Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (600.) I tak oto przewędrowaliśmy kolejny rok… Szybko! Życzę wszystkim, aby wędrówka przez ten następny – 2010 – była co najmniej równie fascynująca! Spokoju ducha i intelektualnego niespokoju!

    Szczęśliw(sz)ego Nowego Roku!

  2. (599.) Panie Profesorze, z przyczyn niezależnych ode mnie dopiero dzisiaj wpadła mi w ręce Pańska książka. Jest tak wciągająca, że chyba spędzę z nią całego Sylwestra i Nowy Rok!

  3. (598.) “Wędrujący świat” w języku angielskim jeszcze się nie ukazał. I nie ma jeszcze ostatecznej decyzji co do angielskiego tytułu. Na pewno nie będzie to “World on the Move”, co było i jest jedynie tytułem roboczym. Książka teraz jest w opracowaniu redakcyjnym i ukaże się w 2010 roku w Nowym Jorku nakładem Columbia University Press.

  4. (597.) Profesor GW Kolodko.
    Interesuje mnie zagadnienie. W polowie lat 70 jako uczen szkoly sredniej, technikum mechanicznego (nawet nie ekonomicznego) dowiedzialem sie o istnieniu zapomog dla rolnikow w Europie Zachodniej.
    Jak to mozliwe ze minister finasow w rzadzie Mazowieckiego niejaki Lech Balcerowicz uznawany za geniusza ekonomicznego o tym nie wiedzial ??? Nie moge tego pojac. Pod wplywem zachodnich klamstw o wolnym rynku otworzyl on granice powodujac zarzucenie polskiego rynku zachodnimi produktami rolnymi i zywnosciowymi bankrutujac polskiego rolnika, polskie rolnictwo i caly przemysl przetworczy zywnosci. Rezultatem czego bylo tanie przejecie polskich fabryk zywnosciowych przez zachodni kapital.
    Czyzby Balcerowicz nie widzial o zapomogach ? Jezeli tak to za jego glupote kraj zaplacil straszliwa cene. Ale gdy wiedzial to mozna to tylko nazwac zdrada.

  5. (596.) Czy ‘world on the move’ juz sie ukazal? Gdzie jest dostepna?

    Zycze pomyslnosci w Nowym Roku.

  6. (595.) Dobry wieczór Panie Profesorze!

    Pozwoliłam sobie wspomnieć Pana znakomitą książkę “Wędrujący świat” w – http://www.radiownet.pl/radio/wpis/2188/ , a to z tej przyczyny iż media zarzuciły mnie spokojem, jakim – mam wrażenie, że niesłusznie – delektują się nasi rządzący, podczas gdy ja spokojna się nie czuję!

    Pozdrawiam Pana serdecznie :-)
    ts

  7. (594.) Witam wszystkich serdecznie!

    Cóż, na Państwa pytania odpowiadam najlepiej jak potrafię i najczęściej jak mogę. Cieszę się, że Pan Bugajski to zauważył (wpis 592), ale i mam świadomość, że B. (wpis 593) wytyka mi, że nie zawsze i nie na wszystkie pytania reaguję. Niekiedy trochę odwlekam z odpowiedziami, bo sprawy, o których dyskutujemy, są poważne, trudne, złożone i dojście do sedna wymaga czasu… Innym razem nie odpowiadam, gdyż udzieliłem już odpowiedzi wcześniej, co przecież nie każdy musi zauważyć. Ale dlatego właśnie radzę czasami zaglądać na naszym portalu pod link http://www.wedrujacyswiat.pl/blog/gwk_BLOG.pdf i tam, posługując się kluczem ctrl+F, sprawdzić, o czym już była mowa. Można, przykładowo, wpisać “kryzys” albo “euro”, czy też “wzrost” albo “rozwój” i voila! ctrl+F to potęga!

    B., życzy mi – za co jej (i wszystkim przy okazji!) dziękuję – trochę mniej pracy w okresie świątecznym (życzenie spełniło się tylko częściowo), dużo spacerów z psami (ziszcza się z nawiązką!), wiele sportu (też się spełnia, bo zjeżdżam na snowboardzie) i dobrej książki (spełnia się kilka razy, bo czytam mnóstwo, teraz głównie beletrystykę; polecam “Ultimatum” Matthew Glassa!). No a jeśli ktoś nie ma psa, to wcale nie “musi spacery zamienić na coś innego”, tylko niech spieszy do schroniska i weźmie pod opiekę psa, który potem odwdzięczy się i też się zaopiekuje. Naprawdę warto!

    Tak więc na pytania odpowiadam. Nie tylko tu, na naszym blogu. Właśnie udzieliłem odpowiedzi na serię pytań dotyczących Polski oraz światowej gospodarki Redaktorowi Pawłowi Różyńskiemu. Wywiad ukazuje się na łamach sylwestrowego wydania dziennika “Polska – the TIMES” (http://www.polskatimes.pl/). Niezależnie od blogu warto zatem i tam zajrzeć!

  8. (593.) Wesołych Świąt, Panie Profesorze, życzę Panu .
    Ale NAPRAWDĘ wesołych, czyli z małą ilością pracy ( jeśli to w Pana przypadku jest w ogóle mozliwe ), za to z dużą ilością sportów, spacerów z psami, z dobrą książką i , przede wszystkim , z dużą dawką dobrego humoru.
    Tego samego życzę wszystkim czytelnikom “Wędrującego Świata”. Jeśli ktoś nie ma psa, to musi spacery zamienić na coś innego ( z kotami spacerować się nie da ; wiem – sprawdziłam :-). A jeśli chodzi o dobrą książkę to polecam tę, którą właśnie czytam -“Doktryna szoku” Naomi Klein, czyli jak współczesny kapitalizm wykorzystuje klęski żywiołowe i kryzysy społeczne. Świetnie napisana , dla niektórych zapewne kontrowersyjna ksiązka, tłumączaca wiele wydarzeń , które miały wpływ na losy całego świata. Jeden z rozdziałów autorka poświęciła Polsce, a dokładniej okresowi, o którym ostatnio , z uwagi na celebrowaną rocznicę, bardzo dużo mówi się w mediach i nie tylko. Chodzi oczywiscie o omawiany przez Profesora ( wpis nr 591) okres terapii szokowej , zainicjowany Planem Balcerowicza. Plan ten był właściwie planem Jeffreya Sachsa , który napisał go dla Polski – o zgrozo !!! – w ciągu jednej nocy. Autorka ujawnia wiele nieznanych nam faktów , bardzo inteligentnie je interpretuje , ukazując mechanizmy , jakie doprowadziły do zastosowania wówczas w Polsce tego “diabelskiego” planu. Myślę, że warto przeczytać tę ksiązkę.

    Koniec tego roku był dla Pana, Panie Profesorze, chyba dość satysfakcjonujący- wiele wykładów, udanych telewizyjnych wystąpień , kolejne wernisaże i maratony. Gratuluję Panu dwóch honorowych doktoratów – w Rosji i na Węgrzech. To zapewne nie przypadek, bo przecież “Wędrujący Świat” ukazał sie właśnie po rosyjsku i węgiersku. Aż strach pomyśleć, co będzie kiedy Pana ksiązka zostanie wydana w języku angielskim .

    Na zakończenie wszystkim bywalcom tego blogu życzę, aby Profesor jak najczęściej odpowiadał na zadawane przez nich pytania .

    Pozdrawiam serdecznie :-)
    B.

  9. (592.) Witam Panie Profesorze,
    bardzo dziękuję za tak szczegółowe odniesienie się do moich wątpliwości:). Pozdrawiam jak zawsze bardzo serdecznie…Proszę mi wybaczyć ale ja bardzo bym się cieszył gdyby Pan Profesor po raz kolejny został Ministrem Finansów:)

  10. (591.) Witam i odpowiadam “z marszu” na serię pytań Pana Wojciecha Bugajskiego (Wpis 590).

    Wprowadzenie Polski do wspólnego obszaru walutowego euro i, tym samym, euro do obiegu w Polsce zostało de facto odłożone na dalszy plan. Błędy polityki finansowej – zwłaszcza zaniechanie uruchomienia specjalnego pakietu fiskalnego ożywiającego koniunkturę w obliczu światowego kryzysu gospodarczego – zawęziły bazę podatkową. Stopniała ona do tego stopnia, że deficyt budżetowy – wbrew wcześniejszym z uporem głoszonym zapewnieniom rządu – wynosi ponad 6 procent PKB miast wymaganego przez kryteria z Maastricht 3 procent. W latach 2010-11 nie należy oczekiwać znaczącego postępu na ścieżce konsolidacji finansowej, a to ze względu na oczekujący nas cykl wyborów (prezydenckie, samorządowe, parlamentarne). Tak oto perspektywa wejścia do strefy euro oddala się. Z oczywistą szkodą dla polskiej gospodarki, gdyż utrzymują się związane z tym relatywnie wyższe koszty transakcyjne i powodowane spekulacją, podnoszące ryzyko oraz zniechęcające do inwestycji wahania kursu złotego. Tak więc NBP jeszcze sobie pożyje, a jego następna Rada Polityki Pieniężnej podziała przez całą nową kadencję, gdyż i ta skończy się jeszcze ze złotym w obiegu. A już obecnie odchodząca mogła zostawiać nas z euro. Cóż, za sześć lat też będziemy składać sobie życzenia świąteczne i noworoczne w otoczeniu narodowej wciąż waluty…

    Narastający dług publiczny jest istotnym i coraz większym obciążeniem dla gospodarki narodowej. Ze swej natury – jako dług publiczny – jest to duże obciążenie dla nas wszystkich. W jednym jedynym 2010 roku z budżetu Państwa, kosztem podatnika, trzeba wydatkować około 35 miliardów złotych z tytułu już istniejącego zadłużenia. Innymi słowy, w 2010 roku na barkach każdego z nas ciąży prawie tysiąc złotych obligatoryjnych wydatków tylko z tego powodu, że w przeszłości Państwo wydawało więcej, niż było w stanie ściągnąć do wspólnej kasy. Niekiedy – gdy służyło to współfinansowaniu wzrostu gospodarczego i kapitału społecznego – miało to ekonomiczny sens, kiedy indziej – gdy było to rezultatami nieudolnego sterowania procesami makroekonomicznymi – nie. Oczywiście, są kraje w dużo gorszej sytuacji – na przykład Japonia czy Włochy – ale z kolei pośród krajów posocjalistycznej transformacji wiele jest w sytuacji lepszej. Dalsze zadłużanie miałoby ekonomiczny sens, gdyby pozyskiwane w jego wyniku środki były inteligentnie wydatkowane na współfinansowanie zadań rozwojowych zwiększając w ten sposób bazę podatkową i zmniejszając skalę nierównowagi budżetowej w przyszłości. Taką politykę, na umiarkowaną i odpowiedzialną skalę prowadziłem będąc w rządzie. Proponowałem to wielokrotnie ostatnio, m. in. w “Liście otwartym do Premiera RP” (zob. Wpis 366, 6 lutego 2009, http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2009-02-
    09/List_otwarty_do_Premiera_RP_06_02_2009.pdf). Teraz jest na to już za późno. Gospodarka w sferze realnej została wpędzona w stagnację, a w sferze finansowej w strukturalny kryzys, którego przezwyciężenie wymaga kompleksowego podejścia. Trzeba wdrożyć, ze stosownymi modyfikacjami wynikającymi z okoliczności, w tym z wymagań płynących z członkostwa w Unii Europejskiej, “Program Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” (zob. http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/tekst_wlasciwy.pdf oraz http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/O_Naprawie_Naszych_Finansow.pdf). Jest oczywiste, że zupełnie przerasta to możliwości obecnego rządu i jego ministra finansów. Skutki ich polityki są wręcz odwrotne, bo stan finansów publicznych ulega stałemu pogarszaniu. Niestety, rok 2010 będzie kontynuował tę tendencję i dług publiczny w sposób bezproduktywny jeszcze bardziej wzrośnie. Rok 2010 to rok na przeżycie.

    Już tyle razy odpowiadałem na pytania o powrót do polityki, a one wciąż się pojawiają! “Czy rozważa Pan powrót do MF, gdyby się okazało, iż SLD wygra najbliższe wybory parlamentarne?” W polityce już swoje zrobiłem – a z jaką skutecznością, to niech już inni oceniają – i zajmuję się nauką. Ze względu na praktyczną (polityczną, a raczej “polityko-gospodarczą”) orientacją prowadzonych badań i głoszonych poglądów przyciąga to uwagę polityki i mediów. To nie ja szukam polityki, to polityka szuka mnie.

    Oczywiście, że SLD nie wygra najbliższych wyborów parlamentarnych, choć nie można wykluczyć, iż znajdzie się w koalicyjnym rządzie. Na konwencji programowej SLD wystąpiłem jako zaproszony gość, co naturalne, skoro aż w czterech rządach SLD-owskich, w latach 1994-97 i 2002-03, koordynowałem politykę społeczno-gospodarczą jako wicepremier i minister finansów. Przedstawiłem zatem na tym forum – podobnie jak rok wcześniej na kongresie współrządzącego obecnie PSL – swoją wizję długofalowego rozwoju Polski. Ewidentnie bowiem brak tak potrzebnej – kompleksowej, dynamicznej i postępowej – strategii gospodarczej na nadchodzącą dekadę i lata następne. Musi się ona oprzeć na czterech filarach: szybki wzrost, sprawiedliwy podział, skuteczne państwo, korzystna integracja, a jej konkretny kształt wyprowadzić trzeba z przedstawionego w “Wędrującym świecie” nowego pragmatyzmu.

    O “szoku bez terapii” sprzed dwudziestu lat pisałem już wiele. Kilka książek odnoszących się do tamtego epizodu jest dostępnych dla każdego in extenso na moim portalu internetowym (zob. http://tiger.edu.pl/onas/ksiazkiPDF.html). Plan Sachsa-Balcerowicza, inspirowany w dużej mierze przez Geroge’a Sorosa, opierał się na neoliberalnym myśleniu typowym dla tzw. Konsensusu Waszyngtońskiego: radykalna liberalizacja, szybka prywatyzacja i twarda polityka finansowa. Był natomiast wyzuty z instytucjonalnych aspektów transformacji i dostatecznej troski o jej stronę społeczną. Co gorsza, sam “plan” liberalizacji i stabilizacji był nie tylko błędnie skonstruowany, ale również źle przeprowadzony. Wystarczy wspomnieć nadmierną skalę dewaluacji złotego; zbyt długie utrzymywanie sztywnego kursu 9.500 złotych za dolara; prowadzące do recesji obłożenie przedsiębiorstw państwowych nadmiernie restrykcyjnym podatkiem od ponadnormatywnego wzrostu wynagrodzeń (tzw. popiwek); zastosowanie skokowo, wielokrotnie podniesionych stóp procentowych także do starych kredytów; za daleko posunięta liberalizacja handlu zagranicznego. Pomijam już tutaj inne kosztowne błędy, tak różne jak likwidacja dobrze funkcjonującego Funduszu Rozwoju Kultury czy też celowe zniszczenie PGR-ów, które przecież można było przekształcić w wielkotowarowe farmy kapitalistyczne.

    Koszty takiej polityki były dużo większe niż nieuniknione, rezultaty zaś dużo mniejsze niż możliwe. W kategoriach prakseologicznych to fatalny błąd, skoro można było osiągnąć dużo więcej dużo mniejszym kosztem. “Szokowa terapia” to wielkie niepowodzenie, które dziś – po dwu dekadach – usiłuje się w neoliberalnej propagandzie pokazywać jako sukces. A warta pamiętać, że w dużym stopniu wycofywały się z niej nawet solidarnościowe rządy premierów Olszewskiego i Suchockiej w latach 1992-93. Istotne, głębokie zmiany dokonane zostały wszakże dopiero w ramach “Strategii dla Polski” w latach 1994-97, kiedy to PKB na mieszkańca skoczył w górę aż o 28 procent (zob. szerzej książki: “Kwadratura pięciokąta. Od załamania gospodarczego do trwałego wzrostu http://tiger.edu.pl/ksiazki/kwadratura.pdf, “Strategia dla Polski” http://tiger.edu.pl/ksiazki/strategia.pdf oraz “Polska alternatywa. Stare mity, twarde fakty, nowe strategie” http://tiger.edu.pl/ksiazki/polska_alternatywa.pdf).

    Tak więc można było uniknąć wielu ewidentnych błędów zawartych w pakiecie stabilizacyjnym sprzed dwudziestu lat, wykorzystując tendencję do sukcesywnego obniżania się stopy inflacji w kolejnych miesiącach po uwolnieniu cen żywności w sierpniu 1989 roku (stopa inflacji od września do grudnia była coraz niższa). Należało natychmiast, z początkiem roku 1990, skomercjalizować przedsiębiorstwa państwowe i wyeksponować je na tzw. twarde ograniczenia budżetowe (podobnie jak firmy prywatne), miast dyskryminować (bez wątpienia, z motywacji ideowo-politycznej, a nie ze względów praktycznych) wybiórczością polityki finansowej. Należało zakotwiczyć kurs złotego na koszyku walut, a nie na dolarze amerykańskim, dewaluując złotego nie o około 50, lecz jakieś 35 procent (co proponowaliśmy w Instytucie Finansów, którym kierowałem). Wiele i szczegółowo pisałem na ten temat już wtedy (zob. http://tiger.edu.pl/onas/ksiazkiPDF.html oraz http://www.tiger.edu.pl/ksiazki/PolitykaFinansowaTransformacjaWzrost.pdf), gdyż już wtedy było wiele rozsądnych propozycji, alternatywnych wobec narzuconego społeczeństwu i nieudanego szoku bez terapii. Warto zajrzeć do analiz, ocen, argumentacji, propozycji z tamtego okresu, bo po czasie łatwo być mądrym, choć i to nie wszystkim się udaje…

    WESOŁYCH ŚWIĄT!

  11. (590.) Panie Profesorze,
    co trzeba zrobić by żyć lepiej? Czy zgadza się Pan z opinią, iz tak naprawdę w momencie wejścia do strefy EURO będziemy mogli tak naprawdę zlikwidować NBP? Czy dług publiczny jest naprawdę tak groźny dla gospodarki Polskiej?Co można było zrobić jakieś 20 lat temu, gdy Profesor Balcerowicz przeprowadzał swoje reformy? Precyzuję swoje pytanie o Plan Balcerowicza :) Co można było zrobić lepiej?

    Co Pan sądzi o poczynaniach Ministra Finansów Jacka Rostowskiego? Czy rozważa Pan powrót do MF, gdyby się okazało, iż SLD wygra najbliższe wybory parlamentarne?

    Pozdrawiam serdecznie i gratuluję fantastycznego występu w czasie weekendowej Konwencji SLD i intro Pana Jerzego Szmajdzińskiego jako kandydata na Prezydenta RP

  12. (589.) Wigilia, Piękne rodzin zbratanie,
    kiedy nas bliscy otoczą w krąg,
    kiedy się kruchy opłatek łamie,
    wśród dobrych życzeń na cały rok
    wesołych świąt życzę serdecznie Wszystkim, kto te życzenia przeczyta:)
    ———————
    May all the greetings sent and said add up to Christmas cheer
    And happy weeks and months ahead make up a glad New Year!
    ———————————–

    Que ce Joyeux Noël soit laube dune année de bonheur.
    Joyeux Noël
    ——————-
    Ein frohes und besinnliches Weihnachtsfest sowie Gesundheit,
    Glück und Erfolg für das kommende Jahr.

    —————————-
    Wojtek Bugajski

  13. (588.) “Kropka nad i” w niedzielę była przez kilka godzin na stronie tvn niedostępna. Dostrzegli to internauci buszujacy po stronie internetowej tvn24. Więc przywrócono, najpierw co prawda z niewatpliwie kobiecym zdjęciem Staniszkis…czy naprawdę ktos wierzył, ze zdjecie tego programu ze strony cos zmieni? Cenzura budzi przecież tylko jeszcze wieksze zainteresowanie tematem. A ilu było tych uwaznych! Gratuluję, Panie Profesorze!

  14. (587.) Panie Profesorze!

    Zbliża się kolejne Boże Narodzenie
    a wraz z nim to cudowne uczucie
    – przywoływane gdzieś z dzieciństwa, kiedy wszystko było takie pachnące
    i niezwykłe…
    Życzę Panu jak najwięcej z tej świątecznej magii,
    a w Nowym Roku wytrwałości
    w docieraniu do ludzkich umysłów
    w słusznej sprawie.
    Mieć czy być? A może przy zachowaniu wrażliwości na drugiego człowieka
    – jedno nie wyklucza drugiego?
    I tego właśnie życzę nam wszystkim
    ( w rodzinie, szkole, pracy)…

    Serdecznie pozdrawiam,
    Elżbieta Garncarek

  15. (585.) Panie Profesorze, to prawda, że Pana wiedza musi być upowszechniana i obok badań, które Pan prowadzi, jest to najważniejsze zadanie, wręcz misja, którą należy wykonać.
    Pani Olejnik jest nietaktowna, żeby nie powiedzieć niegrzeczna, ale ten straganowy styl znajduje uznanie /oglądalność/ w dobie agresywnego neoliberalizmu zaserwowanego Polsce przez ortodoksyjnego Balcerowicza.Łącze wyrazy szacunku

  16. (584.) Witam! I – dziękując za życzliwe wpisy – od razu odpowiadam, że w żadnym wypadku nie będę kandydował na jakiegokolwiek prezydenta. Także na Prezydenta Rzeczypospolitej, bo i o tym coraz więcej słychać. Ani też – o czym już wcześniej pisałem – do Rady Polityki Pieniężnej. Mam bowiem ciekawsze i ważniejsze zadania. Moją domeną jest nauka, dochodzenie do prawdy i zgłębianie istoty rzeczy, a gdy to się już udaje – dzielenie się nią z innymi: z czytelnikami, studentami, gośćmi naszego blogu, a także z radiosłuchaczami oraz telewidzami. Okazuje się bowiem, że by prawda stała się prawdą, trzeba ją też po stokroć i więcej razy powtarzać. Czasami również w “Kropce nad i”.

  17. (583.) Witam!

    Cała Polska śmieje się dzisiaj z Moniki Olejnik, którą Profesor Kołodko
    wysłał wczoraj w “Kropce nad i” na …………….karnawał!!!
    Szczegóły na:

    http://www.dziennik.pl/polityka/article508320/Kolodko_u_Olejnik_Niech_sie_pani_nie_ciska.html

    Tematem rozmowy był Plan Balcerowicza , który Prof. Kołodko totalnie
    skrytykował.
    Myślę, że teraz , po latach, wielu Polaków już wie, ze można było
    inaczej. Kiedyś byliśmy przekonani, ze tylko tak można było
    przekształcić gospodarkę — wmówiono to nam. Bardzo wiele wpisów pod tym
    artykułem świadczy o tym, ze Polacy nie podchodzą już tak bezkrytycznie
    do Planu Balcerowicza , gdyż wielu ludziom te reformy złamały życie.

    “Kołodko na Prezydenta” – od paru dni takie tytuły ukazują się w
    mediach. Mówią o tym ze podobno będzie Pan startował z ramienia SLD na
    Prezydenta Warszawy .
    CZY TO PRAWDA Panie Profesorze?

    No i jak tam Pana głowa po zderzeniu z szybą ?

    Pozdrawiam i życzę zdrowia.

  18. (582.) Panie Profesorze,
    Od dawna z zainteresowaniem śledzę pana działalność naukowa, zarówno publikacje książkowe, jak i pana liczne komentarze w prasie jak i mediach. Z taką samą uwagą wsłuchiwałem się w pana głos w GWSH w Katowicach dobrych kilka lat temu, jak i w dniu wczorajszym w wieczornym programie “Kropka nad I”. Nie wiem co powoduje ludźmi wierzącymi bezbłędnie w liberalne “reformy” Balcerowicza, że są tak zapatrzeni w niego jak w medium, które nie może się mylić. Uważam, że red. Olejnik jest jedną z nich, skąd to uwielbienie? Ludzie często nie umieją obserwować, słuchać i wyciągać wniosków z tego co się dokoła nich dzieje, a jedynie wierzą w to co do nich mówią media i “mędrcy” skupieni wokół Centrum im. adama Smitha. Dlatego też dziękuje za te kolejne 20 minut refleksji i trzeźwego spojrzenia na to co wówczas zrobiono. Niedawno zacząłem po raz kolejny wracać do Pana książki i “wędruje” znów przez zawiłe meandry ekonomii.
    Pozdrawiam Serdecznie – aktualnie z Trójmiasta
    Michał Witkowski

  19. (581.) Szanowny Panie Profesorze!

    Chciałbym podziękować Panu za “Wędrujacy Świat”.
    Za to, ze w tym chorym świecie, w którym obowiązuje wyścig szczurów i w którym na ołtarze wyniesiony został pieniądz , znalazł się ktoś, kto bez ogródek powiedział w końcu, ze MIEĆ to nie zawsze jest lepsze i bardziej wartosciowe niz BYĆ.
    Dziękuję Panu za to, ze tak odwaznie przedstawił Pan mechanizmy tym rządzące, czyli , kto na tym zarabia i czyim kosztem.
    Chyba najwyższy czas, aby ludzie zrozumieli, dlaczego nierównosci społeczne wciąż się pogłębiają ,a pomoc dla tych biedniejszych jest pozornym działaniem.
    Pozdrawiam Pana.

  20. (580.) Witam wszystkich serdecznie! Ostatnio wigor naszej debaty jakby nieco osłabł, za co i siebie muszę winić. A to dlatego, że sam nie odzywałem się przez jakiś czas. Oczywiście, wędrując po naszym wędrującym świecie. Ponownie Pekin i Moskwa, a także Berlin i Budapeszt, Debreczyn i Bolonia, Praga i Meksyk. No i wiele miejsc w Polsce. Tyle się dzieje! Tym bardziej zachęcam do kontynuacji naszej intelektualnej przygody i wpisów na blogu “Wędrującego świata”.

    Akurat ukazała się druga część rozmowy, którą przeprowadził ze mną Dr Marcin Wojtysiak-Kotlarski z SGH. Sądzę, że dla wszystkich interesującej, na temat metodologii nauk ekonomicznych, aczkolwiek jej treść wykracza poza te zagadnienia. Publikuje ją “Biuletyn Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego”, nr 6 (44)/2009, Grudzień, s. 11-14 (http://www.pte.pl/pliki/2/1/Biuletyn-kolor122009.pdf), a jej treść przytaczam poniżej:

    „Metodologia nauk ekonomicznych” – z prof. Grzegorzem W. Kołodko rozmawia dr Marcin Wojtysiak-Kotlarski

    Druga część rozmowy

    MWK: Panie Profesorze! Czy uważa Pan Profesor, że z nauką – tą prawdziwą, przez N – mamy do czynienia w ekonomii jedynie wtedy, gdy wyniki badań wnoszą nowe elementy?

    gwk: Nauka to jest tworzenie wiedzy poprzez kreowanie wartości dodanej, a więc dokładanie do już istniejącego zasobu wiedzy kolejnych segmentów. Czy trzeba wiedzieć wszystko, co inni wiedzą, aby dołożyć coś nowego? Teoretycznie tak, praktycznie nie. Zwłaszcza, że praktycznie nie jest możliwe, aby wiedzieć wszystko, co inni wiedzą. Natomiast bez wątpienia trzeba bardzo dużo wiedzieć, żeby wiedzieć, czego się nie wie i zadawać sobie trudne pytania. Chodzi o takie pytania, na które ktoś do tej pory jeszcze nie odpowiedział albo odpowiedział źle. Dlatego tak ważne są mądre pytania. Naturalnie, istnieje duże niebezpieczeństwo wyważania otwartych drzwi. Często stykam się z przypadkami poszukiwania odpowiedzi na pytania, na które ktoś inny już odpowiedział.

    MWK: Także w nauce o zarządzaniu?

    gwk: Z zarządzaniem problem jest nieco bardziej skomplikowany, bo mamy tutaj wyraźnie do czynienia z równoległym ujęciem deskryptywnym, czyli opisowym (jak działa?) oraz normatywnym, czyli postulatywnym (co robić, by działało lepiej?). Nauka o zarządzaniu nie może ze swej natury być li tylko opisowa. Co więcej, z jednej strony mamy naukę o zarządzaniu, z której to dyscypliny przyznajemy dyplomy MBA oraz tytuły doktorskie i habilitacje, także na mojej znakomitej uczelni, Akademii Leona Koźmińskiego, z drugiej zaś chodzi o zarządzanie jako proces podejmowania decyzji, rozwiązywania konfliktogennych sytuacji, prowadzenia firmy. Gdy byłem na studiach, to nauczano nas TOZ – teorii organizacji i zarządzania. Od tego czasu nastąpiła istna eksplozja tej gałęzi ekonomii, choć to nie tylko ekonomia, bo poniekąd wiedza interdyscyplinarna.
    Odwołując się do własnego doświadczenia mogę powiedzieć, że gdy byłem dwakroć wicepremierem i ministrem finansów, opierałem się na swojej wiedzy teoretycznej, gdyż skuteczną politykę rozwoju – taką jak “Strategia dla Polski” w latach 1994-97 czy “Program Naprawy Finansów Rzeczypospolitej” w latach 2002-03 – można realizować tylko na bazie poprawnej teorii. Jednakże główne problemy, których rozwiązywaniem się zajmowałem, miały zasadniczo charakter menedżerski. Wykonując rozmaite zadania składające się na całościową strategię miałem nieraz wrażenie, że to operacyjne zarządzanie kryzysem. Poświęcałem gros czasu na rozwiązywanie konkretnych problemów, które nagle się wyłaniały lub które inni świadomie tworzyli, czasami na złość, z motywacji ideologicznych czy politycznych, innym razem, częściej, kierując się partykularnymi interesami. Wiedza teoretyczna – tak z ekonomii ogólnie, jak i z zarządzania w szczególności – jest niezbędna dla skutecznej polityki gospodarczej i sprawnego zarządzania, ale absolutnie niewystarczająca. Dlatego tak często profesorowie angażowani do polityki, nawet najlepsi w swojej dziedzinie, nie radzą sobie w gabinetach rządowych i ministerialnych. Co ciekawe, zdecydowanie rzadziej angażuje się ich w biznesie, do prowadzenia firm. Nie nadają się do tego, bo mają umiejętności “z innej półki”. Można przez wiele lat znakomicie wykładać i nawet napisać nowatorski podręcznik akademicki i rozłożyć dobrą firmę w jeden semestr. Oczywiście, zdarzają się wyjątki.
    To pewnie dla wielu zaskakujące, ale wykorzystywanie wiedzy ekonomicznej w prowadzeniu polityki gospodarczej stanowi margines. Gdy pierwszy raz wchodziłem do polityki – wiosną 1994 roku, po okresie szoku bez terapii na początku tamtej dekady – wydawało się, że rządzący wynajmują mnie, bezpartyjnego fachowca i racjonalnego pragmatyka, jak szachistę do rozegrania mistrzowskiej partii. Zakładałem – jak się szybko okazało, dość naiwnie – że rozgrywając tę intelektualną partię będę miał wokół spokój i ciszę, a kiedy poproszę o szklankę wody, to ją dostanę. Przyjmowałem, że będę miał sprzyjające warunki do nieustannej koncentracji na tym, na czym się znam, czyli na grze w szachy, co w tym przypadku oznaczało sterowanie gospodarką poprzez stosowne reformy strukturalne i budowę instytucji służących zrównoważonemu rozwojowi społeczno-gospodarczemu. A to nie tak. W rzeczywistości znakomitą część czasu – z tych kilkunastu godzin pracy przez siedem dni w tygodniu – absorbowała walka o utrzymywanie procesów w ryzach, o to, żeby w ogóle myślenie strategiczne dominowało i nadawać biegowi spraw pożądany kierunek. Ogrom czasu i energii szedł na pokonywanie politycznych przeszkód, które mnożyły się permanentnie. To wtedy ukułem powiedzenie: “Mnie nie jest potrzebna żadna opozycja, wystarczy własna koalicja”. Trzeba było nieustannie zważać na sojuszników-przeciwników, by nie dostać nożem w plecy… Innymi słowy, proporcje aktywności intelektualnej, polegającej na umiejętności czerpania z naukowej, teoretycznej wiedzy, oraz praktycznej działalności politycznej i menedżerskiej były zgoła inne, niż to się wydaje komuś, kto jedynie pracuje na uczelni i bez uprzedniego “frontowego” doświadczenia wypowiada się o polityce gospodarczej czy zarządzaniu.

    MWK: A dydaktyka? Jak się ma nauka do dydaktyki, z jednej strony, i praktyki, z drugiej?

    gwk: Prowadzenie zajęć z zarządzania to nie to samo, co prowadzenie firmy czy kierowanie finansami państwa. Nawet rzeczy tak prostej, jak jazda na rowerze, nie można nauczyć się z książek, inna bowiem część kory mózgowej kumuluje wiedzę teoretyczną na temat zasad jazdy, inna zaś steruje procesem motorycznym, który powoduje, że nogi pedałują, a błędnik umożliwia utrzymywanie równowagi. Może ktoś być zaiste wybitnym uczonym – przez W i U – i być totalnie nieprzydatnym do rozwiązywania jakichkolwiek problemów praktycznych. Bywa też, że znakomity uczony zupełnie marnie wykłada. Takie opinie słyszałem o Profesorze Oskarze Lange, acz sam nigdy się ze względu na różnice wieku nie zetknąłem.

    MWK: Jakie podejście metodologiczne w naukach społecznych, w tym w szczególności w naukach ekonomicznych oraz naukach o zarządzaniu, jest Pana zdaniem najbardziej rozpowszechnione? Jakie narzędzia badawcze w konsekwencji dominują i dlaczego? Z czego wynika powszechność danego, dominującego podejścia metodologicznego?

    gwk: Komparatystyka. Kto porównuje, ten rozumie dużo więcej. Im częściej i więcej się porównuje, tym szersze i głębsze jest pole obserwacji. Kto mądrze porównuje, ten wie. Chcąc poznawać świat i mechanizmy rządzące ewolucją współzależnej gospodarki globalnej – a taki przecież ma ona współcześnie charakter i takoż będzie w przyszłości – trzeba stosować analizę porównawczą. Trzeba też wiele rozmawiać z ludźmi i porównywać, co – czyli dlaczego? – myślą, nawet jak się mylą, co przecież nierzadko się zdarza. Na pewno warto ankietować grupy celowe i zadawać im właściwe pytania. Trzeba też jak najwięcej podróżować. Podróżowanie to nie tylko oglądanie rzeczy ciekawych i pięknych, podziwianie różnorodności natury i kultury. Podróżowanie to porównywanie.
    Uważam, że to właśnie porównywanie jest podstawową metodą badawczą, także w naukach społecznych i ekonomii. Cokolwiek się zakłada bądź twierdzi, zawsze dzieje się to na jakimś tle. Gdy coś się obserwuje czy analizuje, to ma to zawsze jakiś punkt odniesienia. Na dobrą sprawę proces naukowy w dużej mierze polega na porównywaniu i wyciąganiu stąd płynących wniosków.
    Gdy Pan pyta, jaka jest moja postawa metodologiczna, to powiedziałbym, że jestem ekonomistą uczestniczącym. I porównującym. Uczestniczę w życiu publicznym i prowadzę swe studia interdyscyplinarne wiele podróżując. Czytam różnego rodzaju literaturę naukową, nie tylko ekonomiczną, nie tylko po polsku. Gdy idzie o literaturę anglosaską, nigdy nie czekam na polskie przekłady, tylko sięgam do oryginału. Czas przecież liczy się bardzo. Swoje trzeba wiedzieć i mieć rację we właściwym czasie, a nie w ogóle. Spotykam się z wieloma ludźmi: z najwybitniejszymi przedstawicielami nauki, którzy już przeszli do historii, z tymi z pierwszych stron gazet, ze świata kultury, polityki i biznesu, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia. Ale interesują mnie także przejawy zwykłej aktywności ludzi, ich kultury czy religie. Rozmawiam też z maluczkimi, z tymi, którzy – jak powiadają – wiążą koniec z końcem albo żyją od sezonu do sezonu. Nie tylko kontakty z profesorami, ale i z analfabetami mogą być kształcące. To zawsze pouczające i wartościowe doświadczenie, bo daje materiał do przemyśleń i porównań.
    Wiele podróżuję. Zjechałem już 140 krajów. Niedawno byłem w Kolumbii, Wenezueli, Surinamie i Gujanie oraz na Trynidad i Tobago. Przejechałem 10 tysięcy kilometrów podczas 50 dni śpiąc w 35 miejscach. Podróżując samotnie lokalnymi środkami transportu z miejscową ludnością wiele rozmawiałem, nieustannie porównując. Bywałem w sytuacjach niebezpiecznych, niekiedy ekstremalnie trudnych i ryzykownych z powodów logistycznych, klimatycznych, politycznych. I cały czas się uczyłem. Byłem także w Iranie, Katarze, Bahrajnie, Kuwejcie i Algierii. Kolejne wizyty w USA i Japonii. Ponownie kilka razy w Chinach i Rosji, ale także w Hiszpanii i we Włoszech i w jakże wielu innych miejscach. Mógłbym po tych podróżach poprowadzić semestralne seminarium z ekonomii porównawczej albo z ekonomii rozwoju. Bo gdy podróżuję, to jestem jednocześnie turystą i ekonomistą; staram się obserwować i wyciągać wnioski. W konsekwencji gdy piszę, jak walczyć z biedą, posiadam zupełnie inną perspektywę niż rzemieślnicy i chałturnicy, którzy nigdy prawdziwej biedy małych tego świata na oczy nie widzieli.
    Oczywiście, takie podejście bynajmniej nie oznacza, że jeżeli ktoś pisze, dajmy na to, pracę z zakresu socjologii bądź psychologii na temat skuteczności alternatywnych technik penitencjarnych, to musi siedzieć w więzieniu, aby więcej zrozumieć i właściwie zrealizować swe zamiary badawcze. Tym niemniej – acz nigdy w żadnym więzieniu nie byłem i na penitencjarności się nie znam – nie wyobrażam sobie dobrej pracy o więziennictwie napisanej przez kogoś, kto więzienia i system penitencjarny zna jedynie z książek czy filmów. Trzeba czytać, chodzić do kina i odwiedzać sale koncertowe, ale także trzeba z niejednego pieca chleb jeść.
    Jestem też ekonomistą uczestniczącym, gdyż miałem okazję weryfikować – sądzę, że z dobrym skutkiem, choć niech już to inni oceniają – swoje teorie w praktyce gospodarczej. Będąc wicepremierem i ministrem finansów Rzeczypospolitej zajmowałem się rozwiązywaniem realnych problemów w polityce ekonomicznej, nie tylko finansowej. Reformy strukturalne i budowa instytucji gospodarki rynkowej, strategia wzrostu i polityka społeczna to zadania tyleż politycznie trudne, co intelektualnie fascynujące. Doradzałem też paru rządom w różnych częściach świata. Wciąż podczas podróży – nawet tych turystycznych, zupełnie prywatnych – spotykam się z politykami i ich doradcami odpowiadając im na wiele pytań, a i sobie jeszcze więcej przy okazji zadając. Tak więc to nie tylko dzielenie się własną wiedzą z innymi, to również nieustanne poszerzanie tej wiedzy.
    Jestem też molem książkowym. Przed telewizorem nie przesiaduję wcale – literalnie zero. W bibliotece, zwłaszcza tej mojej, domowej – dniami i, zwłaszcza, nocami. Notabene, pracuję zazwyczaj do późnych godzin nocnych czy wręcz wczesnych rannych. Zdecydowanie więcej czasu poświęcam na czytanie książek i artykułów niż na poszukiwanie materiałów w internecie. Internet to potęga i korzystam z niego, ale bynajmniej nie dałem się zdominować czy uzależnić. I dlatego każdego, zwłaszcza studentów, zachęcam, by czytali książki. Martwi mnie, że ludzie, także ci kształcący się i prowadzący badania naukowe, czytają coraz mniej książek i fachowych periodyków, ponieważ łudzą się, że w internecie jest wszystko. Otóż dalece nie wszystko. W sieci dominuje informacja niskiej wartości, “na wierzchu” bywa chłam, którego nawet nie warto otwierać. To potężne medium, ale posługiwanie się nim jest ryzykowne, bo łatwo zatracić się i zmarnować czas. Trzeba umieć korzystać z internetu, co wcale nie jest łatwe, bo tu jeszcze bardziej niż w przypadku “twardej”, papierowej literatury, trzeba umieć selekcjonować i odróżniać ziarno (mnóstwo) od plew (zatrzęsienie!).
    Przy tym wszystkim w naukach społecznych należy wystrzegać się snobizmu i mody. To zadziwiające jak w kręgach intelektualnych silne są te w istocie dewiacje. Także podporządkowywanie się poprawności politycznej jest mi obce. Będąc intelektualnie niezależny, mogę sobie na to w całej rozciągłości pozwolić. A więc czytam to, co mądrzy ludzie napisali i słucham, co ciekawego mają do powiedzenia. Cały czas myślę. A jak już sam mam coś do przekazania, to mówię i piszę. Ot, takie jest całe moje życie: czytam, słucham, myślę, mówię, piszę.
    Ale też staram się codziennie godzinę biegać. Nie grywam w snobistycznego golfa czy skądinąd fajnego tenisa, co kiedyś robiłem, nie uprawiam też sportów grupowych, wymagających socjalizowania się (kiedyś grywaliśmy w siatkówkę w grupie młodych pracowników naukowych SGPiS), ponieważ nie mógłbym w tym czasie myśleć o tym, co mnie frapuje. A biegając – rozmyślam. To nie jest bynajmniej czas marnowany ani nawet poświęcany. To czas dobrze wykorzystywany. Gdy biegnę, też pracuję, bo myśli biegną razem ze mną, często dużo szybciej. Czy to jest metoda mojej pracy? Tak. Jedni podczas pracy piją kawę albo palą papierosy. Kiedyś, dawno temu, też to robiłem. Pracując w domu zawsze – zawsze – słucham muzyki. Klasyczna, New Age, trochę jazzu. Krótko – w zdrowym ciele zdrowy duch!
    Czyli heterodoksja i komparatystyka, interdyscyplinarność i kompleksowość, sceptycyzm i formalna logika, intelektualna niezależność i ciekawość, upór w dochodzeniu do sedna i niepoprawność polityczna, na pewno nonkonformizm – a wszystko to we właściwych proporcjach i sekwencji – to jest moja metodologia badań naukowych.

    MWK: Panie Profesorze, opowiadał Pan o swoim uczestniczeniu, o byciu ekonomistą uczestniczącym. Rozumiem, że bez wątpienia kwestia obserwacji jako metody pojawiła się jako istotne doświadczenia w życiu Pana Profesora. Na marginesie chciałem zapytać, czy to nie jest trochę tak, że pisanie o biedzie i rozwoju wymaga uczestniczenia. Przychodzą na myśl skojarzenia z Amartyą Senem, z którym – o ile wiem – też Pan miał okazję współpracować i razem publikować…

    gwk: Tak, to wybitny ekonomista. Jeden z tych, od których naprawdę można się dużo nauczyć. I cenię sobie to, że mieliśmy okazję parę razy się zetknąć. Jeszcze więcej kontaktów miałem z Douglassem Northem, Stanleyem Fischerem i Jacobem Frenkielem, a zwłaszcza z Robertem Mundellem, skądinąd Przewodniczącym Rady Naukowej Centrum Badawczego Transformacji, Integracji i Globalizacji TIGER (www.tiger.edu.pl), które założyłem w 2000 roku w Akademii Leona Koźmińskiego i którym wciąż kieruję. Gdy teraz Pan pyta, dochodzę do wniosku, że tak bliska mi heterogeniczność – albo eklektyzm, jak wolą inni, także niektórzy z recenzentów “Wędrującego świata” – w dużej mierze brać się musi z moich kontaktów z plejadą znakomitych mistrzów ekonomii, ale o jakże różnych orientacjach teoretycznych – od marksizmu i keynesizmu poprzez instytucjonalizm i strukturalizm do monetaryzmu.
    Sam przyjąłem postawę ekonomisty uczestniczącego, ale nie w znaczeniu tzw. ekonomii uczestniczącej czy partycypacyjnej (parecon). Można w wielu wydarzeniach, zjawiskach, procesach nie uczestniczyć, w takim sensie jak to pojmuję, ale wiem, jak to uczestniczenie wzbogaca. Nie trzeba być biednym, by sensownie ze scjentystycznego punktu widzenia pisać o biedzie czy też bogatym, by wyjaśnić teoretycznie istotę i źródła bogactwa. Ale by zrozumieć, co i dlaczego tak naprawdę tam wewnątrz się dzieje, to trzeba tam samemu zaglądać. Łatwiej pojąć istotę nędzy i zaproponować sensowne strategie jej przezwyciężania, gdy wędruje się po Boliwii, Laosie czy Malawi i zrozumieć źródła zamożności i procesy doń prowadzące, gdy odwiedza się Norwegię, Szwajcarię czy Kanadę. Kant mógł dochodzić do swych wiekopomnych koncepcji nie opuszczając nigdy Królewca, Darwinowi nigdy by się to nie udało, gdyby całe życie siedział nawet w najlepszej bibliotece w Londynie. Porządny ekonomista nie musi od razu płynąć do Ziemi Ognistej i na Galapagos, gdzie skądinąd też byłem, ale na miejscu siedzieć też nie może. To nie te czasy. Świat wędruje.
    Nie trzeba być kilkakrotnie wicepremierem i ministrem finansów w tak kluczowym historycznie okresie i w tak trudnych – i jakże ciekawych! – czasach, by tworzyć zręby teorii transformacji ustrojowej, ale takie unikatowe doświadczenie niebywale wzbogaca warsztatowo i metodologicznie. Gdy ktoś pisze o szybkim wzroście gospodarczym, niekoniecznie musi żyć w kraju, w którym ma on taki charakter, ale dobrze jest, gdy przynajmniej od czasu odwiedzi taką gospodarkę i na miejscu zada sobie kilka pytań, które w innym przypadku nie przyszłyby do głowy. Sam tego często doznaję przy okazji każdej kolejnej wizyty w Chinach. Warto przeto uczestniczyć po to, by wyjść poza wieżę z kości słoniowej, z której przecież nie wszystko widać.
    W innych dyscyplinach naukowych, na przykład w medycynie, uczestnictwo polega na czym innym. Trudno być na przykład profesorem pediatrii nie zajmując się leczeniem dziecka. No, ale nie trzeba być chorym, aby zostać dobrym lekarzem. Jednakże by rozumieć istotę choroby i mentalność chorego, a w ślad za tym zaproponować skuteczną terapię, trzeba mieć kontakt z chorymi, a nie tylko z komputerowymi modelami.
    Poprzez brak lub nieumiejętność uczestniczenia znakomita część nauki bywa spłycona, niekiedy prymityzowana, pola obserwacji są zawężane. I bywa, że niektórzy piszą, choć w niejednym przypadkach nie do końca wiedzą, o czym. Nie pracowali w przedsiębiorstwie, nie byli w polityce, nie obcowali z ludźmi różnych kultur, nie wyjrzeli poza opłatki własnej dyscypliny. Nie konfrontowali teoretycznych modeli z praktyczną rzeczywistością. W konsekwencji jakże często mijają się z prawdą. Można podać masę przykładów takich w istocie pseudonaukowych postaw w ekonomii, także w naszej części świata, ostatnio głównie w z związku z próbami objaśnienia i kształtowania posocjalistycznej rzeczywistości. Szczególnie rzuca się tu w oczy zaimportowana do Polski i niektórych innych krajów regionu, także do Rosji w poprzedniej dekadzie, irracjonalna koncepcja “szokowej terapii”.

  21. (579.) Witam Panie Profesorze!
    Pragnę gorąco podziękować za to wszystko co powiedział Pan na spotkaniu w Szkole Europejskiej w Łodzi.Szczególnie za słowa o lichej demokracji o demagogi o szumie informacyjnym o tym że albo się ktoś myli albo kłamie za wspomnienie za tzw. PRL. Pierwszy raz poczułam przy Panu że głęboko chowany wstyd że jestem dzieckiem tamtych lat zamienia się w dumę narodową. Skąd to we mnie? Jak mogę przekazać to moim dzieciom? Prawdę powiedziawszy byłam porażona wielkością Pana świadomości co do zjawisk, miejsca, czasu i zastanawiałam się jak można z tym żyć? Chyba ma Pan ochotę wszystkich bić za głupotę. Musiałam wcześniej wyjść i nie słyszałam pytań i odpowiedzi bardzo żałuję. Mam na szczęście Wędrujący Świat. Postanowiliśmy wspólnie z mężem że będziemy Go czytać z dziećmi na głos i rozmawiać z nimi o tym. Życzę Panu takiej siły słowa aby Pański szept słyszalny był na milę.

  22. (578.) Szanowni Państwo,
    jak podaje money.pl:”(…)
    Pierwsze złowieszcze szacunki dotyczące wzrostu gospodarczego w Polsce pojawiły się pod koniec ubiegłego roku. A pierwszy kwartał 2009 roku przyniósł prawdziwy wysyp bardzo negatywnych prognoz dla świata – w tym również i dla Polski.

    Do najbardziej pesymistycznych szacunków należała ta przedstawiona przez Komisję Europejską w maju tego roku. Zbiegła ona w czasie z niemal równie fatalną prognozą przedstawioną przez Bank of America.
    Prognozy PKB na lata 2009-2010 – pesymistyczna wizja
    Instytucja data prognozy 2009 2010
    Bank Światowy maj -0,7 proc. 1,3 proc.
    MFW kwiecień 0,7 proc. 1,5 proc.
    EBOR maj 0,0 proc. 1,8 proc.
    IBnGR kwiecień 0,7 proc. 2,5 proc.
    Fitch Ratings kwiecień 0,0 proc. 1,5 proc.
    Komisja Europejska maj -1,4 proc. b.d
    Rząd RP/MF
    czerwiec 0,2 proc. 0,5 proc.
    JP Morgan Stanley marzec -1,0 proc. 1,8 proc.
    Bank of America
    Merrill Lynch maj -1,0 proc. 1,2 proc.
    Średnia wartość
    -0,27 proc. 1,51 proc.

    Zmiana prognoz na lepsze…
    Przełom w szacunkach analityków dokonał się pod koniec pierwszej połowy roku. Okazało się wówczas, że w II kwartale PKB wzrósł do 1,1 proc. W pierwszym kwartale było to 0,8 proc.

    Większość dużych instytucji poczekało ze zmianą prognoz aż do momentu, gdy poznaliśmy pełne dane z pierwszego półrocza. Dlatego najwięcej korekt pojawiło się w październiku.
    Prognozy PKB na lata 2009-2010 – optymistyczne zmiany
    Instytucja data prognozy 2009 2010
    Bank Światowy październik 1,1 proc. 2,2 proc.
    MFW październik 1,0 proc. 2,2 proc.
    EBOR październik 1,3 proc. 1,8 proc.
    IBnGR październik 1,4 proc. 2,2 proc.
    Fitch Ratings
    październik 0,8 proc. 1,5 proc.
    Komisja Europejska wrzesień 1,0 proc. b.d
    Rząd RP/MF wrzesień 0,9 proc. 1,2 proc.
    JP Morgan Stanley sierpień 0,0 proc. 2,8 proc.
    Bank of America
    Merrill Lynch październik 1,8 proc. 3,5 proc.
    Średnia wartość
    1,03 proc. 2,17 proc.

    Co ciekawe w różny sposób na dane o kondycji naszej gospodarki zareagowały banki z USA. BoA radykalnie zmienił nastawienie, co do przyszłości naszego kraju. Ale JP Morgan Stanley pozostał pesymistycznie nastawiony co do całego 2009 roku.

    W Polskich bankach optymistycznie

    Ekonomiści z polskich banków są nieco większymi optymistami jeżeli chodzi o 2009 rok, ale większymi pesymistami w stosunku do kolejnego roku. W rozmowie z Money.pl część z nich zaznaczyła, że ich szacunki będą dopiero podlegać rewizji. Bo Główny Urząd Statystyczny dane za III kwartał poda dopiero 30 listopada.
    Prognozy polskie banki PKB na 2009-2010
    Instytucja 2009 2010
    Bank BPH 1,4 proc. ok.2,0 proc.
    Pekao 1,4 proc. 1,8 proc.
    BZ WBK* 1,5 proc. ok.2,0 proc.
    Millennium 1,3 proc. 1,9 proc.
    PKO BP 1,0 proc. 1,8 proc.
    Średnia wartość
    1,3 proc. 1,9 proc.
    *prognoza w trakcie rewizji
    – według mnie powyższy nazwijmy to konsensus prognoz jest zgodny z moimi oczekiwaniami co do wzrostu gospodarczego w tym i w przyszłym roku. Należy jednak zwrócić uwagę, iż nadal mamy do czynienia z cyklem silnego spowolnienia gospodarczego. Stoimy na progu recesji.
    W normalnych warunkach gospodarczych na świecie wzrost PKB dla kraju będącego na takim etapie rozwoju jak Polska powinien wynosić 4-5 proc., a dla krajów rozwiniętych UE – 2 proc. Sytuacja jest jednak taka, iż pozostajemy około 3 pkt. procentowych poniżej tego tempa wzrostu. Rośnie bezrobocie, rośnie deficyt budżetowy oraz dług publiczny. Bez reformy finansów publicznych, samie PR-owskie, kreatywne zabiegi Rządu niczego dobrego nie przyniosą.

    Pozdrawiam Pana Profesora oraz Czytelników.

  23. (576.) Chciałbym aby Pan Profesor odniósł się do proponowanych reform:
    1.
    emisja pieniądza banku centralnego powinna być kierowana bezpośrednio do wszystkich obywateli państwa bez świadczenia wzajemnego np. w postaci odsetek,
    2.
    banki komercyjne powinny działać w oparciu o system pełnych rezerw dla depozytów bieżących,
    3.
    rezerwy walutowe banków centralnych powinny być obniżone do poziomu zapewniającego płynność rozliczeń zagranicznych banków centralnych.

    Skutkiem rozważanych zmian istniejących systemów bankowych będzie:

    1.
    przywrócenie bankom centralnym monopolu emisyjnego, co zapewni bezpośredni wpływ na wielkość podaży pieniądza,
    2.
    rozproszenie emisji pieniądza na wszystkie rynki, co utrudni powstawanie nowych baniek spekulacyjnych,
    3.
    trwałą izolację polityków od źródła taniego pieniądza prosto z „maszyn drukarskich”,
    4.
    zlikwidowanie emisji pieniądza depozytowego przez banki komercyjne, który jest istotnym źródłem finansowania międzynarodowych spekulacji,
    5.
    przywrócenie stopie procentowej funkcji równoważenia oszczędności i inwestycji,
    6.
    ograniczenie skutków koniunkturalnych wahań akcji kredytowej banków komercyjnych,
    7.
    zapewnienie wypłacalności banków komercyjnych dla wszystkich depozytów bieżących nawet w przypadku runu na banki,
    8.
    brak niebezpieczeństwa załamania obiegu pieniądza w przypadku bankructwa nawet największych banków,
    9.
    możliwość szybkiej spłaty części długu publicznego powstałego w związku z dotychczasową zasadą emisji pieniądza przez tworzenie długu,
    10.
    ograniczenie spekulacji międzynarodowych poprzez zmniejszenie rezerw walutowych, które są częstym celem spekulacji,
    11.
    zlikwidowanie trwałych nierównowag w bilansach płatniczych powstających w trakcie tworzenia rezerw walutowych,
    12. uwolnienie nieefektywnych nadwyżek rezerw walutowych z korzyścią dla przecięcia spirali zadłużenia w skali międzynarodowej, odrodzenia gospodarczego w krajach walut rezerwowych i modernizacji krajów posiadaczy rezerw.

    Panie Profesorze czy receptą na kryzys jest właśnie kreowany Nowy Porządek Świata ?

  24. (575.) Witam! I z radością informuję wszystkich naszych blogowiczów, że – zgodnie z obietnicą i przyjętą zasadą – w NAWIGATORZE pokazało się 46 zaktualizowanych tabel, wykresów i map, co powinno ułatwić śledzenie procesów będących przedmiotem naszych zainteresowań. W listopadzie następną porcja aktualizacji. Zapraszam zatem na http://www.wedrujacyswiat.pl!

  25. (574.) Opinia “że należy rozliczyć tych członków RPP, którzy doprowadzili stopy procentowe do obecnego poziomu, gdyż inflacja daleko odbiega od celu wynoszącego 2,5%” (z której wynika, że polska gospodarka rozwija się zbyt szybko, należy więc przystąpić czym prędzej do schładzania) wg mnie nie jest słuszna co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze cel infalcyjny to 2,5% +/- 1% a zatem jesteśmy bardzo blisko celu. Po drugie, dożynanie gospodarki w imię zmniejszenia inflacji o dziesiąte części procenta jest, mówiąc łagodnie, niezbyt przemyslanym pomysłem. Myślę, że podnoszenie kosztów działalności gospodarczej w obecnych okolicznościach ( a pamiętajmy, że wzrost stóp to także podrożenie kosztów kredytu dla tych, którzy już takowe posiadają) jest wyjątkowo bezmyslne.
    Panie Profesorze, czemu nie chce Pan kandydować do RPP? Czy nie byłaby to szansa na próbę wcielenia w życie swoich teorii i założeń?
    Pozdrawiam!

  26. (573.) Pan Bugajski w przeciwienstwie do p. Kolodko nadal uwaza ze wystarczy podkrecic wskaznik tu, anulowac pewna zmiane, juz wprowadzona przez Kaczynskiego – a gospodarka ruszy z kopyta. Tylko ci slepi rzadzacy na zlosc i brakiem wyrafinowanej techniki nieudolnie dokrecaja trybiki.

    Niestety, swiat po prostu sie toczy – epizod PIS, czy PO rychlo mignie jak jakas stacyjka na drodze rozpedzonego pociagu.

    Panie Bugajski, w poprzednich cennych uwagach na tym blogu GWK w sposob bardziej globalny odnosil sie do trendow ekonomicznych.

    Dyskusje o politycznej doczesnosci traca obraz calosci, a wykazujac ideologiczne zacietrzewienie – jedynie jatrza

  27. (572.) Witam Szanownego Pana Profesora! Witam Blogujących! Pragnę tą drogą podzielić z kolejnymi refleksjami na temat aktualnej sytuacji gospodarczej w PL:).Bezczynność, brak reform i dryf nie są odpowiedzią na kryzys. A przed naszą gospodarką stoją wielkie wyzwania, związane m.in. z dziurą budżetową, zaś Rząd nie za bardzo wie co dalej robić…niestety im ważniejszy jest PR, tym mniej “dobrej” gospodarki.Niestety, sytuacja nie jest tak różowa, a samozadowolenie rządu jest co najmniej nie na miejscu. Umiarkowana reakcja rynków wynikała częściowo stąd, że już od wielu miesięcy spodziewano się nieuchronnego wzrostu deficytu, a częściowo z uspokojenia nastrojów rynkowych i pewnej odbudowy „apetytu na ryzyko” po okresie paniki z końca 2008 i z początku 2009 roku. Nie zmienia to faktu, że fundamentalna informacja o deficycie ma dla polskiej gospodarki charakter jednoznacznie negatywny. Inwestorzy zapewne ukarzą Polskę wyższymą rentownością na polskich papierach skarbowych, na co wskazują ostrzegawcze sygnały płynące z międzynarodowych agencji ratingowych.Właśnie z punktu widzenia niezbędnych zmian strukturalnych projekt budżetu na 2010 r. jest kolejną po budżetach ostatnich trzech lat zmarnowaną szansą. Nie podjęto żadnych działań, aby ograniczyć nadmiernie rozdęte wydatki sztywne i jednocześnie stworzyć możliwości poprawy sytuacji w dziedzinach, w których brak finansowania grozi zapaścią (edukacja, nauka i szkolnictwo wyższe, wymiar sprawiedliwości). Porównanie poziomu wydatków w budżecie na 2009 i 2010 rok jest utrudnione (rząd wyłączył z budżetu krajowego budżet środków europejskich, anulując w ten sposób zmianę wprowadzoną przez rząd Jarosława Kaczyńskiego, który w 2007 roku włączył środki europejskie do budżetu państwa), ale mimo to widać wyraźnie, że w 2010 roku będziemy mieli do czynienia ze znacznym wzrostem wydatków budżetu. W warunkach porównywalnych może on wynieść ok. 57 miliardów złotych, czyli ponad 4 proc. PKB, podczas gdy wzrost dochodów wyniesie tylko 18 miliardów złotych.

    “Z punktu widzenia niezbędnych zmian strukturalnych projekt budżetu na 2010 r. jest zmarnowaną szansą”

    Skutkiem tej dysproporcji będzie skokowy wzrost długu publicznego z 47 proc. na koniec 2008 roku do 54,7 proc. w roku przyszłym. Zdumiewa niefrasobliwość rządu, który liczy, że sam wzrost gospodarczy wyciągnie nas z deficytu, a korzystne warunki rynkowe zapobiegną przebiciu się długu publicznego przez granicę 55 proc. PKB. To balansowanie na linie może się źle skończyć. Wystarczy niewielka niekorzystna zmiana kursu walutowego lub stóp procentowych, aby poziom długu przekroczył próg 55 proc. Polskie finanse publiczne może też pogrążyć większy, niż przewidziano, niedobór składek ubezpieczeniowych w ZUS, skutkujący koniecznością zaciągania większych pożyczek na sfinansowanie bieżących wypłat rent i emerytur. W takiej sytuacji rząd będzie musiał zbilansować budżet w następnym roku, a to oznaczałoby radykalne cięcia wydatków, a także prawdopodobnie podniesienie podatków na łączna kwotę rzędu 4 proc. PKB.

    Granica 55 proc. może zostać przekroczona także na skutek niewykonania planów dotyczących prywatyzacji. To kolejny powód do niepokoju. Rząd prognozuje, iż przychody z prywatyzacji wyniosą ogółem 25 miliardów złotych, z czego 9,4 miliarda ma zasilić budżet. Założenia te są mało realne, biorąc pod uwagę stan koniunktury światowej, ostre kontrowersje polityczne nieodmiennie towarzyszące prywatyzacji oraz fakt, że dotychczasowe przychody z tego tytułu były wielokrotnie niższe od planowanych (w 2008 roku uzyskano z prywatyzacji 2,4 miliarda złotych, a w okresie styczeń – sierpień 2009 roku 3,3 miliarda złotych)….Qou vadis Polsko?

  28. (571.) Wojciech Bugajski (wpis 569) formułuje ciekawe poglądy – i na pewno dla wielu kontrowersyjne – na temat działalności Banku Światowego. Sam też nie od dziś adresuję do tej organizacji sporo uwag krytycznych i zastrzeżeń. Mogę nawet przyznać, że kiedyś, na wiosnę 2003 roku, pod jej oknami w Waszyngtonie demonstrowałem wraz z wcale liczną grupą przeciwników BŚ. Byłem wtedy wicepremierem Polski i ministrem finansów i, po roboczym spotkaniu z ówczesnym szefem banku, Jamesem Wolfensohnem, próbowałem wczuć się w nastrój ulicy, która miała zgoła odmienne zdanie na temat tego, co czyni Bank Światowy. I wplątałem się w protestujący tłumek. Przyznam, że demonstranci przynajmniej po części mieli – i mają – rację. Rzecz w tym, odnośnie do czego i po jakiej części? I co można w zamian zaproponować bardziej sensownego, pozostając na gruncie zarówno autentycznej troski społecznej, jak i ekonomicznego oraz technokratycznego pragmatyzmu. A bliskie mi jest i jedno, i drugie.

    Ci, co krytykują Bank Światowy, mają ku temu wiele argumentów. Zarówno ta organizacja, jak i dużo bardziej znacząca finansowo i politycznie bardziej wpływowa, czyli Międzynarodowy Fundusz Walutowy, muszą zmienić sposób swego funkcjonowania, jeśli chcą przetrwać na długą metę. Nie sądzę, aby już wyczerpały one swoje możliwości, zwłaszcza, że obecny kryzys dodał im – przede wszystkim MFW – impetu. I, oczywiście, środków, bez czego ten impet nie byłby możliwy. Z czasem wszakże – choć czas ten jeszcze nie nadszedł – organizacje systemu Bretton Woods zejdą ze światowej areny. Wyłonić bowiem musi się nowy układ organizacyjny i ład instytucjonalny, sprawniej niż obecny bałagan obsługujący współzależną gospodarkę powstałą w wyniku nieodwracalnego procesu globalizacji. Jesteśmy jednak dopiero u zarania tego procesu i powstawanie nowych ram instytucjonalnych zglobalizowanej gospodarki zajmie nam jeszcze lata całe. To pokoleniowe zadanie, aczkolwiek obecny kryzys, pokazując jego nieuchronność, przyspiesza ten proces.

    Co zaś do samego Banku Światowego, to zasługuje on na zdecydowanie mniej uwag krytycznych niż Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Miałem sposobność przyjrzeć się funkcjonowaniu obu tych organizacji od środka, goszcząc tam jako konsultant kilka razy i nie mam wątpliwości, że przemiany muszą polegać na sukcesywnym wyzwalaniu się z wpływów doktryny neoliberalnej i pozostałości tzw. Konsensusu Waszyngtońskiego oraz z dominacji interesów USA. Już to się dzieje.

    Wyjaśnijmy też przy okazji, że około 25 procent środków alokowanych przez BŚ to bezzwrotne granty, następne 40 procent to nie oprocentowane kredyty, a jedynie pozostałe 35 procent transferowanych pieniędzy to oprocentowane pożyczki. Trzeba przy tym zdawać sobie sprawę, że finansowanie określonych programów – na przykład w Brazylii czy Rosji, a więc w krajach zaiste nie najbiedniejszych – sprzyja pogłębianiu wiedzy i umiejętności przydatnych przy wspieraniu przeciwdziałania nędzy i ubóstwu w krajach najbiedniejszych. Ponadto wśród społeczeństw o dochodach średnich także znajdują się, niestety, znaczne obszary autentycznej biedy, walkę z którą należy wspierać, o ile tylko przeznaczane na to środki pochodzące z zewnątrz są wydatkowane efektywnie. Niestety, doświadczenia w tej materii są rozmaite i zawsze już tak będzie, że stać będziemy w obliczu konkurencyjności alternatywnych ścieżek wydatkowania stojących do dyspozycji środków.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *