Witam na blogu – Welcome on the Blog

Blog jest częścią NAWIGATORA do mojej książki Wędrujący świat www.wedrujacyswiat.pl. Jej Czytelnicy mogą tutaj kontynuować frapującą i nigdy niekończącą się debatę na temat światowej społeczności, globalnej gospodarki i ludzkich losów, a także naszego miejsca i własnych perspektyw w tym wędrującym świecie.

Tutaj można przeczytać wszystkie wpisy prof. Grzegorza W. Kołodko.
Zapraszam do dyskusji!

Blog is a part of NAVIGATOR to my book Truth, Errors and Lies. Politics and Economics in a Volatile World www.volatileworld.net. The readers can continue here the fascinating, never-ending debate about the world’s society, global economy and human fate. It inspires one to reflect also on one’s own place in the world on the move and one’s own prospects. In this way the user can exchange ideas with the author and other interested readers.

Here you can download archive of all posts professor G. W. Kołodko.
You are invited to join our debate!

2,861 thoughts on “Witam na blogu – Welcome on the Blog

  1. (480.) Jedną z żelaznych zasad naszego blogu jest obracanie się poza science fiction, co niekoniecznie oznacza twarde trzymanie się Ziemi… Zgadzam się, że zasadnicze bariery, z jakimi stykać będziemy się w przyszłości odnośnie do długotrwałych lotów kosmicznych, będą mają charakter bardziej psychologiczny i ekonomiczny (koszty!) niż techniczny, choć i wiele z tych ostatnich jest po prostu nieprzezwyciężalne – jakich byśmy optymistycznych założeń co do ludzkiego geniuszu i płynącego zeń postępu naukowo-technicznego nie czynili.

    Pan Arkadiusz Kobiera z Politechniki Warszawskiej, gdzie 23 bm. odbyło się bardzo ciekawe, interdyscyplinarne konwersatorium, na którym przedstawiłem wykład “Dokąd zmierza świat i Polska”, pisze (wpis 475): “Co do możliwości technicznych to prawdopodobnie będą takie istniały, chociaż głównym czynnikiem ograniczającym nas tutaj nie będzie technologia napędu, a raczej biologia i psychologia człowieka.” To a propos mego pytania sprowokowanego niedawną wypowiedzią Profesora Hawkinga, że oto za dwieście lat – o ile ludzkości uda się tyle jeszcze przetrwać – zaistnieje możliwość lotów międzygwiezdnych i przesiedlania ludzkości na inne planety.

    Zwróciłem na ten głos uwagę ze względu na autora. Uważa on, że dwa wieki przed nami to krytyczny dla rodzaju ludzkiego okres ziemskiej wędrówki ze względu na piętrzące się napięcia i konflikty. I z tym trzeba się zgodzić. Prof. Hawking sądzi też, że możliwe jest ich rozładowywanie i rozwiązywanie. Z tym też się zgodzić trzeba. Wszystko to jest pokazane w “Wędrującym świecie”, zwłaszcza w rozdziale X, “Niepewna przyszłość” (s. 333-409), gdzie piszę o tuzinie Wielkich Spraw Przyszłości. Ale by potem “ucieczka do przodu” – w wiek XXIII i następne – miała polegać również na przesiedlaniu się części ludzkości w inne galaktyki, na planety nadające się do ludzkiego życia, jeśli takie, a więc z niezbędną dozą wilgotności i temperaturą, w ogóle istnieją…? To utopia i dziwne, że głosi ją uczony tej miary co Hawking. Jeśli nawet będzie to możliwe technicznie – co także dopuszcza Pan Kobiera i co sam jestem skłonny założyć – to będzie to dostępne wyłącznie na eksperymentalną, skrajnie elitarną, a nie masową skalę. To najprawdopodobniej nie będzie możliwe nigdy. Uzmysłowić sobie warto, że to już prawie dokładnie 40 lat od wiekopomnej chwili, gdy Neil Armstrong wylądował na Księżycu (20 lipca 1969 roku). I przez te dwa pokolenia było tam tylko 12 z nas…

    Co zaś do sensu przemieszczania się, gdyby było to technicznie możliwe. Pan Kobiera zapytuje: “…po co mielibyśmy lecieć na inną planetę? Jeżeli nasz rozwój techniczny, organizacyjny i polityczny pozwoli zorganizować ewakuacje cywilizacji na inną planetę, to dużo wcześniej osiągniemy poziom rozwoju, który umożliwi nam rozwiązanie problemów ekologiczno-ekonomicznych na Ziemi.” Otóż nie. Problem w tym, że nasz poziom cywilizacyjny niby już pozwala na rozwiązywanie wielu problemów na styku człowieka i społeczeństwa z techniką i naturą, ale mimo tego wielu problemów nie rozwiązujemy. Piętrzą się one, narastają, przenikają. I to niepokoi. Także Profesora Hawkinga, który uważa, że na Ziemi ich wszystkich i dla wszystkich rozwiązać zadowalająco się nie da.

    Znam także innych uczonych, którzy myślą podobnie. Profesor Władysław Szymański, jeden z najwybitniejszych współczesnych polskich ekonomistów, zarzuca mi nadmierny optymizm, bo w “Wędrującym świecie” pokazuję drogi dalszej wędrówki ludzkości, wierząc, że górę będzie brał zdrowy rozsądek, racjonalność i postęp, podczas gdy on daje ludzkości maksimum trzysta lat (czyli sam jest optymistą, bo daje nam o wiek więcej niż Profesor Hawking…).

    Cóż, pożyjemy, zobaczymy. W rzeczy samej, fascynujący to problem, że coraz więcej jest możliwości – intelektualnych, technicznych, organizacyjnych, logistycznych – rozwiązywania męczących nas problemów, ale nie są one rozwiązywane. Bardziej ze względów kulturowych i politycznych niż technicznych i organizacyjnych. Wiemy przecież, jak powstrzymać zgubne ocieplanie się Ziemi i nie ze względów technicznych daleka jeszcze droga do powstrzymania tego procesu… Potrafimy wyprodukować dostatecznie dużo żywności, by wykarmić 6,8 miliarda mieszkańców planety, a wciąż miliony chodzą głodne spać i tysiące umierają z głodu… Ba!, teoretycznie możliwy jest proces reprodukcji bez kryzysów finansowych i nawet to się nie udaje…

    Nadzieja w interdyscyplinarności, gdyż to ona pokazuje, jak twórczo łączyć można wartości i technikę, człowieka i przyrodę, czas i przestrzeń, rozmiar i ruch. Koincydencji teoria rozwoju wiele tu podpowiada, więc trzeba do niej sięgać coraz częściej.

  2. (479.) Dziękuję Solumpikowi za wpis nr 473.

    Najpierw w kwestii formalnej. Uważam gospodarza blogu za autorytet, ale od opinii autorytetów ważniejsze są argumenty. Opinia autorytetu to proteza: warto ją przyjąć, gdy ktoś nie może samemu przeanalizować argumentów.

    Jak wyobrażam sobie wycenę majątków obywateli ? Sposobem przypisywanym 200 lat temu Napoleonowi Bonaparte.
    Każdy powinien sam wycenić własny majątek (zmiana wyceny dopuszczalna na bieżąco). Każdy byłby materialnie zainteresowany prawidłową wyceną dlatego, że:
    – jeżeli wyceni za drogo, zapłaci za wysoki podatek,
    – jeżeli wyceni za tanio ryzykuje, że będzie wywłaszczony po cenie np półtorakrotnie wyższej plus ryczałtowe koszty przeprowadzki.
    W takim systemie szybko i sprawnie można byłoby wyceniać koszty różnych wariantów inwestycji wymagających wywłaszczeń.
    Co do majątku spółek akcyjnych sprawa jest jeszcze prostsza – co roku państwo stawałoby się właścicielem 2% akcji.

    Teraz o aktualnych problemach z przeszacowywaniem wartości mieszkań i nieruchomości stanowiących zabezpieczenie kredytu.
    Obecnie praktykowane umowy kredytowe często prowadzą do absurdu – że jakaś osoba fizyczna lub prawna ma mniej niż zero. Zamiast nich powinny być umowy sprzedaży tego co stanowi zabezpieczenie spłaty kredytu z pozostawieniem zarządu zwykłego i opcją odkupu.

    Jeżeli zawierając małżeństwo narzeczeni chcieliby zachować majątek odrębny, nie powstałby żaden problem. Ale mogliby uzgodnić notarialnie dowolne inne rozwiązanie (prowadzące do powstania obowiązku podatkowego).

  3. (478.) Odnośnie wypowiedzi numer (471):
    Zupełnie nie rozumiem Pana opinii dotyczącej podatku od spadków i darowizn. Po pierwsze nie widzę dlaczego ma to być wsparcie dla “oszustów i wyłudzaczy”. Jedyne co przychodzi mi do głowy to działanie na zasadzie “ja przekazuję darowiznę w postaci pralki, a Ty przekazujesz mi darowiznę w postaci 1000zł”. Ale równie dobrze można to załatwić gotówką i nie widzę tu generowania jakiegoś dodatkowego miejsca dla przekrętów.
    Tym bardziej, że zwolnienie od podatku dotyczy jedynie drobnej kwoty (dla osób obcych).

    Wśród osób bliskich sobie nie ma jakiegokolwiek uzasadnienia dla istnienia podatku od spadków i darowizn. Przecież dobra które są przenoszone z jednej osoby na drugą zostały a) zarobione/wygrane (i został od nich odprowadzony podatek), b) kupione (także został zapłacony podatek).
    Istnienie podatku od spadków powoduje np., że wśród biednych ludzi bardzo ciężko byłoby “utrzymać” otrzymane w spadku mieszkanie.
    Może Tylko ja nie widzę jakoś zagrożenia, ale czemu niby moja mama miałaby płacić podatek od pieniędzy, które chciałbym jej podarować?

    Druga kwestia, która została poruszona w pozostałych wpisach, to podatek od majątku, a nie dochodu. Podatek od dochodu płaci się proporcjonalny do obecnej sytuacji materialnej. A jak ktoś ma wielkie mieszkanie, ale akurat pozostaje bez pracy? Taki podatek go/ją “zabije”.
    Podatek od majątku to kradzież – zabiera to, co już się ma. Prowadzi w prosty sposób do zubożania społeczeństwa.
    Podatek od dochodów “zapobiega” gromadzeniu funduszy.

  4. (477.) Tak poza toczącą się dyskusją.
    Ostatnio w kinach był Slumdog Millionaire – taka współczesna bajka “od pucybuta do milionera”, ale nawet oryginalnie przedstawiona :)
    Przypomniało mi się, że obrazy z filmu już kiedyś widziałam w książce Profesora
    http://www.tiger.edu.pl/kolodko/ksiazki/Moja_Globalizacja.pdf
    Smutne, że slumsy ze zdjęć z 1999 roku, wyglądają tak samo w 2009…

  5. (476.) Wraca – i aktualna będzie aż do końca – sprawa optymalnego kursu złotego, z którym Polska winna wejść do wspólnego obszaru walutowego euro. Podtrzymuję swój pogląd – głoszony zarówno przy nieracjonalnie wyśrubowanym kursie 3,20 zł/euro, jak i przy spekulacyjnie niedocenionym 4,90 – że powinno to być około 4 złotych. Piotr (wpis 474) pyta, jaki przy tym dopuszczam przedział odchyleń od tego poziomu, aby wciąż jeszcze można było mówić o kursie właściwym. Powiedzmy, 3,90 – 4,10. Sądzę, że poniżej 3,90 złotych za euro nasz pieniądz byłby zbyt silny, co erodowałoby międzynarodową konkurencyjność polskich firm i całej gospodarki, zaś więcej niż 4,10 nadmiernie podrażałoby import nasilając presję inflacyjną. Około 4 złotych zatem to kurs właściwy. A “właściwy” kurs to taki, który strategicznie – w długich okresach – stwarza szansę do utrzymania względnej równowagi zewnętrznej, czyli w miarę zrównoważonego (a dokładniej: dopuszczalnie niezrównoważonego) rachunku obrotów bieżących. Pamiętajmy, że do euro wchodzi się tylko jeden raz!

    Polsce potrzebna jest kilkunastoletnia – co najmniej – strategia odbudowywania strukturalnej równowagi zewnętrznej i poprawiania konkurencyjności w warunkach globalizacji. Wymaga to, a zarazem musi się przejawiać w szybszym tempie wzrostu eksportu startującego z niższego poziomu (około 119 miliardów euro w roku 2008 przy średnim tempie wzrostu w latach 2006-08 15,1 procent) niż importu (około 135 miliardów i, odpowiednio, 18,6 procent). Odwrócenie wartości tych wskaźników to dla Polski sprawa strategiczna. Sądzę, że kurs około 4 złotych – plus/minus 2,5 proc. – jest taką właśnie, korzystną dla długookresowego bilansu płatniczego i zewnętrznych stosunków handlowych i finansów Polski ze światem, relacją wymienną polskiego pieniądza do naszego wspólnego pieniądza europejskiego.

    A czy zgodzą się na to wpierw jako na kurs centralnego parytetu, kurs referencyjny w ramach ERM2, a później jako na kurs “zejścia” złotego i wejścia euro nasi partnerzy z Unii Europejskiej, zwłaszcza Niemcy, dla których eksport do Polski (im silniejszy złoty, tym im łatwiej i dla nich więcej…)? Oczywiście, że się zgodzą, ale to trzeba twardo negocjować. I to teraz, bo teraz – przy rynkowym płynnym kursie ciskającym się wokół 4,40 – o wiele łatwiej jest innym ustąpić i zgodzić się na złotego “aż” o 10 procent silniejszego (4,00 a nie 4,40), niż byłoby to, dajmy na to wtedy, gdy kurs był naciągnięty do 3,20. W tamtych warunkach wynegocjowanie kursu 4 złote mogłoby okazać się politycznie niemożliwe, bo trzeba byłoby na Komisji Europejskiej wymusić zgodę na kurs aż o 25 procent słabszy (4,00 zamiast 3,20). Dlatego też teraz – nieszczęśliwym z innych powodów zbiegiem okoliczności, bo, pamiętajmy, rzeczy dzieją się tak, jak się dzieją, ponieważ wiele dzieje się naraz – jest najlepszy okres do wejścia do ERM2. Tym bardziej, że – wbrew temu co głoszę niektórzy podchodzący z pozycji monetarystycznych ekonomiści – uda nam się utrzymać w paśmie wahań zakładanych kryteriami konwergencji z Maastricht, plus/minus 15 procent. Doprawdy, przedział 3,40 – 4,60 złotych za euro jest dostatecznie szeroki, aby w dwa lata dowędrować nim do euro i być tam wreszcie z początkiem 2012 roku. Jeśli rząd tego nie zrobi, będzie to wielki, niewybaczalny błąd strategiczny.

  6. (475.) Panie Profesorze,
    Na wczorajszym spotkaniu w PW poruszył Pan problem możliwość lotów międzyplanetarnych i przesiedlenia ludzkości na inna planetę za ok. 200 lat (jak uważa prof. Hawking). Co do możliwości technicznych to prawdopodobnie będą takie istniały, chociaż głównym czynnikiem ograniczającym nas tutaj nie będzie technologia napędu a raczej biologia i psychologia człowieka. Natomiast na problem spojrzałbym z innej strony. Po pierwsze trzeba odpowiedzieć na pytanie: po co mielibyśmy lecieć na inna planetę? Jeżeli nasz rozwój techniczny, organizacyjny i polityczny pozwoli zorganizować ewakuacje cywilizacji na inną planetę, to dużo wcześniej osiągniemy poziom rozwoju, który umożliwi nam rozwiązanie problemów ekologiczno-ekonomicznych na Ziemi. Poza tym, prawdopodobieństwo znalezienia planety dokładnie odpowiadającej naszym wymaganiom (np. ciężar naszego ciała nie powinien się zmienić znacząco, to samo dotyczy koncentracji tlenu itd.) jest znikome, więc zasiedlenie innej planety wymagałoby kontrolowanej zmiany jej ekosystemu, co pewnie będzie jeszcze trudniejsze niż walka ze skutkami globalnego ocieplenia. Chociaż profesjonalnie zajmuję się techniką kosmiczną, to uważam, że rozwiązywanie problemów ekologiczno-ekonomiczno-politycznych przez propozycje emigracji na inna planetę jest jak propozycja budowy dwóch lotnisk na dwóch brzegach rzeczki, podczas gdy wystarczy zwykły mostek.

  7. (474.) Panie profesorze mam pytanie na temat optymalnego kursu PLN/EU.
    Jaki Pan uważa dziś za optymalny kurs, nadal 4PLN za 1 EU?
    Ciekawi mnie jaki zakres uważa Pan za optymalny, dokładnie, o to czy jeśli uważa Pan za optymalny kurs 4 zł to czy lepiej 3,9 czy 4,1?
    Co z 3,8 3,7 3,6 4,2 4,3 itd. ?
    Jak Pan by taką krzywą optymalnego dla gospodarki kursu narysował?

    Drugie pytanie to:
    Jeśli jakiś kurs ma dać przewagę Polsce to czy nie spowoduje to, że nie pozwoli reszta krajów nam wejść do strefy Euro.
    Jaki zakres kursu EU/PLN zaakceptuje strona zapraszająca nas do Eu-strefy?

    Pozdrawiam
    Piotr

  8. (473.) Zostałem „wywołany do tablicy” przez Marka (wpis 467), więc nie uchylam się od przedstawienia swoich poglądów. Myślę, że autorytatywnie i merytorycznie na postawione tezy może wypowiedzieć Gospodarz Blogu – Profesor Grzegorz Kołodko. Ja jedynie mogę napisać część własnych spostrzeżeń w przedstawionych przez Ciebie kwestiach. Już na początku zaznaczam, że jest to tylko część moich przemyśleń, gdyż brak czasu nie pozwala mi na szersze rozpisywanie się na poruszone zagadnienia.

    Zgadzam się z Tobą, że dochód – może być pojęciem subiektywnym i podatnym na dowolność interpretacji, a co z tym związane – z możliwościami manipulacji i oszustw. Ale przecież podobnie jest (a może jeszcze bardziej!!!) z przepisami prawa. Moim zdaniem powodem jest nie tylko ustanawianie prawa dalekiego od doskonałości (czyżby dyletanctwo ustawodawców, czy wręcz przeciwnie – dalekosiężne przewidywanie znajdowania możliwości obejścia tych przepisów???), ale także brak przestrzegania i ponoszenie osobistej konsekwencji w przypadku jego naruszania.

    Mam całkowicie odmienny od Twojego pogląd na płacenie podatku od posiadanego majątku. Jak wyobrażasz sobie wycenę majątku nieruchomości indywidualnie dla każdego obywatela? To dopiero byłoby pole do popisu dla różnego rodzaju oszustów i manipulatorów!!!. Ile zamieszania jest już dzisiaj, gdy banki przeszacowują wartość spłacanych rat kredytów zaciągniętych pod zastaw nieruchomości! A przecież jest to tylko niewielka część społeczeństwa, której dotyczy ocena wartości nieruchomości (i nie tylko). Jak oceniać wartość majątku osób zmieniających stan cywilny (zawieranie małżeństw, rozwody) – kto, kiedy i za jaką cenę dokonywałby szacunku wartości?
    Staram się zrozumieć fakt, że wszyscy nie lubimy płacić podatków, a przynajmniej staramy się, aby móc zapłacić najmniej. Niestety dla sprawnego funkcjonowania niezbędne są środki finansowe. Moim zdaniem najważniejszym jest to, aby pieniądze podatników, czyli nasze, były wydatkowane rozsądnie i oszczędnie, a to jest możliwe wówczas, gdy mamy kontrolę nad tymi wydatkami. Nie jest to łatwe, ale przecież w takich państwach jak np. skandynawskie czy w Szwajcarii – jakoś dają sobie z tym radę. Dlaczego nie może tak być u nas?
    Tyle na dzisiaj, ale nie wykluczam, że w niedalekiej przyszłości będę powracał do tych tematów…

  9. (472.) Szanowny Panie Profesorze,
    Każdego dnia zaglądam na internetowe strony Pańskiego Blogu, gdyż jest on platformą ludzi potrafiących dyskutować, a nie obrażać oponentów. Jestem przekonany, że będzie tu coraz więcej ludzi logicznie myślących, a nie zatwardziałych dogmatyków. Ponadto niezwykle wysoko cenię sobie Pana Profesora, który potrafi zafascynować problemami ekonomii ludzi, którzy podobnie jak ja – nie są specjalistami w tej dziedzinie, ale problemy przedstawiane przez Pana – ułatwiają nam zrozumienie istniejącej rzeczywistości oraz integrację pozornie odległych dziedzin wiedzy – nie tylko ekonomicznej.
    Dla mnie osobiście Pańskie książki są jednym ze źródeł argumentów w czasie towarzyskich dyskusji na różne tematy i muszę przyznać, że nie spotkałem się z nikim, kto potrafiłby merytorycznie uzasadnić odmienny od Pańskiego – punkt widzenia świata i wydarzeń. Ponadto – Pańska szeroko rozumiana wiedza ekonomiczna nie pozostała jedynie teorią, a potwierdziła się w praktyce życia gospodarczego zarówno w Polsce, jak i w innych krajach, które doceniają słuszność takiej właśnie doktryny ekonomicznej. Tu mogę jedynie wyrazić głęboki żal, że ponownie sprawdza się przysłowie: “Najtrudniej być prorokiem we własnym kraju!” (i znowu ze szkoda dla kraju! – mój przypis). Jedynym pocieszeniem jest zaś fakt, że poszerza się grono zwolenników Pańskich poglądów nie tylko w Polsce, ale w krajach mających istotne znaczenie dla rozwoju ludzkości – i to zarówno na Wschodzie, jak i na Zachodzie. Jak dobrze uświadomić sobie, że nie jesteśmy odosobnieni w poglądach w tym wędrującym świecie – prawda?

  10. (471.) Prośba do Krystiana.

    Proszę o wskazanie gdzie mógłbym znaleźć wyliczenia wykazujące niemożność rezygnacji z podatku dochodowego (adres internetowy, ISBN, itp.). Jak mógłbym się skontaktować z jednym ze studentów, który próbowali skonstruować budżet bez podatku dochodowego?
    Kilka lat temu, za czasów Zyty Gilowskiej, praktycznie zniesiono podatek od spadków i darowizn – jakby państwo miało za dużo pieniędzy. To wsparcie oszustów i wyłudzaczy kosztem pracujących poparły wszystkie partie sejmowe.

  11. (470.) Drogi Panie Profesorze jestem zwolennikiem teorii keynesowskiej i podobnie jak Pan zawsze za cel nadrzędny uznaje wzrost gospodarczy traktując inflację,deficyt jako środki do realizacji tego nadrzędnego celu.Ale mam do Pana profesora dwa pytania,czy zgadza się Pan z tym,że:
    -radykalne i wiarygodne ograniczenie wydatków i deficytu może przynieść korzyści dla wzrostu nie tylko w długim okresie ale i na KRÓTKĄ METĘ gdyż uruchamiają się wtedy niekeynesowskie mechanizmy ożywienia popytu prywatnego i produkcji(przykład Litwy z 2000roku)
    -bodziec keynesowski zastosowany w okresie spowolnienia może nie przynieść żadnego efektu dla wzrostu a jedynym skutkiem będzie tylko przyrost długu
    -kraje,które osiągają duży wzrost i mają wysokie podatki kiedy były na naszym etapie rozwoju miały znacznie niższy poziom redystrybucji budzetowej.
    Tezy te lansuje Balcerowicz.Prosił bym o ustosunkowanie się do nich.Bardzo dziękuję(moje poprzednie wpisy to 213,142,136)

  12. (469.) Witam – do autora wpisu 467,
    są wyliczenia ukazujące że państwo bazujące jedynie na podatkach majątkowych, oraz wymienionych przez Pana podatkach pośrednich i opłatach, a zaniechające pobierania tradycyjnych podatków bardzo szybko padło by ofiarą bankructwa! Przez pewien czas interesowały mnie w sensie pozytywnym poglądy głoszone przez UPR, lecz niestety przy głębszym zatrzymaniu się nad nimi obracają się one w proch. Proszę skorzystać z Internetu, a znajdzie Pan wiele danych na temat irracjonalności założenia że budżet oparty o takie wpływy byłby w stanie funkcjonować, nawet przy znacznym ograniczeniu wydatków. Jest to po prostu nie możliwe. O ile dobrze pamiętam to w swoim czasie nawet studenci Wydziału Ekonomii UW przeprowadzili taki eksperyment i opracowali taki budżet, jednak ku ich zaskoczeniu, przeprowadzone wyliczenia ukazały że jest on zupełnie nierealny i oznacza tylko i wyłącznie bankructwo, a środków budżetowych wystarczyło by jedynie do maja, o ile dobrze pamiętam. Poza tym lider Korwin-Mikke w swoim czasie szafował różnymi egzotycznymi pomysłami, tj. wstąpienie Polski zamiast do UE to do NAFTY, podczas gdy obroty handlowe z krajami UE stanowią lwią część naszego handlu, a z USA poniżej 1%…

  13. (468.) Witam! Świąteczny tydzień spędziłem w Moskwie. Tam Wielkanoc o tydzień później niż u nas, czyli dopiero dzisiaj wielkanocna niedziela. Korzystając z tej okazji w dni poprzedzające i następujące po naszej Wielkanocy miałem dziesięć spotkań i wykładów w stolicy Rosji – od Uniwersytetu Łomonosowa do MGIMO, od Akademii Nauk do księgarni Biblioglobus, od Międzynarodowego Kongresu Przedsiębiorców i Przemysłowców po Akademię Finansów (http://tiger.edu.pl/aktualnosci/2009-04-1015/Kolodko_in_Moscow_10-15_04_09.pdf). A wszystko to w związku z wydaniem “Wędrującego świata” po rosyjsku (“Mir w dwiżenii”, Wydawnictwo MAGISTR, s. 576, ISBN 978_5_9776_0102_3). O co pytają rosyjscy studenci i ich koledzy z innych republik poradzieckich? Przede wszystkim o przyszłość świata, jakby zdając sobie sprawę, że nie zanosi się na powrót do status quo ante. Oczywiście, często pojawia się problematyka współczesnego kryzysu, ale bynajmniej nie ona dominuje w dyskusjach i nie powoduje skracania perspektywy czasowej.

    Zainteresowanie książką olbrzymie. Pojawiają się pierwsze recenzje. Miałem też wrażenie, jakbym po każdym ze spotkań podpisywał ich relatywnie dwa, trzy razy więcej niż w Polsce. Bierze się to chyba nie tylko z bezpośredniego zainteresowania “Wędrującym światem”, ale z ogólnie wyższego poziomu czytelnictwa w Rosji niż w Polsce. Widać to zarówno przez pryzmat okazjonalnych obserwacji w zatłoczonym moskiewskim metro (system dwunastu linii z ponad dwustu stacjami!), gdzie wiele osób czyta książki, jak i w oficjalnych danych informujących o czytelnictwie.

    Niestety, w Polsce w ostatnich latach dramatycznie ono spada, by nie rzec – załamuje się. Z reprezentatywnych badań przeprowadzonych przez Bibliotekę Narodową wynika, że podczas ostatnich dwu lat ilość osób sięgających do lektur wyraźnie się obniżyła. O ile w roku 2006 jeszcze 50 procent ludzi czytało choćby jedną książkę rocznie, to w roku 2008 było to już jedynie 38 procent. Jest to sytuacja dramatyczna… Nie liczę, ale sam rocznie czytam w sumie jakieś 40 książek, z czego połowa to beletrystyka.

    Sądzę, że coraz niższy poziom czytelnictwa książek w Polsce – niezależnie od wpływu internetu i panoszenia się pism ilustrowanych – bierze się także stąd, że w ostatnim czasie ponad półtora miliona ludzi wyemigrowało z Polski. W jakichś 80 procentach jest to już wykształcona – i często dalej kształcąca się – młodzież, która chętniej sięgała do książek niż gazet.

    Cóż, tym bardziej cieszy sukces wydawniczy “Wędrującego świata”, którego nakład w rok po wydaniu zbliża się do 50 tysięcy egzemplarzy. Nie wiem, ilu to oznacza czytelników, ale załóżmy – biorąc pod uwagę biblioteki i koleżeńskie kręgi – że tylko dwakroć więcej. To byłoby już 100 tysięcy! A może jeszcze więcej, bo jak pisze Solumpik (wpis 466), książka krąży z rąk do rąk. Sam nie zdążył skończyć lektury, gdyż “kolejka do jej pożyczenia jest dość długa”. Książka nadal jest do nabycia w każdej większej księgarni, w tym także w księgarniach internetowych, ale Solumpikowi chętnie prześlę z dedykacją, aby sam innym mógł wypożyczać, nie dając sobie jej odbierać w trakcie lektury!

  14. (467.) Nawiązuję do wpisów nr 465 i 466. Czy ich Autor zechce ustosunkować się do poniższej tezy?

    Podatków dochodowych mogłoby nie być wcale. Zamiast nich podstawowym źródłem dochodów publicznych powinny być podatki majątkowe, a uzupełniającym – podatki pośrednie i opłaty.
    Dochód to pojęcie subiektywne, podatne na interpretacje, manipulacje i oszustwa. Podatki dochodowe pogarszają względną sytuację osób uczciwych (podobnie uzależnianie świadczeń publicznych od kryterium dochodowego). Wielu obywateli spychają w szarą i czarną strefę, wielu innych zniechęcają do pracy lub działalności gospodarczej.
    Majątek to coś łatwiej mierzalnego i bardziej konkretnego. Gdyby państwo każdemu co roku zabierało np jedną pięćdziesiątą majątku (zamiast jednej piątej dochodu), miałoby to tylko korzystne skutki dla gospodarki i społeczeństwa.
    Podatek dochodowy nie uwzględnia niektórych ważnych elementów sytuacji ekonomicznej podatnika.
    Porównajmy sytuację dwóch rodzin. Jedna ma dochody miesięczne 3000 zł, z których 1.500 zł (ponad opłaty) płaci za wynajmowanie mieszkania.
    Druga ma dochody miesięczne 3000 zł, a mieszka w identycznym własnym mieszkaniu, nieobciążonym kredytem.
    Podatki dochodowe – identyczne. Różnica w sytuacji materialnej – olbrzymia. Podatek dochodowy (zarówno liniowy, jak i progresywny) jest po prostu niesprawiedliwy.
    Co więcej, pogarsza względną sytuację ludzi młodych, których czas i pieniądze są potrzebne dzieciom.

  15. (466.) Witam,
    Niestety nie mogłem dokończyć przeczytania (i przemyślenia) książki “Wędrujący świat”, gdyż musiałem ją oddać (kolejka do jej pożyczenia jest dość długa).Stąd też moja wypowiedź dotyczy operowania klasyfikowania poglądów i ich zwolenników na: “lewicowe” i “prawicowe”. Całkowicie zgadzam się z Panem Profesorem, dla którego podział jest jednoznaczny: działania racjonalne lub nie, działania naukowe lub nienaukowe, prowadzą do postępu i służą ludzkości, a nie jedynie wąskiej jej grupie. Ma to szczególne znaczenie dzisiaj, gdy grupy działaczy partyjnych niesłusznie!!!) nazywa się “LEWICĄ” (czasem nawet “POSTKOMUNISTAMI”!!!, gdy tymczasem ich dotychczasowa działalność bardzo mało miała wspólnego z działalnością na rzecz ogółu mieszkańców naszego kraju, a jedynie dla zapewnienia im własnych korzyści, głównie materialnych. Zresztą tak samo można scharakteryzować ich przeciwników politycznych. Niestety, obowiązująca ordynacja wyborcza zapewnia rządzącym status quo i nic nie wskazuje, aby można spodziewać się jej zmiany, gdyż nie jest to w interesie osób mogących zmienić takie przepisy.Ich działania na rzecz racjonalnego i postępowego (mającego polepszyć sytuacje kraju i społeczeństwa)działania są w zdecydowanej większości pozorowane. Stąd mamy ciągle te same twarze na scenie politycznej, które są pewne, że w każdych następnych wyborach będą na szczytach władzy: raz jako rządzący, a w następnej kadencji – jako “opozycja”. Osobiście nie widzę możliwości zmiany takiej sytuacji. Moim zdaniem okręgi jednomandatowe mogłyby w perspektywie kilku kadencji zmienić taki stan rzeczy, ale czy jest możliwe ich stosowanie w Polsce???

  16. (465.) Szanowny Panie Profesorze,
    Po przeczytaniu pierwszych rozdziałów Pańskiej książki “Wędrujący świat” tracę nadzieję na odbycie publicznej debaty z przeciwnikami poglądów ekonomicznych, których jest Pan twórcą i propagatorem. Nie sądzę, aby ktokolwiek podjął się polemiki z Panem – według mnie z prostej przyczyny: nie miałby naukowych argumentów, aby cokolwiek zanegować. Dla mnie smutnym jest fakt, że mimo zjawisk potwierdzających słuszność Pańskich poglądów ekonomicznych, zarówno w Polsce jak i innych krajach – nadal poglądy neoliberalne są preferowane przez polityków. Domyślam się, że jest to spowodowane ich egoistycznym (dosłownie!) widzeniem świata i ich możliwościami jego zarządzania. Niestety zdecydowana większość polityków dba o własne interesy, a nie o dobro państwa. Powołam się na jedno z Pańskich stwierdzeń: “A państwo jest neoliberalizmem wrogiem numer jeden”.
    Ciągle zwykłych ludzi mami się “jedynie słuszną” doktryną wolnego rynku, której owoce zbiera cała światowa gospodarka. Czy w tej sytuacji istnieją realne szanse zmian ekonomicznych? Jakie jest Pana i forumowiczów zdanie na ten temat?

  17. (464.) Wesołych Świąt Wielkiej Nocy dla Szanownego Pana Profesora i Wszystkich Blogowiczów od studentów Politechniki Wrocławskiej (P.Wr)!!!

  18. (463.) Nawiązując do interesującej wypowiedzi mojego poprzednika (i imiennika przy okazji :)), wydaje mi się, że następujące rozwiązanie byłoby odpowiednie: bank centralny powinien pozostać niezależny rządu w swoich decyzjach, natomiast zdecydowanie powinno wprowadzić się taki zapis do ustawy o NBP, który gwarantowałby równorządność walki z inflacją i bezrobociem. Nie może być tak, że bank centralny walczy ze wzrostem cen niezależnie od kosztów społecznych. Oczywiście nie zamierzam negować znaczenia wlaki z inflacją, natomiast nie może być tak, że żeby zmniejszyć nieznacznie przekraczającą cel inflację, podnosi się stopy do niebotycznych poziomów.

    Obniżyć inflację nie jest trudno, wystarczy prowadzić czysto deflacyjną politykę pieniężną. Tylko jakie będą tego konsekwencje? Choćby tragedia masowego bezrobocia. Rozsądna polityka pieniężna musi brać pod uwagę zarówno poziom cen w gospodarce jak i wielkość zatrudnienia.

  19. (462.) Panie profesorze jak określiłby pan modelowe usytuowanie banku centralnego w stosunku do rządu? Czy niezależność banku centralnego jest niezależnością od demokracji? Czy wyjątkowa pozycja nie czyni tej instytucji niebezpieczną i niekontrolowaną? Przecież w ramach Rady Polityki Pieniężnej zasiadają konkretni ludzie wybierani przez polityków, którzy sami mają jakieś poglądy i interesy. Przecież niezależność NBP za prezesury profesora Balcerowicza była rozciągnięta wręcz do monstrualnych rozmiarów ocierającej się o granice absurdu. Jakakolwiek krytyka była zamachem na konstytucje, złotego i działaniem antypaństwowym.

  20. (461.) Dodruk pieniędzy, o który pyta Rafał (wpis 460), zawsze jest wykonalny. Przynajmniej teoretycznie. Zwiększenie podaży pieniądza poprzez jego dodatkową emisję ma sens wtedy, gdy znajduje to pokrycie w istniejących, a niewykorzystanych mocach wytwórczych. Tak jest teraz prawie we wszystkich krajach świata. Także w Wielkiej Brytanii i w Polsce.
    W praktyce o “dodruku”, czyli wzroście podaży pieniądza decyduje emitent, a więc bank centralny, współcześnie najczęściej mniej czy bardziej niezależny od rządu (a niekiedy w swych działaniach wręcza antyrządowy). W przypadku Polski nie ma potrzeby “dodrukowywania” pieniędzy. Wskazane zaś jest inteligentne, ex ante, zwiększenie określonych rodzajów wydatków publicznych poprzez przejściowe, kontrolowane zwiększenie wydatków budżetowych. Rząd, niestety, od tego się odżegnuje, bardziej ze względów doktrynalnych niż merytorycznych. Skończy się zatem na i tak większym niż planuje rząd deficycie budżetowym i długu publicznym, ale przy niższej produkcji i wyższym bezrobociu.
    Oto do czego raz jeszcze prowadzi neoliberalne doktrynerstwo. Odejścia od niego wymaga po prostu zdrowy rozsądek, ale to wymagałoby także przyznania się przez rodzimych neoliberałów do wcześniejszych błędów, a tego od nich nie można oczekiwać, to bowiem wymaga nie tylko wiedzy profesjonalnej, ale i klasy moralnej. Nic zatem dziwnego, że prognozy wzrostu – a teraz już spadku! – PKB w Polsce są coraz gorsze. Jaka polityka, takie i prognozy…

  21. (460.) Witam ponownie.

    Właśnie pojawił się nowy raport RBC Capital Markets, który mówi, że w tym roku wynik naszej gospodarki to -2%. Jak prognozy będą rewidowane w takim tempie, to rząd nawet nie będzie się mógł chwalić, że zwijamy się najwolniej ze wszystkich krajów.

    I tu przyszła mi do głowy taka refleksja. Wiele “ekspertów” podkreśla jak to nie możemy zwiększyć deficytu, bo będzie tragedia. Myślę, że warto choćby sięgnąć do lat 2002-3 kiedy to raczej bez większych problemów dawało się zwiększyć deficyt do 40 mld złotych ( a nasz PKB był jednak niższy wtedy, a i światowa gospodarka była w kiepskim stanie). To dziś nie można? A może po prostu doktrynerstwo nie pozwala?

    Oprócz tego mam pytanie do Pana Profesora. Jakiś czas temu dowiedzieliśmy się, że Bank Anglii rozpoczął dodruk pieniędzy. Jak Pan Profesor uważa, czy to aby nie jest już zbyt radykalne rozwiązanie? Czy mogłoby ono znaleźć ewentualne zastosowanie w Polsce, zgodnie z założeniem, żeby teraz dźwignąć popyt w gospodarce, a potem, gdy już ożywienie wróci, zacisnąć politykę fiskalno – pieniężną, by zwlaczyć ewentualny wzrost inflacji? Czy coś takiego jest w ogóle wykonalne?

    Pozdrawiam

  22. (459.) “Świat, jaki jest” to niby każdy wie, ale nie każdy potrafi obserwować wnikliwie i nie każdy ma potrzebę dzielenia się swoimi spostrzeżeniami z innymi.
    Profesor Kołodko taką potrzebę niewątpliwie ma.. Zazwyczaj posługuje się słowem. “Świat , jaki jest ” to oczywiście tytuł jednego z rozdziałów książki, którą wszyscy bywalcy tego blogu już dawno przeczytali. Lecz taki sam tytuł ma wystawa fotografii Profesora, niezmiernie ciekawa, której sam Autor nie poświęca zbyt wiele miejsca , czego zupełnie nie rozumiem. Wystawa jest bowiem niezwykła….Zawiera ponad 200 zdjęć o różnych formatach , których tematem jest świat , widziany oczami Profesora. Autor , który często uświetnia wernisaże swoją obecnością, niezmiennie zaznacza, iż jest w tej dziedzinie tylko amatorem, posługującym się zwykłym , cyfrowym aparatem.Zapewne tak jest, ale wiele fotografii ma naprawdę artystyczne zacięcie. Ich największą wartością jest to, iż utrwalono tu prawdziwe chwile , a zdjęcia nie są pozowane. Najwięcej jest ujęć z podróży- roześmiane buzie murzyńskich dzieci, pomarszczona twarz czukockiej staruszki, kolorowe łodzie w maltańskich zatokach, wydmy Sahary przypominające ciało kobiety,laotańskie świątynie, ostatnie czarne nosorożce …… Ale są również czerwone, swojskie maki na polskich polach i jest pies Profesora – zabawny, brązowy briard w scenerii jesiennej i zimowej. I są dziewczyny w szkockich spódniczkach mini.. Jest więc i na poważnie i na wesoło , tak jak w życiu i na świecie bywa….Jest na tych zdjęciach wiele piękna , ale i wiele prawdy i wiele emocji .
    Wystawa jest niezwykła również dlatego, ze tak jak jej Autor , wędruje po całej Polsce.Była w Zakopanem i w Szczecinie, w Olsztynie, Łodzi, Wrocławiu, Poznaniu ,Warszawie i w wielu innych miastach . Krąży po kraju wystawiana w najrózniejszych galeriach od grudnia 2007 roku i chyba tylko Profesor wie ile już wystaw się odbyło . W tym momencie ekspozycja jest w Dąbrowie Górniczej , a informacje o kolejnych znaleźć można na stronie http://www.tiger.edu.pl.
    Polecam . Naprawdę warto obejrzeć “Świat, jaki jest” utrwalony na fotografiach Profesora.

  23. (458.) Dyskusja zamiera, Buddyjskie podejście nabiera sensu i głębi…. to brak dumy i przeświadczenia o wyjątkowości własnej osoby Panie Profesorze jest kluczem w tej debacie..

    Wszechświat jest nieskończony, a Pana uwagi cenne – tym bardziej ze system ekonomicznego kapitalizmu niewatpliwie ulegnie zmianie

  24. (457.) Mateusz (wpis 456) porusza ważką kwestię alternatywnych źródeł energii. I słusznie, gdyż sprawa ta ma zasadnicze znaczenie dla przyszłości, a tradycyjne zasoby surowców energetycznych – także naszego węgla – są wyczerpywane i nieodnawialne. To, że obecnie ceny ropy naftowej są aż o jakieś 2/3 niższe od rekordowych notowań niespełna rok temu, nie bierze się bynajmniej z tego, że skokowo zwiększyła się jej podaż, gdyż ta na długą metę może już tylko spadać. Mateusz, nawiązując do moich propozycji w zakresie sięgania na coraz szerszą skalę do alternatywnych źródeł energii, o czym piszę w “Wędrującym świecie” (zob. str. 352 i nast.), sugeruje oparcie się na energii geotermalnej. Uważa on, że “Polska pod tym względem jest wyjątkowo szczęśliwie usytuowana (znaczna większość terenów Polski znajduje się nad gorącymi wodami, które mogą służyć energetyce).” I pyta: “Czy nie warto zainwestować tych ogromnych pieniędzy, które planujemy wydać na budowę elektrowni atomowych, na rzecz geotermii?” Otóż chyba trzeba kroczyć wieloma ścieżkami równocześnie, nie ograniczając się do jednego czy drugiego tylko źródła.
    Oczywiście, jeśli chodzi o niezbędne do poniesienia nakłady inwestycyjne, to zawsze występuje tutaj konkurencyjność pomiędzy alternatywnymi zastosowaniami. Jedynej słusznej odpowiedzi, gdzie je kierować, udzielić może racjonalny rachunek ekonomiczny uwzględniający aspekty środowiskowe. Jeśli zaiste bardziej opłacalne byłoby oparcie się na energii geotermalnej, to ją należałoby wybrać. Sądzę wszak, że z czasem sięgać również będziemy musieli do energii atomowej. Do rozstrzygnięcia pozostaje kwestia dywersyfikacji źródeł i sekwencji działań zmniejszających nasze uzależnienie od wyczerpujących się zasobów węgla i z czasem znowu coraz droższej importowanej ropy naftowej, której kiedyś przecież też zabraknie.
    Drugi problem poruszony przez Mateusza dotyczy działań antykryzysowych w Polsce. Pyta on, czy nie sądzą, że “… w dobie słabnącego popytu na polskie towary (ogólna recesja u naszych partnerów handlowych) oraz ukróconych przez kryzys zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Polsce rząd powinien uruchomić środki budżetowe celem pobudzania gospodarki (ale kosztem znacznego obciążenia budżetu = zwiększenia deficytu)?”. Oczywiście, że powinien. Wypowiadałem się na ten temat już wielokrotnie, także na naszym blogu, m. in. w “Liście otwartym do Premiera Rzeczypospolitej” opublikowanym dokładnie dwa miesiące temu (Wpis 366, 6 lutego 2009, http://www.tiger.edu.pl/aktualnosci/2009-02-09/List_otwarty_do_Premiera_RP_06_02_2009.pdf). Niestety, rząd brnie nadal w pogłębianie kryzysu po swojemu “skręcając”, miast rozkręcać koniunkturę. A to właśnie wymaga zwiększania popytu, także metodami fiskalnymi. Rosnące wydatki z budżetu to jedna z metod zwiększania zagregowanego popytu. Poprzez zaś inwestycje infrastrukturalne można uruchomić mechanizmy mnożnikowe, zwiększając popyt – a w rezultacie także produkcję, zatrudnienie, dochody ludności i przedsiębiorstw – a w końcu także zwrotnie przychody budżetowe.
    Jedną sprawę wszakże muszę tutaj wyraźnie podkreślić i uwypuklić. Otóż nie proponuję większego deficytu, niż będzie, tylko większy aniżeli sobie to nierealistycznie założył rząd! To trzeba zrozumieć. Deficyt budżetu Państwa (tzw. central government) będzie istotnie WIĘKSZY, niż zakładane przez rząd 18,6 miliarda złotych. Przekroczenie tego pułapu będzie WYMUSZONE załamaniem się tendencji wzrostowych i stagnacją, a najprawdopodobniej wręcz recesją w kolejnych kwartałach. W rezultacie zawężona zostanie baza podatkowa i wpływy będą znacznie mniejsze od planowanych. Ja zaś proponuję takie zwiększenie nakładów publicznych – oczywiście, finansowane z przyrostu deficytu – aby nie dopuścić do załamania gospodarki, do stagnacji i recesji, a tym samym do niebezpiecznego zawężenia bazy podatkowej. Co innego mieć ex post deficyt rzędu 25-30 miliardów złotych jako SKUTEK chaotycznego załamania gospodarczego, a co innego inteligentnie zaprojektować go ex ante i do tego załamania nie dopuścić. Niestety, rząd wybrał to pierwsze…

  25. (456.) Szanowny Panie Profesorze,
    Z wielką uwagą, a zarazem przyjemnością czytam pana książkę. Inspiruje ona do krytycznego spojrzenia na wydarzenia gospodarcze i całą sferę życia publicznego.
    Stawia Pan tezę, iż należy odejść od kopalnianych źródeł energii na rzecz źródeł alternatywnych, postulując, aby ten proces rozpocząć zanim będziemy do tego przymuszeni wyczerpującymi się złożami. Abstrahuję od opinii ekspertów podkreślających, że zasoby Polski w zakresie “tradycyjnych” źródeł energii (węgiel, gaz) starczą nam na ponad 50 lat – i tak się kiedyś te zasoby skończą.
    Chciałbym natomiast zapytać Pana o opinię na temat energii geotermalnej. Nie wspomina Pan o niej za bardzo w książce, a wydaje się to jedna z najbardziej czystych form energii, a w dodatku o przeogromnych zasobach. Wydaje się to temat o tyle interesujący, że Polska pod tym względem jest wyjątkowo szczęśliwie usytuowana (znaczna większość terenów Polski znajduje się nad gorącymi wodami, które mogą służyć energetyce). Czy nie warto zainwestować tych ogromnych pieniędzy, które planujemy wydać na budowę elektrowni atomowych na rzecz geotermii?

    I drugie pytanie – bardziej związane z doraźną polityką. Czy uważa Pan, że w dobie słabnącego popytu na Polskie towary (ogólna recesja u naszych partnerów handlowych) oraz ukróconych przez kryzys zagranicznych inwestycji bezpośrednich w Polsce rząd powinien uruchomić środki budżetowe celem pobudzania gospodarki (ale kosztem znacznego obciążenia budżetu=zwiększenia deficytu)? Mam tu na myśli projekty typu drogi (czy szeroko rozumiana infrastruktura), oczyszczalnie ścieków, energetyka, ulgi dla budownictwa.

    Dziękuję za odpowiedź i pozdrawiam.
    Mateusz

    PS:Wędrujący Świat to bardzo ciekawa książka i jak tu ktoś zauważył warto, aby zapoznano się z nią także na zachodzie. Z tym jednak pewnie będzie dosyć trudno, jak ze wszystkim, co nie ma marketingu o sile coca-coli :) Ale może wspólna książka z autorem takim jak Francis Fukuyama? Hit gwarantowany.

  26. (454.) Nie tyle polemicznie, co uzupełniająco do wpisu gwk (452). Potrzeba wykorzystywania zarówno monetarnych, jaki i fiskalnych instrumentów w działaniach antykryzysowych nie wzbudza moich wątpliwości. Ale przez pryzmat Polski zastanawiam się czy niedostatek płynności sektora bankowego stanowi obecnie zasadnicze uwarunkowanie w pobudzaniu gospodarki światowej. Nie analizowałem poziomu płynności innych systemów bankowych, zwłaszcza amerykańskiego, natomiast polskie banki generalnie mają wystarczającą płynność. Nie jest ona co prawda w pełni satysfakcjonująca i oparta na względnie stabilnych źródłach finansowania, ale pozwala uruchomić potrzebny poziom kredytowania gospodarki. Jednak obawy o możliwość kontrolowania podejmowanego ryzyka kredytowego, determinowanego ryzykiem gospodarczym, wywołują dużą wstrzemięźliwość w aktywności kredytowej. Sądzę, że podobny syndrom cechuje banki w innych krajach i zwiększanie płynności może nie być wystarczająco skuteczne. Wydaje się, że większą skuteczność uzyska się poprzez oddziaływanie instrumentami fiskalnymi ograniczającymi ryzyko gospodarcze. Tym bardziej, że banki są pod pręgierzem polityków oraz opinii publicznej i zarzuca się im (i słusznie) słabą kontrolę ryzyka. Nieomal powszechne domaganie się wzmocnienia nadzoru finansowego oraz podnoszenie wymogów kapitałowych, samoistnie u samych zainteresowanych wzmaga przezorność i ostrożność bankową.
    Wobec czego polityka nadzorcza powinna mieć różne odcienie konweniujące z sytuacją rynkową. Jej modyfikowanie i dostosowywanie nie może jednak polegać na symetrii czyli: pogorszenie koniunktury-zaostrzanie norm nadzorczych, poprawa-liberalizowanie. To, z reguły, wpędza w tarapaty banki i gospodarkę, o czym świadczą obecne doświadczenia. Nadzór bankowy w warunkach dobrej koniunktury nie racjonalizował aktywności kredytowej banków i poziom kredytów znacznie przekroczył wolumen depozytów, który uzupełniano środkami z rynku międzybankowego. Liberalniejsza wycena aktywów kredytowych (MSR) za późno sygnalizowała podwyższone ryzyko i pozwalała na nadmierny wypływ gotówki z banków. To wszystko podgrzewa koniunkturę w gospodarce i osłabia realny potencjał banków. Wystarczy niewielki negatywny impuls (a w dobie globalizacji o to nie trudno), by diametralnie odwrócić trend…Z kolei w okresie osłabienia gospodarczego, nadmiernie ostrożnościowa postawa nadzorcza może pogłębiać sytuację sektora bankowego z negatywnymi konsekwencjami dla sfery realnej. Obrazowy przykład to projekt osławionej Rekomendacji T powstały w czasie, gdy gospodarka potrzebuje kredytów w amortyzowaniu spadku tempa rozwoju gospodarczego. Zagraża to sytuacji gospodarczej. Również sam szczytny motyw postawy nadzorcy – bezpieczeństwo środków lokowanych w bankach – wywołuje skutek odwrotny od zamierzonego, bo zaniepokojeni klienci reagują wycofywaniem swoich oszczędności.

  27. (453.) Mirek (wpis 448) pyta: “Czy jest Pan absolutnie przekonany o trafności swoich analiz i ocen? Może rozwijając: Czy jest Pan przekonany, że Pański, nieukrywanie “lewicowy” punkt widzenia świata, w którym żyjemy, jest jedynym słusznym i oddaje w prawdziwy sposób obraz świata, w którym żyjemy?”. Pytaniem tym wywołał on pewne reakcje na naszym forum (wpisy 449 i 450).

    Cóż, jak najbardziej jestem przekonany o słuszności swoich poglądów. Są głęboko osadzone w naukowych badaniach o charakterze interdyscyplinarnym i w studiach porównawczych. Jednakże w przypadku nauk społecznych, w tym zwłaszcza w ekonomii, wnioski zawsze formułowane są w kontekście rozważań uwikłanych w kategorie środków i celów. I tutaj już wchodzimy na obszar wartościowania, które może mieć związek z nauką sensu stricte, ale musi mieć związek z zapatrywaniami o charakterze aksjologicznym.

    Co do moich poglądów, to są one przede wszystkim racjonalne i postępowe. Może komuś kojarzy się to z lewicowością, komuś innemu z jakimś innym nurtem ideowo-politycznym. Dla mnie najważniejsze natomiast są poszukiwanie prawdy i rozważania merytoryczne. Przyświeca mi nade wszystko z jednej strony racjonalny pragmatyzm, z drugiej idee postępu. I jeśli właśnie to Mirek odczytuje z kart “Wędrującego świata”, to trafnie odczytuje.

    Gdy więc JaCek (wpis 451) pyta, “czy byłoby możliwe doprowadzenie do publicznej debaty telewizyjnej Pana Profesora z przedstawicielem oponentów Pańskich poglądów?”, to jest to pytanie skierowane do ewentualnych organizatorów i uczestników takiej debaty. Z mojej strony nie ma przeszkód, gdyż dyskutuję chętnie, a argumentów mi nie brakuje. Ale inni mogą się takiej debaty bać, co widać również poprzez próby przemilczania (nieudanego!) “Wędrującego świata” w niektórych mediach, zwłaszcza w publicznej telewizji i paru opiniotwórczych gazetach oraz tygodnikach. Cóż, niektórzy po prostu boją się prawdy, inni obawiają się obnażenie ich własnej niewiedzy albo zacietrzewienia ideologicznego, czyli doktrynerstwa i dogmatyzmu. Jeszcze inni obawiać się muszą nieuchronnego wykazania przy takiej okazji, że ich poglądy są służebne wobec określonych grup interesów i niewiele mają wspólnego z nauką i prawdą. W tym rzecz.

  28. (452.) Witam!

    Pojawiają się głosy, że grozi nam z czasem hiperinflacja. Pyta o to wprost także Piotr Leszczyński (wpis 446). Pogląd o takim zagrożeniu uzasadniany jest “drukowaniem pieniądza” na dużą skalę w wielu krajach, zwłaszcza w największych gospodarkach, począwszy od USA. W rzeczywistości skokowo zwiększa się tam w ostatnich miesiącach podaż pieniądza – tak instrumentami monetarnymi, poprzez działania banków centralnych, jak i zwłaszcza poprzez sięganie do klasycznych, keynesowskich instrumentów fiskalnych. Czyni się to po to aby odblokować zatykający się w obecnych warunkach system finansowy i przywrócić mu – zwłaszcza bankom – płynność w stopniu niezbędnym do obsługi procesów produkcji i wymiany zachodzących w sferze realnej. I dlatego też nie sądzę, aby zagrażała hiperinflacja. Nie ma bowiem miejsca “drukowanie pieniędzy bez pokrycia”, gdyż dodatkowe środki pompowane do obiegu gospodarczego mają pokrycie w istniejących mocach wytwórczych. Problemem jest niedostatek popytu, a nie jego nadmiar, jak błędnie uważają monetaryści.

    To właśnie dalsze narastanie stopnia niewykorzystania mocy wytwórczych, wraz z towarzyszącym mu coraz wyższym bezrobociem (zarówno w USA, jak i w Wielkiej Brytanii, gdzie wynosi ono już ponad 8 procent, a jeszcze niedawno utrzymywało się poniżej 5 procent; bezrobocie rośnie we wszystkich krajach bez wyjątku, także tam, gdzie trwa wzrost gospodarczy, jak na przykład w Chinach i Indiach), czyli recesja, jest tym czego należy się obawiać, a nie inflacja, a tym bardziej hiperinflacja.

    Bynajmniej nie oznacza to, że nie należy baczyć na procesy pieniężne i długofalowe relacje w sferze nominalnego popytu i podaży. Nie ulega wątpliwości, że gdy tylko odwrócą się obecne niekorzystne tendencje – wpierw na rynkach finansowych, a później w sferze realnej – odwrócona także zostanie tendencja w zakresie dynamiki podaży pieniądza, począwszy od przejścia do ponownego podwyższania obecnie rekordowo niskich stóp procentowych.

    Nim to jednak nastąpi, gdzieś w roku 2010, wpierw potrzebna jest polityka reflacyjna, polegająca na zwiększaniu zagregowanego popytu. Tym razem, dziać się to musi, ze względu na właściwe globalizacji współzależności, w skali ogólnoświatowej. Stąd też tak ważne jest, że taka linia skoordynowanych w skali świata działań znajdzie potwierdzenie i wsparcie na nadchodzącym (2 kwietnia) szczycie grupy 20 państw (G-20) w Londynie. Obok zdecydowanego oporu wobec pojawiających się ciągot protekcjonistycznych oraz podjęcia działań odnośnie do regulacji globalnych przepływów finansowych jest to obecnie najważniejsza kwestia w pakiecie działań antykryzysowych.

    Wyłamywanie się Polski z tego wspólnego frontu stosowania instrumentów fiskalnych dla pobudzania koniunktury nie ma dla świata żadnego znaczenia, natomiast polskiej gospodarce w oczywisty sposób szkodzi.

  29. (451.) Panie Profesorze,
    Bardzo dziękuję za umieszczenie książek w formacie pdf na internetowych stronach. Przy każdej nadarzającej się okazji zaglądam do Pańskich książek, które czytam z ogromnym zainteresowaniem. To jest znakomity pomysł, który przybliża ludziom niezwiązanym z ekonomią – wiele problemów ściśle zależnych od tej nauki. Moim marzeniem jest, aby wszyscy, którzy krytykują Pańskie poglądy – najpierw zapoznali się z treścią napisanych przez Pana książek. Niestety, zbyt często mamy do czynienia z ludźmi, którzy nie mając “zielonego pojęcia” w jakiejś dziedzinie życia – merytoryczną dyskusję zastępują krytykanctwem. Zastanawiam się, czy byłoby możliwe doprowadzenie do publicznej debaty telewizyjnej Pana Profesora z przedstawicielem oponentów Pańskich poglądów?

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *