Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (630.) panie Profesorze – wystąpił Pan w roli potwora z Loch Ness. Wyborcza najwyraźniej nie ma dostępu do informacji i je sztucznie stwarza. Albo jest to zrobione w interesie pani Gronkiewicz-Waltz, której cała kariera – była przecież nobody – opiera sie na głośnym w swoim czasie konflikcie z Panem – wówczas wicepremierem, a ona ucieleśniała politykę NBP. Niby dlaczego miałby Pan kandydować na prezydenta Warszawy? Korkami na Puławskiej niech sie zajmuje ktoś inny!

  2. (629.) Plotki rozchodzą się bardzo szybko. Zwłaszcza jak są celowo rozsiewane. I właśnie spotykam się z kolejną… Przedwczoraj na uczelni, wczoraj w kuluarach Filharmonii Narodowej w przerwie między koncertem fortepianowym fis-moll Skriabina i brawurowo wykonaną pod batutą Aleksandra Łazariewa znakomitą II symfonią d-moll Prokofiewa, dzisiaj poprzez SMS otrzymany od jednego znanego dziennikarza jestem nagabywany o …kandydowanie na prezydenta Warszawy! Zdroworozsądkowo nikomu nic takiego nie mogłoby przyjść do głowy. Ale niektórym przychodzi…

    Już wcześniej, po pojawieniu się na kongresie PSL, spekulowano, że będę kandydował z listy tej partii do Parlamentu Europejskiego. Później pisano na temat mego wejścia do Rady Polityki Pieniężnej (zob. wpis 568 z dnia 6.X.2009). Przy okazji mego wystąpienia jako “gościa specjalnego” na grudniowej konwencji programowej SLD krążyły głosy – a i jeszcze je słychać – o kandydowaniu na Prezydenta Rzeczypospolitej. Teraz ta Warszawa. Ani chybi, w swoim czasie pojawi się kwestia kandydowania do Sejmu albo do Senatu… Otóż – raz jeszcze – nie interesuje mnie to. Zajmuję się nauką, a nie polityką. To nie ja szukam polityki, tylko ona szuka mnie. Ale nie znajdzie, bo żyję gdzie indziej i czym innym się zajmuję – nauką.

    Skoro jednak wiele moich badań – tak dotyczących Polski i krajów posocjalistycznych oraz transformacji systemowej, jak i globalizacji i gospodarki światowej oraz długofalowego rozwoju – ma nastawienie normatywne, ukierunkowane na politykę społeczno-gospodarczą i praktykę, to niech ta polityka i praktyka z tego korzysta. O to przecież chodzi, a nie tylko o dochodzenie do sedna, poszukiwanie prawdy i zaspokajanie ciekawości intelektualnej. Sam natomiast od wszelkiej polityki trzymam się z daleka, bo swoje w polityce już zrobiłem. I to ze skutkami, których pozytywny wymiar wszyscy obiektywni obserwatorzy potrafią dostrzec i docenić. Może akurat stąd biorą się te spekulacje o “powrocie do polityki” i każde kolejne wybory – od europejskich po samorządowe – prowokują co poniektórych, zwłaszcza polityków i media, do takich spekulacji?

    Ostatnio odpowiedziałem na kolejne z cyklu pytań o kandydowaniu. Przytaczam poniżej wymianę emaili w tej materii z “Gazetą Wyborczą”, bo nie wiem, czy moja odpowiedź została rzeczowo i obiektywnie przekazana czytelnikom:
    ________________________________________
    From: Jan Fusiecki [mailto:Jan.Fusiecki@agora.pl]
    Sent: Monday, January 18, 2010 2:16 PM
    To: kolodko@tiger.edu.pl
    Subject: Prosba z GW

    Szanowny Panie Profesorze,
    Opisujemy sytuację warszawskiej lewicy w kontekście wyborów samorządowych. Wg. zdobytych przez nas informacji znacząca część działaczy SLD uważa Pana za osobę, która mogłaby wystartować w jesiennych wyborach na prezydenta Warszawy i zagrozić Hannie Gronkiewicz-Waltz (PO). Politycy widzą w Panu autorytet, podkreślają, że start w tych wyborach mógłby stać się dla Pana ważnym wyzwaniem.
    Jak Pan komentuje tę inicjatywę? Czy wyklucza Pan start w tych wyborach, czy rozważa?

    Z poważaniem:
    Jan Fusiecki

    I moja odpowiedź:
    Witam!
    Pierwsze o tym słyszę… I oczywiście wykluczam start w wyborach. Na jakiegokolwiek Prezydenta (to już tak na wszelki wypadek…) Naprawdę, mam ciekawsze i ważniejsze zadania…
    Serdeczności,
    gwk
    http://www.wedrujacyswiat.pl

    Od teraz – gdy tylko pojawią się znowu tego rodzaju plotki – proszę odsyłać wszystkich do tego wpisu na blogu. Takoż i ja będę czynił. I zapewniam wszystkich, którzy już zaczęli się niepokoić, że bynajmniej nie grozi mi wciągnięcie w polityczny wir i książki, na które czekają, będę pisał. Już widzę ich cztery i pół…

  3. (628.) Pozwalam sobie napisać w odpowiedzi na zapytanie Pana Łukasza-post 622 o relację ze spotkania z Panem Profesorem w Akademii Leona Koźmińskiego z dnia 19 stycznia.
    Transmisje ze spotkań on-line nie są archiwizowane przez portal bankier.pl na ich stronie. Została mi jednak obiecana relacja z tego spotkania i jak tylko będę miała do niej dostęp, zamieszczę na stronie i poinformuję Państwa na blogu o tym fakcie.
    pozdrawiam,
    Sylwia Rogalska
    organizator spotkania

  4. (627.) Kilka dni temu, we wtorek 19-go stycznia, portal finansowy http://www.bankier.pl transmitował w internecie mój wykład zatytułowany “Transformacja, kryzys – i co dalej?” wygłoszony na spotkaniu z Klubem Absolwentów MBA Akademii Leona Koźmińskiego. Gdy na tymże portalu, wpisując swoje nazwisko do wyszukiwarki, chciałem bowiem znaleźć link do wykładu – bo pyta o to Hubert (wpis 622) – natknąłem się na “informację” o rzekomym wezwaniu mnie, wraz z innymi przywódcami SLD, do powrotu w jego szeregi. Portal, powołując się na gazetę, która z kolei opiera się na serwisie IAR, w (dez)informacji datowanej miesiąc wcześniej donosi: ““Polska” pisze, że podczas dzisiejszej Krajowej Konwencji Programowej SLD zaproszenie do powrotu w szeregi tej partii otrzymają jej dawni liderzy – Leszek Miller, Józef Oleksy i Grzegorz Kołodko.” ( http://www.bankier.pl/wiadomosc/Leszek-Miller-Jozef-Oleksy-i-Grzegorz-Kolodko-wracaja-2066448.html ). Kolejny raz okazuje się, że niechlujstwo dziennikarskie nie zna granic… Otóż ani nikt mnie “w szeregi” nie zapraszał, ani nigdy do SLD nie należałem, a tym bardziej nie byłem “liderem” tej formacji.
    To fakt, że w czterech rządach Sojuszy Lewicy Demokratycznej – w czasie, gdy premierami byli dwaj wspomniani w notce politycy, a także w Radzie Ministrów kierowanej przez Waldemara Pawlaka (PSL) w latach 1994-95 i Włodzimierza Cimoszewicza (1996-97) byłem wicepremierem ds. gospodarczych i ministrem finansów, kierując przy okazji także Komitetem Ekonomicznym Rady Ministrów. Stanowiska te zostały mi powierzone jako bezpartyjnemu fachowcowi, o znanych z licznych wystąpień, publikacji i propozycji programowych poglądach, ale nie miały żadnego związku z moją formalną przynależnością do tej formacji politycznej. Po prostu przez jakiś czas było nam po drodze ze względu na zbieżność poglądów w ważnych sprawach dotyczących polskich reform systemowych i rozwoju społeczno-gospodarczego. Gdy zaś główna, strategiczna część moich zadań została wykonana, a poglądy i zamiary, co i jak dalej czynić, poczęły się rozchodzić, to z własnej woli odszedłem z SLD-owskich rządów – po raz pierwszy na przedwiośniu 1997 roku i ponownie latem 2003 roku. Wyraźnie chcę podkreślić, że do rządów kierowanych przez SLD przystępowałem po uwzględnieniu przez jego kierownictwo, do którego nigdy nie należałem, mojej linii programowej. Dodam, że gdy nie starczało mi przekonania, że tak jest, propozycji pracy w rządzie nie przyjąłem w październiku 1993 roku. Pół roku potem wszakże, w innej już sytuacji, powróciła ona i określone przeze mnie warunki programowe zostały zaakceptowane. To umożliwiło realizację “Strategii dla Polski”.
    Nawiązuję do tego wszystkiego w kontekście problemów podniesionych przez Marcina Tomasza (wpis 616), który stwierdza: “Pan sam się utożsamia z SLD – tak mi się wydaje – ale przecież SLD momentami również wydaje się być neoliberalne. Bo przecież ta partia to nie tylko Pan, ale i również Hausner i Belka! Dla mnie to galimatias i nie rozumiem, jak partia niby lewicowa tak ostro oscyluje w prawo?” Otóż bynajmniej się nie utożsamiam i już w 2003 roku mawiałem, że SLD ma przed sobą tylko przeszłość… Może jeszcze okaże się, że się mylę, ale to wymaga istotnych zmian polegających na całkowitym odejściu od zdarzających się neoliberalnych flirtów, a nade wszystko na nadaniu tej formacji charakteru w pełni postępowego i nabrania większych zdolności pragmatycznego podejścia do rozwiązywania piętrzących się przed nami problemów.
    To fakt, że byłem z tą formacją związany poprzez prace w SLD-owskich rządach. I to fakt, że na polskiej scenie akurat ta formacja bywała mi najbliższa w kategoriach ideowo-politycznych. Ale słuszne jest spostrzeżenie, że “SLD momentami również wydaje się być neoliberalny” i że ta “partia niby lewicowa tak ostro oscyluje w prawo”. I stąd właśnie moje do niej zdystansowanie się. Jeśli jednak chce czerpać z moich pomysłów i korzystać z mych rad, to dlaczego nie? Podobnie odpowiadam, gdy pyta mnie o opinię i rady Prezydent RP, obecny wicepremier czy prezes NBP. Jeśli liderzy PO zapytają, to też im podpowiem, co mają robić, by było lepiej. A czasami nawet – jak w przypadku “Listu otwartego do Premiera RP” z lutego ubiegłego roku ( http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2009-02-09/List_otwarty_do_Premiera_RP_06_02_2009.pdf ) – podpowiadam bez pytania…
    Przyjąłem przeto jako “gość specjalny” zaproszenie na konwencję programową SLD 19 grudnia 2009 i zabrałem tam jako “bezpartyjny fachowiec” głos przedstawiając własną ocenę sytuacji i, co najważniejsze, postulaty programowe, co robić dalej dla sprawy zrównoważonego społecznie, ekonomicznie i ekologicznie szybkiego rozwoju Polski. Tekst mego wystąpienia został opublikowany pt. “Rozwój gospodarczy i postęp społeczny. W poszukiwaniu strategii dla Polski” i jest dostępny w sieci ( http://tiger.edu.pl/kolodko/artykuly/gwk_w_PRZEGLAD_SOCJALISTYCZNY_Nr_6_2009.pdf ). Uważam, że jedyna szansa dla lewicy – wszelkiej, nie tylko w Polsce – to obrona pozycji szeroko rozumianego konsumenta. Wszyscy występujemy w tej roli – jako nabywcy, klienci, lokatorzy, pacjenci, interesanci, pasażerowi, abonenci, usługobiorcy – i jakże często dzieje się to przy daleko idącej asymetrii w stosunku do siły i pozycji producentów, inwestorów, banków, dystrybutorów, dostawców, sprzedawców, etc. Tędy wiedzie droga do postępu. Opierać się on musi na społecznej gospodarce rynkowej, a więc na rynku, który będzie funkcjonował nie kosztem większości społeczeństwa na rzecz interesów mniejszości, tylko potrafi zharmonizować efektywność i przedsiębiorczość sektora prywatnego z podziałem zgodnym z poczuciem sprawiedliwości. W tym ma się wyrażać postępowa misja społeczna i funkcje regulacyjne nowoczesnego państwa, które musi umieć z rynkiem współdziałać tak, aby zawczasu zapobiegać przeradzaniu się sytuacji konfliktogennych w otwarte konflikty. Jeśli lewica to potrafi, to jest postępowa. Jeśli nie potrafi, to nie jest lewicą.
    Dlatego też w ostatnim zdaniu mego grudniowego wystąpienia – kiedy to nie “powracałem do kierownictwa”, a jedynie wpadłem na ważne dyskusyjne forum, by podzielić się swoimi przemyśleniami i propozycjami – powiedziałem: “Z tego też punktu widzenia zwrócenie uwagi na interes odbiorców i nabywców, na autentyczny interes najszerzej rozumianej klasy konsumentów, to powinność każdego ruchu postępowego. Niekoniecznie lewicy. Mogę to wszystko opisać nie używając terminu „lewica” i wcale bym się nie zdziwił, gdyby z czasem ten słynny kulturotwórczy i rozwojowy szyld SLD zmienił się na szyld SDP – Sojusz Dla Postępu.”
    Ciekaw jestem, co sądzą o tym inni? Co na to Marcin Tomasz, który “ostatnio ma na oku “Nową Lewicę”” i pyta: “Co Pan sądzi o “Nowej Lewicy”? Czy nie są przypadkiem zbyt socjalistyczni?” Są, bo lewica, by była autentycznie postępowa, zawsze musi być też pragmatyczna. A w tym przypadku tak nie jest. Jest nam potrzebna nie tyle “nowa” czy zreformowana lewica, ile autentyczna i skuteczna formacja postępu społecznego i gospodarczego. Nie mam wątpliwości, że czas taki nadejdzie. Ale nie wątpię też, że jeszcze nie nadszedł.

  5. (626.) Panie Profesorze, w “Wędrującym Świecie” w definiując rozwój gospodarczy pisze Pan, że: “Dokonuje się on poprzez ilościowe i jakościowe zmiany nie tylko w sferze produkcji i podziału oraz inwestycji i konsumpcji, ale także w odniesieniu do(…) stanu środowiska naturalnego” (s. 265.). Bardzo się cieszę, że tak istotny aspekt Pan Profesor uwzględnił. Wydaje się, że dziś w obliczu degradacji środowiska w skali globalnej należy poszukiwać nowych paradygmatów rozwoju i definiować na nowo pojęcia, które w dynamicznie zmieniającym się świecie tracą na aktualności.

  6. (625.) Marcin Tomasz (wpis 616) porusza kwestię wpływu filozofii i religii na gospodarkę i jej postrzeganie. Konkretnie chodzi o wpływ taoizmu i konfucjanizmu na “ekonomię współczesnych Chin”, choć ma on na myśli nie tyle “ekonomię”, ile “gospodarkę” czy też “gospodarowanie”, a więc sposoby uprawiania rozmaitych form aktywności gospodarczej. Notabene, zbyt często wciąż jeszcze używa się na określenie gospodarki pojęcia “ekonomia”, podczas gdy jest ona nauką objaśniającą istotę i zasady gospodarowania.

    W “Wędrującym świecie”, pisząc o specyficznym nakładaniu się specyficznych uwarunkowań szybkiego rozwoju Chin, wzmiankuję taoizm i konfucjanizm (s. 243). Jedno z tych uwarunkowań to “…choć niedemokratyczny, to światły polityczny reżim, coś jak niegdyś światły absolutyzm, tyle że tym razem budowany na bazie kulturowej sięgającej konfucjanizmu i dotykającej taoizmu oraz pozytywnej spuścizny socjalizmu (szacunek dla kolektywu i zbiorowej odpowiedzialności).” I to dokładnie miałem na myśli, traktując konfucjanizm, poniekąd wyrosły z taoizmu, jako swoisty system wartości eksponujący takie cechy, jak solidarność i sprawiedliwość, ale także zdolność grupowego współdziałania i uznanie roli władzy i państwa w kształtowaniu życia społecznego.

    Podkreślmy, że taoizm – już wtedy, dwa i pół tysiąca lat temu – przestrzegał przed “złym” państwem, nadmiernie i niepotrzebnie ograniczającym wolność i swobodę jednostek. Czynił to wszakże zakładając, że uda się zapewnić harmonię społeczną poprzez moralne doskonalenie człowieka. Niestety, nie udaje się. I – także niestety – nie gwarantuje jej państwo. Tylko synergia pozytywnej moralności i regulacji państwa (władzy) umożliwia twórczą koegzystencję ludzi i ich sensowne – również z ekonomicznego punktu widzenia – współdziałanie. I tego uczy taoizm i konfucjanizm. To tylko chciałem podkreślić, nawiązując do systemu wartości właściwego tym nurtom myślowym w kontekście ich współczesnego znaczenia dla rozwoju społeczno-gospodarczego.

    Taoizm pojawia się jeszcze raz na kartach “Wędrującego świata”, kiedy zwracam uwagę na kulturową różnorodność w Malezji (s. 312-313). Bez wątpienia leży ona – obok innych czynników, bo i tu przecież występuje określona koincydencja uwarunkowań rozwoju – u podstaw sukcesu gospodarczego tego kraju. Dominuje tam islam, ale obok niego rozkwitły inne filozofie, religie i wartości społeczne, w tym także taoizm i buddyzm. Skłaniają one do uczciwości i pracowitości, do solidaryzmu i zapobiegliwości o przyszłość, co skłania do relatywnie wyższego poziomu oszczędności i inwestycji, a to z kolei już w sposób dla każdego oczywisty oddziałuje na gospodarkę.

    Właściwy Chińczykom na większą niż innym narodom skalę “szacunek dla kolektywu i zbiorowej odpowiedzialności” (“Wędrujący świat”, s. 243) wyrasta zatem na podłożu religijnym i określonym układzie wartości oraz na konkretnym systemie politycznym. Ma to swoje źródła w długiej tradycji, przez wieki osadzonej w konfucjanizmie. Współcześnie wszakże rola tego czynnika kulturowego słabnie pod przemożnym wpływem postępującej westernizacji. Ale to już inna historia, do której przyjdzie wrócić w swoim czasie.

    No i o to też pyta Marcin Tomasz, dociekając, czy przymierzam się do napisania następnej książki, “…a jeżeli tak, to o czym ona będzie i kiedy można jej się spodziewać na rynku?”. Cóż, pracując naukowo i publikując sporo, człowiek nieustannie “przymierza się” do następnych książek. Tak, myślę o nich, o kilku naraz. Będą przeto i następne. Wpierw o świecie, potem o wielkiej transformacji i jeszcze nieco później o przyszłości. No, ale wszystko w swoim czasie. Na razie mamy “Wędrujący świat”, a więc mamy o czym dyskutować.

  7. (624.) Panie Profesorze, bardzo się cieszę, że nawiązał Pan do reformy w ramach PNFR polegającej na zwiększeniu niezależności finansowej jednostek samorządu terytorialnego. Osobiście uważam ją za jedną z kilku absolutnie najważniejszych reform w III RP. Korelacja między stopniem niezależności finansowej JST a jakością ich pracy jest uderzająca (najgorzej jest w powiatach a najlepiej w gminach). Gdyby nie wspomniana reforma, dużo trudniejsze byłoby również pozyskiwanie środków unijnych i w konsekwencji modernizacja polskich gmin i nie tylko. Jestem przekonany, że gdyby nie ten element PNFR, dużo bardziej spowolnione byłoby nadrabianie zaległości rozowjowych w stosunku do krajów Europy Zachodniej.
    Pozdrawiam!

  8. (623.) Opis poczynań i sukcesów elity rzadzącej w gminie Witnica świadczy o tym, że jednak da się dojśc do porozumienia i postawić potrzeby ogółu ponad swoje… chociaz w tym przypadku to chyba te potrzeby są wspólne…i to jest świetne!. Z pewnością wielkim wyróznieniem – zasłuzonym zresztą – dla osób rządzących tym regionem sa Pana słowa, słowa uznania i pochwały. Z pewności bedą one dodatkowym motorem do dalszej pracy.

  9. (622.) Drogi Panie Profesorze, wczoraj 19 stycznia 2010 roku odbyła się transmisja online z wykładu i dyskusji pt.”Transformacja, kryzys – i co dalej?”. Niestety nie miałem możliwości wczoraj zasiąść przed komputerem o godzinie 18.00. Czy byłaby możliwość za pośrednictwem portalu Bankier.tv ponownie obejrzeć Pana profesora wykład ?
    Gdyby Pan Profesor mógł podać linka na blogu do filmu, byłbym bardzo wdzięczny.
    Pozdrawiam

  10. (621.) Szanowny Panie Premierze.Wielkie dzieki za to, że mogliśmy być świadkami tego jak prześwietla Pan sytuacje ekonomiczną Polski i Świata. To dla nas wielki zaszczyt, ze mogliśmy gościc tak znakomitego gościa a przede wszystkim znakomitego, światowej sławy ekonomistę. Dzięki Pana wykładowi inaczej bedziemy spoglądali na rzeczywistość i kryzys ogarniajacy świat. Jeszcze raz bardzo dziękujemy.
    Koło Naukowe Pro Publico Bono US.

  11. (620.) Szanowny Panie profesorze,
    Dużo myślałem o tym, co mówił Pan na spotkaniu w Pruszkowie, które było naprawdę wielce ciekawym rozwinięciem Wędrującego Świata. Jedna tylko sprawa nie daje mi spokoju, a nie mogę znaleźć informacji, które by to w jakimś stopniu wyjaśniły. Otóż powiedział Pan, że w Polsce przybywa miejsc pracy, gdy dynamika wzrostu PKB osiąga około 3% w skali roku. Rząd obecnie mami nas propagandą sukcesu gospodarczego (oaza spokoju w kryzysie, najlepszy minister finansów Europy, itd.). Tymczasem 2009 to wzrost <2%, a 2010 pewnie również nie przyniesie 3% wzrostu. Czeka nas zatem wzrost bezrobocia? Mówił Pan również o tym, że w Stanach, czy w Niemczech, gdzie gospodarka jest bardziej dojrzała wystarczy ca. 1% wzrostu i już zatrudnienie wzrasta.
    Z czego to wynika? A może mógłby Pan profesor polecić jakąś książkę, która tego typu zjawiska/zależności wyjaśnia tak, że osoba bez wykształcenia ekonomicznego mogłaby to zrozumieć? Będę ogromnie wdzięczny za pomoc.
    I przy okazji życzę Panu profesorowi oraz wszystkim dyskutantom wielu ciekawych podróży w 2010 roku :)

  12. (619.) Pozytywna synergia i energia i rozwój oddolnej inicjatywy jest rezultatem wolności ktorej nie bylo w 1980 gdy opuszczalem moj kraj. Pragmatyzm Polakow, choc niepozbawiony szczypty jalowych politycznych sporow jest bardzo budujacy.

    Ta strona jest ewidentnym przykladem ze mozna budowac, nawet odrobine sie spierajac. Energia jest w nas, uwierzmy w siebie ..

  13. (618.) Jestem zbudowany. Pozytywną synergią samorządności i przedsiębiorczości na szczeblu lokalnym. Choć zasadniczo jestem makroekonomistą i najczęściej zajmuję się gospodarką narodową i ponadnarodowymi, łącznie z globalnym, układami ekonomicznymi, to nigdy nie miałem wątpliwości, że prawdziwy sukces społeczny i gospodarczy zbudować można tylko na konstelacji sukcesów cząstkowych – osiąganych w skali przedsiębiorstw i wspólnot lokalnych. Takie założenie leżało u podstaw “Strategii dla Polski” (http://tiger.edu.pl/ksiazki/polska_alternatywa.pdf) realizowanej w latach 1994-97, i “Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej”, PNFR (http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/O_Naprawie_Naszych_Finansow.pdf) urzeczywistnianego w latach 2002-03 i później, kiedy jego zasadnicze punkty były wdrażane już bez mego bezpośredniego udziału. Przecież niemożliwe byłoby uzyskanie w tamtym okresie zasadniczej poprawy konkurencyjności gospodarki i poprawy warunków życia ludności, gdyby nie rozwój oddolnej inicjatywy, czemu sprzyjała odgórna polityka. W sumie zaowocowało to przyrostem PKB na mieszkańca aż o ponad jedną trzecią. No, ale PKB Polski to zagregowana wartość nowo wytworzona podczas roku w dwu i pół tysiącach polskich gmin i dziesiątkach tysięcy przedsiębiorstw.

    Cóż jest tak budujące? Otóż obserwacje, które mam okazję czynić podróżując bardzo intensywnie po ojczyźnie. W ślad za olbrzymim zainteresowaniem “Wędrującym światem” (www.wedrujacyswiat.pl) jestem zapraszamy na spotkania, wykłady, dyskusje. W trakcie tych wojaży odwiedziłem wiele miejscowości, nie tylko dużych ośrodków akademickich i znaczących centrów przemysłowych, ale także na tzw. prowincji. I wrażenie właśnie stamtąd wynoszone nastrajają tak pozytywnie. Oczywiście, nie zawsze i nie wszędzie, ale coraz częściej i w coraz większej ilości zakątków kraju ludzie radzą sobie zupełnie nieźle. Dużo lepiej niż rząd w Warszawie.

    Pamiętam, jak latem 2002 roku, podczas inicjowania PNFR, którego jednym z trzonów była autentyczna reforma samorządowa wzmacniająca istotnie pozycję finansową gmin, przestrzegano mnie: “panie premierze, niech pan tego nie robi”. “A dlaczegóż to?” pytałem, będąc przekonany, że tam, na dole, lepiej znając lokalne potrzeby i możliwości, ludzie również lepiej potrafią wykorzystywać publiczne pieniądze na realizację rozmaitych projektów zaspokajających ich potrzeby. “No bo zamiast jednego skorumpowanego rządu będziemy mieli dwa i pół tysiąca skorumpowanych gmin”. Nie dałem jednak wiary, że psucie gospodarki i polityki zaszło w poprzednim okresie aż tak daleko i zasadnicza część PNFR została przeforsowana i wdrożona w życie. Gminy uzyskały znaczną samodzielność finansową opierając swą aktywność na większych, systemowo zagwarantowanych dochodach własnych. Oczywiście, sens takiej reformy strukturalnej polegał na równoległym przesunięciu na szczebel lokalny szeregu zadań i odpowiedzialności. I jeszcze bardziej dziś niż wtedy nie mam wątpliwości, że mieliśmy rację. To widać.

    W wielu miejscach. W szczególności budujące są dla mnie ostatnio poczynione spostrzeżenia w gminie Witnica. Ten mały region na Zachodzie Polski, skąd bliżej do Berlina niż Poznania, radzi sobie wcale dobrze. Może właśnie dlatego, że nie ogląda się na stolicę i nie biadoli – co innym wciąż zbyt często się zdarza – tylko faktycznie, korzystając z demokracji i rynku, wziął swój los w swoje ręce. Miasto Witnica liczy zaledwie siedem i pół tysiąca mieszkańców. W całej gminie http://www.witnica.pl/, wraz z okolicznymi wioskami, nazbiera się ich około 14 tysięcy. Gmina prowadzona jest przez samorząd z Andrzejem Zabłockim, burmistrzem, i jego zastępcą, Eugeniuszem Kurzawskim. Stoją oni na czele władz samorządowych już nieprzerwanie od dwudziestu lat. I to – wraz z pragmatycznym i koncyliacyjnym, wyzutym z jałowych sporów ideowych i kłótni politycznych podejściem do rozwiązywania problemów, których przecież nie brakuje – jest jednym z podstawowych czynników odnotowywanych sukcesów. Przez dwie dekady transformacji, zapoczątkowane niefortunnym szokiem bez terapii, Witnica nie dała się przytłoczyć masom wyzwań. Nawet onegdajszego Państwowego Ośrodka Maszynowego, który obsługiwał okolicznych rolników i miejscowy PGR, nie zrujnowano, tylko przekształcono w prywatny i sprawy “POM POLONIA – spółka zoo”.

    Największe osiągnięcie gminy w ostatnich kilku latach to Witnicka Strefa Przemysłowa, która powstała wskutek wspomnianej synergii samorządności i przedsiębiorczości. Na 20 hektarach, uzbrojonych i doinwestowanych od strony infrastruktury przez gminę, powstało osiem różnych obiektów przemysłowych – od branży metalowej i papierniczej do transportowej i motoryzacyjnej. Te prywatne firmy – niektóre należące do zagranicznych przedsiębiorców, nie tylko z sąsiednich Niemiec – zatrudniają setki miejscowych pracowników i płacą podatki, także do gminnej kasy. Jej rachunki prowadzi również lokalny bank, który potrafi nie tylko w tym względzie konkurować z potentatami – Gospodarczy Bank Spółdzielczy, GBS Bank.

    W roku 2010 jest co rozliczać. Otóż o ile “normalny” budżet gminny obracał około 28 milionami złotych rocznie, to w tym roku milionów tych jest prawie 60. A to w rezultacie umiejętnego wykorzystywania drugiego końca naszych wielkich reform strukturalnych: z jednej strony małe samodzielne gminy, z drugiej wielka Unia Europejska. Oba końce tego układu w znikomym i coraz mniejszym stopniu zależą od rozpolitykowanych rządów.

    Dzięki właściwemu przygotowaniu wniosków uruchamiane są kolejne projekty inwestycyjne: od małych, jak budowa przedszkola, wiejskiej świetlicy czy wodociągu we wsi dotychczas go pozbawionej, poprzez rozbudowę systemu kanalizacji i oczyszczalni ścieków, po drogi i RCR, czyli regionalne centrum ratownicze, inwestycję już kilkunastomilionową, która wykonywana jest przy jedynie 15-toprocentowym udziale środków własnych. Wcześniej wybudowano sporo – od obiektów infrastrukturalnych i oświatowych po placówki kultury i boiska sportowe. Rozwija się także turystyka, czemu sprzyja nasz najmłodszy, niedawno utworzony Park Narodowy Ujścia Warty. Prawie połowa – około 3,5 tysiąca hektarów – tych pięknych, ulubionych przez barwne ptactwo rozlewisk leży na terenie gminy. I na dodatek gmina potrafi sensownie zatroszczyć się o bezdomne psy.

    Okazuje się – nie tylko w tym przypadku, bo przecież jest ich więcej – że hasło “myśl globalnie, działaj lokalnie” może być w sposób twórczy i rozwojowy materializowane. Wystarczy do tego, bagatela!, pragmatyzm i dobre chęci. Ale one rodzą owoce tylko wtedy, gdy mogą rozkwitać w ramach funkcjonalnie sprawnych rozwiązań instytucjonalnych. Wzmocnienie lokalnej samorządności, z jednej strony, i polityka regionalna Unii Europejskiej, z drugiej, tworzą pożądaną tu synergię. Potem wystarczy już tylko nie kłócić się i nie tracić czasu. Mam wrażenie, że tak właśnie jest w Witnicy. I nawet nie mam pojęcia, kto do jakiej partii przynależy.

  14. (617.) Szanowny Panie Profesorze, W imieniu samorządu szkolnego dziękujemy za przyjęcie zaproszenia na spotkanie z uczniami III LO.

    Do spotkania z Panem większość uważała, że jedynym ekonomistą w Polsce jest Leszczek Balcerowicz. Ja wiem, że ekonomia nie kończy się na neoliberaliźmie. Bardzo dziękuję, studiuję, “Wędrujący Świat”.

    Przepraszam za zwłoke, jednakże wkrótce nadeślę zdjęcia ze spotkania z Panem. Chcę żeby Pan prof wiedział, że w szkole trwają burzliwe dyskusje na temat książki zarówno nauczyciele jak i uczniowie fascynują się Pana dziełem.

  15. (616.) Witam Panie Profesorze!

    Przede wszystkim dziękuję Panu za wspaniałą książkę “Wędrujący Świat”. Dowiedziałem się od Pana wielu ciekawych rzeczy i po kolei zaczyna mi się wszystko układać w głowie, to co wcześniej było zbytnio porozrzucane, abym ja jako amator mógł to tak profesjonalnie scalić.

    Szkoda, że nie poszliśmy drogą Pana pomysłów, bo teraz byśmy wszyscy lepiej żyli…

    Ale chciałbym się zapytać o pewną rzecz, o której Pan wspomniał – niestety tylko w jednym zdaniu, a która mnie bardzo zainteresowała. Napisał Pan, że ekonomia współczesnych Chin opiera się na tym, co najlepsze w socjaliźmie oraz na konfucjanizmie i taoizmie – dwóch starożytnych filozofiach tego państwa. Jako, że utożsamiam się z filozofią taoizmu niereligijnego zainteresowało mnie na czym polega ten wkład tej pięknej filozofii w ekonomię Chin? Czy by mógł to Pan mi jakoś wytłumaczyć lub polecić do przeczytania jakąś książkę bądź artykuł?

    I jeszcze jedna sprawa. Zbliżają się wybory, a ja jestem już taki skołowany, że nie wiem na kogo głosować. Pan sam się utożsamia z SLD – tak mi się wydaje – ale przecież SLD momentami również wydaje się być neoliberalne. Bo przecież ta partia to nie tylko Pan, ale i również Hausner i Belka! Dla mnie to galimatias i nie rozumiem, jak partia niby lewicowa tak ostro oscyluje w prawo??

    Ostatnio mam na oku “Nową Lewicę”, na której czele stoi Pan Ikonowicz. Mam do Pana pytanie Panie Profesorze. Co Pan sądzi o “Nowej Lewicy”? Czy nie są przypadkiem zbyt socjalistyczni?

    Jeszcze raz dziękuję za książkę i mam pytanie, czy już przymierza się Pan do napisania następnej, a jeżeli tak, to o czym ona będzie i kiedy można jej się spodziewać na rynku?

  16. (615.) Drodzy Czytelnicy Bloga jak myślicie, czy my Polacy możemy rozpocząć odrodzenie jako pierwsi na świecie? Mam na myśli uczynienie naszego złotego dobrem narodowym, co będzie związane z faktem odebrania pieniądza z rąk bankierów i polityków do obywateli poprzez:
    1. uczynienie każdego Polaka współwłaścicielem Narodowego Banku Polskiego, które to prawo będzie prawem osobistym, niedziedzicznym i niezbywalnym, a jego nabycie nastąpi z mocy prawa również przez każdego nowonarodzonego Polaka,
    2. nowe emisje pieniądza banku centralnego będą trafiać do rąk właścicieli NBP – wszystkich Polaków w ramach ich prawa korporacyjnego, nie podlegającego cesji, zastawowi, czy egzekucji,
    3.banki komercyjne będą zobowiązane posiadać pełne rezerwy na depozyty bieżące, co zagwarantuje depozytom bieżącym pełne bezpieczeństwo i jednocześnie pozbawi bankierów prawa emisji pieniądza depozytowego,
    4.zmniejszenie oficjalnych rezerw dewizowych Polski do poziomu zapewniającego bieżącą obsługę międzynarodowych rozliczeń bankowych i wykorzystanie stanowiącej obecnie cel spekulacji nadwyżki na spłatę zagranicznego długu publicznego Polski, import nowoczesnych technologii do unowocześnienia polskiej infrastruktury energetycznej, transportowej, łączności oraz ochrony środowiska, kształcenie w uczelniach zagranicznych najzdolniejszej polskiej młodzieży,
    5.spłata długu publicznego w bankach komercyjnych w Polsce poprzez jednorazową emisję złotego, która będzie stanowić pokrycie części wyższych rezerw obowiązkowych banków komercyjnych od depozytów bieżących,
    6. umożliwienie Polakom refinansowania zaciągniętych kredytów walutowych zabezpieczonych hipotecznie z funduszu państwowego, którego środki powstaną z jednorazowej emisji złotego przez bank centralny, a po przekazaniu do banku komercyjnego na spłatę kredytu, będą stanowić część wyższych rezerw obowiązkowych banków komercyjnych od depozytów bieżących, kredyt refinansowy będzie udzielany w złotych i nisko oprocentowany, środki pochodzące ze spłat kredytów refinansowych będą wycofywane z obiegu do banku centralnego.
    Apeluje do wszystkich obywateli, dla których dobro ojczyzny leży na sercu o przemyślenie przedsięwzięcia. Jeśli odważymy się na ten krok, będzie to czas na Wielkie Jutro dla Polski i dla Świata. Kwestia odwagi.
    Pozdrawiam

  17. (614.) Ostatnio mieliśmy zaszczyt gościć Pana prof. w naszej szkole III LO Katowice,

    Jestem pełna podziwu dla osoby pana Profesora

    Będąc tak wybitną postacią przyjechał Pan do naszej szkoły, do uczniów z których może 1 na 10 coś z tego wyniesie.

    Serdecznie dziękuje za możliwość poznania pana prof, i za autograf, jestem w trakcie lektury.

  18. (613.) Widzę, że Bruce (wpis 612) nie śledzi dostatecznie wnikliwie naszej dyskusji. Przecież po wrześniowej konferencji na Sorbonie, w której uczestniczyłem na zaproszenie Nicolasa Sarkozy, pisałem o inicjatywie prezydenta Francji dotyczącej miar postępu gospodarczego (wpis 559 dokonany w dniu 16 września 2009 r., zob. http://www.wedrujacyswiat.pl/blog/?p=6#comment-2558). Chodzi tu nie tyle o sposób “pomiaru zamożności”, ile o wskaźniki “funkcjonowania gospodarki i społecznego rozwoju”. Raport specjalnie powołanej w tym celu komisji, który był przedmiotem naszej dyskusji, można znaleźć pod linkiem http://www.stiglitz-sen-fitoussi.fr/en/index.htm. Szerzej o alternatywnych miarach rozwoju, proponując ZIP, czyli zintegrowany indeks pomyślności, piszę w “Wędrującym świecie” w rozdziale zatytułowanym “Co to jest rozwój i od czego zależy” (s. 265-277). No i ciekaw jestem poglądów Bruce’a – i innych – na ten temat…

  19. (612.) Witam!

    Czy posiada ktoś z Państwa informacje na temat “Nowego systemu pomiaru zamożności” którego opracowanie zlecił Prezydent Francji?

    Pozdrawiam!

  20. (611.) Z wszystkich rocznic godnych obchodzenia (do takich na pewno zaliczyć trzeba także 750-lecia mego rodzinnego miasta, Tczewa) najważniejsza to 200-lecie urodzin największego Polaka wszechczasów – Fryderyka Chopina. Norwid w “Fortepianie Szopena” pisał:
    ‘A każda wyje: “nie ja!…”
    “Nie ja!” – zębami chrzęści – a
    Lecz Ty? – lecz ja? – uderzmy w sądne pienie,
    Nawołując: “Ciesz się późny wnuku!…
    Jękły głuche kamienie –
    Ideał sięgnął bruku”.’
    I to właśnie przychodziło mi na myśl, gdy wczoraj wieczorem, wchodząc do Filharmonii Narodowej, by posłuchać i zobaczyć, jak wspaniale Lang Lang gra 2-gi koncert fortepianowy f-moll, tłoczyłem się z wieloma innymi melomanami na schodach w oczekiwaniu na przejście przez kontrolną bramkę. A nuż pojawi się jakiś terrorysta… Ciekawych czasów dożyliśmy. Wielka kultura, z jednej strony, i wielkie dno – z drugiej.

  21. (610.) Rok 2010 to rok Wielkich Rocznic dla Polski, z tego się ciesze, że już są planowane różne uroczystości. Może przypomnimy sobie kim jesteśmy i pokażemy też naszym dzieciom, co w przeszłości przechodziliśmy.
    I tak oto mamy:
    1410 – 600 lecie zwycięstwa w Bitwie pod Grunwaldem
    1610 – 400 lecie zwycięstwo naszych wojsk dowodzonych przez hetmana Stanisława Żółkiewskiego pod Kłuszynem nad wojskami moskiewskimi i szwedzkimi
    1830 – 180 lecie rocznicy wybuchu Powstania listopadowego
    1920 – 90 rocznica wielkiej wiktorii Polski w Bitwie Warszawskiej nad komunizmem
    1970 – 40 letnia rocznica masakry na wybrzeżu
    1980 – 30 lecie narodzin Solidarności
    Rok 2010 to również okrągłe rocznice urodzin takich wspaniałych Polaków jak:
    1920 – rodzi się Karol Wojtyła
    1810 – rodzi się Fryderyk Chopin
    Mam nadzieje, że to będzie pozytywny impuls do przemyśleń. Zwłaszcza, że nadchodzą małymi kroczkami wybory w Polsce.
    Pozdrawiam :)

  22. (609.) Polacy kochają obchodzić rocznice. Czcimy przeto od czasu do czasu okrągłe daty dzielące nas od jakichś wydarzeń. I tak ostatnio wiele jest zgiełku w związku z dwudziestoleciem wielkich zmian ustrojowych. To fakt, że rok 1990 rozpoczęliśmy od głębokich i radykalnych przeobrażeń gospodarczych, ale trzeba pamiętać, że wiele z nich zakorzenionych było w reformach rynkowych dokonanych wcześniej, jeszcze w czasach realnego socjalizmu lat 1980. I dlatego też Polska, obok Węgier i ówczesnej Jugosławii, była najlepiej przygotowana do wielkiej zmiany. Niestety, szanse nie zostały w pełni wykorzystane wskutek licznych błędów popełnianych w niektórych okresach minionego dwudziestolecia, które przecież nie było okresem jednorodnym. Były lata gorsze i zdecydowanie lepsze i to, co mamy dzisiaj, jest wynikiem tej przeplatanki.

    Wielkim błędem historii byłoby tworzenie agresywnego kapitalizmu niesprawiedliwości społecznej, bo przecież nie o to chodzi w wielkim dziele ustrojowej transformacji. Zależeć nam musi na zbudowaniu społecznej gospodarki rynkowej charakteryzującej się z jednej strony wysoką efektywnością przedsiębiorstw, z drugiej zaś sprawiedliwym podziałem owoców rozwijającej się gospodarki. Udało się to tylko po części, a to ze względu na błędu początkowego okresu transformacji w czasie tzw. planu Sachsa-Balcerowicza oraz przełomu lat 1990. i 2000. Tak podczas szoku bez terapii na początku poprzedniej dekady, jak i w trakcie niepotrzebnego przechłodzenia koniunktury w jej końcu mylono środki polityki (równowaga finansowa, prywatyzacja, deregulacja gospodarki) z jej celami (zrównoważony ekonomicznie, społecznie i ekologicznie rozwój oraz poprawa warunków życia ludności), opierając politykę gospodarczą na błędnej, neoliberalnej teorii. Kosztowało nas to wiele, utracono liczne możliwości rozwojowe, skala recesji, stagnacji i redystrybucji była bardzo dotkliwa.

    Dwadzieścia lat temu rząd zakładał jednoroczny zaledwie spadek produkcji i ograniczone bezrobocie oraz szybką stabilizację finansową. Recesja miała ograniczyć się do spadku PKB w roku 1990 o 3,1 proc., a bezrobocie miało nie przekroczyć 400 tys. osób. Inflacja miała już po trzech miesiącach spaść do jednego procenta w ujęciu miesięcznym, a budżet miał być zrównoważony. Niepobożne życzenia! W wyniku doktrynerstwa i błędów polityki PKB załamał się aż o prawie 20 proc. między połową roku 1989 i 1992, powstało masowe bezrobocie, które dwa lata później przekroczyło 3 miliony osób, inflacja spadła do 1 proc. miesięcznie dopiero po siedmiu latach, a deficyt budżetowy w roku 1992 przekraczał 6 proc. PKB. Oto prawda o słynnym szoku bez terapii, którego rocznicę tak tendencyjnie czczą dzisiaj nadwiślańscy neoliberałowie i ich propagandowe zaplecze. Im więcej błędów i wpadek wtedy, tym więcej szumu i nieprawdy teraz.

    Usłany niepowodzeniami były również lata 1998-2001. Gdy na przedwiośniu 1997 roku po raz pierwszy odchodziłem z rządu, roczne tempo wzrostu PKB wynosiło 7,5 proc., co było najwyższym wskaźnikiem w ostatnim ćwierćwieczu. Gdyby wtedy ktoś mi powiedział, że powrócę na stanowisko wicepremiera i ministra finansów po pięciu latach po to, by raz jeszcze wprowadzić Polskę na ścieżkę szybkiego wzrostu, gdyż gospodarka zostanie zdołowana do zupełnej stagnacji, to nie dałbym temu wiary. Nie uwierzyłbym bowiem, że można popełnić tak wiele błędów i wyzerować dynamikę gospodarczą pomimo liberalizacji, prywatyzacji, otwarcia i integracji. I pomimo zapowiadania utrzymania ponad 7-mioprocentowego tempa wzrostu, co czynił ówczesny lider Unii Wolności, L. Balcerowicz. A tak się stało i dynamika PKB została obniżona do 0,2 proc. w IV kwartale 2001, bo “wróciło nowe” i ponownie dogmatyzm i złe formułowanie celów gospodarczych wzięło górę nad pragmatyzmem i prawidłowym ukierunkowaniu procesu przemian.

    Dziś, po dwu dekadach wielkiego zrywu, wielkość produkcji na mieszkańca, mierzona PKB według parytetu siły nabywczej, wynosi około 18 tys. dolarów. Oznacza to, że za przypadającą na głowę Polaka wartość rocznej produkcji możemy kupić w naszych warunkach cenowych tyle, ile Amerykanin w USA za 18 tys. dolarów. No, ale tylko część PKB konsumujemy, bo część jest oszczędzana i przeznaczana na inwestycje. Podstawą konsumpcji są nasze płace, których poziom miesięczny (brutto) sięga 3.400 złotych (przeciętny, przy dużym i rosnącym nadal zróżnicowaniu). Otóż gdyby przez wszystkie lata po 1989 roku – łącznie z ostatnimi, kiedy niestety neoliberalizm znowu kosztuje nas wiele utraconych możliwości – prowadzić pragmatyczną politykę, opierając się na poprawnej teorii ekonomicznej, tak jak czyniliśmy to w okresie “Strategii dla Polski” 1994-97 i “Programu Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” 2002-05, to tenże PKB na głowę oscylowałby wokół 27 tysięcy dolarów i, upraszczając, średnia płaca wynosiłaby ok. 5 tysięcy złotych.

    To, że tak nie jest, to oczywista “zasługa” nieumiejętnie przeprowadzanej transformacji ustrojowej i wadliwej polityki gospodarczej w latach, gdy górę brał nadwiślański neoliberalizm. Warto przeto mieć świadomość, że to właśnie rocznicę jego nadejścia niektórzy celebrują z taką pompą.

  23. (608.) Witam Panie Profesorze. Z całą pewnością miał Pan okazję zapoznać się z książką Huerta de Soto Pieniądz, kredyt bankowy i cykle koniunkturalne. Jakie zdanie ma Pan na temat poglądów autora, a w szczególności bankowości opartej na rezerwie cząstkowej? Czy system ten nie jest jednym z powodów wzrostu zadłużenia – kreacja pieniądza jako długu? Czy możliwe jest jego utrzymanie w dłuższym terminie (wzrost zadłużenia zaczyna łudząco przypominać funkcje wykładniczą)?

  24. (607.) Łukasz z Koła Naukowego Pro Publico Bono, na zaproszenie którego będę wkrótce ponownie gościł na Uniwersytecie Szczecińskim (vide http://www.wedrujacyswiat.pl/wyklady.php), pyta (wpis 606) o sens proponowanych przez Premiera Donalda Tuska reform konstytucyjnych. Cóż, z pewnością warto zmierzać do wzmocnienia władzy wykonawczej w Polsce. Model wprowadzony dwanaście lat temu w obowiązującej Konstytucji nie sprawdza się, co utrudnia prowadzenie skutecznej polityki, przy czym spostrzeżenie to odnosi się w większym stopniu do polityki nieekonomicznej. Rozwiązania wypośrodkowane w porównaniu z modelem niemieckim, austriackim czy włoskim, z jednej strony, a modelem francuskim, z drugiej (pomijam już stricte prezydencki – i efektywny – model amerykański) gmatwają procesy decyzyjne i rozmywają kwestie odpowiedzialności. Dowodów tegoż mamy aż nadto. Stąd też pójście w kierunku systemu bardziej klarownej odpowiedzialności władzy wykonawczej generalnie jest słuszne.

    Ale czy teraz? Czy obecnie jest to postulat realistyczny? Oczywiście, że nie. Należało z nim wyjść natychmiast po ostatnich wyborach (czego Donald Tusk jako przegrany w nich nie mógł uczynić) bądź też po wyborach następnych. Można też rozważać zasadność wprowadzenie zgłaszanych propozycji w dłuższej perspektywie, zwłaszcza po roku 2015, kiedy to zakończy się kolejna kadencja prezydencka.

    Wad w naszej Konstytucji jest więcej. Dotyczą one nie tylko spraw tak fundamentalnych politycznie jak system władzy wykonawczej i tryb jej wyłaniania, ale również niektórych kwestii ekonomicznych, w tym tak szczegółowych – i ważnych – jak regulowanie możliwości nabywania rządowych obligacji przez bank centralny.

    Nie należy jednak mieć wątpliwości, że zgłaszanie postulatu co do zmiany trybu wyboru Prezydenta RP w roku wyborczym jest zabiegiem spekulacyjnym, nastawianym na doraźne efekty polityczne, a nie trwałe – i konstruktywne – zmiany ustrojowe. Chodzi przede wszystkim o odwrócenie uwagi od nieudolnej polityki społeczno-gospodarczej obecnego rządu. Jak się nie ma lepszych pomysłów, to się ma takie, jak się ma. I niekoniecznie pro publico bono…

  25. (606.) Witam Pana Profesora. Mam takie pytanie. Czy zmiany ustrojowe zaproponowane przez premiera Tuska są realnymi zmianami w Polsce? Czy jesteśmy gotowi na taką transformację i zmianę ustawy zasadniczej?
    Koło Naukowe Pro Publico Bono US.

  26. (604.) All the best in the yet another Year, how the time flies [another year older and deeper in debt:-)] …. Sincere wishes for all of you – Perry

  27. (603.) Odpowiadając na pytanie z wpisu nr 602 – sytuacja nie jest taka prosta, gdyż to nie rząd, ale bank centralny odpowiada za emisję pieniądza. Generalnie, niedopuszczalne jest finansowania deficytu budżetowego poprzez emisję pieniądza, bo prowadzi to do inflacji. Natomiast rzeczywiście można mówić o zyskach z emisji pieniądza, który uzyskuje bank centralny. Zysk NBP podlega wpłacie do budżetu państwa. Można się więc zastanowić, czy zysk NBP, a tym samym dochody budżetu, nie mogłyby być wyższe biorąc pod uwagę wysoki poziom aktywów NBP – przede wszystkim rezerw walutowych. Podsumowując więc, o ile niedopuszczalne jest finansowanie deficytu emisją pieniądza, to jak najbardziej zasadne jest pytanie o racjonalne zarządzanie rezerwami walutowymi, które powinny przynosić państwu zysk. Szkoda jednak, że Minister Finansów i Prezes NBP ze sobą nie rozmawiają…

  28. (602.) Właśnie znalazłem niby dość banalne pytanie ale właściwie to nie znam na nie odpowiedzi. Ponieważ jest to dość istotne zagadnienie to prosiłbym znawców o możliwie dokładną odpowiedź oto pytanie:
    Dlaczego rząd polski (należałoby raczej powiedzieć rząd w Polsce) pożycza pieniądze w komercyjnych bankach, skoro sam ma możliwość tworzenia pieniędzy bez pożyczania i płacenia odsetek? Argumentu, że powstanie inflacja nie przyjmuję, ponieważ banki komercyjne też ją tworzą przy kreacji tego pieniądza.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *