Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (540.) Kiedy przeczytałam wpis Profesora ( nr 535 ) o jego podróży na słynny półwysep Athos , to przepraszam za te słowa , ale szlag mnie po prostu trafił!!!
    To miejsce – niezwykła, otoczona tajemnicą Republika Mnichów zawsze była moim marzeniem i zawsze chciałam ją zobaczyć. I właśnie ona jest zakazana dla kobiet !!!Coż za niesprawiedliwość i kolejny przykład na dyskryminację naszej płci.
    Mam zamiar w przyszłym roku popłynąć tam motorówką z sąsiedniej Sithoni i wysiąść na Athos. Cóż mogą mi zrobić ?!!! Zamknąć w klasztorze? Świetnie, własnie o to mi chodzi :-) A może deportować ? Ok, ale wczesniej przynajmniej popatrzą sobie na kobietę :-) pierwszy raz od 1060 roku !!! Na pewno im tego brakuje ..Czy są może jakieś chętne Panie, aby pojechać ze mną ???
    :-)
    No to trochę się nazłościłam, a nie powinnam, bo sama wróciłam właśnie z niezmiernie ciekawej podróży po Wenezueli . Zobaczyłam tyle i tak wspaniałej przyrody, że trudno to w paru zdaniach opisać. Na początek Salto Angel- najwyższy wodospad świata . Aby go ujrzeć trzeba najpierw polecieć maleńką awionetką, potem 3 godziny płynąć indiańskim czółnem po rwących rzekach , następnie wspinać się ok 1,5 godz przez dzunglę pod górę, aby na końcu stanąć na skalnej półce i zobaczyć ten cudowny , prawie kilometrowy “wyciek z nieba” , bo tak on wlaśnie wygląda.
    Widziałam ( także ”od srodka” ) inne fantastyczne wodospady( El Sapo , Yaspis),bo jest ich w Wenezueli wiele i kazdy inny .Zaliczyłam parę lotów awionetkami nad dzunglą , także z przygodami i przymusowym lądowaniem na szutrowej drodze. Przemierzyłam dżipem Gran Sabana – piękną wyzynę z charakterystycznymi górami tepui . Byłam również w delcie Orinoko , przez kilka dni pływając po róznych odnogach tej fascynujacej rzeki ( także w nocy – pięknie było ). Łowiłam piranie ( udało mi się chwycić jedną na wędkę ) , widziałam również i to w duzych ilosciach rzeczne delfiny !!! , a takze niezwykłe ptaki -hoacydy i wiele innych ciekawych zwierząt . Wędrowałam również przez dzunglę, która w delcie Orinoko jest bardzo podmokła i rzeczywiscie uczy to pokory. Spałam w hamaku i domkach na palach, jakie budują Indianie Warao. Polecam Wenezuelę kazdemu, kto lubi naturę i przygody . Mozna tu przeżyć wiele magicznych chwil……

    Ten kraj ma również ciekawą historię , swojego dawnego bohatera – wyzwoliciela Bolivara , a takze obecnego – populistycznego socjalistę Hugo Chaveza, który zyskał poparcie najbiedniejszej części społeczeństwa- mieszkańców tak zwanych faweli, czyli slamsów. Wenezuela gazem i ropą stoi, ale korzystała z tego tylko niewielka , uprzywilejowana część społeczeństwa kosztem wspomnianej biedoty. Chavez dał im nadzieję. Na razie tylko tyle..
    Zapytałam znajomego wenezuelczyka – inteligentnego chłopaka z Caracas : jaki własciwie jest ustrój polityczny w ich kraju ? Odparł z usmiechem , ze to anarchia neoliberalna . Cóż Pan na to powie, Panie Profesorze ? Czy mógłby Pan skomentować to, co dzieje się w Wenezueli ? Przyznam, iz po przyjeździe zajrzałam do “Wędrujacego Świata” , ale niewiele znalazłam na ten temat… Ciekawa jestem, co Pan sądzi o Hugo Chavezie ?

    Pozdrawiam
    :-)

  2. (539.) Skoro nam nie udaje się, jak dotychczas, doprowadzić w rozsądnym terminie Polski do euro i euro do Polski, gdyż rząd Platformy Obywatelskiej wskutek swej nieskutecznej polityki odsunął tę perspektywę na dalszą przyszłość, warto z bliska przyjrzeć się, jak inni radzą sobie dzięki funkcjonowaniu w ramach wspólnego obszaru walutowego.

    Niezależnie od najważniejszej regionalnie i globalnie strefy euro, w której to walucie już przetrzymuje się około 27 procent światowych rezerw, pokazuję ich kilka w “Wędrującym świecie” (m. in. s. 127 i 137): dwa systemy CFA, franka zachodnioafrykańskiego (XAF) i (XOF), do których w sumie należy 14 państw zamieszkiwanych przez ponad 120 milionów ludności oraz jeszcze starszy, istniejący już od 1965 roku system EC, dolara wschodniokaraibskiego (XCD). I właśnie tam się udaję, do sześciu krajów tegoż regionu: St. Kitts i Nevis, Antigua i Barbuda, Dominika, St. Lucia, St. Vincent i Grenadyny oraz Grenada. We wszystkich z nich funkcjonuje ten sam, stabilny pieniądz, od 1976 roku na sztywno związany kursem wymiennym 2,7 z amerykańskim dolarem. Podróżując przez trzy tygodnie w tym regionie, zamieszkałym przez garstkę ludzi, bo ich tam tylko około 600 tysięcy, nie będę zatem musiał ponosić ani ryzyka kursowego, ani też kosztów transakcyjnych związanych z wymienianiem walut.

    Nam, w Polsce, przyjdzie na to poczekać co najmniej dwakroć dłużej, niż wydawało się to realne jeszcze zimą. Co więcej, mogliśmy już korzystać z dobrodziejstwa udziału we współnym obszarze walutowym, podobnie jak to czyni od dwu i pół lat Słowenia i od pół roku Słowacja, gdyby tylko zawczasu lepiej skoordynować politykę budżetową rządu i pieniężną banku centralnego. Teraz, niestety, czeka nas kolejne co najmniej pięć lat z niestabilnym pieniądzem, spekulacjami wokół jego wahliwego kursu, większym obszarem niepewności w zewnętrznych stosunkach gospodarczych i koniecznością ponoszenia dodatkowych kosztów transakcyjnych.

  3. (538.) Szanowny Panie Profesorze, udzielił Pan znakomitego wywiadu w tvn. Gratuluję i życzę zdrowia.
    Ps. Czekam na Pana w lepszych czasach, jeżeli ja zostane jeszcze w MF, a Pan zechce wrócić….

  4. (537.) Max Weber ponoć mawiał, że o przyszłości jednoznacznie wypowiadają się tylko demagodzy albo prorocy, sugerując w ten w sposób, że na gruncie naukowym o przyszłości niczego z pewnością powiedzieć się nie da. Podobnie John Maynard Keynes suponował, że o przyszłości nic sensownego powiedzieć w kategoriach scjentystycznych nie można, no bo jakże z naukową precyzją wypowiadać się o czymś, co jeszcze w ogóle nie zaistniało? To fakt, że z precyzją czynić tego nie można, ale co do obiektywnych tendencji, procesów i zjawisk, które pojawić się muszą, bo wynika to z logiki i obiektywnych mechanizmów rządzących ich dynamiką i strukturą, wypowiadać się – choć to niełatwe – można. I bynajmniej nie jest się wtedy prorokiem – także we własnym kraju – acz niekiedy pokazywanie nieuchronności negatywnych następstw tego, co się dzieje teraz i miało miejsce wcześniej, robić może wrażenie kasandrycznych proroctw.

    Cóż, nie byłem przeto “prorokiem we własnym kraju”, jak pisze Janka (wpis 536), gdy już wiele miesięcy temu przewidywałem – a dokładniej twierdziłem, bo nie miałem co do tego żadnych wątpliwości, także we wpisach dostępnych na blogu “Wędrującego świata” – że elementem polityki rządu Platformy Obywatelskiej, a zwłaszcza neoliberalnie nastawionego premiera i ministra finansów, jest świadome doprowadzenie do takiej sytuacji budżetowej, przy której pilna wyprzedaż kolejnych segmentów majątku narodowego będzie jedynym akceptowalnym przy ich sposobie wartościowania wyjściem z zapaści budżetowej. Skala deficytu, pomimo kryzysu gospodarczego, mogła być znacznie mniejsza, ale realizowana polityka gospodarcza sprzyja de facto jego narastaniu, także po to, aby nie było już innych możliwości łatania budżetowej dziury, jak tylko wyprzedaż państwowych aktywów. Szybko. No, a kto szybko sprzedaje, ten tanio sprzedaje. A jak ktoś tanio sprzedaje, to ktoś też tanio kupuje…

    Zasadniczo jest to powtórzenie polityki gospodarczej realizowanej podczas niepotrzebnego przechłodzenia gospodarki w latach 1998-2001, kiedy to tempo wzrostu gospodarczego sprowadzono z rekordowego 7,5 procent, z czym pozostawiłem gospodarkę odchodząc pierwszy raz z rządu, ze stanowiska wicepremiera i ministra finansów, po zrealizowaniu “Strategii dla Polski” w latach 1994-97, do stagnacyjnego 0,2 procent w IV kwartale 2001 roku. Déjà vu…

    Nie było też żadnego proroctwa, gdy wykazywałem, że tylko kwestią czasu jest to, że rząd Platformy Obywatelskiej ogłosi, iż Polska nie będzie wprowadzona do obszaru euro, a euro do Polski w roku 2012. I to jest najdobitniejszym przejawem klęski polityki gospodarczej realizowanej pod wpływem fałszywej, neoliberalnej doktryny ekonomicznej i przy źle zdefiniowanych celach, które rząd myli ze środkami polityki, jak chociażby wielkość, struktura i sposoby finansowania deficytu budżetowego.

    Kiedy na Forum Ekonomicznym w Krynicy na początku września 2008 roku premier Donald Tusk ogłosił zamiar wprowadzenie euro w roku 2011, zdecydowanie poparłem go w tym zamiarze. Oczywiście, korygując błąd, gdyż wtedy jeszcze to było możliwe począwszy od roku 2012, choć nie przy takiej jak uprawiana polityce ekonomicznej. Niestety, tę szansę rząd Platformy Obywatelskiej też zaprzepaścił poprzez błędną i szkodliwą polityką. I też – podobnie jak w przypadku dewastacji finansów publicznych – przy pomocy życzliwych mediów i dyspozycyjnych ekonomistów usiłuje zrzucić odpowiedzialność za własną, coraz bardziej rzucającą się w oczy nieudolność, na światowy kryzys gospodarczy. W rzeczywistości zaś mamy do czynienia z coraz wyrazistszym kryzysem polityki gospodarczej polskiego rządu.

  5. (536.) Ponoć trudno być prorokiem we własnym kraju, ale znalazłam w Pana wywiadach w NAWIGATORZE (w rozmowie z “Rynkami Zagranicznymi”, ale gdzieś wcześniej też pan o tym mówił, gdzie to było?) taki kawałek: “Na fali kryzysowego załamania, któremu sprzyja polityka rządu, niedobór środków budżetowych okaże się już latem dużo większy niż planowany deficyt w wysokości około 18 miliardów złotych. W obliczu kryzysowego zawężania bazy podatkowej sztywność jednych wydatków i opór społeczny przed dalszymi cięciami innych z jednej strony, oraz niemożność (i doktrynerska niechęć) zwiększenia wpływów poprzez podniesienie podatków z drugiej strony, zostawią już tylko jedną opcję… Trzeba będzie sprzedać z majątku narodowego, co się jeszcze da. I o to chodzi, zwłaszcza o uzyskanie pod finansowym przymusem politycznego przyzwolenia na wyprzedaż kolejnych segmentów sektora energetycznego.”
    No i proszę! Co do joty! Gdy porównuje pan politykę rządu PO z polityką jej poprzedniczek, AWS i UW, to też ma Pan rację. Bo wtedy Balcerowicz po to przecież zrobił “dziurę Bauca”, aby gdy “nie było innego wyjścia”, sprzedawać szybko i tanio majątek narodowy. Wtedy banki i telekomunikacja, teraz miedź i energetyka.
    Jak pan myśli, Panie Profesorze, czy i ten przekręt się uda?

  6. (535.) Gdzie wędruję? Ostatnio znowu w czasie i przestrzeni! I na malarię uważam. Na Wschodnich Karaibach, dokąd udaję się wkrótce, też. A dopiero co wróciłem z jednej z najbardziej fascynujących wypraw, gdyż odwiedziłem wywodzącą się jeszcze z bizantyjskich czasów Świętą Górę Athos, Agios Oros. Formalnie w Grecji, ale jakże inny to świat!

    Na najbardziej na wschód wysuniętym półwyspie z trzech tzw. palców Chalkidiki znajduje się jedyne w swoim rodzaju monastyczne quasi-państwo ortodoksyjnych mnichów grecko-katolickich. Na przepięknym, górzystym półwyspie o długości nieco ponad 40 km i szerokości od 8 do 18 km, znalazło swoje miejsce na Ziemi blisko dwa tysiące zakonników. Ich tradycje sięgają bardzo dawnych czasów, które jakby się tam zatrzymały. Wciąż obowiązuje juliański kalendarz i bizantyjski czas. Dzień, a dokładniej doba rozpoczyna się o zachodzie słońca, a więc gdy tam byłem, zaczynała się o trzy godziny i kwadrans przed naszą północą. Początek doby koryguje się raz na tydzień i teraz, gdy dni są coraz krótsze, zaczyna się on co tydzień o kilkanaście minut wcześniej.

    Początki kraju mnichów to rok 855, kiedy Złota Bulla Bazylego I, cesarza bizantyjskiego, orzekła o przynależności Athos do zakonnej wspólnoty. Inna Bula, z roku 1060 i obowiązująca nadal, zakazuje wstępu do Agios Oros, znanego też jako Ogród Bogarodzicy, kobietom. A szkoda, że nie jest im dane obejrzenie nagromadzonego tam piękna natury i kultury. Nieskażona przyroda – góry, lasy i piękne, acz surowe wybrzeże Morza Egejskiego – a zwłaszcza dwadzieścia kompleksów klasztornych, z których budowa najstarszego, Wielkiej Ławry (Megisti Lavra), podjęta została w roku 963, w okresie chrztu Polski, robią niesamowite wrażenie.

    Do Mount Athos wpuszcza się dziennie nie więcej niż stu ortodoksyjnych pielgrzymów i maksimum dziesięciu wyznawców innych religii. I to na zaledwie trzy doby. Mnie udało się uzyskać przedłużenie karty pobytu na całe dziesięć dni, a kondycja maratończyka umożliwiła przewędrowanie w górzystym i jakże pięknym terenie, także starymi bizantyjskimi ścieżkami, znacznych odległości dzielących poszczególne klasztory. Odwiedziłem je wszystkie. Niesamowite miejsce…

    Zakonnicy żyją, co oczywiste, pobożnie i skromnie. Gospodarują sensownie i w zasadzie jest to gospodarka bezpieniężna, z dużym udziałem naturalnego, pozarynkowego zaspokajania potrzeb. W zasadzie żadnej komercji. Nie jest to bowiem enklawa turystyczna, a miejsce duchowego pielgrzymowania. Gdy już dociera się do kolejnego klasztoru, mnisi udzielają przybyszowi bezpłatnej gościny dając mu łoże i strawę (wegetariańską, tylko od święta ryba). I nigdy nie proszą “co łaska”.

    Doba dzieli się na cztery mniej więcej równe części po około sześć godzin każda: czas modlitwy podczas porannej jutrzni i popołudniowo-wieczornych nieszporów, czas pracy poświęcony utrzymaniu klasztornej wspólnoty oraz na rzecz cerkwi, czas dla siebie i czas odpoczynku. Wszystkie te cztery części z kolei dzielą się na dwie partie poprzedzielane innymi czynnościami. A więc: wczesna modlitwa zakończona posiłkiem – czas wolny – sen – praca – czas wolny – praca – modlitwa z wieczornym posiłkiem.

    Posiadając skądinąd przebogatą kulturową spuściznę sakralną, a nie rzadko literalnie skarby, których kilka też mogłem podziwiać, mnisi utrzymują swoje klasztory zasadniczo z grantów z zewnątrz. Oczywiście, pracując, jedni zajmują się przyklasztornym ogrodnictwem i sadownictwem, inny produkują wino, olej, miód. Jest także trochę bardzo drobnej wytwórczości, w zasadzie rękodzieło produkujące dewocjonalia. Radzą sobie nieźle. Przy tym wszystkim w ostatnich latach jest tam istny boom renowacyjny i rekonstrukcyjny, współfinansowany także przez Unię Europejską, UNESCO, organizacje pozarządowe, prywatnych sponsorów. Ale – co najuważniejsze – unikatowy charakter klasztorów i mnisi tok życia jest zachowany.

  7. (534.) Panie Profesorze, widzę, że “Wędrujący świat” zatacza coraz szersze kręgi wywołując odzew w środowiskach, po których chyba się Pan tego nie spodziewał. Także w moich zawodowych szeregach, wśród lekarzy. Właśnie przeglądam książkę profesorów Knapa i Myjaka o malarii (“Malaria w Polsce i na świecie – wczoraj i dziś”, redakcja Józef P. Knap i Przemysław Myjak, Medica Press 2009) i co tam (s. 32-33) czytam? “W badaniach nad sytuacją zdrowotną świata, państw i społeczeństw stosuje się określenie “obciążenia” (ang. burden) danej społeczności, w tym całego kraju, daną chorobą. (…) Owe niesłychanie złożone reakcje między ekonomią, geopolityką, demografią i zdrowiem (także na przykładach malarii), przedstawił ostatnio po mistrzowsku – bo szerokim refeleksyjnym spojrzeniem myśliciela, a jednocześnie z precyzją ekonomisty i z dogłębną znajomością Trzeciego Świata – profesor Grzegorz Kołodko.” (i tu przywołanie “Wędrującego świata”). A Pan teraz gdzie wędruje? I niech Pan uważa na malarię!

  8. (533.) Robi się ciekawie. Nie tylko u nas, w Polsce, ale na całym świecie. Zresztą uważam, że cały czas jest bardzo ciekawie. A teraz w szczególności warto śledzić to, co zapowiadaliśmy przecież także na naszym blogu, a co już wcześniej sygnalizowałem wielokrotnie, także na kartach “Wędrującego świata”. Chodzi mianowicie o nieuchronność i konieczność podjęcia strategicznego dialogu pomiędzy USA i Chinami na tematy gospodarcze.

    Teraz wreszcie – choć trzeba z tym było czekać aż na reformatorsko nastawioną administrację prezydenta Barracka Obamy – Stany Zjednoczone pojęły chyba już w pełni, że nie tylko nie są w stanie narzucać swego stanowiska innym, ale że współzależność gospodarki światowej implikuje konieczność koordynowania globalnej polityki z innymi krajami, także spoza grupy G-7, w tym zwłaszcza z Chinami. Ponadto USA rozumieją i to, że w wielu sprawach – i coraz częściej – będą zmuszone ustępować innym i uwzględniać cudze interesy.

    Dobrze zatem, że doszło do szczytu ekonomicznego – a staną się one z czasem dobrym zwyczajem – z udziałem USA i ChRL. Przy całej bowiem konfliktogenności interesów ekonomicznych USA i Chin gospodarki te stają się coraz bardziej kompatybilne. Występujące pomiędzy nimi wzajemne powiązania oraz wpływ tych krajów – jakże różny w warunkach kryzysowego załamania się amerykańskiej gospodarki oraz trwającego de facto boomu gospodarki chińskiej – na ekonomiczne losy innych narodów i całego świata nakazują nie tylko konsultacje, ale współdziałanie.

    Dobrze się stało, że tak USA, jak i Chiny w zasadzie prawidłowo zareagowały na obecny kryzys sięgając do agresywnej stymulacji fiskalnej jako do skutecznego instrumentu pobudzania zagregowanego popytu. Dzięki dodatkowemu, nieortodoksyjnie zaaplikowanemu ich gospodarkom strumieniowi pieniądza, w USA skala recesji jest zdecydowanie mniejsza niż w alternatywnej sytuacji pozostawienia spraw rynkowemu żywiołowi, w Chinach natomiast udaje się utrzymać wysoką dynamikę produkcji, co ma znaczenie także dla innych regionów świata.

    Chiny znowu są szczególne. I znowu dowiodły, że potrafią reagować właściwymi metodami we właściwym czasie. Goszcząc tam ostatnio dwukrotnie mogłem naocznie przekonać się – także podczas kilku roboczych spotkań z ekonomistami i politykami gospodarczymi – że chińscy profesjonaliści wiedzą, co czynią. Jeszcze trochę (a może już?) i to oni będą doradzać Amerykanom, a nie odwrotnie…

    Nic dziwnego, że chińska polityka jest skuteczna, w odróżnieniu od tej uprawianej pod wpływem neoliberalnej doktryny przez polski rząd, wskutek czego znowu tracimy czas i zaprzepaszczamy szanse. Chiny bowiem – od razu uzmysłowiwszy sobie fakt, jak bardzo musi spaść produkcja w związku z drastycznym obniżeniem się eksportu w ślad za głęboką recesją na Zachodzie (w tym szczególnie w USA) – metodami głównie fiskalnymi zwiększyły popyt wewnętrzny, zarówno inwestycyjny, jak i konsumpcyjny. Odczuwalny wzrost tego pierwszego daje efekty nie tylko doraźne, antycykliczne, ale pozytywnie skutkuje również w dłuższej perspektywie, skokowy zaś przyrost tego drugiego spowodował natychmiastowe pozytywne skutki pobudzając ogólną koniunkturę.

    I tędy droga. O ile bowiem w pierwszym półroczu 2009 chiński eksport drastycznie się obniżył (bo w warunkach globalnego kryzysu musiał), o tyle sprzedaż na rynku wewnętrznym skokowo wzrosła (bo wskutek polityki pekińskich władz mogła). Innymi słowy, w warunkach otwartej, zliberalizowanej gospodarki ubytek popytu zewnętrznego trzeba kompensować przyrostem popytu wewnętrznego. Jest to polityka podwójnie korzystna, gdyż nie tylko wpływa na ogólne tendencje gospodarcze, ale szybko poprawia standard życia ludności. A przecież to jest najważniejsze w działalności gospodarczej.

    Co do Chin zaś, to warto też zdać sobie w pełni sprawę z faktu strategicznego zwrotu, jaki dzięki ich ekspansji dokonuje się współcześnie. Światowy kryzys dodatkowo jeszcze zwiększa skalę tegoż efektu. Otóż Chiny w coraz większej mierze inwestują bezpośrednio za granicą. To już nie te lata, kiedy zagranica głównie inwestowała u nich. I tak w roku 2008 chińskie bezpośrednie inwestycje zagraniczne, FDI, wyniosły 53,4 miliarda dolarów, prawie dwukrotnie więcej niż rok wcześniej. W skali świata natomiast FDI obniżyły się w poprzednim roku o około 20 procent. I tak oto doszliśmy do kryzysowego roku 2009, kiedy to po raz pierwszy we współczesnych dziejach chińskie inwestycje bezpośrednie za granicą, wciąż szybko rosnąc, przewyższą wartość zagranicznych inwestycji w Chinach. Świat wędruje…

  9. (532.) W trosce o prawdę i postęp – wielu zwolenników – nawet “byłych jastrzębi” i piewców globalizacji będzie dzisiaj chętnych stanąć po stronie tego co oczywiste, gdy człowiek popatrzy wstecz przez stulecia.

    Kryzys neoliberalnej ideologii zmierza w pewnym kierunku, i efektem końca tego postrzegania świata będzie coś nowego.

    Miejmy nadzieję że rozsądek zarówno kościoła i nasze postrzeganie świata przeważy – i efektem będzie pragamtyzm a nie idoeologiczny dogmatyzm.

  10. (531.) Podobnie jak autorka wpisu nr 258 , ja również widziałam wystawę fotografii Profesora pod tytułem “Świat jaki jest”. Wystawa jest rzeczywiście niezwykła i zawiera przede wszystkim zdjęcia z podróży, choć nie tylko….. A może już czas ,Panie Profesorze , aby napisał Pan ksiązkę własnie o swoich podróżach ? Ten fragment w “WędrujĄcym Świecie” . w którym tak sugestywnie opisał Pan życie biednej nigerskiej rodziny , a który to fragment poruszył wielu czytelników ( o czym świadczą liczne wpisy na blogu ) jest najlepszą próbką Pana pisarskich możliwości w temacie “podróze”. Niech Pan trochę odpocznie od ekonomii i polityki , jest tyle ciekawszych spraw:-). Myslę,iż wielu czytelników z niecierpliwoscią czeka na taką ksiązke Profesora GWK.

    Pozdrawiam serdecznie Pana i czytelników blogu , a sama już jutro odlatuję do Ameryki Pd , aby zobaczyć najwyższy wodospad świata , popłynąć Orinoko i ujrzeć wiele fascynujacych miejsc z fotografii Profesora.

  11. (530.) Szanowny Panie Profesorze,
    Witam ponownie.
    Od jakiegoś czasu jesteśmy informowani o przygotowywanej nowej koncepcji zarządzania instytucjami kultury i ich finansowaniu. Autorem tej nowe koncepcji jest prof. Jerzy Hausner. Bardzo jestem ciekawa Pana opinii na ten temat. Jest Pan przecież znawcą kultury, systematycznym odbiorcą, melomanem, ma Pan dużą wiedzę na ten temat. Czy koncepcja prof. J. Hausnera ma racje bytu? Czy jest Pana zdaniem potrzebna?
    Pozdrawiam wakacyjnie
    Elżbieta Anna

  12. (529.) Robi się ciekawie. Czy może raczej “ciekawie”. Rząd chce pieniędzmi z NBP łatać dziurę budżetową. Czy to nie aby identyczne propozycje Pan Profesor był krytykowany kilka lat temu, gdy piastował Pan funkcję wicepremiera i ministra finansów? Chyba z największą zajadłością robiły to obecne środowiska rządowe… Przy czym wtedy chodziło raczej o rozruszanie gospodarki – dziś o łatanie dziury powstałej po bezsensownej polityce.

    Kolejne zdumienie. Dowiadujemy się z mediów, że będzie sukces jak GDDKiA wyda połowę zaplanowych środków na remonty i budowę dróg. Zaplanowanych! Kolejny przejaw dożynania gospodarki w kryzysie. Tym razem w wyniku nie tyle błędnej ideologii ile zwykłej niekompetencji.

    Pozdrawiam wszystkich forumowiczów i Pana Profesora.

  13. (528.) Gdyby ktoś spojrzał na mnie teraz z boku, z pewnością zastanawiał by sie cóż takiego ciekawego ogladam badź czytam…moja twarz jest skupiona, pochłonieta coraz to nowymi widokami, cudnymi krajobrazami, twarzami ludzi, jakże prawdziwymi – wszystko to wydaje sie byc tuż…tuż… raz otwieram oczy ze zdumienia, raz z zachwytu, innym razem patrze ze smutkiem na sfotografowaną biedę i nedzę ludzi, dzieci……. to znowu pojawia sie usmiech na twarzy, w oczach… i co jakis czas myśl : jak tu pięęęęknie!!!! Z pewnościa nigdy nie bedzie mi dane zobaczyć na żywo tych miejsc, tym bardziej więc dziękuje, Panie Profesorze, za te zdjęcia, jakże autentyczne i uczciwe, za emocje, które wraz z nimi sie pojawiają. Dodam jeszcze tylko kilka słów podziwu dla Pana, bo zasłużył Pan na niego jak mało kto. Żyje Pan na co dzień w miejskiej kulturze – wygodnej i bezpiecznej, ale jakże znakomicie przystosowuje sie Pan do życia w skrajnych warunkach, na stepie czy w dżungli. Na Pana twarzy maluje sie czasem zmeczenie, czasem…zas stale widac w oczach zadowolenie i szacunek do miejsc i ludzi, wśród których sie Pan znajduje “tu i teraz”. I to jest świetne!

  14. (527.) Witam wszystkich! Lato, dla wielu wakacje, a tu ważne sprawy wędrują swoimi torami i bynajmniej nie zamierzają udać się na urlop. Okres kanikuły letniej z pewnością też będzie dostarczał nam wiele materiału do przemyśleń i prowokował do nieustannej debaty.
    Argumentacja przedstawiona w “Wędrującym świecie” zatacza coraz szersze kręgi. Może jeszcze nie wszędzie w Polsce – zwłaszcza gdy słucha się rządowego uzasadnienia nowelizacji tegorocznego budżetu, którą wymusza przecież nie tyle światowy kryzys gospodarczy, ile kompromitującą się neoliberalna polityka – ale za to w coraz liczniejszych miejscach tegoż świata.
    Mogłem przekonać się o tym zarówno podczas niedawnej wizyty w Chinach, gdzie nowy pragmatyzm wyraźnie bierze górę, jak i w Rosji, gdzie wciąż jeszcze jakże sporo pozostaje do zrobienia. Widać to również w konsekwentnych przedsięwzięciach administracji prezydenta Baracka Obamy, zwłaszcza jeśli chodzi o regulację rynków finansowych oraz właściwie – bo na infrastrukturę i sferę społeczną oraz ożywienie koniunktury gospodarczej – ukierunkowane dodatkowe nakłady środków publicznych.
    A polski rząd nadal tkwi w swej neoliberalnej ortodoksji, teraz już godząc się na znacznie większy niż uprzednio zapowiadany deficyt budżetowy, ale czyni to ex post i pod przymusem, miast – jak to wielokrotnie i od dawna proponowałem – zrobić to inteligentnie ex ante, czyli przed szkodą. Wskutek błędnej polityki skazani jesteśmy w latach 2009-10 na stagnację, choć przecież możliwy do osiągnięcia był wzrost gospodarczy. Teraz zaś zarówno deficyt systemu finansów publicznych, jak i przyrost długu publicznego są już istotnie większe niż w wariancie, który proponowałem, tyle że przy odczuwalnie niższym poziomie produkcji (a w rezultacie konsumpcji oraz inwestycji, co szczególnie negatywnie rzutuje na przyszłość) oraz mniejszym zatrudnieniu, a tym samym większym bezrobociu.
    Nie bez powodu akurat teraz – niejako w wigilię kolejnego szczytu grupy najwyżej rozwiniętych dużych gospodarek kapitalistycznych oraz Rosji, G-8 – papież Benedykt XVI ogłosił trzecią już encyklikę swego pontyfikatu zatytułowaną “Caritas in Veritate”, co można by przetłumaczyć jako “Dobro w prawdzie”. Tym razem jest ona poświęcona problemom społecznym, a w jej tle znajduje się globalizacja i współczesny, spowodowany neoliberalną doktryną i praktyką kryzys. To dobrze, że teraz i głowa Kościoła katolickiego podkreśla fakt, że kryzys ten ma nie tylko charakter finansowy i gospodarczy, ale także społeczny.
    Encyklika skierowana jest nie tylko do katolików, ale do wszystkich “ludzi dobrej woli”, którym papież przypomina o moralnych obowiązkach ciążących na nich w działaniach podejmowanych na polu finansów. Wątpię, aby ci o neoliberalnym nastawieniu – także w Polsce – wielce tymi apelami się przejęli, ale głos papieża nie może przejść niezauważony. Ma on bowiem w pełni rację, gdy głosi, że “Zysk jest użyteczny, gdy służy jako środek do celu”. Nasze słowa! “Gdy zysk staje się wyłącznym celem, gdy jest wynikiem niewłaściwych posunięć, bez wspólnego dobra jako ostatecznego wspólnego celu, niesie to z sobą ryzyko niszczenia bogactwa i tworzenia biedy”. Papież dostrzega, że globalizacja, gdyby tylko właściwie nią sterować, może “otworzyć niespotykane możliwości wielkiej redystrybucji bogactw na skalę światową”. Jednakże gdy jest sterowana źle, może “prowadzić do wzrostu biedy i nierówności oraz może spowodować światowy kryzys.”
    Okazuje się raz jeszcze, że w przypadku troski o prawdę i postęp, nowoczesna myśl ekonomiczna niejednego może znaleźć sojusznika. Szanse na to, że argumenty “Wędrującego świata” będą stopniowo brały górę, są coraz większe. Nie ulega wątpliwości, że przyczynia się do tego poszukiwanie nowych dróg rozwoju społeczno-gospodarczego, co wymusza obecny kryzys, który stał się także kryzysem neoliberalnej polityki i wartości. I choć Kościół niekoniecznie wychodzi w swych ocenach i propozycjach z przesłanek naukowych, to – co tyleż ciekawe, co ważne – w fundamentalnych dla zrównoważonego gospodarczo i społecznie, a także ekologicznie rozwoju dochodzi do podobnych wniosków.

  15. (526.) Szanujmy państwo!

    Ostatnie zdanie wpisu Jerzego nr 525 budzi mój sprzeciw.
    Wprawdzie w stosunkach międzynarodowych Polska od roku 1999 stała się państwem bandyckim (Jugosławia, Irak, Afganistan), ale przypominam piosenkę W. Młynarskiego “Róbmy swoje”.
    A które to państwo normalnie funkcjonuje (tzn z punktu widzenia obywateli lepiej niż współczesna Polska?)

  16. (525.) Kwintesencją systemu panjącego w Polsce jest fakt iż kobieta, która nie wydrukowała paragonu fiskalnego za ksero została skazana przez sąd za kradzież 5 gr, Rostowski i jego koledzy fałszują dane lub są skrajnie nieudolni przy konstrukcji budżetu i są nietykalni. Jedynie otwarty bunt obywateli może zmienić ten kraj w normalnie funkcjonujące panstwo.

  17. (524.) Ja również, tak jak Solumpik (wpis nr 521) ,wolałabym , aby do parlamentu wybierano osoby, które uzyskały najwięcej głosów,a nie te,które z partyjnego klucza są pierwsze na liście. Choć pamiętajmy,że kij ma dwa końce i taki system może preferować ludzi , których główną zasługą jest tylko to, iz są po prostu popularni np piosenkarze, którzy maja kaprys, by kandydować lub , co gorzej, dziwaczni osobnicy z programów typu “Big Brother” itp.

    Za parytetem z uwagi na płeć również nie jestem, ale to , że takie pomysły się pojawiają jest chyba wyrazem bezsilności kobiet wobec hegemonii mężczyzn w polityce , bo ile kobiet jest na pierwszych miejscach list wyborczych w naszym kraju, to każde dziecko wie.
    Jak równiez to, że listy te układają “męscy obłudnicy”.
    “Męscy obłudnicy” to nie moje określenie , tylko Profesora GWK (str 282-283 “Wędrujacego Świata”). Dwie strony w obronie kobiet to może nie jest zbyt wiele, ale zawsze to coś i u wielu z nas ma Pan za to, Panie Profesorze, na pewno PLUS :-)

    Jednym z takich obłudników jest niewątpliwie Minister J.Rostowski , który dwa tygodnie po wyborach ogłosił to, o czym wielu ekonomistów ,i nie tylko , mówiło od dawna- że deficyt budżetowy był od początku nierealny i teraz trzeba go będzie drastycznie zwiększyć!
    Za chwilę rząd podniesie podatki, a koszty wszystkich błędów , jak zawsze, poniesie zwykły obywatel.
    A Minister Finansów , którego oczywiscie nie dało się odwołać, nadal nie przedstawił żadnego konkretnego programu walki z kryzysem.

    W tym samym czasie, kiedy Jacek Rostowski namietnie psuje naszą gospodarkę, Profesor Kołodko ( jak przeczytałam na jego http://www.tiger.edu.pl ) zdążył zaliczyć parę światowych konferencji , odebrać tytuł doktora honoris causa ( czy tak?) na uniwersytecie w Chinach , jak również przebiec maraton w Petersburgu , czego serdecznie Panu gratuluję .
    Jak widać, czas można spożytkować w różny sposób…:-)

    Pozdrawiam
    B.

    I jeszcze jedno.
    Odszedł Michael Jackson…… I nagle cały świat zapłakał…..
    Ciekawe, gdzie był świat, kiedy trzeba było mu pomóc ???……

  18. (523.) Witam! Często jestem pytany o fotografie z moich licznych podróży. Otóż jest ich coraz więcej, także na naszych stronach internetowych. W szczególności w Galerii Zdjęć pod łączem http://www.tiger.edu.pl/kolodko/galeria/galeria.htm pojawiło się ponad 30 nowych fotografii z Ameryki Południowej, ale także z Krymu, Petersburga, Wenecji oraz z fascynującej prowincji Guizhou w Chinach, gdzie aż 30 procent mieszkańców do mniejszości etniczne, z bardzo ciekawą kulturą. Zdjęcia te można znaleźć nie tylko w sekcji Podróże, ale również Kultura, a nawet Sport, Nauka i Rodzina. Ponadto przybyło ich parę w Galerii na portalu “Wędrującego świata” http://www.wedrujacyswiat.pl/Galeria.php. Wreszcie proszę pamiętać o z górą setce fotek, gotowych do pobierania jako tapety komputerowe, pod łączem http://www.tiger.edu.pl/wallpaper/wallpapers.php na portalu Centrum Badawczego TIGER. No i od czasu do czasu pojawią się także moje fotografie ilustrujące informacje o działalności TIGERa na naszej stronie pod adresem http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/main.htm. ZAPRASZAM!

  19. (522.) Nawiązuję do wpisów 519 i 521.

    Nie akceptuję obecnego systemu politycznego. O rozstrzygnięciach w sprawach publicznych powinny decydować:
    ALBO argumenty (teraz trzeba mieć większość, a nie rację),
    ALBO wola obywateli (a co do tego nawet ankieta na niewielkiej próbie reprezentatywnej byłaby bardziej miarodajna niż głosowania parlamentarne).
    Likwidacja systemu partyjnego nie wystarczy. Wybraniec powinnien reprezentować tylko tych obywateli, którzy na niego głosowali (ta teza kłóci się z tajnością wyborów), i tylko tak długo, jak długo konkretny obywatel tego chce.

    Referendum akcesyjne bywa przytaczane jako uzasadnienie utraty suwerenności idące dużo dalej, niż mogli przypuszczać obywatele w roku 2003.

    Całkowicie zgadzam się z ostatnim akapitem wpisu Solumpika. Parytet według płci? A może także według wykształcenia, wieku, wzrostu?

  20. (521.) Ja, inaczej niż B.(519), zrozumiałem wypowiedź Marka u ER(517), który nie uczestniczył w wyborach, podobnie jak większość uprawnionych naszych obywateli. Być może rację mają ci, którym nie odpowiada żadna partia polityczna wystawiająca swoich kandydatów na listy wyborcze. Obowiązująca ordynacja wyborcza obliguje elektorat do poparcia partii, a nie konkretnych ludzi. Tutaj widzę przyczynę zniechęcenia naszych obywateli w uczestnictwie w wyborach. Zjawisko absencji wyborczej powiększa się z każdymi kolejnymi wyborami po roku 1989. Od tamtych wyborów powiększa się liczba ludzi zawiedzionych przez wybieranych przedstawicieli (w Sejmie, Senacie, władzach samorządowych, a ostatnio Parlamencie Europejskim). Czy zatem należy potępiać tych, którzy nie idąc do urn wyborczych – nie chcą wybierać mniejsze zło, gdyż nie mając na listach wyborczych kandydatów, na których chcieliby oddać swój głos poparcia – są zmuszeni do opowiedzenia się za którąś z partii, z którą nie chcą się identyfikować?

    Jestem przekonany, że wybory bezpośrednie byłyby bardziej skuteczne w eliminacji karierowiczów politycznych, którzy zmieniają nie tylko poglądy i partie polityczne dla zachowania swoich stanowisk w intratnych organach przedstawicielskich, ale swoimi działaniami (lub zaniechaniem działań) – szkodzą interesom społeczeństwa.

    Kuriozalnym wydaje mi się pogląd, który od kilku dni jest popularyzowany w mediach w sprawie parytetu kobiet i mężczyzn w organach przedstawicielskich, co jakoby miałoby zapobiec dyskryminacji kobiet. Podobne poglądy i ich urzeczywistnienie (w szkolnictwie wyższym) nie sprawdziły się w czasach PRL-u, a jedynie doprowadziły do obniżenia poziomu wiedzy i profesjonalizmu. Dlaczego wszystkie bez wyjątku obecne partie polityczne w Polsce, gorąco opowiadające się za równouprawnieniem kobiet i mężczyzn – nie wprowadzą ordynację wyborczą wg której, listy wyborcze byłyby alfabetyczne, anie tak jak obecnie – wg preferencji władz partyjnych? Taka sytuacja pozbawia możliwości wyboru osób kompetentnych i to bez względu na płeć.

  21. (520.) Bardzo dziękuję za odpowiedź, wstyd mi, ale przyznaję, że w momencie gdy pisałem pierwszy komentarz nie ukończyłem jeszcze lektury “Wędrującego Świata” – książkę bowiem nabyłem w dniu wykładu, niemniej byłem uczestnikiem tego drugiego, nie jak Pan Prof. założył na Uniwersytecie Technologicznym.

  22. (519.) Dziękuję, Profesorze, za ciekawą odpowiedź (516). Myślę, ze to nas -czytelników pewna gratka , wiedzieć co działo się za drzwiami Belwederu ( podczas gdy inni nie wiedzą) i jeszcze poznać menu prezydenckiej kolacji :-)
    Przy okazji gratuluję wegierskiego wydania ksiązki – “Megatrendek” ma piękną okładkę..

    I dwa słowa do Marka u ER ( 517).
    Piszesz ,Marku, ze “większosc obywateli uważa istnienie Europarlamentu za kosztowne marnotrawstwo”. No cóz, z tego co wiem, to większość polskich obywateli opowiedziała się za przystapieniem do Unii , więc takze za europarlamentem. Ja nie twierdzę, ze wszystko w Unii jest idealne, ale aby to zmieniać czy ulepszać , najlepiej jest miec swoich przedstawicieli w jej strukturach .
    Piszesz także, że “nie głosujesz w zadnych wyborach przedstawicielskich, bo nie akceptujesz systemu politycznego”. ???????? Nie rozumiem …. Czy to oznacza, ze nie akceptujesz systemu politycznego jako takiego ??? Przecież bez jakichkolwiek norm, zasad, rzadów, instytucji zapanowałby jakis totalny chaos !!!

    A może Ty nie jesteś anarchistą tylko po prostu nie akceptujesz jakiegoś konkretnego systemu politycznego ? Jesli tak , to tym bardziej powienienes głosować w wyborach, bo tylko tak mozna cos zmienić. Trochę irytujacy są ci wieczni niezadowoleni, którzy nie robia nic , aby być zadowoleni. Ale to podobno taka nasza narodowa cecha :-).

  23. (518.) Wierzchołek wierzchołka góry lodowej,widzi wielu – skupiając się na wpasowaniu rzeczywistości do swoich ideologii.

    Bardzo trafne i cenne uważam jest odejście od wszelkiego dogmatyzmu jako intelektualnego gorsetu co Prof. Kołodko stwierdza w Wędrującym Świecie i komentarzach.

    Tak widziany Świat jest realny a niestety wielu poprostu niewidzi jego pulsu, który nas otacza.

    Miałem dziś spotaknie z szefem jednych z wielkich Amerykańskich korporacji, który zleca prace gdzie popadnie (Indie, Kostaryka etc.)- który szczycił się że dla checi zysku i ominięcia płacenia jakichkolwiek podatków komukolwiek, buduje skomplikowane struktury prawne.

    Pane Profesorze – teza że tego typu scentrowane na egoistyczej chęci zagarnięcia dla siebie wszystkiego jest skazana na weryfikację przez realny świat jest jak najbardziej na miejscu.

    Dla tych którzy książki jeszcze nie przeczytali, uważam że jest ona konieczną lekturą by otworzyć oczy na otaczającą nas rzeczywistość..

  24. (517.) Powody niskiej frekwencji w wyborach do Europarlamentu to nie tylko ani nawet nie przede ciemnota i lenistwo narodu. Większość obywateli uważa samo istnienie Europarlamentu za kosztowne marnotrawstwo. Spora mniejszość nie aprobuje akcesji z 2003 roku.
    Ja nie głosuję w żadnych wyborach przedstawicielskich dlatego,że nie akceptuję systemu politycznego.

    Wybory do parlamentów na kilkuletnie kadencje miały sens 100 czy 50 lat temu. Teraz to anachronizm. Przy obecnym stanie wiedzy obywateli o sprawach publicznych i współczesnych możliwościach technicznych realna jest demokracja bezpośrednia.

  25. (516.) Witam!
    B. (wpis 515) pisze, że po spotkaniu kilku byłych ministrów finansów u Prezydenta RP “zapadła medialna cisza”. To tyleż dziwne, co ciekawe.

    Cóż, Pan Prezydent z dużą troską – i znajomością rzeczy, co chcę podkreślić – wypytywał głównie o sytuację budżetu i jego perspektywy, mniej o koniunkturę gospodarczą i kryzys. Wszyscy wątpili w rzetelność ogłoszonego w przeddzień wskaźnika wzrostu PKB w I kwartale w porównaniu do I kwartału 2008 o 0,8 proc. Prezydent jest szczególnie zaniepokojony – i słusznie – narastaniem bezrobocia. Ze swej strony przedstawiłem linię kompleksowych działań antykryzysowych, zgodnie z tym, co przesłałem Premierowi RP na początku lutego w “Liście otwartym…”. List był publikowany, więc Pan Prezydent znał zawarte w nim postulaty i niektóre z nich powtarzał.

    Panowała pełna zgoda pośród gości – byli ministrowie finansów w rządach Premiera Olszewskiego i Hanny Suchockiej, czyli Karol Lutkowski (minister przez niecałe dwa miesiące) i Jerzy Osiatyński, byli wicepremierzy-ministrowie finansów w rządach Waldemara Pawlaka oraz Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, czyli Marek Borowski (też przez dwa miesiące) i Zyta Gilowska, oraz ja – co do tego, że rząd musi znowelizować budżet za względu na niedostateczny poziom dochodów. Większość podkreślała nierealistyczne założenia budżetu już w chwili jego przyjęcia. Zgodzono się też, że w obecnej sytuacji nieodzowne jest zwiększenie deficytu i że – wbrew temu, co rząd z uporem twierdził odżegnując się od zwiększenia deficytu wcześniej po to, aby tym sposobem zmniejszyć skutki kryzysu – da się to sfinansować bez większych trudności, zaciągając dług na rynkach i krajowym, i zagranicznym.

    Co ciekawe, na moje pytanie, czy ktoś widzi możliwość wyjścia z obecnej sytuacji – w roku bieżącym i następnych – bez podnoszenia podatków, nikt taki się nie znalazł… Nie dyskutowano przy tym, jakie podatki miałyby być podniesione. Jedynie Pani Zyta Gilowska uznała, że dobrze byłoby wprowadzić trzeci próg podatkowy od dochodów osobistych, ale dla tych “naprawdę bogatych”. Broniła też podpowiedzianego przez nią Prezydentowi pomysłu obniżenia stawek VAT, co skrytykowali wszyscy pozostali goście. Ja zaś zapytałem Prezydenta wprost, czy po to zgłosił zgoła nieracjonalny postulat obniżenia VAT, aby utrudnić rządowi jego podniesienie?…

    Czy były potrawy wegetariańskie? Otóż dopiero po mojej interwencji. Musiałem powiedzieć Panu Prezydentowi, że kiepskich ma doradców, skoro nie donieśli mu o tym, że jego gość jest wegetarianinem (na przystawkę zaserwowali rybę faszerowaną; w ogóle menu było raczej skromne, ale przecież spotkaliśmy się w Belwederze po to, aby dyskutować, a nie jeść, czyż nie?). I zapytałem, jak zamierza dobrze rządzić, skoro ma nienajlepszych doradców i opierać musi się na niewłaściwych informacjach?… Ale przynajmniej służby – te kulinarne – okazały się sprawne, bo szybko znalazł się ser panierowany. Było OK.

  26. (515.) Ostatni tydzień zdominował zdecydowanie temat wyborów do Europarlamentu. Wybory się odbyły i cóż z tego wynikło? W zasadzie niewiele….

    Frekwencja tragiczna ! Nie wiem, czy ten naród jest taki ciemny , czy taki leniwy……..A może po prostu ludzie przestali wierzyć w skuteczność i dobre intencje polityków?
    Myślę, że wiele jeszcze pracy czeka Pana, Panie Profesorze, i wiele wykładów musi Pan wygłosić , aby ludzie zrozumieli…….Oczywiscie pod warunkiem, że się Pan nie zniechęci…

    A cóż powiedzieć o wynikach wyborów?

    Po pierwsze- zdecydowane zwycięstwo PO. 45 % to zaskakujaco dobry wynik i oznacza chyba, ze Polacy nie zdązyli jeszcze tak naprawdę zirytowac się na rządzącą partię i ze kryzys Polaków jeszcze zbyt bardzo nie dotknął. Następne wybory chyba juz nie bedą dla PO tak pomyślne.

    Po drugie- czy ktoś sobie tego życzy , czy nie, PIS z wynikiem prawie 30 % , jest nadal bardzo znaczacą partią i na razie jedyną liczaca się alternatywą dla PO.

    Po trzecie- choć Grzegorz Napieralski twierdzi cos innego, to uwazam , iz wynik 12 % dla SLD to jednak porazka. W kryzysie lewica powinna zyskiwać , ale polska lewica jest podzielona ( razem z Centrolewicą mieliby razem 16 % ) i cierpi na brak charyzmatycznego przywódcy. Powinna być alternatywą dla PO i PISu, ale wciąz nie jest.

    Po czwarte – PSL ledwie uciułało 7 %. Nudna partia, która kolaboruje po kolei ze wszystkimi…., ale wciąz współrzadzi. Może to jest sposób?

    Pocieszajace jest to, ze ze sceny politycznej zniknęły partie-oszołomy typu Samoobrona czy LPR. A jaki użytek nowo wybrani europarlamentarzysci zrobią ze swoich mandatów, to sie dopiero okaże. Oby jak najlepszy , z korzyscią dla nas -Polaków.

    :-B

    Panie Profesorze, niedawno wszystkie media informowały o kolacji- spotkaniu byłych ministrów finansów z Prezydentem. Po tym spotkaniu zapadła medialna cisza, więc może Pan zaspokoi naszą ciekawość i opowie , co tam się własciwie działo ? Ciekawe, czy były potrawy wegetariańskie ? :-)

  27. (514.) Mało ludzi czyta “Trybunę” – a szkoda – dlatego chciałabym przytoczyć tutaj opinię redaktora Krzysztofa Lubczyńskiego, który w weekendowym wydaniu (6-7 czerwca) napisał artykuł ‘,,Wędrujący świat” Grzegorza W. Kołodki po roku’:
    “Dobrze mieć rację”
    Wiosną 2008 r. nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka ukazała się książka prof. Grzegorza W. Kołodki ,,Wędrujący świat”. To tyleż dzieło naukowe, co literackie, obszerny interdyscyplinarny esej będący atrakcyjnie i jasno napisaną analizą rzeczywistości kulturowej, społecznej i ekonomicznej współczesnego świata, zawierającą także postulaty profesora odnoszące się do tego, co należy uczynić, aby życie milionów ludzi stało się lepsze. Książkę czyta się świetnie. Nic więc dziwnego, że została przyjęta przez czytelników z ogromnym zainteresowaniem, wręcz entuzjastycznie, również za granicą, jako że już przetłumaczono ją i wydano w językach rosyjskim i węgierskim, przygotowywane są m.in. wydania angielskie, włoskie, chińskie i wietnamskie. Nareszcie jakieś myśli społeczno-ekonomiczne z Polski wychodzą, a nie są tylko do niej sprowadzane.

    W ,,TRYBUNIE” z 12 kwietnia 2008 pisaliśmy: ,,Stawiam – bardzo nieekonomicznie – talary przeciw orzechom, że ta książka będzie przez sprawicowane media głównego nurtu albo z premedytacją niezauważona, albo odnotowana z ledwo skrywanym lekceważeniem. Nie dziwota jednak, ponieważ treść i wymowa ,,Wędrującego świata” Grzegorza Kołodki ustawia się na przekór dominującej w naszym życiu publicznym, od lat 18, bezkrytycznej ocenie neoliberalnej transformacji balcerowiczowskiej dokonanej w Polsce po 1989 r.”. Nie myliliśmy się. Neoliberalne media postanowiły książkę Kołodki przemilczeć, bo polemizować z nią nie potrafią. Jej postępowe treści są bowiem dla ich interesów bardzo niebezpieczne. Argumentacja profesora jest powalająca, a styl, w jakim napisał książkę, porywający. Mimo że odbyło się wiele debat z udziałem znakomitości nauk społecznych i ukazało się drukiem aż 50 recenzji i omówień, co jest zupełnym ewenementem, to do tej pory ani jedno nie pojawiło się w największym polskim dzienniku ogólnopolskim – ,,Gazecie Wyborczej”.

    Przemilczenie tak ważnej książki, a także rezonansu intelektualnego, społecznego i czytelniczego, jaki wywołał ten wielki bestseller, nie wystawia dysponentom ,,GW” dobrego świadectwa z punktu widzenia dziennikarskiego i świadczy o tym, że strach przed prawdą oraz niechęć do osoby prof. Kołodki i jego słusznych koncepcji wygrywa w gmachu przy ul. Czerskiej w Warszawie z chęcią i powinnością informowania czytelników o tym, co nowe i ważne. Nikt nie oczekiwał od ,,GW” pochlebnej recenzji o ,,Wędrującym świecie”, lub pochwał poglądów jej autora, ale miał prawo oczekiwać informacji o zjawisku bynajmniej nie marginesowym, jakim jest zadziwiająca popularność tej książki. Przecież ukazała się ona w ogromnym, rekordowym wręcz jak na obecne czasy nakładzie 50 tys. egzemplarzy. Na łamach prasy – naukowej, fachowej i popularnej – oceniło ją nader pozytywnie pół setki recenzentów. Głośno było o niej w telewizji i radiu, choć też nie we wszystkich stacjach. Prof. Kołodko odbył blisko dwieście wykładów i spotkań autorskich w ponad 50 miejscowościach, odwiedził z wykładami 100 uczelni spotykając się z ponad 25 tys. ludzi. Powstał bardzo często uczęszczany portal internetowy http://www.wedrujacyswiat.pl, na którym toczy się fascynująca debata. Stał się on zaczynem swoistego ruchu intelektualnego, dla którego podstawą stała się treść tej jakże atrakcyjnej w lekturze książki.”

    Jak myslicie, czy “Wyborcza” wreszcie się odezwie, czy nadal nie ma zbyt wiele – poza obstawianiem neoliberalizmu – do powiedzenia?

  28. (513.) T.Kochan (wpis 512), zainspirowany moim wykładem na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym (2 czerwca) i zgadzając się z zaprezentowanymi ocenami i diagnozą sytuacji, pyta o to, co najważniejsze: “Co można zrobić, by sytuację zmienić?” Odpowiedzią na to pytanie jest właśnie “Wędrujący świat”, który w oparciu o koincydencji teorię rozwoju proponuje nowy pragmatyzm jako jedyną, jak się wydaje, twórczą alternatywę wobec z jednej strony neoliberalizmu, z drugiej populizmu. Zwracam też uwagę na potrzebę przeformułowania celów rozwoju proponując ZIP, czyli Zintegrowany Indeks Pomyślności (s. 270). Zagadnieniom tym – zarówno w ujęciu deskryptywnym (koincydencji teoria rozwoju), jak i normatywnym (nowy pragmatyzm) – poświęcony jest cały rozdział IX, “Koincydencji teoria rozwoju i nowy pragmatyzm, (czyli od czego zależy wzrost produkcji i rozwój gospodarczy i co robić, aby było lepiej”), s. 315-332. Piszę tam między innymi: “osiem głównych, konstytutywnych cech koincydencji teorii rozwoju to:
    1. Odejście od wszelkiego dogmatyzmu jako intelektualnego gorsetu i czynnika zbyt jednostronnie ukierunkowującego poszukiwanie odpowiedzi na konkretne pytania.
    2. Niepodporządkowywanie się na ślepo żadnej ideologii ani linii politycznej, ale poszukiwanie obiektywnej prawdy, bez ulegania mądrości konwencjonalnej i prawdzie konsensualnej.
    3. Zaniechanie wszystkoistycznych prób tworzenia uniwersalistycznej teorii wzrostu gospodarczego poprzez skierowanie uwagi na specyficzne cechy zjawisk i procesów związanych integralnie z reprodukcją makroekonomiczną.
    4. Ujęcie interdyscyplinarne nakładające na tok myślenia ekonomicznego rozważania z obszarów innych nauk, w szczególności historii, studiów o przyszłości, geografii, prawa, socjologii, psychologii, nauk o zarządzaniu, nauki o sieci.
    5. Szerokie stosowanie porównawczej metody analizy ekonomicznej.
    6. Poruszanie się w wielowymiarowej przestrzeni, na która składają się przede wszystkim konkretność historyczna, geograficzna, kulturowa, instytucjonalna, polityczna, społeczna oraz problemowa.
    7. Odróżnianie celów od środków działania.
    8. Elastyczność instrumentalna otwarta na różnokierunkowe poszukiwania środków zaradczych pasujących do konkretnej, specyficznej sytuacji.”

    Widać, że T. Kochan nie czytał jeszcze książki i “obejrzał” tylko wierzchołek wierzchołka góry lodowej, jakim był mój wykład. Cieszy, że pomimo przedegzaminacyjnego okresu zaliczeń uczestniczyło w nim tłumnie aż 250 osób, ale najważniejsza jest lektura książki, do czego zapraszam. A potem trzeba dalej debatować nad celami rozwoju i sposobami ich osiągania. Najlepiej na gruncie nowego pragmatyzmu. Ciekaw jestem, czy także po lekturze “Wędrującego świata” T.Kochan zgodzi się ze mną? Mam nadzieję, że jeszcze bardziej…

  29. (512.) Po wysłuchanie bardzo interesującego wykładu Pana Profesora 2 Czerwca w Szczecinie nasuwać zaczęło mi się wiele pytań.

    Jednym z tematów wykładu była krytyka Neoliberalizmu w obecnych warunkach, to zagadnienie wydało mi się najciekawsze, bowiem w pełni zgadzam się ze zdaniem nt szkodliwości owej strategii – systemu gospodarczego, niemniej, pytanie jakie zrodziło się w trakcie przemyśleń brzmi – Co można zrobić by sytuację zmienić?

    Czy jesteśmy skazani na wielowiekową ewolucję społeczno – gospodarczą? Która nie brzmi zbyt zachęcająco, albowiem “Długie okresy czasu mają to do siebie iż jedno jest pewne: wszyscy będziemy już martwi”?

    Czy jak huraoptymistyczni socjaliści utopijni (podkreślam utopijni) jedyną możliwością jest doczekanie jakiegoś szerokiego zrywu klasowego,w który moje socjaldemokratyczne przekonania każą do pewnego stopnia wierzyć?

    Czy należy rzecz ująć historycznie i szukać teorii dla rozwoju, czy małymi kroczkami wspomagać ewolucję i co w końcu nastąpi także rewolucję ekonomiczną swego rodzaju czy sprawa ta jest jeszcze innej natury…temat fantastycznie ciekawy.

  30. (511.) Anna (wpis 510) pyta, skąd biorę czas na odpowiedzi na naszym blogu (ta jest już 85-tą…)? Cóż, chcę z Wami rozmawiać, bo jest o czym, to i czas muszę wygospodarować. Przecież doba ma aż 24 godziny! Dzisiaj (a raczej już wczoraj) wstałem o 5-tej rano, o 6-ej byłem na lotnisku, o 8-ej w Szczecinie. Tam spotkanie z mediami i dwa wykłady (po wykładach też odpowiedziałem na wszystkie pytania, a spotkanie na Zachodniopomorskim Uniwersytecie Technologicznym wraz z podpisywaniem książki trwało prawie 3 godziny). Potem na lotnisko i o 23-ej do domu. Przygotowanie środowego wykładu, poczta, no i …mam czas na odpowiedź Annie. A jest już po północy.

    Przy okazji; w ramach Summer School będę w Madrycie na Universidad Complutense na wykładzie (“Alternativas a la mundilización neoliberal: ¿Otra Europa es posible?”) 24-go lipca, godz. 10:00, więc Annę – jeśli tam jest – i wszystkich przebywających w okolicach zapraszam. Bienvenidos!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *