fröhlichowi na jego wcześniejszy wpis przywołałem przede wszystkim kilka własnych prac powstałych w początkowej fazie transformacji i wskazujących, którędy powinny prowadzić drogi ku lepszemu systemowi społeczno-gospodarczemu. Ale przecież moje propozycje alternatywnych działań nie były odosobnione. Światłych głosów opowiadających się za sensownie prowadzoną polityką liberalizacji i stabilizacji, za prywatyzacją podporządkowaną kryteriom efektywnościowym a nie ideowym, za odróżnianiem środków polityki od jej celów było więcej. Tylko neoliberalna propaganda z właściwym jej zakłamaniem – zarówno wtedy, na przełomie dekad lat 1980. i 90., jak i obecnie – z uporem narzucała wizję bezalternatywnego świata i jednego jedynego, odpowiadającego jej ideologii i interesom sposobu przeprowadzania transformacji ustrojowej.

    Wszystkich zainteresowanych odmiennymi wobec szoku bez terapii koncepcjami przemian ustrojowych i polityki makroekonomicznej zachęcam do zajrzenia do bibliografii zawartej na końcu każdej z książek, do których internetowe linki podaję w poprzednim wpisie (649). Naprawdę głosów rozsądku, odpowiedzialnych i profesjonalnych, nie brakowało. Był wśród nich także profesor Tadeusz Kowalik, choć w opublikowanej na łamach ostatniego numeru “Kwartalnika Nauk o Przedsiębiorstwie” ( http://www.przedsiebiorstwo.waw.pl ) recenzji jego książki pt. “www.polskatransformacja.pl” (Muza, 2010) profesor Paweł Bożyk zarzuca mu (“O dwadzieścia lat za późno…”, “KNoP”, nr 4 (13)/2009, s. 48-53, http://www.przedsiebiorstwo.waw.pl/k_33_154_439.html ), że z jednej strony sam nie był dostatecznie krytyczny przed dwudziesty laty, z drugiej zaś pomija alternatywne i konstruktywne poglądy innych. To prawda. Prof. Bożyk z kolei też pomija innych, przywołując swoje propozycje, opublikowane m. in. w artykule “Cudu nie będzie” (“Polityka”, 16 grudnia 1989) oraz w książce “Droga do nikąd? Polska i jej sąsiedzi na rozdrożu” (BGW, 1991). Dodać tu można jeszcze wiele nazwisk. Spośród ekonomistów polskich w szczególności w swoich przestrogach i propozycjach racjonalnej transformacji trzeba wymienić m. in. działających w Wiedniu profesorów Kazimierza Łaskiego i Leona Podkaminera. Nie brakowało też zainteresowania i troski wśród niektórych ekonomistów zagranicznych, pośród których wyróżniał się profesor Domenico Mario Nuti.

    Było ich więcej, co znajduje odbicie w publikacjach z tamtych lat. Nie da się ich przykryć zasłoną milczenia, jak chciałoby tego neoliberalna zakłamanie, dobrze więc że nasza wymiana zdań w tych sprawach choć po części odkrywa prawdy, które – wydawałoby się – powinny być oczywiste. Żal tylko, że Wiola (wpis 651) chyba jednak nie wierzy, że prawda weźmie górę. Cóż, również i w tej mierze nie można zapominać – jak piszę na początku V rozdziału “Wędrującego świata” (s. 139) – że “Dojść do idealnego świata nie sposób, ale iść trzeba.” No to idźmy…

  8. (652.) Szanowny Panie Profesorze,

    zabiorę się wkrótce do książki: “Kryzys, dostosowanie, rozwój”, PWE, 1989 pana autorstwa. Jest to ważne, by wykazać, że PRZED kryzysem i klęską spowodowaną planem Balcerowicza istniały alternatywne koncepcje. Wtedy większość osób powtarzało mantrę zwaną po angielsku TINA czyli There Is No Alternative (Nie Ma Alternatywy) – chodzi oczywiście o tzw. plan Balcerowicza. Co gorsza, niektórzy wciąż powtarzają, ale to już klika kilku neo-liberałów .Łatwo jest wziąć pierwsze z brzegu wskaźniki gospodarcze Polski z okresu Balcerowicza i stwierdzić klęskę jego polityki. Jak już wspomniałem, neo- liberałowie w myśl zasady „jeśli fakty przeczą teorii, tym gorzej dla faktów” wciąż opisują tzw. plan Balcerowicza jako sukces, ale im już nic nie pomoże. Całe szczęście większość ludzi w Polsce i na całym świecie nie daje sobie już wmawiać absurdów i jasno i dobitnie podsumowało działalność Balcerowicza.

    Jak Pan Kołodko zauważył w swojej książce „Trzy lata w polityce”- część aktorów nie wie, kiedy zejść ze sceny i gra, mimo że wyszła już cała publiczność. Cała publiczność wie już dobrze, że plan Balcerowicza poniósł druzgocącą klęskę. Cóż, łatwo jest przewidzieć pogodę, która była wczoraj. Problem polega na tym, by przewidzieć, jaka pogoda będzie za kilka dni czy tygodni. Dlatego więc z ochotą zabiorę się do czytania ksiązki, która PRZED wprowadzeniem w życie katastrofalnej polityki autorstwa Balcerowicza pokazywała alternatywne koncepcje. Moim zdaniem, inne rozwiązania były nie tylko możliwe, ale wręcz konieczne i dały by lepsze efekty. Dlatego należy upowszechniać fakty i demaskować mity tzw. planu Balcerowicza a zwłaszcza pokazywać alternatywy wobec szkodliwej polityki Balcerowicza i hipotetyczne skutki alternatywnej polityki.

    Pozdrawiam,

    Paweł Fröhlich

  9. (651.) Pyta Pan, Panie Profesorze, czy jest szansa na to, że prawda weźmie górę i z czasem zwycięży nad kłamstwem? Zanim jednak odpowiem…

    Kiedyś przeczytałam w jednym z Pana wywiadów, zamieszczonym w Biuletynie PTE, o Pana początkach w polityce. Wydawało się wówczas Panu, że rządzący wynajmują Pana, kompetentnego fachowca, który ma rozegrać doskonałą, mistrzowską partię szachów. A dokładnie ma Pan przeprowadzić szereg reform służących zrównoważonemu rozwojowi społeczno-gospodarczemu. Zakładał Pan dalej, że będzie Pan miał wokół spokój i ciszę, i jak Pan fajnie ujął „… a kiedy poproszę o szklankę wody, to ją dostanę…” Sam Pan przyznał, że te oczekiwania były naiwne.

    Właśnie ta ludzka naiwność jest zgubna dla jednych – naiwnych- acz jakże zbawienna dla innych – wykorzystujących tych pierwszych. Zapewne to dzięki niej powstają „dzieła”, plany, interesy tych drugich…Naiwność odegrała też pewnie istotną rolę w rozrzeszeniu się nurtu neoliberalnego, tak krytykowanego przez Profesora, i słusznie
    Gdybym miała odnieść się w przeszłości do pytania : czy będzie lepiej? czy jest szansa, że prawda weźmie górę nad kłamstwem? Odparła bym z wielkim przekonaniem, że TAK. Sadziłam wówczas, ze każdy ma w sobie jakąś odczuwalna granice, do której pozwala sobie na naiwność, pozwala sobie na wiarę w ogólnie przyjęta prawdę, nawet jeśli zdaje sobie sprawę, że ta prawda taka oczywista nie jest, czasem nawet pozwalamy sobie sami na kłamstwo i na karmienie nas kłamstwem przez innych – pewnie dlatego, ze wydaje nam sie, ze panujemy nad tym. Wierzyłam jednak dalej, ze z chwila przekroczenia tej odczuwalnej granicy, indywidualnej dla każdego, zaświeci sie w nas taka lampka ostrzegawcza i głos wewnętrzny powie STOP. Stop na przyjmowanie kłamliwych informacji, stop na trwanie wśród zakłamanych ludzi, stop naiwności, bezczynności, naciaganiu. Niestety tak nie jest, ani w życiu prywatnym, ani na innych szerszych płaszczyznach. Moje myślenie było tak naiwne, jak Pana o spokoju i szklance wody.

    Może jeszcze nie tak dawno, bo zanim przeczytałam „Wędrujący Świat”, zanim zaczęłam częściej czytać Pana odniesienia do rzeczywistości, odpowiedziałabym tak jak wyżej. Jednak teraz nie sadze,że prawda będzie brała górę nad kłamstwem a dobro nad złem. Nawet gdy będzie sie toczyła ogólnie akceptowana „walka” z nurtem neoliberalnym, i nawet gdy on będzie chylił sie ku upadkowi, to przecież zawsze będą ludzie, Ci mali, i Ci rządzący, jednostki, i Ci zgrupowani, którzy swoje interesy będą kładli ponad dobro ogółu. Tak było, jest i będzie. I naiwne było by myślenie, że będzie inaczej. Wystarczy tylko popatrzeć dookoła, obserwować społeczność, w której się żyje, wszędzie są ludzie (dzieci, młodzi, starsi) dla których MIEC znaczy tak dużo, i to nie ważne za jaka cenę, i to nie ważne czyim kosztem… nie wspominając, ze ludzie Ci nie tolerują kontroli, zwracania uwagi…a instytucje bezpieczeństwa i dobra publicznego są wyśmiewane i ignorowane. Najlepiej, żeby panowała samowolka. Jak ma być dobrze? Pozdrawiam…

  10. (650.) Myślę, że społeczeństwo dostrzega błędy planu Balcerowicza, mimo propagandy. Okazuje się, że Polaków można zwodzić, oszukiwać, indoktrynować i to w znacznej mierze skutecznie, ale nie można zyskać ich bezpośredniej i świadomej aprobaty dla doktryny neoliberalnej.
    Każdy z nas może zadać sobie pytanie po co nadmiernie zdewaluowano złotego czy też dlaczego obłożono irracjonalnie wyśrubowanymi stopami procentowymi starych kredytów dla przedsiębiorstw? Jakim grupom to służyło?
    Pan Profesor Kołodko zadaje pytanie czy prawda weźmie górę nad kłamstwem? Uważam, że będzie to bardzo trudny proces, ale trzeba stawić czoła. Dlaczego to takie trudne w demokracji? Odnosząc się do współczesnego globalizmu,to niestety wykreował on taką postać demokracji, która kamufluje postać oligarchii we współczesnym Świecie. Dlatego rzeczy dzieją się jak się dzieją :) Mam nadzieję, że społeczeństwo się obudzi.
    Pozdrawiam

  11. (649.) Pan Paweł Fröhlich (wpis 648) nawiązuje do, jak sam to trafnie określa, “klęski planu Balcerowicza” i, na tym tle, do osiągnięć alternatywnej polityki realizowanej pod moją egidą w latach 1994-97. Cóż, ma rację, bo tak właśnie było. Pyta on przy tym o inne kierunki możliwych w tamtych warunkach, na początku poprzedniej dekady, działań. Rozumiem to zainteresowanie, ostatnio znowu ożywione ze względu na nawałnicę propagandową zwolenników tzw. szokowej terapii, która w istocie polegała na zbyt wielu niepotrzebnych szokach i znikomej dozie sensownej terapii. Trwa wobec tego uprawiane przez kręgi neoliberalne oraz powiązane z nimi grupy interesu zaciemnianie historii i manipulowanie opinią publiczną po to, by złą koncepcję, na dodatek jeszcze ułomnie zrealizowaną, przedstawiać jako sukces.

    Klęska tzw. planu Balcerowicza – skądinąd programu w dużym stopniu wymyślonego przez innych, a przezeń autoryzowanego – polegała przede wszystkim na tym, że koszty całego przedsięwzięcia były wielokrotnie większe od zakładanych, a efekty dużo mniejsze niż zapowiadane. Pisze o tym szeroko profesor Tadeusz Kowalik w książce pt. “Transformacja.pl”. Jest to merytoryczna i zarazem druzgocąca analiza założeń (błędnych) i efektów (mizernych) polityki uprawianej dwadzieścia lat temu. W kategoriach prakseologicznych czy też klasycznej analizy nakłady-efekty była to zaiste klęska: koszty szokująco większe od nieuniknionych, wyniki jakościowe gorsze od możliwych. Profesor Kowalik – wybitny ekonomista i społecznik wywodzący się z kręgów “Solidarności”, co warto podkreślić – z sarkazmem pisze, że jedynym wskaźnikiem, który Balcerowicz zrealizował zgodnie z planem, było bezrobocie…

    Na tym tle Pan Fröhlich pyta o alternatywne sposoby działań w tamtej fazie transformacji. I to pytanie jest znowu na czasie, bo w medialnym, sterowanym zgiełku udaje się raz jeszcze z gruntu fałszywie niektórym ludziom wmawiać, że nie było innych dróg działań. Oczywiście, że były. Wiadomo było o tym wtedy, wiadomo i teraz. Sam wiele na te tematy wypowiadałem się aktywnie jeszcze przed rozpędzeniem się ustrojowych przekształceń, a także w latach 1989-91, będąc członkiem ciała doradczego – Rady Ekonomicznej Rady Ministrów, którą kierował podczas rządów premierów Tadeusza Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego profesor Witold Trzeciakowski. Sporo także opublikowałem. I wszystkie te teksty są łatwo dostępne.

    Gdy zatem Pan Fröhlich zapytuje o publikacje zawierające sugestie alternatywnych działań, to polecam w szczególności pisane ex ante analizy i propozycje programowe, które zawarte są w dostępnych gratis w internecie książkach “Kryzys, dostosowanie, rozwój”, PWE, 1989 ( http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/GWK-kryzys_dostosowanie_rozwoj.pdf ) oraz “Inflacja – reforma – stabilizacja”, Alma-Press, 1990 ( http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/Kolodko-inflacja_reforma_stabilizacja.pdf ). W tej drugiej pracy piszę (rozdział XI, s. 83-87) o potrzebie wstrząsu, a opinia ta została sformułowana jeszcze w 1988 roku. Chodziło wszakże o wstrząs połączony ze skutecznymi reformami strukturalnymi polegającymi w pierwszej kolejności na komercjalizacji przedsiębiorstw i utwardzaniu ich ograniczeń budżetowych, a nie o zbyt radykalną liberalizację i przestrzelenie polityki stabilizacyjnej oraz motywowaną ideologicznie i podporządkowaną partykularnym interesom gwałtowną prywatyzację dokonywaną bardziej na koszt niż na korzyść społeczeństwa.

    Naonczas na bieżąco formułowałem – podobnie jak niektórzy inni autorzy – krytyczne uwagi. Stosując nie tylko podejście opisowe (deskryptywne), wyjaśniające co od czego zależy, zawsze konsekwentnie prezentowałem także ujęcie postulatywne (normatywne), proponując odmienne kierunki działań właściwie koordynujące zmiany systemowe z polityką rozwoju. Są one zawarte zwłaszcza w napisanej wraz z profesor Danutą Gotz-Kozierkiewicz oraz doktor Elżbietą Skrzeszewską-Paczek książce pt. “Hiperinflacja i stabilizacja w gospodarce postsocjalistycznej”, PWE, 1991 ( http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/Kolodko-HiperinflacjaStabilizacjaWgospodarce.pdf ) oraz w pracy “Transformacja polskiej gospodarki – sukces czy porażka?”, BGW, 1992 ( http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/GWK-Transformacja_polskiej_gospodarki.pdf ). W tej ostatniej pracy znaleźć można moją polemikę z Jeffreyem Sachsem, jeszcze z jesieni 1989 roku, kiedy to naciskał na ministra finansów, niestety skutecznie, by ten przeprowadził forsowaną przez niego “szokową terapię”. Jest tam również rozdział zatytułowany “Nowa polityka gospodarcza” (s. 161-175). Sugestie zeń płynące, jako alternatywa wobec skompromitowanej “szokowej terapii”, były po części wykorzystywane w latach 1992-93, zwłaszcza przez Henryka Goryszewskiego, wicepremiera w rządzie kierowanym przez Hannę Suchocką. Wtedy bowiem pojawiały się już elementy odchodzenia od ślepej, żywiołowej, podporządkowanej bardziej neoliberalnej ideologii niż praktycznym wymogom polityki z lat 1989-91.

    Później ukazały się kolejne prace, konsekwentnie prezentujące z jednej strony analizy i uogólnienia realnych procesów gospodarczych oraz przeprowadzanych reform systemowych – nie tylko w Polsce, ale w całym regionie krajów posocjalistycznych – z drugiej zaś strony postulujące właściwe kierunki działań. W szczególności warto tu wspomnieć książkę “Kwadratura pięciokąta. Od załamania gospodarczego do trwałego wzrostu”, Poltext, 1997 ( http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/Kolodko-HiperinflacjaStabilizacjaWgospodarce.pdf ), która pokazuje cele polityki makroekonomicznej w ich współzależnej wiązce (wzrost produkcji, zatrudnienie i ograniczanie bezrobocia, stabilizacja inflacji na jak najniższym poziomie, ograniczanie deficytu finansów publicznych, kontrolowanie skali deficytu na rachunku obrotów bieżących) oraz napisaną wraz z profesorem D. Mario Nuti pracę zatytułowaną wymownie “Polska alternatywa. Stare mity, twarde fakty, nowe strategie”, Poltext, 1997 ( http://tiger.edu.pl/ksiazki/polska_alternatywa.pdf ). Wreszcie już dziesięć lat temu ukazało się polskie tłumaczenie monografii “From Shock to Therapy. Political Economy of Postsocialist Transformation” (oryginał został napisany po angielsku i wydany przez Oxford University Press), czyli “Od szoku do terapii. Ekonomia i polityka transformacji”, Poltext, 1999 ( http://tiger.edu.pl/ksiazki/ekonomiapolitykatrans.pdf ). Ta praca zawiera pogłębioną, usystematyzowaną i wszechstronną analizę porównawczą pierwszej dekady zmian ustrojowych w Europie Środkowo-Wschodniej oraz na obszarze byłego Związku Radzieckiego. Nawiązuję tam także do zmian zachodzących w tamtym okresie w Chinach, które wtedy jeszcze odgrywały relatywnie mniejszą rolę w gospodarce światowej.

    Cóż tu jeszcze dodać ponad to, co trafnie zauważył w swoim komentarzu Pan Fröhlich? Może tylko tyle, że późniejsza neoliberalna propaganda – łącznie z jej obecną, jakże agresywną i zakłamującą rzeczywistość fazą – została uruchomiona dopiero w ślad za pierwszymi sukcesami polityki gospodarczej realizowanej podczas “Strategii dla Polski”. Wcześniej, podczas zgubnego “szoku bez terapii”, a także w latach 1992-93, takiego zgiełku nie było, dominowały bowiem nastroje odpowiednie do ówczesnych deprymujących faktów. Dopiero gdy zintensyfikowane zostały pozytywne procesy rozwoju – pomimo, a nie dzięki “planowi Balcerowicza”, co trzeba wyraźnie podkreślić – on sam i towarzyszące tamtej orientacji zaplecze polityczne zaktywizowali się, aby zacząć sobie i swoim szkodliwym działaniom przypisywać osiągnięcia w istocie odmiennej, alternatywnej wobec ich neoliberalnej opcji polityki reform. Trwa to do dziś. I trwać będzie nadal. Fakty jednakże są nie po tamtej stronie. Pozostaje mieć nadzieje, że rozsądna i racjonalna ich interpretacja z czasem będzie brać górę.

    Notabene, wspomniany przez Pana Fröhlicha mój referat pt. “Wielka Transformacja 1989-2029. Czy mogło być lepiej, czy lepiej będzie?”, przedstawiony w kwietniu zeszłego roku w Akademii Leona Koźmińskiego podczas konferencji zatytułowanej “Dwadzieścia lat transformacji i perspektywy rozwoju krajów posocjalistycznych”, został opublikowany jako artykuł w dwumiesięczniku “Ekonomista” (nr 3/2009) i także jest dostępny w sieci pod łączem http://www.tiger.edu.pl/kolodko/artykuly/WIELKA_TRANSFORMACJA_Nr_3_2009.pdf.

    A swoją drogą ciekaw jestem, co sądzą nasi “blogowicze”? Czy jest szansa na to, że prawda weźmie górę i z czasem zwycięży nad kłamstwem? To skądinąd zastanawiające, jak o to trudno w warunkach demokracji i przynajmniej nominalnej swobody wymiany myśli. O mechanizmach manipulacji opinią publiczną, także w sprawach związanych z transformacją oraz na styku ekonomii z polityką i idei z interesami, piszę szerzej w pierwszym rozdziale “Wędrującego świata” zatytułowanym “Świat, słowa i treści (czyli jak się rodzi prawda, błąd i kłamstwo w ekonomii i polityce i co czynić, aby prawda brała górę)”. Ciekaw jestem, co Pan Fröhlich o tym myśli? I co sądzą inni?

  12. (648.) Szanowny Panie Grzegorzu Kołodko, szanowny Panie profesorze,

    z zainteresowaniem zapoznałem się ze stroną internetową Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji TIGER. Przeczytałem też Pańską książkę “Wędrujący świat”. Nie trzeba być ekonomistą, by zauważyć wskaźniki gospodarcze z lat 1989- 1992 i porównać je z latami 1993- 1997 i stwierdzić klęskę planu Balcerowicza. Spadek PKP o kilkadziesiąt procent, poziomu życia, płac realnych, produkcji przemysłowej, sprzedaży mieszkań, samochodów, właściwe wszystkiego (oprócz żywności- nie było aż tak źle jak w Afryce czyli głodu) dotknął praktycznie każdą polską rodzinę, w tym moją. Pisze Pan, że gdyby Polska kontynuowała politykę Balcerowicza, to poszła by w ślady Rosji, gdzie PKB spadało przez całe lata 90-te. Całe szczęście Balcerowicz przestał na kilka lat niszczyć polską gospodarkę, a za Pana rządów PKB wzrosło o kilkadziesiąt procent, wzrosła ilość miejsc pracy, płace realne (oczywiście nominalne też), emerytury, spadła zaś inflacja, bezrobocie, bieda i nędza.

    Podczas konferencji: “Dwadzieścia lat transformacji i perspektywy rozwoju krajów posocjalistycznych”, która odbyła się w dniach 3-4 kwietnia 2009 wygłosił Pan referat: “Wielka Transformacja 1989-2029. Czy mogło być lepiej, czy lepiej będzie?”. Mam do Pana takie pytanie: czy można było uniknąć klęski w stylu Balcerowicza? Jak Pan zachowałby się na jego miejscu? Jakie kroki by Pan podjął? Jakie były by (hipotetyczne) efekty? Czy napisał Pan może w którejś z Pana książek szerzej o tym zagadnieniu? Które Pana książki zawierające tematykę klęski planu Balcerowicza mógłby mi Pan polecić?

    Pozdrawiam i życzę sukcesów,

    Paweł Fröhlich

  13. (647.) Witam.
    W kilku ostatnich postach przewija się w różnych kontekstach temat kształcenia i zdobywania wiedzy.
    Chciałbym podzielić się swoją obserwacją ekonomiczną i zapytać wszystkich czy widzą podobny proces…
    Otóż sądzimy w Polsce – uważam że bardzo niesłusznie – że jesteśmy lepiej wykształceni i mądrzejsci od ‘tych tam’ na zachodzie którzy zarabiają grubą kasę i że korporacje przenoszą sie tu dla takiej super wykwalifikowanej młodziezy itd, tylko nie wiadomo czemu nie płacą tyle co tam…
    Ja zauważam niestety tendencję zupełnie odwrotną – jeżeli się przenoszą to szukają przede wszystkim miejsca, w którym mogłyby ulokować pracochłonną produkcję.
    Odnoszę się do branży IT, w której działam.
    Wydaje mi się ze firmy zachodnie nie poszukują tu kapitału intelektualnego – bo ten mogą ściągnąć do siebie za tą właśnie większą stawkę a przenoszą jeśli chodzi o IT wrzucają tu stare systemy – które wymagają maintenance’u a to pociąga za sobą więcej pracy mniej intelektualnej, i wymaga mniej “współczesnej” wiedzy.
    Najprosciej robic to tam gdzie praca jest tania i wykonuje ją ćwierć wykwalifikowana siła robocza.
    Wrzucają tu również to co im się nie chce robić.
    Przerzucają to co można, zrobić byle jak z naciskiem na tanie testy (zawsze można wziąć 10 murzynów więcej do klikania)…
    Obawiam się, że kiedy siła robocza nie będzie już tak tania staniemy się chyba jakąś strefą bazarów i usług fryzjerskich bo inwestycji w naukę, czy HiTech jak na lekarstwo.

  14. (646.) Ta dyskusja na blogu Prof. Kołodki i na innych blogach krytykujących system, może niedługo się skończyć.
    Chcą wprowadzić licencje na korzystanie z internetu przez obywateli.
    fragment:
    Otóż jeden z menedżerów znanej firmy Microsoft, Craig Mundie, wystąpił do ONZ z propozycją, aby wszyscy użytkownicy Internetu musieli uprzednio otrzymać odpowiednie zezwolenie na jego użytkowanie. Innymi słowy: rząd będzie wydawał indywidualne zezwolenia na dostęp do Internetu. Powodem jest, jakże by inaczej, “walka z terroryzmem”, tym razem z “cyberterroryzmem”, który jest straszniejszy, niż to się przeciętnemu gojowi wydaje. Propozycja padła podczas ostatniej konferencji ekonomicznej w Davos.

    całość: http://24l.eu/27

  15. (645.) Witam serdecznie,
    Z małym opóźnieniem ale są już dostępne na portalu bankier.tv, fragmenty spotkania Pana Profesora z absolwentami Akademii Leona Koźmińskiego.
    Jeszcze raz dziękuje Panie Profesorze za poświęcony nam czas.

    Zapraszam do obejrzenia:
    http://bankier.tv/video/Globalizacja-51849.html

    http://bankier.tv/video/Neoliberalizm-jako-dewiacja-stosunkow-rynkowych-51850.html

    http://bankier.tv/video/Dlaczego-w-Polsce-kryzys-byl-lagodniejszy-51851.html

    pozdrawiam,
    Sylwia Rogalska
    http://www.absolwenci.kozminski.edu.pl

  16. (644.) Panie Profesorze,
    kłania się Witnica, gdzie mieliśmy przyjemnność gościć Pana w połowie stycznia. Pański wykład jest ciągle komentowany w bieżących rozmowach i został niewątpliwie zapamiętany przez wszystkich słuchaczy, jako kluczowy punkt naszych Spotkań.
    Artykuł Pana autorstwa w “Rzeczpospolitej” nawiązujacy do wizyty w Witnicy i opisujący dokonania naszej lokalnej społeczności był dla nas miłym zaskoczeniem. Mógł Pan przecież nic nie pisać, ale jeśli osoba tak znacząca zdecydowała się w kilku słowach skomentować małą gminę – fakt ten ma swoje znaczenie i wagę. Dziękujemy. To uznanie odnosi się do szerokiej grupy ludzi, radnych, sołtysów, szefów firm komunalnych, przedsiębiorców – wszystkich, którzy dbają o gminę i coś dobrego do niej wnoszą.
    I rzeczywiście, polityka, ta znana z ekranu telewizora lub z prasy wcale nie musi mieć decydującego znaczenia na lokalnym podwórku. Tu ludzie nie patrzą, kto z jakiej partii, tu się ocenia osobę, jej pracę, zaangażowanie, uczciwość, podejście do ludzi. Polityka wymusza partyjne działania lub decyzje niezgodne z lokalnymi potrzebami, nieracjonalne, koniunkturalne. Wtedy można zaobserwować przykłady nietrafionych rozwiązań, błędy w inwestycjach, fatalne decyzje personalne. Jednak z wieloletnich doświadczeń wiem, że – tak jak Pan zauważył podczas swych podróży po kraju – wiele gmin w Polsce odrzuca politykierstwo i naprawdę rozwija się, szukając w gąszczu przepisów, ustaw i biiurokratycznych nakazów – najlepszej drogi. Tu, “na dole”, wcale nie ma dwóch i pół tysiąca skorumpowanych gmin, jak Panu próbowano wmawiać w 2002 r. Są, oczywiście, wyjątki, ale generalnie wzmocniona i rozszerzona samodzielność finansowa gmin (Program Naprawy Finansów Rzeczpospolitej się kłania) wraz z powiększeniem odpowiedzialności i zadań, zdał egazmin i przynosi efekty.
    Pan miał do czynienia z “polityczną racją stanu” wielokrotnie, jako premier i minister finansów, mając za plecami wielką, sejmową politykę, która najczęściej nie chce kierować się twardymi danymi i racjonalnymi rozwiązaniami. Rankingi, wyniki OBOP, daty wyborów, koalicje, większości, głosowania, debaty w tv itp. A gdzie nieprzegadany konkret i wyważona racja ?
    Na marginesie uwag o samorządzie lokalnym chciałbym dodać, że ani burmistrz ani autor powyższego tekstu – nie należymy do żadnej partii.
    Pozdrawiam raz jeszcze z małej, ale mającej ambicje na więcej – Witnicy.
    Eugeniusz Kurzawski

  17. (643.) No proszę, ogłoszona 1 lutego 2010 roku nowa strategia Pentagonu (Quadriennale Defense Review) sprowadza się do zwiększonej ilości konfliktów zbrojnych jednocześnie. Jak to wszystko podąża za gospodarką. Obecnie mamy gospodarkę wielobiegunową to i wojny muszą być prowadzone w wielu miejscach…eh

  18. (642.) Witam! Już dwadzieścia wpisów temu Matja podniosła ważką kwestię bezrobocia, a dokładniej zależności pomiędzy jego poziomem i dynamiką gospodarczą (wpis 620). Przytaczając moją wypowiedź na jednym ze spotkań z czytelnikami „Wędrującego świata” ( http://www.wedrujacyswiat.pl ) pisze: „…powiedział Pan, że w Polsce przybywa miejsc pracy, gdy dynamika wzrostu PKB osiąga około 3% w skali roku. Rząd obecnie mami nas propagandą sukcesu gospodarczego (oaza spokoju w kryzysie, najlepszy minister finansów Europy itd.). Tymczasem 2009 to wzrost <2%, a 2010 pewnie również nie przyniesie 3% wzrostu. Czeka nas zatem wzrost bezrobocia?”. Niestety, tak. Bezrobocie wciąż rośnie i nadal będzie się zwiększać – przez cały ten rok i pewnie jeszcze dłużej.

    Stopa bezrobocia na koniec 2009 roku wyniosła 11,9 proc., czyli o 2,4 punktu procentowego więcej niż rok wcześniej. Tylko w jednym, ostatnim miesiącu zeszłego roku absolutna ilość bezrobotnych skoczyła w górę o prawie 82 tysiące (z nie rejestrowanymi jest to znacznie więcej). To dużo. Bardzo dużo. O ile do listopada 2008 roku bowiem stopa bezrobocia sukcesywnie się obniżała, to już od roku i kwartału ludzi poszukujących bezskutecznie pracy systematycznie przybywa. Przedtem, przez kilka lat – od marca 2003 roku, kiedy to w wyniku zasadniczej zmiany polityki gospodarczej w latach 2002-03 odwrócona została tendencja w tej materii, do listopada 2008 roku – zatrudnienie rosło. W tym czasie bezrobocie zredukowano o bez mała 12 punktów procentowych (z maksymalnego podczas dwudziestolecia transformacji 20,7 proc. do minimalnego 8,8 proc.). I teraz znowu jest to o ponad 3 punkty procentowe, czyli licząc po ludzku o jakieś pół miliona ludzi więcej…

    Sądzę, że za rok o tej porze być ich może kolejne 150-160 tysięcy więcej i stopa bezrobocia oscylować będzie wokół 13 proc. Oczywiście, propaganda rządowa i jej media okrzyczą to znowu sukcesem, no bo, wiadomo, wybory… Ale już pod koniec roku dynamika PKB w Polsce będzie nie „najwyższa w Europie”, ale dużo gorsza niż u naszych bliższych i dalszych sąsiadów. Niektórzy wyprzedzają nas pod tym względem już w obecnym, pierwszym kwartale 2010 roku. W następnych miesiącach takich krajów, cieszących się wyższym tempem wzrostu, będzie coraz więcej, zwłaszcza tam, gdzie rządy uprawiają prozatrudnieniową politykę interwencyjną.

    Dlaczego zatem bezrobocie rośnie, skoro rośnie produkcja? Otóż w naszych warunkach wzrost PKB jest w całości efektem wzrostu wydajności pracy. I to jest dobra wiadomość. Wydajność zwiększa się wskutek zauważalnego postępu technicznego i organizacyjnego, w wyniku podnoszenia kwalifikacji pracowników i jakości zarządzania mikroekonomicznego, w następstwie lepszej dyscypliny pracy i skuteczniejszych systemów motywacji. Polacy są coraz lepiej wykształceni, kadry menedżerskie na coraz wyższym poziomie. I to daje owoce w postaci szybko rosnącej wydajności pracy.

    Niestety, w tym samym czasie działa mechanizm obniżający ogólny poziom produkcji poprzez likwidację wielu miejsc pracy w zakładach, które nie są w stanie sprostać silnej konkurencji lub po prostu w aktualnych realiach rynkowych nie znajdują opłacalnego zbytu na swe produkty i usługi. Zwijają zatem interes. Automatycznie powoduje to zwalnianie ludzi i narastanie bezrobocia.

    Jaka na to recepta? Przecież tak bywało także we wcześniejszych okresach, ale wtedy bezrobocie spadało. Chociażby w latach 1994-97, kiedy to ubyło ponad milion bezrobotnych, a stopa bezrobocia została obniżona z 16,9 proc. w lipcu 1994 roku (rezultat szoku bez terapii) do 10,3 proc. w październiku 1997 roku (rezultat „Strategii dla Polski”).

    Otóż jedyną metodą zaradczą jest szybsze tworzenie nowych, konkurencyjnych miejsc pracy w porównaniu do tempa utraty starych. Tak się walczy z bezrobociem, a nie poprzez ochronę stanowisk pracy, które nie są w stanie sprostać wymogom rynku. No, ale to z kolei wymaga inwestycji i ekspansji przedsiębiorczości. A tu – w tym roku „sukcesu gospodarczego” – stopa inwestycji (czyli procentowy udział nakładów inwestycyjnych w dzielonym PKB) spadła o ponad 1 punkt procentowy i wynosi już tylko 21 proc. To źle wróży na przyszłość, obecna stagnacja bowiem może odbić się za kilka lat swoistym echem w postaci kolejnej fali wygasania dynamiki produkcji.

    Tak długo jak długo polityka makroekonomiczna rządu i oddolna przedsiębiorczość sektora prywatnego nie będzie w stanie wprowadzić polskiej gospodarki na ścieżkę dynamiki gospodarczej gwarantującej szybsze tworzenie nowych miejsc pracy, zwłaszcza w usługach i sektorach opartych na wiedzy, niż wynosi ich ubywanie w firmach nieefektywnych i sektorach starych, tak długo będzie rosło bezrobocie. Tak właśnie było na początku minionej dekady oraz na jej przełomie, tak też dzieje się obecnie. Innymi słowy, tak było i jest w Polsce zawsze, gdy polityce gospodarczej przyświeca nurt neoliberalny i gorliwość jego politycznych zwolenników. Jest on zgubny z punktu widzenia poprawy jakości kapitału ludzkiego i zmniejszania skali wykluczenia społecznego, co jest nieosiągalne wobec narastania i tak już masowego bezrobocia.

    Matja przypomina, że mówiłem „…również o tym, że w Stanach czy w Niemczech, gdzie gospodarka jest bardziej dojrzała, wystarczy ca. 1% wzrostu i już zatrudnienie wzrasta. Z czego to wynika?” Otóż właśnie z tego, że tam z jednej strony wydajność pracy nie rośnie aż tak szybko jak w wielu krajach tzw. wyłaniających się rynków. Z drugiej zaś strony w krajach zaawansowanego kapitalizmu, a w USA w szczególności, dalece bardziej elastyczny jest rynek pracy i wyraźnie większa ruchliwość ludności – tak przestrzenna, jak i zawodowa. Stąd też już wzrost zagregowanego popytu rzędu 1-2 proc. może powodować absorpcję netto nadwyżkowej siły roboczej. Występuje tu sprzężenie, w którym przyczyny przeplatają się ze skutkami: wzrost popytu powoduje szybko wzrost zatrudnienia, a z kolei przyrost zatrudnienia automatycznie stymuluje zwiększony popyt.

    Rozumie to świetnie prezydent Obama, który w swoim expose o stanie państwa podkreślił, że walka z bezrobociem to najwyższy obecnie priorytet jego rządu. To zrozumiałe, bo 10-procentowe bezrobocie w USA jest najwyższe od pokolenia i sam Obama też takiego nie pamięta. Co gorsza, jest ono najwyższe od czasu, w którym notuje się bezrobocie długotrwałe, czyli od 1948 roku. Ale za rok w Stanach Zjednoczonych bezrobocie będzie niższe wskutek wzrostu PKB o jakieś 2,5-2,8 proc. Nie spadnie ono jeszcze do 8 proc., przy którym to poziomie Amerykanie wybrali nowego prezydenta, ale ku temu będzie szło. Takoż będzie w eurolandzie, gdzie bezrobocie również spadnie poniżej obecnego 10-procentowego dzięki przyrostowi PKB o około półtora procent. A w Polsce, choć produkt ten zwiększy się na podobną skalę – a może nawet trochę szybciej – bezrobocie wzrośnie.

    Tak więc pomimo statystycznie rejestrowanego, choć realnie nieodczuwalnego wzrostu produkcji, mamy za sobą wydłużający się okres usłanej niepowodzeniami polityki makroekonomicznej, która poprzez swój fisklany konserwatyzm przyczynia się do relatywnego obniżania zagregowanego popytu, a tym samym spadku zatrudnienia i wzrostu bezrobocia. Z tegoż powodu przed nami następne co najmniej kilkanaście podobnych miesięcy. Wielka szkoda, bo tak wcale być nie musi. Ale tak być musi pod obecnymi rządami.

    Następnego Prezydenta Rzeczypospolitej wybierać będzie społeczeństwo z jeszcze większą masą bezrobotnych niż obecnie i ani chybi dlatego premier Tusk wycofał się zawczasu ze startu w wyborach, no bo po co startować i przegrać? Przecież to rząd jest i będzie obarczany odpowiedzialnością za lawinowo zwiększające się bezrobocie. I słusznie. Gdyby bowiem rok temu posłuchał dobrych rad o potrzebie uruchomienia specjalnego pakietu fiskalnego, to teraz – przy dynamice PKB rzędu 3-4 procent – mogłoby już rosnąć zatrudnienie, a i deficyt budżetowy byłby dużo mniejszy. I można by kandydować, gdyby bezrobocie miast szybowania ku poziomowi 13 proc. spadało do pułapu 8 proc…

    Na koniec Matja pyta, czy „…mógłby Pan profesor polecić jakąś książkę, która tego typu zjawiska/zależności wyjaśnia tak, że osoba bez wykształcenia ekonomicznego mogłaby to zrozumieć?”. Cóż, literatura jest bogata, a książki grube. To może artykuł? Proszę zajrzeć do tekstu Mirosława Geise pt. „Makroekonomiczne uwarunkowania bezrobocia w Polsce w okresie transformacji” opublikowanego w najnowszym wydaniu periodyku „Transformacje” (Nr 58-63/2008-09, str. 389-399).

  19. (641.) Serdecznie dziękuję za fantastyczne spotkanie z Klubem Absolwentów MBA Akademii Leona Koźmińskiego. Oby więcej takich imprez!!!

  20. (640.) Przysłał mi emaila Paweł, „młody miłośnik ekonomii”, jak się sam określa, który ma „…pytanie do Pana Profesora, jako wybitnego specjalisty w tej dziedzinie. Co trzeba zrobić, żeby zostać dobrym ekonomistą? Czy jest jakaś recepta na sukces? Czy Pan Profesor mógłby mi poradzić w kilku słowach, co trzeba zrobić, żeby być dobrym ekonomistą? Byłbym bardzo wdzięczny za kilka słów, porad.” Oto co mu odpowiedziałem: „Umieć liczyć, ale rozumieć też mechanizmy społeczne, lubić matematykę, ale potrafić też poruszać się w filozofii. Być ciekawym i potrafić ciągle pytać: dlaczego? Czytać dużo dobrych książek i mało gazet. I porównując, zastanawiać się, kto (czyli dlaczego?) ma rację. Dobra ekonomia to tyleż nauka techniczna co humanistayczna, to tak jakby między politechniką i uniwersytetem.”

  21. (639.) W odpowiedzi Panu Gustawowi:

    Tak sie sklada, ze mieszkam od przeszlo 20 lat w Kanadzie, a obecnie jestem na krotkim pobycie w Polsce.
    Pyta Pan o porownanie Polski i Kanady.. Trudne pytanie, ale sprobuje chociaz w skrocie nakreslic moje zdanie na ten temat. Nie warto porownywac szczegolowych rozwiazan – byloby to zbyt duzym wyzwaniem. Ogolnie rzecz biorac, Kanada jest, jako panstwo, systemem mocnym ale jednoczesnie przyjaznym obywatelowi. Polska dopiero probuje byc takim panstwem, ale jeszcze nie jest (chociaz postep jaki tu sie dokonal w ciagu tych ostatnich 20-tu lat jest ogromny). Systemy gospodarcze sa mniej wiecej podobne, rozwiazania, instytucje – rowniez. Roznice sa przede wszystkim w prawie i przepisach – te sa bardziej przyjazne obywatelowi w Kanadzie. Rowniez sa one bardziej przejrzyste i rzadko ulegaja zmianie – co znakomicie ulatwia zycie zwyklemu czlowiekowi. Dla przykladu, jezeli w Kanadzie urodzi sie dziecko dwojgu ludziom, i oni to potwierdzaja, panstwo nie decyduje czy to jest rzeczywiscie ich dziecko, czy to jest rzeczywiscie prawda – dziecko ma ojca i matke. W Polsce, o ile wiem, jezeli dziecko urodzi sie “zbyt wczesnie” po rozwodzie/rozstaniu dwojga osob, w nowym/innym zwiazku, bedzie ono administracyjnie przypisane do poprzedniego zwiazku. Prawdziwy ojciec bedzie zmuszony dochodzic swoich praw w sadzie – w procesie o uznanie ojcostwa; itd, itp. Takich “drobnych” ale jakze uciazliwych roznic miedzy systemami w Kanadzie i Polsce jest mnostwo. Pozdrawiam.
    P.S. Zimy natomiast sa podobne, tu i tam..

  22. (638.) Witam serdecznie Panie Profesorze!
    Chciałbym poznać Pańskie zdanie na temat systemu gospodarczego Kanady, to znaczy, co myśli Pan o tamtejszej gospodarce, przemyśle, o służbie zdrowia. Jaki rozwiązania, z tych które zostały tam wprowadzone, warto by zaimportować nad Wisłę, a czego należy się z całą pewnością wystrzegać?
    Pozdrawiam i czekam na Pańską odpowiedź!

  23. (637.) Lektury kształcą, więc staram się czytać jak najwięcej. Bez gazet. Nieustannie “połykam” kolejne książki – mądre, jeśli chodzi o literaturę naukową, i ciekawe, a czasami też piękne, gdy idzie o beletrystykę. Do tych naukowych zaliczyć niekiedy można prace popularne, nie aspirującej do literatury teoretycznej, ale osadzone w rzetelnej analizie faktów i ich inteligentnej interpretacji.

    W tej pierwszej grupie – prac naukowych – nie można pominąć niedawno wydanego po polsku dzieła znanego politologa Benjamina R. Barbera zatytułowanego “Skonsumowani. Jak rynek psuje dzieci, infantylizuje dorosłych i połyka obywateli” (Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2009, s. 532) i niedostępnej jeszcze w języku polskim, bo dopiero co wydanej po angielsku ostatniej książki Josepha E. Stiglitza “Freefall: America, Free Markets, and the Sinking of the World Economy” (W. W. Norton & Company, 2010, s. 361). Stiglitz obrazowo porównuje jakże odmienne dwa wydarzenia rozdzielone bez mała dwiema dekadami: upadek Muru Berlińskiego i upadek banku Lehman Brothers. Dokładniej, to chodzi mu o porównanie implikacji tych znamiennych w skutki epizodów, bo dopatruje się w bankructwie Lehman Brotehrs we wrześniu 2008 podobnych skutków dla rynkowego fundamentalizmu, jakie runięcie Muru Berlińskiego miało dla komunizmu. Pisze on: “Problemy z [neoliberalną] ideologią były znane przed tą datą, ale odtąd nikt już tak naprawdę nie może tej ideologii bronić. Wraz z upadkiem wielkich banków i domów finansowych, a także wynikającego stąd gospodarczego zamieszania i chaotycznych prób ich ratowania, czas amerykańskiego triumfalizmu się skończył.” To prawda, choć długo jeszcze będzie musiała się przebijać, aby była powszechnie na wierzchu…

    Inaczej pokazuje amerykańską rzeczywistość ostatnich trzech dekad, choć do zaskakująco podobnych, druzgocących dla neoliberalizmu wniosków dochodzi tym razem nie uczony teoretyk, ale praktyk i biznesman, założyciel i były prezes Vanguard Mutual Fund Group, John C. Bogle w książce “Dość. Prawdziwe miary bogactwa, biznesu i życia” (Polskie Towarzystwo Ekonomiczne, 2009, s. 317). Aczkolwiek od strony literackiej nie jest to wielkie dzieło, to jednakże trzeba je przeczytać, by lepiej pojąć, jak naprawdę funkcjonuje ten “wspaniały nowy świat”, czyli współczesny kapitalizm – gospodarka bardziej oparta na finansach i chciwości niż na przedsiębiorczości i wiedzy. Bogle przekonująco i przystępnie pokazuje, że taka odsłona rynkowej gospodarki musiała doprowadzić do rozległego kryzysu i – co ważniejsze – że nie można z tej strony spodziewać się rozwiązania piętrzących się przed ludzkością problemów. Jego recepty na przyszłość są, niestety, zbyt idealistyczne i mało praktyczne. Raz jeszcze okazuje się, że obnażać i krytykować łatwiej niż proponować i tworzyć.

    Z naukowych pozycji ekonomicznych ostatnio przygotowanych przez polskich autorów na pewno warto zwrócić uwagę na obszerną pracę pod redakcją Michała Gabriela Woźniaka (powstałą we współpracy z ukraińskimi ekonomistami) zatytułowaną “Konwergencja modeli ekonomicznych” (Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie, 2009, s. 716) oraz na monografię Macieja Bałtowskiego “Gospodarka socjalistyczna w Polsce” (Wydawnictwo Naukowe PWN, 2009, s. 464). Obie prace są bardzo interesujące, a nade wszystko wielce potrzebne. Pierwsza z nich w sposób pogłębiony pokazuje istotę konwergencji ustrojowej i realnych przekształceń, porównując jakże różne doświadczenia Polski i Ukrainy. Szczególnie wiele wnoszą do debaty teoretyczne rozważania profesora Woźniaka o uwarunkowaniach, mechanizmach i skutkach procesów konwergencji. Druga praca to jedyna jak dotychczas kompleksowa monografia usiłująca pokazać w sposób obiektywny, nie ulegający naciskom ideologicznym i politycznej modzie, teoretyczny i praktyczny obraz socjalizmu – jego genezę, ewolucję i upadek. Na tle wielkiego zakłamania tamtej rzeczywistości, które w minionym dwudziestoleciu zdominowało także literaturę ekonomiczną, pojawienie się książki profesora Bałtowskiego to cenna rzecz.

    Ale nie tylko literatura naukowa kształci. Bywa, że beletrystyka nie mniej. Każdy, kto rozmyśla o przyszłości naszego wędrującego świata, powinien przeczytać znakomitą powieść Matthew Glassa pt. “Ultimatum (Atlantic Monthly Press, 2009, s. 433). Akcja tego politycznego thrillera dzieje się głównie w USA (a dokładniej na styku USA z potężnymi Chinami i innymi liczącymi się krajami i regionami świata; Polska też się pojawia…) w latach 2032-33. Wtedy to jest już za późno na zapobieżenie zgubnym następstwom ocieplania się klimatu, co można było skuteczniej czynić jeszcze w naszych czasach. W wielu fragmentach jest to książka wizjonerska. Przy tym wszystkim, choć to science fiction, znakomicie pokazana jest istota sprzeczności ekonomicznych i politycznych interesów w zglobalizowanej gospodarce, narastanie konfliktów pomiędzy wielkimi mocarstwami, mechanizmy międzynarodowych negocjacji i ich wewnętrzne polityczne implikacje. Świetna lektura uzupełniająca na seminariach z nauk politycznych, ekonomii politycznej, stosunków międzynarodowych, polityki gospodarczej, ekologii, makroekonomii, socjologii, psychologii, dyplomacji. Dla myślących poważnie o przyszłości lektura wręcz obowiązkowa. Czytać!

    A w naszym polskim grajdołku? Też dopiero co pojawiła się prowokująca do przemyśleń książka pióra (tzn. komputera) Stefana Pastuszewskiego pt. “Dziś” (Instytut Wydawniczy Świadectwo, 2009, s. 230). Choć to literacka fikcja, to z pewnością bardziej wyrastająca ze znajomości realiów i autentycznych obserwacji aniżeli z twórczej wyobraźni autora. Niestety. Dlaczego niestety? Ano dlatego, że pokazuje on, sam będąc działaczem politycznym, m. in. posłem i wiceprezydentem dużego miasta i o mało co senatorem i euro-posłem, to tytułowe “dziś” – naszą aktualną polską rzeczywistość, z jej kulturą polityczna, wolnością, demokracją, rynkiem… Jest to obraz przygnębiający, wręcz dekadencki, choć to przecież dopiero początki tej nowej, lepszej Polski, czyż nie? Pozostaje tylko mieć nadzieję, że ekonomiści – choć jakże różnią się w swoich tejże rzeczywistości ocenach! – są bliżsi prawdy i nie jest aż tak źle, by nie rzec beznadziejnie, jak to plastycznie opisuje autor.

    Czytam wszakże i inne, piękne książki. A takich jest doprawdy wiele i trzeba dobrze wybierać, bo czas szybko wędruje. Teraz czytam “Abschaffel. Trylogia” Wilhelma Genzaino (Państwowy Instytut Wydawniczy, 2009, s. 558), “Liegendy Arbata” Michaiła Wellera (Izdatielstwo Act, 2009, s. 319) i ostatniego zdobywcę Man Booker Prize, “Wolf Hall” Hilary Mantel (Henry Holt and Company, LLC, 2009, s. 537). Pomimo nieustannego zgłębiania kolejnych lektur, do przeczytania jest coraz więcej… I bardzo dobrze!

  24. (636.) Szanowny Panie Profesorze,
    ciekawe są łamańce, jakie wykonują ekonomiczni “eksperci”, by wyjaśnić, dlaczego złoty (wiem, że Pan walczy ze słowem “złotówka”)wynosi teraz tyle, ile wynosi. A pamietam, jak w połowie roku powiedział Pan (czy to nie było w rozmowie z Moniką Olejnik?), że na koniec roku euro będzie warte około czterech złotych, bo taka jest cena równowagi. Więc, proszę o wiecej refleksji. czym się Pan w tej chwili zajmuje? Pozdrawiam z szacunkiem. Tomasz

  25. (635.) Czy biegam w te mrozy? Jak najbardziej! Codziennie, a psy ze mną co trzeci dzień. A dokładniej to Chester, bo Charlotte rzadziej. Niełatwo przebrnąć przez głęboki śnieg, a i zaspy nawiewa. Biega się trudno dopiero, gdy temperatura spada poniżej minus 14 stopni. Trudno wtedy oddychać, a oddycha się, biegnąc, otwartymi ustami. Wczoraj rano było minus 16, dzisiaj podobnie…

  26. (634.) Psy szczekają, karawana idzie dalej…
    Niech pan profesor w ogóle nie zwraca uwagi na Wyborczą. Oni może nawet chcieliby, żeby pan został prezydentem, bo wtedy nie pisałby pan profesor takich mądrych książek. I o to im chodzi. A my chcemy, żeby pan pisał! Takich super jak “Wedrujacy świat”. Przecież ta książka to potężny cios w neoliberalizm i jego propagandową tubę, w Wyborczą. Widać gołym okiem, jak się przestraszyli nieubłaganej logiki pana argumentów. Tak, ma pan rację – ‘prawda w oczy kole’. I dlatego Wyborcza próbuje zmilczeć “Wedrujacy świat”, ale nie udaje im się. Widziałam, że na portalu http://www.wedrujacyswiat.pl jest już 57 recenzji i ani jednej z Wyborczej. Ale po cichu to już tam na pewno wszyscy przeczytali. No i gęsia skórka.
    I niech pan profesor pisze dalej. Bo chcemy czytać dobre książki, a nie głupie gazety. Bo nie chcemy kłamstw, tylko prawdy. Oni swoje, a pan swoje. I konsekwentnie do Nobla! Pewnie już niedaleko?
    Fajne to pana zdjęcie z Nessie na Loch Ness!  Pozdrawiam pana profesora gorąco w tę ostrą zimę! Biega pan w te mrozy?

  27. (633.) wczoraj popracowałem z Profesorem nad wyborem nowych zdjęć :-)6 godzin ciągłej pracy i 6 godzin nowych doznań :-)szykuje się kolejna wystawa :-)Pozdrawiam
    Tomasz Terlecki

  28. (632.) Cóż, od lat wszyscy dobrze wiedzą, że sprzyjając neoliberalnym ideom i interesom “Gazeta Wyborcza” nader łatwo mija się z prawdą. Nic nowego pod słońcem. Nie powinno przeto zaskakiwać, że znowu jest z prawdą na bakier. Na pytanie gazety odpowiedziałem jednoznacznie i klarownie: “Pierwsze o tym słyszę… I oczywiście wykluczam start w wyborach.” (wpis 629). Pomimo to świadomie i, rzecz jasna, celowo (no bo przecież wie, co i po co czyni, czyż nie?) “Gazeta Wyborcza” wprowadza czytelników w błąd pisząc (wydanie z dnia 19 stycznia 2009), że “…Grzegorz Kołodko jest niechętny.” I choć dalej przytacza moje słowa (trochę przy okazji zmieniając kontekst i pisząc “prezydent” małą literą): “Wykluczam start w wyborach na jakiegokolwiek prezydenta”, to każdy zgodzić się musi, że “wykluczać” a “być niechętnym” to dalece nie to samo.

    Co więcej, gazeta (dez)informuje, że “…od kilku tygodni trwają kuluarowe próby przekonania do startu Grzegorza Kołodki. Roli emisariusza podjął się Leszek Miller, w którego rządzie Kołodko był wicepremierem. Doszło do dwóch rozmów.” Jedyne, co jest prawdziwe w tych trzech zdaniach, to stwierdzenie faktu, że w rządzie Leszka Millera byłem wicepremierem. Reszta to jawne kłamstwa. Nie było i nie ma żadnych kuluarowych prób przekonywania mnie, nie było jakichkolwiek moich rozmów z Leszkiem Millerem. Notabene, ostatni raz rozmawialiśmy w maju zeszłego roku, podczas targów książki w Pałacu Kultury, kiedy to podpisałem mu “Wędrujący świat”. Na pewno przeczytał.

    I na pewno będą następne książki, które znowu irytować będą gazetę. Wiadomo, prawda w oczy kole. Pana Michała Witkowskiego (wpis 631) zapewniam, że nikomu nie dam się wykorzystać. Gazeta może kłamać na swoich warunkach, ale przecież światli ludzie nie tak łatwo dają się nabrać i do prawdy dochodzić potrafią na swoich warunkach.

    A jeśli chodzi o potwora z Loch Ness, którego przywołuje Janka (wpis 630), to naszą wspólną fotografię znaleźć można pod linkiem http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/podroze/podroze.htm (22-ga od dołu)…

  29. (631.) Panie Profesorze,
    Widzę, w tych wszystkich zapytaniach o pana powrót do polityki coś pozytywnego, mianowicie to że zaczyna być zauważana (co mnie cieszy), dzięki pana działalności i szerokiej promocji książki, również ta “inna droga” rozwoju polskiej gospodarki. Coraz więcej osób chce się również pod tym podpisywać, proszę tylko nie dać się wykorzystać – tak jak PO próbuje wciągać w swoje gry choćby p. Cimoszewicza.
    Pozdrawiam
    Michał Witkowski

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *